sobota, 26 lipca 2014

Welcome to the Sunset Strip - część 46




Izzy:


  - Chodźcie dalej! Koleś się pewnie schlał i leży...
  - Przymknij się wreszcie Nancy!
  - Sam się kurwa przymknij!
  - A tobie idiotko mało razy ktoś pomagał jak leżałaś schlana na chodniku?
  - Wielkie mi rzeczy... Wytrzeźwieje to i sam wstanie.
  - Na moje oko... to ktoś go pobił.
  - No gratuluję Tony! Sam bym na to nie wpadł!
  - Dobra Joe, może rzeczywiście już chodźmy...
  - Chwila, chyba się przebudza...
Do nieba to ja chyba nie trafiłem. Ale skoro ktoś chce mi pomóc to w piekle raczej też nie jestem. Chcąc zobaczyć kto ślęczy przy mnie przez dobre pięć minut uniosłem do góry jedną powiekę. Zaraz potem drugą. Zamrugałem parokrotnie. Przede mną kucał jakiś blondyn. Szczerzył się jak głupi do sera. Zanim stał i bacznie mnie obserwował inny chłopak, brunet. Jeszcze dalej o ścianę budynku oparta była jakaś blondynka. Zaciągała się co trochę fajką i patrzyła na mnie, jakby zaraz miała podejść i kopnąć mnie prosto w ryj. Właśnie... wszystko mnie tak cholernie boli. 
  - Co kolego? Kac morderca nie ma serca, nie? - Zaśmiał się ten pierwszy, podczas gdy ja dotykając głowy zmarszczyłem brwi i głośno syknąłem. - Ale sam się tak chyba nie urządziłeś...
Spojrzałem się na niego badawczo. Potem zacząłem intensywnie myśleć. Pustka, czarna dziura.
  - Pomóż mi wstać - wychrypiałem wyciągając w jego stronę rękę. Koleś podciągnął mnie do góry, a ja chwiejnym krokiem podszedłem do budynku, żeby oprzeć się o ścianę. Szczególny ból czułem pod żebrami. Zresztą, pulsujące skronie też stawały się coraz bardziej nieznośne.
  - Mogę fajkę? - Tu skierowałem się do, jak mniemam, Nancy. Blondynka wypuściła dym z ust i zmierzyła mnie pogardliwym wzrokiem.
  - No daj mu kurwa tą fajkę - warknął brunet. Dziewczyna wywróciła oczami, po czym podchodząc do mnie wolnym krokiem podała swojego nie do końca wypalonego jeszcze szluga. Dobre i to.
  - Dzięki - odparłem i zaciągnąłem się mocno. - Która jest godzina? - zapytałem jeszcze.
  - Po czwartej. Wracamy właśnie z imprezy i natknęliśmy się na ciebie - odpowiedział mi blondyn i uśmiechnął się krzywo. Chyba nie za bardzo wiedział co ma teraz zrobić.
  - No ta... jeszcze ciemno - mruknąłem pod nosem i rozejrzałem się po okolicy. - Tak czy inaczej dzięki i ten... będę się już zbierał - rzuciłem i machając niedbale ręką ruszyłem w przeciwnym kierunku.
  - Mógłbyś koleś postawić nam jakąś butelkę w ramach tych podziękowań! - zawołała za mną Nancy, ale nie chciało mi się nawet odwracać, a co dopiero odpowiadać.
  - Ja pierdolę, dziewczyno. Dopiero co wracamy z imprezy...
  - No właśnie. Powinnam być pijana! A nie jestem Tony, a nie jestem...
        Minąwszy zakręt znalazłem się niedaleko Whisky, skąd mam ostatnie wspomnienia z wczorajszego wieczoru. Piliśmy. Dużo piliśmy. Kurwa, Stradlin, przypomnij sobie coś jeszcze! Kopnąłem z całej siły w najbliższy śmietnik. Byłem wściekły, bo nawet nie pamiętałem kto mi obił mordę. I czy tylko mi... Nie pozostawało nic innego jak wrócić do Hell House. Na miejscu byłem piętnaście minut później. Wszedłem przez jak zwykle otwarte drzwi do środka i zajrzałem do salonu. Na jednym łóżku gniótł się Duff, Axl i Steven. W salonie... Slash i Camille jak się można było zresztą spodziewać.
A w łazience pod prysznicem drzemała Julie. Odkręciłem zimną wodę i zaraz musiałem zatkać uszy przez jej przeraźliwie głośny pisk.
  - Kurwa no! - krzyknęła zakręcając jak najszybciej kurek. - Co odpierdalasz? - warknęła wychodząc z kabiny i wycierając twarz ręcznikiem.
  - Co się wczoraj działo? - zapytałem.
  - A co się miało dziać? Schlaliśmy się, nie? - Tu odwróciła się w moją stronę i widząc w jakim jestem stanie otworzyła szerzej buzię. - Jezu.
  - No właśnie. - Odchrząknąłem i z krzywym uśmiechem zerknąłem jeszcze w lustro.
 - Z tego co pamiętam, a nie jest tego za wiele... - zaczęła dukać. - Berry jako pierwsza chwyciła cię za fraki i wyszliście z klubu. Chyba mieliście iść do niej?
I w tym momencie pobladłem jeszcze bardziej. Wybiegłem z łazienki, a potem z Hell House i pędem ruszyłem tą samą drogą co wcześniej. Przy klubie zatrzymałem się na chwilę i przetarłem twarz dłonią. Coś mi zaczęło świtać. Rzeczywiście do niej szliśmy. I ktoś nas zaczepił... Kurwa jebana mać! Przebiegłem wzdłuż uliczkę między kamienicami, ale poza bezdomnym nie było tam żywej duszy.
  - Panie, pan mi pomoże - odezwałem się głośno i szturchnąłem go butem. Facet przebudził się i zerknął na mnie złowrogo.
  - Czego?
  - Był pan tu całą noc?
  - A no byłem i co?
  - Ktoś się tu kręcił? Jacyś mężczyźni? I dziewczyna. Brunetka. Widział pan cokolwiek? - wypytywałem robiąc przy tym błagalną minę.
  - Może widziałem, a może nie. Daj mi z trzy dolce to może coś tam powiem... - Gdzie bezinteresowność?! Ale trzy dolary to ja na szczęście przy sobie miałem. A raczej zdawało mi się, że mam. Przeszukałem dokładnie wszystkie kieszenie, ale nic nie znalazłem.
  - Kurwa, nie mam. Błagam no, bądź pan człowiekiem.
  - To oddaj mi swoją kurtkę. - Oszalał?! Mam mu oddać moją ramoneskę?! Dobra, w tym momencie Berry jest ważniejsza. Ściągnąłem niechętnie skórę i podałem ją facetowi.
  - Szła tędy jakaś większa grupa... - zaczął zakładając na siebie moje cudeńko. Oddychaj Izzy, spokojnie. - I tak, była z nimi jakaś panienka. Krzyczała, żeby ją puścili, wyrywała się.
  - Nie mógł pan jej pomóc?! - syknąłem zdenerwowany.
  - Chyba sobie żartujesz gówniarzu. Zatłukli by mnie na miejscu. Co ja mogłem? - prychnął. - Mam mówić dalej czy...
  - Mów pan.
  - Poszli tam dalej, praktycznie już nic więcej nie słyszałem. Jedyne co jeszcze pamiętam to radiowóz. Psy często węszą po takich uliczkach, bo roi się tu od ćpunów, nie? Więcej nie wiem. - Wzruszył ramionami, a ja kiwnąłem głową i ruszyłem z powrotem w kierunku klubu. Postanowiłem, że pójdę do domu Berry. Wątpiłem... to znaczy chciałem ją tam znaleźć, ale coś mi mówiło, że to wszystko nie będzie takie proste. Przełknąłem głośno ślinę i ruszyłem w wyznaczone miejsce.
