Bohaterowie



BOHATEROWIE OPOWIADAŃ:
'WELCOME TO THE SUNSET STRIP'
i
'WAKE UP... TIME TO DIE!'



Julia (Julie) - ur. 1964 r.



Yep, to właśnie ja - zwyczajna dziewczyna, która zaraz po ukończeniu studiów zabrała wszystkie swoje oszczędności i wraz z najlepszą przyjaciółką wyleciała najpierw do Londynu, a zaraz stamtąd do cudownego Miasta Aniołów. Była to dla nas cholernie trudna decyzja, bo jak można łatwo się domyślić obie zwyczajnie wyemigrowałyśmy i nie mamy na razie szans na powrót do Polski. 
Nie żeby było nam tu źle, przeciwnie. To raczej taka tęsknota za domem, rodziną. 
Choć o tym ostatnim wolę nie myśleć. Ja - uparty i kłótliwy człowiek, który nie lubi słuchać pouczeń i długich wywodów na temat MOJEGO życia, dałam rodzicom do zrozumienia, że mam ich zdanie głęboko gdzieś i zrobię co będę chciała. 
Wracając... Dlaczego postanowiłyśmy uciec? A może raczej od czego? W moim przypadku były to głównie złe wspomnienia, o których chciałam zwyczajnie zapomnieć. 
Ale przede wszystkim chęć wyrwania się z kraju bez przyszłości.
I stanie się rzecz jasna częścią 'Amerykańskiego Snu'.
Wypadałoby chyba coś jeszcze o sobie opowiedzieć, nie?
Na ogół towarzyska ze mnie osoba i nie mam raczej większych problemów 
w zdobywaniu znajomości. Najgorzej jest wtedy, gdy trafię na kogoś 
o podobnym charakterze. Wtedy nietrudno o napiętą atmosferę. 
Bywam chamska, wredna i bezczelna, 
nie mogę utrzymać języka za zębami, więc łatwo wdaję się w kłótnie i non stop ponoszą mnie emocje, dlatego wybuchy złości to u mnie normalka. 
Większość cech posiadam już chyba od urodzenia. Taki już mój pieprzony urok, nie? Zresztą, co się będę przedstawiać z najgorszej strony! 
Potrafię być również spokojną, sympatyczną osobą, która zawsze służy pomocą innym. Szczęście drugiego człowieka jest dla mnie bardzo ważne, zawsze mi wtedy lżej na duszy.  
Jeszcze jakieś charakterystyczne cechy? 
Hm.. Często rozmyślam. O wszystkim i o niczym. Myślę, że można mnie nawet nazwać (niepoprawną) marzycielką. 
Wydaje mi się, że nie do końca potrafię znaleźć sobie miejsca na tym świecie. 
Sama zresztą nie wiem czego chcę od życia, a niezdecydowanie to kolejna z moich wad. 
Jestem także świetna w ukrywaniu uczuć, ale to akurat w sobie lubię. 
Na koniec dodam, że zamierzam wykorzystać młodość jak tylko się da.
Narkotyki, alkohol, przelotne znajomości i dobry Rock N' Roll.
Znam smak każdej z tych rzeczy i nie żałuję. 
Jeśli umrę - pochowajcie mnie w ramonesce, powkładajcie do trumny wszystkie moje kasety, a na koniec puśćcie Stairway to Heaven. I pamiętać! Nie płakać po mnie. Zapamiętajcie mnie jako pieprzoną nierozgarniętą wariatkę, która najchętniej skopałaby każdemu tyłek. Bo tak. 


~*~

Kamila (Camille) - ur. 1964 r.



