Steven:
Od jakichś pół godziny siedząc w fotelu przyglądałem się śpiącej Nathalie. Rozczochrane włosy opadające na jej bladą twarz, moja koszulka z AC/DC na jej drobnym ciele i ciche pomrukiwanie wydobywające się z jej rozchylonych teraz nieco ust wywołało u mnie nagłe parsknięcie śmiechem. Nawet nie próbujcie mnie zrozumieć.
- C... co jest? - zapytała ochrypniętym głosem, po czym podniosła się na łokciach
i spojrzała na mnie zdziwiona.
- Nic, nic. Uroczo po prostu wyglądałaś. - Westchnąłem stając na równe nogi.
- I to jest niby powód do śmiechu? - rzuciła mi podejrzliwe spojrzenie, po czym szczerząc się szeroko wskoczyła na moje plecy.
- Kieruuuuneeeek... kuchnia! - zawyłem podsadzając ją jeszcze wyżej, po czym ruszyłem w wyznaczone miejsce. Kiedy znaleźliśmy się w pomieszczeniu, w którym urzędowali już Duff, Axl i Izzy, brunetka momentalnie ze mnie zeskoczyła.
I dałbym sobie rękę uciąć, że przybrała zawstydzony wyraz twarzy. Tylko do chuja pana, dlaczego?
Mojej uwadze nie umknął cwaniacki uśmieszek Rose'a, który najpierw mierząc Nat wzrokiem, po chwili skierował go na mnie.
- Powiedz, Nathalie... - zaczął cały czas patrząc się na mnie. Kurwa, on zaraz coś palnie!
Potraktować go wzrokiem morderczym czy raczej błagalnym? Dobra, wybrałem to drugie. Przynajmniej jest szansa, że ruda pała nie będzie chciała zrobić mi na złość.
- Chcesz jajecznicy? - dokończył posyłając mi przy tym kpiący uśmiech. Ja mu kiedyś coś zrobię, przysięgam. Całe życie... No dobra, przez kilka ostatnich lat regularnie obrywam od niego kopniakiem w jaja! Czas zaplanować zemstę. Ale to kiedy indziej.
- Pewnie - rzuciła i usiadła sobie przy stoliku. Kilka minut później Axl postawił przed nią talerz żółtej papy zwanej ponoć jajecznicą. Widziałem jak wykrzywia się w uśmiechu przełykając to, co nabrała sobie do buzi. Wiadomo już nie od dziś, że w tej ruderze poza dziewczynami gotować potrafi tylko jedna osoba - ja.
Tak czy siak chcąc skrócić jej męki i cierpienia kazałem jej się szybko w coś przebrać i powiedziałem, że zabieram ją na miasto. Z ruchu jej ust wyczytałem jeszcze 'dziękuję', po czym dziewczyna od razu pobiegła do łazienki.
- Ładna jest. Masz nasze błogosławieństwo - rzucił żartobliwie Duff, po czym poklepał mnie po plecach.
- Ale nie zjadła mojej jajecznicy - wtrącił się Rose.
- Stary, tego się nie da jeść - jęknął Izzy i z obrzydzoną miną wywalił resztę papki do śmietnika.
- Potwierdzam - mruknąłem. Rudy obdarzył mnie tylko dziwnie złośliwym uśmiechem i podchodząc bliżej... Nie, tylko nie to!
- Auuu! - krzyknąłem łapiąc się za swoje krocze. Axl tylko zaśmiał się głośno i wymijając mnie ruszył do salonu.
Kiedy Nathalie była już gotowa i mogliśmy wychodzić, Duff poinformował nas jeszcze, że mamy za godzinę wrócić, bo trzeba zrobić jeszcze jedną próbę. Też mi coś. Nie lepiej grać na spontanie?
Tak czy inaczej jakiś czas później spacerowaliśmy z Nathalie po śródmieściu zerkając co trochę na wystawy sklepowe. Co dziwne, Nat ani razu nie poprosiła żebyśmy weszli do żadnego z butików. Pamiętam jak poszedłem kiedyś na taki spacer z Sarą. Kilka pierdolonych godzin spędziła na przymierzaniu sukienek, a i tak w każdej wyglądała identycznie. Nathalnie nie należy raczej do grona dziewczyn, dla których liczy się tylko i wyłącznie wygląd. Nie oznacza to, że o niego nie dba. Ba, jest bardzo ładna. A obcisłe spodnie moro, koszulka Black Sabbath i starte czarne trampki powiedziałbym, że nadawały jej tylko uroku.
