niedziela, 31 sierpnia 2014

Welcome to the Sunset Strip - część 48 (OSTATNIA)



Ostatni rozdział opowiadania 'Welcome to the Sunset Strip' dedykuję Hani, do której zawsze mogłam zwrócić się z prośbą o pomoc. To zresztą ona  pomagała założyć mi tego bloga, więc jestem jej naprawdę wdzięczna :) 
Od razu pragnę podziękować również wszystkim, którzy zostawiali tu po sobie komentarze. Zawsze motywowały mnie do dalszego pisania. Dziękuję!  




~*~ 


Kamila:

     Obcasy moich butów dumnie stukały o płyty nagrzanego chodnika. Promienie słońca przyjemnie drażniły moją twarz, na której od rana widniał szeroki uśmiech, a w dłoni... długo wyczekiwany magazyn. 
     Wpadłszy do Hell House od razu przeszłam do salonu i rzuciłam gazetę prosto na stolik. 
  - Jesteście pieprzonymi gwiazdami! - Zaśmiałam się wdzięcznie patrząc po ich zaskoczonych minach. 



  - Ja pierdolę, jak ja wyszedłem - burknął ze skrzywieniem Izzy, na którego kolanach siedziała roześmiana Berry. - Jak nieśmiała groupie Slasha.
  - No ale ja mówiłem żebyśmy się do tego zdjęcia uśmiechnęli, to nie. Nikt mnie nie słucha! - Tym razem oburzył się Steven. 
  - Daj spokój. Przynajmniej wyglądamy groźnie. - Wtrącił Duff. 
Patrzyłam po nich wszystkich i dosłownie nie mogłam powstrzymać się od uderzeniem się z otwartej dłoni w czoło. To są faceci? Panienki nie do zadowolenia, tyle.
  - Zamknijcie się! Mówią o nas w radiu! - zaskrzeczał Axl dając urządzenie na głośniej. Posłusznie przybrałam więc poważny wyraz twarzy i usiadłam obok Slasha, który momentalnie przysunął mnie bliżej siebie, rękoma oplatając wokół talii. Miło, miło.
     Emisja... była dość skromna. Mówiła w sumie tyle, że inni, ekhm, że większość nieco powątpiewa w sukces chłopaków. 'Zespół bez przyszłości?' Bzdura!
Po minach Gunsów stwierdziłam jednak, że chyba się przejęli. Zerknęłam na Julię, ale ta wzruszyła tylko bezradnie ramionami. 
  - Szału nie ma, dupy nie urywa - skomentował po chwili Stradlin odpalając przy tym nerwowo fajkę. 
  - Chłopcy... To dopiero pierwszy dzień! Nie ma nic od razu. Ale zobaczycie, jeszcze oszaleją na waszym punkcie. - Pocieszyła ich Berry i posłała im ciepły uśmiech. 
  - Masz rację - rzucił Popcorn, a na jego twarzy na nowo zagościł piękny wyszczerz. 
 - Jebać radio. Trzeba się schlać. - Axl po minucie ciszy klasnął w dłonie, na co towarzystwo od razu się ożywiło. 
  - Tyle że policja bez przerwy tu węszy... Zrobimy imprezę, najdzie się ludzi. A potem to już jeden wielki burdel. I w końcu będą mieli powód, żeby nas wsadzić. - Skomentował Duff, całkiem zresztą słusznie. Psy w ostatnim czasie cholernie uwzięły się na Hell House. 
  - To zrobimy imprezę u nas w mieszkaniu - odparł szybko Rose i objął ręką blondynkę, która otwierając szerzej usta wbiła w niego swój wzrok. Pomysł jej chłopaka raczej nie przypadł jej do gustu. - Przynajmniej przyjdą ci, których zaprosimy, a nie pół jebanego miasta.
  - No i gitara. Wy podgarnijcie chatę, ja obdzwonię znajomych, a reszta niech zapierdala do sklepu. - No, no, Saul... Nie wiedziałam, że z ciebie taki organizator. Uśmiechnęłam się wrednie i wbiłam łokieć w jego brzuch. - Możesz mi towarzyszyć. - Poprawił się.
No, tak lepiej. 





Steven:

        Podczas gdy McKagan psioczył na irytującą melodyjkę puszczaną w markecie, ja z zadowoleniem zasuwałem z wózkiem między półkami i co trochę ładowałem do niego przeróżne butelki z alkoholem. Począwszy od piwa i wina, a skończywszy na szlachetnej wódce i whisky. Na myśl o jutrzejszym kacu mimowolnie mną wzdrygnęło, a głowa jakoś tak sama zaczęła mnie boleć. Ale chrzanić! Wydaliśmy płytę, trzeba było to opić, bezapelacyjnie.
  - Nie samą wódką człowiek żyje. - Usłyszałem od przyjaciela, co nie powiem... zaskoczyło mnie kurwa. Przyłożyłem dłoń do jego czoła, żeby sprawdzić czy nie ma przypadkiem gorączki. - Trzeba kupić coś do żarcia, idioto. - Wywrócił oczami. 
  - A racja, racja. - Przyznałem, po czym ruszyłem w stronę półek z przekąskami. Sięgając po piątą już paczkę chipsów zauważyłem po drugiej stronie znajomą czuprynę. Zmrużyłem oczy, aby przyjrzeć się jej dokładnie i z każdą sekundą byłem coraz bardziej pewien, że owa postać jest mi znajoma.
  - Trzymaj to - rzuciłem do Duffa wciskając mu ten syf do rąk i czym prędzej pobiegłem w jej stronę. I nie myliłem się, to była ona.
  - Skarbie! - zawołałem głośno nie zwracając kompletnie uwagi na babsztyle obrzucające mnie pogardliwymi spojrzeniami. - Chodźże tu! - dodałem rozkładając szeroko ręce. Brunetka, która stała parę metrów dalej zaczerwieniła się lekko, po czym jednak podeszła do mnie wolnym krokiem i rzuciła się w moje objęcia. - Tęskniłem, młoda - mruknąłem całując ją w czubek głowy. 
  - Ja też, Stevie - odpowiedziała, a następnie parsknęła uroczym śmiechem. Na sam dźwięk serce zaczęło kołatać mi szybciej, a mięśnie twarzy zaczęły powoli boleć mnie od ciągłego uśmiechu. 
  - Mów szybko co u ciebie słychać? Mieszkasz z ciotką? - zapytałem przybierając od razu zmartwiony wyraz twarzy. 
  - Mieszkam... - wymamrotała raczej bez entuzjazmu. Zresztą, co się dziwić? Mieszkanie z ludźmi, którzy bez przerwy próbują kontrolować naszym życiem jest nie do zniesienia. Gdzie luz? Gdzie wolność? Ja bym tak, cholera, nie mógł! - Postanowiłam skończyć szkołę, więc za miesiąc zabieram się do nauki. - Pokiwałem głową w geście zrozumienia. W jej przypadku myślę, że był to naprawdę dobry wybór. 
  - Jestem z ciebie dumny, siostro. - Poczochrałem ją po włosach. - A, właśnie! Dzisiaj wydaliśmy płytę! 
  - Naprawdę?! - zawołała radośnie i uścisnęła mnie mocno. - Gratuluję, bracie! 
  - Dzięki, Nat. Słuchaj... Może wpadniesz z tej okazji na naszą imprezę? - zapytałem z nadzieją w głosie.
  - Ja... - Mhm, czyli nie. - Chciałabym, ale nie mogę. Ciotka wprowadziła straszny rygor - zaczęła z zakłopotaniem. - A ja nie chcę wchodzić jej teraz w drogę, nie opłaca mi się to...
Nie wiedziałem tak do końca co mógłbym jej odpowiedzieć. Z jednej strony nie widziałem powodu, dla którego Młoda miałaby słuchać się tej wstrętnej kobiety, nie mającej do niej żadnego szacunku, a z drugiej... Czy powinienem był ją, hm, demoralizować? Nazywajmy rzeczy po imieniu. Buntowanie jej przeciwko kobiecie, dzięki której ma dach nad głową i możliwość nauki, nie było najlepszym pomysłem. W gruncie rzeczy nie mogła liczyć na moją pomoc, bo ja zwyczajnie nie miałem jej czego zaoferować. I nie będę ukrywał, w jakimś stopniu było mi z tym źle.
 - Przepraszam... Kiedy indziej, dobrze? - mruknęła zasmucona. Z jej przepraszającego wyrazu twarzy odczytałem, że czuła się z tym źle, a przecież nie chciałem, żeby miała przeze mnie jakieś wyrzuty sumienia, jeszcze czego!
  - Pewnie. Będzie jeszcze wiele okazji. - Puściłem do niej oczko, nie do końca jednak pewien słowa 'wiele'.
  - A teraz... - Tu spojrzała na swój zegarek. - Muszę już zmykać. Do zobaczenia, Stevie. - Jej usteczka wygięły się w delikatny uśmiech. Przez chwilę zdawałem się być w innym świecie. Mierzyłem każdy centymetr jej twarzy i nie mogłem skupić się na niczym innym. Były tylko jej ciemne, duże oczy, jej mały, zgrabny nosek, wypukłe, zarysowane wargi. Zgłupiałem. - To tego... lecę już. - Wyrwała mnie z zamyślenia i marszcząc nieco brwi machnęła niedbale ręką. 
  - Tak...  Do zobaczenia - wymamrotałem i spoglądając na nią ostatni raz ruszyłem w końcu do zniecierpliwionego blondyna.