Mam coś o sobie opowiedzieć, tak? Cholera, nie lubię tego robić, 
ale jak mus to mus.
Wychowałam się w rodzinie, która nauczyła mnie być empatyczną, wyrozumiałą i troskliwą osobą. Wiele zawdzięczam swoim rodzicom i co będę ukrywać? Tęsknię za nimi. Nawet za moją siostrą, z którą to zawsze toczyłam walkę. Nie jest fajnie być tą młodszą, zaręczam! Zawsze miałam przez to pod górkę, ale do wszystkiego da się przyzwyczaić. 
Wyjazd do Los Angeles i rozpoczęcie tu nowego życia porównuję do poznania smaku wolności, a także rozwinięcia skrzydeł. 
Może teraz coś o moim charakterze? 
Jestem leniwa, na ogół nigdzie mi się nie śpieszy, więc nie dziwne, że punktualność nie jest moją mocną stroną.
Ponad wszystko cenię sobie szczerość, a co za tym idzie największą wartością jest dla mnie przyjaźń i miłość. I dodam, że uwielbiam otaczać się ludźmi, a co za tym idzie? Samotność zdecydowanie nie jest dla mnie.   
Zawsze wszystko przeżywam dwukrotnie bardziej, dlatego cechuję się także wrażliwością. Nope, to nie jest fajna cecha. Kiedy życie zaczyna mi się walić jestem zdolna do naprawdę głupich rzeczy.
Jednak oprócz tego jestem osóbką sympatyczną, do której można się zwrócić z każdym problemem. Zresztą zazwyczaj sama zauważam jeśli moi bliscy mają jakieś kłopoty, więc często jako pierwsza wyciągam pomocną dłoń. 
O czym tu jeszcze wspomnieć? Na pewno jestem człowiekiem spokojnym 
i opanowanym. Raczej rzadko wpadam w furię, a nie lubię kłócić się z ludźmi,
bo pewne rzeczy lepiej zwyczajnie przemilczeć. 
Nie lubię stwarzać sobie po prostu wrogów.
Choć... bywają chwilę kiedy z uśmiechniętej, miłej dziewczyny zamieniam się 
w jędzę. Ale to w ostateczności. 
Według mnie nie ma rzeczy niemożliwych. Na ogół radzę sobie w każdej, nawet najgorszej sytuacji i nienawidzę się poddawać. 
Dzięki swojej zaradności potrafię również wysłuchać i doradzić znajomym jeśli tego tylko potrzebują. 
A jeżeli chodzi o moje zainteresowania? Kocham grać na gitarze. 
Wieczór spędzony z moim akustykiem to wieczór udany. 
Alkoholu, seksu i rock n' rollu sobie nie szczędzę, a co! 
Tak samo jak moja przyjaciółka chcę być pochowana w ramonie, o.
Tylko zamiast Stairway to Heaven zagrajcie Highway to Hell. 
To chyba będzie nawet bardziej wskazane. 
Zdecydowanie. 



