niedziela, 21 lipca 2013

Welcome to the Sunset Strip - część 13




Julia:


      Obudziłam się leżąc oparta o ścianę. Przetarłam powoli oczy, ale już po chwili chciałam zamknąć je z powrotem. Koło mnie strzykawka, na ręce ślad ukłucia.  Skrzywiłam się. Okej, wczoraj był Sylwester... Można zrobić wyjątek dla narkotyków i niewyobrażalnie dużej ilości alkoholu... Właśnie, alkohol. Głowa napierniczała mnie równo. Nie pamiętam ile wypiłam. Czy ja w ogóle cokolwiek pamiętam? 
A, jakieś prześwity jednak mam! Występ Gunsów w The Roxy! Później wszyscy zeszli się na chatę i tu... filmik mi się urywał.
Rozejrzałam się po salonie. Wszędzie leżeli jacyś obcy mi ludzie, jedynie za kanapą dostrzegłam Izziego. Wstałam i lekko się chwiejąc ruszyłam w stronę kuchni, mało się przy tym nie przewracając o butelki, które walały się po podłodze. W kuchni widok nie lepszy. Ludzie leżeli wszędzie. Na podłodze, na blacie, na stole i pod stołem. 
Nagle poczułam nagłą potrzebę pęcherza. Ruszyłam więc szybko do łazienki, z czego najpierw musiałam odsunąć śpiącego Duffa, który opierał się o drzwi. Przesunęłam go nie dbając zbytnio o delikatność i wpadłam do środka. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to jakiś leżący na podłodze typ, wokół którego rozsypane były strzykawki i puste woreczki. W pierwszej chwili się trochę przestraszyłam, toteż podbiegłam do niego i sprawdziłam puls. Na szczęście wyczuwalny.
Pod prysznicem leżała znowu jakaś naga para... Widok po prostu zajebisty. Nie zważając na nikogo, wysikałam się i ruszyłam dalej. Skręciłam do sypialni i stanęłam jak wryta. 
No uszczypnijcie mnie kurwa! 
Na łóżku leżeli koło siebie nadzy Saul i Michelle. Złapałam się za głowę. 
Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Sięgnęłam szybko po pustą butelkę leżącą na podłodze i już miałam rzucić nią w tą blond siksę, kiedy nagle ktoś wyrwał mi ją z ręki.
  - Zostaw... - Usłyszałam za sobą. Odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam Axla.
  - Co zostaw?! Ta suka przespała się z chłopakiem mojej przyjaciółki! - krzyknęłam wściekła. - Zresztą ty chyba też powinieneś być zły? - Zmarszczyłam brwi.
  - Niby czemu? Ta laska praktycznie codziennie rucha się z kimś innym. - Wzruszył niedbale ramionami. - Co do Slasha, zachował się jak chuj, to prawda, no ale roztrzaskanie na nich butelki to chyba nie najlepszy pomysł. Nie zabijaj nam gitarzysty, hm? - Uniósł jeden kącik ust do góry. A ja gapiłam się na niego z lekkim szokiem. Był spokojny i opanowany. I... miał na nią wyjebane?
W momencie przypomniałam sobie jednak o Kamili. Przeszłam obok Rudego i zaczęłam kierować się szybkim krokiem w stronę drzwi. Otworzyłam je i przeskoczywszy przez zalanego Adlera, który drzemał sobie smacznie na wycieraczce, zaczęłam rozglądać się wokół domu. Axl wyszedł za mną i opierając się o ścianę wyciągnął papierosa, bacznie mi się przy tym przyglądając. Ekhm, i powoli zaczynając mnie przy tym irytować.
Okrążyłam cały Hell House, ale po Kamili ani śladu. Pewnie już zobaczyła ten paskudny widok i gdzieś uciekła. Co w tym dziwnego, nie? Tylko... Zaczęłam się o nią bać. Dziewczynę było naprawdę łatwo zranić. Poza tym chyba po raz pierwszy zakochała się tak na poważnie. Szkoda, że w takim kurwa... nie, nieważne. Tak czy inaczej miałam czarne myśli w głowie. Przysiadłam na schodku i spuściłam głowę w dół.
  - Spokojnie, pewnie poszła do jakiegoś baru. - Poczułam jego dłoń na moich plecach.
Od razu zerwałam się z miejsca i ruszyłam w stronę klubów. Musiałam ją znaleźć. Nie było innej opcji.
Axl postanowił mi najwyraźniej dotrzymać towarzystwa, bo zaczął leźć za mną krok w krok.
  - Tak w ogóle to szczęśliwego Nowego Roku! - powiedział z entuzjazmem w głosie. Spiorunowałam go wzrokiem, na co momentalnie przestał się uśmiechać i ucichł. Rzeczywiście, Nowy Rok zaczął się naprawdę zajebiście!


...




