czwartek, 15 sierpnia 2013

Welcome to the Sunset Strip - część 17




Axl:


      Siedzieliśmy z chłopakami w salonie na kanapie i próbowaliśmy stworzyć tą cholerną piosenkę dla Michelle. Nie miałem zbytnio pomysłu na tekst, bo łatwiej się pisze piosenki dla dziewczyn, które coś dla nas znaczą, a nie dla zwykłej panienki, której ma się dość. Znajomości z Michelle Young nie zaliczam do najlepszych. No okej, w łóżku to może i jest dobra, ale nic poza tym. Pusta jak moja butelka piwa.
  - Hej chłopaki,  jak wam idzie? - Nagle do salonu wpadła uśmiechnięta Julie.
  - Beznadziejnie - odpowiedziałem.
  - Zagrajcie co tam macie. - usiadła na oparciu fotela. Chłopaki zaczęli grać wstęp a ja wyciągnąłem z kieszeni kartkę z zapiskami i po chwili do nich dołączyłem śpiewając:


Your daddy works in porno
Now that mommy's not around
She used to love her heroin
But now she's underground



  - Zajebiste, naprawdę, ale nie sądzisz Axl, że laska może się wpienić? Może coś pozmieniaj?
  - W żadnym wypadku. Chce szczery tekst to będzie go miała. Nic nie będę zmieniać.
  - Dobra, już nic nie mówię. - Podniosła ręce w geście poddania i wyszła z salonu.
 - Na dziś koniec. Nie mam weny do pisania. Dokończymy jutro - powiedziałem i chwytając za dżinsową kurtkę wyszedłem z Hell House. Za kierunek obrałem sobie dom, w którym mieszkali chłopcy z Metalliki. Chciałem w końcu skombinować te bilety na Aerosmith, a wiedziałem, że oni mogą mi je załatwić.
Nie miałem nigdy w zwyczaju pukać do drzwi, dlatego od razu nacisnąłem na klamkę i wszedłem do ich chaty.
  - Co cię Rudzielcu do nas sprowadza? - zapytał James, który jako pierwszy mnie dostrzegł.
  - Załatwcie mi dwa bilety na Aerosmith?
  - Dobrze trafiłeś. - Z salonu wyłonił się Kirk. - Akurat dostaliśmy ich kilka i mamy co nieco w zapasie.
  - Bezinteresowność? - spytałem podejrzliwie kiedy chłopak mi je podawał.
  - Powiedzmy. Zrewanżujesz się jak nas zaprosicie na imprezkę.
  - No to przyjdźcie w sobotę. Coś się może zorganizuje.
  - Lepiej powiedz po co ci dwa bileciki? Chcesz wyrwać jakąś dupcię? - zaśmiał się Hetfield.
  - Coś w tym rodzaju. 
  - Czyżby Rose się zakochał? - Ciągnął z rozbawieniem James.
  - Nie twój interes - odburknąłem i wyszedłem trzaskając drzwiami. 







Julia:




      Szykowałyśmy się z Camille do pracy, miałyśmy chyba jeszcze z godzinę czasu. W sumie plusem strojów kelnerek było to, że nie musiałyśmy przebierać w naszych ciuchach i zastanawiać się co na siebie założyć. Pozostawał nam jedynie makijaż, który jak to szefowa określiła - miał zwracać na siebie uwagę. Gdy byłyśmy gotowe założyłyśmy buty i ruszyłyśmy w stronę drzwi. Otworzyły nam się przed nosem i zobaczyłyśmy w nich Axla.
  - Julie, załatwiłem nam bilety! To co, jutro idziemy? - spytał dumny z siebie.
 - Zajebiście! - Chwyciłam za jeden bilet i przytuliłam się krótko do Axla, co i tak wydało mi się w pewnym stopniu niekomfortowe i dziwne. Ale byłam mu wdzięczna za te bilety, temu nie zaprzeczę. - No tak, tylko muszę teraz załatwić kogoś na zmianę w pracy. - Westchnęłam i oddałam mu bilet do ręki. Ominąwszy go wyszłam z domu i zaczęłam iść w stronę Troubadour. Chwilę później przypomniałam sobie jeszcze o istnieniu przyjaciółki, która dołączyła do mnie po paru sekundach.
  - Nie mówiłaś, że wybieracie się na koncert - powiedziała z nutką podekscytowania w głosie.
  - Bo nie wierzyłam w ogóle, że załatwi te bilety.
  - A jednak... - Pokiwała wymownie brwiami, co rzecz jasna zignorowałam obojętną miną.