Drzwi jak się domyślałem były zamknięte. Zajrzałem pod wycieraczkę. Klucze są. Przekręciłem więc zamek i wszedłem do środka. Zdawało się być raczej pusto.
  - Berry! Jesteś tu? - zawołałem, na co odpowiedziała mi jedynie cisza. Mimo wszystko postanowiłem wejść po schodach na górę. Usłyszałem stłumiony płacz. Szybko doskoczyłem do jej sypialni i zobaczyłem brunetkę skuloną w kłębek. Twarz miała skrytą w poduszkę, ale kiedy dotknąłem jej ramienia ta gwałtownie się podniosła i zobaczyłem, że jej policzki są całe mokre od łez. Z jednej strony odetchnąłem z ulgą, że jest cała i zdrowa, a z drugiej... coś mnie ścisnęło. Przypomniałem sobie jak dziewczyny na Sunset są traktowane. Ciągle słyszy się o gwałtach. W duchu modliłem się, żeby... nie, nie mogli jej tego zrobić. Nie mogli!
  - Kochanie... Powiedz, że oni ci nic nie zrobili. Powiedz... - wyszeptałem przyciągając ją na swoje kolana i z całej siły przytuliłem. Brunetka oparła głowę na moim ramieniu i jeszcze mocniej mnie ścisnęła. Nie mogli jej tego zrobić, nie ma mowy... - Nie płacz, proszę... Opowiedz mi o wszystkim - odparłem spokojnie, choć wcale taki nie byłem i pogłaskałem ją po plecach. 
  - Wstydzę się. To było żenujące - jęknęła i jeszcze głośniej się rozpłakała. Zrobiło mi się cholernie niedobrze. Ty skończony idioto! Ty jebany ćpunie i alkoholiku! Nie potrafisz nawet zadbać o własną dziewczynę! 
  - Opowiedz... Wiesz, że mi możesz powiedzieć o wszystkim. - Próbowałem ją przekonać, ale ta nadal jedynie szlochała. Kiedy myślałem, że już niczego się nie dowiem, ta zaczęła nagle mówić:
  - Zaciągnęli mnie pod jakiś mur. Nie miałam dokąd uciekać. Wyrywałam się, ale... ich było co najmniej z pięciu... - Tu zrobiła dość długą przerwę. Jeszcze mocniej przywarła do mojego ciała. - Kazali... kazali mi się rozebrać. Nie chciałam tego zrobić. Jeden z nich... popchnął mnie w stronę drugiego. Zrobili kółko i popychali mnie między sobą jak jakąś pieprzoną zabawkę... - Pociągnęła nosem. - Po jakimś czasie koleś znowu kazał mi się rozebrać. Ja... on wyciągnął pistolet. - Głos zaczął jej się załamywać. Nie wiem czy chciałem słuchać tego dalej. Ale musiałem. - Skierował broń na mnie i mówił po kolei co mam z siebie ściągnąć... Najpierw buty i spodnie... potem koszulkę... Kiedy zostałam w samej bieliźnie kazali mi poruszać się jak striptizerka... Oni mieli takie obleśne uśmiechy - jęknęła. Zacisnąłem pięści.
  - Ciii... Obiecuję, że ich znajdę i...
  - I co zrobisz? - Spojrzała się na mnie jakby z lekka wystraszona.
  - Zapierdolę na miejscu - wysyczałem przez zęby. Dziewczyna nic się nie odezwała. Zacisnęła mocno szczękę i wstała z moich kolan. Ponownie ułożyła się na łóżku i przytuliła do poduszki odwrócona w przeciwną stronę do mnie. 
  - Co było dalej?
  - Wyzywali mnie od dziwek i kazali mi bardziej prężyć ciało. A jak byłam już całkiem naga ten jeden... Przyparł mnie do muru. - Czułem jak bardzo Berry nie chce o tym opowiadać. I czułem też, że zaraz wyjdę z siebie. Dłonie zaczęły mi się trząść jakbym był na głodzie. A ja byłem po prostu wściekły. - Dotykał mnie wszędzie, chociaż go błagałam, żeby mnie zostawił. Zamiast tego oberwałam w twarz. Potem szarpnął mnie za włosy i pociągnął tak, że upadłam na kolana. Odsunął rozporek... - Wypuściła głośno powietrze. - I nagle ktoś krzyknął, że policja, że radiowóz jedzie... Puścił mnie i razem z innymi uciekł. Chwyciłam szybko za swoje ciuchy i schowałam się za śmietnik. 
  - Nie wyszłaś do glin? Nie powiedziałaś im co się stało? 
  - Nie... Ja chciałam zostać sama. Czułam się upokorzona, rozumiesz?! - Podniosła głos. 
  - Rozumiem...
  - Wspięłam się na ten jebany śmietnik i przeskoczyłam ten mur. A potem już ile sił w nogach przybiegłam do domu. I beczę... - Zakończyła cichym mruknięciem i odwróciła się do mnie. Ukryłem twarz w dłoniach, a łokcie oparłem o swoje kolana. 
  - To moja wina, to wszystko moja wina... - wymamrotałem rzeczywiście czując się podle.
  - Nawet tak nie mów! - krzyknęła i doczłapując się do mnie mocno przytuliła. Wtedy pojąłem jak bardzo mi na niej zależy. Zawsze to wiedziałem, ale teraz... teraz byłem o tym przekonany w stu procentach. Wiem, wiem... Mówi się, że tacy jak my nie posiadają uczuć. Że jesteśmy chujami i traktujemy wszystkich jak śmieci. Gówno prawda. Każdy ma uczucia, tylko czasem się zgrywa bądź maskuje. To co? Jak facet mojego pokroju jest zakochany to ma udawać, że wcale tak nie jest i potraktować dziewczynę jak pierwszą lepszą? Bawią mnie te wszystkie stereotypy. 
  - A gdybym walnęła sobie działkę, to zapomniałabym chociaż na chwilę? - Brunetka kompletnie wyrwała mnie z zamyślenia. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na jej twarz.
  - Niczego nie walniesz, nie wciągnę cię w to gówno - odpowiedziałem stanowczo.
  - Moje koleżanki mówiły, że wzięły raz i wcale się nie uzależniły... - kontynuowała. Nie mogłem jej w tym momencie zrozumieć. Przecież robiła tyle szumu o moje ćpanie. Ta dzisiejsza sytuacja aż tak na nią wpłynęła? Och, co ja pieprzę. Oczywiście, że na nią wpłynęła. 
  - Bo miały jebane szczęście. A nie każdy je ma. Zresztą nie ma co gadać. Wykluczone. 
Dziewczyna zamrugała parokrotnie powiekami, a następnie uśmiechnęła się blado.
  - Masz całkowitą rację, nie wiem co mi odbiło - powiedziała, a ja kładąc się obok niej pozwoliłem by oparła swoją głowę o mój tors. - Nie wychodźmy dziś nigdzie, dobrze? Gnijmy w tym łóżku.
  - Nie ma sprawy.
  - W kuchni w szafce  jest wino... przyniesiesz? - Skinąłem głową i po chwili wróciłem do sypialni z dwoma kieliszkami i dość sporej wielkości butelką czerwonego wina. Brunetka podeszła natomiast do gramofonu i włączyła winyl Stonesów. Utwór Gimme Shelter stworzył specyficzną atmosferę. Za oknem jeszcze szaro, poza muzyką dziwnie cicho, w głowie pełno problemów. A mimo wszystko głos Micka był w tym momencie lekarstwem na wszystko. Podałem lampkę wina Berry i zanim zdążyła wziąć choćby łyka musnąłem namiętnie jej usta. Tym gestem chciałem ją jeszcze raz przeprosić za to co jej się przytrafiło. 







