Ostatni rozdział opowiadania 'Welcome to the Sunset Strip' dedykuję Hani, do której zawsze mogłam zwrócić się z prośbą o pomoc. To zresztą ona pomagała założyć mi tego bloga, więc jestem jej naprawdę wdzięczna :)
Od razu pragnę podziękować również wszystkim, którzy zostawiali tu po sobie komentarze. Zawsze motywowały mnie do dalszego pisania. Dziękuję!
~*~
Kamila:
Obcasy moich butów dumnie stukały o płyty nagrzanego chodnika. Promienie słońca przyjemnie drażniły moją twarz, na której od rana widniał szeroki uśmiech, a w dłoni... długo wyczekiwany magazyn.
Wpadłszy do Hell House od razu przeszłam do salonu i rzuciłam gazetę prosto na stolik.
- Jesteście pieprzonymi gwiazdami! - Zaśmiałam się wdzięcznie patrząc po ich zaskoczonych minach.
- Ja pierdolę, jak ja wyszedłem - burknął ze skrzywieniem Izzy, na którego kolanach siedziała roześmiana Berry. - Jak nieśmiała groupie Slasha.
- No ale ja mówiłem żebyśmy się do tego zdjęcia uśmiechnęli, to nie. Nikt mnie nie słucha! - Tym razem oburzył się Steven.
- Daj spokój. Przynajmniej wyglądamy groźnie. - Wtrącił Duff.
Patrzyłam po nich wszystkich i dosłownie nie mogłam powstrzymać się od uderzeniem się z otwartej dłoni w czoło. To są faceci? Panienki nie do zadowolenia, tyle.
- Zamknijcie się! Mówią o nas w radiu! - zaskrzeczał Axl dając urządzenie na głośniej. Posłusznie przybrałam więc poważny wyraz twarzy i usiadłam obok Slasha, który momentalnie przysunął mnie bliżej siebie, rękoma oplatając wokół talii. Miło, miło.
Emisja... była dość skromna. Mówiła w sumie tyle, że inni, ekhm, że większość nieco powątpiewa w sukces chłopaków. 'Zespół bez przyszłości?' Bzdura!
Po minach Gunsów stwierdziłam jednak, że chyba się przejęli. Zerknęłam na Julię, ale ta wzruszyła tylko bezradnie ramionami.
- Szału nie ma, dupy nie urywa - skomentował po chwili Stradlin odpalając przy tym nerwowo fajkę.
- Chłopcy... To dopiero pierwszy dzień! Nie ma nic od razu. Ale zobaczycie, jeszcze oszaleją na waszym punkcie. - Pocieszyła ich Berry i posłała im ciepły uśmiech.
- Masz rację - rzucił Popcorn, a na jego twarzy na nowo zagościł piękny wyszczerz.
- Jebać radio. Trzeba się schlać. - Axl po minucie ciszy klasnął w dłonie, na co towarzystwo od razu się ożywiło.
- Tyle że policja bez przerwy tu węszy... Zrobimy imprezę, najdzie się ludzi. A potem to już jeden wielki burdel. I w końcu będą mieli powód, żeby nas wsadzić. - Skomentował Duff, całkiem zresztą słusznie. Psy w ostatnim czasie cholernie uwzięły się na Hell House.
- To zrobimy imprezę u nas w mieszkaniu - odparł szybko Rose i objął ręką blondynkę, która otwierając szerzej usta wbiła w niego swój wzrok. Pomysł jej chłopaka raczej nie przypadł jej do gustu. - Przynajmniej przyjdą ci, których zaprosimy, a nie pół jebanego miasta.
- No i gitara. Wy podgarnijcie chatę, ja obdzwonię znajomych, a reszta niech zapierdala do sklepu. - No, no, Saul... Nie wiedziałam, że z ciebie taki organizator. Uśmiechnęłam się wrednie i wbiłam łokieć w jego brzuch. - Możesz mi towarzyszyć. - Poprawił się.
