poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Welcome to the Sunset Strip - część 19





Julia:


      Okropny ból głowy zmusił mnie do otwarcia oczu. Przetarłam je powoli i przeciągając się zauważyłam, że jestem naga. Podciągnęłam na siebie szybko kołdrę i spojrzałam z przerażeniem w bok.
  - O kurwa... Nieee... tylko nie to! - jęknęłam żałośnie. Taka była właśnie moja reakcja na równie nagiego Axla.
Nie zważając na niego owinęłam się całą kołdrą i pośpiesznie zaczęłam zbierać ubrania z podłogi. Może też nic nie pamięta? - pocieszałam się. Póki spał zamierzałam jak najszybciej wynieść się z sypialni.
  - Cholera. - Niestety zapięcie od mojego stanika nie chciało ze mną współpracować. Kiedy wreszcie go założyłam, usiadłam na brzegu łóżka i zaczęłam wkładać spodenki.
  - Witaj Rocket Queen - usłyszałam cichy pomruk i śmiech. Odwróciłam się gwałtownie za siebie. 
Rose opierał się na łokciu i spoglądał na mnie z cwaniackim uśmiechem. Od razu rzuciłam w niego kołdrą. Kurwa... Grecki bóg się znalazł.
  - Że kto? - zapytałam złowrogo.
  - Nadałem ci taką ksywkę po wczorajszej nocy - wyjaśnił szybko puszczając do mnie oczko. Ugh, nie mogłam na niego patrzeć. 
  - To jak? Przyjemnie było się mną zabawić? - Czułam, że łzy napływają mi do oczu, ale z całej siły zaciskałam szczękę. Nie mogłam beczeć. Nie przy nim. 
  - Nie miałaś nic przeciwko. Wręcz przeciwnie.
  - Hm, pomyślmy. Może dlatego, że byłam pijana? - Miałam coś jeszcze dodać, ale dostałam odruchu wymiotnego, więc szybko pobiegłam do łazienki i zwymiotowałam do kibla chyba cały swój żołądek. Rudy od razu zjawił się w progu. Teraz przynajmniej miał już na sobie bokserki.
  - Ile wczoraj wypiłam? - spytałam podnosząc się z podłogi i podchodząc do kranu. 
  - Sporo. W końcu wygrałaś z Hetfieldem w piciu wódki. 
  - I... co jeszcze robiłam? - Nie ukrywam, zaczęłam się powoli bać. 
  - Tańczyłaś na stole z Larsem, zresztą z kim ty nie tańczyłaś. Potem ten zakład z wódką. A! I jeszcze dostałaś autograf. - Zaśmiał się kpiąco.
  - Jaki autograf?
  - Od Jamesa, na pośladku.
 - To zajebiście - rzuciłam z sarkazmem i zahaczając o ramię Rose'a poszłam z powrotem do sypialni. Usiadłam na łóżku i spuściłam głowę na kolana. Dawno nie było mi tak źle. Teraz powoli zaczynałam sobie wszystko przypominać. Dosłownie wszystko.
  - Jesteś na mnie zła? - Usiadł obok.
  - Jestem zła na siebie. Ale nie... - Podniosłam głowę do góry. - Na ciebie też. Przecież dobrze wiedziałeś, że się wkurwię.
  - Może lubię jak się wkurwiasz? - Uśmiechnął się, po czym wstał i wyszedł z pomieszczenia. Ja natomiast położyłam się i próbowałam znowu zasnąć. Ból głowy i żołądka były nie do zniesienia. Jednakże świadomość, że dałam mu się wyruchać była jeszcze gorsza. Czułam się jak szmata. 












Kamila:

      Obudziło mnie lekkie pochrapywanie Slasha, w którego objęciach właśnie leżałam. Uśmiechnęłam się mimowolnie i delikatnie podnosząc się z kanapy ruszyłam w kierunku kuchni. Przy stole siedział już Rose. 
  - Co słychać? - zapytałam podchodząc do czajnika. 
  - Powiedzmy, że jest okej - odpowiedział i zaciągnął się marlboro.
  - A gdzie tak właściwie jest Julie? - spytałam z ciekawości. Dzisiejszej nocy wszędzie było jej pełno dopóki nagle nie zniknęła. 
  - W sypialni. Było jej niedobrze, chyba poszła spać.
Kiwnęłam głową w geście zrozumienia. Z Axlem zamieniłam jeszcze parę luźnych zdań, po czym dopijając swoją kawę postanowiłam zobaczyć co z przyjaciółką. Rzeczywiście, leżała na łóżku zwinięta w kłębek i na zadowoloną to ona z pewnością nie wyglądała. 
  - Wszystko w porządku? - Przyklęknęłam koło niej i odgarnęłam włosy z jej twarzy.
  - Nie. Głowa mnie napierdala niesamowicie i... 
  - I...?
  - I chyba będę rzygać. - Chwyciła się szybko za buzię i pobiegła do łazienki. Dobrze, że ja wczoraj nie szalałam z alkoholem. Niby coś tam wypiłam, ale w umiarkowanych ilościach i dziś czułam się świetnie
Wróciłam z powrotem do kuchni i rozpuściłam Julii jakąś tabletkę na ból głowy. 
  - Kurwa, a za trzy godziny mamy iść do pracy. - Westchnęła ciężko i weszła do pomieszczenia, po czym skrzywiła się jeszcze bardziej, tak jakby na widok Axla. Ja już jej nie rozumiem. Wydawało mi się, że... Zaraz. Czy oni przypadkiem nie zniknęli gdzieś wczoraj razem?
  - Nigdzie nie pójdziesz, tylko odstraszysz klientów. - Zaśmiałam się krótko i podałam jej szklankę. - Pogadam z szefową, w końcu to wyluzowana kobitka, a kiedy indziej popracujesz trochę dłużej, zgoda? - Blondynka skinęła głową i posłała mi całuska. 
  - My też się wybierzemy z tobą do Troubadour, spytamy czy nie potrzebują zespołu na wieczorne weekendy czy coś - odezwał się Izzy, wpadając do kuchni.
  - A gdzieś ty tak właściwie był? Nie widziałam cię jak wstałam. 
  - Byłem odprowadzić Berry do domu. - Zaczerwienił się lekko, a jego kąciki ust mimowolnie podniosły się w górę. Zarumieniony facet? Zabawne. 
  - Gratuluję. Stradlin pierwszy raz od wieków poderwał jakąś laskę. - Zarechotał Axl.
 - Spierdalaj. Zajmij się lepiej sobą, bo sam w podrywaniu jesteś nie lepszy. A wybacz! Masz zaliczonych trochę dziwek na koncie, bym był zapomniał. - Odgryzł mu się Izzy. Na te słowa Julia od razu poderwała się z krzesła i zdenerwowana wyszła z kuchni z hukiem zatrzaskując się w łazience. - Czy ja powiedziałem coś nie tak? - Czarnowłosy podrapał się po głowie. Był równie zmieszany tą sytuacją jak ja.
  - Nie, nic. Teoretycznie mogła jedynie pomyśleć, że nazwałeś ją dziwką. - Axl uśmiechnął się do niego z ironią i zaczął bić mu "brawo". 
  - Ale przecież... Aaaa. Kurwa, chyba już rozumiem. - Skrzywił się. Rose podniósł się i popychając nieco Izziego poszedł najwyraźniej porozmawiać z blondynką, ale z tego co słyszałam, ta nawet nie otworzyła mu drzwi.
  - Głupio wyszło, chyba powinienem...
 - Spokojnie. Oni sami muszą sobie to wyjaśnić. Chodź. - Przerwałam mu i pociągnęłam do salonu. 
Akurat Slash zdążył się już przebudzić. 
  - Dzień dobry zazdrośniku. - Podeszłam do na wpółleżącego chłopaka i pocałowałam go w policzek. 
  - Przypierdolę mu jeszcze kiedyś w ryj, zobaczysz. - Udawał obrażonego.
  - Nie widzę takiej potrzeby. - Wywróciłam oczami. - Idę wziąć gorący prysznic.
  - Czekaj, idę z tobą. Co ma się woda marnować? - Objął mnie w talii i ruszyliśmy do na szczęście już wolnej łazienki. 
Nie obyło się bez drobnych pieszczot z udziałem wody, ale nie narzekam. Gdy już spłukaliśmy z naszych ciał mydło sięgnęłam po ręcznik i owijając się w niego podeszłam do lustra. Chwilę się sobie przyglądałam, zastanawiałam się co mogłabym zmienić w swoim wyglądzie. Może jakaś mała metamorfoza? Nawet nie zauważyłam, że Slash przygląda się mi z uśmiechem na buzi. 
  - Saul, jak myślisz? Przefarbować włosy na czarno?
  - Niee... - mruknął całując mnie po szyi.
  - To może na blond? Taki jasny, jak ma Michelle? - Samo tak jakoś... mi się wymsknęło.
  - Niee...
  - To może je skrócić?
  - Niee... - Cały czas obsypywał mnie pocałunkami.
  - Kurwa, Slash, ty mnie w ogóle nie słuchasz! - Westchnęłam i odepchnęłam go lekko od siebie.
  - Daj spokój. Po co masz coś zmieniać skoro taka mi się właśnie podobasz. 
 - Ale... - Już chciałam coś powiedzieć, kiedy Slash rozchylił moje wargi swoim językiem i zaczął mnie namiętnie całować. Po chwili jak gdyby nigdy nic zarzucił mnie sobie na ramię i poszedł do salonu.
      W tym właśnie pomieszczeniu zleciało nam całe popołudnie, aż w końcu zaczęliśmy się szykować do klubu. Jedynie Julia siedziała na łóżku i słuchała Janis Joplin na kasecie. Trochę jej zazdrościłam. Cholernie nie chciało mi się dziś pracować, ale w sumie jak sobie pomyślę o ciągłym rzyganiu to uznałam, że praca jest sto razy przyjemniejsza.   
Po godzinie latałam już od stolika do stolika zbierając zamówienia, które w sumie niczym się od siebie nie różniły. A to wódka, a to Daniels, no ewentualnie drink. Chłopaki natomiast siedzieli przy "swoim" stoliku i rozmawiali z moją szefową. Dziwne, jeszcze nie widziałam, żeby byli tak spokojni, a można nawet rzec, że kulturalni. Fakt, dobre wrażenie może zdziałać cuda. Co trochę na nich zerkałam. Po ich minach myślę, że rozmowa przebiegała pozytywnie. W końcu kiedy minęłam się na zapleczu z szefową szybko do nich podeszłam.
  - I jak? - zapytałam z podekscytowaniem.
  - Mamy dawać tu występy w każde wtorki i czwartki - powiedział Izzy i uśmiechnął się blado. Czy ten człowiek potrafi się w ogóle z czegoś cieszyć?
  - Wiedziałam! To co chłopaki, pijecie? - Raczej stwierdziłam niż spytałam.
  - No jasne, jest okazja to trzeba pić! - zawołał Steven.
 - W twoim przypadku to każdy dzień jest okazją - stwierdził Axl. Wszyscy parsknęliśmy śmiechem. - To wy sobie tu pijcie, a ja wracam do domu.
  - Żartujesz? Po co? - zapytał Slash.
 - Bo taką mam kurwa zachciankę. - Wstał i obdarzając mnie porozumiewawczym spojrzeniem ruszył w stronę wyjścia. Reszta chłopaków dopiero zaczęła się rozkręcać.