Kamila:


       Zerknęłam na zegarek. Wskazówki mówiły, że jest już parę minut po dwunastej. Lenistwo rozniosło się po całej ruderze i wszyscy gniliśmy w salonie patrząc w ekran telewizora. Byłam cholernie znudzona. No bo jednak... ile można? 
  - To mówisz, że Izzy miał obitą mordę? - zagadnęłam po pewnym czasie Julię, która opowiedziała nam o dziwnym zdarzeniu z rana.
  - Ta. - Wyczerpująca odpowiedź, nie ma co. 
Położyłam nogi na stół i próbowałam zrozumieć o co chodzi w oglądanym przez nas filmie. Nie udało mi się.
Mój chłopak też ciągle się wiercił. Widząc jak z braku jakiejkolwiek roboty zaczyna drapać się po tyłku zadecydowałam, że pójdziemy na spacer. Reszcie poza Duffem mój pomysł również przypadł do gustu, więc wyszliśmy z chaty i udaliśmy się przed siebie. McKagan chyba wolał spędzić czas ze swoją butelką wódki. Zresztą... On od wczoraj chyba nawet nie wytrzeźwiał.
  - Steven jest na haju - mruknął Axl przystając na chwilę. Odwróciliśmy się wszyscy do tyłu. Biedaczek wszedł w słup i leżał teraz na chodniku majacząc coś pod nosem. 
  - Popcorn, idziesz? - zawołałam jakoś tak bez większych sił i podrapałam się po głowie. 
  - Nie, idźcie sami. Ja sobie tu chwilę poleżę - wymamrotał. Wzruszyliśmy więc ramionami i poszliśmy do najbliższego parku. Tam rozwaliliśmy swoje dupy na ławce czy trawie i wyciągnęliśmy paczkę fajek. 
  - To jak tam idzie praca nad płytą? Wszystko dopięte na ostatni guzik? - zapytałam wypuszczając z ust kółeczka dymu. 
  - Nic nie jest dopięte. - Ziewnął Slash, co Rose potwierdził kiwnięciem głowy.
  - Aha. - Tak, tylko na tyle było mnie stać. Boże, co za beznadziejny dzień. Więcej nie piję. Spojrzałam się po pozostałej trójce. Julia zwisała głową w dół kładąc nogi na oparciu ławki, Axl siedział po turecku na trawie, a Slash najprawdopodobniej zasypiał na siedząco. Ja natomiast stanęłam sobie parę kroków przed nimi i patrzyłam z zafascynowaniem na czubki swoich butów. 
  - Może... chodźmy do kina? - Zaproponowałam nagle, na co o dziwo się zgodzili. I nawet po drodze udało nam się zgarnąć Adlera, który poza czerwonym śladem na czole miał się chyba już całkiem nieźle. W kinie oczywiście powstała wielka dyskusja na co mamy iść. Ale żeby jakoś się ożywić stwierdziliśmy, że jednak najlepszym wyborem będzie horror. Kupiłyśmy więc z Julią bilety, a chłopcy poszli po trzy pudełka popcornu i jakieś napoje. Kiedy byliśmy już w sali Adler postanowił władować się między mnie a Hudsona. Wymieniłam się z gitarzystą porozumiewawczym spojrzeniem, ale jakoś tak żal było mi kazać blondynowi spadać. Slash chyba nie miał takich problemów co ja.
  - Wypierdalaj na środek, a nie między nas - prychnął. Chłopak od razu posmutniał, ale przeniósł się na miejsce w środku. Pocieszył go chyba fakt, że siedział między mną a Julią. Cały bowiem seans oferował nam swoje ramię. I chętnie z niego korzystałyśmy. Swoją drogą... Kto kurwa wybierał ten film? Mam odruchy wymiotne. 
  - Mmmm... teraz wypruje z niej flaczki.
  - Saul, zamknij się. - Szturchnęłam chłopaka w bok, ale ten tylko się zaśmiał. Nie, dobra. Mam dość! - Zaraz wracam, idę do łazienki - rzuciłam do Hudsona i ruszyłam w stronę wyjścia. Kiedy szłam tak korytarzem moją uwagę przykuła nagle znajoma dwójka. Jason i i Lauren na randce? No, no... Pan redaktor naczelny chyba wziął sobie moje rady do serca. Dziewczyna uśmiechnięta od ucha do ucha patrzyła na niego z tym charakterystycznym błyskiem w oku, a on obejmował ją w pasie. Pewnie przyglądałabym się im jeszcze dłużej, no ale... pęcherz dawał się we znaki. Tak czy siak po załatwieniu swojej potrzeby wróciłam na salę. Akurat gdy otwierałam drzwi jakiś psychopata haratał nożem młodą dziewczynę. Widok cudowny. Usiadłam z powrotem na swoim miejscu i schowałam twarz w lokach Slasha.
  - Będę miała koszmary, wiesz? - Westchnęłam.
  - To cię z nich wybudzę. - Uśmiechnął się ciepło i cmoknął mnie w usta. Osobiście z chęcią całowałabym się jeszcze dłużej, ale film za bardzo fascynował chłopaka, żeby zajmować się czymś innym. 
Pół godziny później seans i tak dobiegł końca. Axl i Julie zmyli się do jej mieszkania, Popcorn poszedł na dziwki, a my co... ruszyliśmy ku Hell House. Zalany w trzy dupy Duff zwymiotował na podłogę w salonie, więc nie pozostało nam nic innego jak zamknąć się w sypialni. Ale żeby nie było! Tym razem sięgnęliśmy po prostu po swoje akustyki i z nimi rozłożyliśmy się na łóżku. Saul zagrał parę znanych mi akordów, szybko do niego dołączyłam. Wymieniliśmy się uśmiechami. Teraz było mi naprawdę dobrze. 







