niedziela, 11 stycznia 2015

Wake up... time to die! [9]







~Z perspektywy Julie~



  - Hej, Rose! Ekipa przyjechała! - Zawołałam głośno w międzyczasie machając McKaganowi z dwunastego piętra. Wreszcie mogłam patrzeć na tego ciołka z góry. Pół minuty, minuta, dwie... Chyba oboje z blondynem stwierdziliśmy, że najwyższy czas przestać robić z siebie idiotów, toteż wychodząc z balkonu, tanecznym krokiem pognałam ku łazience.
  - Puk, puk... - zaczęłam przesłodzonym głosem.
  - Kto tam?
 - Terminator, kurwa! Wyjdziesz wreszcie czy mam wyważyć drzwi?! - Krzyknęłam uderzając w nie mocno pięściami. - Czekają już na nas!
 - To niech sobie czekają. - Oczami wyobraźni zobaczyłam wredny uśmieszek malujący się na twarzy pewnej rudej primadonny, więc podirytowana zaczęłam szarpać za klamkę. 
W końcu drzwi gwałtownie się otworzyły i wpadłszy do środka mogłam rozpocząć mój opierdol. Chociaż w sumie to... Zmierzyłam chłopaka wzrokiem. Owinięty ręcznikiem wokół pasa, z odsłoniętą klatą i mokrymi jeszcze włosami prezentował się... Całkiem nieźle...
  - Dłuuugo? - Mruknęłam opierając się o ścianę. Rudy zamiast mi odpowiedzieć wolał tańczyć przed lustrem. Okej, dlaczego nie.
  - Feel my, my, my... My serpentine! - Zawył sunąc swoją dłonią wzdłuż krocza, po czym zakręcił zmysłowo tyłkiem. Ej, bo zaczynam się czuć w tym domu jak facet.
  - Axl, błagam... - jęknęłam manifestując swoje zniecierpliwienie. 
 - Ćwiczę, nie widzisz? - Prychnął widocznie zgorszony moją jakże nieprofesjonalną postawą. On ćwiczy! Jak śmiem mu przeszkadzać? Nieważne, że tamci na nas czekają. Nasza gwiazda ćwiczy!
Zachowaj spokój. Przyjmij odpowiednią taktykę. No Julie, przecież potrafisz... Trzy głębokie oddechy i jedziemy.
  - Skarbie, robisz to naprawdę świetnie. Gwarantuję ci, że każda będzie miała na twój widok mokro - wymamrotałam z delikatnym uśmieszkiem i przejechałam opuszkami palców po jego policzku. Axl jeszcze przez chwilę zerkał uważnie w swoje lustrzane odbicie, aż wkrótce z zadowoloną miną postanowił opuścić łazienkę i pójść się przebrać. 
Ma się to odpowiednie podejście.
     Dwadzieścia minut później (a mówią, że to dziewczyny długo się szykują) wychodziliśmy już z naszego mieszkania i kierowaliśmy się do windy mijając się na korytarzu z uroczą sześćdziesięcioletnią sąsiadką. Tak, tak, byliśmy jej ulubieńcami, na nasz widok składała ręce jak do modlitwy i wzdychając mówiła nam jaka to z nas piękna, cudowna parka. Och, i miała takiego słodziutkiego pieska. Nigdy na nas nie warczał, nigdy nie doprowadzał do szału...
  - Bezwstydnicy... Żeby tak dupą świecić. - Pokręciła głową i zgromiła mnie karcącym spojrzeniem. W odpowiedzi obciągnęłam jedynie swoje spodenki nieco w dół i uśmiechnęłam się do niej ironicznie. Kurwa, moja dupa, moja sprawa, nie?
Co do Axla, ten zdążył już "niechcący" kopnąć czubem swojego kowbojka jej cziłałę, która była równie pojebana jak jej właścicielka. Mówiłam już, że się uwielbialiśmy?
  - Oboje siebie warci, wulgarne szmaty - rzuciła, a mnie wręcz zatkało. I że to niby młodzież była bezczelna? 
  - Ale to nie my jebiemy stęchlizną - odparł na luzie Rose i chwytając mnie za rękę pociągnął do windy. Kobieta oczywiście coś tam jeszcze pierdoliła pod tym swoim garbatym nosem, ale przestało nas to kompletnie interesować. 
Czasem zastanawiałam się czy my też w tym wieku będziemy takimi cholernymi zrzędami zatruwającymi młodym życie. Miałam oczywiście nadzieję, że nie. Wychodziłam z założenia, że czasy frastycznie się zmieniały, a wraz z nimi podejście ludzi do wielu spraw. Gdybym urodziła się sześćdziesiąt lat temu, zapewne za młodu chodziłabym tylko w sukienkach za kolana, a spodenki, które w obecnej chwili mam na sobie byłyby niedopuszczalne. Albo robiłyby za majtki. 
W każdym razie nie potrafiliśmy być dla niej wyrozumiali. Tym bardziej, że była nawet w stanie nasłać na nas policję. Powód? Za głośne słuchanie muzyki. Zaśmiałam się w myślach. Jej piesek urządzający w środku nocy koncerty wcale innym nie przeszkadzał, wcale.       
  - Właśnie, kogo ty tam jedziesz podrywać? - Zagadnął Axl kiedy znaleźliśmy się już w windzie i wciskając odpowiedni przycisk złapał mnie za tyłek.
  - Ochroniarzy, rzecz jasna.
  - To wysoko mierzysz. Goście są raczej mało przystępni.
 - Ta? - Udałam zmartwioną. - To może zaproponujesz mi kogoś innego?
  - Słyszałem, że wokalista to niezły przystojniak.
  - A ja słyszałam, że to zadufany w sobie gnojek - odparłam.
 - Nie to nie. Pewnie i tak będzie miał dzisiaj dziewczyn na pęczki. - Westchnął teatralnie, za co od razu oberwał po tej swojej rudej łepetynie.
  - Tylko spróbuj! - Zagroziłam mu palcem, a ten parsknąwszy śmiechem przyciągnął mnie zaraz do siebie i wsunął swój język do mojej buzi. Zamruczałam cicho i ciągnąc go za kołnierz ramoneski oparłam się o jedną ze ścian. 
W takich momentach przestawaliśmy przejmować się tym, gdzie się znajdujemy. Fakt, że ktoś mógł tu zaraz wejść też był nam dziwnie obojętny i bez skrępowania odprawialiśmy ceremonię wymiany śliny.
  - Jesteście obrzydliwi.
 - Cześć Duff - wymamrotałam oderwawszy się powoli od ust Axla i odwracając się do przyjaciela posłałam mu szeroki uśmiech. 
  - Ile można kurwa czekać?!
  - Jego pytaj, ja byłam gotowa od godziny. - Uniosłam ręce do góry i wymijając McKagana ruszyłam do vana, którym mieliśmy pojechać na lotnisko. 
Ritz, nadchodzimy!   











