poniedziałek, 8 kwietnia 2019

Wake up... time to die! [49]







~Z perspektywy Julie~


      
        Zabawa wymknęła się spod kontroli. Co ja pieprzę, całe moje życie wymknęło mi się spod kontroli. Czy popłynęłam? O tak, byłam na dnie. Wystarczyło na mnie spojrzeć. Wychudzona ćpunka i alkoholiczka, która od dłuższego czasu nie trzeźwiała. Straciłam rozum. Straciłam szansę na powrót do pracy, straciłam możliwość zrobienia kariery. Chyba w międzyczasie straciłam też przyjaciółkę. I szacunek. Byłam godną pożałowania szmatą. Kurwa, muszę się napić.
      Rozejrzałam się po pokoju, a raczej tym, co po nim pozostało. Co za burdel... Moje mętne spojrzenie utknęło wreszcie na jakiejś butelce, na której dnie było jeszcze trochę wódy. Podniosłam się ociężale z łóżka i zakrywając swoje nagie ciało jakimś upapranym krwią prześcieradłem podreptałam w jej stronę. Z tego co pamiętam miałam niedawno jakiś krwotok z nosa. Organizm chyba próbował mi oznajmić, że ma już dość ciągłego przyjmowania narkotyków, ale nie żyliśmy z nim ostatnio w zgodzie. Dokładniej rzecz ujmując miałam wyjebane w swoje zdrowie i nie dbałam o siebie, bo po co. Wieczna impreza była milion razy fajniejsza, kto by myślał o zdrowiu? Przecież byłam w formie. Potrafiłam wlać w sobie tyle trunków, jak nigdy dotąd.
     Zanim podeszłam do upatrzonej przeze mnie zdobyczy potknęłam się o jakąś puszkę i wypierdoliwszy się uderzyłam głową w kant łóżka. Syknęłam głośno i przez moment zrobiło mi się ciemno przed oczami. Ból był tak przeszywający, że myślałam, że zaraz zemdleję. Niestety - nie było mi to dane. Złapałam się w miejsce bólu i zaklęłam siarczyście, zauważając po chwili, że moja dłoń jest zakrwawiona. Rozcięłam sobie głowę? Zajebiście!
Parsknęłam durnowatym śmiechem i przyłożywszy jakąś koszulkę do głowy poczołgałam się na czworakach do butelki. Otworzyłam ją lekko drżącymi dłońmi, gdyż minęło już parę godzin odkąd nie przyjęłam żadnych procentów i przechyliwszy ją zaczęłam zachłannie pić. Byłam przekonana, że chociaż trochę uśmierzy to ten kurewsko przeszywający ból, ale nic z tego. Wiedziałam, że tutaj może mi pomóc tylko jedno.
     Zarzuciłam na siebie wcześniej wspomnianą koszulkę i bokserki, mam nadzieję Axla, żeby następnie wyjść na korytarz i obijając się o ściany dojść wreszcie do pokoju Stradlina. Nie pukałam do drzwi, tylko nacisnęłam od razu na klamkę i wparowawszy do środka zaczęłam ględzić czego potrzebuję.
   - Jezu, Julie, puka się kurwa! - Izzy zszedł gwałtownie z jakiejś laski i zakrył się kołdrą. Następnie zmierzwił swoje tłustawe włosy ręką, a potem odpalił nerwowo fajkę. Ja nie czekając aż ten się w końcu ruszy zaczęłam przetrzepywać każdą z jego szuflad.
   - No widzę, że się puka... - mruknęłam śmiejąc się pod nosem.
 - Weź ją stąd wypierdol i skończ to co zacząłeś. - Usłyszałam poddenerwowany głos jego panienki, która sądziła, że chyba jej nie usłyszę. Słyszałam, słyszałam, ale nie zrobiło to na mnie większego wrażenia. Zarówno ja, jak i Stradlin wiedzieliśmy doskonale, że nie opuszczę tego pokoju dopóki nie dostanę pierdolonej heroiny.
   - Dawałem ci już wczoraj - rzucił nieco podirytowany.
  - Dawać to ty możesz dupy, nie pierdol głupot. Ostatni raz byłam u ciebie... - Zastanowiłam się.