- Tu jest jakiś cukierniczy, wchodzimy? - rzuciła nagle wskazując palcem na sklep. Przytaknąłem tylko głową i otwierając drzwi przepuściłem ją z szerokim uśmiechem. Skończyło się na tym, że kupiliśmy sześć pączków. Trzy na głowę, co to dla nas?
Nażarci i zadowoleni postanowiliśmy powoli wracać na chatę. W końcu miałem wrócić na próbę. Szliśmy więc spokojnie krok w krok do Hell House kiedy nagle dziewczyna została szarpnięta do tyłu.
- Gdzie ty do cholery byłaś?! - Odwróciłem się do tyłu i spostrzegłem koło Nathalie jakąś babkę po czterdziestce.
- Zostaw mnie - warknęła brunetka i szybko się od niej odsunęła.
- Masz odpowiedzieć na moje pytanie. Gdzie do cholery poszłaś kiedy wypisali cię
z odwyku?! I kim jest ten facet? - Tu zmierzyła mnie niezbyt przyjemnym wzrokiem. Chciałem się jej ładnie przedstawić, ale najpierw musiałem oblizać palce z lukru.
- Co cię to obchodzi? Moja sprawa. Z tobą nie chcę mieć nic wspólnego - prychnęła chowając dłonie do kieszeni.
- Ale będziesz miała, bo jesteś jeszcze gówniarą i nie masz nic do gadania.
- Yhy, już niedługo. - Nat nadal przybierała wyraz wyluzowanej i obojętnej osoby.
I w tym momencie tamta kobieta jak gdyby nigdy nic ją spoliczkowała.
- Co pani robi?! - krzyknąłem nie zważając na ludzi i przyciągając do siebie dziewczynę szybko przytuliłem ją do swojej klatki.
- Uczę ją szacunku. A ty się nie wtrącaj. - Tu zagroziła mi palcem. Pokazałem jej tylko przed samym nosem fucka i obejmując jedną ręką Nat ruszyłem dalej.
- Masz wrócić do jutra do domu, bo wezwę policję i twój fagas będzie miał problemy! - zawołała jeszcze za nami, ale miałem ją w czterech literach. Dalszą drogę nic się nie odzywałem. Czekałem, aż ona coś powie. I powiedziała, kiedy byliśmy już przed drzwiami naszej rudery.
- To była moja ciotka...
- Domyśliłem się.
- Ja nie chcę do niej wracać - mruknęła załamującym się nieco głosem.
- I nie wrócisz - powiedziałem i posłałem jej ciepły uśmiech.
Slash:
Mimo, że wczorajsza noc była bardzo, ale to bardzo wyczerpująca... mi, jako facetowi, było najzwyczajniej w świecie mało. Przejechałem dłonią wzdłuż talii mojej dziewczyny i powoli, niby to przez przypadek dotknąłem jej odsłoniętych teraz piersi. Boże, dlaczego one muszą być takie jędrne? I jak ma się tu facet hamować? Och, niczym takie dwie soczyste brzoskwinie, które można chwycić w obydwie dłonie i...
- Co ty kurwa odpierdalasz? - Ehm. I jak tu się teraz wytłumaczyć?
- Co ty kurwa odpierdalasz? - Ehm. I jak tu się teraz wytłumaczyć?
- Ee, nic. Podziwiam cię po prostu. Jesteś taka idealna. - Westchnąłem i posłałem jej uśmiech nr. 3 - żadna mu nie ulegnie.
- Naprawdę tak uważasz? - zapytała jakby lekko zawstydzona i zarumieniła się.
- Oczywiście - mruknąłem seksownie i nachylając się nad nią zacząłem obcałowywać jej szyję. Mój kolega zdążył już stanąć na baczność. I prawidłowo!
- To świetnie. Pójdziemy w takim razie kupić dla twojej idealnej dziewczyny idealne ubrania. - Zaśmiała się drwiąco i odsuwając mnie od siebie wstała szybko z łóżka, po czym zaczęła zbierać z ziemi nasze ciuchy. No nie, kurwa. Nie teraz!
- Błagam, nie - jęknąłem opadając z powrotem na swoją poduszkę.
- W nocy powiedziałeś, że pójdziesz ze mną dokąd będę chciała. - Zmarszczyła brwi
i skrzyżowała ręce na piersiach.
