niedziela, 15 lutego 2015

Wake up... time to die! [10]








~Z perspektywy Julie~
  


     Chłodny wiatr co trochę muskał moją twarz i rozwiewał niesforne kosmyki włosów. Otuliłam się szczelniej grubym swetrem i upiłam z kubka kolejny łyk mocnej kawy. Wzroku nie odrywałam od pięknej panoramy miasta. Drapacze chmur rzeczywiście robiły ogromne wrażenie. Parę lat temu nawet nie śniłam, że się tu znajdę. A teraz... Uśmiechnęłam się pod nosem.





- zanuciła przyjaciółka swoim delikatnym głosem, który osobiście uwielbiałam. Westchnęłam głośno i opierając nogi o balustradę przymknęłam oczy.
  - Śpiewaj dalej - mruknęłam, kiedy ta przestała.
 - Jesteś pewna? - Zaśmiała się. Przytaknęłam krótko głową, na co ta ponowiła swoje nucenie. 
Bajecznie! Teraz tylko zatrzymać czas i trwać w tym momencie przez całe wieki. Zły humor znikał, o problemach się nie myślało. A jeśli nawet... Stawały się one tak małe i bezsensowne, że umysł od razu się oczyszczał. Poranki na tarasie trzeba było niezwłocznie dopisać do listy najprzyjemniejszych rzeczy. Gdzieś między adwokatowymi lodami a nocnymi spacerami po mieście.
    Pochłonięta przeróżnymi myślami nie zorientowałam się nawet, kiedy szatynka przestała śpiewać i zaczęła przypatrywać mi się ze... smutkiem? Litości. Nad czym się tu smucić? Nawet ja tego nie robię. Jakbym miała rozpaczać nad każdą swoją porażką czy pechem, już dawno wąchałabym kwiatki od spodu. 
  - I co zamierzasz?
  - Nie wiem. - Wzruszyłam obojętnie ramionami.
  - Słuchaj... Sama mi kiedyś mówiłaś, że to gwiazdy rocka, że uganiające się za nimi panienki to normalna rzecz i... - Jej nieudolne starania sklecenia sensownego zdania poniekąd mnie rozśmieszyły.
  - Możemy o tym nie gadać? Spójrz jak pięknie. - Tu kiwnęłam głową na wprost. - Nie psujmy chwili. 
Dziewczyna uniosła nieśmiało jeden kącik ust do góry i zjechała w dół po swoim siedzeniu.
Znając życie, zaraz...
  - Ale nie odejdziesz od niego, prawda?
Wywróciłam oczami, po czym westchnęłam zrezygnowana.
  - Może tak, może nie. 
 - No ale jak to? To przecież głupota! Będzie tak jak kiedyś, pamiętasz? Rozstaniecie się, potem znowu zejdziecie! No na co ci to?
  - Slash, wstałbyś wreszcie z wyra i zabrał swoją dziewczynę na spacer! - Zawołałam, ale jedyna odpowiedź gitarzysty to przewrócenie się na drugi bok. Świetnie.
  - Więc? - Camille nie dawała za wygraną. Och żebyś wiedziała jak bardzo mi teraz działasz mi na nerwy...
  - Nie chodzi mi tylko o wczoraj. Po prostu... No wiesz, jak się jest z kimś dłużej, to po pewnym czasie zaczynasz odkrywać w tej drugiej osobie każdą jej wadę, nie? - Skinęła głową w geście zrozumienia, co przeczyło z jej obecną miną. - I czasami te wady... Są bardzo rażące. Kwestia charakterów, niektóre do siebie zwyczajnie nie pasują. - Zakończyłam nieco smętnie, choć było to oczywiście niezamierzone. Samo tak wyszło.
  - Często się kłócicie? 
W odpowiedzi zaśmiałam się żałośnie.
 - Żeby tylko - wymamrotałam cicho pod nosem, tak aby mnie nie usłyszała. - To nie jest do końca normalny człowiek.
 - No o tym wie chyba każdy - odparła nie kryjąc rozbawienia. Zaraz jednak spoważniała i obdarzyła mnie dziwnym spojrzeniem. - Coś ci zrobił?
- Nieee, oczywiście, że nie. - Za wszelką cenę próbowałam nie dać po sobie poznać, że coś ukrywam. - Kłócimy się i tyle. - Szatynka uśmiechnęła się do mnie pocieszająco i położyła dłoń na moim kolanie. Odetchnęłam z ulgą, bo najwyraźniej ten niewygodny dla mnie temat można była uznać za zakończony.
  - Dobra, blondi. - Wstała gwałtownie z krzesełka i klasnęła w ręce. - Idziemy na miasto! Z aparatem.
 - Tak jest! - Zasalutowałam i... Kurwa, trzeba wrócić do pokoju po ubrania.
Niechętnie podniosłam swoje cztery litery z siedzenia i jakże ochoczym, jakże szybkim i jakże żwawym krokiem ruszyłam do swojego pokoju, gdzie miałam nadzieję nie zobaczę dwóch roznegliżowanych ciał. Bo przecież już wszystkiego się mogłam spodziewać.
Nacisnęłam delikatnie na klamkę, by już po chwili spokojnie buszować po pomieszczeniu. 
Wnioskując po szumie wody Axl bierze właśnie prysznic. Wnioskując po jego śpiewie pewnie prędko spod niego nie wyjdzie. Wnioskując po... Nie pierdol, tylko szukaj tej zasranej dżinsowej kurtki! O, jest.
Teraz tylko jakieś spodnie i koszulka... A! No i gdzie jest moja kosmetyczka? 
Zaczęłam szybko wyrzucać ze swojej walizki wszystkie rzeczy. Chwilę później zorientowałam się, że w łazience zrobiło się nagle cicho. Do jasnej cholery, musi gdzieś tu być! Włączyłam tryb błyskawiczny i zaczęłam jeszcze raz wszystko nerwowo przerzucać. No błagam... No proszę... Jest!
W biegu chwyciłam za wszystkie potrzebne mi ciuchy i już kierowałam się do drzwi, gdy usłyszałam zgrzyt przekręcanego zamka. 
Spokojnie, dasz radę. Biegało się w szkole na czas. Raz! Dwa! Trzy! Gleba.
  - Kto tu kurwa położył tą butelkę?! - Zaklęłam.
  - Ja?







