sobota, 28 września 2013

Welcome to the Sunset Strip - część 26




Julia:


   Kto śmie przerywać mi spokojne spożywanie królewskiego śniadania jakim jest mleko z jakimiś wstrętnymi, starymi płatkami? Wstałam ociężale z krzesełka i na jednej nodze udałam się w stronę drzwi. Po otwarciu ich ujrzałam dziwnego mężczyznę, a może raczej chłopaka. Na oko miał chyba niewiele ponad dwadzieścia lat. Długie, raczej dawno niemyte już włosy opadały mu na dżinsową przetartą kurtkę, a z kieszeni jego sztruksów wystawała jakaś papierowa torebka. 
  - Jest Izzy? - zapytał zaciągając się papierosem.
  - Nie, ale powinien być za jakieś dwie godziny, wejdziesz? - spytałam.
Okej, okej... Nie znam gościa. Ale wydawał się być w porządku. Poza tym byłam znudzona siedzeniem samej!
Może i trudno uwierzyć, że ja, nieufna dziewczyna, która bała się w ogóle przyjechać autostopem do Los Angeles miała zamiar wpuścić obcego faceta do pustego domu, ale szczerze mówiąc? W Mieście Aniołów nabrałam nieco więcej odwagi. Tu się nie da inaczej. Pracując w klubie przecież codziennie stykam się z pijanymi i nachalnymi dupkami, ale trzeba sobie jakoś radzić, najczęściej ich olewając. Poza tym ostatnio dzięki Stradlinowi, a może raczej jego interesom miałam okazję poznać wielu ludzi, którzy przychodzili tu w pewnej niezbyt ciekawej sprawie.
Widząc z lekka zdezorientowaną minę chłopaka dodałam:
  - Spokojnie, wiem w jakiej sprawie przychodzisz. 
 - Dobra... To wejdę. - Wzruszył ramionami i zostawiając swoje brudne trampki w korytarzu wszedł do salonu gdzie jak gdyby nigdy nic rozwalił się na kanapie. Ja natomiast pokuśtykałam do kuchni po piwo i po chwili wróciłam do nieznajomego.
  - Shaun jestem, a ty? - spytał obojętnie.
  - Julie. 
  - Ćpasz coś? 
  - Zdarza się - mruknęłam. - Kiedyś chyba można było nazwać mnie ćpunką - dodałam z ironicznym uśmieszkiem. 
  - Ta? - Podniósł jedną brew do góry jakby w niedowierzaniu. - Nie wyglądasz na taką. To znaczy... Na grzeczną dziewczynkę też nie, ale ćpunką bym cię nie nazwał. - Jak ja lubię tą szczerość u ludzi!
  - Ale ty za to wyglądasz - rzuciłam z drwiącym uśmieszkiem. 
 - Bo jestem ćpunem. - Wzruszył niedbale ramionami. - A czemu już nie bierzesz? To znaczy czemu bierzesz mniej? - Poprawił się
 - Chyba zwyczajnie wyznaczyłam sobie w życiu jakieś cele, a narkotyki tylko utrudniały mi ich osiągnięcie. Prawdę mówiąc brałam, żeby zapominać o problemach, a potem to już ćpanie stało się moim największym problemem. A ty? Czemu bierzesz?
  - O słodka niewiasto, to tak jakbyś spytała mnie czemu jem, piję, sram. Bo widzisz... Zapalę sobie z rana jointa i od razu na wszystko patrzę w jasnych kolorach. Bez tego ani rusz. To chleb powszedni, czaisz? - Uśmiechnął się jakby sam do siebie i przymknął oczy. 
  - Czaję. - Przytaknęłam głową nie kryjąc swojego rozbawienia. 
  - Poza tym jestem też dilerem - dopowiedział wyjmując z kieszeni papierową torbę. - Masz może winyl lub kasetę Hendrixa?
  - Coś się znajdzie - rzuciłam uśmiechnąwszy się do niego, ale chyba nawet tego nie zauważył, bo spuścił głowę w dół i zaczął coś mruczeć pod nosem. Podeszłam do szafki, z której wyjęłam gramofon i zaczęłam szperać w winylach, wreszcie znajdując odpowiedni.
Już po chwili salon ogarnęły dźwięki Foxy Lady
  - Maryśki? - zaproponował wyciągając z torebki dwa skręty.
  - Czy ja wiem... 
W sumie miałam nawet miłe wspomnienia z trawką, więc czemu nie? 
  - Dobra, dawaj. - Klasnęłam w dłonie, a Shaun od razu wcisnął mi w dłoń odpalonego już jointa. 
Zaciągnęłam się nim mocno i poczułam... Totaaaaaalny luz
  - U mnie najlepszy towar, mała. - Puścił do mnie oczko. 
  - Zapamiętam. - Westchnęłam głośno odchylając głowę lekko do tyłu.  
  - Co prawda to miało być na wymianę ze Stradlinem, ale chyba się nie obrazi jak troszkę tego ubędzie - bardziej stwierdził niż zapytał. 
  - No co ty. - Machnęłam ręką i zaciągnęłam się ponownie. Mmm, cudownie!