- Chyba podczas szczytowania. - Parsknąłem, na co ta jeszcze bardziej się naburmuszyła. Posyłając jej jeszcze tylko dość irytującego zapewne całuska wychyliłem się do terrarium i wyciągnąłem z niego moją drugą dziewczynkę.
Zaraz potem owinąłem sobie Liz wokół swojej szyi, a jej głowę chwytając w prawą dłoń skierowałem ku swojej twarzy. To takie zabawne stworzonko. Nie rozumiem jak można bać się węży.
- Podejdź... - mruknąłem.
- Nie. - Otrzymałem krótką odpowiedź i szatynka zrobiła jeszcze parę kroków w tył.
- Podejdź. - Ponowiłem, tyle że bardziej stanowczym głosem. Camille przeklęła tylko cicho pod nosem, po czym jednak zbliżyła się do mnie i bardzo powoli usiadła na łóżku.
Tym razem głowę Liz skierowałem ku niej.
- No... polubicie się dziewczynki, hm? - Parsknąłem śmiechem, a Cam zgromiła mnie tylko spojrzeniem. Nie zastanawiając się długo podniosłem węża do góry i nim ta zdążyła zareagować założyłem go na jej szyję.
- Slash... Ja cię błagam... Weź go... Proszę... - wyszeptała cała sztywniejąc.
- Próba, Hudson! Chodźże tu! - zawołał głośno McKagan, więc podniosłem swoje zgrabne cztery litery z łóżka i ruszyłem do salonu.
- Slash! Nie zostawiaj mnie! - Pisnęła Camille, na co ja wywróciłem oczami.
- Dasz radę, skarbie. Wierzę w ciebie! - Zabije mnie, mam to jak w banku. Tylko czemu ta sytuacja mnie bawi?
- To co chuje, gramy dzisiaj ten nowy kawałek? - zagadnąłem wyciągając z kąta Les Paula i podłączyłem go do piecyka.
- Dwa nowe. - Odchrząknął Axl, a my zerknęliśmy na niego zdziwieni. - Spokojnie, kiedyś to już ćwiczyliśmy, tylko coś dopisałem - dodał wyciągając z kieszeni spodni jakąś pomiętą kartkę. Dobra, mi to wisi.
- Popcorn, do bębnów - wymamrotałem jeszcze w stronę blondyna, który siedział
z Nathalie na kanapie i pocieszał ją czy coś w ten deseń.
- No już. - Westchnął i grzecznie powędrował za perkusję.
- One, two... One, two, three, four!
Duff:
Przed godziną dwudziestą wszyscy znajdowaliśmy się już w Troubadour i byliśmy na etapie rozstawiania sprzętu.
- Blondi, kurwa. Rusz się! - No dobra, ja byłem bardziej zajęty wychylaniem głowy na wszystkie strony. Chciałem po prostu zobaczyć czy Lucy zdążyła już zaszczycić nas swoją jebaną, ale jednak potrzebną obecnością. Gdyby miała nie przyjść cały mój plan poszedłby się pierdolić. A tego nie chcemy, prawda?
- No już... - prychnąłem jedynie i poszedłem pomóc Slashowi w przynoszeniu z samochodu wzmacniaczy.
- Cześć wam. - Usłyszeliśmy nagle za sobą, a naszym oczom ukazała się uśmiechnięta Julie.
- No hej - mruknąłem puszczając do niej oczko, a kiedy odstawiłem sprzęt na swoje miejsce, podszedłem do niej, żeby ją trochę przydusić. To znaczy... przytulić, ya know. - Wtajemniczyć cię w mój plan? - zapytałem kiwając wymownie brwiami.
- No raczej - mruknęła z cwaniackim uśmieszkiem, po czym oboje wyszliśmy z klubu na fajkę. Co prawda blondynka powinna latać teraz od stolika do stolika i zbierać zamówienia, ale i tak nikt tego nie pilnuje, a jej bynajmniej na tym nie zależy.
Wracając... Podczas gdy rozmawiałem z Julie o moim utworze, który z wielką przyjemnością miałem ochotę dzisiaj zaprezentować, w naszą stronę zbliżała się Lucy. Z każdym krokiem jej mina stawała się coraz bardziej zdenerwowana.
- Cześć - rzuciła w końcu i kiedy cmoknęła mnie już w policzek zmierzyła moją przyjaciółkę morderczym spojrzeniem.