   - Nawet nie pamiętasz - parsknął.
  - Bo pewnie było to dawno temu! Dawaj towar i spadam - odparłam tym razem nieco ostrzej.
   - Ja pierdolę, ona krwawi - odezwała się nagle tamta i zrobiła wielkie oczy, jakby jej kto włożył w odbyt nie powiem co.
   - Kurwa, spostrzegawcza jesteś. - Zaczęłam bić jej prawo. - A swoją drogą nie mów o mnie w trzeciej osobie, wyobraź sobie, że tu stoję. - Dodałam sarkastycznie. Więcej nie otwierała jadaczki.
Gitarzysta natomiast podniósł się nareszcie z łóżka, bez owijania swojego krocza w kołdrę wyciągnął szybko woreczek z białym proszkiem, który, no proszę, ukrył w skarpetce i podał mi go z niechętną miną. Przyjęłam go z uśmieszkiem, starając się nie zerkać na jego krocze. Okej, nie wyszło.
   - Chyba go nie podniecasz. - Zwróciłam się do tamtej laski i udałam zasmuconą. Pokazała mi środkowy palec.
   - Idź już... - Izzy obrócił mnie w kierunku drzwi i delikatnie popchnął. - A, no i znajdź kogoś w miarę ogarniętego... Niech ci to opatrzy, źle to wygląda - wymamrotał jeszcze, po czym zamknął za mną drzwi. 
W korytarzu znajdowało się duże lustro, koło którego chcąc nie chcąc musiałam przejść. Pokusa aby się w nie spojrzeć była zbyt duża, więc przystanęłam i przyjrzałam się swojemu odbiciu. I bardzo, ale to bardzo tego pożałowałam.
   - Ale nędza - burknęłam pod nosem i nie odrywając od siebie wzroku pokręciłam z politowaniem głową. Pulsujący ból głowy przypomniał mi jednak co powinnam teraz zrobić, więc wróciłam do swojego pokoju i znalazłszy jeszcze sprzęt walnęłam się gdzieś pod ścianę i zaczęłam podgrzewać brownstone'a. Już sama ta czynność przynosiła mi pewien spokój i powoli zaczęłam zapominać o napierdalającym łbie. Parę minut później zapomniałam o wszystkim. Obszar mojego widzenia zasadniczo się zwęził, w ogóle był zamazany. Ale mimo wszystko potrafiłam dostrzec jakieś dwie sylwetki, które nawet nie wiem w którym momencie pojawiły się w pokoju i zaczęły nawzajem się rozbierać. Przechyliłam delikatnie głowę w bok, jakby miało mi to pomóc je rozpoznać, jednak w dalszym ciągu przypominały bardziej plamy niż ludzi.
   - Kurwa, Julie! - Jedna z nich wyraźnie odwróciła się w moim kierunku. - Dobra, wypierdalaj stąd.
   - Ale!
   - Żadnego kurwa ale, już cię tu nie ma. - Wychwyciłam i po chwili została tylko jedna postać. Podeszła do mnie i przykucnęła. Z tej odległości mogłam z prawie stu procentową pewnością stwierdzić, że był to Rose.
   - Axl Rose - wybełkotałam, uśmiechając się dumnie ze swojego trafu.
   - Czemu ty kurwa krwawisz? - Wydawał się panikować. Dotknął mojej głowy, ale nic nie czułam.
 - A czemu ty się tym przejmujesz - odpowiedziałam z lekka rozbawiona.
   - Bo to wygląda źle, do kurwy. - Wstał gwałtownie i zaczął chodzić po pokoju, chyba bez żadnego konkretnego powodu. Może czegoś szukał. Ale nie znalazł.
   - Zaraz wracam. - I zapadł się gdzieś pod ziemię. Był i nagle go nie ma. Bum. Nie ma.
   - Ok - odparłam chyba z opóźnieniem i wzruszyłam ramionami. Zaczęłam przyglądać się swoim dłoniom. Cholera, nadal zakrwawione. Czemu... Do dupy z takim czymś...