Axl:


  - Co robisz? - zapytałem siadając obok blondynki na kanapie.
  - Czytam - mruknęła nie wyciągając nosa sprzed książki.
  - Aż tak jesteś znudzona? - No wybaczcie, ale jak ma się u boku taką zajebistą osobę jaką niewątpliwie jestem ja, to chyba jednak powinno się skupić tylko i wyłącznie na niej. Zerknąłem na okładkę, jakaś obyczajówka czy tam romansidło. 
  - Julie, odłóż to gówno - nakazałem, a kiedy ta nie zareagowała wyrwałem jej książkę z rąk i rzuciłem w kąt.
  - To nie jest gówno - warknęła i pokazując mi jeszcze środkowy palec podeszła do okna. Przekląłem w myślach na kobiecą naturę i podszedłszy do niej oparłem brodę o jej ramię.
  - Mało się ostatnio uśmiechasz... Uśmiechnij się - poprosiłem, odgarniając niesforny kosmyk włosów za jej ucho. Dziewczyna zerknęła na mnie podirytowana, po czym pokręciła przecząco głową. - Czemu?
  - Bo nie mam ochoty - wymamrotała odwracając się do mnie przodem. - Chyba pożarła mnie rutyna - dodała po chwili bawiąc się moimi włosami.
  - Co, znudziłem ci się po jednym dniu? - Zaśmiałem się, a ta wywróciła oczami.
  - Mam na myśli pracę. No wiesz... Posiadałam jednak większe ambicje niż latanie po klubie z tacką. A pracuję tak już ponad rok. To mnie przytłacza. - Zrobiła markotną minę i oparła się o parapet.
  - Kiedy tylko wydamy płytę i staniemy się popularni, w co ani trochę nie wątpię, pójdę do tego jebanego sklepu muzycznego, w którym wcześniej pracowałyście i pogadamy z kolesiem inaczej.
  - To tak jakbym była sierotą, która sama nie potrafi nic zdziałać... - rzuciła z przekąsem.
  - Nieprawda. Między innymi przeze mnie straciłaś robotę, to i dzięki mnie do niej wrócisz. 
Dziewczyna wywróciła jedynie oczami. 
  - Może wskoczysz w jakąś obcisłą kieckę i powtórzymy wczorajszy wieczór, hm? - Na zachętę ścisnąłem dłońmi jej pośladki.
  - Może wskoczę w worek po ziemniakach i upijemy się tutaj? - odpowiedziała pytaniem na pytanie i również chwyciła za moje zajebiste cztery litery.
  - Pójdziemy na kompromis. Ja kupię alkohol i przyniosę go tu, a ty wskoczysz w coś co przypadnie mi do gustu - odparłem, a blondynka parsknęła śmiechem. Posłałem jej triumfalny uśmieszek, a ta podając mi jeszcze kurtkę z portfelem w kieszeni wypchnęła mnie za drzwi. Zbiegając ze schodów i wychodząc wreszcie na zewnątrz od razu udałem się do monopolowego. 
Kiedy zorientowałem się kto jest w środku mimowolnie się skrzywiłem. 
Brat Michaels, może wam to coś mówi? Pizda śpiewa w ciotowatym Poison, któremu wydaje się, że my - Guns N' Roses, możemy im ssać. Jakie było ich zdziwienie kiedy podpisaliśmy kontrakt, a jak dopiero się zdziwią gdy wydamy naszą perełkę. Wracając... Jebany Michaels stał przy kasie w jakimś pedalskim wdzianku i w bandamce na czole. No ciekawe kurwa skąd wziął na to pomysł, ciekawe... Gdy mnie zobaczył uśmiechnął się tylko sztucznie i zmierzył z góry do dołu. Pedał.
  - Cześć pizdo - rzucił krótko.
  - Spierdalaj.
Ścierwo zaśmiało się głośno, po czym z powrotem wróciło do podrywania sprzedawczyni. Nie wiem co panna w nim widziała. Biust chyba przysłaniał jej widok na jego wstrętny ryj.
 - To może mi jeszcze pani poda whiskacza... Nie, nie tego. Tamten na dolnej półeczce. - Dziewczyna wypięła się maksymalnie, a Bret wytrzeszczył oczy jakby mu kto kij w dupę włożył. Ale później było jeszcze lepiej. Kiedy blondyn zaczął wreszcie jej płacić i był przy podawaniu kobiecie centów jeden "przez przypadek" wpadł mu między jej cycki.
  - Ups, przepraszam. Zaraz go wyciągnę. - Wyszczerzył się jak kretyn i sięgnął łapą do jej bluzki. A ta zaczęła chichotać. No ja pierdolę.
  - Możecie się kurwa pośpieszyć?! - warknąłem wyprowadzony już z równowagi.
 - A co... Rączki się trzęsą? Wódki się chce? - Śmiał się nie zaprzestając wykonywanej przez siebie czynności. A chuj, niech się pieprzą na tej ladzie. Odwróciłem się na pięcie do tyłu i podchodząc jeszcze do półki znajdującej się najbliżej drzwi, sięgnąłem szybko po butelkę czystej i schowałem ją pod kurtkę. Nikt się nawet nie zorientował. A poza tym... Skoro nie ma poszanowania dla klientów to co się będę cackać z prawem. Z nieco lepszym humorem skierowałem swoje równie zajebiste co tyłek nogi do odpowiedniego bloku i parę minut później byłem już w mieszkaniu Julie.
  - Mam wódkę, skarbie! - zaskrzeczałem na wejściu i zrzucając tylko kurtkę i buty ruszyłem z butelką prosto do salonu. Dziewczyna miała na sobie obcisły topik i spódniczkę, więc nie miałem żadnych zastrzeżeń. Bardziej chyba zaciekawiło mnie jednak to, że siedzi na podłodze i rozkłada jakieś tabletki.
  - Co tam masz? - zapytałem siadając przed nią.
  - Extasy. Izzy dał mi jakiś czas temu, więc pomyślałam, że dzisiaj można by sobie je łyknąć - odparła nie kryjąc zadowolenia.
  - Nie mam ochoty na piguły - mruknąłem i wziąłem się za otwieranie wódki. Blondynka natomiast wzruszyła ramionami i zabierając mi butelkę popiła od razu trzy pastylki. Póki "cukiereczki" nie działały postanowiłem poruszyć pewien temat. Usiadłem bliżej Julie i objąłem ją jedną ręką. Zerknęła na mnie podejrzliwie, na co ja zaśmiałem się krótko.
  - Chciałbym tu zamieszkać - odezwałem się po chwili bez żadnego skrępowania. - Wiesz, w Hell House jest nas za dużo, a w twoim łóżku chyba znajdzie się jedno wolne miejsce, hm? - mruknąłem ochrypniętym głosem, po czym zagryzłem delikatnie płatek jej ucha. Dziewczyna nic nie odpowiadając zrobiła zamyślony wyraz twarzy.
  - Mam jeszcze LSD! - Przypomniała sobie akurat w tym momencie i podrywając się z miejsca podeszła do jednej z szufladek. Zirytowany przechyliłem butelkę i wbiłem wzrok w bliżej nieokreślony punkt. - Chcesz?
  - Nie - prychnąłem, a ta usiadła z powrotem z małym papierkiem w dłoni.
  - Zastanowię się i odpowiem ci w najbliższym czasie - rzuciła, po czym uśmiechnęła się krzywo.
  - Ale nad czym chcesz się zastanawiać? - Co, decyzja życiowa? No okej, może bywam nieco nieznośny, czasem jest mnie za dużo, ale bez przesady, nie? Przecież nie zdemoluję jej chaty! Choć w sumie... Nie no, bez przesady!
Blondynka już jednak nic nie odpowiadając włożyła kwas do swojej buzi, a następnie odwróciła moją twarz w swoją stronę i wepchnęła do mojej buzi język. Po jakichś dwudziestu sekundach ten pocałunek stał się po prostu zabawny. Oboje oderwaliśmy się od siebie i parsknęliśmy śmiechem. Właściwie... Z czego się śmiejemy? Potrząsłem głową. Kolory ścian się zmieniły, ale poza tym nic szczególnego nie zauważyłem. Położyłem się więc na plecach i oparłem ręce za głowę. Julie jeszcze przez jakiś czas się śmiała. Potem puściła kasetę Zeppelinów i zaczęła tańczyć do Tangerine.
  - Otwórz.
  - Co otwórz? - spytałem zdziwiony.
  - Ktoś puka do drzwi.
Rose, głuchy jesteś? Podniosłem się na równe nogi i poszedłem otworzyć, ale na zewnątrz nikogo nie było. Gdy wróciłem dziewczyna znajdowała się już na balkonie i jedną nogą była po drugiej stronie barierki.
  - No nie radziłbym. - Podbiegłem do niej i przyciągając ją do siebie ulokowałem z powrotem w salonie. A mieliśmy się tylko schlać... Jedynym plusem tego jakże rozrywkowego wieczoru było pobudzenie seksualne przez extasy, z którym Julie bądź co bądź się nie kryła. A skoro dziewczyna prosi, to facet nie odmawia. To by było zresztą w chuj nietaktowne. Przerzuciłem ją więc przez ramię i zaniosłem do sypialni. Dziewczyna wybuchła śmiechem jeszcze jeden raz, a mianowicie w momencie gdy ściągnąłem majtki. Wolałem już nie pytać co widzi na miejscu mojego koleżki...