      Obeszliśmy z Rose'm chyba każdy możliwy klub, ale nie było po niej śladu. Zaczęło się powoli ściemniać i robić dodatkowo chłodno. Nie była to rzecz jasna taka zima jak w Polsce, ale wyjście z domu bez jakiejkolwiek kurtki był złym pomysłem.
  - Masz - powiedział Axl i podał mi swoją ramoneskę.
  - Nie, dzięki. Nie jest mi zimno - skłamałam.
  - Przecież cała się trzęsiesz. - Ciało chyba nie chciało ze mną współpracować. - No ale jak nie chcesz to... - Nie zdążył dokończyć, bo sięgnęłam po kurtkę i założyłam ją jak najszybciej tylko potrafiłam. Axl zaśmiał się krótko, a ja wywróciłam oczami. 
Nie mogłam się na niczym skupić. Patrzyłam się tępo po tych wszystkich mijanych przez nas budynkach i zastanawiałam gdzie ona może być. Miałam tylko nadzieję, że nie zrobi niczego głupiego.
      Zatrzymałam się nagle i stojąc jak ten słup zaczęłam pociągać nosem. Nie becz, nie becz... W kieszeni jego kurtki znalazłam czerwone marlboro oraz zapalniczkę, więc po chwili zaciągałam się już dymem próbując się uspokoić. Tylko szło mi to dość słabo.
  - O, Axl, cześć chuju! - zawołał jakiś czarnowłosy, który zjawił się przy nas nawet nie wiem kiedy i podał Rudemu rękę. Dopiero po chwili go rozpoznałam.
  - Hej Tommy - odpowiedział, a czarnowłosy skierował wzrok tym razem na mnie i posłał mi nawet miły uśmiech.
  - Julie, prawda? Byłaś u nas ostatnio z Duffem?
  - Ta - potwierdziłam i przybrałam wymuszony uśmiech.
  - Podobno niezłą imprezę mieliście wczoraj, Nikki coś opowiadał.
  - To on u nas był? - spytał zdziwiony Axl. - Kurwa, nawet nie pamiętam.
  - Był, był, wrócił kilka godzin temu z jakąś dziewczyną. Podobno chłopak ją zdradził i nie miała gdzie pójść. Sixx postanowił poratować dziewczynę. - Zaśmiał się ironicznie i pokiwał wymownie brwiami.
  - Jak się nazywa ta dziewczyna?- spytałam z przejęciem w głosie.
  - Chwila... Caroline? Nie...
  - Camille? - Przerwałam mu.
  - Tak, właśnie! A co? - Przybrał zdziwiony wyraz twarzy. 
  - Idziemy!
      Do domu Motleyów dotarliśmy jakieś dziesięć minut potem. Tam wcale nie było lepiej. Wszędzie leżeli jacyś ludzie. Automatycznie zerknęłam na miejsce, gdzie ostatni raz... obmacywał mnie tamten zboczeniec. Zaczęłam panicznie rozglądać się dookoła siebie sprawdzając czy aby na pewno go tam nie ma.
  - Ej, Julie... Wszystko w porządku? - zapytał Rose najwidoczniej widząc panikę malującą się na mojej twarzy. Pokiwałam przecząco głową. - Spokojnie, nie ma go tu, nic ci nie zrobi - zaczął, a Lee odwrócił się do nas zdziwiony.
  - Co jest? - zapytał.
  - Na jednej waszej imprezie koleś się do niej dobierał - wymamrotał, a ja zganiłam go wzrokiem. Nie wszyscy muszą wiedzieć, okej? 
  - Jak kiedyś go zobaczysz to mi go pokaż, załatwię typa - rzucił Lee, po czym puścił do mnie oczko. I kolejny wymuszony uśmiech z mojej strony...
Kiedy weszliśmy w końcu do środka w oczy od razu rzuciła mi się skulona Kamila siedząca na kanapie. Obok niej siedział Sixx i pocieszał ją głaszcząc po kolanie.
  - Camille! - zawołałam i podbiegłam do przyjaciółki. Podniosła głowę, tym samym ukazując mi zapłakane oczy.
  - Widziałaś? Widziałaś tego sukinsyna? - Jej głos powoli się załamywał.
  - Widziałam... - odpowiedziałam cicho.
  - To może my was zostawimy na razie same. Chodźcie chłopaki, zostało nam coś jeszcze z wczoraj - rzucił Nikki i po chwili zostałyśmy w salonie we dwie.
  - A obok niego... Obok niego ta natapirowana blondyna! - Wybuchła płaczem. Pozostało mi chyba tylko mocno ją przytulić. - Wiesz co jest najgorsze? Że ja naprawdę się w nim zakochałam i nie spodziewałam się, że on potrafiłby...
  - Ciii... Posłuchaj, pewnie zrobił to nieświadomie. Schlał się, nabrał jakichś gówien, wiesz jak jest...
  - Wcale mnie to nie pociesza! - krzyknęła. - Przepraszam cię - dodała po chwili, już nieco spokojniej.
 - Nie masz za co. Wiem, że musi ci być teraz kurewsko źle. - Westchnęłam odgarniając jej kosmyk włosów za ucho. - Wracamy do domu? 
  - Chyba żartujesz.
  - To co zrobisz? - Zmartwiłam się.
  - Nikki powiedział, że mogę tu zostać jak długo chcę. Chłopaki też nie mają nic przeciwko. Zostanę tu parę dni, a później... No właśnie. Julie, może wynajmiemy coś obie?
  - Dobrze. Możemy wynająć, ale naprawdę nie wolisz teraz wrócić do nas? Porozmawiaj z nim.
  - Nie. Na razie nie chcę na niego patrzeć. A, jeszcze jedno. Nie mów mu gdzie jestem. Zresztą... i tak go to nie będzie obchodziło - prychnęła. Przybrałam zasmucony wyraz twarzy i cmoknąwszy ją jeszcze krótko w policzek podniosłam się z kanapy.
  - Jutro mamy na piętnastą do pracy, pamiętasz? - Dziewczyna przytaknęła głową. - No to... do jutra - rzuciłam i przeszłam do pokoju, w którym znajdowali się chłopcy.
  - I co? - zapytał Axl gdy weszłam do pomieszczenia.
  - Beznadzieja. Camille chce tu zostać na jakiś czas. Nikki. - Tu zwróciłam się do czarnowłosego. - Proszę cię, zajmij się nią.
  - Nie ma sprawy. - Uśmiechnął się. 
  - I łapy przy sobie. - Zagroziłam mu jeszcze palcem, na co ten od razu podniósł ręce do góry. Nie znałam go za dobrze, ale czułam, że koleś jest całkiem w porządku.
  - Idziemy - mruknęłam do wokalisty i obydwoje ruszyliśmy w stronę drzwi.
  - Kogo my tu mamy? - Będąc przy drzwiach słyszałam dziwnie znajomy głos. Odwróciłam się do tyłu i... Nie, to chyba są żarty. Ja pierdolę, nie za dużo na jeden dzień?
Na widok faceta, który niedawno próbował mnie... zrobić mi krzywdę, wzdrygnęłam się i zrobiłam parę kroków do tyłu.
  - Jeszcze nie dokończyliśmy zabawy - zaczął powoli podnosząc się z ziemi. Schowałam się za Axla, a ten od razu ruszył do niego z pięściami. Chwycił go za ramiona i przystawił mocno do ściany. - To ty mnie wtedy uderzyłeś w głowę, co?
  - Tak, to ja kurwa i chętnie zrobię to drugi raz - warknął Rose, po czym walnął go z pięści w nos. Ten jednak mu się wyrwał i oddał Rudemu, chyba nawet mocniej. Krzyknęłam. Do pokoju wpadli Motleye i Kamila.
  - Kurwa, panowie - wtrącił się Vince i razem z Nikkim zaczęli ich rozdzielać. 
  - To ten zboczeniec - syknął Axl.
 - Frank, ty chuju, dobierałeś się do naszej znajomej - zaczął zdenerwowany Tommy.
 - To zwykła dziwka. - No nie wytrzymałam! Podbiegłam do tego całego Franka i z całej siły kopnęłam go w jaja. Chłopak zgiął się w pół, a zaraz potem... Zrobiło mi się przed oczami ciemno.