Kamila:


       Przykucnąwszy na podłodze przy roztrzaskanym szkle zerknęłam na zegar. Dopiero szesnasta, a już jakiś klient zdążył się schlać i popsuć mi humor. Stwierdził, że piwo które mu przyniosłam to jakieś szczochy, więc musiał oczywiście zrzucić szklankę ze stołu. Idiota.
  - Nie przeszkadzaj sobie. - Usłyszałam nad sobą i zanim zdążyłam się obrócić dostałam porządnego klapsa w tyłek. Wstałam jak oparzona i stając twarzą w twarz z tym pieprzonym skurwielem wymierzyłam mu siarczysty policzek. 
  - Ej, co to kurwa miało być? - warknął i zwyczajnie mi oddał. Niestety zrobił to tak mocno, że chcąc nie chcąc przewróciłam się do tyłu, ręką wpadając w szkło. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy, których za chuja nie mogłam opanować. I dlatego, że odłamek szkła wbił mi się w dłoń sprawiając przy tym ogromny ból i dlatego, że mam już po prostu dość tej kurewskiej pracy!
  - Co tu się do cholery dzieje? - Usłyszałam znajomy głos i po chwili zobaczyłam koło siebie Slasha. Odetchnęłam z ulgą. 
Duff pomógł mi się podnieść z ziemi, a ja wycierając łzy spojrzałam na tamtego faceta.
  - Suka mnie spoliczkowała to jej oddałem. 
  - Po pierwsze to nie suka, a po drugie chyba bez powodu by ci w ryj nie dała? - Hudson próbował zachować spokój, ale widziałam jak zaciskają mu się pięści.
  - Od tego są chyba kelnerki, żeby je można było od czasu do czasu w dupę klepnąć.
Saul nie wytrzymał. Zamachnął się mocno popychając tym samym tego gościa na stół i zanim tamten zdążył się podnieść kopnął go jeszcze w jaja. 
  - Za ile kończysz? - spytał nawet na mnie nie patrząc. 
  - No właściwie to już - odpowiedziałam zmieszana.
  - To się przebierz i spadamy do domu. - Przytaknęłam głową i pobiegłam na zaplecze. Niestety nie miałam się zbytnio jak przebrać, bo skaleczona dłoń mi to uniemożliwiała. Zarzuciłam na siebie tylko kurtkę i chwytając za torebkę wróciłam do Gunsów. Widziałam jeszcze jak tamten facet wychodzi z trzaskiem drzwi z klubu. My po chwili zrobiliśmy zresztą to samo. 
W drodze do domu cały czas zagryzałam mocno szczękę, żeby nie wybuchnąć płaczem, ale... Nie wyszło. 
  - Co jest? - spytał Duff i spojrzał się na mnie zatroskanym wzrokiem.
  - Ślepy jesteś? Szkło ma w łapie to beczy. Ja tam dobrze wiem jak to kurwa boli. - Westchnął Axl.
  - Już niedaleko, wytrzymasz. - Saul objął mnie jedną ręką, a ja tylko krzywo się uśmiechnęłam. 
  - Ból wytrzymam, ale nie wiem ile jeszcze zniosę pracę w tym klubie. 
  - Chcesz pracować w innym?
 - Nie o to chodzi... Mam dość bycia kelnerką, którą każdy traktuje jak szmatę. - Pociągnęłam nosem. 
  - Nie płacz. Coś wymyślimy...     