No, tak lepiej.
Steven:
Podczas gdy McKagan psioczył na irytującą melodyjkę puszczaną w markecie, ja z zadowoleniem zasuwałem z wózkiem między półkami i co trochę ładowałem do niego przeróżne butelki z alkoholem. Począwszy od piwa i wina, a skończywszy na szlachetnej wódce i whisky. Na myśl o jutrzejszym kacu mimowolnie mną wzdrygnęło, a głowa jakoś tak sama zaczęła mnie boleć. Ale chrzanić! Wydaliśmy płytę, trzeba było to opić, bezapelacyjnie.
- Nie samą wódką człowiek żyje. - Usłyszałem od przyjaciela, co nie powiem... zaskoczyło mnie kurwa. Przyłożyłem dłoń do jego czoła, żeby sprawdzić czy nie ma przypadkiem gorączki. - Trzeba kupić coś do żarcia, idioto. - Wywrócił oczami.
- A racja, racja. - Przyznałem, po czym ruszyłem w stronę półek z przekąskami. Sięgając po piątą już paczkę chipsów zauważyłem po drugiej stronie znajomą czuprynę. Zmrużyłem oczy, aby przyjrzeć się jej dokładnie i z każdą sekundą byłem coraz bardziej pewien, że owa postać jest mi znajoma.
- Trzymaj to - rzuciłem do Duffa wciskając mu ten syf do rąk i czym prędzej pobiegłem w jej stronę. I nie myliłem się, to była ona.
- Skarbie! - zawołałem głośno nie zwracając kompletnie uwagi na babsztyle obrzucające mnie pogardliwymi spojrzeniami. - Chodźże tu! - dodałem rozkładając szeroko ręce. Brunetka, która stała parę metrów dalej zaczerwieniła się lekko, po czym jednak podeszła do mnie wolnym krokiem i rzuciła się w moje objęcia. - Tęskniłem, młoda - mruknąłem całując ją w czubek głowy.
- Ja też, Stevie - odpowiedziała, a następnie parsknęła uroczym śmiechem. Na sam dźwięk serce zaczęło kołatać mi szybciej, a mięśnie twarzy zaczęły powoli boleć mnie od ciągłego uśmiechu.
- Mów szybko co u ciebie słychać? Mieszkasz z ciotką? - zapytałem przybierając od razu zmartwiony wyraz twarzy.
- Mieszkam... - wymamrotała raczej bez entuzjazmu. Zresztą, co się dziwić? Mieszkanie z ludźmi, którzy bez przerwy próbują kontrolować naszym życiem jest nie do zniesienia. Gdzie luz? Gdzie wolność? Ja bym tak, cholera, nie mógł! - Postanowiłam skończyć szkołę, więc za miesiąc zabieram się do nauki. - Pokiwałem głową w geście zrozumienia. W jej przypadku myślę, że był to naprawdę dobry wybór.
- Jestem z ciebie dumny, siostro. - Poczochrałem ją po włosach. - A, właśnie! Dzisiaj wydaliśmy płytę!
- Naprawdę?! - zawołała radośnie i uścisnęła mnie mocno. - Gratuluję, bracie!
- Dzięki, Nat. Słuchaj... Może wpadniesz z tej okazji na naszą imprezę? - zapytałem z nadzieją w głosie.
- Ja... - Mhm, czyli nie. - Chciałabym, ale nie mogę. Ciotka wprowadziła straszny rygor - zaczęła z zakłopotaniem. - A ja nie chcę wchodzić jej teraz w drogę, nie opłaca mi się to...
Nie wiedziałem tak do końca co mógłbym jej odpowiedzieć. Z jednej strony nie widziałem powodu, dla którego Młoda miałaby słuchać się tej wstrętnej kobiety, nie mającej do niej żadnego szacunku, a z drugiej... Czy powinienem był ją, hm, demoralizować? Nazywajmy rzeczy po imieniu. Buntowanie jej przeciwko kobiecie, dzięki której ma dach nad głową i możliwość nauki, nie było najlepszym pomysłem. W gruncie rzeczy nie mogła liczyć na moją pomoc, bo ja zwyczajnie nie miałem jej czego zaoferować. I nie będę ukrywał, w jakimś stopniu było mi z tym źle.