Duff:




      Ostatnimi czasy miałem naprawdę bardzo fajne sny a główną rolę odgrywały w nich cycki. Niestety, dzisiaj się długo nimi nie nacieszyłem, bo mój brat miał dar do budzenia mnie w irytujący sposób.
  - No cześć braciszku! - krzyknął mi do ucha przez co spadłem z łóżka.
  - Kurwa... John.
  - Też tęskniłem. - Zaśmiał się szyderczo. - No Michael, opowiadaj co tam u ciebie słychać.
  - Po pierwsze to nie Michael, tylko Duff. A po drugie...
  - Duff? Kto ci dał takie pedalskie imię, hm? Masz chłopaka? - Przerwał mi.
  - Sam sobie takie nadałem i wcale nie jest pedalskie! Sam jesteś pedał.
  - Dobra, nie spinaj się tak.
  - Po drugie to nie przyjechałem tu żeby opowiadać o swoim życiu tylko po to, żeby ratować ci dupę - odburknąłem. 
  - No przestań. Najpierw to pójdziemy na piwo i wszystko mi opowiesz. Jak chcesz to dam ci się przejechać moim Harleyem.
  - Masz... Masz go jeszcze? - Oczy aż same mi się zaświeciły.
  - No pewnie. Silnik trochę szwankuje, ale da się jeździć. To co, ubieraj się i spadamy!







Izzy:


      Poszedłem za radą Julie i postanowiłem, że będę wpadać do klubu częściej. Może w końcu ta kelnerka zwróci na mnie uwagę? W końcu uroczy ze mnie facet, a co! Usiadłem przy stoliku znajdującym się najbliżej lady i czekałem, aż wreszcie do mnie podejdzie.
  - O, Izzy, sam jesteś? - zagadnęła Camille. Pokazałem jej palcem żeby się przybliżyła i wyszeptałem:
  - Słuchaj... Bo ja bym chciał, żeby mnie ta Berry obsłużyła, okej? Wiesz, że cię uwielbiam, ale jakoś muszę zwrócić jej uwagę.
  - Dobra, nic więcej nie mów. - Zaśmiała się. - Zaraz ci ją załatwię.
Po chwili przyszła do mnie owa brunetka. Jak zwykle wyglądała cudownie. 
  - Znowu ty. - Uśmiechnęła się.
  - Znowu ja. Danielsa proszę - wydukałem nieco zestresowany. 
 - Okej, zaraz wracam. - Nie wiem czemu, ale moje dłonie zaczęły się trząść. Zastanawiałem się nerwowo co mógłbym powiedzieć. Ech Izzy, za rzadko miewasz relacje z normalnymi dziewczynami.
  - Można wiedzieć jak na imię najpiękniejszej kelnerce na świecie? - spytałem się gdy wróciła. W pierwszej chwili nic nie odpowiedziała tylko spojrzała się na mnie zdziwiona, po czym wybuchła słodkim śmiechem.
  - Berry Stewart. A jak ma na imię najmilszy klient na świecie?
  - Izzy Stradlin.
  - Miło poznać.
  - Wybacz, że tak wczoraj wyskoczyłem z tym numerem telefonu.
  - Spokojnie, nie ty pierwszy, nie ostatni. - No ale  jak to nie pierwszy? I nie ostatni? Spochmurniałem. - A teraz wybacz, ale muszę wracać do pracy.
Holy shit, jestem w tym beznadziejny. 