- Ja już idę do środka - wymamrotała i po chwili zostałem z Lu sam na sam.
- To ten... My chyba też wchodzimy, nie? - spytała przybierając przy tym niewinną minę.
- Ta - rzuciłem szybko i oboje weszliśmy do środka. Klub stawał się coraz bardziej zaludniony, ale to mnie akurat cieszyło. Płytę wydajemy dopiero za jakiś miesiąc, a ludziska już traktują nas jak pieprzone gwiazdy. Fajna sprawa, nie powiem, że nie.
- Idź pod scenę, ja lecę do chłopaków - odezwałem się, na co dziewczyna przytaknęła głową i udała się w wiadomym kierunku. Wchodząc do garderoby minąłem się natomiast z Berry, która sądząc po brudnych od szminki policzkach Izziego zdążyła go już wycałować.
- Wytrzyj się. - Parsknął złośliwym śmiechem Rose i rzucił w bruneta jakąś szmatką.
- Sam byś chciał mieć odbite czyjeś usta na twarzy - fuknął Stradlin i uniósł głowę dumnie do góry.
- Nie bój się, będę miał. Jeszcze dziś - mruknął Axl i uśmiechnął się cwaniacko.
- Fakt. Dziwki zawsze używają mocnych szminek, więc ślady będą na pewno sporo widoczniejsze niż u mnie. - Kurwa, moglibyście powoli kończyć.
- Nie miałem na myśli dziwek - burknął Rose i przybierając jeszcze obrażoną minę raczył ruszyć swój pierdolony zad na scenę.
Parę minut później koncert można było uznać za rozpoczęty. Oczywiście zaczęło się od skrzeku Rudego: 'You know where you are?!' Mówiłem im, żebyśmy choć raz zaczęli od jakiegoś innego kawałka, ale jak to Axl stwierdził - Welcome to the jungle jest najbardziej efektowne. I kłóć tu się z takim. Bądź co bądź, laski od razu zaczęły piszczeć czy rzucać w nas stanikami, więc zapowiadało się dobrze.
Ja na razie stałem sobie spokojnie oparty o plecy Hudsona i brzdąkałem na swoim basie. Kątem oka zerkałem a to na Stevena, który podskakując napierdalał równo
w bębny, a to na Rose'a, który wił się na scenie jakby mu kto robaki do tyłka włożył czy na Izziego, który z papierosem w gębie nie dawał żadnych większych oznak życia. Później jednak mój wzrok przykuła Lucy, która cały czas patrząc się na mnie śpiewała i tańczyła w rytm muzyki. Szykuj się, mała.
Pod praktycznie sam koniec koncertu nadszedł wreszcie ten upragniony moment.
- Dobra ludzie, wiem, że zajebiście się mnie słucha, ale teraz oddaję mikrofon temu dryblasowi. - Tu kiwnął swoim rudym łbem na mnie i przekazując mi mikrofon zszedł na chwilę ze sceny.
- Ee... siema! Ostatnio napisałem nowy kawałek, który znajdzie się na naszej nowej płycie i pomyślałem, że warto by go wam tutaj dziś sprezentować. A jakoże moje natchnienie do napisania tego numeru stoi właśnie tu. - Wskazałem ręką na zaskoczoną blondynkę. - To tym bardziej chcę to zrobić.
Czemu ci ludzie patrzą się na mnie jakbym reklamował garnek w telezakupach? Jebać.
- Gotowi? To jedziemy! - wydarłem się i Bogu dzięki tłum na nowo zaczął gwizdać i krzyczeć.
Jej szczęka niebezpiecznie drgała, a oczy wypełniły się najprawdopodobniej łzami. Ale nie było mi jej żal. Przeciwnie. Posłałem jej kpiący uśmiech i zacząłem śpiewać, a raczej drzeć się dalej.
Axl:
Uwaga, uwaga... Na scenę powraca zajebistość! Tak, tak, mowa o mnie.
- Niezły jest, nie? - rzuciłem do mikrofonu i sam obdarzyłem Lucy drwiącym uśmiechem. Stała teraz koło baru cała czerwona ze wstydu czy złości i chyba czekała, żeby tylko wpierdolić McKaganowi. Patrząc jednak na dryblasa wiedziałem, że był usatysfakcjonowany i jakby nie było, cieszyłem się razem z nim. Z laskami trzeba tak postępować. Jak cię szmata zdradzi to trzeba się mścić. Dobra, kurwa, wiem. Sam nie jestem lepszy. Tym bardziej, że na myśl o fakcie, że zaraz mam zaśpiewać dla kogoś utwór zaczyna mnie skręcać w żołądku. Jeśli dziewczyna nie wyjdzie po dwóch pierwszych zwrotkach utworu, będzie dobrze!
