niedziela, 26 października 2014

Wake up... time to die! [5]






~Z perspektywy Camille~


      Jak zwykle nikt nie rozumiał mojej nadmiernej radości spowodowanej siedzeniem w naszym starym dobrym gronie przy jednym stoliku i upijaniem się do nieprzytomności. Chociaż z tego drugiego chyba cieszył się każdy. A ja po prostu uwielbiałam spędzać beztrosko czas z ludźmi, za których spokojnie oddałabym życie. 
Kochałam być zagadywana przez pijanego Duffa, który udawał filozofa, kochałam słuchać seksistowskich żarcików Popcorna, kochałam sarkastyczne komentarze Stradlina, ciągłe marudzenie Axla i pijackie ballady śpiewane przez jakże utalentowanego w tym kierunku Hudsona. A, zapomniałabym o głupawce, która po dwóch drinkach chwytała mnie i Julie. Nawet zjawisko budzenia się w różnych dziwnych miejscach z czarną dziurą w głowie było według mnie ciekawe. 
Wiem, wiem, jeszcze ostatnio pieprzyłam, że ciągłe chlanie i ćpanie jest dla mnie uciążliwe, ale co innego obserwować kiepski stan każdego z osobna, a co innego bawić się we wspólnym gronie, nie? 
  - Dobra, dawaj następny, Adler.
  - Dlaczego blondynka opuszcza wzrok, gdy chłopak mówi, że ją kocha? Żeby zobaczyć, czy to prawda - rzucił z wyszczerzem, na co moja przyjaciółka kopnęła go pod stołem w nogę.
  - O, a dlaczego blondynki chowane są w trójkątnych trumnach? Bo za każdym razem gdy się kładą rozkładają nogi. - I kolejny kopniak. A nawet dwa, bo i rudzielec parsknął śmiechem. 
  - Oj nie obrażaj się. Mam też coś miłego. - Zapewnił Steven, a dziewczyna krzyżując ręce na piersiach zmarszczyła lekko brwi. 
  - Dlaczego blondynki są jak jajecznica? - Julie zerknęła na niego pytająco. - Proste, łatwe i dobrze smakują. - Dokończył, po czym posłał jej całuska.
  - Spadaj, nie lubię cię. - Udała obrażoną i wstając od stołu ruszyła najprawdopodobniej do łazienki. 
  - Dlaczego blondynki czują się zakłopotane w damskiej ubikacji?! - Zawołał jeszcze za nią.
  - Spierdalaj!
  - Bo muszą same zdejmować swoje majtki. - Westchnął z uśmiechem i zawieszając wzrok na jakiejś cycatej platynówce ruszył na łowy. Wracając...
Wszyscy jednomyślnie stwierdziliśmy, że musimy częściej wychodzić razem do barów i nie ma to tamto. 
  - Chodź tańczyć - wybełkotał mi do ucha Slash i zanim zdążyłam coś powiedzieć byłam już ciągnięta na parkiet. Nieważne, że poza nami tańczył jedynie jakiś nawalony gość. Solo rzecz jasna. W każdym razie nie zamierzałam protestować, bo rzadko kiedy można było natrafić na TEGO Slasha, który zamiast ukrywać się za włosami wolał być Travoltą z Gorączki Sobotniej Nocy. Zamiast Bee Gees, z głośników wydobywało się jednak Girls Got Rhythm AC/DC. Z początku nieco onieśmielona, w końcu zaczęłam kołysać biodrami w rytm muzyki i machać głową, a Saul uśmiechając się do mnie cwaniacko przyciągnął mnie do siebie i poruszał się razem ze mną. Nie ukrywam, czułam się w tamtym momencie seksownie i z satysfakcją zerkałam na facetów, którzy oparci o bar przyglądali mi się z charakterystycznym błyskiem w oku. Look but don't touch, motherfuckers.
  - Podniecasz mnie, skarbie - zamruczał a jego głowa opadła na moje ramię. Zignorowałam to i zaczęłam prężyć ciało jeszcze bardziej. Zaśmiałam się w myślach kiedy poczułam na udzie Hudsona Juniora.
  - Błagam...
 - Nie ma mowy - mruknęłam zagryzając wargę i zarzuciłam ręce za jego szyję. 
  - Co ty ze mną robisz... - jęczał dalej. Odchyliłam głowę do tyłu i nim się zorientowałam moją chłopak przyssał się do mojej szyi. Okej, samej zachciało mi się tego i owego. 
  - Wracamy. - Postanowiłam, na co Saul przybrał minę dzieciaka, który miał zaraz otrzymać zabawkę. Jakby się tak dłużej zastanowić... STOP. 
Szybko pożegnaliśmy się z towarzystwem i prędko wyszliśmy z The Roxy tanecznym krokiem. Oboje śmiejąc się jak wariaci biegliśmy do domu co trochę potykając się o nierówny chodnik, ale po dwudziestu minutach byliśmy na miejscu.  
Zabawa zaczęła się już na schodach, po których musieliśmy dotrzeć do naszego pokoju. Całując się namiętnie ściągaliśmy z siebie poszczególne części ubrań i rzucaliśmy je gdzie popadnie. Do pokoju wpadliśmy w samej bieliźnie. Chłopak popchnął mnie na łóżko sam zresztą przy tym na mnie upadając. Temperatura wzrosła, oddech przyspieszył, miejsca w slipkach Hudsona zabrakło. Zwinnym ruchem zsunęłam z niego tą niepotrzebną część garderoby, a następnie przejechałam delikatnie dłońmi po jego męskości. Chłopak również nie szczędził mi pieszczot. Majtki trafiły na sufit, stanik na lampkę nocną i było jak w Edenie. Myślę, że spokojnie moglibyśmy konkurować z Adamem i Ewą. 
  - Jesteś najlepszą kochanką, z jaką miałem do czynienia - rzucił po wszystkim odpalając papierosa, po czym odgarniając swoje włosy do tyłu wbił we mnie wzrok. Przyglądając mu się z ciekawością wyrwałam z jego ust peta, zaciągnęłam się dymem i wypuściłam go prosto na jego twarz.