- Przepraszam... Kiedy indziej, dobrze? - mruknęła zasmucona. Z jej przepraszającego wyrazu twarzy odczytałem, że czuła się z tym źle, a przecież nie chciałem, żeby miała przeze mnie jakieś wyrzuty sumienia, jeszcze czego!
- Pewnie. Będzie jeszcze wiele okazji. - Puściłem do niej oczko, nie do końca jednak pewien słowa 'wiele'.
- A teraz... - Tu spojrzała na swój zegarek. - Muszę już zmykać. Do zobaczenia, Stevie. - Jej usteczka wygięły się w delikatny uśmiech. Przez chwilę zdawałem się być w innym świecie. Mierzyłem każdy centymetr jej twarzy i nie mogłem skupić się na niczym innym. Były tylko jej ciemne, duże oczy, jej mały, zgrabny nosek, wypukłe, zarysowane wargi. Zgłupiałem. - To tego... lecę już. - Wyrwała mnie z zamyślenia i marszcząc nieco brwi machnęła niedbale ręką.
- Tak... Do zobaczenia - wymamrotałem i spoglądając na nią ostatni raz ruszyłem w końcu do zniecierpliwionego blondyna.
Kilka godzin później...
Slash:
Widok poustawianych w równy rządek
butelek Jacka wzruszył mnie do tego stopnia, że musiałem wysmarkać
nos. Następnie wolnym krokiem podszedłem do magicznego stolika i
sięgnąłem po zacny eliksir. Cały mój. Calutki. Jak dziecko do
smoczka, tak i ja przyssałem się do butelki trzymając ją
szczelnie obydwiema rękoma. Tak w razie czego. Gdyby ktoś chciał mi ją
zabrać.
- Saul... - Nie powiem, cichy pomruk i
lekkie szarpnięcie za ramię nieco zaburzyło moją harmonię, ale
pozostawałem spokojny. Odwróciłem się do szatynki i odrywając
się od Danielsa zapytałem o co chodzi. - Nie upijesz się do tego
stopnia, że w momencie gdy ja znajdę się przypadkowo w innym
pomieszczeniu ty wylądujesz na ścianie z przypadkową panienką? - Westchnęła i przybierając pytający wyraz twarzy zmarszczyła nieco brwi.
- Nic z tych rzeczy - odparłem z
przekonaniem i cmoknąłem ją krótko w usta.
- Bo wiesz, że jak to zrobisz to
będziesz największym dupkiem na świecie?
- We wszechświecie. - Poprawiłem ją,
na co ta zaśmiała się krótko. - Kocham cię, mała... -
mruknąłem odgarniając kosmyk włosów za jej ucho.
- Ja ciebie też. - Wyszczerzyła się
ukazując tym samym szereg swoich białych zębów, po czym szybkim ruchem
wyrwała mi z dłoni moją butelkę whisky i zniknęła gdzieś w
tłumie nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć. Oddech mimowolnie mi
przyspieszył. Kurwa, to była moja butelka! Moja!
Z nadzieją zerknąłem na stolik i
odetchnąłem z ulgą widząc ostatniego Danielsa pomiędzy jakimiś tanimi winkami. Ale ja pierdolę, przed chwilą było ich z
dziesięć! Robiąc fikołka po podłodze i rozglądając się po
pokoju niczym wojownik ninja chwyciłem za butelkę i ponownie się
do niej przyssałem. Mój skarb, moja maleńka...
- Stary, masz jakieś fajki? - Tym
razem mój spokój został zakłócony przez McKagana. Cholera, czy
ja naprawdę do kurwy nędzy nie mogę nacieszyć się (nie)zwykłym
Jackiem?!