Kilka godzin później...




Slash:

       Widok poustawianych w równy rządek butelek Jacka wzruszył mnie do tego stopnia, że musiałem wysmarkać nos. Następnie wolnym krokiem podszedłem do magicznego stolika i sięgnąłem po zacny eliksir. Cały mój. Calutki. Jak dziecko do smoczka, tak i ja przyssałem się do butelki trzymając ją szczelnie obydwiema rękoma. Tak w razie czego. Gdyby ktoś chciał mi ją zabrać.
  - Saul... - Nie powiem, cichy pomruk i lekkie szarpnięcie za ramię nieco zaburzyło moją harmonię, ale pozostawałem spokojny. Odwróciłem się do szatynki i odrywając się od Danielsa zapytałem o co chodzi. - Nie upijesz się do tego stopnia, że w momencie gdy ja znajdę się przypadkowo w innym pomieszczeniu ty wylądujesz na ścianie z przypadkową panienką? - Westchnęła i przybierając pytający wyraz twarzy zmarszczyła nieco brwi.
  - Nic z tych rzeczy - odparłem z przekonaniem i cmoknąłem ją krótko w usta.
  - Bo wiesz, że jak to zrobisz to będziesz największym dupkiem na świecie?
  - We wszechświecie. - Poprawiłem ją, na co ta zaśmiała się krótko. - Kocham cię, mała... - mruknąłem odgarniając kosmyk włosów za jej ucho.
  - Ja ciebie też. - Wyszczerzyła się ukazując tym samym szereg swoich białych zębów, po czym szybkim ruchem wyrwała mi z dłoni moją butelkę whisky i zniknęła gdzieś w tłumie nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć. Oddech mimowolnie mi przyspieszył. Kurwa, to była moja butelka! Moja!
Z nadzieją zerknąłem na stolik i odetchnąłem z ulgą widząc ostatniego Danielsa pomiędzy jakimiś tanimi winkami. Ale ja pierdolę, przed chwilą było ich z dziesięć! Robiąc fikołka po podłodze i rozglądając się po pokoju niczym wojownik ninja chwyciłem za butelkę i ponownie się do niej przyssałem. Mój skarb, moja maleńka...
  - Stary, masz jakieś fajki? - Tym razem mój spokój został zakłócony przez McKagana. Cholera, czy ja naprawdę do kurwy nędzy nie mogę nacieszyć się (nie)zwykłym Jackiem?!
  - Masz, wypal wszystko i daj mi święty spokój - warknąłem wpychając mu do dłoni paczkę czerwonych marlboro i odwracając się do niego tyłem ruszyłem na kanapę.
  - Dzięki! - Usłyszałem jeszcze za sobą, co skomentowałem machnięciem ręki. Znalazłszy dla siebie spokojny kąt (już pomińmy fakt, że obok mnie laska robiła jakiemuś facetowi loda) na nowo poświęciłem czas królowej alkoholów - wybitnej whisky. Kiedy jakaś dziwka zaproponowała, że mi obciągnie, tak się na nią wydarłem, że popukała się po czole i oddaliła się ode mnie z prędkością światła. Nikt, ale to nikt nie mógł mi już przeszkodzić. Nie ma mowy.
  - Cześć Hudson, kupę lat. - Jasna anielko, nie wytrzymam!
  - Cześć Sixx, jakże się cieszę, że cię widzę - rzuciłem z ironią i uśmiechnąłem się jak najserdeczniej potrafię.
  - Daj łyka - rzucił kiwając na butelkę, na co odskoczyłem od niego jak oparzony.
 - Łapy precz! - warknąłem cofając się stale do tyłu. Brunet spojrzał na mnie rozbawiony, by po chwili unieść ręce w geście poddania.
  - Dobry album, gratuluję - odezwał się zaraz. Uznając, że zagrożenie już minęło podszedłem do niego trochę bliżej.
  - Dzięki, jesteśmy z niego dumni - odpowiedziałem wzruszając niedbale ramionami.
  - Kto wie... Może będziecie kiedyś tak wielcy jak my. - Trzymajcie mnie! Wielkie to są cycki laski obok. Poza tym... Kurwa, jesteśmy od Motleyów sto razy lepsi.
  - Ta, moje najskrytsze marzenie. - Westchnąłem teatralnie.
  - Nierealne. - Nikki uśmiechnął się drwiąco i klepiąc mnie jeszcze po plecach ruszył w inną stronę.
  - Spierdalaj - wymamrotałem pod nosem i wraz z Jackiem udałem się na balkon. I nie uwierzycie! Nikogo na nim jeszcze nie było. Wreszcie mogłem przykucnąć na zimnych kafelkach i oddać się całkowitej przyjemności jaką jest picie.
  - O, tu jesteś, wszędzie cię szukałem!
  - Steven, wykurwiaj... - wypowiedziałem przez zaciśniętą szczękę.
 - Co ty! Szukałem cię, żeby sobie z tobą posiedzieć. - Wyszczerzył się i klapnął tym swoim zapchlonym dupskiem tuż obok mnie.
KURWA.