~Z perspektywy Camille~


     Podróżowanie z Gunsami równało się zdecydowanie z zakłopotaniem, nerwami, a nawet poczuciem wstydu. Na lotnisku odchodziłyśmy z Julie parę metrów dalej, żeby nikt nie pomyślał, że mamy z tymi panami coś wspólnego. Gorzej było w samolocie, w którym to miejsca były już jednak z góry wyznaczone i byłyśmy skazane na spojrzenia pełne politowań, które rzucali w naszą stronę inni pasażerowie.
  - Zamieni się ktoś ze mną miejscem? - Zapytałam, tu zerkając znacząco na Izziego, który jako jedyny odizolowany był od naszej bandy. Siedział sobie cwaniak po drugiej stronie przy oknie i z pełnym skupieniem wymalowanym na twarzy zaczytywał się w jakiejś lekturze, którą dorzucali do każdego siedzenia. A raczej udawał skupionego. Obok niego siedziała bowiem jakaś cycata panienka zaczytana, no nie uwierzycie, w tą samą książkę. - No dobra, nie wszyscy naraz! - Prychnęłam i osuwając się po swoim siedzeniu odwróciłam głowę w bok. Steven obdarzył mnie szerokim uśmiechem, po czym wypluwając ze swojej buzi gumę do żucia podniósł się do góry. Zamrugałam parę razy powiekami i zaczęłam obserwować jego dalsze poczynania. Jak się okazało, jego genialny pomysł polegał na wklejeniu owej gumy we włosy jakiejś kobiety, którą nie trudno było w sumie pomylić z pudlem. Kiedy jego misja się powiodła opadł z powrotem na swój fotel i zaśmiał się głośno. Nie skomentowałam. 
  - Danielsa proszę. Albo chwila. Wezmę od razu dwa. - Złożył zamówienie Saul i posłał delikatny uśmieszek ładnej (kurwa) stewardessie. Ale przynajmniej miło, że o mnie pomyślał.
  - O taaak, muszę się napić. - Westchnęłam i położyłam głowę na jego ramieniu.
  - To ty też chcesz? E, przepraszam! Jednak trzy będą!
Jasne. 
       




Kilka godzin później, wieczór...