~*~


W. Axl Rose - ur. 1962 r.



I co laski? Już macie mokro na mój widok? 
Wiedziałem. 
Co tu dużo mówić... Zajebisty, seksowny, utalentowany, inteligentny - tak, to właśnie ja. Możecie o mnie myśleć jak o egocentrycznym skurwielu, ale mam to głęboko w mojej zgrabnej dupie. Przynajmniej jestem sobą, a to chyba najważniejsze, nie? 
Pochodzę z pierdolonej dziury, jaką jest Lafayette. Nienawidzę wspominać dzieciństwa, więc tego robić nie będę. Powiem krótko - nic z ludźmi, których powinienem nazywać rodziną mnie nie łączy. Są mi całkowicie obojętni, 
no może oprócz przyrodniego rodzeństwa. 
Kilka lat temu przyjechałem tutaj  za marzeniami. Częściowo - spełniły się. 
Mam świetny zespół, z którym zamierzam pokazać całemu światu co kryje się pod pojęciem 'dobra muzyka'. 
Poza rock n' rollem jestem fanem alkoholu i kobiet. Dzień bez seksu to dzień stracony, pamiętajcie! 
Na mój cięty języczek leci prawie każda kobitka, 
a ja odpowiednio to wykorzystuję, bo czemu by nie? 
Podobno jestem jednym z najbardziej pojebanych ludzi stąpających po tym świecie, ale cóż, oryginalni też muszą istnieć.
A w furie nie wpadam znowu tak często.
No dobra, ja jestem jedną wielką furią. 
Nie zawsze zgrywam jednak twardziela. Jestem w końcu zwykłym chłopakiem, który bywa czasem nieśmiały i brakuje mu pewności siebie. 
Lubię czasem zaszyć się w jakimś kącie i pobyć sam ze sobą.
 Zdarza mi się być nawet osobą wrażliwą i... (Kurwa, zaraz rzygnę, nie czytajcie tego, pewnie za dużo wypiłem) czułą. Tak kurwa, potrafię być czuły i kochający. Ale od razu dodam, że moje prawdziwe JA mogą poznać tylko niektóre, wyjątkowe dla mnie osoby. 
A jak już przy tym jesteśmy... 
Jeśli ktoś stanie się dla mnie naprawdę ważny, 
to będę w stanie zrobić dla tej osoby naprawdę dużo.   
Mogę spieprzyć wiele spraw, ale jeżeli tylko mi zależy, naprawię je. 
A przynajmniej spróbuję. 
Taki już jestem. Działam w przypływie emocji, a potem zdarza mi się żałować. Chociaż nie dotyczy to wszystkiego. Z pewnych kłótni bądź bójek czerpię nawet satysfakcję. 
Także pamiętajcie! Albo jesteście po mojej stronie, albo jesteście moimi wrogami. Innej opcji nie ma. 


~*~



Saul 'Slash' Hudson - ur. 1965 r.


Nie ma ktoś może Danielsa? Coś jakby w gardle mi zaschło. Dobra, to potem.
Cóż ja mogę o sobie powiedzieć? Zwykły chłopak ukrywający się pod buszem loków. Jakby ktoś nie wiedział, włosy te skrywają mnie przed światem z tego względu, że jestem... cholernie nieśmiały. W stosunku do nowych osób oczywiście. Dlatego też sięgam często po alkohol czy narkotyki, bo od razu 
mogę się rozluźnić i wtedy czuję się sto razy bardziej komfortowo.
A tak poza tym wyluzowany ze mnie gość, który raczej niczym się zbytnio nie przejmuje. 
Mogę również rzec, że wyznaję zasadę: 'Live fast, die young'.
Nie chcę być stary, wolałbym umrzeć młodo.
A co jak na starość wypadną mi włosy? Tego bym nie przeżył!
Zresztą, nie dbam raczej o swoje życie. Non stop palę, piję, ćpam i wiecie co?
Dobrze mi z tym. Nawet bardzo. 
Jednak moim największym uzależnieniem jest gitara. 
Całkowicie zaprzedałem jej swoją duszę. Gdybym teraz przestał na niej grać, 
nie byłoby dla mnie miejsca na świecie.
Targając za struny przenoszę się do zupełnie innego świata.
Ale nie wszyscy są to w stanie zrozumieć. To trzeba po prostu poczuć. 
Miałem takie szczęście, że moja babcia wspierała mnie w moich zainteresowaniach i to od niej dostałem swoją pierwszą gitarę. 
Zresztą moje próby, które urządzałem w domu też jej nie przeszkadzały. Złota kobieta. 
Co do moich rodziców, rozwiedli się jak byłem jeszcze mały. Ojciec pozostał w Anglii skąd pochodzę, a matka mieszka w L.A, ale rzadko się z nią widuję. 
Tak czy siak muszę przyznać, że moje dzieciństwo było bardzo beztroskie 
i do tej pory tak jest. Luz blues, po prostu. 
Swoim wyglądem zawsze wyróżniałem się wśród rówieśników, ale jak dla mnie to fajna sprawa. Bycie sobą jest według mnie najważniejsze. 
Jeżeli chodzi o kobiety. Wobec większości zachowuję się jak chuj. 
Ale są i takie, które darzę przyjaźnią, a nawet jakimś głębszym uczuciem. 