- Skoro już bawimy się w jebane dedykacje to ja też chcę dla kogoś zaśpiewać. Właściwie o kimś. Chuj, jedno i drugie - wydukałem, a wzrokiem odszukałem pośród tłumu Julie. Blondynka odłożyła tacę z drinkami gdzieś na bok i rzucając mi zdziwione spojrzenie stanęła jak słup soli. Kiwnąłem jeszcze tylko głową w stronę Adlera, a ten walnął dynamicznie w perkusję. Słysząc pierwsze dźwięki mimowolnie zacząłem kołysać głową, a następnie już chyba całym ciałem.
Po drugim refrenie tempo muzyki zwolniło. Upiłem
szybko łyk wody z butelki i zarzucając swoje włosy do tyłu ruszyłem na przód
sceny.
Kończąc utwór tymi słowami posłałem Julie delikatny uśmiech. Jej mina nie wyrażała natomiast zupełnie nic. Ba, ruszyła chyba na zaplecze, a później przebrana już w swoje ciuchy wyszła szybko z klubu. Zajebiście.
- Przypominamy, że za miesiąc pojawi się na rynku nasza pierwsza płyta, więc jeśli macie ochotę na kawał dobrego rock n' rolla to kupujcie. - Pożegnałem widownię i razem z resztą chłopaków zszedłem ze sceny.
- Axl! - Poczułem jak ktoś szarpie mnie za rękaw. Odwróciwszy się zobaczyłem Camille, więc posłałem jej pytające spojrzenie. - Idź za nią. - Uśmiechnęła się i szturchnęła mnie lekko w ramię. Przez dość sporą chwilę się wahałem. Stałem w miejscu i gapiłem się w ścianę bez żadnego celu.
- Do pierdylion razy sztuka - rzuciłem pod nosem i chwytając jeszcze za swoją ramoneskę ruszyłem do wyjścia. W oczy rzuciła mi się tylko jeszcze konfrontacja Lucy z Duffem. Blondynka darła się wyzywając go od chujów i uderzała go z otwartej dłoni w twarz. A McKagan? Śmiał się tylko głupkowato popijając co trochę wódkę prosto z butelki. W sumie... Wszyscy się teraz z niej śmiali. Zachowywała się żałośnie.
- Axl, podpiszesz mi się na cyckach? - Zaczepiła mnie jakaś małolata. I uwaga... Pierwszy raz olałem w takim momencie laskę. Na cyckach! Rozumiecie to? Mogłem podpisać się jej na cyckach. Ale chrzanić to!
Wiatr w moich rudych włosach (wiecie jak wtedy wyglądam seksownie?) i pędzę do mieszkania Julie mając nadzieję, że uda nam się wreszcie normalnie porozmawiać.
Kilka minut i byłem już pod jej klatką. Wbiegłem po schodach na trzecie piętro i gdy dotarłem pod odpowiednie drzwi mocno do nich zapukałem. Otworzyły się w sumie od razu. Blondynka uchyliła je delikatnie, a na mój widok... raczej nie wydawała się być zaskoczona.
- Obraziłaś się za ten tekst? Wiesz, że nie miałem tego na celu.
- Nie obraziłam. Jest w sumie taki trochę... - Westchnęła. - prawdziwy.
- Chciałem, żeby ostatnia zwrotka była wiadomością do ciebie - kontynuowałem wciąż będąc cholernie spiętym. Jej wzrok wbity w podłogę wcale mi tego nie ułatwiał.
- Doceniam to. - Tu popatrzyła na mnie przez chwilę, po czym wpuściła do środka.
- Ale nie na tyle, żeby mi wybaczyć i...? - Zrobiłem jeden krok do przodu.
- Och, zbędne pierdolenie. Co miałam wybaczyć już dawno wybaczyłam. - Przerwała mi szybko.
- Więc nie na tyle, żeby do mnie wrócić? Mała, mam dość tych relacji. Nie odstawiajmy szopki. My się kurwa nawzajem potrzebujemy. Wiem to. Ty też wiesz! - Podniosłem nieco głos i uniosłem jej głowę do góry. Była cholernie smutna, jak i zdezorientowana. Sam czułem się podobnie, ale nie chciałem tego okazywać. Nie w tym w końcu rzecz.