              


  


~Z perspektywy Julie~


     Nie-na-wi-dzę go. Nienawidzę, ugh. Człowieka nie było przy stole z jakieś pięć minut, a ten zdążył przygruchać sobie inną. Udając niewzruszoną zajęłam swoje poprzednie miejsce, ale nie obyło się bez zmierzenia tej suki spojrzeniem. Pierwsze słowo, które przychodziło mi na myśl? Cycki. Ba, wielkie cycki, które w połączeniu z opiętym wdziankiem wydawały się wręcz nienaturalne. Ale nie będę kryć, z twarzy była ładna. Wkurzyłam się jeszcze bardziej. Odchrząknęłam głośno. Nic. Nadal gapił się na jej balony i udawał, że jej słucha. A kiedy już zerknął na jej niezamykającą się jadaczkę, posłał jej uśmiech nr. 5. Zarezerwowany dla mnie! 
  - Jesteś modelką? Masz niesamowicie zgrabne ciało... - Zagadnął na co zrobiło mi się duszno. 
Kobieta zachichotała głośno i machnęła ręką.
  - Przestań... 
Właśnie kurwa, przestań.
  - Mówię poważnie.
  - Szczerze powiedziawszy jestem aktorką. Gram w filmach porno. 
No trzymajcie mnie! Spanikowana zaczęłam rozglądać się po towarzystwie. Duffy nie kontaktował, Stevena nie było, Izzy siedział za daleko i raczej nie chciał żeby go włączano do żadnej intrygi. Zerknęłam w drugą stronę i nieświadomie załapałam kontakt wzrokowy z jakimś długowłosym kolesiem. Wymieniliśmy się uśmiechami. Nie zastanawiając się długo machnęłam na niego głową i parę sekund później siedział już koło mojej zajebistej osoby.
  - George.
  - Julie - odpowiedziałam i wydymając lekko wargi odgarnęłam kosmyk swoich włosów za ucho. 
Zaczęliśmy dość luźną pogawędkę. On powiedział, że już mnie gdzieś widział, okazało się, że był często moim klientem kiedy jeszcze pracowałam w Troubadour i dalej już poleciało. Co chwila oczywiście zerkałam na Axla, żeby zobaczyć czy mój plan skutkuje, ale ten idiota nadal wgapiał się w tą lafiryndę jak w obrazek. Tylko raz się na mnie spojrzał, ale jego wzrok był tak obojętny, że myślałam, że zaraz dostanę szału. Nie miałam jednak zamiaru dawać za wygraną, nie, nie. Władowałam się na kolana Georga i oparłam jedną dłoń o jego tors. Chłopak był zaskoczony, ale zaraz zaczął się śmiać, a ja od razu do niego dołączyłam. Byłam mu cholernie wdzięczna kiedy położył swoją dłoń na moim kolanie. Kątem oka zauważyłam jak rudy odwraca się w naszą stronę. A dłoń mojego nowego znajomego zaczęła sunąć w górę i w górę... Idealne wyczucie, proszę pana. 
 - Łapy precz, fiucie! - Charakterystyczny skrzek, na który tak niecierpliwie czekałam. Nobla, proszę!
  - O co ci koleś chodzi? - Odezwał się skołowany George, który chwilę potem leżał na ziemi z zakrwawionym nosem. No dobra, może to nie do końca miało tak wyglądać. Skrzywiłam się lekko, po czym spoglądając na wściekłego Rose'a wzruszyłam niewinnie ramionami. Laska, którą jeszcze minutę wcześniej zabawiał przyglądała mi się z niezadowoleniem, co akurat szybciutko poprawiło mi humor. 
  - Wychodzimy - warknął i chwytając mnie z całej siły za nadgarstek pociągnął do wyjścia. Odwróciłam się za siebie i posłałam jej jeszcze złośliwy uśmieszek. Jej mina była bezcenna. 1:0, skarbie.    










~Z perspektywy Axla~



  - No i o co ci znowu chodzi?! - Krzyknęła, kiedy zatrzasnąłem drzwi do mieszkania i za rękę wciągnąłem ją do salonu.