czwartek, 17 lipca 2014

Welcome to the Sunset Strip - część 45


Rozdział dedykuję Axleen Rose 



Julia:


       Może i dzisiejsza wspólnie spędzona noc przypominała nieco scenę filmową, za to poranek na pewno do takiej nie należał. Wyobrażałam sobie go... ciut inaczej. No wiecie! Pobudka na torsie ukochanego mężczyzny i takie tam pierdoły. Ale nie! Ja musiałam obudzić się na podłodze. Na dodatek z włosami jakby pierdolnął w nie piorun. No ale ten... miały się prawo rozkopać... Jedną ręką sięgnęłam szybko po kołdrę i zawijając się w nią zaczęłam łazić po pokoju. A to żeby wybrać jakieś ciuchy, a to żeby popatrzeć w okno... W jego stronę jeszcze nie spojrzałam. Korciło mnie, wiadomo, ale odczuwałam taki dziwny ból w żołądku. Z jednej strony przepełniona cholerną radością, a z drugiej... onieśmieleniem? Tak to nazwijmy. Wyznawanie czy przyznawanie się do swoich uczuć to jednak cholernie trudna sztuka. 
Chwytając za potrzebne mi do przebrania szmatki ruszyłam do łazienki. Tam wzięłam orzeźwiający prysznic, ubrałam się, zrobiłam delikatny makijaż i zadowolona z efektów udałam się tym razem do kuchni. Wstawiłam wodę na kawę i naturalnie włączyłam radio. Akurat zaczynał się utwór Don't Stop Me Now, więc w całym mieszkaniu rozbrzmiał przecudowny głos Freddiego.
Nucąc tekst pod nosem krzątałam się z uśmiechem po pomieszczeniu jedną ręką otwierając lodówkę, drugą zalewając kawę.
W pewnym momencie na swojej talii poczułam dłonie, a na szyi ciepły oddech. Moje ciało mimowolnie przeszedł przyjemny dreszcz, a ja delikatnie uśmiechnęłam się pod nosem. 
  - I am a sex machine ready to reload. Like an atom bomb about to... oh, oh, oh, oh, oh explode - zanucił ochrypniętym głosem, na co ja odwróciłam się do niego i zarzuciłam ręce za jego szyję. Wcześniejszy ból żołądka zamienił się raczej w motylki w brzuchu. 
Poczułam jak na moje policzki ponownie wstąpił cholerny gorąc. Nienawidzę się rumienić, ugh. 
Tak czy inaczej posłaliśmy sobie cwaniackie uśmieszki, a nasze usta złączyły się ze sobą na parę sekund. 
  - Mamy coś do jedzenia? 
 - Nic. Lodówka świeci pustkami. - Westchnęłam wzruszając lekko ramionami. Rudy zrobił skupioną minę, po czym wrócił się do przedpokoju i zaczął przeszukiwać swoją ramoneskę. 
  - Mam kupony do McDonalda! - zawołał rozpromieniony. Nie no, idealnie. Romantyczne śniadanko w zapchlonym fast foodzie. - Idziemy, nie?  
  - Pewnie - rzuciłam z prawie niewyczuwalną ironią i wzięłam się za picie swojej kawy, którą i tak Rose po chwili wyrwał z mojej dłoni i opróżnił kubek do końca. Zmarszczyłam z niezadowoleniem brwi, ale on zbytnio się tym nie przejmując, pozbierał swoje ubrania z podłogi i zamknął się na pięć minut w łazience. 
       Po chwili oboje zmierzaliśmy uliczkami w wyżej wspomniane miejsce. Słońce niemiłosiernie pięło się wciąż ku górze i robiło się coraz bardziej upalnie. Gdy znaleźliśmy się na miejscu zajęłam miejsce przy jednym ze stolików i znudzona zaczęłam stukać paznokciami o blat. Axl w tym czasie poszedł zamówić te jakże wykwintne dania jakimi są kanapki z dziwnie podejrzanym mięsem, przesolone frytki i napoje, od których rośnie dupa! Dobra, przecież miałam nie marudzić. 
  - Smacznego - rzucił stawiając przede mną tackę. 
  - Nawzajem - mruknęłam i chwyciłam za frytkę, która bądź co bądź smakowała nieźle. Kanapka też ujdzie. Kurwa, co będę ściemniać. Każdy lubi to żarcie.
Zajęta siorbaniem coli przez słomkę, nie zorientowałam się nawet, że od paru dobrych minut jestem przez niego bacznie obserwowana.
  - No co? - wypaliłam w końcu obdarzając go pytającym spojrzeniem. 
  - Ponad rok... Kupa czasu, nie?
  - Czy ja wiem. - Wzruszyłam ramionami uśmiechając się pod nosem.
  - I naprawdę przez cały ten czas wciąż ci się podobałem? - Tu przybrał zawiadacki uśmieszek, na co ja wywróciłam oczami. Naprawdę czułam się niekomfortowo gadając o uczuciach.
  - No przecież już ci powiedziałam - mruknęłam sięgając z powrotem po napój i wbijając w Rose'a swój wzrok, przykleiłam się do słomki. 
  - Mamy wiele do nadrobienia - stwierdził z zadowoleniem i chyba już z przyzwyczajenia wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Zorientowawszy się jednak w jakim miejscu się znajdujemy schował ją z powrotem i przeklął pod nosem. Kiedy jednak oboje byliśmy już najedzeni i na tacach pozostały same śmieci wyszliśmy na zewnątrz i Rudy mógł sobie spokojnie zapalić. 
  - Chcesz? - Zaproponował, na co ja pokręciłam przecząco głową. Jakoś nie miałam ochoty na fajki. Dobry znak. Może wcale nie jestem od nich uzależniona?
Wracając... Zgodnie stwierdziliśmy, że można by się w sumie przejść do Hell House. Korciło mnie zresztą, żeby pogadać z Duffem o reakcji Lucy. Podobno było... ciekawie. 
  - Masz jakieś drobniaki? Aerosmith w Rolling Stone - odezwał się gdy przechodziliśmy koło jednego z kiosków. Z kieszeni swoich dżinsów udało mi się wydobyć aż trzy dolce, także podałam je niezbyt miło wyglądającej kobiecie i sięgnęłam po magazyn. 
  - No, no... Może to Camille robiła zdjęcie. - Zażartowałam, przyglądając się okładce. Zaraz potem zwinęłam jednak gazetę w rulon i zaczęłam patrzeć się pod nogi, bo z moim szczęściem... to wiadomo jak bywa. Po porządnym spacerku, podczas którego mam nadzieję spaliłam trochę kalori, dotarliśmy wreszcie pod naszą kochaną ruderę. Ostatnio nie bywałam tu za często, więc na sam widok tego ledwo stojącego domu na moją buzię wkradł się uśmiech. 
Axl jedną ręką objął mnie w pasie, a drugą nacisnął na klamkę. Weszliśmy do środka, a naszym oczom ukazał się wieczny syf i porozwalane na kanapie i podłodze towarzystwo. 
Kamila na nasz widok wyszczerzyła się szeroko i wygramoliwszy się z objęć Hudsona podeszła do nas szybkim krokiem. 
  - Razem? 
  - Razem - odparł Axl i zaraz zostaliśmy przez nią mocno ściśnięci. 
  - Co za uścisk grupowy, hm? - zagadnął Duff, do którego od razu podbiegłam i wskoczyłam mu na kolana. 
  - Opowiadaj!
  - A co tu opowiadać? - zaczął z kpiącym uśmieszkiem. - Wkurwiła się, parę razy oberwałem w twarz i ten... poszła sobie. Ponoć jestem największym dupkiem w mieście. - Uniósł głowę dumnie do góry, po czym oboje parsknęliśmy śmiechem. Chwilę potem mój wzrok powędrował na drobną brunetkę siedzącą obok Adlera. Dziewczyna wyglądała raczej na młodszą od nas. Uśmiechnęłam się do niej, co ta szybko odwzajemniła i wyciągnęłam do niej dłoń.
  - Julie.
  - Nathalie. - Przedstawiła się i uścisnęła moją rękę.











Kamila:




        Mojej uwadze nie umknął oczywiście nasz magazyn, który spoczął sobie teraz na stoliku przy kanapie. No to... Czas się wreszcie pochwalić!
   - I jak podoba się wam zdjęcie? Osobiście jestem z niego zadowolona - mruknęłam wskazując głową na gazetę. Wzrok wszystkich powędrował na okładkę, a zaraz potem na mnie. Ach te wybałuszone ślepia! Slash nawet zakrztusił się piwem. - No co tak patrzycie? Wasza zajebista Camille miała sesję z Tylerem i jego bandą! - zawołałam z wyszczerzem i zarzuciłam teatralnie włosami.
  - Rozmawiałaś z nimi? - Jako pierwszy wydukał coś McKagan.
 - No raczej! I powiem wam... fajni goście. - Zaśmiałam się i usiadłam sobie między Saulem a Julią. Pojeby zerkały na mnie jeszcze przez parę sekund z otwartymi buziami po czym zaczęli... ehm, krzyczeć, buczeć czy chuj wie co jeszcze.
  - Jak mogłaś nam wcześniej tego nie powiedzieć?! - zawołał widocznie naburmuszony Adler.
  - Mogłam, ale po co? - Wzruszyłam niewinnie ramionami i rozkładając się wygodniej na kanapie położyłam nogi na stolik.
  - Spokojnie... Jeszcze trochę i będziemy wspólnie z nimi imprezować. - Wtrącił się Axl. Jego pewność siebie sprawiła, że nawet udało mi się w to uwierzyć. 
  - Popijawa z panem Perry? Czemu nie - mruknął Izzy kręcąc głową. 
  - Najpierw to przedstawisz mu swoją dziewczynę! - zawołała Berry i szturchnęła go w bok. 
  - Wracając... Widzę, że kariera naszej fotografki się rozwija. - Julia uśmiechnęła się do mnie szeroko, co ja oczywiście odwzajemniłam. 
  - Cóż... nie zaprzeczę - mruknęłam niby to skromnie. - Teraz tylko czekać, aż będę mogła zrobić zdjęcie pewnej piątce dzikusów. Może kojarzycie?
Duff udał zamyślonego, po czym wzruszył bezradnie ramionami.
  - Nie, nie kojarzę. 
  - Uduszę cię kiedyś - wymamrotał mi do ucha Hudson i zacisnął dłoń na mojej szyi.
  - A proszę cię bardzo... - szepnęłam, po czym parsknęłam śmiechem. Saul pokręcił jeszcze tylko głową, a następnie skierował mój podbródek nieco wyżej i zaczął muskać moje usta. Później w podniebieniu poczułam jego język i...
  - Tylko się nie połknijcie - rzucił z ironią Duff, a wszyscy zaczęli się z nas podśmiewywać. Tak, wymiana śliny musi poczekać. 
       Nie minęło nawet pięć minut, a już wepchnięto mi w ręce miskę popcornu. Na ekranie natomiast pojawił się jakiś film sensacyjny. I wiecie co? Cieszyłam się jak głupia, że siedzimy w jednym pieprzonym pomieszczeniu i spędzamy razem czas. Ja, Saul, Julia, Axl, Steven, Nathalie, Duff, Izzy i Berry! Cały komplet! Doskonale wiem, że takie momenty nie będą zdarzać się zawsze, dlatego najzwyczajniej w świecie się nimi cieszę. You know... Kiedyś każdy z nas będzie miał swoje mieszkanie, dom... Nie będzie nawet czasu żeby się spotkać... A teraz? Jesteśmy jak wielka popierdolona do reszty rodzinka. Młodzi, piękni, zajebiści... 
  - Kocham was! - zawołałam w pewnym momencie rozrzucając popcorn po podłodze.
  - Ale może nie marnuj jedzenia, co? - warknął Steven i zmierzył mnie pogardliwym wzrokiem. Reszta też nie zwracając na mnie zbytniej uwagi wróciła do oglądania filmu. No i jak tu ich nie kochać, no jak? 
  - Te, kurwa! To przecież Michelle! - zawołał nagle Slash i palcem wskazał na ekran. 
I rzeczywiście. To była ona.
  - Panna Young aktorką? - Uniosłam w zdziwieniu jedną brew do góry. 
  - Widziałem się z nią jakiś czas temu. Przyleciała z Nowego Jorku, bo właśnie kręcili tu film - wymamrotał Rose.
Zaraz jednak nasz podziw w stosunku do tej blondyny zamienił się w drwiący śmiech. 
Michelle grała prostytutkę. 
  - Idealna rola dla tej pani. - Uśmiechnęłam się kpiąco i wymieniłam porozumiewawcze spojrzenie z Julią. Nie, kobiety wcale nie są wredne. 







Kilka godzin później...








Steven:




       Od paru dobrych minut obserwowałem Nathalie, która nerwowo skubała skrawek swojej koszuli. Wiedziałem, że chodzi o jej ciotkę, ale według mnie, nie było czym się zamartwiać. Przecież może mieszkać w Hell House i mieć tamtą kobitę w dupie, no nie?
  - Co jest, młoda? - zapytałem odgarniając jej włosy za ucho. 
  - Nic - mruknęła nawet na mnie nie spoglądając.
  - Mówiłaś ostatnio żebym nauczył cię grać na perkusji. To jak? Co powiesz na lekcję? - Uznałem, że nie będę drążyć tematu, a zwyczajnie go zmienię. 
  - Wiesz... jakoś nie mam na tę chwilę ochoty. 
  - Okej, przełożymy to na kiedy indziej. - Uśmiechnąłem się do niej ciepło. 
 - Idziecie z nami do klubu? - W kuchni po chwili zjawiła się Camille ze Slashem. Zerknąłem pytająco na brunetkę, a ta o dziwo przytaknęła głową. No, wiadomo teraz o co chodziło! Dziewczyna po prostu ma ochotę się napić! 
       Tak mi się przynajmniej wydawało... Kiedy byliśmy już w Whisky A Go Go dziewczyna bawiła się ciągle słomką i patrzyła zamglonym wzrokiem na swojego drinka. Postanowiłem, że na razie nie będę się nic odzywał. Każdy czasami ma ochotę pobyć sam ze swoimi myślami. Zamiast tego dołączyłem się do rozmowy o cyckach jednej z kelnerek. Były jakieś takie... kosmicznie wielkie. Nie chciałbym być przez nie zgnieciony, oj nie... 
  - Są dojebane. Chciałbym je wymacać. - Westchnął marzycielsko Duff, a dziewczyny spojrzały na niego jak na kompletnego idiotę. 
  - Silikony chciałbyś macać? - prychnął Saul i uśmiechając się łobuzersko do swojej dziewczyny objął ją tak, że dłoń oparł na jej biuście. - Ja tam jestem fanem naturalnych atutów kobiecego ciała - mruknął i po chwili zaczęli się z szatynką eee... wzajemnie połykać. 
  - Mówcie co chcecie. Ja ją dziś zaliczę - rzucił mój wyższy przyjaciel i poszedł w dość prostacki sposób ją podrywać. Ale tej lasce widocznie się to podobało. Chichotała jak pojebana. Parę minut potem chwycił ją za dłoń i puszczając nam jeszcze oczko pociągnął do kibla. Parsknąłem śmiechem. 
  - Co cię tak bawi? - odezwała się niespodziewanie Nat.
  - To, że panienki są takie naiwne i głupie. 
  - Wszystkie? - Jej głos zmienił się w naprawdę chłodny. Zmarszczyłem brwi.
  - Oczywiście, że nie - odpowiedziałem. Brunetka zmierzyła mnie wzrokiem, po czym odwróciła głowę w przeciwnym kierunku. Dziwnie się zachowywała. Nie tylko ja to zauważyłem.
  - Uczysz się gdzieś Nathalie? Czy może pracujesz? - Zagadnęła do niej Julie. Niezbyt trafne pytanie. 
  - Ja... miałam przerwę. I w sumie nie wiem jeszcze co będę robić. - Wyraźnie chciała uciąć temat. Blondynka uśmiechnęła się tylko do niej lekko i pociągnęła parę łyków 
ze swojej szklanki. - Przepraszam, muszę... muszę iść. - Brunetka wstała gwałtownie 
od stolika i szybkim krokiem ruszyła ku wyjściu. 
  - Idź za nią. - Ponagliła mnie Berry kiedy nieco skołowany wpatrywałem się w drzwi. Westchnąłem głośno i ruszyłem za dziewczyną. Kiedy znalazłem się już na zewnątrz Nathalie była już spory kawałek dalej.
  - Zaczekaj, młoda! - zawołałem i podbiegłem do niej. - Co się dzieje? Źle się czujesz 
w naszym towarzystwie? - Próbowałem zgadywać.
  - Nie, nie o to chodzi. Ja po prostu... powinnam wrócić do domu. 
  - No ale do Hell House trzeba iść w drugą stronę. - Podrapałem się po głowie i zamrugałem parokrotnie oczami. 
  - Hell House to wasz dom... A moje miejsce jest u ciotki. Albo prędzej w ośrodku... - Przełknęła ślinę i ponownie przyspieszyła kroku. 
  - O czym ty pierdolisz? Nie chcesz do niej wracać! 
  - Ale muszę! - jęknęła. - Znam ją... Wezwie policję i sprowadzę na ciebie... na was problemy. A tego nie chcę.
  - Jaka policja? - Zaśmiałem się. 
  - Kiedyś was odwiedzę - mruknęła unosząc jeden kącik ust do góry i sobie poszła. Tak po prostu. Zostawiając mnie samego na środku chodnika. 