- Masz, wypal wszystko i daj mi święty
spokój - warknąłem wpychając mu do dłoni paczkę czerwonych
marlboro i odwracając się do niego tyłem ruszyłem na kanapę.
- Dzięki! - Usłyszałem jeszcze za
sobą, co skomentowałem machnięciem ręki. Znalazłszy dla siebie
spokojny kąt (już pomińmy fakt, że obok mnie laska robiła jakiemuś
facetowi loda) na nowo poświęciłem czas królowej alkoholów - wybitnej whisky. Kiedy jakaś dziwka zaproponowała, że mi
obciągnie, tak się na nią wydarłem, że popukała się po czole i
oddaliła się ode mnie z prędkością światła. Nikt, ale to nikt
nie mógł mi już przeszkodzić. Nie ma mowy.
- Cześć Hudson, kupę lat. - Jasna
anielko, nie wytrzymam!
- Cześć Sixx, jakże się cieszę, że
cię widzę - rzuciłem z ironią i uśmiechnąłem się jak
najserdeczniej potrafię.
- Daj łyka - rzucił kiwając na
butelkę, na co odskoczyłem od niego jak oparzony.
- Łapy precz! - warknąłem cofając
się stale do tyłu. Brunet spojrzał na mnie rozbawiony, by po chwili unieść ręce w geście poddania.
- Dobry album, gratuluję - odezwał
się zaraz. Uznając, że zagrożenie już minęło podszedłem
do niego trochę bliżej.
- Dzięki, jesteśmy z niego dumni - odpowiedziałem wzruszając niedbale ramionami.
- Kto wie... Może będziecie kiedyś
tak wielcy jak my. - Trzymajcie
mnie! Wielkie to są cycki laski obok. Poza tym... Kurwa, jesteśmy
od Motleyów sto razy lepsi.
- Ta, moje
najskrytsze marzenie. - Westchnąłem teatralnie.
- Nierealne. - Nikki uśmiechnął się drwiąco i klepiąc mnie jeszcze po plecach
ruszył w inną stronę.
- Spierdalaj - wymamrotałem pod nosem i wraz z Jackiem udałem się na balkon. I
nie uwierzycie! Nikogo na nim jeszcze nie było. Wreszcie mogłem
przykucnąć na zimnych kafelkach i oddać się całkowitej
przyjemności jaką jest picie.
- O, tu jesteś,
wszędzie cię szukałem!
- Steven,
wykurwiaj... - wypowiedziałem przez zaciśniętą szczękę.
- Co ty! Szukałem
cię, żeby sobie z tobą posiedzieć. - Wyszczerzył się i klapnął
tym swoim zapchlonym dupskiem tuż obok mnie.
KURWA.
Kamila:
Nie sądziłam, że jego widok jest w stanie mnie tak ucieszyć. Chłopak miał w sobie coś... czego tak do
końca nie potrafiłam wyjaśnić. Kiedy go widziałam, na moją
buzię od razu wkradał się szczery uśmiech. Zabawne. Był jednym z największych dziwkarzy w mieście, traktował większość dziewczyn jak, za przeproszeniem, gówno, a ja widziałam w nim dobrego kumpla, któremu spokojnie można zaufać. Może miałam pieprzonego farta i zwyczajnie doczekałam się wyróżnienia?
- Cześć - rzucił i bez chwili
zawahania przytulił mnie do siebie. Zapach jego perfum był tak
zajebiście ładny, że przywarłam do niego jeszcze mocniej. Dopiero po parunastu sekundach usłyszałam ciche
chrząknięcie, więc zawstydzona szybko się od niego oderwałam.
- Dobrze cię widzieć, Nikki. - Zaśmiałam się nerwowo i poczochrałam go po jego i tak sterczących
we wszystkie strony włosach.