Axl:


       Już przed drzwiami Hell House dało się słyszeć głośną muzykę. Wpadłem do środka jako pierwszy i co tam zastałem? Swoją dziewczynę tańczącą z jakimś chujem na środku salonu! A w dłoni rulonik. 
Zaraz, zaraz. Czemu ten chuj trzyma łapska na jej tyłku? Tak w ogóle to kim ten chuj jest? Nosz kurwa. 
Nie namyślając się długo podszedłem do nich i mocno ich od siebie odepchnąłem. Blondynka poleciała na podłogę, a tamten na kanapę. Obydwoje jak na zawołanie zaczęli się głośno chichrać. 
  - Z czego się kurwa śmiejecie? - krzyknąłem. Nie wiem jak wyglądała wtedy moja mina, ale tamci zaczęli rechotać jeszcze bardziej.
  - Shaun? - zapytał nagle Izzy przeciskając się do przodu. 
  - Cześć, stary. Przyszedłem się z tobą wymienić. Mówiłeś, że chcesz trochę zielska - wymamrotał.
  - Miałeś przyjść się wymienić, a nie częstować nim naszą przyjaciółkę. - Nie wiem czy dobrze zauważyłem, ale kąciki ust Stradlina podniosły się nieco do góry. No faktycznie, w chuj śmieszne. 
  - Nie miałem serca jej nie poczęstować! - Uniósł ręce do góry.
  - Dobra, przyjdź kiedy indziej. A teraz wypierdalaj.
Chłopak podniósł się grzecznie z kanapy i poklepał Izziego po plecach.
  - Pa, mała. - Tym razem odwrócił się w stronę blondynki.
  - Wpadnij jeszcze! - Julie uśmiechnęła się szeroko, po czym położyła się na ziemi i zaczęła nucić coś pod nosem.
Kiedy ten cały Shaun wyszedł z domu spojrzałem na nią złowrogo. Jeśli ona codziennie urządza sobie takie zabawy z klientami Stradlina to niech spierdala. Przecież chyba wie, że to ja jestem jej facetem? Ja. Axl Kurwa Mać Rose. 
  - Co - to - kurwa - miało - być? - wycedziłem przez zęby, następnie podchodząc do blondynki.
  - Jezu, Axl! Jaki ty jesteś piękny! - Westchnęła głośno i chwyciła mnie za policzka. 
 - Pewnie ją poczęstował grzybkami halucynogennymi. Nie martw się, nie jesteś piękny. - Wtrącił Izzy. Postanowiłem tego nie skomentować. Wziąłem jedynie dziewczynę na ręce i zaniosłem do sypialni. Położyłem jej na łóżko i wywróciłem oczami na widok jej ciągłego wyszczerzu. 
  - W rudych ci było ładniej. Przefarbuj się z tego różu. - Skrzywiła się, po czym przekręciła się na bok i najzwyczajniej w świecie zasnęła.


Jaki kurwa róż?!   