Michelle:




     Dzisiaj w klubie pojawiły się te dwie szmaty Ja jak to ja, starałam się być dla nich jak najbardziej "uprzejma". W końcu nie chcę żeby się zniechęciły do tej pracy, no nie?
  - Michelle, klientów przybywa, latamy jak te głupie, a ty się obijasz - marudziła ta cała Camille, kiedy ja malowałam sobie paznokcie na zapleczu.
  - Spokojnie kochana. Jestem kobietą i chyba muszę o siebie zadbać, nieprawdaż? Tobie też by się przydało. Saul lubi zadbane laski. - Zmierzyłam ją kpiącym wzrokiem.
  - No chyba kurwa śnię! - Obruszyła się.
  - No co? Prawdę mówię. Jak tak dalej pójdzie to twój facet znowu pójdzie do łóżka z inną. - Och, jak ja uwielbiam irytować ludzi!
  - Co powiedziałaś?! - wydarła się i rzuciła się na mnie zrzucając tym samym mój lakier ze stołu.
  - Kurwa, patrz co zrobiłaś! - krzyknęłam, a ta zaczęła targać mnie za włosy. No nienormalna jakaś!
  - Ej dziewczyny, co jest?! - Nagle podbiegła do nas ta jej blond przyjaciółeczka i odciągnęła ode mnie Camille.
  - Ona mi sugeruje, że Slash znów mnie zdradzi! - Skarżyła się jak dziecko mamie. Żałosne.
  - Słuchaj, Michelle. Masz się trzymać od nas z daleka. Ode mnie, od Camille i od chłopaków - syknęła Julie.
  - Spierdalajcie - warknęłam i ze zwycięskim uśmieszkiem przeszłam koło nich udając się w kierunku lady. W sumie to mogę trochę popracować. 








Duff:


      Teoretycznie dzisiejszy dzień był całkiem udany. Miło było powspominać z bratem stare czasy jak i porozmawiać o naszych planach na życie. Do tego przejażdżka Harleyem Johna! Znów czułem się jak gówniarz. Później jeszcze siedzieliśmy długo w moim pokoju i słuchaliśmy The Ramones. Dopiero wieczorem zdałem sobie sprawę po co tu tak na prawdę przyjechałem.
  - No John... Teraz ty gadaj. Co z tymi dilerami?
  - No kurwa, nie wiem. Jestem w czarnej dupie.
  - Ile masz im zapłacić?
  - Trzy tysiące dolarów, ale oni pierdolą jeszcze o jakichś odsetkach - stęknął łapiąc się za głowę.
  - To co ty za narkotyki brałeś?
 - No wiesz... Heroina, krucha blondynka. Dostałem ostatnio kopa w dupę i potrzebowałem tego i owego.
  - Trzeba było sobie wódkę kupić. Taniej by wyszło - prychnąłem.
  - No nie mów, że ty nic nie bierzesz?
  - Biorę, ale mam raczej zaprzyjaźnionych dilerów z ulicy albo kolegę z zespołu, a nie jakichś łysych karków - odburknąłem.
  - Ja gówna nie biorę - powiedział poważnym tonem jeszcze bardziej mnie wkurzając.
  - Podzwoń po kolegach, pożycz kasę, potem pooddajesz. Ja nie mam nic, więc na mój portfel nie licz. Ledwie na benzynę mi starczyło.
  - Myślisz, że uzbieram ponad trzy tysiące dolców? Taaak, na pewno - rzucił z ironią.
  - Zapłacisz im tyle ile jesteś winien. 
  - To mnie zastrzelą!
  - A pierdolisz, jakoś to załatwimy. Eh... kasa, skąd kasa... Dobra, podzwoń po znajomych, potem pomyślimy. - Mój brat westchnął tylko ciężko i poszedł do telefonu. Po godzinie wrócił do mojego pokoju.
  - Tysiąc dolców. Tyle się pożyczy.
  - Przynajmniej. 
  - Ale co z dwoma pozostałymi? - Nagle wpadłem na pomysł. Podbiegłem do telefonu i połączyłem się z naszą willą.
  - Rezydencja ćpunów i alkoholików, słucham? - Usłyszałem w słuchawce głos Stevena.
  - Hej, tu Duff. Masz może gdzieś pod ręką Izziego?
  - A, to ty. No jest, jest. Zaraz ci go dam.
  - Halo, Izzy? Słuchaj przyjacielu...
  - Czego?
  - Mam kłopoty i to poważne, no wiesz z tymi dilerami.. Nie załatwiłbyś mi na szybko jakichś dragów?
  - I co jeszcze, może pocztą wysłać? - zadrwił. Kurwa, fakt.
  - No nie wiem. Może byś jakoś przyjechał? - Co ja chrzanię. - Naprawdę mam kłopoty. Nie mamy skąd wziąć kasy, a może by poszli na jakąś ugodę jakbym im dał jakiś towar, ewentualnie komuś go sprzedał. - Nastała chwila ciszy, słyszałem jedynie jakieś pomruki.
  - Zrobimy inaczej... Podeślę ci pieniądze, ja sam coś sprzedam. Dobra?
  - Kurwa, dzięki Stradlin, jesteś wielki. To kiedy można spodziewać się tej kasy?
  - A ile ma jej być?
  - Z dwa tysiące dolców.
  - W tydzień może bym je załatwił. Pasuje?
  - Może być. Dzięki, stary.