 - Po co na siłę chcesz mnie wyprowadzić z równowagi, hm? - Zapytałem sztucznie miłym tonem, ale kiedy ta przybrała zdziwioną minę chwyciłem ją mocno za włosy i szarpiąc za nie przyciągnąłem bliżej siebie. Teraz niby nie wiesz o co chodzi? Kurwa no nie wytrzymam! Z premedytacją klei się do jebanego kolesia na moich oczach, a teraz będzie udawać, że nic nie wie?
  - Nie rób kurwa miny niewiniątka, bo zaraz mnie chuj strzeli - wysyczałem tym razem ściskając jej podbródek.
  - To niech strzeli - mruknęła z głupawym uśmieszkiem, na co ja od razu popchnąłem ją na ścianę. Taka jesteś pewna siebie? No to zobaczymy.
  - Co, lubisz takie żałosne gierki?
  - Weź się jeb. Kto zaczął, co? Traktowałeś mnie w tym klubie jak powietrze! - Wrzasnęła machając mi przed twarzą swoim palcem.
  - A czy ty zawsze musisz być w centrum uwagi? - Czułem jak w środku cały się gotuję. Dłoń świerzbiła mnie coraz bardziej, ale nie, nie mógłbym.
  - No to teraz dojebałeś. - Parsknęła śmiechem i złapała się za swoją głowę. - Ignorowałeś mnie dlatego, bo w zasięgu tych swoich gał miałeś cyce jakiejś kurwy! Flirtowałeś z nią jakby mnie tam w ogóle nie było! O to mi do jasnej cholery chodzi - rzuciła dość dobitnie, a ja wywracając oczami zaraz postukałem się palcem po czole. Zazdrosna, jak słodko. 
 - I co, postanowiłaś urządzić scenkę zazdrości? Kretynka... - prychnąłem mierząc ją pogardliwym spojrzeniem. Wcale nie czułem się winny. Mogłem gadać z kim mi się podoba. Jeżeli dla niej rzucenie w stronę laski paru komplementów to jakaś zbrodnia... nie mam pytań. Ona przynajmniej nie siadała na kolanach obcego gościa i nie dała się po nich głaskać w przeciwieństwie do mojej kurwa dziewczyny. Paradoks?
  - Nie obrażaj mnie - wymamrotała i odpychając mnie do tyłu chciała odejść, ale nie miałem zamiaru jej na to pozwolić.
  - Jeszcze nie skończyliśmy - warknąłem.
  - Ja skończyłam.
  - Ale ja nie.
  - Jezu, czego?!
 - Nie będziesz już więcej kleiła się do innych gości, zrozumiano? - Spytałem nadzwyczaj spokojnie.
  - Och, ale ja przecież wyznaję twoją zasadę, skarbie... Będę robić to, na co mam w danej chwili ochotę - wypowiedziała z kurewskim, ironicznym uśmieszkiem przyklejonym do buzi.
 - Pusta dziwka - wycedziłem nie dając sobie na wstrzymanie. Musiałbym chyba przygryźć sobie język do krwi, żeby jej tego teraz nie powiedzieć.
  - Kto? - Wytrzeszczyła oczy najprawdopodobniej nie dowierzając. 
 - Dziwka! - Wydarłem się i automatycznie ją spoliczkowałem. Blondynka obrywając z całej siły w twarz straciła równowagę i upadła na podłogę. 
Nie płakała. Nawet się chyba na to nie zapowiadało. Obdarzyła mnie tylko spojrzeniem pełnym bólu i żalu. Czekałem jeszcze chwilę zdezorientowany, ale ona się nie podnosiła. Skuliła się i w dalszym ciągu leżała pod ścianą.
Zerknąłem na swoją dłoń, która jeszcze delikatnie mnie piekła. Chowając ją w błyskawicznym tempie do kieszeni ramoneski ruszyłem do wyjścia. Nie mogłem tu zostać na noc. Gula w gardle nie pozwalała mi nawet czegokolwiek powiedzieć.








~*~

Nie będę się tym razem rozpisywać. Proszę tylko o komentarze ;)



Buzi!




niedziela, 19 października 2014

Wake up... time to die! [4]