Kamila:

       Nie sądziłam, że jego widok jest w stanie mnie tak ucieszyć. Chłopak miał w sobie coś... czego tak do końca nie potrafiłam wyjaśnić. Kiedy go widziałam, na moją buzię od razu wkradał się szczery uśmiech. Zabawne. Był jednym z największych dziwkarzy w mieście, traktował większość dziewczyn jak, za przeproszeniem, gówno, a ja widziałam w nim dobrego kumpla, któremu spokojnie można zaufać. Może miałam pieprzonego farta i zwyczajnie doczekałam się wyróżnienia?
  - Cześć - rzucił i bez chwili zawahania przytulił mnie do siebie. Zapach jego perfum był tak zajebiście ładny, że przywarłam do niego jeszcze mocniej. Dopiero po parunastu sekundach usłyszałam ciche chrząknięcie, więc zawstydzona szybko się od niego oderwałam.
  - Dobrze cię widzieć, Nikki. - Zaśmiałam się nerwowo i poczochrałam go po jego i tak sterczących we wszystkie strony włosach.
  - Ciebie również - mruknął, po czym puścił do mnie oczko. - Napijemy się czegoś? - Wskazał głową na stolik z alkoholem. Przytaknęłam. Brunet sięgnął po dwie butelki piwa i z nimi też udaliśmy się do sypialni. Uhm, żeby w spokoju pogadać.
Sixx za wiele o sobie tego dnia nie mówił. Naciskał, żebym to ja opowiedziała co u mnie słychać, czy w ostatnim czasie coś się zmieniło. Zaczęłam więc gadkę o Rolling Stone Magazine i moich coraz to ambitniejszych sesjach. Wspomniałam, że najprawdopodobniej szykuje mi się również sesja z Motley Crue, z czego był bardzo zadowolony. A później... Nie wiem po jakiego chuja, ale wspomniałam mu o Jasonie.
Kiedy skończyłam to zbędne pierdolenie wbiłam wzrok w bruneta, który już chyba od dłuższego czasu przyglądał mi się z... zaciekawieniem? Poczułam się niekomfortowo.
Podrapałam się po głowie, a następnie cicho odchrząknęłam. Basista natomiast odłożył swoją butelkę na szafkę i bez żadnego uprzedzenia wpił się w moje usta. Zatkało mnie. Jego język coraz głębiej wsuwał się do mojej buzi, a ja sparaliżowana nie robiłam kompletnie nic. Dopiero gdy popchnął mnie do tyłu i leżąc na mnie zaczął wsuwać swoje dłonie pod moją koszulkę odepchnęłam go z całej siły i spoliczkowałam. 
  - Co ty robisz?! - krzyknęłam marszcząc mocno brwi.
  - Sprawdzam cię. I według mnie nie masz się czym martwić - odparł z głupkowatym uśmiechem i pomasował się po swoim policzku. Ja zaś pokręciłam pobłażliwie głową i skarciłam go wzrokiem. 
  - Głupi jesteś, wiesz? - prychnęłam cicho. 
  - Zawsze do usług. - Cmoknął mnie w czoło i wyszedł z sypialni.
Po paru minutach gapienia się w pustą już butelkę zrobiłam to samo.
Zauważywszy Slasha na kanapie podeszłam do niego szybkim krokiem i usiadłam na jego kolanach. 
  - Coś się stało? - spytał wypuszczając z buzi dym. Pokiwałam przecząco głową i uniosłam jeden kącik ust do góry. Hudson jakby nie do końca pewien zmierzył mnie podejrzliwym wzrokiem, na co ja westchnęłam głośno i zaraz potem namiętnie go pocałowałam. Gitarzysta momentalnie chwycił mnie za podbródek i naparł na moje usta jeszcze mocniej. 
W jego wykonaniu podobało mi się to zdecydowanie najbardziej.
Uf?






Julia:

     Wiedziałam, że wszystko wymyka się spod kontroli. Rozbijane butelki, krzyki, cholernie głośna muzyka. Z obrzydzeniem patrzyłam jak po moim mieszkaniu chodzą półnagie panienki. Do kibla nawet nie dało się wejść, bo w wannie, na pralce i na podłodze pieprzyły się ledwo mi znane pary. Jak to szło? Przynajmniej przyjdą ci, których zaprosimy, a nie pół jebanego miasta?
Sama byłam wstawiona, ale tak czy inaczej nie potrafiłam nie zwracać uwagi na ten cały bajzel. Stałam się przez to jeszcze bardziej nabuzowana niż zwykle. Wystarczyło, żeby jakaś osoba przez przypadek na mnie wpadła bądź szturchnęła, a dostawałam szału.
      W głośnikach leciało It's So Easy, jadowity kawałek, który jak najbardziej mi się podobał. Chwyciłam za butelkę jakiegoś chujostwa zajeżdżającego siarką i usiadłam w kącie sypialni przy zaćpanym Stradlinie.
  - Berry wie? - zapytałam, ale bez większego zainteresowania.
Szczerze? Miałam w tym momencie gdzieś, że mój przyjaciel mimo odwyku nadal ćpa. 
  - Nie. Nie wiem. Chuj z tym - wymamrotał, prawieże nieprzytomny. Kiwnęłam głową w geście zrozumienia.
Kolejny odgłos roztrzaskującego się szkła. Aż sama nabrałam ochoty żeby coś rozwalić. Zerknęłam na butelkę, w której znajdowała się już resztka alkoholu. Dopiłam ją paroma łykami i czekając aż mrowienie w głowie ustanie choć na chwilkę, cisnęłam butelką w przeciwległą ścianę. Brunet zaczął śmiać się jak głupi do sera. Spojrzałam na niego pytająco. Nic, śmiał się dalej. A potem położył się na podłodze i mamrocząc coś pod nosem próbował chyba zasnąć. Dobranoc.
Podniosłam się z podłogi i chwiejnym krokiem ruszyłam z powrotem do salonu. Wzrokiem odszukałam Rudego, który odpowiadał teraz na pytania jakichś małolat. Bez zastanowienia podeszłam do nich i odpychając te które stały najbliżej niego przyssałam się do ust chłopaka. Nie zaprzestając z lekka wulgarnego pocałunku, który bazował raczej na zasadzie 'połykania się' pokazałam tym laskom środkowe palce. Zdenerwowane rzuciły parę wyzwisk pod moim adresem i dość szybko się wycofały. Axl tymczasem chwycił za moje pośladki i zaczął przesuwać nas w stronę sypialni.
  - Wypierdalać - warknął do jakiejś dwójki odrywając się na chwilę ode mnie i kiedy zostaliśmy sami (nie licząc Izziego, który i tak nie wiedział co się wokół niego dzieje) popchnął mnie na łóżko. Podczas gdy on szukał po kieszeniach gumki, ja zdążyłam odpiąć już parę guzików swojej koszuli. W momencie zrobiło mi się gorąco i chciałam żeby zajął się mną jak najszybciej.
Tylko że kurwa w ostatniej chwili do pomieszczenia wpadł Slash i oznajmił, że przyszły gliny. Przeklęłam głośno podnosząc się z łóżka i nawet się nie zapinając ruszyłam wściekła do drzwi, gdzie zrobiło się spore zamieszanie. Wszyscy widząc co się święci postanowili po prostu spierdolić.
  - Słucham? - rzuciłam niezbyt przyjemnym tonem do policjanta.
 - Pani tutaj mieszka? - spytał uwieszając wzrok na moim biuście. Od razu poprawiłam koszulę, a ten spuścił głowę nieco w dół i zrobił się na twarzy czerwony.
  - Tak - odpowiedziałam na wcześniejsze pytanie.
  - Jest stanowczo za głośno, sąsiedzi się skarżą - zaczął ten drugi.
Wtedy też jak na złość z mieszkania wyszedł jakiś kompletnie naprany gościu. Oczy jak spodki, tego nie dało się nie zauważyć. Spojrzałam porozumiewawczo na Rose'a, który stał nieco dalej. Szybko przytaknął głową i ruszył ostrzegać wszystkich żeby schowali wszelkie dragi.
  - Tak... Może ciut za głośno - mruknęłam starając się ukryć swoje przerażenie. - Czyli wyproszę towarzystwo, przyciszę muzykę i wszystko będzie grać? - Chciałam się upewnić.
  - Posiadacie narkotyki - raczej stwierdził niż zapytał jeden z nich. Cholera, zaczęłam panikować.
  - Nic mi o tym nie wiadomo. Nie mam kontroli nad każdym, kto tutaj przyszedł. - Starałam się brzmieć jak na pewną siebie. Ale chyba mi to nie wychodziło. Język plątał mi się niesamowicie. Zaczęłam się najzwyczajniej w świecie jąkać.
  - Zobaczymy - odezwał się patrząc na mnie podejrzliwie, po czym oboje weszli do środka. Wszyscy jak na zawołanie rzucili się do wyjścia. Widziałam nawet jak dwóch kolesi wyskakuje przez balkon. Uhm, powodzenia.
  - Poradzicie sobie? - Przede mną stanęła Kamila. Nie byłam głupia, żeby się nie zorientować, że razem ze Slashem chcą jak najszybciej się stąd ulotnić.
  - Ta. - Skłamałam i posłałam jej blady uśmiech. Poklepała mnie jeszcze po ramieniu i razem z Hudsonem wyszła z mieszkania. Następnie zauważyłam zrozpaczoną Berry, która ciągnęła półprzytomnego Stradlina za ręce. Po tym to już w ogóle było widać w jakim jest stanie. Korzystając z okazji, że policjanci przeszukują salon pomogłam brunetce podnieść chłopaka i prosząc jeszcze jakiegoś kolesia o pomoc zaprowadziłam ich do drzwi.
W salonie zaczęła się natomiast jakaś ostra wymiana zdań.
Jezu, McKagan...
  - Gdzie z tymi jebanymi łapskami?! Zaraz odleję się na twoje buty jak mnie nie puścisz złamasie! - krzyczał pod wpływem upojenia szarpiąc się z policjantem.
  - Bierzemy go na odsiadkę. - Funkcjonariusz zwrócił się do tego drugiego. Jęknęłam żałośnie.
  - Panowie, kolega jest tylko pijany! Nic nie brał - zapewniłam starając się jakoś pomóc temu alkoholikowi.
  - Za obrazę funkcjonariusza też karzemy. Posiedzisz kolego dobę o suchym pysku w celi to ci się odechce pyskówek - prychnął do Duffa i skuwając mu ręce popchnął go do wyjścia. Bądź co bądź basista był chyba dla nas wszystkich wybawieniem. Z pijanym i agresywnym dryblasem mogli sobie poradzić jedynie we dwóch, więc o dalszym przeszukiwaniu nie było mowy. I dobrze. Pieprzony Adler jak gdyby nigdy nic palił sobie jointa na kanapie.
     W mieszkaniu zrobiło się praktycznie pusto. Zostałam tylko ja, Axl, Steven i parę kolesi, którzy zaliczyli tak zwany zgon. Odetchnęłam z ulgą opadając na kanapę. Świetnie. I tak miałam już dość tej imprezy. Za chwilę wyproszę ostatnie towarzystwo i zostaniemy z Rudym sami.
Ta, tak mi się przynajmniej wydawało.
Może pięć minut później w mieszkaniu zjawił się właściciel... Po jego minie wiedziałam, że nie szykuje się nic dobrego.
  - Pół godziny na spakowanie się - odparł szorstko i takim też spojrzeniem nas potraktował.
  - Jakie pół godziny? Nie może nas pan wyrzucić! - Zaprotestowałam wstając na równe nogi.
  - Mogę. Jest koniec miesiąca. Jeszcze pani nie płaciła. No już, wynocha. - Na te słowa kompletnie się załamałam.
Nie hamując już nawet łez złości pakowałam do walizki wszystko co wlezie. Miałam w końcu jebane pół godziny. W tym czasie tamci zdążyli się już zmyć. Byłam tylko ja, Rudy i jebany facet w swetrze w norweskie wzory.
  - Wszystko spakowane? - zapytał, na co ja pociągając nosem i wycierając ręką mokre policzki przytaknęłam głową. - No to już, wychodźcie.
Widziałam jak Axl zaciska pięści, ale szybko chwyciłam go za rękę i wyprowadziłam na klatkę. Z walizkami w rękach zeszliśmy schodami na sam dół i wyszliśmy na zewnątrz. Chłodny wiatr zdołał nieco ostudzić moje emocje, pozwolił się uspokoić, zebrać myśli. Ale trwało to zaledwie krótką chwilę. 
  - To twoja pieprzona wina! - wrzasnęłam upuszczając swoją walizkę, po czym zaczęłam walić go pięściami po torsie.
  - Jaka kurwa moja wina?! - warknął popychając mnie do tyłu.
  - Przez ciebie cały czas podpadaliśmy temu jebanemu facetowi! To był twój pomysł, żeby zrobić u nas imprezę! Nie zapytałeś mnie nawet o zgodę! Masz w dupie moje zdanie! W dupie! - krzyczałam i tym razem to ja popchnęłam go z całej siły. Rose marszcząc mocno brwi i zaciskając szczękę złapał mnie za rękę i zaczął ją wykręcać. Pisnęłam z bólu i wybuchnęłam płaczem. Puścił mnie po około minucie, a ja opadłam na brudny chodnik wyjąc jak pojebana.
  - Jesteś chujem - rzuciłam przez płacz będąc gotowa na kolejny atak z jego strony. Ku mojemu zdziwieniu usiadł jednak obok mnie i schował twarz w dłoniach, głośno przy tym oddychając.
Kolejne minuty spędziliśmy w ciszy, nic się do siebie nie odzywając.
  - Wracamy do Hell House - odezwał się nagle, wstał i chwycił za obie nasze walizki. Nie protestowałam. Było mi zbyt zimno, żeby strzelać focha i siedzieć na tym pieprzonym chodniku ze swoją urażoną dumą.
W milczeniu udaliśmy się do rudery, której szczerze nienawidziłam. Jak widać... Byłam na razie na nią skazana.
        Pierwszy raz w życiu zaczęłam się bać, że... pieprzone Los Angeles i cały ten nasz styl życia mnie zniszczy. Wyssie ze mnie wszelkie siły. Nie było już tak beztrosko jak na początku. Broniłam się, próbowałam chronić, ale ja chyba rzeczywiście stałam się częścią tej hołoty.
  - Welcome to the Sunset Strip - wybełkotałam nawet nie wiedzieć czemu do jakiejś gówniary, która z przerażeniem w oczach rozglądała się po okolicy. Autobus, z którego wysiadła odjechał, a ona zacisnęła nerwowo dłoń na swojej torbie.
Nowy pokarm dla hien. Będziesz z dnia na dzień niszczona, skarbie. Ale spoko. Do wszystkiego da się przyzwyczaić.
Ja się przyzwyczaiłam. A byłam taka sama jak ty.








Podsumowanie i informacja

The end, proszę państwa!