  - Ja pierdolę, jak tu duszno.
  - Kto ma moje fajki?!
  - Za ile wychodzimy? Zdążę się wysrać? - Wszyscy zerknęli na Adlera z obrzydzeniem. Jego bezpośredniość bywała, nie umiem nawet znaleźć słowa, powalająca?
  - Panowie, wchodzicie za pięć minut. - Odezwał się nerwowo jakiś facet. Ba, wyglądał na bardziej zdenerwowanego niż my. To znaczy niż Gunsi. Choć osobiście przeżywałam ten występ równie mocno jak oni.
  - Kurwa, stresuję się - wymamrotał Hudson, który od paru minut krążył tylko w kółko. Podeszłam więc do niego i położyłam swoje dłonie na jego ramionach. 
  - Przecież jesteś pijany. Na luzie! - Uśmiechnęłam się do niego i cmoknęłam go krótko w jego wykurwiście pełne wargi. Możecie mówić co chcecie, ale mój facet ma niepodważalnie najfajniejsze usta na świecie. Takie miękkie i... uhmmm... Dobra, starczy.
  - Pod wpływem stresu promile chyba wyparowały - rzucił smętnie. No to musiałam ratować biedaka. Wyczaiłam moim sokolim wzrokiem buteleczkę Jacka, która ukrywała się gdzieś między wzmacniaczami i wręczyłam ją niczym puchar Hudsonowi.
Najpierw narzeka, że jej chłopak za dużo pije, a potem sama go rozpija. Zrozumiesz kobietę? No nie zrozumiesz. 
I tak, uważałam, że my kobiety jesteśmy cholernie skomplikowanym gatunkiem. 
  - Jesteś najlepszą laską jaką znam. - Wyszczerzył się do mnie, a ja zarzucając swoimi włosami do tyłu odpowiedziałam skromnym 'wiem'.
Naraz jednak każdy zaprzestał rozmów i spojrzał na Adlera, a raczej jego minę. 
Geez, co mu się dzieje?
  - Zdążę do tej łazienki czy zaprzeć się i trzymać? - Wystękał. 
 - Ja pierdolę, idź! - Krzyknęła Julie, po czym uderzyła się z otwartej dłoni w czoło. Zawtórowaliśmy jej, a Popcorn jak błyskawica poleciał do najbliższego kibla.
  - A wy, zostajecie tutaj czy idziecie pod scenę? - Zapytał po chwili Axl zerkając to na mnie, to na moją przyjaciółkę. Pytanie retoryczne. Koncert to koncert.
Kopnęłyśmy chłopaków w tyłki, uścisnęłyśmy ich i ruszyłyśmy w swoją stronę. Z pomocą ochroniarzy znalazłyśmy się pod samiutką sceną, z czego niektórzy raczej nie byli zadowoleni, ale za to my byłyśmy.
     Podniecenie rosło z każdą minutą, a w klubie robiło się coraz goręcej. W końcu światła zgasły, z głośników wydobył się krzyk 'Powitajcie najgorętszy zespół z Los Angeles - GUNS AND ROSES!' i wreszcie nastał upragniony moment. Przy pierwszych dźwiękach It's So Easy wpadli Gunsi, a tłum jak szalony zaczął ryczeć, krzyczeć, piszczeć i chuj wie co jeszcze. Ach, zapomniałam wspomnieć o pchaniu się do przodu, na czym ucierpiały moje żebra. Znając tekst na pamięć śpiewałam razem z Rudym i jego cholernie niskim głosem. Podejrzewałam, że każdy dostał nagłego kopniaka energii i dał się ponieść emocjom. No bo jakby inaczej?
Zerknęłam na Saula, który schowany pod swoim buszem włosów biegał po scenie i cóż, wymiatał 
  - Dziękujemy bardzo! - Rzucił skromnie Axl gdy wybrzmiały ostatnie dźwięki Easy. - Filmują to dzisiaj dla MTV. Pomożecie mi rozwalić to miejsce z tej okazji?
Ach, uwielbiam tą prowokację.
- RRRRRRRAAAAAAAAAHHHHHHHHHH!  
Po tym wrzasku przyszła pora na taniec z Mr. Brownstonem. Rose rozłożył flagę, po czym owinął się w nią i zaczął swój popisowy taniec. 







Duff luzackim krokiem podszedł bliżej publiczności, żeby niedługo potem z powrotem cofnąć się do tyłu, przyprawiając tym samym dziewczyny stojące obok mnie o wielką rozpacz. Nie ma co, dryblas wyglądał dzisiaj naprawdę seksownie.  
Steven walił równo w bębny, a Izzy... Izzy sobie po prostu był. Ociekający zajebistością i stoickim spokojem. 





Mmm i to gitarowe solo Hudsona, który znajdował się teraz praktycznie tuż przede mną. Zakończył utwór opierając głowę na ramieniu Axla. 