- Ciebie również - mruknął, po
czym puścił do mnie oczko. - Napijemy się czegoś? - Wskazał
głową na stolik z alkoholem. Przytaknęłam. Brunet sięgnął po
dwie butelki piwa i z nimi też udaliśmy się do sypialni. Uhm, żeby w
spokoju pogadać.
Sixx za wiele o sobie tego dnia nie
mówił. Naciskał, żebym to ja opowiedziała co u mnie słychać,
czy w ostatnim czasie coś się zmieniło. Zaczęłam więc gadkę
o Rolling Stone Magazine i moich coraz to ambitniejszych sesjach. Wspomniałam, że najprawdopodobniej szykuje mi się również sesja z Motley Crue, z czego był bardzo zadowolony. A później... Nie wiem po jakiego chuja, ale wspomniałam mu o Jasonie.
Kiedy skończyłam to zbędne pierdolenie wbiłam wzrok w bruneta, który już chyba od dłuższego czasu przyglądał mi się z... zaciekawieniem? Poczułam się niekomfortowo.
Podrapałam się po głowie, a następnie cicho odchrząknęłam. Basista natomiast odłożył swoją butelkę na szafkę i bez żadnego uprzedzenia wpił się w moje usta. Zatkało mnie. Jego język coraz głębiej wsuwał się do mojej buzi, a ja sparaliżowana nie robiłam kompletnie nic. Dopiero gdy popchnął mnie do tyłu i leżąc na mnie zaczął wsuwać swoje dłonie pod moją koszulkę odepchnęłam go z całej siły i spoliczkowałam.
- Co ty robisz?! - krzyknęłam marszcząc mocno brwi.
- Sprawdzam cię. I według mnie nie masz się czym martwić - odparł z głupkowatym uśmiechem i pomasował się po swoim policzku. Ja zaś pokręciłam pobłażliwie głową i skarciłam go wzrokiem.
- Głupi jesteś, wiesz? - prychnęłam cicho.
- Zawsze do usług. - Cmoknął mnie w czoło i wyszedł z sypialni.
Po paru minutach gapienia się w pustą już butelkę zrobiłam to samo.
Zauważywszy Slasha na kanapie podeszłam do niego szybkim krokiem i usiadłam na jego kolanach.
- Coś się stało? - spytał wypuszczając z buzi dym. Pokiwałam przecząco głową i uniosłam jeden kącik ust do góry. Hudson jakby nie do końca pewien zmierzył mnie podejrzliwym wzrokiem, na co ja westchnęłam głośno i zaraz potem namiętnie go pocałowałam. Gitarzysta momentalnie chwycił mnie za podbródek i naparł na moje usta jeszcze mocniej.
W jego wykonaniu podobało mi się to zdecydowanie najbardziej.
Uf?
Julia:
Wiedziałam, że wszystko wymyka się
spod kontroli. Rozbijane butelki, krzyki, cholernie głośna muzyka.
Z obrzydzeniem patrzyłam jak po moim mieszkaniu chodzą półnagie
panienki. Do kibla nawet nie dało się wejść, bo w wannie, na
pralce i na podłodze pieprzyły się ledwo mi znane pary. Jak to szło? Przynajmniej przyjdą ci, których zaprosimy, a nie pół jebanego miasta?
Sama byłam wstawiona, ale
tak czy inaczej nie potrafiłam nie zwracać uwagi na ten cały
bajzel. Stałam się przez to jeszcze bardziej nabuzowana niż zwykle.
Wystarczyło, żeby jakaś osoba przez przypadek na mnie wpadła bądź
szturchnęła, a dostawałam szału.
W głośnikach leciało It's So Easy, jadowity kawałek, który jak najbardziej mi się podobał. Chwyciłam za butelkę jakiegoś chujostwa zajeżdżającego
siarką i usiadłam w kącie sypialni przy zaćpanym Stradlinie.
- Berry wie? - zapytałam, ale bez większego zainteresowania.