Przyznam się bez bicia, że ostatnie rozdziały pisałam na siłę. Kompletnie nie sprawiało mi to przyjemności, więc jeśli dało się to odczuć, przepraszam.  
Pierwszy rozdział kolejnego opowiadania (które przypominam - jest kontynuacją tego) już dawno napisany. I dodam, że nie mogę się już doczekać kiedy zacznę pisać kolejne. Chcę prawdziwych brudnych lat 80', chcę motta 'sex, drugs & rock n' roll'! Ale co z tego wyjdzie? Zobaczymy...
Od razu informuję, że pierwszego rozdziału możecie spodziewać się za tydzień lub dwa. Będę jeszcze w między czasie kończyć poprawianie starych rozdziałów, pakowania ich do zakładki 'Welcome to the Sunset Strip' i zacznę zmieniać wygląd bloga. O tak, żeby dodać świeżości. 
A wracając jeszcze do tego rozdziału... Byłabym ogromnie wdzięczna, za komentarz napisany przez każdego, kto czytał to opowiadanie. Takie podsumowanie, hm? I niech będą one szczere. Jeżeli uważacie, że całe to opowiadanie to gówno - napiszcie tak. Chcę po prostu znać waszą opinię. 

Ps: Życzę udanego roku szkolnego! Jakoś przetrwamy, nie? ;) 

czwartek, 21 sierpnia 2014

Welcome to the Sunset Strip - część 47





Julia:


      Zerknęłam na butelkę wódki, którą na siłę wciśnięto mi w dłoń. Później na kierownicę. Następnie w okno. Gdzie można jechać o pierwszej w nocy? Uznałam, że na razie obejdzie się bez pytań. Wszystko mi już jedno. W najgorszym wypadku zostanę wywieziona do lasu, zamordowana i zakopana. Dziewczyno, o czym ty mówisz? Przecież w ostatnim czasie twój nerwowy sposób bycia nie dawał się we znaki. Ba, byłaś miła! 
Zniecierpliwiona zaczęłam stukać paznokciami o szybę. Los Angeles dopiero budziło się do życia. Wszędzie kolorowe banery, pełno ludzi kierujących się w stronę najpopularniejszych klubów, głośna muzyka dochodząca praktycznie z każdego domu. Bynajmniej w tej okolicy. 
  - Daleko jeszcze? - Westchnęłam w końcu. 
  - Jakieś dziesięć minut, może mniej.
Kiwnęłam głową, która mimowolnie zaczęła opadać w dół. Godzinę temu wyszłam z pracy, więc chyba mam prawo być zmęczona. A kiedy człowiek jest zmęczony to ma ochotę iść spać. A kiedy ma ochotę iść spać to idzie spać, a nie daje się namówić na pieprzony wypad nie wiadomo gdzie! 
Spokojnie, trzy głębokie oddechy. Zaraz się wszystko wyjaśni. 
        Po wyżej wspomnianym czasie rzeczywiście dotarliśmy na miejsce. Pod jakieś biuro. To nie tu znajduje się przypadkiem studio nagraniowe chłopaków? Wydawało mi się, że wszystko mają już dopięte na ostatni guzik. Może mam wysłuchać ich utworów i podzielić się swoją opinią? Ale chwila, jaka opinia. Gunsów wali opinia innych. Poza tym dobrze znam wszystkie ich kawałki i doskonale wiedzą, że są według mnie genialne. 
Ziewnęłam głośno i otwierając drzwiczki wyszłam z samochodu. Butelkę postanowiłam zabrać ze sobą, trzebaby ją wreszcie opróżnić.
Obdarzyłam chłopaka pytającym, jak i nieco znudzonym spojrzeniem. 
  - Zaraz ci wszystko wyjaśnię - odparł i chwytając mnie za rękę pociągnął w stronę drzwi wejściowych, a następnie windy. Wjechaliśmy na siódme piętro i udaliśmy się długim, wąskim korytarzem na sam jego koniec. Rudy wyciągnął z kieszeni swoich dżinsów klucze i otworzył drzwi. Tak jak myślałam, studio nagrań. Mój wzrok jednak momentalnie uwiesił się na pięknej czarnej skórzanej kanapie, na której zresztą chwilę później wygodnie sobie leżałam. 
  - Idealna, kupmy taką - mruknęłam podnosząc się do siadu. Tym razem ze zdziwieniem zauważyłam jak wokalista rozkłada na podłodze koc, tuż za tą szybą, gdzie jest miejsce dla zespołu. - Co ty robisz? - zapytałam marszcząc brwi. 
Axl wstał z ziemi i z półuśmiechem stanął w progu. 
  - Wiesz, wczorajszej nocy doznałem olśnienia. 
Hm, ciekawe. Z tego co pamiętam, a pamiętam dość dobrze, całą noc poświęciliśmy na seks. I nie powiem... Było dość ekstremalnie, o czym potwierdzą podrapane plecy tego tu pana. 
  - Chcę zarejestrować na Rocket Queen nagranie seksualne. You know, masz jęczeć, wzdychać, krzyczeć czy co tam ci się żywnie podoba. 
Mina zrzedła mi od razu. 
  - Nie ma mowy - wymamrotałam kręcąc głową i zrobiłam parę kroków w tył. Kiedy jedna z moich dłoni spoczywała już na klamce zobaczyłam jak Rudy robi się na twarzy czerwony i zaciska nerwowo szczękę. Na moje szczęście stał jednak w miejscu. Nawet nie drgnął. 
  - Bo? - Uniósł kącik ust do góry. Nie był to jednak przyjazny uśmiech, czułam, że jest wkurwiony.
  - Nie chcę żeby moje odgłosy znajdowały się na waszej płycie! - Podniosłam głos. Sama nie wiem czemu tak zareagowałam, ale na samą myśl o tym jego "przezajebistym" pomyśle robiło mi się niedobrze. Kim ja niby jestem? 
Okej, okej... Ludzie nie będą wiedzieć, że to ja, ale... Nie ma opcji!
Rose jeszcze przez dłuższą chwilę wpatrywał się we mnie, ale kiedy nic więcej się nie odezwałam kopnął w stojące przed nim krzesło. 
  - W takim razie zadzwonię po kogoś innego - warknął. 
  - Po kogo? - Wytrzeszczyłam oczy. Odechciało mi się spać.
  - Myślisz, że moje znajome striptizerki czy gwiazdy porno nie jęczą lepiej od ciebie? - rzucił z wrednym uśmieszkiem. 
  - I naprawdę to zrobisz? - spytałam nie ukrywając zdenerwowania, ale i smutku.
  - Pewnie. Chcę żeby to znalazło się na płycie to się znajdzie. Myślisz, że co? - Tu podszedł do mnie bliżej. - Że będę rezygnował ze swojej wizji, bo mojej dziewczynie nie chce się bzykać? - Przez ten jego ton miałam ochotę go spoliczkować i szybko stamtąd wybiec. Byłam na niego wściekła, ale nogi tak czy siak kazały mi stać gdzie stoję i nigdzie się stamtąd nie ruszać. Wzięłam parę łyków z butelki i pociągnęłam nosem. 
  - Manipulujesz mną - szepnęłam wbijając wzrok w jego oczy. Oczy, które dobrze wiedziały czego chcą. I jakoś nie za bardzo potrafiłam z tym walczyć. I jakoś nie za bardzo mi się ten fakt podobał.
Popchnęłam go do tyłu, a sama ruszyłam do tej jebanej sali nagraniowej. Rozebrałam się do samej bielizny i odwróciłam się przodem do szyby. Axl majstrował chwilę przy jakichś przyciskach, po czym przymknął drzwiczki i podszedł do mnie z cwaniackim uśmiechem. Nie odwzajemniłam go zupełnie. Mój był raczej słaby i wymuszony.
  - Nie przesadzajmy. To nic wielkiego. - Przejechał dłonią po moim policzku i odgarnął kosmyk włosów za ucho. Zaraz potem sięgnął po mikrofon i położył go obok koca, na którym po chwili oboje już leżeliśmy. 
         Z początku... Nie szło nam za dobrze. Kurwa, byłam najzwyczajniej w świecie spięta!
  - Dawaj mała! Nie udawaj! Postaraj się! - mruczał przyspieszając tempo.  
Szykowała się pracowita noc...