~Z perspektywy Axla~
   


      I na co obsuwasz tą koszulę w dół? Kochanie, widziałem twój tyłek już wiele razy. Chętnie obejrzę go znowu. 
Uśmiechnąłem się złośliwie widząc jej naburmuszoną minę. Pozbierała się szybko z podłogi, sięgnęła po butelkę, o którą się przewróciła i cisnęła nią o... Nie o mnie? No proszę, o ścianę. Szkło rozprysło się na mnóstwo małych kawałeczków. Zważywszy na to, że byłem na boso, a chcąc sięgnąć po buty musiałbym najprawdopodobniej przefrunąć nad tym skrawkiem podłogi, wkurwiłem się.
  - U kogo spałaś? - Zapytałem nie siląc się na przyjemny ton.
  - Może spytasz  z kim? - Mruknęła zagryzając wargę.
  - Jak to kurwa z kim? - Wysyczałem.
  - No przecież wolny związek, skarbie! - Zawołała, po czym zaśmiała się z kpiną. 
Jak się dowiem, że rzeczywiście się z kimś pieprzyła to chyba... Kurwa! Nie, nie zrobiłaby tego. To taka zagrywka, mam rację? Próbuje wzbudzić we mnie wyrzuty sumienia i... I chyba właśnie jej się udało.
Axl Rose i wyrzuty sumienia? Bo zwymiotuję!
  - Posłuchaj, ja ci wszystko wytłumaczę... - Zacząłem spokojnie, choć w środku wcale taki spokojny nie byłem. - Ta laska to była jakaś napalona fanka. Nawet nie pamiętam już jej imienia! - Ekhm, Sue... -Zaproponowała, że mi obciągnie to się zgodziłem. Ale do niczego więcej nie doszło! Mogło dojść, ale odmówiłem.
Zaklaskała w dłonie przez co powiało sarkazmem.
  - To chyba nie pozostaje mi nic innego jak rzucić ci się na szyję i podziękować. - Westchnęła teatralnie. Ugh, kobieto, okażże mi trochę zrozumienia. Przecież mnie kochasz. Spójrz, mam na sobie twoje ulubione slipy. Uwielbiasz je! Ze mnie zdejmować... Całego mnie uwielbiasz, tak? Tak. To mi szybciutko wybacz i... Pogódźmy się jakoś... W ładny sposób...
  - Mała... - Kontynuowałem przybierając minę zbitego psa.
  - Spierdalam stąd - Machnęła na mnie ręką i ruszyła do drzwi.
 - No ale zaczekaj! Pro... Kurwa! - Wrzasnąłem czując pod swoją stopą pieprzony kawałek szkła. - Albo masz rację, spierdalaj! - Dorzuciłem z wściekłością. Blondynka pokazała mi środkowy palec i z trzaskiem drzwi wyszła z pokoju. 
A pieprzcie się wszyscy!