  - Chciałbym zadedykować następny utwór, ludziom, którzy was powstrzymują, ograniczają. Ludziom, którzy wmawiają wam jak żyć. Ludziom, którzy mówią wam jak się ubierać. Ludziom, którzy mówią wam co macie myśleć i co macie mówić... Ja osobiście tego nie potrzebuję! Nie potrzebuję takiego gówna w moim życiu! - Na dźwięk głośnego aplauzu uśmiechnęłam się pod nosem. Sukinsyn był niczym przywódca zbuntowanej młodzieży, która na jego skinienie palca rzeczywiście zdemolowałaby ten klub, a potem wróciła do domu i pokazała swoim rodzicom środkowe palce. Zawsze rodził na koncertach wśród publiczności bunt, ale za to go ubóstwialiśmy. Spojrzałam mimowolnie na przyjaciółkę, która z zafascynowaniem podążała wzrokiem za tym wariatem. 
  - Jaki wygimnastykowany! - Szturchnęłam ją w bok, kiedy Rose był w trakcie wykonywania charakterystycznych kopniaków. Odwróciła się do mnie i pokiwała wymownie brwiami. 
Kolejnym utworem, który nieco uspokoił towarzystwo było Sweet Child O' Mine. Miło było chociaż na chwilę odpocząć od napierającego faceta, który co trochę raczył moją twarz mokrą, owłosioną pachą, oj miło. 
Zaśmiałam się, kiedy Rose nadmuchał wrzuconą na scenę prezerwatywę i podrzucił balonik w powietrze. Wait! A tobie się kolego nie przyda? 



Po słodkiej dziecinie przyszła pora na 'My Michelle'. Jak zahipnotyzowana spoglądałam na Hudsona i słuchałam jego ponurego intra. Zadarłam z dumą głowę do góry na myśl, że ten koleś jest moim facetem.

Po Michelle, zabrzmiały pierwsze dźwięki utworu, na który myślę, że wszyscy czekali najbardziej...
  - WELCOME TO THE JUNGLE, RITZ! - Wykurwisty skrzek doprowadził do istnego szaleństwa. Zarówno wśród publiczności jak i na scenie.  
Już w tym momencie wiedziałam, że to będzie najlepszy koncert w całym moim życiu. 
  - Uważaj pan z tym łokciem!
Nawet jeśli nie wyjdę z tego cała.  


Następnym kawałkiem było 'Knockin' on Heaven's Door', którego spokojne dźwięki rozluźniły atmosferę. Niektórzy ludzie udali się na ten czas do toalety czy baru, więc można było wziąć głęboki oddech. Koncert trwał już przynajmniej pół godziny, przyszła więc pora na przedstawienie zespołu. Axl zaczął od basisty, określając go królem piw. 'Na perkusji Mr. Steven "Popcorn" Adler!'. Przedstawiając Stradlina, Axl dodał, że zna go od 13 lat.
  - I ostatni, ale na pewno nie pod względem ważności... W świecie, którego nie stworzył, ale przez który przechodzi jakby sam za niego odpowiadał... Pół-człowiek, pół-bestia... Nie jestem pewien kto to do końca jest, ale na pewno jest szalony, wkurwiony i nazywa się Slash!
Saul z nagim torsem i papierosem w ustach podszedł do mikrofonu.
  - W porządku... Zamknąć się! Ja zapowiem ten utwór... Mam nadzieję, że nie obrażę nikogo i będą mogli puścić to w telewizji. Ta piosenka nie jest o piciu, narkotykach ani niczym w tym stylu. To utwór opowiadający o spacerze w parku. Nosi tytuł 'Nightrain'.
No, no, to się pan rozgadał. Jestem pełna podziwu.
Na scenę po krótkiej nieobecności z powrotem wpadł Rudy, tym razem w czarnym płaszczu przykrywającym T-shirt z logo Thin Lizzy i skórzanej czapce na głowie. 
Chyba bym się ugotowała. A właśnie, czy mogę ściągnąć koszulkę? I stanik od razu? Topię się!



'Welcome To The Jungle' było przepełnione szaleństwem, ale to co się działo przy 'Paradise City' było nie do opisania! Moje żebra potwierdzą. I głowa. Ała! I brzuch. 
Axl w ułamku sekundy znalazł się wśród rozszalałego tłumu, z tego co widziałam, wręcz ściągnięty przez niego ze sceny. No to oczywiście bójka. Gapiliśmy się wszyscy w tamtą stronę i czekaliśmy na dalszy rozwój akcji. 
Co jakiś czas migała mi przed oczami jego wytatuowana ręka unoszona do góry.Ochroniarze dość szybko zareagowali, ale wciągnięcie Rudego z powrotem na scenę nie było takie proste. I uwaga! Nie z jego winy! Ludzie po prostu obrali sobie za cel jego koszulkę, którą zwyczajnie z niego w końcu zdarli. 



Na szczęście po parunastu sekundach wszystko wróciło do normy i wokalista nie strzelając focha zakończył kawałek skrzekliwym: 'TAKE ME HOME!
I to miał być już finałowy występ chłopaków, ale... co to za koncert bez bisu? 
Rocket Queen!