~Z perspektywy Julie~



     Policjantki na nos, luzacki krok, ostentacyjne żucie gumy. Mówcie mi Jett. Joan Jett!
  - Jak idziesz, dziewczyno?! - Wydarł się koleś, którego moja zajebista osoba nie zdążyła niestety zauważyć. Przykrym też faktem była kawa rozlana prosto na jego krocze. Ał? - Wiesz ile te spodnie kosztowały?!
  - Co, powycierać? - Mruknęłam zagryzając lekko wargę. Zdziwiony najwyraźniej moją odpowiedzią zmarszczył swoje krzaczaste brwi, a ja wypuszczając jeszcze z buzi balona ruszyłam dalej.
Kolejną moją przeszkodę stanowiła jakaś tania dziwka. Jezu, tych to nienawidziłam najbardziej. Założy sobie na tyłek skrawek jakiejś szmatki, odsłoni pępek z tandetnym kolczykiem i przedziwnie ogromny biust, a w dodatku uważa, że powinno się ją traktować jak księżniczkę. Szturchnięta przeze mnie PRZEZ PRZYPADEK w ramię postanowiła zrobić aferę na całą ulicę.
  - Coś ci dziwko nie pasuje? - Warknęła, więc odwróciłam się do tyłu i zmierzyłam ją znudzonym wzrokiem. Tu przestroga dla wszystkich. Nigdy nie wdawajcie się w rozmowy z kurwami. Je trzeba kompletnie ignorować. 
  - Dziwkę to ja widzę tu tylko jedną. - Odchrząknęłam zdejmując z oczu okulary. To o czym ja tam wcześniej mówiłam?
  - Odszczekaj to.
  - Hał, hał?
Zdenerwowany wyraz twarzy tej laski wzbudził we mnie pewnego rodzaju satysfakcję. Szkoda tylko, że ta pinda zaczęła się do mnie zbliżać. O nie nie nie! Na pewno nie będę się szarpała za włosy z jakąś cizią w biały dzień. Syknęłam gdy panienka wbiła w moją szyję swoje długie czerwone pazury.
  - Dobra, wyluzuj. Ja sobie muszę już iść, na ciebie pewnie czekają klienci - zaczęłam odpychając ją nieco do tyłu, ale nie podziałało to na nią tak, jakbym sobie życzyła. Kiedy zaczęła mnie szarpać postanowiłam kopnąć ją z ciężkiego buta w nogę, ale to rozwścieczyło ją jeszcze bardziej. A z jej szponami naprawdę ciężko było konkurować. 
  - Odpierdol się wreszcie ode mnie - wysyczałam przez zęby i chwytając ją za nadgarstki próbowałam odciągnąć jej łapy od mojej jeszcze nie naruszonej twarzy.
  - Pożałujesz, że ze mną zadarłaś! - Krzyczała, przez co ludzie zaczęli zwracać na nas uwagę.
 - Maggie, słonko. Co tak agresywnie? - Odwróciłyśmy się za głosem w bok i przypuszczam, że obie zawiesiłyśmy wzrok na promiennym uśmiechu pewnego osobnika. Mimowolnie puściłam ręce brunetki, a tamta odsunęła się ode mnie i podeszła do blondyna.
 - Ta suka mnie szturchnęła! - Poskarżyła się wbijając we mnie oskarżycielski palec. Wywróciłam oczami. Nudziła mnie już ta sytuacja, poważnie.
 - Heeej, tylko nie suka. - Adler odsunął od siebie dziewczynę i zganił ją spojrzeniem. Uśmiechnęłam się do niego lekko i pocałowałam w policzek na powitanie. Nie widziałam Popcorna z dobre dwa tygodnie. A to dość rzadko bywałam w ich "rezydencji", a to gdy już raczyłam się tam pojawić chłopaka nie było i... tak zleciało. A kiedy już znasz taką pozytywną osobę jakim jest Steven, chcesz widywać jego uśmiech jak najczęściej. Był jak magnes.  
  - Dawno się nie widzieliśmy! - Pokręcił głową i obrócił mnie wokół własnej osi jakby chciał sprawdzić czy się nie zmieniłam. 
  - W rzeczy samej - odparłam i  szczerząc się do niego poczochrałam go po jego sterczących we wszystkie strony włosach. - Gdzie się wybierasz, kudłaty?
  - A na zakupy. Wiesz, forsy przybyło to można się zaopatrzyć w nowe ciuchy. Zanim wyda się je na co innego... - Pokiwał wymownie brwiami, a ja przytaknęłam głową w geście zrozumienia. - A ty?
  - Do was - odpowiedziałam puszczając do niego oczko. W tym też momencie zorientowaliśmy się, że ta cała Maggie wciąż stoi obok nas ze skrzyżowanymi rękami i najwyraźniej poczuciem bycia ignorowaną. Przeze mnie jak najbardziej była.
 - Pójdziesz ze mną? Doradzałabyś mi. - Zwrócił się do niej z cwaniackim uśmieszkiem. 
  - A co ja za to będę miała? - Zapytała mrużąc podejrzliwie oczy.
 - Kupię ci zajebiście obcisłą i krótką sukienkę. - Pstryknął w palce zadowolony ze swojego genialnego pomysłu. 
 - Zgoda - rzuciła krótko i kręcąc biodrami ruszyła przed siebie. Niesamowite... 
 - Pani wybaczy - mruknął do mnie i jak ten piesek poleciał za dziewczyną. 
A ja... Zaśmiałam się cicho pod nosem, wsadziłam dłonie w kieszenie ramoneski i ruszyłam dalej nucąc w głowie Bad Reputation.
   Obecna miejscówa Gunsów i mojej przyjaciółki tak jak nasz wcześniejszy Hell House znajdowała się na Sunset. Piętnaście minut i byłam na miejscu. Po otwarciu drzwi od razu uderzył mnie zapach papierosów, wódy i, bleh, męskiego potu. Zmarszczyłam nieco nos, ale dzielnie przekroczyłam próg domu i weszłam do środka. Dokładnie w tym samym czasie drzwi jednego z pokojów otworzyły się i z głośnym śmiechem wyleciała z niego jasna blondynka. Na mój widok na jej policzka wkradły się dość urocze rumieńce, a mocno wytuszowane rzęsy zatrzepotały niczym wachlarze. Otworzyłam delikatnie buzię mając na celu wymamrotanie choćby głupiego 'cześć', ale sekundę później w zasięgu mojego wzroku pojawił się również Duff. Cały spocony i w samych bokserkach.
 - Przyjść jutro? - Dziewczyna odwróciła się do blondyna i położyła jedną dłoń na jego ramieniu.
 - Mhm, przyjdź – odparł krótko i kiedy ta zadowolona skierowała się ku wyjściu klepnął ją na pożegnanie w tyłek. Romantycznie.
 - No kto tu nas wreszcie odwiedził...
 - Nie podchodź. – Skrzywiłam się, ale ten parskając śmiechem rozłożył szeroko ręce i mocno mnie do siebie przytulił.
 - McKagan, jesteś cały mokry! - Jęknęłam próbując wyrwać się z jego objęć, ale niestety byłam od niego ciut niższa i ciut słabsza. Ciut.
  - Kim była ta laska? - Zapytałam z ciekawości kiedy ta przerośnięta istota raczyła mnie puścić i chwytając jeszcze za stojącą pod stolikiem butelkę wódki rozłożyła się na kanapie.
  - Olivia – odpowiedział raczej obojętnie.
  - Coś więcej? - Westchnęłam głośno.
Człowiek oczekuje dokładnego i szczegółowego opisu nowej znajomości swojego przyjaciela, a ten tylko podaje mi jej głupie imię! To znaczy, głupie nie było. Ba, całkiem ładne. 
  - Pieprzę się z nią czasami, jest dobra.
  - Tylko seks? - Nie ukrywałam lekkiego zawiedzenia.
  - Tylko. – Wzruszył ramionami i upił ogromny łyk przezroczystej cieczy. - Wiesz, że z czymś więcej czekam na ciebie. - Ten żarcik pojawiał się standardowo co miesiąc. Przywykłam. 
  - Załapiecie jeszcze wszyscy kurwa AIDS i tyle z tego waszego ruchania będzie – prychnęłam rozwalając się na fotelu.
  - Live fast, die young – mruknął z drwiącym uśmieszkiem, ale jego humor raczej mi się nie udzielił. Niby to było jego życie, nie zamierzałam się wpierdzielać, sama się ze swoim nie cackałam, ale świadomość, że mogłabym go stracić była mimo wszystko przerażająca. Wzdrygnęłam się.
 - Julie! - Podniosłam głowę do góry na dźwięk swojego imienia i wymieniłam się szerokim uśmiechem z Camille. Mojej uwadze nie umknął fakt, że dziewczyna schudła, ale jak zwykle wyglądała pięknie. Podniosłam zad z fotela i migiem padłyśmy sobie w objęcia. 
 - Dobrze, że przyszłaś. Mam kurwa dość facetów! - Jęknęła, a ja parsknęłam śmiechem i przytuliłam ją jeszcze mocniej.











~Z perspektywy Camille~



     Rozejrzałam się wokół siebie. Widok zdecydowanie zapierał dech w piersiach. Piękna, przestronna, kalifornijska plaża i zachód słońca, które powoli chowało się za horyzontem. 



To był taki moment, który mogłabym uznać za najlepszy w moim życiu. Mogłabym, ale... Mimowolnie pociągnęłam nosem. 
  - Gdzie siadamy? - Z zamyślenia wyrwała mnie Julia. 
 - Może bliżej wody? - Zaproponowałam. Bądź co bądź było tu prawie pusto. W oddali siedziała tylko jakaś para zakochańców, a niedaleko nas na kocu spał typowy hipis, koło którego spoczywała gitara. 
  - Myślisz o tym samym co ja? - Blondynka uniosła łobuzersko jeden kącik ust do góry zerkając w stronę owego typka. 
 - Mhm... - Pokiwałam wymownie brwiami i obie ruszyłyśmy w stronę chłopaka. Długowłosy spał jak zabity i sądząc po zapachu, który się nad nim unosił był kompletnie zjarany. Ale dla nas to lepiej. Chwyciłam za klasyka, po czym roześmiane ruszyłyśmy w dół plaży. 
     Kiedy obie wygodnie siedziałyśmy już na ciepłym jeszcze piasku mogłyśmy zacząć rozmowę. Kątem oka spojrzałam na przyjaciółkę, która ze szczęśliwą miną zerkała przed siebie. Biła od niej radość, tego byłam na sto procent pewna. 
  - Jak tam życie, hm? - Zagadnęłam chcąc poznać powód jej dobrego humoru. 
  - Jakoś leci. Co prawda, pracy jeszcze nie znalazłam, ale... - Wzruszyła delikatnie ramionami. - Znajdę prędzej czy później. 
  - A z Rudym się układa? - Na to pytanie dziewczyna odwróciła głowę w moją stronę i z uśmiechem przytaknęła głową. Bingo. 
 - O dziwo tak. Wiadomo, kłócimy się o duperele codziennie, ale nie wyobrażam sobie życia bez tych sprzeczek. Rose jest kompletnie pojebanym człowiekiem, nie wiem z jakiej pochodzi planety i nie wiem co kryje się w zakamarkach jego chorego mózgu, ale go uwielbiam. - Podsumowała i wyszczerzyła się jak debil. - A co u mojej ślicznotki? - Dodała po chwili obdarzając mnie pytającym spojrzeniem. Machnęłam ręką. 
  - Szkoda gadać. Slash za dużo pije, czasem też ćpa ze Stradlinem. Właśnie. Temu już całkowicie odjebało. Dostanę przez niego niedługo zawału, poważnie. Przesadza kurwa z tą heroiną. Duff też wiecznie pijany, Steven jak zwykle na haju. Nie mam nawet zbytnio z kim pogadać. No chyba, że z tymi spaślakami zwanymi technicznymi o tym co przygotuję tym razem do żarcia. Jedyną radość daje mi praca, naprawdę. Idę na sesje z tymi wszystkimi zespołami i mam wtedy przez cały czas banana na twarzy. Lauren czasami miewa te swoje humorki, ale i to da się przeżyć. 
  - A szanowny redaktor naczelny?
 - Jason od dłuższego czasu zachowuje odpowiedni dystans. Czyli prawidłowo - wymamrotałam i zanurzyłam obie dłonie w ziarenkach piasku. 
  - Za rzadko się ostatnio widywałyśmy, przepraszam. Zmienimy to, hm? - Julie objęła mnie jedną ręką i położyła swoją głowę na moim ramieniu. 
  - No trzeba. - Westchnęłam i sama oparłam głowę o jej. 
Gdy tak siedziałyśmy w ciszy przez parę dobrych minut moje myśli znów wróciły do tego samego co wcześniej. Wkrótce poczułam powiększającą się gulę w gardle i jedną słoną łzę, która wędrowała powoli po moim policzku. 
Chwyciłam gwałtownie za gitarę i zaczęłam przypominać sobie akordy pewnego utworu. Przyjaciółka przyglądała mi się z zaciekawieniem. 
  - Nauczyli nas regułek i dat... - zanuciłam cicho. - Nawbijali nam mądrości do łba... 
  - Powtarzali, co nam wolno, co nie - Dołączyła patrząc na mnie smutno.
  - Przekonali co jest dobre, co złe... 
Kolejną zwrotkę zaśpiewałyśmy już wspólnie. Głosy załamywały nam się coraz bardziej, ale nie przerwałyśmy nawet na moment. Tekst znałyśmy na pamięć. A przy refrenie... Popłakałyśmy się. Autentycznie, beczałyśmy jak bobry. 
  - Tęsknię, Ju. Cholernie tęsknie. 
 - Przestań, przecież tu jest sto razy lepiej. Nie chcę tam wracać. - Odpowiedziała, ale nie brzmiała przekonująco.
  - Nie pieprz! Też tęsknisz. Nie wiem jak ty, ale ja coraz częściej wracam pamięcią chociażby do naszego dzieciństwa. Pamiętasz wspólne wakacje? Kradłyśmy jabłka z sadu twojego sąsiada. - Zaśmiałyśmy się przez płacz. - Albo obóz zimowy w górach.
  - Jasne, że pamiętam. Całą noc siedziałyśmy na świetlicy przy kominku i gadałyśmy o chłopaku, który stał w drzwiach i słuchał całej naszej rozmowy - mruknęła przecierając dłonią mokre od łez oczy i zaśmiała się krótko. 
  - Albo koncert Lady Pank. Rodzice nas nie chcieli wtedy puścić - westchnęłam.
  - To był nasz pierwszy bunt. - Wymieniłyśmy się uśmiechami. 
 - Szkoda tylko, że szanowny pan wokalista był tak schlany, że nie raczył się nawet pojawić na scenie - odchrząknęłam. 
   Wspominałyśmy sobie dawne czasy jeszcze bardzo długo. "Powrót" do Polski był cudowny, ale też bolesny. Czasami naprawdę żałowałam, że wyemigrowałyśmy. A z drugiej strony, czy nie miałyśmy pieprzonego farta? Trafiłyśmy do USA, przecież to graniczyło z cudem. Pełno osób chciało być na naszym miejscu, ale to nie zmieniało faktu, że tęskniłam. Za rodziną, za domem, za tymi wszystkimi miejscami, które niosły za sobą fajne wspomnienia. Znowu poryczałam się jak głupia. 
  - Nie płacz. Kiedyś tam przecież polecimy. - Poczułam jak kładzie dłoń na moim ramieniu. 
 - Skąd taka pewność? Może nie będziemy mogły już tam wrócić. - I kolejna fala płaczu. Nie muszę chyba wspominać, że nielegalny pobyt w Stanach wiązał się z brakiem możliwości wyjazdu stąd. Jasne, nikt nas tu siłą nie trzymał, ale wyjazd oznaczał automatycznie zakaz powrotu tu. A tego sobie nie wyobrażałam.
  - Nam by się nie udało? Nam? - Uśmiechnęła się pocieszająco. Fakt, dla nas nie było rzeczy niemożliwych. Odgarnęłam chociaż na chwilę smutne myśli na bok i kładąc się na plecach wbiłam wzrok w ciemne już niebo. 
  - I masz rację, też tęsknię. - Dodała po paru minutach ciszy.
  - Przecież od początku wiedziałam.
  - Cam?
  - Hm?
  - Śpijmy dzisiaj na plaży.
Zgodziłam się od razu. Przyjaciółka przysunęła się bliżej mnie i przykryła nas swoją kurtką. Niedługo potem zmęczone odpłynęłyśmy, zupełnie jak ten hipis nieopodal. 







~*~

Troszkę trudności miałam z napisaniem tego rozdziału. Raczej nie udało mi się osiągnąć tego, co sobie zaplanowałam, ale już mniejsza z tym. Jest jaki jest. 
Jestem Wam ogromnie wdzięczna za taką ilość komentarzy! I to jakich! Dziękuję! Nawet nie wiecie jak mnie to motywuje do dalszego pisania :)

Buzi!


piątek, 3 października 2014

Wake up... time to die! [3]





~Z perspektywy Slasha~

  


    Okropna suchość w gardle, którą próbowałem zwalczyć ciągłym przełykaniem śliny zmusiła mnie do podniesienia tyłka z naszego wygodnego łóżka. Przetarłem dłońmi zaspaną twarz i zerknąłem na nagą szatynkę, która z dość urokliwym uśmieszkiem spała wtulona w poduszkę. Pewnie śnił jej się taki jeden.
Naciągnąłem na siebie pierwsze lepsze bokserki i starając się nie potknąć o walające się na podłodze butelki wymacałem wreszcie klamkę. 
Na wariata zbiegłem po schodach na dół i zapalając światło w kuchni migiem znalazłem się przy lodówce, z której wyciągnąłem butelkę zimnej wody. Automatycznie zerknąłem na ścienny zegarek i o ile mnie moja słaba widoczność przez pewne kołtuny nie myliła, było jakoś po trzeciej w nocy. 
Gdy pragnienie zostało ugaszone odłożyłem wodę na miejsce i chciałem z powrotem ruszyć do swojej sypialni, ale zatrzymało mnie smętne pogrywanie na gitarze z jednego z pokojów. Nie pukając do drzwi, bo tego raczej nie miałem w zwyczaju, uchyliłem je i wszedłem do środka. Cichociemny podniósł głowę do góry i wbił we mnie ten swój zaćpany wzrok. 
  - Umyłbyś się, masz włosy jak kurwa smalec. - Skrzywiłem się siadając na fotelu naprzeciwko niego. Oczywiście wcześniej musiałem zrzucić z niego strzykawki i przyrządy do podgrzewania hery. 
  - No i chuj - rzucił złowrogo odkładając gitarę na bok. Spojrzałem na przedmiot znajdujący się tuż przed nim, w które sam tak usilnie się wpatrywał. 
  - Jej zdjęcie? 
 - Kurwa, tęsknię - wymamrotał po dłuższej chwili ciszy. Nie wiedziałem zbytnio jak mógłbym go pocieszyć. Wszyscy wiedzieliśmy, że dziewczyna była dla niego ważna. Nie był z nią po to, żeby jedynie zaliczać jej zgrabny tyłeczek.
 - Gdybym nie nadszarpywał jej cierpliwości i zaufania, jakbym odłożył to cholerne gówno... 
 - I tak by wyjechała - odparłem krótko. - Izzy... Laska chce spełniać swoje marzenia. Przyjęła ją jedna z najlepszych akademii sztuk w kraju. Będąc na jej miejscu nie skorzystałbyś?
 - Ale czemu ta w chuj dobra akademia musi być w pieprzonym Nowym Jorku? Nie mogła znaleźć czegoś tutaj? Zresztą, co jej da pieprzone malowanie obrazów? Gówno jej da. Gówno, Hudson - warknął rozglądając się nerwowo po swoim pokoju. 
 - Nie bądź kurwa egoistą. Ona cię raczej wspierała w karierze muzyka, co nie? 
 - Ale przynajmniej z tego będzie kasa. A z malarstwa? Błagam cię - prychnął przeglądając zawzięcie jedną z szuflad. 
 - Głuchy jesteś czy jak? Berry spełnia swoje marzenia. Każdy kurwa ma do tego prawo. 
 - Tylko, że ja do cholery mam prawo chcieć ją tutaj. Nie potrafię cieszyć się jej szczęściem, bo ono mi ją perfidnie odebrało. Zostawiła mnie, kurwa. I wiesz co ci powiem? To boli. - Wyrzucił z siebie potok słów, na koniec głośno przy tym dysząc. I chyba pierwszy raz w życiu usłyszałem od niego tak dużo słów na raz. 
Zrobiło mi się go żal. Koleś zawsze przybierał dobre maski, ale wiedziałem, że jest w sumie bardzo wrażliwym facetem. Widziałem to choćby po tekstach jakie pisał. W życiu nie potrafiłbym napisać żadnej ballady. A on z Rose'm byli w tym świetni. 
     Zastanawiając się co mogę mu odpowiedzieć nie zorientowałem się nawet, że Stradlin już podgrzewa działkę. Westchnąłem głośno.
  - Chcesz też? 
  - Chcę - mruknąłem, po czym chwyciłem za pierwszy lepszy pasek. Co będzie chłopak ćpał sam? Jako przyjaciel chyba powinienem tu z nim siedzieć, nie? Dobra, nie ma co oszukiwać, niezależnie od nastroju sięgnąłbym po Brownstone'a. Uzależniłem się od skurwiela. 
Kiedy strzykawki były już gotowe zacisnąłem pas na swojej ręce, a jego koniec zagryzłem mocno zębami. Żyły były widoczne, akurat z tym nie miałem żadnego problemu. Dwie minuty i byliśmy w raju. 
     Z początku żadne z nas się nie odzywało. Wiadomo, indywidualna potrzeba nacieszenia się zajebistym stanem. Ale później majaczyliśmy i pierdoliliśmy od rzeczy jak leci. 
  - Zapomnij o niej. Patrz, tyle wolnych i chętnych dup się wokół nas kręci. A ty szczęściarzu jesteś wolny. Więc zaliczaj ile wlezie. Póki możesz. - Tłumaczyłem mu zawzięcie. 
  - Ona pewnie też sobie tam kurwa kogoś znajdzie, nie? 
  - Ale pewnie, że tak. Jakiegoś artystę. - Zadrwiłem.
 - W berecie kurwa i z pędzlem w buzi - rzucił z sarkazmem i sam zaśmiał się drwiąco. 
  - Ile na nią będziesz czekać? 
  - Nie będę kurwa. Ja nawet nie wiem czy my jesteśmy razem. Nasza ostatnia rozmowa wyglądała jak ckliwa scenka z jakiegoś dramatu. Aż mnie mdli.
  - Rzuciła cię jak śmiecia. - Nakręcałem go.
  - I kurwa chuj z nią. Mam ją gdzieś.
 - I wreszcie mądrze gadasz. Mówię ci, bracie... Zaliczaj, póki jesteś wolny. Wszystkie rozchylają przed nami nogi, wszystkie. - Zarechotałem i w tym samym momencie poczułem cholerne pieczenie na swoim policzku. 
  - Świnia!
 - Geez, Cam... - Wywróciłem oczami i próbowałem się podnieść, ale raczej mi to nie szło. 
  - A ty! - Tu zwróciła się do bruneta. - Kompletny dupek myślący tylko i wyłącznie o swoich potrzebach! Jesteście siebie warci, gratuluję! - Krzyknęła, po czym uśmiechając się ironicznie z trzaskiem drzwi opuściła pokój. 
 - Pamiętaj, bracie. Póki jesteś wolny...  