~Z perspektywy Izziego~





   Ładna dziewczyna w moich objęciach, podmuch rześkiego, nowojorskiego powietrza przez uchylone okno, papierosowy dym przyjemnie drażniący moje płuca. No i czego chcieć więcej? No okej, już nie bądźmy tacy w chuj poetyccy. Zmierzyłem wzrokiem brunetkę, zaczynając od jej gęstych cudownych włosów, a kończąc na jej długich zgrabnych nogach. Wczoraj o tym nie myślałem, bo nawet nie wypadało, ale dzisiaj... Mieliśmy nowy dzień, dużo lepsze humory... Stęskniłem się za nią nie tylko pod względem psychicznym, ale i fizycznym. Normalna rzecz.
  - Izzy... Zagraj mi coś - mruknęła głaszcząc mnie po jeszcze niepotraktowanych dzisiaj prostownicą włosach. Swoją drogą, pieprzę to prostowanie. ZROBIŁY MI SIĘ SUCHE KOŃCÓWKI. 
 - Okej - rzuciłem krótko i sięgnąłem po swoją gitarę. Moje plany musiały niestety chwilę poczekać. 
Przez moment zastanawiałem się co mógłbym jej zagrać, a zaręczam, było to dla mnie trudne zadanie. W końcu wybór padł jednak na Think About You. Brunetka już przy pierwszych dźwiękach posłała mi szeroki uśmiech, który naturalnie odwzajemniłem. Przypomniałem sobie dawne dzieje, kiedy to stałem pod jej balkonem i śpiewałem jej ten może i nieco denny, ale pisany prosto z serca kawałek. 
  - Wyszedłem pewnie wtedy na kompletnego idiotę, nie? - Spytałem w przerwie między zwrotką a refrenem. Dziewczyna zaśmiała się uroczo.
 - Trochę. Ale nie ma nic seksowniejszego niż facet piszący ci piosenki. - Stwierdziła i po raz kolejny potarmosiła moją czuprynę. Ach, podbudowała mi ego.
Po odśpiewaniu refrenu, który oczywiście rozczulił Berry i sprawił, że dała mi soczystego całusa prosto w usta, pieprznąłem, no dobra, odłożyłem gitarę na bok i po prostu się na nią (na dziewczynę rzecz jasna) rzuciłem. 
  - Panie Stradlin, cóż to za agresywne zachowanie? - Udała oburzoną.
 - Wiesz jak się czuje lew, który od paru miesięcy nie miał w buzi ani kawałka mięsa?
  - Czy ty właśnie porównałeś mnie do kawałka mięsa?
  - Do kurewsko atrakcyjnego kawałka mięsa. - Zamruczałem i zacząłem błądzić dłońmi pod jej koszulką w poszukiwaniu zapięcia od niepotrzebnej części garderoby. W międzyczasie napastowałem jej słodkie wargi i... 
  - Izzy, otwieraj! 
Przekląłem pod nosem. 
 - Może zaraz sobie pójdzie - wyszeptałem odrywając się od niej i zerknąłem w stronę drzwi, w które pewien intruz walił pięściami.  
  - Wiem, że tam jesteś! 
Wolałem już ruszyć tyłek i dowiedzieć się o co mu chodzi, niż słuchać jego irytujących skrzeków. 
 - Momencik. - Posłałem dziewczynie porozumiewawcze spojrzenie i ruszyłem do drzwi. - Czego?
  - Masz jakąś apteczkę? - Zerknąłem na niego jak na ostatniego debila. - Mam szkło w stopie! 
  - O, nie! - Przyłożyłem dłoń do buzi i udałem poruszonego. 
  - Nie wkurwiaj mnie, tylko mi pomóż! Krew mi kurwa leci! Dodatkowo jestem tak wkurwiony, że zaraz wypierdolę chyba jakąś szafkę przez okno! - Wydarł się i przepchnąwszy się przeze mnie wszedł do pokoju. - Wszystkie dziewczyny to zwykłe ku... O, kurwa. 
Odwróciłem się spokojnie i stanąwszy za plecami Rudego zerknąłem na Berry. Biedactwo nie za bardzo wiedziało co powiedzieć czy zrobić. Podrapała się tylko po głowie, po czym kiwnęła niedbale ręką na powitanie. 
  - Berry?
  - We własnej osobie - odparła z lekkim uśmiechem. 
  - Chyba wam przeszkodziłem... 
 - Chyba tak - odpowiedziałem szybko i próbowałem go stąd ładnie mówiąc... Wypierdolić. 
  - Świetnie wyglądasz. - Puścił do niej jeszcze oczko i pokuśtykał na jednej nodze do wyjścia. Zamknąłem za nim drzwi i odetchnąłem głośno.
  - No, to na czym skończyliśmy? - Uśmiechnąłem się zadziornie i zrzucając z siebie koszulkę podszedłem do łóżka. 
  - My panie Stradlin nawet nie zaczęliśmy. - Westchnęła teatralnie.  
 - Błąd? 
Przysunąłem ją za nogi do siebie, po czym naparłem całym ciałem na roześmianą brunetkę. A później... A to już kurwa nie powinno nikogo interesować. 