      Nie wiem czy spałam, ale otworzyłam gwałtownie oczy, dokładnie tak jak człowiek wyrwany z głębokiego snu. Skrzywiłam się, czując jak ktoś zakłada mi coś na głowę. Zobaczyłam przed sobą Axla i Duffa, którzy w zajebiście nieumiejętny sposób owijali mi głowę jakimś bandażem. Nie wiem skąd go kurwa wytrzasnęli, ale przynajmniej był przyjemnie zimny. I mokry. Parę kropel spłynęło mi do oczu, przez co musiałam je co chwila mrużyć. Gadali między sobą albo bezpośrednio do mnie, ale za chuja nie wiedziałam co. Ich głosy dochodziły do mnie jakby zza światów. Zaraz, skąd to porównanie? Załóżmy zwyczajnie, że były jakieś takie... zniekształcone. Brzmiały jak jebane echo.
      Zadzwonił telefon. Axl podniósł słuchawkę i rozmawiał z jakieś pięć minut, co trochę zerkając przy tym na mnie. W ogóle miałam nieodparte wrażenie, że chodziło o jakąś sprawę związaną ze mną.
   - Nie ma jej tu teraz... Nie wiem kiedy... Kurwa, nic jej nie jest, po prostu poszła na miasto... Oczywiście, że nie rezygnuje...
   - Z czego? - Zapytałam przyciszonym głosem, chwytając basistę za nogawkę. Blondyn machnął ręką. Byłam ciekawa o co chodziło, a z drugiej strony byłam za bardzo zmęczona i nie chciało mi się niczego drążyć. Chciało mi się za to spać. O tak, kurewsko mocno pragnęłam snu. Położyłam się na boku i przymknęłam oczy. Wkurwiłam się kiedy zaczęli mną potrząsać, krzycząc przy tym, że w tym stanie nie mogę zasypiać. Jaki stan? Co oni pierdolą?
   - Stan? Ohio - wydukałam, mając nadzieję, że teraz się ode mnie odczepią. Wow, wiem w jakim stanie się znajdujemy. Szkoda, że zapomniałam nazwy miasta.
   - Może mieć wstrząs mózgu kurwa.
   - To co, mam jej włożyć zapałki do oczu?!
   - Nie wiem kurwa, trzeba jej po prostu pilnować.
   - To sobie jej kurwa pilnuj!
Nie tak głośno, chłopcy... 
Jakby na złość mojej prośby usłyszałam trzask drzwi.
Znowu została przy mnie tylko jedna osoba. I znowu koło mnie przykucnęła.
   - Duff McKagan - mruknęłam po dłuższej chwili, po czym uniosłam kącik ust do góry.










~Z perspektywy Camille~


      - Co tam się odpierdala? - Hudson nie przestając napierać na mnie swoim ciałem, uniósł głowę do góry i zerknął na drzwi. 
      - A co nas to obchodzi - mruknęłam niezadowolona, że jakaś drama przeszkadza nam w kulturalnym pieprzeniu się i chwyciwszy chłopaka za podbródek skierowałam jego twarz na mnie. Dosłownie parę sekund później usłyszeliśmy ostre pierdolnięcie drzwiami, na co oboje się wzdrygnęliśmy. - Założę się, że to Axl - warknęłam. - Albo jego atencyjna dziewczyna. Oboje kochają robić wokół siebie szum. 
   - Skąd w tobie nagle tyle wkurwu na nich? - Hudson obdarzył mnie rozbawionym spojrzeniem. Nasze poprzednie plany poszły na ten moment w odstawkę i kładąc się obok siebie zaczęliśmy popalać wspólnie jedną fajkę. 
   - Czy ja wiem czy nagle... Od dłuższego czasu mi to przeszkadza. Są jak zasrana burza w słoneczny dzień. O ile jeszcze razem są. Przecież on codziennie dyma inne. A ona nawet tego nie widzi, bo jest zaćpana. - Wywróciłam oczami i zaciągnąwszy się dymem, podałam szluga chłopakowi. Byłam naprawdę zażenowana ich relacją. - Obiecaj mi, że my tak nigdy nie skończymy... - Westchnęłam wbijając wzrok w jego brązowe oczy i pogłaskałam go po policzku.
   - Jak już to ja będę zaćpany, a ty będziesz się dymać z innymi. - Parsknął śmiechem, na co zdenerwowana pchnęłam go w ramię. - No co? To ty jesteś w tym związku ta atrakcyjna, a ja ten podatny na uzależnienia. - Puścił mi oczko, co nieco mnie rozbroiło. 