- Przez ten rok zdążyłam chyba zauważyć, że jednak możemy bez siebie żyć. No wiesz... Ty chyba lubisz towarzystwo obcych kobiet - mruknęła obdarzając mnie ironicznym uśmieszkiem.
- Ty tych wszystkich przydupasów z klubu najwyraźniej też! - Musiałem krzyknąć. Wkurwiłem się.
- Dobra, to nie ma sensu. Wyjdź - rzuciła równie zdenerwowana i wskazała ręką na drzwi.
- Czyli nie potrzebnie się starałem, nie? Mam wyjść i się od ciebie odwalić?
- Tak - odparła krótko i obdarzyła mnie kolejnym nic niewyrażającym spojrzeniem. To wyszedłem. Z trzaskiem drzwi. Próbowałem? Próbowałem.
Mam kurwa dość!
Julia:
Cholera. Co ja kurwa robię? Wstydzę się wyznać mu prawdę? A może jakaś pieprzona duma każe mi grać zimną sukę? Coś mi się wydaje, że już za częstą nią grałam. Teraz mogę już śmiało stwierdzić, że nią jestem. Pogratulować!
Stoję pod tymi zasranymi drzwiami w kompletnym bezruchu. Ciało jakby zastygło, a wnętrze rozszarpują bliżej nieokreślone uczucia. To tak jakbym toczyła ze sobą jakąś chorą walkę. I czekam na jej rozstrzygnięcie.
Minuta... Dwie... Pięć...
Chyba wygrało pragnienie i cholerna potrzeba bliskości.
W biegu założyłam swoje trampki i nawet nie zamykając drzwi na klucz wybiegłam z klatki o mało nie zabijając się na schodach. Kiedy znalazłam się już przed klatką zaczęłam rozglądać się we wszystkie strony. Nie miałam pojęcia czy Rose udał się do Hell House czy może z powrotem do Troubadour. Myśl Julia, myśl... Poszedł na dziwki.
Nie zastanawiając się dłużej zaczęłam biec w kierunku klubu stale potrącając przy tym ludzi. Na tę chwilę miałam jednak wszystko gdzieś. Wszystko oprócz niego.
Zbliżając się do pasów dałabym sobie rękę uciąć, że po drugiej stronie ulicy mignęła mi przed oczami ognista szopa włosów. Tylko że jak na złość włączyło się czerwone światło. Trudno. Życie i tak nie jest piękne. Pierdoleni optymiści. Nie zważając na samochody zaczęłam po prostu biec. Jeden z piskiem opon wyhamował tuż przed moją nogą. Serce przez chwilę przestało mi bić. W głowie rozległ się okropnie irytujący dźwięk klaksonów. Tak czy inaczej biegłam dalej. Zaliczając jeszcze na chodniku glebę (pieprzone sznurówki, po co one komu?!) w końcu znalazłam się za plecami tego cholernego dupka.
- Kocham cię, wracaj! - krzyknęłam ostatkiem sił, a przechodni zaczęli się na mnie gapić jak na ostatnią kretynkę. Pewnie nią jestem, ale walić to. Zatrzymałam się w miejscu i czekałam. Ugh, nienawidzę czekać. Axl też się zatrzymał. Dopiero po paru sekundach odwrócił się do mnie i rozchylił w zdziwieniu usta.
- Co? - wymamrotał podchodząc bliżej mnie. Nie chcę wiedzieć jaką miałam teraz minę. Całe moje zachowanie musiało być okropnie żałosne. Ale czego się nie robi dla bla bla bla.
- Kocham cię i chcę z tobą być. Cały rok plułam sobie w brodę, że jeszcze wtedy do ciebie nie wróciłam. Ci kolesie z klubów... Nie wiem co mną kierowało. Chyba zazdrość. I jakkolwiek to kurwa brzmi ja... nie mogłabym znieść faktu gdybyśmy kompletnie zerwali kontakt. Tęsknię... - Nie wytrzymałam. Rozkleiłam się jak zwyczajna baba.
Tak, tak, ostatnie iskierki nadziei na to, że może jestem niezwykłą babą poszły się jebać. Zaczęłam ryczeć jak bóbr i trząść się jak przy czterdziestu stopniach gorączki.