~*~

Duff McKagan - ur. 1964 r.


Where's my vodka? - czyli moje stałe pytanie. 
Czy jest coś piękniejszego niż butelka czystej? No może i kobiety, ale alkohol jest zaraz na drugim miejscu! Ale chwila. Jest jeszcze muzyka. 
Dobra, powiedzmy, że wszystkie te rzeczy są bardzo istotne w moim nędznym życiu. 
No kurwa. Chciałem tak ładnie wszystko opowiedzieć. A początek już coś nie wyszedł. Może nie jest jednak tak źle, hm? Starałem się no... 
Jak tak teraz sobie myślę, może za często wagarowałem? 
Dobra, przejdźmy do rzeczy. 
Pochodzę z Seattle, gdzie wychowywałem się w wielodzietnej rodzinie.
Nie ma to jak być najmłodszym z całego rodzeństwa. Zawsze pod górkę. 
Ratował mnie jednak fakt, że od małego charakteryzowałem się dużym wzrostem. Taki ze mnie... blond dryblas? 
To właśnie moim braciom zawdzięczam gust muzyczny i smykałkę do gitary, basu, a nawet perkusji. Śpiewać też coś śpiewam, ale jeszcze pomyślicie, 
że się chwalę. A ja na ogół skromny chłopak jestem.
W Los Angeles poczułem się jak ryba w wodzie. Teraz wiem, że trafiłem 
w dobre miejsce. Może i rudera z nieco dziurawym dachem i ciągłe żebranie wśród znajomych o kasę nie było szczytem moich marzeń, 
ale i tak cały ten klimat brudnych lat osiemdziesiątych mi jak najbardziej odpowiada. 
Zresztą zespół ciągle się rozwija. Będziemy kiedyś cholernie sławni, czuję to w kościach! 
Co jeszcze mogę o sobie powiedzieć?
Jestem dosyć wrażliwym typem i całkiem łatwo nadszarpnąć moją męską dumę, ale ciii... Nic nie wiecie. Tak poza tym jestem przyjacielski, łatwo dogaduję się z ludźmi i raczej nie posiadam żadnych wrogów. Chyba, że o czymś nie wiem. 
Tak czy inaczej czasami odczuwam nieodpartą ochotę na bójkę. Tak, lubię je wszczynać. I chyba nie potrafię tego wyjaśnić. Pomińmy. 
Co do spraw sercowych. Szybko się zakochuję, tracę dla panienek głowę, a potem i tak gówno z tego wychodzi. 
Dobra, koniec. 


~*~

Izzy Stradlin - ur. 1962 r.


Ym, no... cześć. Najchętniej na tym zakończyłbym już swoją wypowiedź, 
ale raczej nie wypada. 
To ten, tak jak ten rudy gnojek, którego zdążyliście już poznać, pochodzę 
z Lafayette. Pierdolona dziura, potwierdzam. 
Tak czy siak byłem cierpliwy i dopiero kiedy skończyłem szkołę wyjechałem 
do Los Angeles w poszukiwaniu dobrego zespołu. Początki były raczej kiepskie. Niektóre grupy okazywały się jedną wielką pomyłką, ale koniec końców wreszcie natrafiłem na świetnych ludzi i tego... gramy sobie. 
Jestem raczej typem samotnika. Nie żebym był jakiś aspołeczny, 
bo nie powiedziałem w końcu, że nie lubię ludzi. 
Dobrze po prostu czuję się w swoim towarzystwie, a kiedy na przykład 
w naszym gronie dochodzi do jakiejś kłótni (co zdarza się non stop) wolę się ulotnić. Chociaż często bywa, że muszę uspokajać towarzystwo, bo jestem ponoć oazą spokoju. Mówcie sobie co chcecie, 
ale ja bardzo często zostaję wyprowadzony z równowagi tylko nie daje tego po sobie poznać. Whatever.
Myślę, że jestem osobą dosyć pracowitą i co ważne kreatywną. 
Lubię zaszyć się w kącie z gitarą i napisać jakiś kawałek. Serio, czerpię z tego przyjemność. 
Coś o moim charakterze?
Inteligentny, skromny, cichy, niewdający się na ogół w kłótnie, w miarę tolerancyjny i ten, wyrozumiały. 
Kumple często dzielą się ze mną swoimi problemami, bo ponoć jestem dobrym słuchaczem, a i poradzić potrafię. 
Mnie to stwierdzenie raczej dziwi, ale nevermind. 
Idealny jednak jak wiadomo nikt nie jest, a moją wadą, która w sumie przeszkadza jedynie pewnym osobom jest moje uzależnienie od narkotyków. Zresztą zajmuję się nawet dealerką, ale mniejsza z tym. 
Niektórzy uważają mnie jeszcze za ciotę, którego można wykorzystywać, 
bo i tak się nie odezwę, ale pozwólcie, że to przemilczę.  
I chyba tyle informacji wystarczy. 