   - Nie bądź już taki skromny. Dla mnie jesteś najseksownieszym facetem w.... Ameryce. 
   - Ej, a czemu nie na świecie? - Udał oburzonego. 
  - Mam słabość do Bowiego, a on jest z Anglii, więc... - Zawinęłam kosmyk swoich włosów na palec i przybrałam rozmarzoną minę, za którą oberwało mi się poduszką. 
   - Bowie jest dla ciebie za stary. 
  - A może wolę starszych? - Z prowokacją uniosłam jedną brew do góry. Nie wiedziałam tylko, że tym samym uderzę w czuły punkt, o który ostatnimi czasy często się kłóciliśmy. Przeklęłam na siebie w myślach widząc jak twarz Husona pochmurnieje. Ba, robi się wkurzona. - Żartowałam. - Wyszczerzyłam się w krzywym uśmiechu, mając nadzieję, że to załagodzi sytuację i szybko zmienimy temat. 
  - Idę się przejść po Danielsa, chcesz coś? - odburknął tylko i podnosząc się z łóżka zaczął zbierać z podłogi swoje ciuchy. 
   - Slaaash, zaczekaj, proszę cię - jęknęłam podnosząc się do siadu i objąwszy go od tyłu, przytuliłam się do jego pleców. - Już wystarczająco długo kłóciliśmy się o Perry'ego. Ja naprawdę nic do niego nie czuję. Poza uwielbieniem do jego twórczości oczywiście! W życiu bym się z nim nie przespała - No dobra, jakbym nie była w związku z Hudsonem, to pewnie nie wychodziłabym z sypialni Joe'go, ale o tym nie musi wiedzieć.
Slash tylko prychnął. 
   - Każda by się z nim przespała. 
 - Ja nie! Jedyna osoba, z którą bym się przespała, najlepiej w tym momencie, to mój najprzystojniejszy facet. Dlatego mam nadzieję, że wróci do łóżka i zapewni mi najlepszy seks na świecie. - Dobra jestem w tym słodzeniu, co? 
  - Niezła jesteś skarbie, nie zaprzeczę, ale teraz twój facet ma naprawdę ochotę na whisky i sugeruje swojej kobiecie, żeby poszła sprawdzić co u jej przyjaciółki. 
   - Nie nazwałabym jej tak... - wymamrotałam wkurzona pod nosem, jednak na tyle głośno, że Saul mnie usłyszał. 
   - Pogódźcie się, serio. Ona cie teraz potrzebuje, dam sobie rękę uciąć. 
   - Ostatnio rzuciła mi prosto w twarz, że moja obecność tutaj jej zwisa i ma mnie w głębokim poważaniu, więc pożegnaj się z ręką i podaj siekierę - rzuciłam z ironią. 
   - Była na porządnym haju, nie wiedziała co mówi. - Ehe. - Pogadaj z nią, a potem obiecuję, że twój facet się tobą zajmie. - Cmoknął mnie w czoło i chwytając jeszcze za swoją ramoneskę wyszedł z pokoju. Westchnęłam głęboko i przewracając się na plecy zaczęłam gapić się w sufit. Myśl, że znowu mam być tą, która to pierwsza wychodzi z inicjatywą sprawiła, że miałam ochotę zwymiotować. Najpierw wszyscy mi powtarzają, że jestem za dobra dla innych, a później i tak oczekują, że zrobię to co należy, bo jak nie ja, to kto. Bycie oziębłą suką naprawdę przypadło mi do gustu i mimo że nie czułam się w tej roli stuprocentowo sobą, to jednak był to rodzaj porządnego odpoczynku od pełnienia roli matki boskiej. Ile można?
A z drugiej strony... Kogo ja oszukuję. Chciałam naprawić tą relację, nawet jeśli była zepsuta nie z mojej winy. Ta cecha była jednocześnie moim błogosławieństwem, ale i pieprzoną klątwą. 