Stałem tu jeszcze przez parę minut odprowadzając dziewczynę wzrokiem. W końcu zniknęła mi gdzieś za rogiem i tyle. Wróciłem do klubu, osowiały opadłem na swoje wcześniejsze miejsce i zamówiłem piwo. 
  - Gdzie ona poszła? - spytała Berry dotykając mojego ramienia. 
  - Wróciła do swojej ciotki - odburknąłem.
  - Ona nie ma jeszcze osiemnastu lat, Steven... Nie wszyscy tak jak wy są gotowi na samodzielne życie w tej... dżungli. - Co racja to racja. Tylko ta mała wiele przeszła. Wydawało mi się, że da sobie radę. Ech, po co się kłopoczesz stary? Biorąc przykład 
z McKagana ruszyłem na łowy. Numerek w kiblu z pewnością poprawi mi humor.
Celowałem w panienki siedzące wspólnie przy jednym stoliku. Miniówki, kabaretki, odsłonięty biust. Tylko czekały na okazję żeby się z nimi zabawić. Puściłem parę tanich komplementów, ukazałem im w uśmiechu moje białe zęby i niedługo potem dzieliłem kabinę z pewną tlenioną blondynką. 
  - Ty jesteś z tego zespołu, prawda? Guns N' Roses? - zapytała zagryzając wargę.
  - Mhm.. - mruknąłem na odczepne odsuwając swój rozporek.
  - Świetnie. Uwielbiam muzyków. 
No i fajnie. Możemy zaczynać. 











Izzy:


        Nie wiem która była godzina. Wiem, że miałem przyćmiony obraz. Gdzie ja jestem? Chyba widzę... tunel? Ej no zaraz. Najpierw odniosę sukces, a potem będę mógł umierać. Za wcześnie kurwa na śmierć. O... widzę światło. Jak to było? Trzeba iść w jego stronę czy właśnie nie? Chuj, nie idę do żadnego światła. Cholera, ono migocze. Odwróciłem głowę, ale nic specjalnego tam nie zobaczyłem. Zerknąłem jeszcze raz w kierunku światła. Coś błysnęło. Zaraz. To Camille? Z aparatem? Nie chcę wiedzieć jak wyszedłem na tym zdjęciu... Chociaż, na pewno nie będzie tak źle. W końcu przystojny ze mnie chłopak. 


Ehm.. chyba chcę już wracać. Jestem śpiący. Wzrokiem odszukałem Berry. Ale czy to na pewno ona?
  - Gdzie mnie macasz palancie?! - warknął najprawdopodobniej Slash. Zaśmiałem się głupkowato i zacząłem szukać jej dalej. 
  - Izzy, co ci? Mówiłam żebyś nie mieszał alkoholu... - Tak! Głos mojej niewiasty!
  - Tu... tu jestem.
 - No przecież stoisz przede mną to chyba widzę? Ech, chodź. Pójdziemy do mnie. - Złapała mnie za rękę i wyprowadziła z klubu jak małego chłopca. Czułem się taki jakiś usatysfakcjonowany...
  - Patrzcie śmieci! Idę za rękę z najpiękniejszą laską w mieście! - wydarłem się, na co ta szybko mnie zganiła. Nie mam pojęcia dlaczego. - Na świecie chciałem powiedzieć, wybacz. - Zaczęła się śmiać. 
Widoczność jakby mi wracała... Nie, jednak nie. Weszliśmy najprawdopodobniej w ciemną uliczkę. 
I chyba ktoś za nami idzie. Odwróciłem się chwiejnie i zacząłem im machać. Było ich sporo. 
  - Izzy, chodź... szybko... - Boi się? No co ty skarbie, przecież ci mężczyźni się do nas uśmiechają. Ups, potknąłem się. Twarde lądowanie na glebę. No ale po jakiego chuja oni krzyczą. I dlaczego macają mnie po kieszeniach. Ej no, to moje ostatnie trzy dolce! 
  - Wypierdalaj z łapami, nic nie mam... - wybełkotałem, a zaraz potem momentalnie oberwałem z buta w twarz. Poczułem w buzi metaliczny smak. Dotknąłem szczęki i z przykrością stwierdziłem, że krwawię. Chciałem się podnieść, ale zaczęli mnie kopać. Gdzie kurwa jakakolwiek kultura?! Niedobrze... To boli coraz bardziej. Przewróciłem się na bok i głośno jęknąłem.
  - Twoja laska będzie jęczeć jeszcze głośniej. - Tyle zdążyłem wychwycić z jego słów. Dziewczyna głośno pisnęła, a następnie zaczęła szlochać. Chciałem się podnieść, ale nie mogłem. Rozmyty obraz, brak sił, przeszywający ból. Nie zasypiaj stary. Podnieś te pieprzone powieki! Oddalili się. Już nic nie słyszałem. Może tylko stłumione krzyki. 
Nie zasypiaj, nie zasypiaj...