Kamila:



       Szturchnęłam z całej siły Slasha w bok, ale on i cała reszta najwyraźniej nie zamierzali kryć swojego rozbawienia. Uśmiechnęłam się przepraszająco do zażenowanej blondynki, która momentalnie spuściła głowę w dół i głośno westchnęła.
  - Dobre, dobre. A tak właściwie, kiedy to zrobiliście? - zapytał Steven jeszcze bardziej rozwalając się na kanapie. 
  - Tej nocy - odparł obojętnie Axl, po czym spojrzał z wyczekiwaniem na realizatora dźwięku. Dość pulchny mężczyzna przybrał zastanawiający się wyraz twarzy, po czym zaczął coś tam miksować. 
  - Wyszło nieźle. Trochę powycinam i myślę, że powinno być git - oznajmił po chwili, na co Rose z niekrytym zadowoleniem poklepał go po plecach. 
Za tydzień płyta Appetite for Destruction miała zostać wreszcie wydana. Każdy z nas napełniony był entuzjazmem, nadzieją, ale i ciekawością. Izzy stwierdził, że nieważne czy ludzie ją pokochają czy znienawidzą, ważne, żeby ją usłyszeli. Z tym był jednak mały problem... Chłopcy, a właściwie Axl uparli się na dość kontrowersyjną okładkę. W Geffen obawiali się, że kobieta z opuszczonymi majtkami nie będzie mile widziana na sklepowych półkach. Gunsi mieli to jednak głęboko gdzieś. I nic nie dało się na to poradzić. Tak czy inaczej fani, którzy zbierali się na ich klubowych koncertach od razu dali im znać, że mają 'apetyt na destrukcję' i nie mogą się doczekać kiedy płytę będzie można wreszcie zakupić. To bardzo ich podbudowywało. 
  - Chodźmy się gdzieś napić - zaczął Duff, gdy opuściliśmy budynek i z fajkami w buzi rozglądaliśmy się po jeszcze całkiem pustych ulicach Miasta Aniołów. Akurat po drugiej stronie ulicy znajdował się niewielki bar otwarty już od wczesnych godzin, więc tam też udali się moi znajomi. Ja i Julia ruszyłyśmy natomiast do siedziby Rolling Stone Magazine, bo Jason miał do mnie jakąś sprawę. A moja przyjaciółka nie miała najmniejszej ochoty zostawać sama w towarzystwie tych prostackich świń. 
  - Nie zgodziłaś się ot tak... Mam rację? - zaczęłam gdy siedziałyśmy już w taksówce. 
  - Powiedział, że jak się nie zgodzę to weźmie kogoś innego - odpowiedziała ściszonym głosem i wzruszyła bezradnie ramionami. 
  - Głowa do góry. No sama pomyśl, będziesz częścią najlepszej płyty na świecie! - Szturchnęłam ją lekko w bok, na co dziewczyna zaśmiała się krótko. 
  - O tak, wiadomo - wymamrotała unosząc jeden kącik ust do góry, po czym jednak wywróciła oczami. 
        Dwadzieścia minut później znalazłyśmy się już pod odpowiednim wieżowcem, więc szybko zapłaciłam kierowcy i obie ruszyłyśmy do środka. 
Julię zaprosiłam do swojego gabinetu, gdzie zapoznając się z Lauren załapała się na filiżankę kawy, a ja nie czekając ani chwili dłużej poszłam do Browna. 
  - Hej, chciałeś się ze mną widzieć - rzuciłam z uśmiechem uchylając delikatnie drzwi. 
  - Tak, tak. Wchodź - odpowiedział jak zwykle miłym tonem i wskazał ręką na fotel, na którym posadziłam swoje cztery litery.
  - Niedługo twoi znajomi wydają płytę, prawda? - Przytaknęłam głową. - W takim razie chcę żebyś zrobiła im parę zdjęć. Czas żeby zajęli miejsce w naszym magazynie.
Hell yeah, wreszcie!
  - Super! Będą zachwyceni! - Wyszczerzyłam się szeroko. - To co? Idę działać - odparłam na odchodne i już miałam wyjść z pokoju, gdy facet złapał mnie za rękę. Obdarzyłam go pytającym spojrzeniem. Nienawidziłam takich sytuacji. Jego twarz znajdowała się stanowczo za blisko mojej. W takich momentach zaczynałam zwracać uwagę na jego malinowe wargi, błękitne tęczówki, idealny, trzydniowy zarost. I czułam się niekomfortowo zdając sobie sprawę, że ten mężczyzna mi się podoba. Niby żaden grzech, sama nie bronię Hudsonowi zerkać na kelnerki czy sprzedające się pod latarnią dziewczyny. Każdy patrzy. Od tego mamy w końcu oczy, prawda? Ale kiedy moje serce mimowolnie zaczynało kołatać z nieco większą niż powinno prędkością... zaczynałam się bać. A zarazem czułam się... jakbym już zdradziła najbliższą mi osobę. 
  - Uhm... - zaczął zmieszany wykrzywiając twarz w dziwnym uśmiechu - Jesteś jeszcze z tym Slashem? - zapytał z ciekawością w głosie. 
  - No... No tak. Jestem. - Zmarszczyłam lekko brwi w zdziwieniu.  
 - To dobrze. Leć już. - Zaśmiał się nerwowo i podrapał po głowie. Nic już nie odpowiadając wyszłam jak najszybciej na korytarz i ruszyłam do siebie. 
Jak się mogłam spodziewać... Dziewczyny nie przypadły sobie do gustu. Brunetka poprawiła okulary na nosie i chrząkając zaczęła przebierać w papierach, a Julia bacznie obserwowała każdy jej ruch głośno przy tym siorbiąc kawę. Czyżby moja przyjaciółka zakłóciła spokój i harmonię naszej perfekcjonistki? 
  - Julie, możemy już iść - zwróciłam się do blondynki, której nogi spoczywały teraz na moim biurku. Dziewczyna szybko chwyciła za swoją torbę i jako pierwsza wyszła z gabinetu. 
  - Cześć Lauren.
  - Cześć - rzuciła z przekąsem nawet na mnie nie zerkając. 
Ach, jebać! 
  - Babka jest sztywna jakby jej kto kij w odbyt włożył - zaczęła Julia machając żywo rękami. 
  - Ta, trochę... - rzuciłam zamyślona. 
  - A tobie co? 
  - Wiesz... Mam nieodparte wrażenie, że szanowny redaktor naczelny próbuje się do mnie zbliżyć. - Westchnęłam. 
  - A przystojny chociaż? - spytała, ale posłałam jej tylko ganiące spojrzenie. 
 - Patrz jakim samochodem się wozi. - Gdy byłyśmy już na zewnątrz wskazałam na czarne porsche. 
  - O kurwa! - Dziewczyna aż wytrzeszczyła oczy. - I na co ty dziewczyno narzekasz? - Zaśmiała się, ale zaraz jednak uniosła ręce w geście poddania - Tak, tak, wiem... Rockmani są bardziej w twoim stylu. I masz rację. W moim też. - Objęła mnie jedną ręką. 
  - Chodźmy też się gdzieś napić - rzuciłam po dłuższej chwili i pociągnęłam ją do pierwszego lepszego baru. 