~Z perspektywy Camille~


  - Nie myślałaś kiedyś o modelingu? - Na to pytanie wytrzeszczyłam oczy i podeszłam szybkim krokiem do przyjaciółki, która przeglądała w aparacie zrobione przed chwilą zdjęcia. Przyjrzałam im się z lekko przekrzywioną głową.




  - Serio? - Zrobiłam głupią minę i postukałam się palcem po czole. 
  - Mhm, jesteś fotogeniczna, skarbie. - Ukazała swoje proste ząbki w szerokim wyszczerzu. 
  - Głupio się trochę przyznać, ale kolega z branży zapytał mnie o to samo. Powiedział, że chętnie wziąłby mnie na jakąś sesję czy coś - wymamrotałam zawstydzona. No bo... Miałabym być modelką? Ja? Błagam.
 - I co? Zgodziłaś się? - Zapytała z podekscytowaniem, który naturalnie zgasiłam.
 - Nie... To nie moja bajka. Wolę robić zdjęcia niż do nich pozować. - Blondynka zganiła mnie wzrokiem, ale już nic więcej na ten temat nie powiedziała. 
Po parunastu minutach spaceru przysiadłyśmy wreszcie na ławce, naprzeciwko siebie. Trochę gadałyśmy, trochę milczałyśmy. Julie jak to miała w zwyczaju co trochę się zawieszała i gapiła przed siebie. Nawet się nie zorientowała kiedy cyknęłam jej zdjęcie.




  - Nad czym to moja blondyna rozmyśla? - Zagadnęłam pogodnie, na co dziewczyna wreszcie się ocknęła. 
  - Czy by tutaj kiedyś nie zamieszkać.
  - O nie, kochana. Wolę wiecznie słoneczną i cieplutką Kalifornię. A tam gdzie ja, tam i ty - odparłam stanowczo, na co przyjaciółka westchnęła tylko ze zrezygnowaniem i zaśmiała się pod nosem. 







Kilka godzin później, wieczór...