~Z perspektywy Julie~



    To dziwne, że humor może popsuć się nam w ułamku sekundy, nie? I to bez żadnego większego powodu. Nagle po prostu zdajemy sobie sprawę z beznadziejności jaka nas otacza. Brak perspektyw na przyszłość, brak pomysłów na własne życie. A takie myślenie przemienia się powoli w strach. 
Poczucie, że jestem kolejnym szarym człowieczkiem, który niczym nie wyróżnia się od innych sprawiło, że zaczęłam postrzegać siebie jako życiowego nieudacznika. To mnie przytłaczało. Wpadłam w panikę. Złapałam się za głowę, chodziłam po całym mieszkaniu bez żadnego celu i co trochę zerkałam w okno, za którym rozpętała się ulewa. Kompletnie nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Skończyło się na siedzeniu w kącie salonu i kołysaniu się w przód i tył, trzymając się przy tym za podsunięte pod samą brodę kolana. 
     Z transu wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Od razu nasunęło mi się na myśl jedno pytanie. W jakim to on będzie dziś humorze? Jeśli w tym najgorszym, pójdę się schlać. Na trzeźwo co najwyżej wyskoczę przez balkon. Akurat z dwunastego piętra. 
Wraz z coraz głośniejszym stukotem jego kowbojek zaczęłam podnosić głowę do góry. Rudy stanął przede mną i posłał mi zdziwione spojrzenie. 
 - Gorszy dzień - odparłam zachrypniętym głosem i wzruszyłam delikatnie ramionami. Chłopak zmarszczył nieco brwi i przybrał minę myśliciela. Byłam przekonana, że zaraz machnie ręką i rzuci coś w stylu 'pewnie masz okres' albo krótkie 'pierdolisz'. Ale zrobił co innego.
Przykucnął przede mną, położył swoje dłonie na moich ramionach i potarł swoim nosem o mój. Wstrzymałam na chwilę oddech i uchylając nieco usta wbiłam wzrok w jego zielono-szare tęczówki. Nie wiem co bardziej kochałam. Jego oczy czy jego uśmiech, którym po chwili mnie obdarzył. 
  - Co puścić? - Zapytał kiwając głową na spory stos kaset, których z dnia na dzień u nas przybywało.
 - Pink Floyd - odpowiedziałam i kiedy on podszedł do magnetofonu, ja wgramoliłam się na kanapę. Zaraz potem w pokoju rozbrzmiało Wish You Were Here i w momencie ogarnął mnie wewnętrzny spokój. Odłożyłam pieprzone problemy na bok i dałam się ponieść muzyce, najskuteczniejszemu lekarstwu na zły nastrój. Choć nie powiem, jego ramiona były chyba teraz dla mnie najbardziej kojące. I może właśnie zbiera wam się na wymioty, ale nie mogłam przeczyć. Było mi z nim dobrze.
  - Jak na próbie? - Zagadnęłam kładąc się na jego kolanach i nawijając sobie na palec kosmyk jego rudych włosów.
  - Stradlin i Hudson to dupy dzisiaj nie urywali, ale tak poza tym to poszło całkiem nieźle. Jesteśmy w trakcie pisania nowego kawałka - odparł z dumą, na co ja cicho się zaśmiałam. Lubiłam kiedy przybierał tę minę. Wyglądał wtedy jak na swoim zdjęciu z dzieciństwa, które przedstawia małego prymusa w śmiesznych okularkach na nosie. 
Bądź co bądź ja również byłam z chłopaków dumna. Nie mówiłam im tego, ale stali się moim ulubionym zespołem. Kiedy zostawałam w mieszkaniu sama, od razu puszczałam na fulla Appetite for Destruction i skakałam na łóżku przy każdym kawałku. 
Poniekąd im też zazdrościłam. Głównie dlatego, że udało im się spełnić swoje największe dotychczasowe marzenia. Sama z chęcią założyłabym zespół i podbijała choćby samo Los Angeles. Ale to było nierealne. 
  - O czym myślisz? 
 - O niespełnionych marzeniach - wymamrotałam, następnie parskając cicho śmiechem. Słysząc swoje słowa zdałam sobie sprawę jak dennie zabrzmiałam. Axl jednak ku mojemu zdziwieniu pozostawał poważny. 
  - Masz jakieś? 
Przymrużyłam powieki i wytężyłam umysł. Właśnie, dziewczyno. Czy ty posiadasz jakiekolwiek marzenia? Czego ty tak właściwie chcesz? 
 - Chciałabym... Mieć kiedyś swój własny sklep. Najlepiej w starej kamienicy, dla klimatu. Sprzeda... Nie, to głupie - prychnęłam machnąwszy ręką. 
 - Nieprawda, mów dalej - nakazał karcąc mnie przy tym wzrokiem. Naprawdę cię to interesuje? Cóż...
 - Sprzedawałabym tam kasety, winyle... Nie byłby on zbyt duży. Chciałabym zachować przytulną atmosferę. Wiem, że w kącie znajdowałby się koc i pełno poduszek. Każdy mógłby się tam wygodnie rozłożyć i wsłuchiwać w muzykę puszczaną przez gramofon stojący na staromodnej komodzie. Od samego progu klientów witałby John Lennon, Morrison, Joplin... To byłoby takie miejsce, w którym każdy czułby się dobrze. Taki jakby azyl, rozumiesz? - Przytaknął głową. - Byłby otwarty do późnego wieczoru. I czasem zostawałabym tam na noc. Usypiałabym przy dźwiękach muzyki. - Ściszyłam głos i uniosłam jeden kącik ust do góry. 
  - A mógłbym zostawać tam na noc z tobą?
 - Pod warunkiem, że nie zaburzałbyś mojej harmonii - odparłam kiwając palcem przed jego nosem. 
 - Obiecuję, byłbym spokojny jak nigdy dotąd. - Zaśmiał się krótko. - Puszczałbym Eltona Johna i oboje kołysalibyśmy się w rytm jego kawałków, hm?
 - I Zeppelinów! - Ożywiłam się. 
 - A później budziłbym cię przed wschodem słońca i wracalibyśmy do naszego domu z widokiem na... jeszcze nie wiem. Może plażę, może jezioro. - Wzruszył delikatnie ramionami, po czym zaczął szperać w kieszeniach swoich spodni. Podniosłam głowę z jego kolan, ażeby ułatwić mu to zadanie, a kiedy trzymał w buzi odpalonego już papierosa ułożyłam się na nich z powrotem. Chłopak wbił wzrok w bliżej nieokreślony punkt i zaciągnął się mocno dymem. - Pilibyśmy wino do białego rana.
  - A śpiewałbyś mi? - Wkręciłam się.
  - Oboje byśmy śpiewali. 
Przez parę następnych minut nic już nie mówiliśmy. On był w swoim świecie. Ja byłam w swoim. Oboje rozmarzeni.  
  - Myślę, że wszystko do spełnienia. Kupię nam kiedyś dom, kupię ci taki sklep. Kupię co tylko będę chciał. Będzie mnie stać na wszystko. Na wszystko czego dusza zapragnie. - Skomentował nie kryjąc zadowolenia. 
  - Ale pieniądze nie staną się dla ciebie najważniejsze? - Spytałam ze zmartwieniem w głosie. Nie chciałam, żeby uderzyła mu do głowy woda sodowa jak tym wszystkim gwiazdom. Myślę, że czasy kiedy z pustymi żołądkami siedzieliśmy wszyscy w naszej zapyziałej ruderze były poniekąd najlepsze. Łatwiej było nam wszystko doceniać. Nie chciałabym mieć każdej rzeczy na wyciągnięcie ręki. To byłoby za proste. Może i nawet nudne?
Sława nie do końca kojarzyła mi się z czymś dobrym. Przez sławę ludzie zwykle zmieniali się na gorsze. Bałam się tego. 
  - Pewnie, że nie będą - odpowiedział z przekonaniem, co nieco mnie uspokoiło. Po raz kolejny tego dnia mocno się do niego przytuliłam. Cholernie ucieszył mnie fakt, że znalazłam w nim nie tylko drugą połówkę, ale i przyjaciela. Wspólne tematy, marzenia, plany. Można rzec - bratnia dusza.
Ale oboje byliśmy także naiwni. Życie to nie bajka. Wszystko prędzej czy później się kończy lub zmienia. 
I mieliśmy się o tym już niebawem przekonać. 








~*~

No i jest nieco dłuższy rozdział. Mam nadzieję, że czytając go nie zasnęliście? Wiem, wiem, zapowiadałam sex, drugs & rock n' roll i tak będzie. 
Od następnego rozdziału się rozkręcam. 
Tak czy inaczej proszę, żeby każdy kto przeczytał ten rozdział pozostawił po sobie jakikolwiek komentarz. Krótki, długi, pozytywny, negatywny - obojętnie. To dla mnie naprawdę bardzo ważne. 

Buzi!