Następnego dnia...










Julia:


      Dziś dzień koncertu. Berry zgodziła się ze mną zamienić dlatego muszę iść zaraz do pracy na jej zmianę. Ona natomiast będzie pracować wieczorem, podczas gdy ja będę rozpływać się w głosie Stevena Tylera. Jedyny minus dzisiejszego dnia to fakt, że akurat natrafię w pracy na Michelle. Nienawidzę tej dziewczyny. Przez nią Camille chodzi od wczoraj przygnębiona. Chyba odbędę dziś z blondyną pogadankę, niezbyt przyjemną rzecz jasna. 
     Wyszykowałam się w miarę szybko i wyszłam z Hell House. Kierunek - Troubadour. Kiedy tam przyszłam Michelle była już w pracy. Bosko. 
  - A co ty dziś taka uśmiechnięta? - spytała mnie jakąś godzinę później.
  - Idę na koncert Aerosmith - odpowiedziałam nie kryjąc dumy.
  - Z kim?
  - Z Axlem. 
 - To chyba dlatego jesteś taka zadowolona, hm? Zapomnij o nim. Woli łatwe dziewczyny, a za tobą musiałby ganiać. Mówił mi, to wiem  - powiedziała i zaśmiała się ironicznie.  
  - Co ci jeszcze mówił? - spytałam zaciekawiona.
  - A głównie to, że go wkurwiasz. Stara się, a ty i tak masz go w dupie. Co, grasz taką niedostępną?  
 - Nie twój interes - mruknęłam i poszłam obsłużyć nowych klientów. Teraz to już w ogóle nie mogłam się na niczym skupić. To Axl się o mnie starał? Może tego nie zauważałam, bo przecież postanowiłam być dla niego chamska. Ale skoro on woli łatwe dziewczyny to nie ma o czym gadać. Nie należę do tych, co wskakują facetom do łóżka po jednym czułym geście. 







Kamila:


     Cały dzień przesiedziałam na kanapie. Nadal byłam zdenerwowana tym co opowiadała wczoraj Young. Na prawdę tak źle wyglądam? I czy ona przypadkiem nie zasugerowała, że nie zamierza sobie Slasha odpuścić? 'Jak tak dalej pójdzie to twój facet znowu cię zdradzi.' Ugh, z tego wszystkiego musiałam pójść do kuchni po butelkę Danielsa. Chłopaki łazili dziś po barach, więc siedziałam tu sama. Po opróżnieniu połowy butelki, odpłynęłam na kanapie.
  - Camille, wstawaj. - Obudził mnie Slash. Klęczał przede mną i odgarniając włosy z mojej twarzy patrzył się na mnie z uśmiechem.
  - Przysnęło mi się trochę. - Ziewnęłam.
  - Za dwie godziny idziesz do pracy. - Przypomniał mi. Westchnęłam tylko i siadając na kanapie wbiłam wzrok w bliżej nieokreślony punkt. - Od wczoraj jesteś jakaś smutna. Wszystko w porządku?
  - Mhm...
  - Nie kłam. - Usiadł koło mnie i spojrzał mi prosto w oczy.
  - Michelle trochę mi wczoraj nagadała i tak jakoś...
  - Co ci ta suka powiedziała? - Zdenerwował się. 
  - Że pewnie znowu mnie zdradzisz.
 - Pierdoli od rzeczy. Nie słuchaj jej - mruknął i pocałował mnie czule. Chyba zapowiadało się na coś więcej, bo poczułam jego ciepłą dłoń na swoich plecach. Niestety w salonie od razu zjawili się chłopcy.
  - Ups, przeszkadzamy? - Zarechotał Izzy.
  - Noo... - burknął Saul.
  - Wybaczcie, ale zaraz zacznie się mecz, więc suwać dupska - nakazał siadając między nami na kanapie. Axl przyniósł każdemu po piwie i wzięliśmy się za oglądanie. W pewnym momencie usłyszeliśmy trzask drzwi i do pomieszczenia wbiegł zadowolony Popcorn. Stanął przed nami zasłaniając ekran i krzyknął:
  - Mam pracę!
  - Jaką niby? - spytałam wytrzeszczając oczy. Stawiałam na sprzedawcę w wypożyczalni filmów, specjalistę od pornolów dokładniej mówiąc.
  - Będę rozwoził pizze.
  - Praca godna ciebie - zadrwił Slash.
  - A co ty myślisz?! Mam służbowy motocykl, do tego codziennie mogę za darmoszkę wziąć sobie pizze, już nie wspominając o wszelkich promocjach. Poza tym kto wie... Może natrafię na jakieś ładne klientki? - Tu gestem dłoni pokazał przed sobą duże cycki. 
  - Super, jesteśmy z ciebie dumni, a teraz przesuń się łaskawie i daj nam oglądać - skarcił go Izzy.
  - Dobra, dobra...            






Axl:


      Gdzie ona kurwa jest?! Chodziłem po mieszkaniu i zdenerwowany patrzyłem non stop na zegarek. Do koncertu mieliśmy tylko godzinę. Nagle wpadła do mieszkania.
  - Axl, przepraszam, że tak późno, ale musiałam jeszcze posprzątać, bo Michelle wyrwała się z pracy nieco wcześniej - warknęła.
  - Dobra, to szykuj się szybko, bo się spóźnimy. - Dziewczyna od razu pobiegła do łazienki. Po piętnastu minutach stała znów koło mnie. Wyglądała... Zajebiście. Miała lekko natapirowane włosy, mocny makijaż, w tym czerwoną szminkę, która mi się u dziewczyn bardzo, ale to bardzo podoba. Na sobie miała obcisłą sukienkę przed kolano, ramoneskę i skórzane buty na obcasie. Zmierzyłem ją jeszcze raz wzrokiem i obdarzyłem delikatnym uśmiechem. 


   - Idziemy? - Uniosła jedną brew do góry.
Złapałem ją za rękę, po czym szybko wyszliśmy z domu. Koncert odbywał się na powietrzu i gdy dotarliśmy na miejsce okolica zawalona była ludźmi. Włączając w ruch nasze łokcie udało nam się przecisnąć bliżej sceny. Po dwudziestu minutach wyczekiwania na scenę wbiegł Steven Tyler. Od razu rozległy się krzyki. 
  - Witaj Los Angeles! - zawołał, po czym zespół od razu zaczął grać Mama Kin. Publiczność momentalnie rozniosła energia i zaczęły się przepychanki. 
  - A wiesz, ten kawałek akurat wolę w waszym wykonaniu - krzyknęła mi do ucha Julie i szturchnęła lekko w bok. Hm, całkiem niezły komplement.
  - Kiedyś z nim to zaśpiewam! - odpowiedziałem jej również krzykiem, bo ledwo co można było się usłyszeć.
  - Mam nadzieję!   
Później zagrali Make It, Movin' Out, Woman of The World, Pandora's Box, Toys in the Attic i jedną z moich ulubionych piosenek - Walk This Way. 
Kiedy dziewczyna była zajęta gapieniem się w Tylera wziąłem ją niespodziewanie na barana. 
  - Dzięki Rose - zawołała z góry. Puściłem do niej oczko i wzrokiem z powrotem wróciłem na scenę. 
Dalej grali Sweet Emotion, Home Tonight, Draw the Line i inne zajebiste kawałki.  
Wokalista cały czas utrzymywał z publicznością kontakt, co było świetne. Naprawdę marzyłem, żeby móc kiedyś z nim zagrać. 
  - Kochani, z wielką przykrością to mówię, ale musimy się powoli pożegnać. Na zakończenie... Dream on! 
Julie poprosiła, żebym odstawił ją na ziemię. Biorąc przykład z innych wyciągnęliśmy zapalniczki i unieśliśmy je do góry. Wszyscy zaczęli kołysać się w rytm muzyki czekając z upragnieniem na głos Stevena.




      Podczas refrenu odwróciłem głowę w kierunku dziewczyny. Serce zaczęło mi bić szybciej, jak po jakimś lepszym ziele, cholera wie czemu. Z charakterystycznym błyskiem w oku, patrzyła prosto na scenę i uśmiechała się pod nosem. Chwyciłem dłonią jej podbródek i skierowałem jej twarz na siebie, po czym musnąłem jej lekko wydęte teraz wargi. Julie wplotła ręce w moje włosy i oddawała każdy mój pocałunek. Szczerze? Ta chwila mogłaby trwać wieki. Nim się spostrzegliśmy było już po koncercie. Pożegnaliśmy Aerosmith głośnymi brawami i chwyciwszy Julie za rękę zacząłem kierować się w stronę wyjścia. 
  - Może pójdziemy do Roxy? Nie chce mi się jeszcze wracać do domu - zaproponowała blondynka. Mi ten pomysł oczywiście przypadł do gustu, więc już po dwudziestu minutach siedzieliśmy przy stoliku i popijaliśmy wódkę z colą. 
  - Jak ci się podobało? - spytałem.
 - Było genialnie. Tyler wymiatał! Świetny wstęp i... cudowne zakończenie. - Ostatnie słowa powiedziała nieco ciszej spuszczając głowę w dół. Chyba się zawstydziła.
  - Tak, zakończenie najlepsze. - Uśmiechnąłem się cwaniacko.
Zamawialiśmy coraz to nowsze drinki dopóki nie zabrakło nam forsy. Chyba było już po trzeciej. Ja jak to facet miałem w głowie już pewien plan. Wstałem z Julie od stołu i zaciągnąłem ją do łazienki z wiadomych przyczyn. Kiedy otwierałem drzwi do jednej z kabin dziewczyna odsunęła się gwałtownie. 
- Czyli o to ci chodziło - parsknęła. - Wiesz co... Jeb się. - Spojrzała na mnie z wyrzutem i szybkim krokiem odeszła, zostawiając mnie wprawionego w niemałe zakłopotanie. 
Kurwa, Rose, źle to rozegrałeś, źle. Wybiegłem za dziewczyną z klubu.
  - Zaczekaj... Julie, przepraszam cię. - Starałem się jakoś załagodzić sprawę. 
  - Nie jestem dziwką, rozumiesz? Idź się pożal Michelle, może ona ci dogodzi.
  - O czym ty mówisz? 
  - Powiedziała mi, że gadałeś z nią o mnie. Jaka szkoda, że nie jestem łatwa. Chciałeś sobie coś udowodnić zaciągając mnie do kibla? Otóż panie Rose. - Tu wycelowała palcem w moją klatkę. - Jak widzisz nie każda dziewczyna jest przedmiotem i nie każdą możesz sobie wyruchać. Musiałabym być na prawdę zajebiście pijana, żeby się z tobą przespać - warknęła i zaczęła iść dalej.
  - Co nie zmienia faktu, że się we mnie zakochałaś - Zaśmiałem się wkładając dłonie w kieszenie i drepcząc za nią.
  - Chyba kpisz!
  - Zakochałaś się - irytowałem ją dalej.
  - A nawet jeśli to co? To nie znaczy, że możesz się mną zabawić - wybełkotała pociągając na koniec nosem. Była już nieco spita, więc może dlatego zaczęła brać tak wszystko do siebie. 
  - Nie chcę się tobą zabawić. Zależy mi na tobie. - Aż sam siebie zaskoczyłem.
 - Serio? - spytała marszcząc przy tym śmiesznie brwi. Przytaknąłem krótko głową. Blondynka uniosła lekko kąciki ust do góry i ruszyła dalej, a ja za nią. Całą drogę nuciliśmy Mama Kin. Po wejściu do Hell House ona poszła od razu do sypialni, a ja rozłożyłem się na materacu. Dziś już nie miałem na co liczyć. 

 


24 komentarze:

  1. BOSKIE BOSKIE BOSKIE BOSKIE *.* ahh dream on ♥ Nic dodać nic ująć świetnie Ci ten rozdział wyszedł. ;) A co do tego że śnią Ci się Gunsi to norma też tak mam xdd

    OdpowiedzUsuń
  2. No zajebiście, po Axlu bym sie tego nie spodziewała całkiem nieźle to dopracowałaś. ;) Izzy sie zakochaaał to takie urocze*.* Adler dostał prace, poprostu padłam na tym momencie xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham Cię za to, że nie robisz z Axl'a romantyka niczym Romeo, opisujesz jego uczucia co do Julii, ale nie zmieniasz jego charakteru, dziękuję Ci za to :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak w końcu jej to powiedział ! :)) Cieszę się XD
    Adler ma pracę, Izzy nie może zapomnieć o uśmiechu pewnej uroczej kelnerki a pan Duff próbuje rozwiązać problemy jego brata.
    Trochę się podziało :)
    Zobaczymy co będzie dalej, czekam na następny :)
    ps: tak, to normalne, też mi się śnią cały czas

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten rozdział był super! :) Na prawdę, podoba mi się twoje postanowienie - dłuższy rozdział=więcej przyjemności dla czytelnika. ;) Nie mogę się doczekać następnego, pozdrowienia. :D :]

    OdpowiedzUsuń
  6. zakochany Izzy- Świetnie!
    Adler w pracy- ohohohoh, nie spodziewałam się tego po nim, jestem wręcz z niego dumna xD
    i Axl....- OMG! Jestem ciekawa dalszych losów rudzielca i Julki. No i będą mieli więcej czasu, TYDZIEŃ :P Jejku jestem strasznie ciekawa kogo wybierze Jullie, u mnie dezycja by padła bez większego zastanowiania ;))) Świetne i nie mogę się doczekać kolejnego! ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. nowy ;) http://rocknrollstoryblog.blogspot.com/2013/08/the-spaghetti-incident.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i znowu nowy http://rocknrollstoryblog.blogspot.com/2013/08/civil-war.html

      Usuń
  8. ah i znowu napierdalam komentarz na fonie xD
    KOCHANA, ZAJEBIOZA ! *___*
    Izzy, taki uroczy :D
    Steven niedoceniony biedaczek xD
    McKagan z pedalskim imieniem hahaha ;) Ale za to pomoże bratu ;]
    Hudson taki słodki *__*
    Axl też ! ^^
    A Michelle to suka ! -,-
    czekam na kolejny równie tak świetny jak ten :*

    OdpowiedzUsuń
  9. rozdział zajebisty , tak bardzo na niego czekałam i się nie rozczarowałam , pisz dalej , i daj znac , już nie mogę się doczekać , pozdrawiam . Ps;. piszesz zajebiście :)

    OdpowiedzUsuń
  10. http://rocknrollstoryblog.blogspot.com/2013/08/sex-drugs-n-rock-n-roll.html nowy ;) Informować dalej?

    OdpowiedzUsuń
  11. U mnie nowy.
    http://mygnrstory.blogspot.com/

    + Twój rozdział oczywiście jak zwykle zajebisty!!

    OdpowiedzUsuń
  12. KONCERT AEROSMITH. JA TEŻ CHCĘ. o mało się nie popłakałam!
    Julie i Axl to no po prostu geniusz jest! Szczerze to nie potrafię ich sobie wyobrazić jako parę. I biedny Duffy, ale dobrze jest jak jest.
    Nie mogę doczekać się odpałów Adlera w pracy...
    No i Berry. Czyżby kolejna dama w rezydencji Gunsów?
    Z każdym nowym rozdziałem bardziej mnie to wszystko intryguje. Nie mogę uwierzyć że już siedemnasty rozdział! Na serio cię podziwiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  13. uwielbiam czytać Twojego bloga. nie spotkałam drugiego tak genialnego <3 powodzonka w dalszym pisaniu :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Nowy :3
    http://appetiteforgunsnroses1985.blogspot.com/2013/08/nothing-lasts-forever-rozdzia-30.html

    OdpowiedzUsuń
  15. Rozdział świetny, wszystko było genialne. Wgl. bosko piszesz! I przepraszam, że kilku rozdziałów nie komentowałam, ale czytałam na telefonie, a tam blogger jest jakiś dziwny i no... sama rozumiesz :D Mam nadzieję :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Drobna uwaga - pisze się patrzyłem, spoglądałem, w tym przypadku na zegarek, a nie patrzałem. No i od wydętych ust lepiej brzmią pełne usta ;)
    Poza tym wszystko jest okej. Podoba mi się wątek zakochanego Izzy'ego i wyjazd Duffa. A taka miła odmiana :3
    ~Draconis

    OdpowiedzUsuń
  17. Drobna uwaga - pisze się patrzyłem, spoglądałem, w tym przypadku na zegarek, a nie patrzałem. No i od wydętych ust lepiej brzmią pełne usta ;)
    Poza tym wszystko jest okej. Podoba mi się wątek zakochanego Izzy'ego i wyjazd Duffa. A taka miła odmiana :3
    ~Draconis

    OdpowiedzUsuń
  18. Znowu ja. Nic nie piszę, no bo ciągle czytam i nie mam jak pisac Ci ciągle ZAJEBIŚCIE albo WIĘCEJ! albo IZZY! albo KURWA, CO JEST?! Nie. Nie! Wgl czemu Doro została taką suką? :c DORO NO! I love yaaa!

    OdpowiedzUsuń
  19. Halooooo, mam pytanko, co to za znaki wykrzyknika w trójkącie!? Bo mi się odtworzyć nie da!! A po za tym rozdział zajebisty, tak wg kocham Aerosmith

    OdpowiedzUsuń
  20. Aaaa! Aż nie jestem w stanie wymienić wszsytkich zajebistości tego rozdziału, bo podobało mi się tu dosłownie WSZYSTKO! :D niemalże każde słowo było przecudowne! <3
    Ale zacznijmy od początku:

    Pisanie tekstu do "My Michelle" - BOMBA! W ogóle kocham tą piosenkę! Czuć w niej ten brud i pazur! :D

    Izzy i Berry! Ahhh, słodziaki totalne <3 obczaiłam po raz kolejnym zakładkę "bohaterowie" i ona serio jest prześliczna! No cudne zdjęcia wybrałaś! <3

    Steven w pracy?! Ja nie wierzę! Serio? Haha oj, coś czuję, że Popcornik coś odwali XD ale żeby nie było, dumna z niego jestem XD No i jeszcze pizza za free XD praca jak marzenie!

    Koncert! Cudo! Boże, Steven i ekipa są taaaacccyyy cudni! <3<3<3 No, a Dream On zawsze równa się ciary na maksa! :D wspaniały zespół!

    Aż dziwię się, że chłopcy z Mety tacy prawie bezinteresowni byli, hmmm. No ciekawe, czy serio takie dobre serducha mają czy jednak chcą czegoś więcej niż zaproszenie na imprezę?

    Oj, ale na koniec to się Axl nie popisał! No kto jak kto, ale Julcia to pożądna dziewucha jest i w kiblu ruchać się nie będzie.

    Tylko niech się ona i Kami nie przejmują tym co panna Young gada! Niech sobie gada! Ale Slash chyba serio kocha Kami, a Axl może i łatwe lubi, ale Julkę to on coś więcej niż lubi XD ale przeczuwam tu jeszcze nie jedną intrygę tej suczyndy XD (choć i tak ją lubię XDDD)

    Na koniec: Duffy! <3 fajne to jego spotkanie z bratem, szkoda tylko, że w takich okolicznościach. No ale coś czuję, że bracia McKagan poradzą sobie że wszystkim :D

    Jak już mówiłam, rozdział świetny! :D

    Pozdrawiam baaardzzzo cieplutko i lecę do kolejnych ;*
    Lady Stardust <3

    OdpowiedzUsuń
  21. "Holy shit, jestem ciotą" XDDD prawie bym zapomniała XDD rozwalił mnie ten tekst XDDD złoto XDD

    OdpowiedzUsuń