czwartek, 30 kwietnia 2015

Wake up... time to die! [11]









~Z perspektywy Duffa~



  - O Boże... O Jezu... Co ja narobiłam...
  - O Boże... O Jezu... Pójdziesz za to siedzieć... - Parodiowałem głos jakiejś lamentującej laleczki. Tak, jakiejś. Imienia nie znałem. Albo co bardziej prawdopodobne, nie pamiętałem. Jedyne co mogłem o niej powiedzieć to fajne zderzaki, dobry tyłek, ogniste włosy, piegowata twarz i blada cera. Może Angielka? 
  - Skąd jesteś, skarbie?
  - Nie mów do mnie skarbie! Nie jestem twoim skarbem! Mam chłopaka!
  - Fajnie, chętnie go poznam. - Posłałem jej szeroki uśmiech, na co ta przybrała przerażoną minę. Zabawne stworzenie. - Wrzuć na luz mała, tak tylko się droczę.
Podirytowana zmarszczyła swoje cienkie brwi, po czym odetchnąwszy jakby z ulgą owinęła się w kołdrę i zaczęła latać po pokoju w poszukiwaniu swojej garderoby. Minuta, dwie, pięć...
  - Szukasz czegoś? - Odchrząknąłem z rozbawieniem i chwyciwszy za ramiączko jej stanika, pomachałem jej nim przed nosem. Ruda rzuciła się po niego tak gwałtownie, że kołdra zsunęła się z jej ciała, odsłoniła moją ulubioną część, ja mogłem przez parę sekund ponownie ją sobie popodziwiać, a ona... Wydała dziwny pisk, który miał chyba manifestować jej zdenerwowanie i wyrywając mi biustonosz z ręki pobiegła z resztą ciuchów do łazienki. Jakby nie mogła przebrać się tutaj.
Dosłownie sekundę potem usłyszałem pukanie do drzwi.
  - Chwila! - Krzyknąłem w odpowiedzi i włączając tryb błyskawiczny zacząłem szukać swoich gaci. Ale jak na złość ich nie było.
  - Liczę do dziesięciu i wchodzimy! Dziesięć... - Kurwa. - Dziewięć... - Cholera. - Osiem... Pięć, dwa, jeden. - Intruz nacisnął na klamkę i wraz z resztą watahy wparował do pokoju.
  - Liczyć nie potrafisz? - Warknąłem na Axla, który z drwiącym bananem na ryju przyglądał się mojemu... A zresztą, czym się miałem przejmować. Prawdę powiedziawszy byłem dumny ze swojego ciała.
  - Ekhm, może my wrócimy później... - mruknęła ze zmieszaniem Julie i delikatnie pociągnęła chłopaka za rękaw. A ja nie zamierzając niczego zakrywać, rozejrzałem się z serdecznym uśmiechem po znajomych.
 - Masz rację. Jego wielkość, a raczej jej brak, mógłby cię słońce przestraszyć. - Skomentował i zasłaniając jej oczy swoją dłonią wyprowadził blondynkę z pomieszczenia. Jedni z głowy.
  - Czy ja słyszę szum wody? - Adler jak gdyby nigdy nic tanecznym krokiem obszedł cały pokój, a na koniec stając na palcach zaczął zaglądać przez szybkę w drzwiach od łazienki. Chwilkę później nastąpiła wymiana cwaniackich uśmiechów i języka migowego, którym miałem opisać czy moja "koleżanka" ma duże czy małe cycki i co oczywiste, czy była dobra w łóżku. A musiałem przyznać, dawno nie zabawiałem się z tak ostrą zawodniczką. Jednak rude to rude. 
W drzwiach stał jeszcze Hudson. To znaczy, podpierał się o framugę i właściwie wyglądał jakby miał zaraz osunąć się po niej na podłogę. 
  - A temu co?
Popcorn wzruszył ramionami.
  - Slash?! Slash, gdzie jesteś?!
Nagle nasz przyjaciel się ocknął i migiem wszedł pod moje łóżko. Okej?
  - Mnie tu nie ma chłopaki.
 - Slash, wyjdź. Spod łóżka wystaje ci cała noga. - Camille z miną 'całe życie z idiotami' stanęła we wcześniejszym miejscu chłopaka i ze skrzyżowanymi rękoma tupała nerwowo nogą. Saul natomiast zamiast wyjść, schował jedynie nogę, która tak perfidnie go wydała. Logiczne. Dziewczyna chyba nie miała zamiaru tego skomentować, bo zrezygnowana wyszła z pokoju.
  - Ej, stary, co ty odwalasz? - Zapytałem w międzyczasie zakładając na tyłek odnalezione pod poduszką gacie.
 - Trochę zaćpałem, a wiecie jak ona na to ostatnio reaguje - wymamrotał wychodząc ze swojej kryjówki. - A tego... Masz coś? 
No miałem, więc mu dałem. Najwyżej mi się oberwie.
  - Idziemy wszyscy na miasto, lecisz z nami? - Zagadnął Popcorn.
 - Ta. Dajcie mi tylko parę minut - rzuciłem, na co blondyn przytaknął krótko głową i chwytając Hudsona pod ramię opuścił moje królestwo. A ja leniwym krokiem doczłapałem się do szafy, wyciągnąłem z niej skórzane spodnie i startą już koszulkę z Pistolsów, po czym włożyłem je na siebie w żółwim tempie. Niech na mnie szmaty czekają. Rewanż musi być. Ja, Michael Andrew McKagan, wychowany w porządnej rodzinie, nauczony, że spóźnianie się to beznadziejna cecha, od trzech lat zmuszony byłem czekać na te wołowe dupy. Szczególnie na jedną, która niezależnie od tego czy właśnie mieliśmy dać koncert, czy gdzieś razem iść, musiała się kurwa spóźnić.
  - Będę już szła, cześć. - Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć dziewczyna była już na zewnątrz. Hej! A jakiś numer telefonu?! Nie? Nic? Tęskne spojrzenie w kierunku zamkniętych przed chwilą drzwi... Oj, zapamiętam cię na długo, mała. 
W każdym razie zamknąłem swoją niepotrzebnie otwartą jadaczkę i ruszyłem do łazienki, żeby ogarnąć trochę pysk. I oczywiście wypsikać się moimi zajebistymi perfumami. Puściłem swojemu lustrzanemu odbiciu oczko i prężąc jeszcze parę minut swoje muskuły w końcu postanowiłem zejść na dół, zbytnio się przy tym nie spiesząc. 
  - Możemy iść, leszcze! - Zakomunikowałem piątce, wróć, dwójce. - Gdzie reszta?
  - Slash jest nieprzytomny, Camille jest na niego wkurwiona, a Julie jeszcze bardziej. - Wytłumaczył pokrótce Popcorn.
  - Julie na Slasha?
 - Nie, na Axla. - Zerknąłem na Rudego, ale ten machnął tylko ręką i odpalił papierosa spotykając się po chwili z piskliwym 'tu nie wolno palić!' w wykonaniu sprzątaczki. Rzecz jasna, wyjebongo. 
  - Kwadrans temu między wami było wszystko w porządku. Jak? Ja się pytam jak?
  - Dał przy niej klapsa w tyłek tej twojej rudej panience.
Palnąłem się z otwartej dłoni w czoło.
 - Przy niej, nie przy niej, jaka różnica - mruknął z obojętnością w głosie Rose i na nowo zaciągnął się dymem.
    Koniec końców trzej muszkieterowie wyruszyli na podbój... klubu ze striptizem. Czynnego przez całą dobę.
Kocham to miasto.








~Z perspektywy Camille~



  - Czego się mażesz? - Padło pytanie, po którym spojrzałam się na przyjaciółkę z wyrzutem. To było chyba oczywiste! - Wiesz dlaczego faceci są silniejszym gatunkiem? - Chwilę się zastanowiłam. W sumie nie wiedziałam. - Bo się nie mażą. Mają na wszystko wyjebane! Nie przejmują się niczym, rozumiesz? Nie wyolbrzymiają! Każdy problem mają głęboko w dupie! I my musimy robić to samo. Nie możemy przejmować się kimś, kto sam się nie przejmuje. Koniec! Od dziś żyjemy na innych zasadach! Od dziś to my, kobiety, będziemy tymi silniejszymi! Zmiażdżymy tych dupków swoją arogancją i obojętnością! Chłód! Suko...watość? Zero problemów! Zero zmartwień! Zero łez! Będziemy... lekceważącymi zołzami!
Biedactwo aż się zdyszało.
  - A tak poza tym to wszystko w porządku? - Spytałam, co było raczej błędem, bo Julie na nowo zaczęła swój wykład, z tym, że dołożyła do niego gestykulację. Pomińmy fakt, że przez przypadek rąbnęła ręką boy'a hotelowego w czoło, a przechodzący przez korytarz ludzie patrzyli na nas dosyć nieprzychylnym wzrokiem.
Dwadzieścia minut później, tak, sprawdziłam na zegarku, Julie doszła do podsumowania swojej wypowiedzi.
  - I wiesz co teraz zrobimy?
Pokiwałam przecząco głową. Oświeć mnie!
 - Pójdziemy do jakiegoś zajebistego klubu, poznamy się z jakimiś fajnymi kolesiami, będziemy się dobrze bawić, a do hotelu wrócimy albo najebane, albo nie wrócimy wcale.
Musiałam ostudzić jej entuzjazm. 
  - Po pierwsze, nie znamy tego miasta, więc taki wypad może się skończyć spaniem na ławce, za które podziękuję. A po drugie, co na to chłopaki?
  - O! I tu cię mam! Tu cię kochana mam! - Westchnęłam głośno. Czyżby kolejna przemowa? - Przejmujesz się ich zdaniem. A niepotrzebnie! Myślisz, że Slash waląc herę myśli o tym, co na to powiesz? Nie myśli! Dziewczyno, bądźże niezależna! Pokaż temu dupkowi, że jak on może, to ty też!
  - Ta, wspierajmy się w tym gównie razem. Ja będę piła, on będzie ćpał. Huhu, widzę świetlaną przyszłość dla naszego związku! - Rzuciłam sarkastycznie. Blondynka już nic nie mówiąc chwyciła mnie za rękę i pociągnęła do swojego pokoju. Najwyraźniej moje zdanie miała głęboko w... Hm, dobrze jej szło. Tak czy inaczej rzuciła we mnie jakimiś skąpymi ciuszkami i kazała się w nie przebrać. Nie miałam już siły się z nią kłócić, toteż założyłam grzecznie małą czarną, potem zrobiłam sobie mocniejszy makijaż i włożyłam na nogi szpilki. Wyglądałam... Wyzywająco. Zbyt wyzywająco.
  - Nie, to nie ma sensu. Ściągam to i idę do siebie. Muszę sprawdzić czy Saul się dobrze czuje.
 - O nie, nie, nie! Zostajesz w tym i wychodzimy! - Szarpnęła mnie za rękę i zaczęła ciągnąć w stronę windy. W pewnym momencie zaparłam się jednak mocno nogami i wyrwałam z jej uścisku.
  - Mam być niezależna? Tak? Okej! To w takim razie mówię NIE. Nigdzie nie idę. - Ha, cóż to za zaskoczenie na jej twarzy? 
 - W stosunku do mężczyzn masz być niezależna, baranie - odparła i pokręciła z politowaniem głową, żeby następnie wepchnąć mnie do windy. Pomocy! Wariatka!
  - To będzie jeden z najlepszych dni w naszym życiu! Mówię ci, czuję to!
 - Dobrze, że chociaż jedna z nas... - Odchrząknęłam i przełykając głośno ślinę stwierdziłam, że raz się kurwa żyje.









~Z perspektywy Duffa~


     O godzinie osiemnastej trzej muszkieterowie powoli zbliżali się ku końcowi. Alkohol wchodził w nas już coraz gorzej, cały entuzjazm i podniecenie miejscem, w którym się znajdowaliśmy powoli mijały, a zamiast tego zrobiliśmy się smętni i zaczęliśmy na wszystko narzekać. Typowo. Euforia, odprężenie, poczucie, że jesteśmy jebanymi panami świata i możemy zrobić wszystko na co mamy ochotę, potem bełkot, ciężki łeb i totalne znużenie, które nastąpiło dziś zdecydowanie za szybko.
  - Chłopaki... Czy my się starzejemy? 
Dwójka wbiła we mnie znudzone spojrzenie.
 - Ja tam się czuję jak nohonawodzony. Pfu, noworadzony. Kurwa. Nowonarodzony, o - wybełkotał Adler i wyszczerzył się szeroko. Westchnąłem głośno. - A czemu pytasz?
  - Siedzimy tu od paru godzin i nie zerżnęliśmy jeszcze żadnych lasek. W dodatku nie wiem jak wy, ale ja mam już dość picia. - Skrzywiłem się. Jezu, może ja naprawdę się starzeję?
  - Gohszy dzień. Prostu. Spokojna głowa, Duff. - Popcorn poklepał mnie po plecach i przechylił pusty już od paru minut kieliszek. Ja swój zacząłem natomiast obracać w dłoni. A tępy wzrok powędrował gdzieś przed siebie.
 - Ale on ma rację. Coś jest nie tak. Idę jakąś poderwać. - Rose zerwał się gwałtownie z siedzenia i już miał poleźć na tych swoich chwiejących się badylach w stronę baru, gdy przypomniałem mu, że ma dziewczynę i nie omieszkam jej poinformować o każdej jego możliwej zagrywce. Jego zapał szybciutko się więc ulotnił i walnął swój tyłek z powrotem na kanapę. 
  - Z kim ty trzymasz, co? - Prychnął.
  - To moja przyjaciółka. Zresztą... Chcesz, to ją zdradź. Przynajmniej się rozstaniecie i w końcu dostrzeże kto tak naprawdę powinien być jej facetem - odparłem wzruszając przy tym ramionami. Axl chyba przez chwilę się zamyślił, po czym z zadowoleniem palnął: 
  - I tak by cię nie chciała. 
Pokazałem mu środkowy palec, na co ten ponownie przybrał durnowaty uśmiech. Idiota. 
Tak czy inaczej chwilę potem zapadła między nami cisza, przerywana jedynie bekaniem Popcorna. A, wróć. Zapomniałem jeszcze o marudzeniu. 
  - Baby są takie sztywne. - Rozpoczął jak na razie swój monolog Axl. - Wszędzie widzą jakiś jebany problem. Jakby się nie można było kurwa wyluzować. Ostatnio to chciałem na przykład zaproponować swojej, żebyśmy pobawili się w trójkącik. Zaprosiłbym jakąś laskę i dalej to wiecie... Ale co wy, zaraz by było: 'Popierdoliło cię?!' - Zaskrzeczał, po czym walnął ten swój głupi łeb o blat stołu. Chociaż jakby na to nie patrzeć... Miał chłopak rację. Weźmy tą rudą z dzisiaj... Jej poranna histeria miała w ogóle jakieś sensowne uzasadnienie? Spędziła zajebistą noc z zajebistym rockmanem i narzekała? 
 - A jakby to Julie zaproponowała ci trójkącik, tyle że z jakimś fagasem? - Zagadnął Steven.
  - Popierdoliło cię?!
 - Ale... 
 - Czy ja ci wyglądam na jebanego geja? - Warknął waląc pięścią w stół. No stary, uważaj! Kieliszki zaraz przewalisz! 
  - Nie. A Julie nie wygląda na lesbijkę. - Blondyn podrapał się po głowie.
  - To co innego. Dwie laski w akcji to... - Tu rozmarzona mina. - Poemat. Na to się przyjemnie patrzy. A facet z facetem? - Tym razem uśmieszek ustąpił miejsca palcowi wetkniętemu do buzi i ogólnemu zdegustowaniu. 
  - Spójrz na to inaczej... - Postanowiłem się wtrącić. Dwoje par oczu spojrzało na moją osobę, a ja przybrałem cwaniacki wyraz twarzy. - Jeszcze by jej się seks z dziewczyną spodobał bardziej niż z tobą i co wtedy? 
Tak jest, Axl Rose zgaszony. Duff zdobywa sto punktów. 
 - E, mała! Jeszcze jedna kolejka! - Odbiegasz od tematu rudy przyjacielu... Temat chyba i tak zaraz by się urwał, bo zostaliśmy w tym momencie wręcz zahipnotyzowani. Oderwani od rzeczywistości. 
Te ruchy... to prężące się ciało... ten zadziorny uśmiech... 
  - Jest moja! - Krzyknęliśmy jednocześnie. Dziewczyna zaśmiała się kpiąco i zdawałoby się, że już odchodzi na drugi koniec sceny, gdy nagle... O mamo... Tancerka położyła się na naszym stoliku i wygięła w pieprzony łuk. I... och, pojękiwała. Chwila moment... czy ona utkwiła wzrok we mnie? I zagryzła wargę? I klęczy przede mną? I właśnie liżę jej brzuch? 
      Ten scenariusz nie mógł być inny. Trójka facetów siedzących przy stoliku pod samiutką sceną bez towarzystwa kobiet? Aż żal było chyba na nas patrzeć. I wreszcie kobiety postanowiły się nami zaopiekować. Bo już nie jedna, a trzy tancerki umilały nam czas. A kiedy jedna szepnęła mi na ucho bardzo, ale to bardzo sprośne słówka, byłem już pewien, że ten dzień wcale nie będzie taki zły. Ba, będzie zajebisty.
  - Adler, masz gumki? - Szturchnąłem blondyna, zanim jego laska zaczęła robić mu dobrze. Chłopak migiem wyciągnął z kieszeni paczkę prezerwatyw i puszczając mi oczko wcisnął ją w dłoń. - I tego, pilnuj tego gnoja, żeby nie posunął się za daleko, bo nie mam zamiaru go kryć. - Kiwnąłem na Rudego, który lizał się z siedzącą mu na kolanach panienką. Steven przytaknął krótko głową, a potem... Zaczęło się. Nie przeszkadzając im dłużej, chwyciłem dziewczynę za rękę i ruszyłem z nią w stronę toalet. 









~Z perspektywy Camille~ 


  - Możemy już stąd iść? - Jęknęłam starając się lekceważyć natarczywy wzrok jakiegoś kolesia z naprzeciwka. To był już trzeci klub, w którym miałyśmy okazję się dziś znaleźć i coś tak przeczuwałam, że niedługo będziemy musiały leźć do następnego. W każdym z nich trafiałyśmy bowiem na napaleńców. 
  - Czeeemuuu? 
 - Bo nie ma kurwa dżemu. Tamten koleś się na mnie gapi od paru minut. Zaraz będziemy musiały się z nim użerać - rzuciłam nie kryjąc zdenerwowania. Może byłam sztywna, nudna i tak dalej, ale nie będę ukrywać, że wolałam ten czas spędzić w łóżku z MOIM facetem niż w jakimś obskurnym klubie pełnym niewyżytych seksualnie typów. 
  - Wrzuć na luz, fajny jest! - Ta, zapomniałam dodać, że tylko jedna z nas była niezadowolona. Z poprzednich klubów to ja nas wyciągałam, bo moja przyjaciółka miała najwyraźniej ochotę na przygodną znajomość. Co mnie wkurwiało, bo nigdy nie lubiłam bawić się w przyzwoitkę, ale dzisiaj nie miałam wyjścia.
  - Nie pij już - warknęłam, jednak jak grochem o ścianę. Chwyciła za kieliszek, opróżniła go jednym łykiem, a następnie zaczęła mi pokazywać język. Przepraszam, czy znajdę w tym mieście jakieś całodobowe przedszkole? 
  - Patrz, idzie tu! - Wyszczerzyła się i zanim zdążyłam zareagować opuściła mi w dół dekolt od sukienki. No chyba ją pojebało! Już miałam ją opieprzyć, kiedy przed nami stanął ten typ. Co prawda na zboczeńca nie wyglądał - koszula, marynarka, drogi zegarek... Ale co niby taka szycha mogła robić w nocnym klubie? 
  - Jeśli liczysz na jakiś dziki seks w łazience albo w twoim samochodzie albo w każdym innym możliwym miejscu, to już możesz stąd spierdalać. - Zwykle nie byłam niemiła, ale moja cierpliwość się już kończyła.
Mężczyzna zaśmiał się pod nosem i ku mojemu zdziwieniu dosiadł się do naszego stolika. E?
  - Kuszące wizje, ale raczej nie miałem ich w planach - mruknął unosząc jeden kącik ust do góry, na co poczułam jak moje policzka zalewają się gorącem. Czy właśnie zrobiłam z siebie idiotkę? 
  - No to co ty tu jeszcze robisz? - Julie rozdziawiła lekko usta i zaczęła się w niego wpatrywać. Okej, cofam. To nie ja robię z siebie idiotkę. Koleś w każdym razie postanowił to przemilczeć i ponownie ominął temat przelotnym uśmieszkiem.
  - Jesteście z Nowego Jorku? - Zagadnął po chwili.
  - Nie, mieszkamy w Los Angeles - odpowiedziałam, po czym sięgnęłam po swojego drinka i przyssałam się do słomki. Moje czujne spojrzenie było jednak cały czas utkwione w opalonym, przystojnym (do licha) mężczyźnie. 
  - No to świetnie się składa. - Ukazał nam w uśmiechu szereg swoich białych zębów. Uniosłam pytająco jedną brew do góry. - Sprawa jest prosta. Pracuję w agencji modelek. Od razu gdy zobaczyłem was wchodzące do klubu miałem ochotę złożyć wam propozycję. Dlatego też przepraszam jeśli moje gapienie się w waszą stronę mogło być niekomfortowe. Tak czy inaczej chciałbym żebyście się do mnie zgłosiły, kiedy wrócicie już do LA. Umówiłbym was na jakąś sesję i zobaczymy co z tego wyjdzie. A jeśli się wam powiedzie to witam w świecie modelingu - Dokończył z entuzjazmem, którego chyba raczej nie podzielałyśmy. 
  - I mamy w to uwierzyć? - Czknęła blondynka, po czym oparła się na łokciu i zaczęła przyglądać mu się ze zmarszczonymi brwiami. 
  - A dlaczego niby nie? - Koleś przybrał poważną minę.
 - Chcesz powiedzieć, że dwie laski wypatrzone przez ciebie w klubie miałyby się stać nagle modelkami? Tak z dupy? - Odburknęłam nie kryjąc swojego sceptycyzmu. 
  - Jakbyście nie znały Ameryki. Tutaj wszystko jest możliwe. - Zabrzmiał jak facet z reklamy telewizyjnej. - Przemyślcie to, naprawdę. Tu jest moja wizytówka. Liczę, że zadzwonicie - powiedział kładąc na blat prostokątną karteczkę i wstając od stolika ruszył wolnym krokiem do wyjścia. 
  - Dziwny koleś. - Westchnęła moja przyjaciółka, po czym chowając wizytówkę w kieszeń swojej ramoneski podniosła się ledwo z kanapy. - Idziemy do następnego klubu!
 - O nie, nie, nie.
- O tak, tak, tak. - Pokiwała wymownie brwiami i pociągnęła mnie za rękę. 
Mimo wszelkich protestów z mojej strony pół godziny później znalazłyśmy się...
  - Kobieto, osłabiasz mnie. - Wywróciłam oczami i jeszcze raz spojrzałam na szyld klubu, który nosił nazwę 'Hot & Spicy'. Hm, znakomicie. 
 - Dziewczyno, co ci odwala?! Wiesz kto chodzi do takich klubów? Faceci, którzy mają ochotę popatrzeć sobie na gołe cycki. Chyba się do nich nie zaliczamy, co? 
Trzymajcie mnie.
- Nie, ale myślę, że wśród nich możemy znaleźć jakichś przystooojniaków! - Zawyła, po czym pędem ruszyła do środka. A ja za nią... 
Już po paru krokach miałam ochotę wyjść stąd jak najszybciej. Nie dość, że było tu w cholerę duszno, to wszędzie roiło się od roznegliżowanych lasek. A tam gdzie panienki, tam i śliniący się na ich widok faceci. To mnie zwyczajnie obrzydzało. Postanowiłam, że musimy koniecznie wrócić do siebie i jak będzie trzeba to wyciągnę ją stąd siłą. A potem zaniosę na barana do hotelu. Co nie mogło być trudne, bo dziewczyna miała od dwóch godzin raczej mało skoordynowane ruchy.
  - Koniec tego dobrego, wychodzimy. - Zarządziłam odwracając się w jej stronę. Szkoda tylko, że ona wcale obok mnie nie stała. Jej kurwa nie było! 
  - Julie, do cholery jasnej! Gdzie jesteś?! - Wydarłam się, co i tak zagłuszyła głośna muzyka. Zaczęłam przeciskać się między ludźmi wgłąb klubu. Szłoby mi to nawet nieźle, gdyby nie fakt, że ktoś w pewnym momencie zagrodził mi przejście. Walnąwszy z początku o czyjś tors, podniosłam głowę do góry i ku mojemu zaskoczeniu zobaczyłam znajomą twarz.
  - Duff?!
  - Camille?!
  - Co ty tu robisz?
 - Chyba prędzej to ja powinienem zadać do pytanie. - Odchrząknął i zmierzył mnie zdziwionym wzrokiem. Ten dzień to się kiedyś wreszcie skończy? 
  - Julie mnie tu przywlokła. - Wytłumaczyłam krótko i obdarzyłam go sztucznym uśmieszkiem. 
  - I gdzie ona jest? 
 - Też bym chciała wiedzieć - prychnęłam i rozejrzałam się wokół siebie. Oczywiście blondynki nigdzie nie było. Spokojnie... Trzy głębokie oddechy... - A ty, z kim tu jesteś? - Dodałam po paru sekundach i zerknęłam znacząco na jego rozpiętą gdzieniegdzie koszulę i rozczochrane bardziej niż zwykle włosy. 
  - Z Axlem i Stevenem. Właśnie do nich idę, bo byłem tego, w łazience. - Wszystko jasne... - Chodź - rzucił i objąwszy mnie ramieniem zaczęliśmy przeciskać się razem przez tłum. Kiedy wreszcie udało nam się dotrzeć do celu moim oczom ukazała się dwójka kompletnie zblazowanych gości w towarzystwie roznegliżowanych dziewczyn. Rose widząc moją osobę odgonił ze swoich kolan jedną z nich i zmieszany pomachał mi ręką. 
  - Hej, hej... Co tam słychać? - Wybełkotał drapiąc się nerwowo po głowie. Zmarszczyłam ostro brwi, na co ten uciekając wzrokiem, przeprosił nas po chwili i powiedział, że zaraz wraca. Może i lepiej, bo miałam ochotę chwycić go za fraki i mu przyjebać. Tak to zostało mi tylko rzucenie paru miłych słówek do jego koleżanki i jakże grzeczne poproszenie jej o opuszczenie naszego towarzystwa. Co do koleżanki Adlera, tą już jakoś zdołałam przełknąć. Choć z trudem, bo jak to już powtarzałam, widok tych tępych lasek doprowadzał mnie do szału. 
     Dalsze poszukiwania blondynki postanowiłam zacząć po wypiciu szklaneczki whisky. Musiałam nieco rozładować w sobie złe napięcie, bo chyba nikt nie chciałby tu mojego wybuchu. O nie, nie, nie. Zamierzałam pozostać jedyną racjonalnie myślącą osobą w tym gronie. 
I kiedy szklanka była już pusta, a ja szykowałam się do spektakularnego podniesienia się z kanapy, moja zguba odnalazła się w pewnym sensie sama... Szarpana za rękę przez bardzo, ale to bardzo wściekłego wokalistę. Uspokoił mnie jednak fakt, że uśmiech nie schodził jej z buzi. Dobre i to. 










~Z perspektywy Duffa~


     Jak się można domyśleć podczas powrotu do hotelu towarzyszyła nam bardzo przyjemna atmosfera. Nikt na siebie nie krzyczał, nikt się nie popychał, nikt nie lądował w rowie, nikt nie wymiotował na chodnik i nikt się nie przewracał. 
Droga dłużyła się niesamowicie, miałem wrażenie, że nigdy nie uda nam się dojść do tego jebanego hotelu. W dodatku byliśmy tak narąbani, że każde z nas szło slalomem, co prowadziło do ciągłego obijania się o siebie. A jak jedno przechylało się w bok i leciało na drugie, to jak w efekcie domina przewracali się wszyscy. 
Ale, tutaj pozwolę sobie na brawa, około czwartej nad ranem udało nam się w końcu dotrzeć do hotelu. Wszędzie panowała głucha cisza, więc zakazawszy Popcornowi śpiewania ballad Kiss, spokojnie, bez żadnego hałasu wjechaliśmy windą na nasze piętro, a następnie skierowaliśmy nasze zmęczone nogi do swoich pokoi. Tylko tu pojawił się problem i między pewną dwójką doszło już na korytarzu do awantury...
  - Śpisz na wycieraczce.
  - Ja?! To ty mnie chciałaś zdradzić.  
 - No chciałam, popsułeś mi plany. Wiesz jaki on miał kaloryfer? Pokazywał mi. Bomba!
  - Ja ci zaraz kurwa dam bombę. Taką, że się nie pozbierasz.
 - Straszne. Jesteś tak groźny, jak pies naszej sąsiadki. Tylko srać w gacie.
  - Radzę ci się zamknąć.
  - Twoje rady to ja mam głęboko w dupie.
  - Ta? To zaraz się przekonamy jak głęboko.
  - Weź się jeb...
  - Nie mam z kim.
  - Twój problem.
  - A może chcesz go rozwiązać?
  - O niczym innym nie marzę.
  - Tak też sądziłem.
  - Puść mnie, idioto! Jesteś kompletnie pijany.
  - Jak ty.
  - I śmierdzisz jakimiś damskimi perfumami. Fajnie się ją jebało?
  - Nie, ciebie lepiej.
  - Skurwiel.
  - Szmata.
  - Zejdź mi z oczu, idź wyruchać pokojówkę.
  - A ty w tym czasie sprowadzisz do siebie tamtego fagasa?
  - Czytasz mi w myślach.
  - Zabawne.
  - Wcale nie miało takie być. A może chcesz się do nas przyłączyć?
  - To może ja przyprowadzę tą pokojówkę i zrobimy sobie orgię?
  - Zajebisty pomysł.
  - Cały jestem zajebisty.
  - Nie, tylko twój tyłek jest fajny.
  - Lubisz go, no nie?
  - Nie pochlebiaj tak sobie.
  - Wiesz co, mała? 
  - Co?
  - Gówno, idziemy się dymać.
... po czym nawzajem się połykając wpadli do swojego pokoju. Aha.
Zamrugałem parokrotnie, przeanalizowałem ich konwersację, a na koniec zamknąłem za nimi jak najszybciej drzwi. Ich odgłosy stawały się coraz bardziej przerażające. 
 - Idę spać, dobranoc - wybąkał ledwo zrozumiale Adler i po krótkiej walce z klamką (czyli nie byłem jedyny) wszedł do swojego pokoju. A ja nie zastanawiając się długo postanowiłem iść w jego ślady.
  - Duff? - Zatrzymał mnie delikatny głos Cam. 
  - Hm? 
  - Wolałabym nie wracać w takim stanie do pokoju... Mogłabym? - Nie czekając aż dokończy przytaknąłem głową. Swoją drogą, zabawne. Jeszcze żadnej nowojorskiej nocy nie spędziłem sam. Zawsze dzieliłem łóżko z jakąś dziewczyną. 
  - Dzięki. - Szatynka cmoknęła mnie krótko w policzek i wchodząc do pomieszczenia rzuciła się od razu na łóżko. Ja zrzuciłem tylko z siebie ramoneskę, włożyłem odruchowo dłonie do kieszeni dżinsów aby wyciągnąć z nich portfel i... Zajebiście. Dziwka mnie okradła. 






~*~

No cześć! 
Tęskniliście? Bo ja za Wami i pisaniem jak najbardziej! 
Co nie zmienia faktu, że... No kiepski jest ten rozdział, nie ma co ukrywać. Ale dajcie się Rocket rozkręcić! W końcu nie pisałam przez dwa miechy.
Teraz rozdziały powinny pojawiać się już częściej, bo egzamin odbębniony. Została tylko walka o ocenki i już niedługo upragniony chill! No ale wróćmy na ziemię. 
Nie ukrywam, że będę mega wdzięczna za jakiekolwiek komentarze pod tym rozdziałem. Czytasz = komentujesz, okej? :) 

+

Na moich gunsowych fanpejdżach pojawiły się dwa konkursy. 
Do wygrania koszulki, torby i kubki. Poniżej wrzucam linki:



Zapraszam do wzięcia udziału!

Buźka!