Slash:


        Chwyciłem szatynkę za rękę i pociągnąłem do łazienki. O dziwo udało mi się znaleźć wodę utlenioną i bandaż. Posadziłem ją na umywalce i poprosiłem by podała mi swoją dłoń. Chwilę się wahała, ale w końcu wyciągnęła ją w moją stronę i przymknęła oczy.
  - Spokojnie. Już nie raz wyciągałem któremuś z tych debili szkło z łapy. Nawet nie poczujesz. 
  - Jaaasne... Kurwa! - wrzasnęła kiedy gwałtownym ruchem wyjąłem z jej ręki ten cholerny odłamek. - Miałam nic nie poczuć!
  - A co miałem ci powiedzieć? Że tak cię zaboli, że lepiej przygryź sobie język? - Uśmiechnąłem się i szybko polałem ranę wodą utlenioną. Jezu... Takiego pisku to ja jeszcze w życiu nie słyszałem.
  - Dochodzicie czy co? - spytał McKagan zaglądając łbem do łazienki.
  - Proszę cię... Jakby to miały być dźwięki rozkoszy to już dawno bym ogłuchł - parsknąłem.







Tydzień później...







Julia:



        Dziś nareszcie ściągają mi gips! Wreszcie będę mogła chodzić jak człowiek. Szczerze mówiąc, ten tydzień minął całkiem szybko i przyjemnie. Tylko Axl jest na mnie cały czas obrażony za tą sytuację z Shaunem, a Steven rzadko bywa teraz w domu. Ciągle łazi do tej Francuzki, a do nas prawie w ogóle się nie odzywa. Kilka dni temu wzięłam go na słówko i zaręczyłam, że cieszę się z jego szczęścia i nie chcę, aby nas unikał, ale ten tylko spuścił głowę i wyszedł. Może dzisiejszy koncert jakoś na niego wpłynie, ale z tego co słyszałam to nie raczył się nawet pojawić na próbie. Właśnie! Guns N' Roses ma dziś występ w The Roxy. Jeśli szybko się uwinę z tą wizytą w szpitalu to może jeszcze na niego zdążę. Chłopaki stali się na Sunset Strip bardzo popularni, z czego się ogromnie cieszę. Mają już nawet swoich fanów. 







Izzy:


       Dzień koncertu? Trzeba było się jakoś przygotować. Rose już od rana pił co tylko mu w ręce wpadło, ja natomiast przywitałem się z kruchą blondynką. Nic mnie tak nie rozluźnia jak kokaina. Jakieś kilka dni temu dopadło mnie dziwne uczucie i zacząłem się nawet zastanawiać czy nie ograniczyć dragów. Dla Berry... Ale szybko się rozmyśliłem. Po pierwsze to zbyt silniejsze ode mnie, a po drugie z jakiej racji jakaś laska ma mnie zmieniać? No tak... Tylko, że to nie jest JAKAŚ laska, tylko najcudowniejsza dziewczyna jaką miałem okazję poznać. Brakuje mi jej uśmiechu, rumieńców, które tak często pojawiały się na jej twarzy. W ogóle mi jej brakuje, ale co zrobić? To tak jakbym miał wybierać między muzyką a seksem. Niewykonalne.
Wracając do koncertu... Zbliżała się dziewiętnasta, więc skończyliśmy próbę i zaczęliśmy składać sprzęt. Oczywiście Slash zadbał o to, żeby nam w pyskach nie zaschło, więc zanim poszliśmy do The Roxy wypiliśmy po Nightrainie. 
Pół godziny przed występem byliśmy już w klubie i szykowaliśmy się w jakże pięknej garderobie.
Zdążyłem jeszcze sobie co nie co wstrzyknąć, więc byłem chyba najbardziej rozluźniony z chłopaków. No może oprócz Axla, który ledwo co kontaktował. Wyglądał jakby spał na siedząco. Whatever.











Kamila:


       Razem z Julią zjadłyśmy kolację, po czym szybko wyszłyśmy z domu. Ona wzięła taksówkę i pojechała do szpitala, a ja pobiegłam do klubu, w którym występowali dziś Gunsi. Kiedy weszłam do The Roxy nie mogłam uwierzyć w te tłumy. No dobra, jest w końcu sobota, ale czyżby plakaty też zachęciły ludzi na przyjście do klubu i obejrzenie chłopaków? Jeśli tak to jestem dumna! 
Jako że oczywiście nie potrzebowałam biletu, udałam się na tył klubu i weszłam do ich garderoby.
Cóż... Widzę, że panowie się już odpowiednio "przygotowali".