   - Dobra, to zakładamy pelerynę superbohatera i lecimy ratować świat - powiedziałam do siebie zrezygnowana i ubrawszy się, w swoje ciuchy oczywiście, peleryny jeszcze nie otrzymałam, ruszyłam do pokoju naprzeciwko. Nacisnąwszy delikatnie na klamkę weszłam niepewnie do środka i z początku myśląc, że w pokoju nikogo nie ma, usłyszawszy ciche pomrukiwanie odwróciłam głowę w bok. Duff i Julie siedzieli na podłodze pod ścianą i przypominali mi scenę z filmu wojennego. Tylko że to blondynka była rannym żołnierzem z bandażem na głowie (owiniętym w bardzo nieumiejętny sposób), a blondyn był widać sanitariuszką, która trzymała jego głowę na swoich kolanach i dodawała mu otuchy. Dziwaczny widok. 
   - Co jest? - odezwałam się, podchodząc do dwójki i przykucnąwszy obok zmierzyłam dziewczynę wzrokiem. Co ona ze sobą zrobiła... 
   - Uderzyła się w głowę i zaczęła krwawić. - Wyjaśnił krótko. 
 - Trzeba zadzwonić po lekarza, to może być wstrząs mózgu - powiedziałam stanowczym głosem. Może i byłam na nią wkurzona, ale na pewno nie obojętna na jej zdrowie. 
   - Zadzwoniłbym tylko że... Niedawno dała sobie w żyłę i cały czas jest pod wpływem. Będziemy mieli kłopoty. Ona będzie miała przede wszystkim. - Skrzywił się. 
Pokręciłam głową w niedowierzaniu. Musiałam jednak przyznać, że McKagan miał rację. To mogło jej poważnie zaszkodzić, jej pracodawcy, o ile jeszcze ich miała, na pewno zerwaliby wszelkie kontrakty, gdyby dowiedzieli się, że ich klientka jest narkomanką. Potrzebny był ktoś zaufany, kto nie sprzedałby niczego prasie. Porada od Nivena nie za bardzo wchodziła w grę. Alan już i tak powtarzał bez przerwy wokaliście, żeby oddał swoją panienkę na odwyk i pozbył się jej jak najszybciej z tej trasy. 
  - Zaraz wrócę, chyba mam pomysł - odparłam po dłuższym zastanowieniu i tym razem udałam się na piętro niżej. Hudson nie byłby z tego powodu zadowolony, ale to on kazał mi się pogodzić z Julie, więc nie mógł mieć do mnie pretensji. 
Tak, poszłam do Perry'ego. 
   - Camille? - Gitarzysta widząc przed swoim pokojem moją osobę wydał się zdziwiony. Faktycznie, ostatnio rzadko spędzałam z nim czas, a nawet można powiedzieć, że go celowo unikałam. Żeby było "śmieszniej", nie raczyłam mu wyjaśnić, dlaczego ni stąd ni zowąd odcięłam się od jego towarzystwa. Powód? Spaliłabym się ze wstydu mówiąc mu, że przestałam z nim rozmawiać, bo mój chłopak jest zazdrosny. Nie chciałam być w jego oczach zakochaną gówniarą, która jest posłuszna kaprysom swojego faceta. Pomińmy fakt, że było to w pewnym sensie prawdą. 
   - Cześć, Joe. Wybacz, że przeszkadzam, ale... Mamy problem. I nie bardzo wiem jak go rozwiązać... - wydukałam z nutą zmieszania w głosie, a widząc jego zmartwioną, ale i zaciekawioną minę, postanowiłam kontynuować. 











~Z perspektywy Duffa~

   
  - Głupia jesteś... Głupia, głupia, głupia... - powtarzałem w kółko, co chwila poklepując policzka dziewczyny, żeby tylko nie zasnęła. 
   - Sam jesteś, daj mi spać... - wybełkotała i po raz kolejny przymknęła oczy. Potrząsnąłem mocno jej ramionami, żeby na nowo wysłuchać wyzwisk pod swoim adresem. Przynajmniej była czymś zajęta. 
Kiedy z tej całej bezradności miałem już wziąć ją na ręce, wrzucić do wanny i zacząć oblewać zimną wodą, drzwi pokoju ponownie się otworzyły i zobaczyłem w nich Cam, Joe'go, Tylera i jakiegoś obcego mi gościa. Spojrzałem pytająco na szatynkę, ale skinęła tylko krótko głową, dając mi do zrozumienia, że wie co robi. 