     Dzisiejszego wieczoru umówiliśmy się z chłopakami i Berry, że pójdziemy połazić wspólnie po mieście, zahaczając na koniec o jakiś klub. Właśnie, Berry! Kiedy zobaczyłyśmy ją z Julie w hotelu przy automacie z kawą, o mało jej na nią nie wylałyśmy. Została przez nas porządnie wyściskana i porządnie wypytana. O wszystko. Uratował ją przed nami Izzy, którego całe dotychczasowe przybicie zniknęło, jak ręką odjął. 
Kontynuując, wszystko byłoby świetnie, gdyby nie fakt, że Slash nie chciał z nami pójść. Tłumaczył się złym samopoczuciem, bólem brzucha i innymi pierdołami. Tylko dlaczego wydawało mi się to dziwne?
 - Saul, naprawdę odpuszczasz sobie chlanie? Może ty serio jesteś chory? - Ignorując jego minę przyłożyłam dłoń do jego czoła.
  - To chyba przez zmianę klimatu, nie wiem. Po prostu chcę zostać w pokoju i pospać - jęknął, więc postanowiłam dać mu spokój. 
  - Sam mam nadzieję...
  - Samiusieńki. 
  - Okej, to erotycznych snów czy coś - rzuciłam zrezygnowana i wyszłam z pokoju. Przed hotelem, jak się okazało, wszyscy już na mnie czekali. Żadna nowość. Punktualność nigdy nie była moją najlepszą stroną.
  - No, to za mną! - Zarządziła brunetka i całą grupą ruszyliśmy ku centrum, do którego nie było znowu tak daleko. W końcu mówiliśmy tu o Guns N' Fuckin' Roses, pięciogwiazdkowy hotel w dobrym położeniu miał być od teraz podstawą. Nie ukrywam jednak, że będąc jego właścicielką bałabym się wpuścić do niego tych dzikusów. Na szczęście nią nie byłam i wszelkie wyrządzone przez nich szkody kompletnie mnie nie interesowały. 
   Wracając do naszej wycieczki krajoznawczej, Nowy Jork nocą był boski. BOSKI. Okej, może te całe bandy w bocznych uliczkach nie były za ciekawe, ale stanowiły tylko mały dodatek specjalny. Pierwsze miejsce zgarniały oświetlone wieżowce Manhattanu. A skoro już tu byliśmy, to nie mogliśmy odpuścić sobie odwiedzin CBGB.





Przed klubem, jak i w środku było dość tłoczno, ale stolik dla Gunsów zawsze się znalazł. Zamówiliśmy całe tace alkoholu, który głównie stanowiły wymyślne drinki. Nie trzeba było też długo czekać, żeby poprzysiadali się do nas fani chłopaków. W tym seksowne fanki. Może to i dobrze, że Saul został w hotelu... 
Przez cały pobyt w tym miejscu miałam na plecach ciarki, poważnie. Myśl, że po tej samej podłodze co ja stąpała kiedyś Debbie Harry, Patti Smith, Ramones i inne wielkie gwiazdy wręcz rozsadzała mnie od środka. W pozytywnym sensie ma się rozumieć.
Wnętrze przepełnione było zapachem tytoniu, trawki i prawdziwych skór, które z dumą nosili na sobie przystojni, długowłosi faceci. Boże, błagam, niech tak wygląda Niebo. Albo Piekło. Nieważne, zdecydowanie mogłabym spędzić tutaj całą wieczność.
  - Camille, chyba się nawaliłem. - Adler walnął głowę na moje ramię i głośno stęknął. Odpaliłam czerwone marlboro i zaciągając się dymem zaczęłam rozglądać się po wnętrzu. Masa plakatów zdobiących ściany przypominała mi mój dawny pokój. Kiedyś miałam kompletnego hopla na punkcie zbierania wszystkich gadżetów związanych z moimi ulubionymi zespołami. A nie było to wcale znowu takie proste. Te najbardziej cenne uzyskiwałam podczas tzw wymian ze starszymi kolegami. Bez podtekstów. Zazwyczaj dawałam im paczki podebranych siostrze fajek, a oni odpalali mi zajebiste plakaty i kasety.