~Z perspektywy Julie~

  
      Wiele czasu zajęło nam wydostanie się z tłumu rozszalałych fanów, do których my także niewątpliwie należałyśmy. Koncert był niesamowity i wniósł tyle zajebistej energii, że miałam ochotę tylko na jedno. Na powtórkę! Ale mogłam pomarzyć. Dałam sobie rękę uciąć, że chłopaki byli już w trakcie opijania koncertu. A my z Camille chciałyśmy do nich jak najszybciej dołączyć. Kiedy przepchałyśmy się wreszcie do wyjścia, nasze nogi od razu powędrowały na tyły klubu, gdzie przez wielkie metalowe drzwi dostałyśmy się z powrotem do środka, tyle że od innej strony. Tam od razu napotkałyśmy ochroniarzy, którzy za okazaniem vipowskich plakietek przepuścili nas dalej i kazali skręcić w wąski korytarzyk. A na jego końcu... Drzwi do raju! Czyli after party w klimatycznie urządzonej sali, gdzie panowała typowa rock n' rollowa impreza. Głośna muzyka, litry alkoholu, papierosowy dym, kokaina i tancerki go go. Ludzi było całkiem sporo - techniczni, organizatorzy, jacyś dziennikarze, panienki do dymania i nawet sporo fanów. 
Wzrokiem zaczęłyśmy szukać Gunsów, ale ostatecznie w ich zlokalizowaniu pomógł nam odgłos rozbijanej butelki i debilny śmiech. Slash miał ostatnio kompletnego bzika na punkcie rzucania butelkami o ścianę. Po jakiego chuja? Pojęcia nie mam. 
  - Byliście zajebiści! - Wydarła się szatynka i od razu wskoczyła na kolana Hudsona sięgając wcześniej po butelkę whisky. Wyglądali uroczo. Szczególnie wtedy, gdy po jakimś czasie oboje pierdolili od rzeczy trzymając kurczowo w swoich dłoniach butelki Jacka. Ja natomiast za namową McKagana wzięłam się za wódkę. Zrobiłam się jeszcze bardziej śmielsza i stanąwszy sobie dla jaj przy jednej z rur, zaczęłam naśladować jedną z tancerek. Po moim występie Steven mi pogratulował i powiedział, że nie muszę się martwić brakiem pracy, bo załatwi mi fuchę w zaprzyjaźnionym klubie ze striptizem. Złoty chłopak, nie? Zdałam sobie jednak sprawę, że nigdzie nie widziałam Rose'a. Popytałam o niego parę osób, z czego każdy wzruszał ramionami. Dopiero jeden facet odparł, że widział go wychodzącego z klubu. Trochę mnie to zdziwiło, ale nie chciało mi się urządzać dalszych poszukiwań i po prostu zajęłam się sobą. Dołączyłam do Stradlina wciągając z nim kreseczkę, potem zostałam pociągnięta przez jakiegoś gostka na parkiet, a jeszcze później siedziałam upchnięta z innymi na skórzanej kanapie gadając z nimi o koncercie. Na nudę nie narzekałam. W końcu jednak zaczęło mnie to wszystko nieco przytłaczać i poczułam ogromną chęć wyjścia z tej duchoty. Ulotniłam się więc z klubu i zaciągnąwszy się świeżym powietrzem, przykucnęłam sobie przy ścianie budynku. 
Miałam wziąć się za przeszukiwanie kieszeni w celu znalezienia fajki, ale coś przykuło moją uwagę i reszta stała się na ten moment nieistotna. Naprzeciwko mnie przy murze stała dwójka ludzi. Rozmawiali, śmiali się. Jeden z głosów wydawał mi się całkiem znajomy. Drugi należał do jakiejś kobiety. Wytężyłam tym razem wzrok. Faceta nie widziałam. Stała bowiem przed nim laska w krótkiej spódniczce, na której po chwili znalazły się jego dłonie. Widziałam jak zaczynając się całować, a po sekundzie zamieniają się miejscami i tym razem to on przypiera ją do muru. Światło ulicznej lampy pozwoliło mi też dojrzeć jego długie, rude włosy. 
Całe podekscytowanie minionym koncertem, cały alkohol i narkotyki po prostu wyparowały. Mina mi zrzedła, żołądek zaczął nieprzyjemnie ściskać. Przeanalizowałam sytuację, spróbowałam wychwycić kolejne słowa, które wypowiadali w przerwie na pocałunki. 'Co jesteś w stanie zrobić dla swojego idola?', 'Co tylko sobie idol zażyczy'. Zaśmiali się.
Też się zaśmiałam. Ze swojej głupoty. 
Podniosłam się szybko i bezszelestnym krokiem ruszyłam w stronę zatłoczonej ulicy. Nie zamawiałam taksówki, bo hotel był w miarę blisko, a nocne nowojorskie życie nie budziło we mnie teraz nawet najmniejszego lęku. Szłam z wbitym wzrokiem w czubki swoich butów i zastanawiałam się gorączkowo co zrobić. Przecież doskonale wiedziałam, że będzie mnie zdradzał, że podczas tras nie będzie mi wierny. 
Ale do kurwy nędzy. Ja tu z nim byłam. 
Nie wystarczam ci, skarbie? 