   - A mówiłem tej księżniczce, żeby przystopowała - odezwał się Steven i z żalem spojrzał na wciąż niekontaktującą zbytnio Julie. Facet, który przyszedł razem z trójką, poprosił mnie żebym położył dziewczynę na łóżku, a sam otworzył swoją teczkę, w której było kilka przyrządów lekarskich. 
   - To nasz znajomy, godny zaufania. - Wytłumaczył mi szybko Perry, na co uśmiechnąłem się blado do doktorka. 
   - Jak się pani nazywa? - Zapytał patrząc na blondynkę. 
  - Julie... - wymamrotała. - Co jest kurwa... - jęknęła mrużąc oczy, kiedy facet zaświecił jej niewielką latarką prosto w twarz. 
   - Może pani podążać wzrokiem za światłem? - Poprosił. Modliłem się w duchu, żeby dziewczyna współpracowała, a nie rzuciła jakimś "ładnym" określeniem. 
   - Skoro muszę... -  Jej źrenice co prawda przypominały spodki, a powieki były opadnięte do połowy, ale na szczęście patrzyła za światłem. Doktor zadał jej jeszcze kilka pytań, między innymi o datę, ale Julie nawet przed uderzeniem w głowę nie potrafiłaby  na to odpowiedzieć. "Koniec sierpnia" lekarz uznał za zadowalającą odpowiedź, więc byliśmy na dobrej drodze. 
   - Wymiotowała? Miała drgawki? 
   - Nie, nie - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. 
 - W takim razie najprawdopodobniej nie jest to wstrząs mózgu. Oczywiście najlepiej byłoby zrobić prześwietlenie w szpitalu, ale rozumiem, że chcemy tego uniknąć... - Tutaj zerknął porozumiewawczo na dwójkę z Aerosmith. - Już zapomniałem jak to jest ratować dupy naćpanym muzykom i ich znajomym. - Westchnął trochę żartobliwie, a trochę z politowaniem. 
   - Oj tak, mamy u ciebie dług wdzięczności Bob - rzucił Tyler poklepując go po plecach. 
   - Zmienię jej teraz opatrunek, bo takiej prowizorki dawno nie widziałem... - Cam wbiła we mnie rozbawione spojrzenie, na co ja zrobiłem się czerwony. No co, nie jestem kurwa pielęgniarką. - Gdyby pojawiły się drgawki czy wymioty, albo straciłaby przytomność, dzwońcie do mnie. Ale od razu mówię, że bez wizyty w szpitalu się wtedy nie obejdzie. Chyba już lepiej stracić pracę niż życie, nie? 
   - Oczywiście, jeśli to będzie konieczność, zadzwonimy na pogotowie. - Zapewniła go Camille, a później na prośbę Boba, pomogła mu zabandażować głowę Ju. Zostawił nam jeszcze jakieś leki i zaczął zbierać się do wyjścia. Podszedłem do niego szybko z wyciągniętą ręką i podziękowałem za pomoc, ale mimo, że uścisnął moją dłoń, jego mina nie należała do najprzyjemniejszych. 
   - Pomoc to jej zapewni zakład odwykowy, nie ja. Jeśli wam zależy na koleżance, to radzę rozejrzeć się za jakąś placówką - powiedział poważnym tonem i udał się do wyjścia. Kątem oka zobaczyłem jak Perry wciska mu w dłonie banknoty, więc zrobiło mi się głupio, że zapłacili za "problem" należący do nas. Po odejściu Boba podszedłem do nich i zapewniłem, że oddam im pieniądze, ale chłopaki nawet nie chcieli o tym słyszeć. 
 - W przeciwieństwie do was nie wydajemy kasy na alkohol czy narkotyki, więc na prawdę nie mamy już zbytnio co robić z pieniędzmi, - Odpowiedź Stevena mimo że zakończona uśmiechem, nie powiem, zawstydziła mnie. - Weźcie się w garść zanim będzie za późno. - Dodał na odchodne i z klasą, której nam niewątpliwie brakowało, ruszył pewnym krokiem za Perrym.