~*~

Steven Adler - ur. 1965 r.


No, no... Niezły przystojniak ze mnie, nie zaprzeczycie! 
Prawda? 
Dobra, mam coś o sobie opowiedzieć, to opowiem. 
Tak naprawdę to pochodzę z Ohio, ale kto by się tym interesował. 
Od bardzo dawna mieszkam w słonecznej Kalifornii i  Bogu dzięki!
Kocham to miejsce i wątpię, abym kiedykolwiek je opuścił, o tak... na dłużej. 
No bo czego mi tu niby brakuje? Świetna pogoda, piękne kobiety, mnóstwo dobrych klubów, zajebista atmosfera. Żyć nie umierać! 
No ale kontynuując.
Już mając około trzynastu lat wraz z moim przyjacielem - Slashem, poznaliśmy smak narkotyków i zaczęliśmy również posuwać panienki. 
Za moje słownictwo wybaczcie. No co? Prosty ze mnie chłopak. 
Później nasze zainteresowania głównie skupiły się na muzyce. 
Ja chyba już od dziecka wiedziałem, że chcę być muzykiem. 
No i cel osiągnąłem. Walę w gary, a energia rozpiera mnie przy każdym granym przez nas kawałku. Zresztą energia rozpiera mnie zawsze.
Pozytywny ze mnie człowiek, duża część moich znajomych to potwierdzi. 
Trzeba patrzeć na świat w jasnych barwach. Inaczej szłoby się każdemu załamać, a jaki w tym sens? 
Czasami jedynie denerwuje mnie fakt, że nie wszyscy biorą mnie zbytnio na serio i bywa, że jestem lekceważony, ale da się przywyknąć. 
Jestem zwykle roztrzepany, czasem aż zanadto szczery, wpadam na dziwne, a zarazem głupie pomysły, ale i tak każdy mnie lubi.
I to najważniejsze, no nie?
Na koniec dodam, że ubóstwiam być na haju i przenosić się na ogromną łąkę, na której tańczę i śpiewam beztrosko niczym najszczęśliwszy hipis pod słońcem. Genialna rzecz!
A, no i moje motto:  Drogą życia jest hałas! 


~*~

Nikki Sixx - ur. 1958 r.

 Kamila: Jak pewnie każdy wie, Sixx jest basistą w zespole Motley Crue. 
Resztę chłopców też oczywiście lubimy, ale to Nikkiego poznałyśmy z Julią na samym początku. To zresztą pierwsza osoba jaką poznałyśmy w USA. 
Bez niego nasze życie mogłoby wyglądać teraz inaczej. To on zaproponował nam, że zawiezie nas na Sunset Strip, a tak dokładniej pod klub The Roxy, gdzie spotkałyśmy Duffa, no i wiadomo jak to potoczyło się dalej. 
Co do jego osobowości. Chłopak tak jak każdy z nas lubi dobrą zabawę 
i żyje dobrze znanym Wam motto. 
Ale to nie wszystko. Poza szalonym życiem, jakie głównie prowadzi,
jest też miłym, troskliwym i życzliwym facetem. 
Wiele mu zawdzięczam. 