Potrzebowałam go.
Patrzyłam teraz zapłakanymi oczami na tego skurwiela i czekałam aż wreszcie coś powie... zrobi. Ale skoro on tyle czekał, to i ja mogę teraz poczekać.
- Chcesz mi powiedzieć, że cały czas, caaały okrągły rok nadal coś do mnie czułaś? - wydukał marszcząc brwi. Pociągnęłam tylko nosem i delikatnie przytaknęłam głową. - Wariatko - rzucił jeszcze, po czym ujął moją twarz w dłonie i zaczął mnie zachłannie całować. O chwilo... Trwaj wieczności! Oderwałam się od niego jeszcze na jedną małą chwileczkę. Musiałam spojrzeć prosto w te szarozielone tęczówki i uwierzyć, że TO dzieje się naprawdę.
- Chodźmy do mnie - mruknęłam zerkając teraz na jego wargi i pociągnęłam go za rękę w stronę mojego mieszkania. Znowu kurwa bieg. Może powinnam jakoś bardziej zająć się tym sportem? Nevermind. Teraz chciałam zająć się tylko i wyłącznie nim.
Jakoże drzwi były cały czas otwarte, od razu wpadliśmy do środka i wylądowaliśmy na ścianie. Takiego tempa pozbywania się ubrań chyba nie pamiętam.
Przesuwając się cały czas po ścianie niczym w jakimś filmie dotarliśmy w końcu do sypialni. Kiedy poczułam za swoimi nogami łóżko momentalnie zostałam na nie popchnięta.
Chwila! Dlaczego on ma na sobie jeszcze dżinsy?
Zagryzając dolną wargę uklękłam przed nim i szybko zsunęłam mu je z tyłka.
Od razu z majtkami, bo czemu by nie? Axl robiąc bardzo skupioną minę zaczął w pośpiechu zakładać prezerwatywę, a kiedy skończył, rzucił się na mnie i oboje przesunęliśmy się nieco wyżej łóżka.
- Też tęskniłem... - wymruczał tym swoim zajebiście niskim głosem i zaczął mnie lustrować swoim wzrokiem. Najwyraźniej zmieniliśmy taktykę. Teraz Rose obcałowywał moje ciało zaczynając od brzucha, a kończąc na szyi. Każdy jego dotyk był delikatny i subtelny. Przyprawiał mnie o drżenie ciała. Jego wyraz twarzy chyba świadczył o tym, że chciał poznać moje ciało na nowo. Też tego chciałam. Przejeżdżając po jego kolczyku w sutku sama zaczęłam składać pocałunki na jego torsie. Jego niesforne kosmyki opadały mi na ramiona, ale ja nie przestawałam swojej czynności. Chciałam się nim nacieszyć. Po kilku minutach subtelności przyszedł czas na coś konkretniejszego. Chłopak przejechał dłońmi wzdłuż moich ud, po czym dość gwałtownie rozchylił moje nogi.
- Bardzo tęskniłem - zamruczał, a ja poczułam jak moje policzki zalewa gorąc.
Jęknęłam głośno, kiedy poczułam go w sobie i oplatając go swoimi nogami wygięłam się w łuk. Rose zaczął się poruszać we mnie z początku wolno, później coraz szybciej. W całym mieszkaniu było słychać tylko nasze przyśpieszone oddechy. Kiedy obydwoje wiliśmy się w pościeli pragnąc tylko i wyłącznie jednego, Rudy postanowił osiągnąć chyba maksymalne tempo. Miałam wrażenie, że zaraz tam oszaleję i nawet mocne zagryzanie warg w niczym mi nie pomagało. Na szczęście wystarczyło jeszcze parę mocnych pchnięć i obojga nas zalała fala pieprzonego orgazmu.
Zdyszana normowałam oddech pod jego ciężarem chyba dobre dziesięć minut. Byłam wykończona, ale i szczęśliwa. On najwyraźniej też. Uśmiechał się łobuzersko, a ja widząc w nim napalonego gówniarza po prostu parsknęłam śmiechem.
- Przed nami jeszcze wiele takich nocy, moja rocket queen... - wyszeptał mi prosto do ucha, po czym opadł obok mnie. Naciągnął jeszcze na nasze nagie i rozgrzane ciała kołdrę, a ja oparłam głowę na jego ramieniu. Życie jest jednak piękne.
Chrzanić pesymistów.