Spoglądałem za nimi jeszcze przez chwilę, żeby następnie wrócić do środka, gdzie Cam siedziała w fotelu obok łóżka Julie i czytała ulotki leków. Zauważywszy mnie, odłożyła je na bok i posłała mi smutny uśmiech, którego nawet nie chciało mi się odwzajemniać. Byłem zmęczony. Wszystkim. Dzisiejszą akcją, tym, że od dłuższego czasu nie byłem trzeźwy, nawet koncerty zaczęły mnie męczyć. A kiedy już muzyka przestawała mnie cieszyć, to znaczyło że jest ze mną naprawdę źle. 
   - Idź się zdrzemnąć, źle wyglądasz. 
   - Dzięki. - Zaśmiałem się krótko. 
   - Oj wiesz o co mi chodzi. Ja jej popilnuję. 
 - Ktoś inny jej powinien pilnować - odparłem wkurwiony. Nie rozumiałem po co Rudy trzymał ją na tej trasie, skoro latała mu koło chuja. Nawet w takich sytuacjach. Wiedziałem tylko jedno, w życiu nie chciałbym doświadczyć tak niezrozumiałej "miłości", w jakiej oni niby żyli. 
   - Dziwię się, że to mówię, ale to chyba naprawdę nie przetrwa... - Wyraziła swoje zdanie Cam. Uśmiechnąłem się do niej pobłażliwie, bo ja wiedziałem o tym od bardzo dawna. - Oj rozumiesz co mam na myśli. Już niejednokrotnie wydawało się, że to będzie koniec, a jednak zawsze do siebie wracali. Teraz wydaje mi się, że już im nie zależy. - Skończywszy to mówić spojrzała na śpiącą Julie, po której widać było, że... jej naprawdę nie zależy. Na nikim i na niczym. - Dobra, koniec o nich. Nadal nie powiedziałeś mi co wydarzyło się w Filadelfii. 
Wytrzeszczyłem oczy.
   - A co się miało wydarzyć?
  - Nie wróciłeś na noc do hotelu, a jak już przyszedłeś na miejsce koncertu to miałeś minę jakbyś co najmniej dowiedział się, że zostaniesz tatusiem. 
Prychnąłem. 
   - Jedyne czego się dowiedziałem to to, że po bimbrze robię dziwne rzeczy. 
   - No ale jakie! - Prawie że krzyknęła, nawet Julie przewróciła się na drugi bok. 
   - Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Dobranoc. - Cmoknąłem w jej stronę i zostawiając swoją zirytowaną przyjaciółkę z poszkodowaną przyjaciółką ruszyłem do swojego pokoju, żeby rzucić się na łóżko i jak najszybciej zasnąć. I miałem ku temu idealne warunki. Cisza, spokój, miła w dotyku pościel, odpowiednio miękka poduszka. I powracające wyrzuty sumienia. Nie tylko dlatego, że uciekłem z hotelu zostawiając w nim dziewczynę, której po pijaku się oświadczyłem i nawet nie zapłaciłem za pokój. Oprócz tego kazałem ochroniarzowi wyprowadzić ją z backstage'u kiedy ta przyszła na drugi dzień na nasz koncert i oznajmiła mu, że mnie zna i chce ze mną porozmawiać. 
       - McKagan, ty dupku! - Usłyszałem nagle, jakby ktoś czytał w moich myślach. Podniosłem się szybko do siadu i zanim zdążyłem ogarnąć sytuację dostałem gazetą w twarz. - Jesteś nieźle popierdolony! 
  - Dobrze Popcorn, że ty nie. - Odchrząknąłem zerkając  ze zniesmaczeniem na swojego przyjaciela, który śmiał się głośno odkąd tylko wpadł, tak to dobre słowo, do mojego pokoju. - Z czego ty się w ogóle ryjesz?
Steven wskazał palcem na gazetę. Wziąłem ją do ręki i zerknąłem na okładkę. "Pijany basista Guns N' Roses oświadczył się nieznajomej!". 
O. Kur. Wa. 
   - Czytaj dalej, laska nie zostawiła na tobie suchej nitki... 









~*~

Nie wiem czy ktoś tu jeszcze zagląda, ja sama prawie zapomniałam o tym blogu, ale no, chcę doprowadzić to opowiadanie do końca.