Szczerze? Miałam w tym momencie gdzieś, że mój przyjaciel mimo
odwyku nadal ćpa.
- Nie. Nie wiem. Chuj z tym - wymamrotał, prawieże nieprzytomny. Kiwnęłam głową w geście
zrozumienia.
Kolejny odgłos roztrzaskującego się
szkła. Aż sama nabrałam ochoty żeby coś rozwalić. Zerknęłam
na butelkę, w której znajdowała się już resztka alkoholu.
Dopiłam ją paroma łykami i czekając aż mrowienie w głowie
ustanie choć na chwilkę, cisnęłam butelką w przeciwległą
ścianę. Brunet zaczął śmiać się jak głupi do sera. Spojrzałam
na niego pytająco. Nic, śmiał się dalej. A potem położył
się na podłodze i mamrocząc coś pod nosem próbował chyba
zasnąć. Dobranoc.
Podniosłam się z podłogi i
chwiejnym krokiem ruszyłam z powrotem do salonu. Wzrokiem odszukałam
Rudego, który odpowiadał teraz na pytania jakichś małolat. Bez
zastanowienia podeszłam do nich i odpychając te które stały
najbliżej niego przyssałam się do ust chłopaka. Nie zaprzestając
z lekka wulgarnego pocałunku, który bazował raczej na zasadzie
'połykania się' pokazałam tym laskom środkowe palce. Zdenerwowane
rzuciły parę wyzwisk pod moim adresem i dość szybko się
wycofały. Axl tymczasem chwycił za moje pośladki i zaczął
przesuwać nas w stronę sypialni.
- Wypierdalać - warknął do jakiejś
dwójki odrywając się na chwilę ode mnie i kiedy zostaliśmy sami
(nie licząc Izziego, który i tak nie wiedział co się wokół niego dzieje)
popchnął mnie na łóżko. Podczas gdy on szukał po kieszeniach gumki, ja zdążyłam odpiąć już parę guzików swojej koszuli. W momencie zrobiło mi się gorąco i chciałam żeby zajął się mną jak najszybciej.
Tylko że kurwa w ostatniej chwili do
pomieszczenia wpadł Slash i oznajmił, że przyszły gliny.
Przeklęłam głośno podnosząc się z łóżka i nawet się nie
zapinając ruszyłam wściekła do drzwi, gdzie zrobiło się spore
zamieszanie. Wszyscy widząc co się święci postanowili po prostu
spierdolić.
- Słucham? - rzuciłam niezbyt
przyjemnym tonem do policjanta.
- Pani tutaj mieszka? - spytał
uwieszając wzrok na moim biuście. Od razu poprawiłam koszulę, a
ten spuścił głowę nieco w dół i zrobił się na twarzy czerwony.
- Tak - odpowiedziałam na
wcześniejsze pytanie.
- Jest stanowczo za głośno, sąsiedzi
się skarżą - zaczął ten drugi.
Wtedy też jak na złość z mieszkania wyszedł jakiś
kompletnie naprany gościu. Oczy jak spodki, tego nie dało się nie
zauważyć. Spojrzałam porozumiewawczo na Rose'a, który stał nieco dalej.
Szybko przytaknął głową i ruszył ostrzegać wszystkich żeby
schowali wszelkie dragi.
- Tak... Może ciut za głośno - mruknęłam starając się ukryć swoje przerażenie. - Czyli
wyproszę towarzystwo, przyciszę muzykę i wszystko będzie grać? - Chciałam się upewnić.
- Posiadacie narkotyki - raczej
stwierdził niż zapytał jeden z nich. Cholera, zaczęłam panikować.
- Nic mi o tym nie wiadomo. Nie mam
kontroli nad każdym, kto tutaj przyszedł. - Starałam się brzmieć jak na pewną siebie. Ale chyba mi to nie wychodziło. Język
plątał mi się niesamowicie. Zaczęłam się najzwyczajniej w świecie jąkać.