Duff:

  - Tylko spójrzcie. Te dwa jędrne pośladki to czysty poemat... Dlaczego my tu wcześniej nie przychodziliśmy? - Westchnąłem żałośnie opierając się łokciami o zimny blat. Moje spojrzenie utkwione było teraz w najzgrabniejszym tyłku na świecie. Właścicielka tego boskiego dzieła wycierała stolik znajdujący się tuż przed nami.
  - Zaraz ci stanie - rzucił zobojętniałym głosem Stradlin i uderzając mnie w tył głowy podał odpaloną już fajkę. Axl z głupim wyrazem twarzy schylił się pod stolik, żeby po chwili z powrotem ukazać nam swój ryj, na którym malowała się jeszcze głupsza mina niż wcześniej. 
  - Już mu stoi. - Zarechotał, a ja machnąłem tylko ręką i wywróciłem oczami. Parę sekund później do naszego stolika podeszła owa piękność pytając czy będziemy zamawiać coś jeszcze. O w mordę, co za biust! 
  - Nasz kolega najchętniej zamówiłby ciebie - rzucił pijacko Hudson. Od razu zrobiłem się czerwony na twarzy. 
  - I radzę się zgodzić. Już dawno nie był na nikogo tak napalony! - Steven, bracie, co? 
  - Jego członek jest w gotowości. Twardy, nabrzmiały, stoi jak ta lala - zapewnił Axl. Masz zapewnione obicie mordy! 
  - Jest wielki! - Izzy, nawet ty?!
  - Rozsadza na miejscu. - Popcorn pokręcił głową przybierając niedowierzający wyraz twarzy. 
Kobieta całkowicie skołowana świdrowała nas po kolei wzrokiem. 
  - T-taatooo! - Poważnie? Hej, mała, wrzuć na luz. Zaśmiałem się nerwowo. Jako jedyny ze swoich przyjaciół. Może dlatego, że tylko ja dostrzegłem kierującego się w naszą stronę faceta. Wielki, gruby, owłosiony. I co najważniejsze... WŚCIEKŁY. 
  - Jakiś problem? - Dopiero gdy stanął przed nami i kiedy rozbrzmiał jego niski głos każdy z chłopaków przełknął głośno ślinę.
  - Ci panowie... - zaczęła cichutkim głosem, po czym stanęła na palcach i wyszeptała swojemu ojcu coś do ucha. Jego krzaczaste brwi marszczące się coraz bardziej chyba nie wróżyły niczego dobrego.
  - Ja wam dam! Ja wam kurwa dam! - Tu ściągnął z siebie swój brudny biały podkoszulek i zwijając go zaczął wymachiwać nim w naszą stronę. 
  - To my już sobie pójdziemy. - Adler wyszczerzył się szeroko i jak oparzony doskoczył do wyjścia, a my oczywiście za nim.
  - Idioci! - krzyknąłem wkurwiony gdy znaleźliśmy się już parę przecznic dalej. 
  - Chcieliśmy pomóc... - wybełkotał Slash wzruszając ramionami. 
  - Jesteście pojebani!
  - Chętnie wysłuchałbym jeszcze paru komplementów, ale niestety... Czas na mnie. - Rose udał zasmuconego i nim zdążyłem zasadzić mu kopa w tyłek roześmiany zaczął zwiewać przez ulicę. 
  - Chodź Duff, wracamy. - Adler poklepał mnie po plecach i popchnął w stronę domu.







Izzy:

        Obrałem sobie za cel znalezienie tych jebanych typków i... I potem będę zastanawiał się co dalej. Ale do licha! To Los Angeles. Nie znajdę ich. Może siedzą już w więzieniu? 
Ewentualnie napadają na kolejne osoby. I co? Gówno. Nie posiadam mocy superbohatera. Chociaż... Na haju zdarzało mi się być kimś w ten deseń. Szczególnie gdy skakałem z budynków prosto na wielkie kontenery ze śmieciami... 
Tak czy inaczej nie wiedziałem co robić. Tak po prostu zapomnieć i odpuścić? Moja dziewczyna boi się wyjść z domu. Codziennie odprowadzam ją do klubu i z powrotem, ale doskonale wiem, że nie czuje się z tym najlepiej.  
         Szczerze nienawidząc i mając już dość Hell House ruszyłem do domu Berry. Jak zwykle przywitałem się z nią pocałunkiem, później wyciągnąłem z jej lodówki butelkę piwa i walnąłem się na kanapę. Dziewczyna nie zastanawiając się długo przysiadła zaraz obok mnie, a ja objąłem ją ramieniem. 
  - Izzy...
  - Hm? - mruknąłem skacząc po kanałach telewizyjnych. 
  - Co sądzisz o zmianach?
  - Jakich zmianach? - odburknąłem nieco lekceważąco. Wybacz skarbie, ale fajny film się zaczyna. 
  - No ogółem... Zmianach w życiu... Czymś nowym... 
 - Co, o czym ty chrzanisz? - Tym razem odwróciłem głowę w jej stronę i posłałem pytające spojrzenie. 
  - Bo ja chyba potrzebuję takiej zmiany... - Uśmiechnęła się blado. 
 - Bzdura. - Zaśmiałem się. - Popatrz. Siedzimy sobie razem na twojej wygodnej kanapie... Oglądamy telewizję... Pijemy piwo... - Tu podałem jej moją butelkę. Nie chcę wyjść na egoistę. - Jest fajnie. 
  - Tak, tak... Wiadomo, że jest, ale...
 - Ciii... - Położyłem palec na jej ustach, po czym posłałem jej łobuzerski uśmiech. - Trzeba było tak od razu skarbie...
  - Ale... ale co? - Zmarszczyła uroczo nosek. 
  - Przetestujemy nowe pozycje w łóżku zanim jeszcze pójdziesz do pracy.
  - Izzy! Ale... - Nie dane jej było nic więcej powiedzieć, bo wepchnąłem do jej buzi swój język i biorąc ją na ręce udałem się w stronę sypialni. Brunetka po paru minutach odpuściła zbędne mamrotanie pod nosem. 
Ma dziewczyna rację, zmiany dobra rzecz! 







Axl:

        Krocząc dumnie w swoich obklejonych niebieską taśmą kowbojkach przeszedłem już parę przecznic. Ręce w kieszeniach, papieros w buzi. 
Rozmyślałem o tym jak będę żył będąc wreszcie bogaty. Co sobie kupię, jakie miejsca odwiedzę. Smak sławy był na wyciągnięcie ręki. 
  - Jak chodzisz, baranie?! - Usłyszałem nagle wpadając na czyjeś plecy. Ich posiadacz odwrócił się szybko w moją stronę, a jego wkurwienie od razu zamieniło się w uśmiech.
  - West, bracie, a gdzie to się podziewało? - zagadnąłem podając sobie z nim dłoń. 
  - W Nowym Jorku, stary. Los Angeles na dłuższą metę bywa cholernie nieznośne. - Blondyn odpalił nerwowo fajkę. 
Arkeen był dobrym przyjacielem zespołu. Jedna z nielicznych osób, którym ufałem. Często lazłem do niego z nowym kawałkiem i czekałem na jego opinię, która bądź co bądź, bardzo się dla mnie liczyła. 
  - Wiesz, zapraszam cię do mnie na piwo. - Zaproponowałem po chwili zastanowienia. 
  - Do ciebie czyli gdzie? - Wypuścił z ust dym i zerknął na mnie podejrzliwie. 
 - Do mojego mieszkania. Wynajmowanego, ale zawsze coś - odparłem unosząc z dumą głowę do góry. 
  - Axl Rose wynajmuje mieszkanie? Pierdolisz.
  - Pierdolę to ja codziennie. - Westchnąłem teatralnie. - Idziesz czy nie? 
 - Dobra, idę. - Wzruszył ramionami i razem ruszyliśmy do "mojego" mieszkania. Wnętrze wysprzątane, lodówka pełna. Pizgałem z zaskoczonej miny mojego kolegi. 
  - I tak ci nie wierzę gnido, że to twoje mieszkanie, ale chuj z tym. Dawaj to piwo. 
        Trzy godziny później pojawiło się tu jeszcze paru moich kumpli. Piliśmy, wpierdalaliśmy pizze i słuchaliśmy na fulla Metalliki, od której zdecydowanie się uzależniłem. Od ich muzyki znaczy się, żeby nie było. 
Jedyne co nam przeszkadzało to ciągłe pukanie do drzwi. Jednak ani mi, ani żadnemu innemu kolesiowi nie chciało się ruszyć zada i zobaczyć o co chodzi. 
  - Idę zwalić kloca - wybełkotał West podnosząc się z kanapy. 
  - Zobacz od razu kto wali w te jebane drzwi - wybełkotałem nie przestając kołysać głową w rytm muzyki. 
  - Axl! Chodź tu kurwo! - Ja pierdolę, co znowu?
  - Czego? - warknąłem podchodząc do drzwi i zauważając w nich jakąś ciotę. Typowa ofiara losu. Sweter, sztruksy, okulary. Przypomina mi kurwa mojego jebanego ojczyma. Aż musiałem parsknąć śmiechem.
  - Dobry sweter. - Kiwnąłem głową, jednak ten nic się nie odzywając zacisnął usta w wąską linię. No, no... groźnie. - Co tam?
  - Mógłby pan przyciszyć muzykę? - zapytał śmiertelnie poważnym tonem. 
 - Chris, podgłoś muzykę! - krzyknąłem, po czym posłałem naszemu przybyszowi serdeczny uśmiech. 
  - Proszę sobie nie robić żartów. Jestem tu właścicielem i...
 - Możesz być nawet moją starą, jebie mnie to. - Przerwałem mu cały czas się uśmiechając. Axl zaraża pozytywną energią! 
  - Proszę natychmiast wyłączyć tą muzykę! Brzmi jakby się koty gryzły! - fuknął oburzony, przybierając wielkie chomicze policzka. Ziewnąłem znudzony. 
  - Ci goście są zajebiści. Radzę wypierdolić z półek Mozarta i przesłuchać to i owo. 
  - Ostatnia szansa. Ostatnia. - Tknął mnie swoim pulchnym palcem w tors. - I lepiej żebym nie musiał tu więcej razy przychodzić, bo będzie to naprawdę ostatni raz. 
Bla, bla, bla. Trzasnąłem drzwiami tuż przed jego nosem i wróciłem do salonu. Mam ochotę na demolkę! 







Julia:




        Znacie to uczucie kiedy wyczerpani wracacie do domu marząc tylko i wyłącznie o swoim wygodnym łóżku? Na pewno znacie. W takich momentach człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że tak naprawdę najważniejszą rzeczą w jego życiu jest poduszka. Przynajmniej w moim przypadku. 
Wracając z ostatniej zmiany w klubie dreptałam chodnikiem prosto do mieszkania, co chwila potykając się o własne nogi. Gdy znalazłam się już pod drzwiami było coś koło czwartej nad ranem. Weekendy w Troubadour są cholernie męczące.
Nacisnęłam na klamkę i odetchnąwszy głośno przekroczyłam próg. Z salonu dochodziła dość głośna muzyka, a w całym wnętrzu unosił się nieprzyjemny zapach dymu papierosowego i wódki. Nie żebym nimi gardziła... Czasem jednak takie zabójcze mieszanki nie za bardzo podchodziły moim nozdrzom. 
Weszłam więc do pomieszczenia i zauważyłam włączony telewizor, gdzie emitowali koncert Whitesnake. Bez zastanowienia zapaliłam światło i...
  - O ja pierdolę, o kurwa - jęknęłam i złapałam się za głowę.
Po podłodze walały się pudełka po pizzy, mnóstwo butelek i innych śmieci. Regał z książkami był całkowicie oberwany, a na środku pokoju leżał roztrzaskany żyrandol. Podchodząc bliżej musiałam uważać żeby nie wdepnąć w kawałki szkła. Nawet obraz znalazł sobie nowe miejsce... Hm, czemu nie? 
Na kanapie natomiast jak gdyby nigdy nic leżał sobie panicz Rose, który gwałtownie zasłonił teraz dłonią oczy, chroniąc je przed jaskrawym światłem żarówki. 
  - Co mi odpierdoliło godząc się na to żebyś ze mną zamieszkał? - Pomyślałam na głos i wbiłam wzrok w kompletnie zalanego chłopaka. 
  - Mam szczególny dar przekonywania. - Zaśmiał się pijacko i podnosząc się jakieś pięć minut, stanął w końcu na chwiejnych nogach. - Zaprosiłem paru kolegów, niedawno wyszli - wybełkotał. 
  - To świetnie. - Uśmiechnęłam się ciepło. - Szkoda tylko, że zdemolowaliście mi mieszkanie! - wydarłam się po chwili i doskoczyłam do niego. - Myślisz, że pod moją nieobecność będziesz robił sobie tu prywatki?! Dlatego wprowadziłeś tu swój jebany zad?! Zapomnij! To jest moje mieszkanie i mogę cię w każdej chwili z niego wypierdolić! - Popchnęłam go z całej siły tak, że opadł z powrotem na kanapę, po czym kopnęłam go w nogę. 
  - Nasze mieszkanie - warknął i chwytając mnie mocno za rękę przyciągnął do siebie. 
  - Nie. To ja je wynajmuję, a nie ty. Nie dorzucasz do niego nawet jebanego dolara - syknęłam przez prawie zaciśnięte zęby i wyrwałam się z jego uścisku. Rose zmierzył mnie wzrokiem i zacisnął pięści. - Co się gapisz? Sprzątaj to. - Tym razem parsknął drwiącym śmiechem. - Dupek - prychnęłam i nie chcąc się dłużej denerwować ruszyłam do sypialni, w której zamknęłam się na klucz. Zrzucając z siebie jedynie buty i spodnie wgramoliłam się na łóżko i opadłam na poduszkę. 
Dlatego wahałam się pozwalając mu wprowadzić się do tego mieszkania. Bałam się, że je najzwyczajniej w świecie zdemoluje. I nie myliłam się. Do tego właściciel już parę razy z rzędu zaczepił mnie na klatce prosząc o niezakłócanie nocnej ciszy. Ta, na pewno. 
Ostatnio zastanawiałam się dlaczego tak właściwie chciał tu zamieszkać. I coraz częściej mam wrażenie, że nie ze względu na mnie, a na wygodę, która w Hell House jest niestety abstrakcją.
         Jak się można było domyślić, po chwili zaczął walić w drzwi i krzyczeć żebym go wpuściła. Niech śpi na kanapie, chrzanię to. 
  - Zerżnę cię na zgodę, dobra? - zawołał, a ja już nie wiedziałam czy parsknąć śmiechem czy może raczej płaczem. O beznadziejności, za jakie grzechy!
  - Jeb się na ryj - rzuciłam tylko i wtuliłam się jeszcze bardziej w moją poduszkę.