~Z perspektywy Axla~


     Zasunąłem rozporek i rozejrzałem się dookoła. Nikogo nie było, nikt więc nic nie widział. I prawidłowo. Z cwaniackim uśmieszkiem zerknąłem jeszcze raz na Sue, która podnosiła się z kolan i poprawiała swoją kieckę. 
  - I jak? - Mruknęła zagryzając zadziornie wargę.
  - Nieźle - odparłem. 
  - A... Chcesz się pieprzyć? - Kurwa, czy chcę? Jeszcze pytasz! Tyle, że... nie z tobą. Obiecałem sobie, że nie wsadzę chuja tam gdzie nie powinienem. Tym bardziej, że miałem swoją dziewczynę tu - na miejscu. To, że jakaś fanka mi obciągnęła nie miało dla mnie żadnego znaczenia. Nie traktowałem tego jak zdrady. Niewinna zabawa bez zobowiązań. Zresztą, fankom się nie odmawia.  
  - Nie. Ale idź do Stradlina, on chętnie się tobą zajmie. - Puściłem do niej oczko i klepiąc ją w tyłek poprowadziłem za sobą z powrotem do środka. Sue za moją radą poleciała do Izziego, a zaraz potem oboje udali się w stronę kibli. 
Kurde, Rose, zaliczyłeś dobry uczynek. Twój przyjaciel zabawi się z jakąś małolatą, no a ona będzie mogła spędzić produktywnie czas ze swoim kolejnym idolem. A jeżeli jesteśmy już w tym temacie... Też najchętniej zabawiłbym się ze swoją ulubioną groupie. 
  - Hej, Adler. - Szturchnąłem akurat przechodzącego blondyna w rękę. - Widziałeś Julie? 
  - Ta, ale to jakiś czas temu. - Wzruszył ramionami i poszedł w swoją stronę. Rozejrzałem się po klubie, ale nigdzie nie mogłem jej dostrzec. Chwyciłem więc za pierwszą lepszą butelkę i zająłem wolne miejsce na kanapie. Sęk w tym, że obok mnie siedzieli Slash z Cam i wyglądali jakby zaraz się mieli tu pieprzyć. Zacząłem tupać nerwowo nogą, bo sam chciałem robić to i owo.
  - Połkniecie się zaraz. - Skomentowałem raczej niezbyt przyjemnym tonem. 
  - Załatw jakiegoś kierowcę, chcemy wracać do hotelu - wymamrotał Hudson, na co ja zerknąłem na niego jak na idiotę. Sam niech sobie kurwa załatwia. Chociaż z drugiej strony... Miałem już dość siedzenia w tym klubie, gdzie na każdym kroku czaił się wścibski reporter lub napalone groupies. Czas na drugi uczynek, Rose. Podniosłem swoje zajebiste cztery litery z siedzenia i zaczepiłem pierwszego lepszego gościa z naszej ekipy, żeby ten załatwił nam transport. Facet od razu przytaknął głową i pędem ruszył na zewnątrz.
Skoro już miałem ten dzień dobroduszności, uznałem, że mógłbym jeszcze zgarnąć pozostałych Gunsów. 
 - Duff, podnoś  swój zapchlony tyłek, wracamy do hotelu. - Szturchnąłem butem zalanego w trzy dupy przyjaciela, który obecnie siedział oparty o ścianę i majaczył coś do siebie. 
  - To mi pomóż wstać - wybełkotał, na co ja głośno prychnąłem i poszedłem tym razem do toalety. 
  - Stradlin, wracamy do hotelu! - Zawołałem głośno chcąc przekrzyczeć jęki należące do, jak się domyślam, Sue. 
  - Dobra, zaraz! - Odkrzyknął.
To kto tam jeszcze został? A, Steven. 
Wróciłem na salę i widząc Adlera bajerującego jedną z tancerek zagwizdałem na niego. Chłopak przybrał zniesmaczoną minę i posłał mi pytające spojrzenie. W odpowiedzi machnąłem tylko na niego ręką i zacząłem kierować się do wyjścia. 
Jakimś cudem znaleźliśmy się w końcu wszyscy w jednym wozie i dotarliśmy do hotelu. 
  A w moim pokoju czekała mnie miła niespodzianka... Zagwizdałem głośno i podszedłem bliżej łóżka, na którym blondynka ubierała się w jakieś seksowne wdzianko. 