  - Axl? - spytałam widząc jak chłopak stoi z zamkniętymi oczami. - Ziemia do Axla! - Nic. Podeszłam więc do niego i poklepałam po twarzy szybko się potem odsuwając. Jeszcze by się zdenerwował i mogłoby mi si oberwać. 
  - Co? Jak? Wchodzimy już? - Oprzytomniał na chwilę.
  - No najwyższy czas. Zbierać dupy i na scenę! - zawołałam. Gunsi chwycili za sprzęt i zaczęli się kierować do wyjścia, tylko Slash stał w tym miejscu gdzie wcześniej i uśmiechał się do mnie pijacko.
  - Można by liczyć na jakiś... doping? - spytał robiąc z ust dzióbek.
  - Można - powiedziałam i odwracając go do siebie tyłem kopnęłam go z czuba w tyłek.
  - Ała! 
  - Idź już! - Wypchnęłam go z tego obskurnego miejsca i sama usadowiłam się obok sceny. 
Axl wszedł chwiejnym krokiem na scenę i przywitał się z publicznością. Kiedy okrzyki ucichły zaczęli grać nowy kawałek - Welcome to the jungle. Już od początku piosenki Rudy mnie zahipnotyzował. Tak, to chyba dobre określenie. Myślałam, że w jego stanie to będzie niemożliwe, ale wił się po scenie jak zawodowiec przyprawiając dziewczyny o dreszcze. Później skierowałam wzrok na Slasha. Ten jak zwykle w swoim żywiole. Spuścił głowę w dół i nawet nie można było zobaczyć jego twarzy. Następnie mój wzrok powędrował na Duffa. On dziś trzymał się z nich wszystkich najlepiej. Co chwila przemieszczał się gdzieś ze swoim basem, cały czas się uśmiechając. Izzy... Izzy mało kontaktował i to by było chyba na tyle. No i Steven! Czyżby nasz pojeb wrócił do normy? Walił w bębny jakby chciał je co najmniej rozwalić cały czas się przy tym szczerząc. Aż sama zaśmiałam się pod nosem.
Koncert trwał jeszcze jakieś pół godziny. Wszyscy świetnie się bawili, łącznie ze mną. Na koniec Axl rzucił się na kolana i przedłużając ostatni dźwięk do tego stopnia, że myślałam, że zaraz się udusi, zakończył ten zajebisty występ. 


             

     




Axl:

       Zaraz po występie doczłapałem się do wolnego stolika. Kurwa, dlaczego wszystko tak wiruje? O, chyba powoli odzyskuję kontrolę. Coś widzę. Ale co? Goryl? Nieee. Niedźwiedź? Też odpada. Slash? Bingooo.
  - Co się tak na mnie gapisz? - burknął.
  - Nic, nic... - Opadłem na kanapę i wziąłem się za opróżnianie butelki, którą przed chwilą przede mną postawiono. Nie minęło nawet dziesięć minut, a już dosiadły się do nas jakieś laski. Przedstawiły się jako nasze fanki. Fajnie. Podrapałem się po głowie i zacząłem zawzięcie wpatrywać się w jedną z nich. Chyba to zauważyła, bo od razu zaczęła się do mnie uśmiechać, a raczej krzywić końską gębę. 
  - Powiedz mi kochanie... Jak to jest być dziwką? - spytałem po chwili. Ta jakby na zawołanie przywaliła mi w ryj i poszła chuj wie gdzie. No co! Zawsze mnie interesowało jak takie dziewczyny się czują i co ich skłania do dawania dupy komu popadnie. Chyba, że ona nie była dziwką? Ale wyglądała jak dziwka. I tak na jedno wychodzi. 
Z mojej rozkminy wyrwała mnie kolejna laska. Miała czarne, natapirowane włosy i ostrą czerwoną szminkę na ustach. 
  - Jak to jest być takim seksownym chamem? - spytała.
  - A zajebiście. Nie narzekam.
  - Ja też nie. Tacy mnie właśnie pociągają. - Przygryzła wargę. - Może wybierzemy się do toalety?
  - Chce mi się lać, więc świetny pomysł. - Wstałem i podpierając się na dziewczynie, której imienia nie znałem i raczej nie chciałem poznać, bo i tak nie zapamiętam, udałem się w stronę kibli. Załatwiłem swoją potrzebę w jednej z kabin, a kiedy odwróciłem się do tyłu zobaczyłem jak ta cizia opiera się o drzwiczki. Popchnęła mnie na kibel i momentalnie usiadła na mnie okrakiem. 
  - Zabawimy się, hm? - Uśmiechnęła się zadziornie, po czym wepchnęła do mojej buzi swój język.
  - Połykasz mnie - wybełkotałem odrywając się na chwilę od jej ust. - I masz mordę jak koń - dodałem nie kryjąc rozbawienia.
  - Coś jeszcze? - prychnęła zniecierpliwiona. 
  - O kurwa.. Naprawdę jak koń - parsknąłem.
 - Do ruchania mi twarz potrzebna nie jest. To co, kontynuujemy? - Nim się obejrzałem, a ta dziwka już odsuwała mi rozporek.






Julia:


       Zajebiście! Musiałam czekać w kolejce ze starymi babkami i przez to wszystko wyszłam ze szpitala dopiero po dwudziestej. Do The Roxy był kawałek, poza tym szłam nieco wolno (musiałam się na nowo przyzwyczajać), więc nie było mowy, żebym zdążyła na koncert. Wiedziałam jednak, że Gunsi i Camille ten występ na pewno opijają, więc tak czy siak ruszyłam w kierunku klubu. Dotarłam do niego już po dwudziestu minutach. Dostrzegłam ich przy najbliższym stoliku. Szybko się przywitałam i zostawiając swoją torebkę Kamili ruszyłam do łazienki, bo przez całą drogę do klubu chciało mi się sikać. Oczywiście już na wejściu dało się słyszeć jęki i inne dziwne odgłosy wydawane przez bzykające się w kiblach pary. Z tego wszystkiego już nie wiedziałam, która kabina jest wolna, bo westchnienia było słychać prawie z każdej strony. Zapukałam do jednej i nie słysząc żadnych sprzeciwów nacisnęłam na klamkę. Otworzyłam je jednak tylko na sekundę , bo od razu  zobaczyłam czarny tapir i gołą dupę. I chwila... Coś jeszcze. Uchyliłam drzwi jeszcze raz i w tym momencie dostrzegłam rude włosy Axla.
  - Ty świnio! - wrzasnęłam. Czarnowłosa szmata odwróciła gwałtownie głowę w moją stronę, a ja rzucając szybkie spojrzenie zdezorientowanemu Axlowi wybiegłam z łazienki. Wyrwałam z rąk Kamili torebkę i udałam się w stronę wyjścia nie zostawiając żadnych wyjaśnień. 
Wzięłam trzy głębokie oddechy i ruszyłam w kierunku domu Berry. Nie zamierzałam wracać do Hell House. Nie miałam zamiaru na niego patrzeć.  Chyba bym zwymiotowała. Ugh, brzydzę się nim! 
         Całą drogę przeklinałam na niego w myślach i nie uroniłam ani jednej łzy. Kiedy dotarłam do domu przyjaciółki zapukałam kilka razy w drzwi. Berry otworzyła je po chwili z uśmiechem, a ja jak na zawołanie wybuchnęłam płaczem i mocno się do niej przytuliłam. Coś we mnie jednak pękło.