Axl:

      Drzwi do domu były otwarte, zresztą chyba nikt z nas nigdy ich nie zamykał. Bogactw to my kurwa nie mamy, więc o złodziei bać się nie musimy. Z sypialni rozbrzmiewała w dalszym ciągu ciotka Janis. 
Ściągnąłem kurtkę, zdjąłem buty i udałem się do owego pomieszczenia. Julie siedziała na łóżku i spoglądała na przeciwległa ścianę, dopóki mnie nie zobaczyła.
  - A ty co tu robisz? - spytała nie ukrywając zdziwienia.
  - Przyszedłem dotrzymać ci towarzystwa.
 - Obejdzie się bez niego - prychnęła. W myślach wytworzyła się już oczywiście wiązanka przekleństw. Nie idzie zrozumieć tych bab, no kurwa nie idzie.
  - Dobra, dość tego - rzuciłem stanowczo i podszedłem do niej. Blondynka zerknęła na mnie pytająco, a ja przysiadłem na brzegu łóżka i wbiłem w nią swój wzrok. - Musimy pogadać. Nie lubię niejasnych sytuacji.
  - No to gadajmy.
  - Dlaczego udajesz, że mnie nie lubisz? Przecież doskonale wiem, że coś do mnie czujesz. Nie możesz się do tego po prostu kurwa przyznać? - Chyba nie spodziewała się tych słów, bo zauważyłem zmieszanie na jej twarzy. Nie miałem jednak zamiaru odpuszczać. Dziewczyna spuściła głowę, a ja szybko podniosłem jej podbródek i przytrzymując go dłonią znalazłem się tak blisko, że nie mogła mi już uciec wzrokiem.
  - Tak kurwa, coś do ciebie czuję.  Nie wiem jakim cudem, bo jeszcze kilka tygodni temu miałam ochotę poobijać ci całą mordę, ale się zakochałam. - Zaskoczony odsunąłem od niej swoją dłoń. - Wiedz jednak, że nie zamierzam odgrywać roli jakiejś twojej dziwki i...
  - Stop - Przerwałem jej. - Kto powiedział, że traktuję cię jak dziwkę? Nigdy nie traktowałem. Nawet jak cię tak nazywałem to robiłem to tylko dlatego, że byłem kurewsko zazdrosny. - Teraz to sam siebie zaskoczyłem. Przecież to miałem akurat zachować dla siebie. - Byłem wkurwiony, że tak dobrze układają się twoje stosunki z Duffem. - Julie otworzyła lekko buzię ze zdziwienia.
  - Skoro to chwila szczerości to ja chyba też muszę ci się do czegoś przyznać. Wtedy jak pieprzyłeś się z Michelle też byłam zazdrosna - mruknęła, a ja poczułem pewnego rodzaju satysfakcję.  
  - Serio? - Uniosłem jedną brew do góry i mimowolnie uniosłem jeden kącik ust do góry. 
Blondynka przytaknęła tylko głową.  
  - Czyli oboje odstawialiśmy szopkę, hm? - Zaśmiałem się nawet nie wiem z czego. 
Później nastała chwila ciszy. Ani ja, ani ona nie wiedzieliśmy co powiedzieć. No Rose, zrób jakiś krok. Usiadłem na przeciwko niej i musnąłem delikatnie jej wargi.
  - To co? Mogę cię teraz nazywać moją Rocket Queen? - powiedziałem dając akcent na słowo "moja".
Dziwne... Liczyłem na coś w stylu pocałunku, uśmiechu, cokolwiek. Ona jednak spuściła głowę, a po jej policzku spłynęła łza. Teraz to już w ogóle nie wiedziałem co robić. 
  - Ej, co jest? Dlaczego ty...
  - Duff - wymamrotała.
  - Co Duff?
 - Co ja mu powiem? - Skrzywiła się, po czym nieoczekiwanie wtuliła się w moją koszulkę. Nie pozostawało mi nic innego jak tylko ją objąć. 
  - Przestań przejmować się tym co inni pomyślą. Duff to dwudziestodwuletni facet, no daj spokój, nie załamie się. Jedna wódka i mu przejdzie. - Na te słowa Julie pociągnęła głośno nosem. - To znaczy nie miałem na myśli, że wódka jest od ciebie lepsza. - Pogrążasz się, Axl... - Słuchaj. Nie zastanawiajmy się nad tym teraz, dobra? Mamy jeszcze parę dni do jego powrotu. 
  - Masz rację - Julie przetarła twarz rękawem i krzywo się uśmiechnęła. - Zaśpiewasz mi coś? - spytała przybierając tym samym cwaniacką minę.
  - Pewnie. Wezmę tylko gitarę. - Poleciałem szybko do salonu i sięgnąłem po klasyka Izziego. Kiedy wróciłem dziewczyna nie była już smutna. Na szczęście. Co jak co ale w pocieszaniu panienek to ja za dobry nie jestem. 
   - Lubisz Boba Dylana? - spytałem siadając koło niej. Julie przytaknęła głową, więc zacząłem grać Knocking on Heavens Door. Po chwili wydobyłem z siebie jakiś przeciągły dźwięk i zacząłem śpiewać.

Mama take this badge from me,
I can't use it anymore.
It's getting dark too dark too see
Feels like I'm knockin' on heaven's door.


Gdy skończyłem spojrzałem się na nią z oczekiwaniem. Chciałem w końcu wiedzieć czy jej się podobało.
  - Masz cholernie wielki talent, wiesz? 
  - Bez przesady. - Uśmiechnąłem się. Na ogół ludzie mówią mi, że fajnie drę japę czy coś w tym stylu, ale usłyszeć miłe słowa od niej to całkiem inne uczucie.  
Nawet nie wiem kiedy i jak, ale dziewczyna leżała obok mnie i opierała głowę na moim torsie. Zrobiło się w chuj romantycznie, ale szczerze? Podobało mi się to. 











Julia:

      W życiu bym nie pomyślała, że będę kiedykolwiek leżeć wtulona w tego rudego, wrednego osobnika i na dodatek wyznam mu swoje uczucia. To drugie na prawdę przyszło mi z trudem, no bo... dziwnie to wszystko wyszło. Przez tyle miesięcy docinaliśmy sobie wzajemnie, a teraz? A teraz okazuje się, że to były tylko pozory. Czysta gra. Kolejną rzeczą, która mnie zaskoczyła były moje łzy kiedy pomyślałam o Duffie. Ja naprawdę rzadko kiedy się rozklejałam, a teraz jeszcze robiłam to dlatego, że było mi kogoś szkoda? Zaczęłam odtwarzać w mojej głowie wszystkie zdarzenia związane z McKaganem i chyba coś we mnie pękło.  Poczułam wyrzuty sumienia.
Wiem, że basista liczy na coś więcej, ale ja traktuję go jak najlepszego przyjaciela. Zwyczajnie potrzebowałam czyjegoś ciepła, chciałam czuć się komuś potrzebna i McKagan był pierwszą osobą, która mi to zaoferowała
      Wtuliłam się w Axla jeszcze bardziej. Pomijając jego cięte teksty, jego trudny charakter i tą wściekłość, tak często malującą się na jego twarzy, to przecież tak naprawdę jest dobrym facetem. Tak myślę... 





Tydzień później...








Duff:


      Przedwczoraj Stradlin wysłał mi kasę i wczoraj wraz z Johnem uporaliśmy się z dilerami. Nie było łatwo, bo nie spodobało im się to, że nie mamy dla nich więcej forsy, którą mój brat miał im dopłacić za to, że tak długo z tym zwlekał. Udało nam się jednak z nimi trochę ponegocjować i daliśmy im jedynie sto dolarów więcej. Może nie będę wspominał o tym, że jeden z tych łysych pał się zdenerwował i nam wpierdolił. Na szczęście skończyło się tylko na rozcięciu łuku brwiowego, siniaku pod okiem i złamanej ręce Johna. Nie chcieliśmy mieć już jednak z nimi więcej do czynienia więc zamiast mu oddać po prostu stamtąd spierdoliliśmy. 
John uznał, że koniec z nałogiem, ale mam co do tego spore wątpliwości. Tak czy inaczej mam nadzieję, że będzie bardziej ostrożny.
W każdym razie mogłem wreszcie wracać do Los Angeles. Matka oczywiście spakowała mi dwie torby jedzenia na drogę, ale przyjąłem je bez większych oporów, bo podejrzewam, że wdając się z nią w dyskusję nie wyjechałbym stąd przed wieczorem. Pożegnałem się z Johnem, z moimi staruszkami i włożyłem do bagażnika ostatnią torbę.
Co jak co ale stęskniłem się za tymi ćpunami! Są dla mnie jak bracia i zwyczajnie nie mógłbym bez nich żyć. Ale dziewczyn też mi brakowało. Nikt nie potrafi mnie tak dobrze zrozumieć jak Camille.  A Julie... Co tu dużo gadać. Zgłupiałem na jej punkcie.
Los Angeles - powracam! 









Izzy:

      Stałem właśnie przed lustrem i czesałem włosy kiedy nagle poczułem jak coś mnie ciągnie za nogawkę. Spuściłem szybko głowę w dół, a moim oczom ukazał się... pies.
  - Co do cholery? - Nikt nie patrzył, więc "delikatnie" go kopnąłem. W końcu gryzł moje najlepsze spodnie! 
  - Eddie! Eddie! Gdzie jesteś? - Usłyszałem wołanie Stevena, który po chwili wszedł do łazienki na czworakach.
  - Ja pierdolę, Steven. Powiesz mi co to za śmierdziel?
  - Sam jesteś śmierdziel. To nasz nowy domownik - prychnął obrażony i wziął to coś na ręce.
  - Skąd ty go wytrzasnąłeś? - Steven podniósł się z ziemi i ruszył do salonu, a ja za nim. Na widok psa wszyscy okrążyli Stevena.
  - Pojechałem z pizzą do jednego klienta. Był mocno wkurwiony, bo mały Eddie zesikał się na jego dywan. 
  - Niech zgadnę... Sam zaproponowałeś, że go weźmiesz? - wtrąciła się Camille.
  - NieOpierdoliłem go, że tak się ze zwierzętami nie postępuje i jak wydarł się na mnie, że nie mam prawa go pouczać to mu przyjebałem. Wziąłem psa na ręce i przyniosłem tutaj - opowiadał z zaangażowaniem w głosie, a na koniec chwycił futrzaka i przytulił do siebie. Już miałem się odezwać, ale nagle zadzwonił telefon. Stałem najbliżej, więc go odebrałem.
  - Halo?
  - Czy rozmawiam z panem Adlerem?
  - Nie. Już go daję. Steven, do ciebie - powiedziałem i podałem mu słuchawkę.
Chłopak zaczął się z kimś kłócić, po czym rzucił telefon na podłogę.
  - Co jest? 
  - Zwolnili mnie z pracy. Tamten fiut naskarżył na mnie i mnie wylali... 
  - Też bym się wkurwiła jakby dostawca żarcia mnie uderzył - wymamrotała pod nosem Julie. 
  - Mniejsza z tym. Ważne, że Eddie jest bezpieczny! 
  - Ej, zaraz, zaraz. Czy ty sobie kurwa myślisz, że ten pies zamieszka z nami? - Oho, Rudy wkracza do akcji. W sumie dobrze, też nie zamierzam mieszkać z tym śmierdzielem pod jednym dachem.
  - No Axl, no proszę cię! Jakby ciebie ktoś tak potraktował i wyrzucił. Jakbyś się czuł
  - Po pierwsze to nie porównuj mnie do psa, a po drugie - wysyczał Axl, ale uspokoił się kiedy Eddie zaczął tulić się do jego nogi.
  - Widzisz! Polubił cię! To co? Może zostać? - spytał i robiąc niby to słodką minę wziął śmierdziela na ręce. 




  - Ja jestem na tak! odki jest. - Uśmiechnęła się Camille i kucając zaczęła go głaskać.
  - Ja też. Co jak co, ale wam chyba nie powinien przeszkadzać. Sami zachowujecie się jak zwierzęta. - Dzięki Julie.
  - Mi to wisi, może zostać. Podejrzewam, że Duffowi też. On chyba nawet lubi psy - wymamrotał Slash.
  - Axl, prooooszę! - Steven się wyszczerzył.
 - Eeee... Noo... - Błagam przyjacielu, liczę na ciebie! - Niech będzie - Co, kurwa?! 
 - Izzy? - Teraz patrzyło na mnie pięcioro par oczu, nie licząc okrągłych gał Eddiego.
- Dobra, ale ma się do mnie nie zbliżać! Bo zastrzelę! - Wszyscy zaczęli się śmiać, a ja tylko coś tam wymamrotałem pod nosem i zacząłem zakładać buty. - Idę do Berry, spotkamy się w klubie.
  - Tylko się nie spóźnij, bo to kurwa pierwszy występ jest - upomniał mnie Axl.
  - Tak, wiem - mruknąłem i zarzucając ramoneskę wyszedłem z domu. 
Berry nie mieszkała daleko, więc jakieś pół godziny później byłem pod jej domem.
Zapukałem do drzwi i chwilę później zostałem obdarzony pocałunkiem. 
  - Siadaj na kanapie. Ja tylko wysuszę włosy i idziemy. - Zrobiłem jak kazała, po czym z nudów zacząłem rozglądać się po jej salonie. Ogólnie przytulnie tu u niej. Podobno jej rodzice to jakieś grubsze ryby, więc co się dziwić, że ma własny dom.
  - Gotowa! Możemy iść. 
Trochę mnie zatkało, bo w czarnej koronkowej sukience i szpilkach prezentowała się zajebiście dobrze. Uśmiechnąłem się do niej delikatnie i chwyciłem za rękę.
W klubie znaleźliśmy się pół godziny przed występem, gdzie reszta już na nas czekała. 
  - Idę do stolika. Życzę powodzenia. - Puściła do mnie oczko i poszła do Camille. Julie nadrabiała dzisiaj jakieś godziny więc latała od stolika do stolika. My natomiast zaczęliśmy się rozgrzewać. Wspomnę, że na basie w zastępstwie miał zagrać nasz kolega Tom. Nawet nie wiem skąd go znamy, ale podobno ma swój zespół i jakby nie było, coś tam grać potrafi. Bez problemu zgodził się dać z nami koncert.
  - To co dziś gramy? - zapytałem znudzony.
  - To co zwykle. I jeszcze My Michelle, bo się blondyna niecierpliwi  - odpowiedział Axl.
      Już pół godziny potem staliśmy na scenie. Nie było żadnych gadek szmatek. Od razu zaczęliśmy grać. Publiczność odebrała nas pozytywnie, bo wszyscy pchali się pod scenę i śpiewali razem z nami. Co tam, że nie znali tekstu. Na koniec pozostała nam do zagrania nowa piosenka.
  - A teraz utwór dla naszej koleżanki Michelle! 
Blondynę zauważyłem pod samą sceną. Myślałem, że po nieco chamskim tekście się wkurwi, ale było wręcz przeciwnie. Z uśmiechem kołysała się w rytm muzyki.







Julia:

      Chłopakom jak zwykle poszło zajebiście. Young wyglądała na zadowoloną, więc mam nadzieję, że w końcu się od nas wszystkich odwali. Akurat wychodziłam z zaplecza, gdy zauważyłam jak Michelle stoi przy ladzie i oparta o nią spogląda na siedzących przy stole Gunsów. Na jej twarzy malował się jakiś dziwny uśmiech.
   - Co ty tam kombinujesz? - spytałam złowrogo. - Przecież napisali ci tą piosenkę, wiec z tego co pamiętam miałaś się odczepić.
  - Myślisz, że pozbędziecie się mnie tak łatwo? - Nadal nie odwracała od nich wzroku. 
Już miałam ochotę jebnąć tacą z całej siły w ten natapirowany łeb, ale dałam sobie na wstrzymanie. Zaniosłam zamówione przez jeden stolik drinki i udałam się w stronę łazienki dla personelu. Otworzyłam drzwi kluczykiem i nim zdążyłam go wyjąć z zamka ktoś mnie wepchnął do środka i szybko je zatrzasnął. Odwróciwszy się gwałtownie szarpnęłam za klamkę, ale nic mi to nie dało. Ktoś mnie kurwa zamknął. 
   - Ja pierdolę, co jest?!
Zdjęłam z włosów wsuwkę i próbowałam nią otworzyć drzwi, ale ta tylko się złamała. Później zaczęłam walić w nie pięściami i darłam się żeby ktoś mnie wypuścił, ale to też na nic mi się nie zdało. W klubie było za głośno, a toaleta i tak była obok zaplecza, więc nikt tędy nie łaził. Po piętnastu minutach usiadłam zrezygnowana na kiblu i postanowiłam czekać...









Kamila:

      Siedzieliśmy wszyscy przy stole i opijaliśmy udany występ chłopaków. Szkoda, że Julia nie mogła z nami siedzieć, ale musiała odpracować parę godzin z zeszłego tygodnia. Nagle przy naszym stoliku pojawiła się Michelle i z ironicznym uśmiechem spojrzała się na Saula.
   - Co znowu? Piosenka się nie podobała czy co? - zapytał Axl.
  - Nie, nie. Piosenka bardzo mi się podobała. Ja w innej sprawie. Slash muszę ci coś powiedzieć. 
  - Czego? - Podniósł głowę do góry i odgarniając włosy spojrzał na nią skrzywiony.
  - Jestem w ciąży. Z tobą. - Po tych słowach zakrztusiłam się swoim drinkiem. 
  - Że co kurwa?! - Slash wstał jak oparzony i popchnął stolik tak, że parę szklanek wylądowało na ziemi. 
  - To co słyszałeś. Będziemy mieć dziecko. 
Czułam się jakby ktoś przyłożył mi właśnie łopatą w łeb. Wstałam i chwytając za torbę wyszłam z lokalu. Nawet nie płakałam. Po prostu szłam przed siebie. Całą mną trzęsło. Mój chłopak będzie miał z kimś dziecko?! Ja pierdolę. 
Po paru minutach zatrzymałam się na środku ulicy. W końcu wypadałoby sobie obrać jakiś cel tego łażenia, bo nie mam zamiaru spać na ławce. Ale gdzie ja mam niby pójść? Do Motleyów? Odpada! Do Berry? Nie, to by było zbyt oczywiste, a ja nie mam zamiaru z nikim na ten temat teraz rozmawiać. Do cholery jasnej! Gdzie ja mam pójść? Wreszcie wpadłam na pewien pomysł. Chłopcy z Metalliki. Może nie będą mieli nic przeciwko, żebym się u nich zdrzemnęła. Akurat wiem gdzie mieszkają, bo gdy szliśmy kiedyś z Saulem na spacer to przechodziliśmy koło ich domu. Po piętnastu minutach szybkiego marszu stałam więc pod ich drzwiami. Wzięłam głęboki wdech i zapukałam.
  - A kogo my tu mamy? - Otworzył mi Lars i posłał totalnie odstraszający wyszczerz. 
  - Cześć - zaczęłam nieśmiało. - Głupio mi tak trochę o to pytać, ale czy mogłabym u was zostać na noc?
  - Zależy w jakim sensie? - Zaśmiał się i pokiwał wymownie brwiami. - Żartuję, właź.  Wepchnął mnie do salonu gdzie na kanapie siedziała reszta chłopaków. 
  - Koleżanka u nas zostanie na noc. 
  - A myślałem Camille, że jesteś ze Slashem? - James podrapał się po głowie.
  - Kurwa, co za debil. Po prostu u nas przenocuje - wyjaśnił mu Ulrich.
  - No dobra, nie mam nic przeciwko. Chcesz piwo? - Uśmiechnął się szeroko i zrobił mi miejsce na kanapie.
  - Wiesz, wolałabym coś mocniejszego, inaczej chyba nie zasnę. 
  - I to lubię! - Poklepał mnie po plecach i wyciągnął spod sofy butelkę czystej wódki. Dorwałam się do niej od razu. Byłam zadowolona, że nie wypytywali mnie o powód mojego najścia. Traktowali mnie jak swojego kupla. To mi się podobało. Na jednej wódce w końcu się nie skończyło. 
Nie, dziś nie mogę być trzeźwa.









Julia:

      Przetarłam powoli oczy. Chyba mi się nieco przysnęło. I nadal tkwię w tym kiblu. Zajebiście.
Zanim zdążyłam się podnieść, usłyszałam znajomy głos.
  - Proszę mi kurwa nie mówić, że tu nie wolno wchodzić, chyba kurwa tam gdzieś musi być!
  - Ale tu nie... - Ktoś próbował przerwać jego krzyki.
  - Przesuń się skarbie albo sam cię przesunę. Julie! jesteś tu? 
  - Tu jestem! W kiblu! - zaczęłam z całej siły kopać w drzwi.
  - Co ty robisz w kiblu od... - Zrobił przerwę. - Od trzech godzin? - Już jest pierwsza w nocy? Nieźle. 
  - Ktoś mnie tu wepchnął i zamknął na klucz. Idź do szefowej i poproś o zapasowy.
  - Dobra, zaraz wracam. 
Po piętnastu minutach usłyszałam kroki. Drzwi się otworzyły, a moim oczom ukazał się zdenerwowany Rose i zdziwiona szefowa. 
  - To prawda, że ktoś cię tu zamknął? - spytała jakby w niedowierzaniu. 
  - Nie kurwa. Sama się zamknęła! - odburknął Axl.  
  - Tak. I dam sobie rękę uciąć, że zrobiła to Michelle. - Westchnęłam.
  - Nie ma jej już w pracy, ale jutro z nią porozmawiam. Dziwna sytuacja... - Zamyśliła się. - No nic, wracaj już do domu. 
Ruszyłam szybkim krokiem na zaplecze i zaczęłam się przebierać. Axl stał koło mnie i stukał nerwowo paznokciami w stół.
  - Nie wiesz co ona jeszcze odwaliła... - Spojrzałam na niego zdziwiona. - Przyszła do nas do stolika i jak gdyby nigdy nic oznajmiła, że jest ze Slashem w ciąży. - W tym momencie przestałam wiązać swoje buty i opadłam na krzesełko. - Przecież to nam rozwali zespół! Slash tatusiem, jeszcze czego! On nawet szklanki w tych koślawych łapach nie potrafi utrzymać a co dopiero dziecko
  - A Camille? Gdzie ona jest? - Wyrwałam się z zamyślenia.
  - Nie wiem. Wstała i wyszła z klubu. Zresztą jej się nie dziwię. 
  - Kurwa mać! Znowu zrobi coś głupiego! - Okej, tego chyba nie powinnam mówić na głos. Rudy uniósł jedną brew do góry. - Nieważne...
  - Będziemy jej teraz szukać?
  - Nie wiem. Jestem padnięta. Nie mam pojęcia gdzie mogła pójść.
  - Pewnie do Motleyów albo Berry...
  - Wątpię, że w takie oczywiste miejsca. 
  - Wracajmy do domu. Za dużo jak na jeden dzień. - Chyba miał rację... 
Zawiązałam buty, chwyciłam za torbę i oboje wyszliśmy z klubu. Szliśmy objęci nie odzywając się do siebie przez całą drogę. Chyba każde z nas było pogłębione w swoich myślach. 
      W Hell House było dziwnie pusto. Steven z Izzym spali na łóżku w sypialni. Slasha nie było. Miałam nadzieję, że szukał właśnie szatynki. Nie pozostawało nam nic innego jak położyć się na kanapie. Wzięłam jeszcze prysznic i ułożyłam się obok śpiącego już Axla. 
Chory dzień.  









Duff:

      Nareszcie podjechałem pod naszą rezydencję! Była dopiero druga w nocy, ale wszędzie było ciemno. Postanowiłem nikogo nie budzić i w ubraniach rzuciłem się na materac. Torby zamierzałem przynieść z samochodu jutro. Zdziwiłem się kiedy nagle poczułem na swojej twarzy język. Ktoś ewidentnie mnie lizał! To było dziwne, aczkolwiek... Nie narzekałem. 




     





20 komentarzy:

  1. Wreszcie Axl i Julie sobie wszystko wyjaśnili :D A Michelle, szkoda gadać..

    OdpowiedzUsuń
  2. Alee fajny rozdział, super na prawdę! :) Szkoda mi Duff'a :( A ta Michelle, co za kobieta. -.-

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejny Świetny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Swietny kocham kiedy zdjecia tak pasuja do rozdzialu :] tylko ja bym tam dal wiecej gry na instrumentach ale i tak super xD// Mikołaj Bilicki

    OdpowiedzUsuń
  5. Nareszcie Axl i Julia razem! <3 Tylko co z Duffem...? Żal mi go trochę. Znajdź mu ładną kobietę, co? Tak na pocieszenie... Niech zrozumie, że Julia była tylko zauroczeniem i niech wszyscy będą szczęśliwi! :D
    Michelle - na stos z nią. Lincz publiczny. Mało już namieszała?? Zabić po uprzednim wyobijaniu mordy to mało. -,-
    Steven i akcja z psem - kochane! :D Jak ja lubię opisy jego dziecinności... :D
    Rozdział - jak zawsze fajny.
    Czekam z niecierpliwością na więcej! Pisz ile tylko możesz.
    Życzę duuuużo weny i chęci do tworzenia!
    K8

    OdpowiedzUsuń
  6. No tak, prosiłaś o jakikolwiek komentarz no to pisze :) Rozdział świetny jak zawsze <3 A Michelle to moim skromnym zdaniem to nie kobieta tylko zwykła dziwka -,- No musze powiedzieć że jebłam na momencie kiedy Eddie lizał Duffa po mordzie xD Wiesz już może kiedy możemy spodziewać sie następnego rozdziału :3 ? NIE ZAWIESZAJ BLOGA !!! :O

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozjebałaś. Niekontrolowany atak śmiechu przy tym psie. Super. Zrobiłaś na koniec napęcie i .... Konieeec! Miechelle w ciąży? Ciekawe czy jest w tym choć krztyna prawdy. Choć mam nadzieję że ktoś pomyśli że to gówno prawda... Jezu NIE KOŃCZ TEGO BLOGA NIGDY. Albo pisz nowy potem. Ja bez ciebie nie mogęęęę. No dobra dobranoc ;3

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudowny :) jeden z najlepszych rozdziałów, długość idealna ;) uwielbiam to opowiadanie, piszesz najlepiej :3 I jeszcze krótkie pytanko, kiedy będzie następny? :D

    OdpowiedzUsuń
  9. HAHAHAH akcja z psem jest najlepsza!B)
    rozdział jak zwykle zajebisty, mogłabym czytać każdy rozdział godzinami:D
    bardzo słodka akcja jak Axl i Julie sobie wszystko wyjaśnili <3
    suka z Michelle.
    czeeeeekam na kolejny rozdział!!
    nie marnuj swojego talentu!;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jej to było zajebiste *__* Uwielbiam Cię :D
    Axl i Julie - po prostu meega opisałaś scenki z nimi. W końcu sobie wszystko wyjaśnili :3
    Slash i Kamila - było tak pięknie. I się zjebało. Ehh ta suka Michelle. Jak ja jej nie znoszę ! Ugh !
    Steven - szkoda, że biedaczka wywalili z pracy xD Chciał dobrze dla zwierzaka no :D
    Izzy - Ja z niego nie wyrabiam. Sama nie wiem czemu. Jest taki zabawny :D (tak jestem dziwna o.o)
    Duff- dobrze, że wraca. Chociaż nie, bo jak zobaczy szczęście Axla i Julki to się biedaczek załamie.
    Tak czy inaczej czekam na ciąg dalszy tej historii.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Wszystko jak w bajce u Axla i Julie..taa tyle, że co z biednym Duffem? ;_; Michelle ta suka w ciąży ze Slashem? On by jej nawet gałęzią nie tkną ma Kamile.. A Steven taki kochany i uratował pieseczka ♥ Czyli wszystko wspaniale XD

    OdpowiedzUsuń
  12. ŁOHO! Jak się postarałaś! Naprawdę rozdział wyszedł superowy! B)
    A to zdzira z Micheele... chociaż myślę, że kłamię z tą ciążą :D
    Adlerek SUPERBOHATER ♥
    CZEKAM Z NIECIERPLIWOŚCIĄ NA NOWY!

    OdpowiedzUsuń
  13. Rozdział świetny! Tylko martwi mnie ta ciąża tej dziwki (czyt. Michelle), mam nadzieje, że kłamie, albo wpadła z kimś innym. Axl i Julia *.* Tylko Duff'a mi szkoda, biedaczek, kochał ją ;__; Awwww... Steven <33 Bedzie ciekawie, pies w HellHousie xD Piszesz coraz lepiej ;) Z niecierpliwością czekam na następny, mam nadzieje, że równie zajebisty ;D

    OdpowiedzUsuń
  14. Super rozdział! Biedny Duff :((( a miałam nadzieję, że to on będzie z Julią. Ja i tak wiem, że ta Michelle tylko udaje xDDD , a jeżeli nie to to opowiadanie będzie coraz bardziej szalone. Czekam na następny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Rozdział boski. Jesteś genialna!
    Jak już wszyscy wyżej napisali, szkoda mi Duffa. Julia dała mu nadzieję, a teraz jest z Axlem. Miałam wielką nadzieję, że jednak będzie z Żyrafką ;____;
    Jestem ciągle wkurwiona na Michelle! Nienawidzę baby! I ona z tą ciążą ma kłamać! Jak okaże się, że to prawda, to się załamie.
    Piesek Stevena jest taki słodki zresztą jak Steven. Zdjęcie jest boskie :)
    Czekam na nowy :)
    ----------------------------------------------------------
    + U mnie wreszcie pojawił się nowy rozdział, więc zapraszam :)
    http://mygnrstory.blogspot.com/2013/08/rozdzia-2.html

    OdpowiedzUsuń
  16. Cieszę się, że Axl i Julia w końcu wyznali sobie co do siebie czują :)
    Kurde...
    Jaka suka z tej Michelle! Ehh...
    Szkoda gadać...
    Biedna Kamila :/
    Ehh.
    CZEKAM NA NASTĘPNY :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ostatni rozdział "Nothing Lasts Forever" ;___;
    Zapraszam :)

    http://appetiteforgunsnroses1985.blogspot.com/2013/08/nothing-lasts-forever-epilog.html

    OdpowiedzUsuń
  18. "(...) Ktos ewidentnie mnie lizal. To bylo dziwne aczkolwiek przyjemne". Rozjebalas system xDDDDD Co tu duzo pisac, swietny. ;) Usmialam ske za dwoch, a musze przyznac ze talentem est mnie rozsmieszyc piszac opowiadanie, takze wielki pozdiw za to :))) I wybacz ze z anonima, alejestem zbyt leniwa /ciotos

    OdpowiedzUsuń
  19. Heh, dawno mnie tu nie było, i przepraszam za to :D
    A co do rozdziału, to długość jest odpowiednia i wgl wszystko idealnie! Bo jest ciekawe i wciągająca, a do tego przyjemnie się czyta!
    Spadam do następnego :D Wypadałoby nadrobić, a nie być tak zacofanym, chociaż z drugiej strony, jak już nadrobię, to będę musiala czekać z utęsknieniem na nowe.. :D

    OdpowiedzUsuń
  20. Zakończenie najlepsze XD Duff pewnie już się cieszył, że to jakaś napalona laska XDDD no to będzie miał rozczarowanie.

    Jeszcze większe będzie miał jak dowie się, że Julcia teraz jest z Axlem. W sensie nie wiem czy już są oficjalnie razem ale skoro została jego Rakietową Królową...

    Łooo, Michelle niezłe akcje odstawia! Już by im serio mogła dać spokój skoro dostała piosenkę i to jeszcze taką, z której jest zadowolona. Coś czuję, że z tą ciążą to ściema. Tylko czemu Kami tak w to uwierzyła, już mogła spodziewać się po Michelle takich nieczystych zagrywek.

    Fajnie, że chłopcy z Mety przygarnęli Kamilę.

    No i super, że Gunsi mają załatwione regularne występy :D

    Lecę czytać dalej :)
    Pozdrowionka ;*
    Lady Stardust <3

    OdpowiedzUsuń