  - Kiedy wróciłaś? - Zagadnąłem, choć ta informacja raczej nie była mi potrzebna do życia. Przejechałem wzrokiem po jej skąpo okrytym ciele i zacząłem obmyślać plan naszej dzisiejszej zabawy. 
Dziewczyna podniosła na mnie swój wzrok i przez parę sekund przyglądała mi się z uniesionymi kącikami ust do góry. Ale potem ten półuśmiech nagle znikł, a jej poważna mina wywołała we mnie dość mieszane uczucia. Uznałem jednak, że czym ja się tam będę przejmował. Przecież doskonale wiedziałem jak ją uszczęśliwić.
Podszedłem do niej wolnym krokiem i ściągnąwszy z siebie koszulkę pochyliłem się nad nią. Dłonie oparłem na łóżku po obu stronach jej głowy i musnąłem delikatnie jej wydęte wargi. Jej kamienna twarz wprawiła mnie w zakłopotanie. O co - kurwa - chodzi? 
Odchyliłem delikatnie ramiączko jej bielizny, jednak ta momentalnie je poprawiła. Uniosłem w zaskoczeniu jedną brew do góry. 
  - Coś się stało? - Zapytałem, ale w odpowiedzi odepchnęła mnie jedynie do tyłu i wstając z łóżka podeszła seksownym krokiem do lustra zawieszonego na ścianie. Wolnym ruchem ręki przejechała po swoich włosach i zaczęła wpatrywać się w swoje odbicie. Ja też się wpatrywałem. Tyle, że w jej pośladki. 
  - Nie znam tej gry... - mruknąłem i szybko znalazłem się przy niej. Oparłem dłonie na jej talii i spoglądając w lustro posłałem jej łobuzerski uśmieszek. Przez dłuższą chwilę przyglądaliśmy się swoim odbiciom. Blondynka patrzyła na mnie jakby z wyrzutem. Nie wiedziałem zupełnie co mam o tym myśleć. Odchyliłem jej włosy do tyłu i zacząłem nerwowo muskać jej szyję. Parę sekund później z powrotem spojrzałem na nią w lustrze. Nic. Nadal była śmiertelnie poważna. A kiedy zrobiłem nieco śmielszy ruch dłonią, kierując ją w wiadome miejsce, ta wyrwała się z moich objęć i złapawszy w biegu jakąś przydużą koszulę pognała ku drzwiom.
  - Gdzie ty idziesz?! 
 - Obłapiać swoich fanów - rzuciła z ironią i wychodząc z pokoju trzasnęła głośno drzwiami. 
Zacisnąłem mocno szczękę. 
Czyli nas widziała. 
Albo ktoś jej powiedział. 
Albo... Kurwa, wszystko jedno! 
Najgorsze było to, że nadal chciało mi się ruchać. 

SHIT!  









~Z perspektywy Duffa~
    

  - Ja pierdolę - jęknąłem żałośnie osuwając się po drzwiach do mojego pokoju. Przegrałem. Przegrałem z zamkiem. Trafienie do niego kluczem było ponad moje siły.  
Już szykowałem się więc do snu na wycieraczce, kiedy nagle mój zapijaczony wzrok dostrzegł znajomą sylwetkę idącą szybkim krokiem przez korytarz. Przyjaciółka zauważywszy mnie zwolniła nieco i posłała mi zdziwione spojrzenie. Westchnąłem głośno i spróbowałem się podnieść, ale na marne. 
  - Daj, pomogę ci - mruknęła i łapiąc mnie pod ręce pomogła mi wstać na "równe" nogi. Następnie wyrwała z mojej dłoni klucz, otworzyła drzwi i wchodząc do środka rzuciła się na moje łóżko. Podrapałem się po głowie i z lekko otwartą buzią również wparowałem do pokoju, zamykając za sobą wcześniej drzwi. 
  - Duff, mogę dziś z tobą spać? - Zapytała dość niewyraźnie. Możliwe, że z powodu twarzy wciśniętej w poduszkę. Tak, bardzo możliwe. 
  - Pewnie, że możesz. - Dla jasności, nie doszukiwałem się w jej prośbie żadnego erotycznego kontekstu. Do momentu gdy blondynka ściągnęła z siebie koszulę i położywszy się na plecach wbiła wzrok w sufit. Houston, mamy problem. Jej bielizna stanowi zagrożenie. Odbiór. 
Potrzepałem energicznie głową i starając się nie gapić na nią w TEN sposób ułożyłem się obok. Julie pociągnęła nosem i odwracając się na bok położyła swoją głowę na moim torsie. Dasz radę, chłopie. Dasz radę. Pogłaskałem ją po włosach i ucałowałem w czubek głowy. 
  - Chcesz o tym pogadać? - Zaproponowałem.
 - Nie. - Krótka i zwięzła odpowiedź, dobrze. Szkoda tylko, że nie wiedziałem jak się mam wobec tego zachować. Minuta ciszy, dwie minuty ciszy, dziesięć minut ciszy... Odchrząknąłem. Dlaczego te jebane ślepia wędrują ciągle tam, gdzie nie trzeba!
  - Duff, to twoja przyjaciółka, nie możesz myśleć o niej w ten sposób. Żadnego seksu, wybij to sobie z głowy! - Biłem się z myślami.
  - Co?! - Julie podniosła gwałtownie głowę do góry i wytrzeszczyła na mnie oczy. 
  - Czy ja to właśnie powiedziałem na głos? 
Przytaknęła krótko.  
  - Kurwa. 
Ku mojemu zdziwieniu blondynka parsknęła tylko śmiechem i palnęła mnie dłonią w czoło.
  - Może ja się lepiej przykryję, co? - Wymamrotała z rozbawieniem. 
  - Nie zaszkodzi - rzuciłem zawstydzony, lecz wnioskując po jej minie nie musiałem się chyba tym zbytnio przejmować. 
Blondynka okryła się kołdrą i na nowo oparła głowę o mój tors. Nie wiedziałem co się stało, ale nie trudno się było domyśleć, że powodem musiał być rudy palant. Przytuliłem ją do siebie jeszcze mocniej.
  - Śmierdzisz wódką - jęknęła zatykając nos i odsuwając się ode mnie. Zaśmiałem się krótko, po czym wyciągnąwszy rękę w kierunku lampki nocnej zgasiłem światło. 
  - Dobranoc - szepnąłem i cmoknąwszy ją jeszcze raz odwróciłem się na drugi bok.

