...





  - Julie, halo, słyszysz mnie?
  - Obudź się...
  - Przynieście więcej lodu.
Ciągle słyszałam jakieś głosy, ale nadal miałam ciemno przed oczami. Wreszcie zaczął pojawiać się jakiś obraz, najpierw nieco rozmazany, z czasem jednak coraz wyraźniejszy. 
Ujrzałam nad sobą Kamilę, Axla i Nikkiego. Później podszedł Tommy i przyłożył mi coś zimnego do oka. Syknęłam z bólu.
  - Gdzie on jest? - zapytałam cicho.
  - Wpierdoliliśmy mu i wyrzuciliśmy za drzwi. Nie martw się, on niedługo i tak stąd wyjeżdża, a jeśli się do ciebie zbliży, ma przesrane - zapewnił mnie Sixx, uśmiechając się pocieszająco.
  - A to co? - wychrypiałam wskazując na limo malujące się na twarzy Rudego.
  - Twój bohater postanowił cię bronić i tak na tym wyszedł. - Zaśmiał się Tommy. - Będziecie wracać do domu jak te dwie sieroty.
  - Możesz wstać? - spytał Rose i podał mi rękę.
  - Mhm. - Podniosłam się powoli i podeszłam do lustra. 
Genialny widok, genialny.







Axl:


      Rzeczywiście, wracaliśmy do Hell House jak dwie sieroty. Ja miałem siniaka po jednej stronie twarzy, Julie po drugiej.  
Ludzie cały czas się za nami oglądali. Jedna staruszka postanowiła nas nawet zaczepić.
  - Boże kochany, teraz ta młodzież to tylko się bije. Za moich czasów było to nie do pomy...
  - Spierdalaj - rzuciliśmy obydwoje, na co to babsko tylko się oburzyło i poszło dalej. 
  - Co za koszmarny dzień - zaczęła Julie.
  - A podobno jaki pierwszy dzień, taki cały rok - prychnąłem z kpiną.
  - To żeś mnie pocieszył - odparła z sarkazmem.
Całą drogę do domu rozmawialiśmy, poprawiając sobie od czasu do czasu humor jakimś żartem i docinkami. Nagle znów poczułem coś do tej upartej blondynki. W jakiś sposób mi imponowała. Chciałem spróbować jeszcze raz. 
Akurat przechodziliśmy koło jednego z barów, z którego dochodziły dźwięki D'yer Maker. Chwyciłem Julie za obie dłonie i przysunąłem ją do siebie. Widziałem jej zdziwiony a zarazem chyba niezadowolony wyraz twarzy, ale nie zniechęciło mnie to. Uniosłem jeden kącik ust do góry.
Następnie zacząłem nucić kawałek starając się naśladować przy tym Planta. 
  - Dobrze się czujesz? - zapytała spoglądając na mnie jak na debila. Cóż... 
Nieprzejęty ująłem jej twarz i nie zastanawiając się długo namiętnie ją pocałowałem. I uwaga! Nawet nie próbowała mi się wyrwać. Pocałowałem więc drugi, trzeci raz, aż w końcu nasze języki połączyły się na dobre.
  - Ał... - syknęła po chwili i dotknęła dłonią sine miejsce pod jej okiem.
  - Wybacz.
Zaśmialiśmy się krótko.
Tym razem przeniosłem dłoń na jej biodro i kontynuowałem poprzednią czynność. Po jakiejś pół minucie oderwaliśmy się od siebie. Na policzkach dziewczyny pojawiły się rumieńce, co mnie rzecz jasna bardzo usatysfakcjonowało. Wiedziałem, że prędzej czy później będzie moja.
Patrzeliśmy się chwilę na siebie, aż w końcu w milczeniu ruszyliśmy dalej. Widziałem, że była zawstydzona, więc postanowiłem... Zawstydzić ją jeszcze bardziej. 
  - Zwinny języczek - zamruczałem wiedząc, że ją tym zirytuję.
Julie już nic się nie odzywając ruszyła w kierunku naszej rudery, ja oczywiście za nią. Wkrótce weszliśmy do domu i zastaliśmy prawie ten sam widok co wcześniej, tyle że domownicy i Michelle już nie spali.





Slash:


  - Co ta suka tu jeszcze robi?! - krzyknęła Julie wskazując na Michelle.
  - Ej, tylko nie suka - warknęła druga blondynka. Wtedy ta pierwsza spojrzała się na mnie z wyrzutem.
  - Wiesz, Michie... Może lepiej już sobie idź - zacząłem dość nieudolnie drapiąc się przy tym po głowie.
  - Ale Slash... 
  - Wyjdź, mówiłem ci już, że nic do ciebie nie czuję, zapomnij o mnie - powiedziałem stanowczo.
  - Axl, odprowadzisz mnie do domu?
Michelle podeszła do Rudego i zatrzepotała rzęsami. 
  - Nie chce mi się. Poradzisz sobie - odpowiedział praktycznie wcale nie zwracając na nią uwagi. Byłem w lekkim szoku. Myślałem, że za nią szaleje.
  - A pierdolcie się! - prychnęła i wyszła trzaskając przy tym drzwiami.
  - Julie, gdzie ona jest? - jęknąłem. 
  - ONA nie chce cię znać i raczej długo jej nie zobaczysz - wysyczała przez zęby. Chyba miała ochotę mi przywalić. Zresztą jej się nie dziwię. Byłem skończonym debilem. 
  - Proszę powiedz. Muszę z nią porozmawiać... - Tu chciała coś odpowiedzieć, ale jej nie pozwoliłem. - I nie mów mi jaki jestem, bo dobrze o tym wiem. Byłem pijany, Michelle dobrze to wykorzystała, no! 
Julie chwilę na mnie popatrzyła, aż w końcu westchnęła.
  - Za wcześnie.
  - Na co? 
  - Za wcześnie na jakąkolwiek rozmowę. Daj jej trochę czasu.
  - Nie! Chcę jej to od razu wyjaśnić!
  - Saul... Jestem dziewczyną i chyba wiem o nas więcej niż ty.
  - Dobra, posłucham cię - wymamrotałem z niezadowoleniem.
  - A teraz chłopaki może byście wyprosili grzecznie swoich znajomym czy tam nieznajomych, bo chciałabym wziąć prysznic, ale nie mogę, bo ktoś pod nim leży. - Zmarszczyła mocno brwi. 
Zrobiliśmy co kazała, tyle że po naszemu - z hukiem.







Kamila:


      Kiedyś, jak jeszcze byłam małą dziewczynką, obiecałam sobie, że nigdy nie będę płakać przez żadnego mężczyznę. Do tej pory mi się to udawało, aż do dziś. Jestem na siebie zła. Dziwne, ale czuję do siebie większą wściekłość niż do niego. Chore, prawda? Jestem na siebie zła, bo przecież coś musi być ze mną nie tak, skoro mnie zdradził? To we mnie tkwi wina. To ja nie posiadam tego, co posiada Michelle. 
I może właśnie byłam w jakimś pieprzonym amoku, ale... Zaczęłam obracać w dłoni żyletkę. 
Już miałam przejechać nią po mojej skórze, gdy nagle ktoś zapukał do drzwi.
  - Hej, tu Nikki. Mogę wejść? - Schowałam ją szybko pod łóżko i zaprosiłam go do środka. - Wszystko w porządku?
  - Mam kłamać? - zapytałam drwiąco. Chyba go to nieco speszyło.
  - Wybacz, głupie pytanie. Wiesz, chciałem tylko powiedzieć, że jakbyś czegoś lub kogoś potrzebowała to zawsze możesz na mnie liczyć. Wiem, mało się znamy, ale naprawdę można na mnie polegać - odparł i uśmiechnął się delikatnie.
  - Dziękuję, ale teraz chciałabym zostać sama.
Chłopak przytaknął głową i wyszedł z pokoju. Podeszłam do drzwi i przekręciłam kluczyk. Następnie sięgnęłam po żyletkę i siadając na podłodze podwinęłam rękaw.
Miałam niewyobrażalną ochotę zrobić sobie krzywdę, poczuć inny rodzaj bólu, niż ten, który rozsadzał mi głowę. 
Zaciskając z całej siły wargi zaczęłam w końcu sunąć nią po skórze. Po jednym pociągnięciu jednak spasowałam. Z mojej ręki zaczęło sączyć się mnóstwo krwi. Przeraziłam się. 
Zarzuciłam delikatnie bluzę i po cichu przeszłam do łazienki. Chwyciłam za wodę utlenioną i polałam nią po ranie. Chciało mi się krzyczeć. Kurwa, co ja w ogóle odpierdalam?!
Po wszystkim pobiegłam z powrotem do sypialni. Otarłam dłonią łzy spływające teraz jak strumień po moich policzkach i rzuciłam się na łóżko. 
Zasnęłam z ogromnym trudem. 









czwartek, 18 lipca 2013

Welcome to the Sunset Strip - część 12





Julia:


      Razem z przyjaciółką siedziałyśmy sobie w kuchni i przeglądałyśmy jakieś czasopismo. W radiu leciały  świąteczne piosenki, bo w końcu mieliśmy już grudzień. Uśmiechnęłam się pod nosem słysząc Last Christmas.
Nagle do kuchni weszli wszyscy Gunsi, więc nie odrywając wzroku od gazety postanowiłam zadać bardzo istotne pytanie.
  - Ej chłopaki, obchodzicie święta, no nie? - Spojrzeli się po sobie i zaczęli śmiać.
 - Jeśli świętami nazywasz chlanie to pewnie - odpowiedział za nich wszystkich McKagan.
 - Co powiecie na to, żebyśmy w tym roku trochę zmieniły waszą tradycję? - kontynuowała Kamila.
  - Ale, że niby co? - Steven podrapał się po głowie.
  - No wiecie, jakieś dobre żarcie, prezenty... Oczywiście tanie. - Wyszczerzyłam się szeroko. - Zgadzacie się?
  - Why not - wymamrotał Izzy bez większego entuzjazmu, na co reszta jedynie mu przytaknęła. 
  - W takim razie... Jedziemy na zakupy! - Klasnęłam w dłonie.
  - Na jakie znowu zakupy? - wymamrotał z niezadowoleniem Saul.
  - No trzeba kupić choinkę, bombki, lampki i inne duperele!
Wszyscy głośno jęknęli.
  - A teraz ubierać się i pakować do vana!
  - Tak jest szefowo! - Z chłopaków chyba tylko Steven był podekscytowany. 
Tak czy siak wpakowaliśmy się do samochodu i pojechaliśmy do większego marketu. Kiedy byliśmy na miejscu, postanowiliśmy się rozdzielić. Ja z Duffem poszłam na akcesoria, Slash z Kamilą poszli po lampki, a Steven, Axl i Izzy zadeklarowali, że znajdą choinkę...






Slash:



      Razem z Camille mamy znaleźć jakieś zasrane lampki. W ogóle pomysł z tymi całymi świętami mi się zbytnio nie podoba, wolę się kurwa napić, a nie. Nie chciałem jednak psuć nikomu humoru, więc nie wyrażałem swojej opinii na ten temat. I tak się w te święta schleję i tak.
  - Saul, co powiesz na te? - zapytała szatynka trzymając w ręku jakieś świecidełka. Wzruszyłem tylko obojętnie ramionami. - Chyba, że te lepsze? - Pokazała inne dla porównania.
  - Kurwa, to lampki i to lampki, bierz, które chcesz - odburknąłem i zacząłem się rozglądać po sklepie.
Dziewczyna rzuciła je i zdenerwowana zaczęła iść szybkim krokiem w przeciwną stronę.
  - Ej, Camille, gdzie idziesz?!
  - Chuj ci do tego. Sam sobie wybieraj. - No tak, masz świetne podejście do kobiet Saul, rób tak dalej. Zacząłem za nią biec i po chwili chwyciłem ją za rękę.
  - Zostaw mnie.
 - Przepraszam. Po prostu nie przepadam za świętami i ten cały klimat mnie nie rusza.
  - To chyba nie powód, żebyś był dla mnie taki chamski? Zresztą od dłuższego czasu jesteś.
  - Masz rację. Masz cholerną rację. Przepraszam cię, poprawię się. - Zrobiłem maślane oczy, z czego najpierw musiałem odgarnąć włosy do tyłu, żeby mogła je w ogóle zobaczyć.
Dziewczyna przystanęła i spojrzała się na mnie jak na kompletnego idiotę.
  - Chodź, pójdziemy po te pierdolone lampki, bo jeszcze podpadniemy Julie i zrobi się nieprzyjemnie. - Westchnąłem, a Camille zdobyła się wreszcie na lekki uśmiech. Chwyciłem ją za rękę i już po chwili wybieraliśmy te pieprzone świecidełka.






Izzy:

      Więcej z tymi idiotami nie przychodzę już do sklepu. Axl podchodził ciągle do jakichś starszych babek i udawał, że je podrywa, a Steven biegał jak oszołomiony, bo zobaczył promocje na piwo. Tylko ja szedłem prosto przed siebie z rękami w kieszeniach. Nagle usłyszałem jakiś hałas. Odwróciłem się i zobaczyłem jak staruszka napierdala Rudego torebką po głowie. 
  - Ej spierdalamy, bo to babsko mnie straszy ochroną - zakomunikował podbiegłszy do mnie, po czym przyśpieszył kroku.
  - Czyżby pan Rose bał się ochrony? - zacząłem go podpuszczać. Udawał, że nie słyszy. Zawołaliśmy Stevena i poszliśmy po to pieprzone drzewo.
  - Tą bierzemy! - krzyknął podekscytowany Adler.
  - Taką małą, lepiej weźmy tą. - Wskazałem na większą.
Po paru minutach sporu wybór został dokonany. Steven z Axlem podnieśli drzewko a ja zacząłem ich kierować. Nagle w markecie rozległ się huk... Rose upuścił z rąk choinkę, a ta upadając zaczęła przewracać pozostałe. Już miałem go zwyzywać, kiedy nagle podszedł do nas wielki mężczyzna, a obok niego stała tamta staruszka. Rudy natomiast zaczął biec w drugą stronę. Co tu się, kurwa, dzieje?
  - Czy to ten? - Ochroniarz zapytał się kobiety.
  - Tak, to ten łobuz! Drań skończony! - zaczęła krzyczeć. Niestety, albo może stety, Rose się potknął i po chwili wrócił do nas, tyle że za ręce kurczowo trzymał go tamten goryl.
  - To pan próbował okraść tą panią?
  - Co kurwa, ja jej nie chciałem okraść! Czy ja wyglądam na pierdolonego złodzieja?! - zaczął się wyrywać. Czułem, że zaraz wybuchnie. I tak też się stało. Axl wyrwał się ochroniarzowi i uderzył go z pięści w twarz. Wtedy to już podbiegli następni ochroniarze i zaczęli nas prowadzić do wyjścia, a tak dokładniej mieliśmy udać się na komisariat.
Cuuudownie.






Duff:

      Wygłupialiśmy się z Julie stojąc przy półce z akcesoriami, kiedy zobaczyliśmy jak do wyjścia zmierzają  ochroniarze, a przed nimi Izzy, Steven i rozwścieczony Axl.
  - Nosz kurwa, co znowu?
  - Chodź, idziemy do nich, szybko - powiedziałem i pociągnąłem za sobą blondynkę.
  - Duff! Czapka!
 - No tak... - Zawiedziony odłożyłem na miejsce czapkę Mikołaja i z powrotem zacząłem kierować się do wyjścia. Wtedy zza zakrętu wyłonił się Saul z Camille.
  - Gdzie tak biegniecie? - spytali. My tylko wskazaliśmy ręką na chłopaków i po chwili wszyscy byliśmy już na zewnątrz.
  - Przepraszam! To nasi przyjaciele, co się stało? - Julie podeszła do jakiegoś ochroniarza.
  - Jadą z nami na komisariat. Jeden z nich chciał okraść tamtą panią, po czym pobił jednego z ochroniarzy. - Ciekawe który... - Dodatkowo zdemolowali sklep. 
W czwórkę wpakowaliśmy się do vana i pojechaliśmy za radiowozem. Po dwudziestu minutach byliśmy na miejscu. Usiedliśmy na korytarzu, a do sali po kolei wchodzili Axl, Izzy i Steven.
W końcu po jakiejś godzinie wypuścili Izziego i Stevena, ale był jeszcze jeden problem. Axl został aresztowany.
  - Za co wy go aresztowaliście?! Przecież nic nie zrobił! - wydarła się na policjanta już nieźle wkurzona tą całą sytuacją Julie. Było mi jej w tym momencie żal. Laska się starała, chciała stworzyć fajną atmosferę, ale ta ruda pała jak zwykle musiała coś odpierdolić.
  - Najprawdopodobniej chciał się dopuścić kradzieży, zdemolował sklep, pobił ochroniarza, już nie wspominając o jego agresji, a pani chce nam wmówić, że nic nie zrobił? Poza tym, pan Rose nie jest nam obcy. Chce pani, żeby stąd wyszedł, to niech pani wpłaci kaucję.
  - Ile? - spytała.
  - Dwieście dolarów.
  - Że co kurwa?! Dwieście dolców za tego chuja? - krzyknął Slash.
  - I co teraz? - Skierowałem pytanie do wszystkich. Zaczęli kręcić głowami, ale nikt nie zamierzał raczej wyciągać kasy, tym bardziej, że jej nie posiadaliśmy.
  - Dobra, ja zapłacę. Idźcie już do domu, poradzę sobie. Spróbuję jeszcze z nimi ponegocjować... - Ostatnie słowa wypowiedziała nieco ciszej, z wiadomej przyczyny.
  - Ale Julie... To kurwa nie fair - wtrącił się Stradlin. 
  -  I tak będzie mi musiał oddać tą kasę, no nie? Idźcie już. - Zrobiliśmy jak kazała. 







Julia:

  - Panie władzo... Nie za wysoka ta kaucja? No proszę, przecież są święta!
  - Dwieście. - powiedział stanowczo policjant, a ja gotując się w środku wzięłam trzy głębokie oddechy. 
  - Kurwa, niech pan będzie człowiekiem. Czy ja na na prawdę za tego chuja muszę wydać swoje ciężko zarobione dwieście dolarów? - jęknęłam. 
- Jeśli chce pani, żeby stąd wyszedł to tak. - Złapałam się za głowę, po czym udając, że strasznie tu gorąco rozpięłam dwa guziki w swojej koszuli. No dobrze, w końcu są święta... Sto pięćdziesiąt dolarów, ale ani dolara mniej!
  - No! Wiedziałam, że z pana jest normalny człowiek - mruknęłam i z bólem serca wręczyłam mu banknoty.  
Policjant zniknął na chwilę, po czym wrócił z Axlem u boku.
Ten spojrzał się na mnie zadowolony, a ja tylko wywróciłam oczami i udałam się w stronę wyjścia.
  - Wesołych, kurwa, świąt! - krzyknął na cały komisariat i wychodząc trzasnął głośno drzwiami.
Szłam szybkim krokiem w stronę Hell House, nie zwracając w ogóle uwagi na to co Rose mamrotał pod nosem.
  - Ej, co jest? - spytał się podbiegając do mnie.
  - Zadowolony jesteś z siebie? - rzuciłam  zdenerwowana.
  - Ale o co chodzi? 
 - To miały być normalne, zwykłe zakupy, bez żadnych zbędnych atrakcji - powiedziałam wolno, ale bardzo wyraźnie, bo do tego ułoma chyba nic nie docierało.
  - Bez przesady. Ja tylko się z tą staruszką droczyłem, to ona zaczęła mnie napieprzać torebką i jeszcze oskarżyła mnie o kradzież. Stara jędza. A temu ochroniarzowi się należało - No tak, logiczne. Chyba trzeba było urwać temat.
  - Ale wiesz, że oddajesz mi pieniądze?
 - Serio? - Skrzywił się. - Wiesz, mogę ci to zrekompensować w inny sposób... - Uśmiechnął się łobuzersko i objął mnie w biodrach.
  - Nie, dziękuję. - Odsunęłam go od siebie. 
  - Dobra, oddam ci te pieniądze... Jak będę miał.
Nie, nigdy ich nie oddał.




...





      Święta na szczęście minęły dalej spokojnie. Wprawdzie choinki i lampek nie było, ale nie obyło się bez prezentów i odpowiedniej muzyki. Na świąteczny obiad miała przyjść do nas Michelle, bo Axl ze Slashem ją zaprosili, ale na szczęście coś jej wypadło i nie przyszła. Ostatnio z Kamilą ciągle snujemy jakieś plany wyeliminowania blondyny z naszego towarzystwa, ale na razie żaden z nich nie wypalił. Nie nasza wina, że jest tak irytująca. Ostatnio zbliżyła się również do Saula, co mnie martwi. Jeśli ta szmata zepsuje związek mojej przyjaciółki, to uduszę ją własnymi rękami. Ekhm, wracając do świąt i miłej atmosfery... Izzy podarował każdemu woreczek heroiny. Pomysłowe. Slash ze Stevenem złożyli się na Danielsy obwiązane jakimiś tasiemkami w nieumiejętne kokardki. Duff poszedł w ich ślady, tyle że z wódką. Axl rozdał nam po paczce prezerwatyw... A ja wraz z Camille przygotowałyśmy dla każdego kasety ze składankami, co, sądząc po ich minach, przypadło im do gustu.






Kamila:



  - Ej... Camille. Może byś założyła wreszcie swój prezent, hm? - Mulat leżał koło mnie na łóżku i uśmiechał się cwaniacko.
  - Chciałbyś - parsknęłam.
  - A no chciałbym. No proszę cię... Zrób to dla mnie - zaczął całować mnie po szyi.
W końcu podniosłam się z łóżka i chwytając za torebkę, w którym znajdował się prezent od Saula poszłam do łazienki. Dobrze, że nikogo nie było w domu. Ubrałam się w owe wdzianko i ruszyłam do sypialni.
  - O kurwa. Ja to wiedziałem co wybrać. - Zmierzył mnie pożądliwym wzrokiem. Uśmiech nadal nie schodził mu z twarzy.
  - Boże, żyję z erotomanem... - Wywróciłam teatralnie oczami.
  - Bez przesady. Chyba lubisz to we mnie, skoro się dla mnie przebrałaś. - Pokiwał wymownie brwiami. 



  - Dobra. To mam tu tak stać czy mogę iść się przebrać? - To koronkowe, czerwone body, czy cokolwiek to było, zaczęło mi się wpinać w tyłek. Ugh. 
  - Stój! - zawołał Slash i podbiegł do mnie. Przejechał dłońmi po moim ciele i chwytając mnie za pośladki podniósł i rzucił na łóżko.
Leżąc i śmiejąc się jak debilka patrzyłam na Slasha, który szybkimi ruchami pozbywał się swojej garderoby. Kiedy był już całkiem nagi wziął się za mnie.
  - No... To teraz pozbędziemy się twojego ubranka.
  - Ty to nazywasz ubrankiem? - Pokręciłam głową. - A właśnie, powodzenia życzę.
Saul długo męczył się z moim wdziankiem, ale w końcu mu się udało. Całując mnie po całym ciele i szepcząc sprośne słówka przeszedł w końcu do konkretów. Był perfekcyjny w tych sprawach. Dreszcz przeszedł każdy centymetr mojego ciała...




poniedziałek, 15 lipca 2013

Welcome to the Sunset Strip - część 11






Kamila:


      Kac, kac i jeszcze raz kac. Wyrwałam się z uścisku śpiącego Slasha i spojrzałam na zegarek.
  - O kurwa! - krzyknęłam widząc godzinę 10:36. Do pracy miałyśmy na 11:00. Wstałam jak oparzona i pobiegłam do salonu, gdzie wszyscy smacznie spali, łącznie z Julią. Wtedy zdałam sobie sprawę, że obie jesteśmy w tych samych ciuchach co wczoraj, no i cóż... Przesiąkłyśmy tym całym barowym zapachem. Ekhm, niezbyt przyjemnym. 
Podbiegłam do przyjaciółki i zrzuciłam ją z kanapy.
  - Co się dzieje? - spytała łapiąc się za głowę.
  - Za niecałe pół godziny zaczynamy pracę. To się dzieję!
  - Co?! - krzyknęła i od razu wstała na równe nogi.
Po chwili obie biegałyśmy po całym mieszkaniu. Najpierw chwyciłyśmy za pierwsze lepsze czyste ubrania, później pobiegłam do łazienki się ogarnąć, a Julia w tym czasie robiła nam kawę. Następnie zrobiłyśmy zmianę i jak opętana mieszałam teraz łyżeczkami w kubkach. Zegarek wskazywał godzinę 10:45. Zrobiło mi się słabo, żeby tam dojść, trzeba było iść z 20 minut, ale to szybkim krokiem.
Naszą krzątaniną zbudziłyśmy wszystkich domowników.
  - Ja pierdolę, Julia pośpiesz się! - wrzasnęłam.
  - Pali się czy co? - Do kuchni wszedł Axl i zdziwiony oczekiwał mojej odpowiedzi.
 - Gorzej. Za piętnaście minut mamy być w pracy, do sklepu idzie się minut dwadzieścia! - Opadłam na krzesełko i już zaczęłam wyobrażać sobie sytuację, w której szef nas zwalnia.
  - Mogę was podwieźć. - Usłyszałam głos Duffa dochodzący z salonu. Po chwili stał już oparty o futrynę.
  - Serio? - zapytałam i spojrzałam na niego jak na bóstwo. 
  - No tak. - Uśmiechnął się promiennie.
  - Boże, Duffy, dziękuję! Jesteś wspaniały!
  - Wiem - odpowiedział i wzruszył ramionami. Ta skromność... - To co, wychodzimy?
  - A może założysz chociaż spodnie? - spytałam zerkając nieśmiało na jego majtki.
  - A, no racja. - Zaśmiał się głupkowato i po chwili stał już w kuchni z powrotem, tyle że w dżinsach.
  - Julie, pośpiesz się! - zawołałam i w tym momencie blondynka stanęła przede mną. - Duff nas zawiezie.
  - Tak? - mruknęła i spojrzała wdzięcznie na blondyna. Ten tylko się uśmiechnął i gestem ręki oznajmił żebyśmy wychodzili.
Usadowiłyśmy się w dużym, wygodnym i nieco starym vanie i ruszyliśmy w drogę. Zostało nam z siedem minut.
Blondyn śpieszył się jak tylko mógł, przez co prawie potrącił na pasach jakąś staruszkę, ale skończyło się na tym, że zaczęła się na nas jedynie wydzierać i machać swoją laską. Zignorowaliśmy ją i ruszyliśmy dalej.
Nagle samochód gwałtownie się zatrzymał.
  - Duff, co jest?! - spytałam poddenerwowana.
  - Kurwa, chyba dawno nie tankowałem... Dobra, to już chyba nie daleko. Lećcie na nogach. - Zdecydowałyśmy się pójść za jego radą.
  - Ale i tak jesteś wielki! - rzuciłam mu na pożegnanie i zaczęłam biec. Usłyszałam jeszcze za sobą krzyk McKagana: 'wiem, wiem!' i zaraz znikłyśmy mu za rogiem. 
Dawno tak szybko nie przebierałam nogami. Na szczęście udało nam się w odpowiednim czasie zakończyć ten maraton, no może z minutą opóźnienia, ale to i tak sukces. Poszłyśmy szybko na zaplecze i przebrałyśmy się w nasze koszulki z logo sklepu. Po chwili otworzyły się drzwi i zobaczyłyśmy w nich szefa.
  - Dzień dobry! - rzuciła serdecznie Julia.
 - A dzień dobry. Spóźniłem się nieco, bo korki na drodze. Jeszcze jakiś debil zatrzymał się na środku drogi... - zaczął mamrotać zdenerwowany, na co my wymieniłyśmy się z Julią rozbawionym spojrzeniem. - Ale na szczęście moje pracownice są zawsze na czas. Tak trzymać dziewczyny! Może niedługo pomyślimy nad jakąś podwyżką. - Puścił do nas oczko i poszedł na zaplecze. A my rzecz jasna parsknęłyśmy śmiechem.






Axl:



      Postanowiłem przejść się na jakieś zakupy, bo nie miałem praktycznie już żadnych ciuchów. Znaczy się miałem, ale większość nadawała się do pracy na budowie. A że byłem przyszłą gwiazdą rocka, to musiałem trzymać fason, nie?
Pożyczyłem więc trochę kasy od Izziego, sam miałem zresztą parę oszczędności 
i poszedłem do naszego ulubionego sklepu z ciuchami. Kupiłem sobie nową parę dżinsów, kilka koszulek z nieco aroganckimi napisami i jeszcze coś... No nie mogłem się powstrzymać. Patrzę, a tu takie piękne, brązowe kowbojki! Musiałem je wziąć. Co tam że wydałem wszystkie pieniądze.
Gdy Stradlin zobaczył ile toreb trzymam w rękach zaczął się ze mnie nabijać.
  - Oh widzę Axluś, że zakupy udane! No pochwal się nam co kupiłeś. Powiem ci, czy ładnie wyglądasz - naśladował kobiecy głos, po czym zrobił z ust dzióbek.
  - A spierdalaj. 
  - A została ci jakaś reszta?
  - Nie.
  - To zajebiście - odburknął.
  - Kupiłeś coś do żarcia?
 - Taa. Osiem Nightrainów, cztery Danielsy, dziesięć piw, trzy wódki... - zaczął wyliczać, a ja palnąłem się z otwartej dłoni w czoło.
  - Kurwa, do żarcia się pytam. - Przerwałem mu.
  - Chipsy kupiłem.
  - Tylko?
  - No.
Świetnie. Znowu się będziemy musieli zadowolić pizzą. Chociaż nie ma co narzekać. Dobra jest. A i na pudełkach można teksty pisać. Same plusy. 







Julia:




      Po sześciu godzinach skończyłyśmy pracę. Byłam wyczerpana. Dziś nie wiem czemu, ale nasz sklep odwiedziło sporo osób, w tym niestety paru nieznośnych klientów, którzy ciągle mieli do nas o coś pretensje.
Jakaś baba kłóciła się ze mną z dwadzieścia minut, bo była oburzona, że w naszym sklepie nie można kupić płyty z jakiegoś zasranego koncertu życzeń. Ale co ja jej kurwa miałam na to poradzić? Zaproponowałam coś innego to ta tylko mnie zwyzywała i wyszła trzaskając drzwiami. Whatever! Mamy już wolne!
   Wróciłyśmy zadowolone do domu, otworzyłyśmy drzwi i nagle zastał nas niespodziewany widok. Chłopaki siedzieli na kanapie, a między Saulem i Axlem siedziała jakaś natapirowana blond dziewczyna. Na początku pomyślałam, że dziwka, bo miała taką sukienkę, że było jej widać cały tyłek, ale zaraz miałyśmy dowiedzieć się kim ona tak właściwie jest.
  - O dziewczyny, wróciłyście - powiedział jak zawsze z optymistycznym wyrazem twarzy Steven.
Zdjęłyśmy buty i podeszłyśmy do chłopaków nie odrywając wzroku od blondynki. Nie wiem jak wyglądały nasze miny, ale chyba nie za specjalnie.
  - Slash, może nas przedstawisz? - zapytała z prawie niewyczuwalną nutką wrogości Kamila.
  - A no. Dziewczyny to jest moja stara przyjaciółka Michelle, którą spotkaliśmy wczoraj w klubie, a to są Camille i Julie, wspólnie mieszkamy.
  - Miło poznać - rzuciła sztucznie miłym głosikiem. 
  - Nam też - mruknęłam z przekąsem. 
  - Zróbcie im miejsce - powiedział Izzy i zaczął przesuwać chłopaków.
 - Chodź Michelle na kolana - zaproponował jej Axl i uśmiechnął się do niej zawadiacko. Ta od razu usiadła na jego nogach i zaczęła chichotać jak pojebana.
Kurwa, czy ja jestem właśnie o niego zazdrosna?
Usiadłam obok nich i od czasu do czasu rzucałam na nich ukradkowe spojrzenia. 
Co trochę mruczał do jej ucha jakieś sprośne słówka, a ręce non stop schodziły mu na jej tyłek. Tej jednak chyba ani trochę to nie przeszkadzało. Przeciwnie. 
  - Napijesz się? - Nagle z zamyślenia wyrwał mnie Duff trzymający przed moją twarzą butelkę Nightraina.
  - A.. tak, tak, dzięki. - Wino wypiłam prawie na raz. Wszyscy byli jakoś skupieni tylko na Michelle. Slash i Axl ciągle jej słodzili, co Kamili się chyba również nie spodobało. Steve siedział wpatrzony w nią jak w obrazek, a Izzy co trochę spoglądał na jej biust. Tylko Duff był jakiś taki niezainteresowany i co trochę spotykaliśmy się wzrokiem. Ostatnio przypominał mi zbitego psa. Nie wiem czy warto mu robić nadzieję, skoro nic do niego czuję... A może czuję? Kurwa, nie wiem.
Axl i Michelle jak się można było spodziewać wstali w końcu z kanapy i Rudzielec pociągnął blondynę za sobą do sypialni. Oczy zaczęły mnie niebezpiecznie piec, więc spuściłam głowę w dół i udawałam, że zasypiam. Z pokoju obok dochodziły coraz głośniejsze dźwięki rozkoszy i przeróżne okrzyki.
  - Mocniej kurwa, mocniej... - wyszeptałam z sarkazmem.
  - Co? - zapytał zdziwiony Duff, który chyba mnie usłyszał.
  - Nic, nic...
Siedzieliśmy jeszcze z jakieś dwadzieścia minut gadając w sumie o niczym. Potem do salonu wparował z powrotem Rose z blondyną. Rzygać mi się chciało jak na nich patrzyłam.
  - Ja już muszę lecieć, więc... Do zobaczenia! - Pomachała ręką szczerząc się przy tym. 
  - Nie mogę się doczekać, aż znowu nas odwiedzisz! - Powiedziałam jak tylko najserdeczniej potrafiłam, ale chyba wszyscy wyczuli, że nie darzę jej zbytnią sympatią.
  - Odprowadzę cię - rzucił zadowolony Axl i wyszedł z nią za rękę.
Poszłam się umyć i już w piżamie wróciłam do chłopaków. Zaraz potem ulotnił się Slash z Kamilą. Wyglądali jakby coś między nimi nie grało. Steven zasnął na kanapie, a Izzy rzucił się na materac, więc pozostawało mi posłanie na podłodze. Obok mnie położył się Duff. Axl chyba nie zamierzał wracać do domu na noc...
Jak zwykle nie mogłam zasnąć. Odwróciłam się na drugi bok i zobaczyłam przed sobą bladą twarz McKagana, który najwidoczniej też nie mógł spać.
  - Co tam? - wymamrotał.
  - Nic ciekawego. A tam?
  - Też.
Blondyn przysunął niespodziewanie swoją twarz bliżej mojej i cmoknął mnie w usta.
  - Duff...
  - Musiałem. - Wyszczerzył się. W sumie nie miałam mu tego za złe. - Julie, mogę cię o coś spytać? Tylko, proszę odpowiedz szczerze.
  - No?
  - Ty byłaś dziś zazdrosna o Axla, prawda?
  - Co ty pierdolisz?! - wyszeptałam, ale już nie co głośniej.
  - No, widać, że nie polubiłaś Michelle, chyba właśnie z tego powodu.
  - Wiesz co, głupi jesteś. - Obrażona odwróciłam się w drugą stronę. Duff westchnął tylko i chyba po chwili zasnął.
Kurwa... Czy tą moją zazdrość na prawdę było tak bardzo widać? - pomyślałam zaniepokojona, ale byłam już za bardzo zmęczona na dłuższe rozkminy. Ziewnęłam głośno i powędrowałam do krainy Morfeusza.