W rytm Rebel Rebel zaczęłam kołysać głową, co chyba nie spodobało się mojemu towarzyszowi, bo stęknął ponownie.
  - Co masz taką słabą głową? - Rzuciłam, ale odpowiedziało mi tylko kolejne stęknięcie. Słaby zawodnik, słaby. Z Hudsonem pewnie urządzalibyśmy teraz wyścigi w chlaniu, ale ten postanowił się dzisiaj źle poczuć. Oparłam się znudzona na łokciu. Nie, znudzona to złe określenie. W tym miejscu nie da się nudzić. Zdałam sobie po prostu sprawę, że bez Slasha nie potrafię się już tak dobrze bawić. Poważny błąd! Nie możesz się ograniczać! Ruszaj na podryw, zatańcz z kimś! 
Ostatecznie zatańczyłam z litrową butelką czystej, której opróżnianie wraz z McKaganem szło nam w zadziwiającym tempie.
Po pewnym czasie gdy w główce zaczęło szumieć i postanowiłam zrobić sobie przerwę, zorientowałam się, że nie ma wśród nas mojej przyjaciółki i rudego szajbusa. Rozejrzałam się trochę nerwowo po klubie, ale na widok zmierzającej ku nam parze trzymającej się za dłonie od razu się uspokoiłam. Ekhm, czyżby rażące wady się schowały? A gdzie kwestia charakterów? Pieprzenie.   
Wystarczyło, że Rose szepnął jej coś na ucho, cmoknął czule w policzek, usadził na swoich kolanach i dziewczyna była z powrotem wpatrzona w niego jak w bóstwo. Ale prawdziwe bóstwo leżało w moim pokoju.
  - Wracam do hotelu - wydukałam, a Duff mimo upojenia zmarszczył ostro brwi. Spokojnie tatuśku.
  - Sama? Nie ma mowy. Poza tym jest za wcześnie - wybełkotał. 
 - Racja. Dobra, to idę do kibla - mruknęłam i wstając od stolika ruszyłam rzecz jasna do wyjścia. Nie bałam się, byłam już zaprawiona w bojach. Chodzenie nocą po Sunset Strip wcale nie było bezpieczniejsze. Łapy w kieszenie, szybki marsz i niedługo potem cała i bezpieczna dotarłam do hotelu. 
Wyciągnęłam z kieszeni kluczyk od pokoju, gdyż nie chciałam niepotrzebnie budzić najprawdopodobniej drzemiącego teraz chłopaka i przekręcając zamek wpadłam do środka. 
  - Wróciłam! - Zawołałam podpita, ale widok jaki zastałam prędko stłumił mój dobry humor. - I to dlatego chciałeś zostać sam? Super - szepnęłam w sumie do samej siebie i podchodząc wolnym krokiem do łóżka usiadłam na jego brzegu. 
Nie zdążył nawet wyciągnąć sobie igły z żyły, więc to cudowne zadanie przypadło nikomu innemu jak mi. Przerażał mnie ten widok. Autentycznie mną zatelepało. Zacisnęłam usta w wąską linię i delikatnie wyjęłam strzykawkę z jego ręki. Później odwiązałam z niej pasek i cisnęłam nim o podłogę. Chłopak mamrotał coś pod nosem, ale nawet nie starałam się go zrozumieć. Okryłam go tylko szczelnie kocem i kładąc się obok, ułożyłam sobie jego głowę na moim brzuchu. 
  - Dupek z ciebie, wiesz? - Prychnęłam, po czym pocałowałam go w czubek głowy i przykryłam dodatkowo kołdrą. 
Była to jedna z koszmarniejszych nocy, której w ogóle nie przespałam. Nie wiedziałam jeszcze, że czeka mnie takich więcej... 






~*~

W kwestii rozdziału nie chce mi się za bardzo wypowiadać. 
Wstawiany za długo, wiem, przepraszam. 
Ale z różnych przyczyn pisanie idzie mi ostatnio dość topornie, dlatego...

ZAWIESZAM

Ale luz blues, wrócę. Kiedy? Po egzaminie gimnazjalnym, do którego chyba warto się nieco pouczyć i który odbędzie się pod koniec kwietnia. 
Kupa czasu, nie? Ale szybciutko zleci. 
Zresztą... Niewykluczone, że najdzie mnie w wolnym czasie wena i coś tu jednak przez ten czas wrzucę. No. To chyba tyle.  
Także ten... Żegnam państwa, wracam za 2 miesiące ;) 


Buzi!