~Z perspektywy Izziego~

  
     Czasem sobie myślałem, że nie ma nic lepszego niż seks. Dopóki nie uraczyłem mojej skóry igłą. Czując jak heroina płynie przez moje żyły prosto do mózgu, przestawałem się zamartwiać całym tym kurewskim bagnem. Byłem wtedy najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. 
Oddech przyspieszał, błogi uśmiech momentalnie wstępował na moją twarz. Byłem w niebie. Albo piekle. 
Rozejrzałem się po pokoju w celu znalezienia gitary. Stała tam. Uśmiechała się do mnie. Sięgnąłem po nią drżącymi rękoma i zacząłem pieścić jak najpiękniejszą kobietę na świecie. 
 



     Zmarszczyłem brwi czując ból w skroniach. Ktoś natarczywie pukał do moich drzwi. A może nie do drzwi? Może ten odgłos dochodził spod podłogi? Może to trzęsienie ziemi? Wszystko się tak kurewsko chwiało.
  - Zamknij się! Kurwa! Zamknij! - Krzyknąłem łapiąc się za skronie. Irytujący dźwięk nie ustawał. Ktoś też krzyknął. 
  - Odejdź! - Jęknąłem. Następnie podniosłem głowę do góry i spojrzałem z nienawiścią na drzwi. Tak, teraz słyszałem. Dźwięk, który w najczulszy sposób drażnił w tym momencie moje uszy dobiegał zdecydowanie z tamtej strony. 
Podszedłem do nich na czworakach. Chwyciłem jedną dłonią klamkę i mimo kompletnie nieskoordynowanych ruchów udało mi się podnieść na nogi. Otworzyłem gwałtownie drzwi, chcąc wykrzyczeć w twarz dobitne 'Spierdalaj!' komuś, kto miał prawo mi przeszkadzać, ale mój plan szybko poszedł w odstawkę.
  - Cześć, Izzy...
Zadrżałem na dźwięk jej głosu. Poczułem jak robi mi się duszno. 
Przetarłem oczy w celu sprawdzenia czy nie mam omamów, ale ona stała tam nadal. Spojrzała głęboko w moje rozszerzone źrenice. 
  - B... Berry? - Mruknąłem cicho.
Uśmiechnęła się przez płacz i delikatnie skinęła głową. 


     Zawiodłem ją. Zdradziłem. Naraz zapragnąłem być w tym momencie czysty. Nie chciałem, żeby to gówno krążyło w mojej krwi.
  - Jeśli chcesz... Ja... - zaczęła dukać. - Mogę sobie iść... 
Zaprzeczyłem gwałtownie głową. Brunetka pociągnęła nosem i otarła dłonią łzę, która skapywała po jej policzku. 
Przyciągnąłem ją do siebie szybko i z całej siły przytuliłem do swojej klatki, która po chwili przesiąkła jej łzami. Zacisnąłem mocno szczękę. Jej spazmatyczny szloch wprawił mnie w najgorszy stan, w jakim kiedykolwiek się znajdowałem. To było jeszcze gorsze niż bycie na głodzie. 
  - Tęskniłem... - mamrotałem w kółko głaszcząc ją po głowie. Nie mogłem uwierzyć, że chociaż przez chwilę miałem czelność pomyśleć o niej jak o szmacie, która mnie zostawiła. Nie miałem już do niej żalu o nic. Miałem żal tylko i wyłącznie do siebie. 
    Nie pamiętam dokładnie jak ten wieczór potoczył się dalej. Wiem, że miałem ją przez całą noc przy sobie. Budziłem się co trochę, ażeby sprawdzić czy to nie sen. Ale nie. Spała w moim łóżku, tuż obok mnie. I wtedy stawałem się spokojniejszy, mogłem zasnąć na nowo, bo wiedziałem, że gdy wstanę rano kobieta, którą kocham będzie przy mnie. 







~*~

Przepraszam jeśli przyprawiłam kogoś o mdłości. 
I przepraszam za takie długie przerwy w dodawaniu rozdziałów. 
Ale nadrobiłam długością, hm? Choć od razu mówię! Proszę się do niej nie przyzwyczajać.
I to by było na tyle. Idę spać. Gunsowych snów życzę.

Buzi!