~*~

Michelle Young - ur. 1966 r.


A co to za ślicznotka tam na górze? A no tak, to ja. 
Bez owijania w bawełnę. 
Jestem osobą bez żadnych większych kompleksów. Akceptuję siebie w stu procentach, ale dzięki temu jest mi po prostu łatwiej 
w życiu. Pewność siebie to podstawa, pamiętajcie. 
Większość osób ma mnie za dziwkę i nie pała do mnie zbytnią sympatią, 
ale wiecie co? Chrzanić to!  
Ludźmi kieruje zazwyczaj zazdrość, tyle. 
A ja... uwielbiam założyć na siebie seksowne wdzianko  i patrzeć jak każdemu kolesiowi na mój widok... no ten, ślina leci. Czy posiadam jakieś granice? Wątpię. Porywczość - to moje drugie imię. 
Potrafię zrobić na prawdę głupie rzeczy, tylko po to, żeby postawić 
na swoim. 
Muszę być na wygranej pozycji i już.
A jeśli coś idzie niezgodnie z moim planem... mówiąc krótko, nie jest 
za ciekawie. 
Tata zawsze mi powtarzał, że jestem księżniczką i mogę robić co tylko mi się podoba. Obecnie ma on w dupie czy jego córeczka żyje, a zajmuje się najprawdopodobniej branżą porno. A matka? Zaćpała się na śmierć. 
Nie mam zamiaru się jednak rozklejać. Sama  potrafię sobie poradzić. 
A wierzcie, aspiracje posiadam, więc i z nimi dam radę. 

~*~

Berry Stewart - ur. 1965 r.


Izzy: Uwaga, uwaga! Macie przed sobą najukochańszą dziewczynę na świecie. 
Wiem, bo sam zdążyłem się o tym przekonać.  
Chyba jeszcze nikt nigdy się tak o mnie nie troszczył, jak ona. Tylko ja głupi nie zawsze potrafię to docenić. Ale już mniejsza z tym. 
Berry poznałem w klubie. Jedna z niewielu kelnerek, które wcale nie miałem ochoty zaliczyć w kiblu, tylko bliżej poznać. 
No i cóż, udało mi się. Dziewczyna nie dość, że piękna, to jeszcze inteligentna
i przesympatyczna. Zawsze można zwrócić się do niej z problemem,
a sam jej uroczy uśmiech sprawi, że człowiek nawet nie myśli o kłopotach. 
Nie zawsze jest jednak skromną, wyrafinowaną dziewczyną. Posiada też drugą stronę, którą ja osobiście uwielbiam. 
Ma ostry temperament, no i w ogóle potrafi być ostra. W każdej dziedzinie...
Ale wara od niej! Jest moja. 
Wspomnę jeszcze, że Berry w wolnym czasie maluje. I jest w tym na prawdę dobra. Taka artystyczna dusza. 
Jak już pewnie wiecie jestem typem samotnika, przy niej jednak umiem się całkowicie otworzyć i cieszyć swobodą. 
To chyba jest ta jedyna.  

~*~

Adam - ur. 1963 r.