- Zobaczymy - odezwał się patrząc
na mnie podejrzliwie, po czym oboje weszli do środka. Wszyscy jak na
zawołanie rzucili się do wyjścia. Widziałam nawet jak dwóch
kolesi wyskakuje przez balkon. Uhm, powodzenia.
- Poradzicie sobie? - Przede mną
stanęła Kamila. Nie byłam głupia, żeby się nie
zorientować, że razem ze Slashem chcą jak najszybciej się stąd ulotnić.
- Ta. - Skłamałam i posłałam jej
blady uśmiech. Poklepała mnie jeszcze po ramieniu i razem z
Hudsonem wyszła z mieszkania. Następnie zauważyłam zrozpaczoną
Berry, która ciągnęła półprzytomnego Stradlina za ręce. Po tym to już w ogóle było
widać w jakim jest stanie. Korzystając z okazji, że policjanci
przeszukują salon pomogłam brunetce podnieść chłopaka i prosząc
jeszcze jakiegoś kolesia o pomoc zaprowadziłam ich do drzwi.
W salonie zaczęła się natomiast
jakaś ostra wymiana zdań.
Jezu, McKagan...
- Gdzie z tymi jebanymi łapskami?!
Zaraz odleję się na twoje buty jak mnie nie puścisz złamasie! -
krzyczał pod wpływem upojenia szarpiąc się z policjantem.
- Bierzemy go na odsiadkę. - Funkcjonariusz zwrócił się do tego drugiego. Jęknęłam żałośnie.
- Panowie, kolega jest tylko pijany!
Nic nie brał - zapewniłam starając się jakoś pomóc temu
alkoholikowi.
- Za obrazę funkcjonariusza też
karzemy. Posiedzisz kolego dobę o suchym pysku w celi to ci się
odechce pyskówek - prychnął do Duffa i skuwając mu ręce
popchnął go do wyjścia. Bądź co bądź basista był chyba dla
nas wszystkich wybawieniem. Z pijanym i agresywnym dryblasem mogli
sobie poradzić jedynie we dwóch, więc o dalszym przeszukiwaniu nie
było mowy. I dobrze. Pieprzony Adler jak gdyby nigdy nic palił sobie
jointa na kanapie.
W mieszkaniu zrobiło się
praktycznie pusto. Zostałam tylko ja, Axl, Steven i parę kolesi, którzy zaliczyli tak zwany zgon.
Odetchnęłam z ulgą opadając na kanapę. Świetnie. I tak miałam
już dość tej imprezy. Za chwilę wyproszę ostatnie towarzystwo i
zostaniemy z Rudym sami.
Ta, tak mi się przynajmniej wydawało.
Może pięć
minut później w mieszkaniu zjawił się właściciel... Po jego
minie wiedziałam, że nie szykuje się nic dobrego.
- Pół godziny na spakowanie się - odparł szorstko i takim też spojrzeniem nas potraktował.
- Jakie pół godziny? Nie może nas
pan wyrzucić! - Zaprotestowałam wstając na równe nogi.
- Mogę. Jest koniec miesiąca. Jeszcze pani nie płaciła. No już, wynocha. - Na te słowa
kompletnie się załamałam.
Nie hamując już nawet łez złości
pakowałam do walizki wszystko co wlezie. Miałam w końcu jebane pół
godziny. W tym czasie tamci zdążyli się już zmyć. Byłam tylko ja, Rudy i jebany facet w swetrze w norweskie wzory.
- Wszystko spakowane? - zapytał, na co
ja pociągając nosem i wycierając ręką mokre policzki
przytaknęłam głową. - No to już, wychodźcie.
Widziałam jak Axl zaciska pięści,
ale szybko chwyciłam go za rękę i wyprowadziłam na klatkę. Z
walizkami w rękach zeszliśmy schodami na sam dół i wyszliśmy na
zewnątrz. Chłodny wiatr zdołał nieco ostudzić moje emocje, pozwolił się uspokoić, zebrać myśli. Ale trwało to zaledwie krótką chwilę.
- To twoja pieprzona wina! - wrzasnęłam
upuszczając swoją walizkę, po czym zaczęłam walić go pięściami po
torsie.
- Jaka kurwa moja wina?! - warknął
popychając mnie do tyłu.
- Przez ciebie cały czas podpadaliśmy
temu jebanemu facetowi! To był twój pomysł, żeby zrobić u nas
imprezę! Nie zapytałeś mnie nawet o zgodę! Masz w dupie moje
zdanie! W dupie! - krzyczałam i tym razem to ja popchnęłam go z
całej siły. Rose marszcząc mocno brwi i zaciskając szczękę
złapał mnie za rękę i zaczął ją wykręcać. Pisnęłam z bólu
i wybuchnęłam płaczem. Puścił mnie po około minucie, a ja opadłam
na brudny chodnik wyjąc jak pojebana.
- Jesteś chujem - rzuciłam przez
płacz będąc gotowa na kolejny atak z jego strony. Ku mojemu
zdziwieniu usiadł jednak obok mnie i schował twarz w dłoniach, głośno przy tym oddychając.
Kolejne minuty spędziliśmy w ciszy,
nic się do siebie nie odzywając.
- Wracamy do Hell House - odezwał
się nagle, wstał i chwycił za obie nasze
walizki. Nie protestowałam. Było mi zbyt zimno, żeby strzelać
focha i siedzieć na tym pieprzonym chodniku ze swoją urażoną
dumą.
W milczeniu udaliśmy się do rudery,
której szczerze nienawidziłam. Jak widać... Byłam na razie na nią
skazana.
Pierwszy raz w życiu zaczęłam się
bać, że... pieprzone Los Angeles i cały ten nasz styl życia mnie
zniszczy. Wyssie ze mnie wszelkie siły. Nie było już tak beztrosko jak
na początku. Broniłam się, próbowałam chronić, ale ja chyba
rzeczywiście stałam się częścią tej hołoty.
- Welcome to the Sunset Strip - wybełkotałam nawet nie wiedzieć czemu do jakiejś gówniary, która
z przerażeniem w oczach rozglądała się po okolicy. Autobus, z
którego wysiadła odjechał, a ona zacisnęła nerwowo dłoń na
swojej torbie.
Nowy pokarm dla hien. Będziesz z dnia
na dzień niszczona, skarbie. Ale spoko. Do wszystkiego da się
przyzwyczaić.
Ja się przyzwyczaiłam. A byłam taka
sama jak ty.
Podsumowanie i informacja
The end, proszę państwa!
Przyznam się bez bicia, że ostatnie rozdziały pisałam na siłę. Kompletnie nie sprawiało mi to przyjemności, więc jeśli dało się to odczuć, przepraszam.
Pierwszy rozdział kolejnego opowiadania (które przypominam - jest kontynuacją tego) już dawno napisany. I dodam, że nie mogę się już doczekać kiedy zacznę pisać kolejne. Chcę prawdziwych brudnych lat 80', chcę motta 'sex, drugs & rock n' roll'! Ale co z tego wyjdzie? Zobaczymy...
Od razu informuję, że pierwszego rozdziału możecie spodziewać się za tydzień lub dwa. Będę jeszcze w między czasie kończyć poprawianie starych rozdziałów, pakowania ich do zakładki 'Welcome to the Sunset Strip' i zacznę zmieniać wygląd bloga. O tak, żeby dodać świeżości.
A wracając jeszcze do tego rozdziału... Byłabym ogromnie wdzięczna, za komentarz napisany przez każdego, kto czytał to opowiadanie. Takie podsumowanie, hm? I niech będą one szczere. Jeżeli uważacie, że całe to opowiadanie to gówno - napiszcie tak. Chcę po prostu znać waszą opinię.
Ps: Życzę udanego roku szkolnego! Jakoś przetrwamy, nie? ;)