Julia: Najpierw rozkochał, a potem potraktował jak szmatę. Wyszłam na głupią, naiwną dziewczynkę, ale taki chyba był jego cel. 
Adama poznałam na studiach. Wokół niego zawsze kręciło się mnóstwo dziewczyn. Zresztą nie bez powodu. Blondyn nie dość, że nieziemsko przystojny, potrafi zbajerować każdą kobietę. Najpierw będzie prawił ci komplementy, zabierał na randki w romantyczne miejsca. Powie ci, że kompletnie stracił dla ciebie głowę, ty zakochasz się w nim na zabój. 
A potem... 
Wynajęliśmy mieszkanie. Wtedy wydawało mi się, że wreszcie zaczynam żyć po swojemu. Po co mi rodzice? Jestem pełnoletnia, mogę robić co chcę!
I z takim właśnie nastawieniem popadłam w uzależnienie od narkotyków 
i alkoholu, co nasiliły coraz częstsze kłótnie z chłopakiem. Adam bowiem wmawiał mi, że robi jakieś interesy, za które zdobędzie sporo kasy, 
więc przez ten czas to ja miałam za wszystko płacić. 
Uczelnia, praca, dom - nie potrafiłam tego wszystkiego ze sobą pogodzić.
Ale on tego nie rozumiał. Jakikolwiek sprzeciw z mojej strony kończył się awanturą. Ostrą awanturą. 
Do tej pory wypominam sobie jaką byłam idiotką. 
Jedno trzeba przyznać, Adam to bardzo wpływowy człowiek, który bez problemu owija sobie ludzi wokół małego palca. Lubi być w centrum uwagi, 
a każdy kto mu podpadnie staje się jego największym wrogiem. 
Wobec niego trzeba być jak najbardziej stanowczym. 
Innej rady nie ma. 

~*~

Sarah - ur. 1955 r.


Steven: Sarah to bogata Francuzka zamieszkująca od jakiegoś czasu najdroższą dzielnicę Miasta Aniołów. Bez wstydu mogę więc rzec, że trafiła mi się jak ślepej kurze ziarno. Ale wiecie co? 
Drogie ubrania i fakt, że jest kobietą wyższej klasy wcale nie świadczy o jej inteligencji. Przeciwnie. Ta kobieta najwyraźniej lubi się zabawiać uczuciami innych tylko dlatego aby spełnić swoje zachcianki. 
Byłem jej potrzebny tylko na czas, kiedy nie było przy niej męża. 
A później... Na co jej taki Popcorn, któremu czasem nie starcza na zwykłe piwo? 
Myślę, że w Sarze skrywa się gdzieś głęboko malutka dziewczynka, która jednak potrafi okazać więcej serca. 

~*~ 


Lucy - ur. 1965 r.


Duff: Lucy, Lucy, Lucy... Z jednej strony ją kocham, a z drugiej nienawidzę. 
Jej największą wadą jest chyba to, że lubi manipulować ludźmi. 
Ale ja z tym walczyć nie umiem. Skupiam się głównie na jej zaletach, do których należy m.in wygląd. Nie oceniajcie mnie jednak jako płytkiego gościa.
A zdziwicie się jak powiem, że najbardziej kocham jej uśmiech? I te malutkie, modre oczka. I... no wszystko, no.
Jest po prostu urocza. 
Wracając do charakteru. 
Lucy jest według mnie miłą, pewną siebie 
i towarzyską osobą. 
Co do gorszych cech?  
Wszystko ma być tak jak ona chce. A jej zdanie jest oczywiście najważniejsze.
Do tego jest uparta i okropnie rozkapryszona.  
Co nas połączyło?
Miłość do dobrej muzyki, dobrego alkoholu i dobrego seksu. 
O taaak. 


~*~

Nathalie - ur. 1969 r.


Steven: Tajemnicza, zagubiona, nieco bezradna, a w tym wszystkim jakaś taka... kochana. Dziewczyna ma ze sobą problemy, a ja najzwyczajniej 
w świecie staram się jej pomóc. Nie robię tego jednak z litości!
Nathalie ma w sobie coś, co sprawia, że próba wywołania na jej twarzy uśmiechu nie jest dla mnie obowiązkiem, a zwykłą przyjemnością. 
Jej rodzice zmarli kiedy była jeszcze mała. Mówiąc bardziej szczegółowo, zaćpali się. Może to więc nie przypadek, że brunetka wciąż ląduje na odwyku. 
Teoretycznie wychowuje ją ciotka, ale w praktyce jest nieco inaczej. 
Ta kobieta z pewnością nie okazuje jej miłości, a co dopiero sympatii.
Ale chuj z tym! Ma mnie! Przypadkowego gościa, który chce być dla niej jak starszy brat. 

~*~ 


Jason Brown - ur. 1950 r.



Kamila: Jason Brown... Czyż to nie brzmi nieziemsko? 
Cóż, przyznać trzeba, że facet ogólnie sprawia nieziemskie wrażenie. 
Bogaty, przystojny, zapewne ideał większości kobiet. Ale żeby było jasne! 
To tylko mój szef. Nie jestem nim ani trochę zainteresowana. Chyba. 
Hm, co niby mogę o nim jeszcze powiedzieć? Jest sympatyczny, to na pewno.
Zdaje mi się nawet, że wobec mnie jest szczególnie miły. 
Ale bycie ulubienicą szefa to chyba dobra rzecz, nie? Przynajmniej nie muszę się zbytnio stresować. 
Tak czy siak koleś jest niezłym bajerantem. Chyba nie ma u nas w pracy kobiety, z którą by choć trochę nie flirtował. 
Szczerze mówiąc nie widzę go w roli męża i ojca, ale kto wie? Może w głowie pana Browna kryją się jakieś marzenia związane z założeniem rodziny? 
Ogółem postać bardzo intrygująca. 

~*~

Kelly Clarck - ur. 1968 r.


Duff: Kelly - moja dawna miłość. Wraz z nią i moim starszym bratem przeżywaliśmy młodzieńczy bunt, który czasem wydaje mi się, że trwa do dziś. 
Razem lataliśmy po wszystkich garażowych bądź klubowych koncertach, wagarowaliśmy, bazgraliśmy po murach sprayem i długo by można jeszcze wymieniać. Ale naszym największym zamiłowaniem zawsze był punk!
Sex Pistols, Johnny Thunders, Ramonesi, Misfitsi, Black Flag - na tym się wychowaliśmy. Cholera, tęsknie za tymi latami. 
Wracając... 
Kelly od zawsze mi się podobała. Ba, ja za nią wręcz szalałem. Ale nie tylko ja. 
Mój starszy braciszek również. Nie trudno więc się domyślić, że czerwonowłosa wybrała właśnie jego. Wyjeżdżając z Seattle do L.A pożegnaliśmy się dosyć chłodno. Ale jak już wiadomo... Wiele rzeczy się zmienia. Albo i nie?
Chyba zawsze gdzieś w środku będziemy zwykłymi gówniarzami. 
I chyba zawsze będę za nią szaleć. 





~*~
Za wykonanie kolaży serdecznie dziękuję Chelle :) 
Proszę również o niekopiowanie obrazków oraz treści. 

11 komentarzy:

  1. Czy może mi ktoś podać prawdziwe nazwisko Camile?

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj kochana, pięknie to wszystko wygląda :D Te opisy, cudnie! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. jakie prawdziwe nazwisko ma Kelly Clarck?

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu wpadalm tu wczesniej ,ale nie mialam okazji przeczytac bohaterow i w ogole ,jakiegokolwiek rozdzialu. Ale skoro widze tu Sixxa,to zostane twoja wierna czytelniczka.
    Wpadne jutro ogarnac rozdzialy.
    A opisy piekne ❤❤.I ten opis Nikkiego ❤❤. Szkoda ze on serio,taki nie jest.
    Nie patrz na moje bledy,mam swiadomoac ich robienia. Pracuje nad nimi rowniez.
    A teraz padam ,wpadne jutro :*.
    Pozdrawiam Madeline!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak nazywa się dziewczyna grająca Julie? 😍

    OdpowiedzUsuń
  6. Claudia Schiffer

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem pod wrażeniem. Bardzo fajny artykuł.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń