czwartek, 16 sierpnia 2018

Wake up... time to die! [48]








~Z perspektywy Axla~


      Wyciągnąwszy z kieszeni dżinsów opakowanie z napisem "Palenie zabija", zachęcony sięgnąłem po ostatniego papierosa. Przekląłem jednak głośno, kiedy zorientowałem się, że moja zapalniczka z gołą laską gdzieś wyparowała i nie mogłem przyspieszyć raka płuc. Rozejrzałem się po polu i zatrzymałem swój wzrok na paru otyłych technicznych, którzy stojąc w kółku ślinili się do jakiejś gazetki, nie kryjąc swojego podniecenia. Wywróciłem oczami na myśl, że jestem zmuszony do nich podejść, ale chęć zapalenia była ode mnie silniejsza. No i ciekawość co oni tam oglądają też, jak już mam być szczery. 
  - Macie ogień? - Zagadałem, gdy znalazłem się w niedalekiej odległości od nich, na co wieprzki spojrzały jakoś dziwnie po sobie. - Nie?
   - Mamy, mamy - odparł w końcu jeden z nich i odpalił mi szluga. Skinąłem głową w geście podziękowania. 
   - Co tam oglądacie? 
Goście tym razem wymienili się głupawymi uśmieszkami. 
   - Nie wiedzieliśmy, że z ciebie taki tolerancyjny facet. - Zarechotał jeden i podał mi gazetę otwartą na konkretnej stronie. Zmierzyłem go z początku podejrzliwym wzrokiem, żeby następnie utkwić go na... zdjęciach. Tylko, że jakich kurwa zdjęciach. 
  - Co do chuja... - wymamrotałem zdenerwowany pod nosem, przyglądając się każdemu bardzo uważnie. 



 





   - Po twojej minie to mnie się zdaje, że nic o nich nie wiedziałeś. - Parsknął jeden z nich. Chciałem rzucić mu w odpowiedzi 'odpierdol się', bo ich rozbawienie zaczęło mnie... Nie, nie zaczęło. Wkurwiało od początku. Zamiast tego odwróciłem się jednak na pięcie i zaciskając mocno dłoń na gazecie ruszyłem w stronę Camille, która stała z Joe Perry'm koło wzmacniaczy. Kiedy podszedłem bliżej przestali rozmawiać i gitarzysta posłał mi uśmiech. Nie odwzajemniłem.
   - Hej Axl, stało się coś? - Zagadnął przyjacielsko, po czym zerknął przelotnie na to, co trzymałem w dłoni. Od razu wcisnąłem czasopismo do tylnej kieszeni spodni, zwijając je wcześniej w rulon. Myśl, że kolejny facet miałby oglądać moją roznegliżowaną laskę zdecydowanie mi się nie podobała. Szkoda tylko, że i tak już mnóstwo z nich ją pewnie widziało...
 - Gdzie jest Julie? - Zwróciłem się do szatynki, na co ta zdezorientowana wzruszyła ramionami.
   - Wydaje mi się, że poszła ze Stevenem do jakiegoś sklepu.
Może wykupić wszystkie gazety, żebym ich czasem kurwa nie zobaczył. - Przemknęło mi przez myśl.
   - O, właśnie idą - dorzuciła i palcem wskazała za moje plecy. Odwróciłem się natychmiast i wypatrzywszy roześmianą dwójkę ruszyłem szybkim krokiem w ich kierunku. Uśmiechy z ich buzi znikały w miarę zmniejszającej się między nami odległości.
   - Musimy pogadać. Na osobności - warknąłem i chwytając ją za nadgarstek zacząłem ciągnąć gdzieś, gdzie nikt się akurat nie kręcił. Dziewczyna spoglądała na mnie szeroko otwartymi oczami, a kiedy się zatrzymałem, pchnęła mnie mocno do tyłu, krzycząc 'O co kurwa chodzi?!'.
   - To ty mi lepiej powiedz o co kurwa chodzi! - "wypowiedziałem" podobną skalą głosu co ona przed momentem i również ją popchnąłem. Julie straciła równowagę i upadła na cztery litery, a ja korzystając z okazji, że jest na ziemi rzuciłem jej gazetą w twarz. Parę osób obejrzało się w naszą stronę, ale nikt raczej nie zamierzał nam przeszkadzać. I dobrze.
Dziewczyna zanim zdążyła opierdolić mnie o to, co przed chwilą zrobiłem, rozłożyła tę pieprzoną gazetę i zaczęła przypatrywać się zdjęciom. Kto wie, może się podziwiała? Albo tego fagasa, który najwyraźniej dobrze się z nią bawił.
Nie zaprzeczę, jeśli powiem, że jej parsknięcie śmiechem wprawiło mnie w osłupienie. Bo z czego tu się kurwa śmiać? Coś mi umknęło? Jakiś kawał pod ich fotkami?
   - I o to ta cała awantura? - Obróciła gazetę w moją stronę i kiwnęła na nią głową. Dobry Boże, mam ochotę ją skopać... - To sesja zdjęciowa dla firmy z bielizną i ubraniami, dupku. Jakbyś zerknął na okładkę to byś wiedział, że to czasopismo dla bab, a nie gazetka porno.
   - Co ty pieprzysz, techniczni się do tego ślinili!
  - No to pogratulować, że jedyną rozrywkę znajdują w wykradaniu swoim żonom gazet. - Zaklaskała sarkastycznie w dłonie, po czym podniosła się z trawy i wcisnęła mi chamsko ten badziew w dłonie. - Masz, oddaj im. Niech podniecają się dalej. Naprawdę jest czym.
   - Nie odwracaj kota ogonem. Ta sesja jest popieprzona! Jak mogłaś mi o niej nie powiedzieć?! - Kontynuowałem. Taki obrót sytuacji naturalnie mi się nie spodobał, bo wychodziłem na kretyna. Miałem nadzieję, że chociaż trochę wzbudzę w niej wyrzuty sumienia i odniosę drobne zwycięstwo.
   - Jak robiłam tę sesję to ty byłeś w trasie i zastanawiałam się czy jak z niej wrócisz to nie każesz mi się wynosić z mieszkania. Wybacz, że nie zadzwoniłam i nie zapytałam cię o zgodę.
Dwa zero dla niej. Zajebiście kurwa!
     Czułem się w tym momencie naprawdę chujowo. Nie dość, że narobiłem sobie wstydu, to jeszcze zdążyłem upokorzyć ją. Obiecywałem sobie tyle razy, że nie zrobię jej więcej krzywdy i będę nad sobą panował, a chwilę temu z premedytacją ją przewróciłem. Na oczach innych. Nawet nie musiałem zgadywać dalszego scenariuszu. Wróci do hotelu, spakuje się i znowu kurwa spieprzy. Znowu się od siebie oddalimy, wrócę do pieprzenia groupies, a ona do zaliczania... Sebastiana Bacha, kurwa. O, świetnie. Teraz jeszcze się nakręcasz i znowu masz ochotę wypomnieć jej zdradę. Przecież nie możesz być winny całkowicie, stary! Poczujesz się lepiej wiedząc, że zaraz po powrocie do LA pójdzie do łóżka z innym, prawda? W końcu nie będziesz tym złym. Obrzucisz ją gównem i będzie ci lżej, nie?
   - Przepraszam - wyparowałem nagle, nie za bardzo wiedząc, w której sekundzie zdecydowałem się na wypowiedzenie tego słowa. To nie było w moim stylu. I mam wrażenie, że oboje o tym w danej chwili pomyśleliśmy. Blondynka zrobiła bowiem zdziwioną minę i czekała na dalszy rozwój sytuacji. - Przepraszam. - Dodałem skołowany i chcąc zakończyć dla siebie tę mękę, poszedłem oddać wieprzkom ich gazetę. Nie omieszkałem zacytować im Ju, no, może dodając coś od siebie.
   - Następnym razem kupcie sobie playboya, a nie wykradajcie żonom ich gazetek. Ewentualnie kupcie im bieliznę, którą reklamuje moja laska. Co prawda efekt będzie dużo słabszy, ale może wasze stare chociaż odrobinę was podniecą jak ona. - Zakomunikowałem im głośno i wyraźnie, nawet nie zdając sobie sprawy, że dziewczyna stoi praktycznie tuż za mną. Odetchnąłem z ulgą widząc na jej buzi cwaniacki uśmieszek zamiast zmarszczonych brwi i skrzyżowanych na piersiach rąk. 
   











~Z perspektywy Duffa~



      Zanim dotarło do mnie, co wydarzyło się wczorajszego dnia, musiałem najpierw przeżyć falę bólu, jaka przeszła przez moją głowę. Miewałem kaca nieraz, ale ten był jakimś gigantem. Próbowałem przypomnieć sobie nazwy trunków, które wczoraj pochłonąłem, ale zatrzymałem się na jakimś bimbrze, "filadelfijskim specjale", po którym nastąpiła czarna dziura. Ktoś ukradł mi kilka godzin życia, wyrwał niczym kartki z notatnika, zgniótł i wyrzucił do śmieci. Nie podobało mi się to.
To, co zauważyłem chwilę potem nie spodobało mi się jeszcze bardziej.
KURWA, PRZESPAŁEM SIĘ Z NIĄ.
Okej, zwykle nie narzekałem budząc się obok ładnej, nagiej laski, ale dlaczego musiałem zrobić to akurat z tą pokręconą feministką?! 
ONA MNIE ZJE. UDUSI. NIE, NA ODWRÓT. UDUSI, ZJE, A POTEM WYPLUJE.
Trzymając się kurczowo prześcieradła uniosłem łeb do góry i przypatrywałem jej się, mrugając przy tym nienaturalnie często. Jako że spała na brzuchu z twarzą zwróconą w moją stronę, mogłem obserwować jak jej plecy miarowo podnoszą się w górę i opadają w dół. Spała. Głęboko. To był fakt. I chyba miałem dziką ochotę go wykorzystać.
   Podniosłem się najdelikatniej i najciszej jak tylko potrafiłem i stanąwszy bosymi stopami na podłodze zacząłem zaglądać pod łóżko w poszukiwaniu swoich ciuchów.  Chwała Bogu, że nawet pijany rzucałem je zawsze wszystkie na jedną kupę i rano nie miewałem problemów. Cwana bestia! Pobijając chyba swój życiowy rekord czasowy w ubieraniu się, zarzuciłem na siebie każdą część mojej garderoby (trzeba zatrzeć wszelkie ślady, prawda?) i okrążając całkiem sporej wielkości łóżko ruszyłem do drzwi. Chwyciwszy za klamkę postanowiłem ostatni raz spojrzeć na śpiącą dziewczynę. Nie chciałem, ale musiałem. A potem tego żałowałem. O rany, i to jak. Jedno zerknięcie wprawiło mnie w stan totalnego osłupienia. Poczułem jak po moim czole popłynęły krople potu, dla odmiany przez plecy przeszedł mnie zimny dreszcz, a nogi zaczęły mnie mrowić i nie mogły ruszyć się z miejsca. Powód? Mały. Maleńki. Z niebieskim brylantem, który nawet z tej odległości błyszczał i skupiał na sobie uwagę. Może właśnie dlatego w otchłani czarnej dziury pojawiło się niewyraźne, a z drugiej strony intensywne wspomnienie wczorajszej nocy. Ja. Ona. Kabriolet. Wypożyczony? Nie wiem, może. Oby nie skradziony. Sklep Jubilerski. Pierścionek. "Znam cię kilka godzin, dziewczyno, ale jebać to! Wyjdziesz za mnie?" TY PIEPRZONY IDIOTO. "Tak!". O rany, jej donośne "tak" odbijało się w moich uszach wyjątkowo wyraźnie. TY PIEPRZONA IDIOTKO.
   Naraz wpadłem na genialny pomysł. Nie, jednak idiotyczny. Wycofałem swoje zamiary ściągnięcia z jej palca pierścionka, w nadziei, że też nic nie pamięta i nawet się nie zorientuje, że jakiekolwiek oświadczyny miały miejsce. Strach, że ją obudzę był naprawdę stresujący. Albo to stres był straszny. Nieważne. Odwróciłem się na pięcie, zachowując przy tym zimną krew i wyszedłem z pokoju. Na zewnątrz zorientowałem się, że stoję w długim korytarzu. Hotel, okej. Wylądowaliśmy w hotelu. Pobladłem schodząc na sam dół i widząc recepcję. Hotel pięciogwiazdkowy. Wymacałem w spodniach portfel, żeby następnie zobaczyć jak bardzo pusty jest w środku. Jęknąłem zrozpaczony.
   - Dzień dobry. Czy był pan zadowolony z pokoju? - Zaczepiony przez recepcjonistkę zmusiłem się do sztucznego uśmiechu.
NAWET NIE PAMIĘTAM JAK DO NIEGO TRAFIŁEM KOBIETO. NAWET NIE WIEM JAK WYGLĄDAŁ KIBEL.
   - Tak, tak, było wybornie. Klucz ma moja... - I tu się zaciąłem. - Znajoma... Właściwie to... - Podszedłem bliżej lady i opierając się o nią zerknąłem zawstydzony na dziewczynę, która wyczekiwała na moje dalsze słowa. - Mam ogromną prośbę.
    - Słucham?
   - Czy kiedy przyjdzie tu oddać klucz i zapyta... Czy nocowała z kimś... Czy osobno... Bo istnieje szansa, że nie będzie tego pewna... Może jej pani powiedzieć, że wzięła ten pokój tylko dla siebie?
Dziewczyna zmierzyła mnie z góry na dół, nie kryjąc przy tym swojej pogardy i zażenowania moją osobą. - W sumie racja, jest naga, zorientuje się... O, a może policzycie jej jakiś rachunek za filmy pornograficzne? Nie tylko faceci się zadowalają w samotności, prawda? - Zaśmiałem się, chcąc rozładować napięcie. Nie pomogło.
   - Proszę stąd wyjść. Jak przyjdzie, to przekażę jej, żeby nie zawracała sobie panem głowy, bo nie warto... - Skomentowała kąśliwie, bo chyba na więcej nie mogła sobie pozwolić i wróciła do wypełniania jakichś kartek. Zerknąłem od niechcenia na zegarek. Czternasta. O której to mieliśmy mieć próbę przed koncertem? 
JA PIERDOLĘ!
Jak oparzony wybiegłem stamtąd, spotykając się przy tym z nieprzychylnymi uwagami starszych pań, które wyglądały ze swoimi diamentami na szyjach jak choinki i znalazłszy się na ulicy, zacząłem łapać taksówkę. Niestety każda odjeżdżała mi sprzed nosa, więc wsiadłem w pierwszy lepszy autobus i... po godzinie okazało się, że pojechałem w niewłaściwym kierunku. Na drugi koniec miasta. KURWA. 
      O godzinie siedemnastej, dokładnie godzinę przed rozpoczęciem koncertu oraz dwie godziny po zakończonej próbie, dotarłem na miejsce. Zmachany, spocony i jeszcze raz zmachany. 
   - Mam nadzieję, że miałeś dobry powód, żeby się spóźnić, McKagan... - Alan zgromił mnie surowym spojrzeniem. Nieważne, że miał na nosie okulary przeciwsłoneczne. Ja wiedziałem, że było surowe. 
   - Nawet nie wiesz jak bardzo... - wydukałem i pobladłem na nowo, zdając sobie sprawę, że jestem zaręczony. Z dziewczyną nienawidzącą facetów.
   - Chcesz nam o tym opowiedzieć? - Julie wyraźnie zaciekawiona podeszła do mnie i pogłaskała po ramieniu. Podstępna żmija. - Czy ma to związek z jakąś kobietą? - Posłała mi kokieteryjny uśmiech i patrząc mi prosto w oczy zaczęła trzepotać rzęsami. 
   - Przecież wiesz, że to ty jesteś kobietą mojego życia, słońce. - Nie drąż tematu, nie drąż tematu...
Usłyszeliśmy z boku głośne odchrząknięcie Camille. 
   - Dwie. W moim życiu liczą się dwie kobiety. Ty i Camille. No i jeszcze moja matka, trzy siostry, babcia... - I narzeczona... ZAMKNIJ SIĘ.  - Tak, to chyba wszystkie. 
Dziewczyny wymieniły się spojrzeniem, po czym śmiejąc się zaczęły mnie przytulać i w jednym czasie cmoknęły mnie w oba policzki. 
   - Całkiem miłe - mruknąłem i wyszczerzyłem się szeroko. 
  - Jak już jesteśmy przy cmokaniu to cmoknij mnie w dupę, Duff. - Uroczą atmosferę przerwał nam Niven. 
   - Alan, Alan... Nie bądź zazdrosny... Jeśli poprosisz, dziewczyny ciebie też z pewnością przytulą, prawda? - Zerknąłem po nich. Przytaknęły rozbawione głowami. 
   - Mam was wszystkich dość. - Machnął ręką i poszedł zapalić. Z dala od nas. 












~Z perspektywy Julie~


      Nie chciałam się kłócić. Tak, mówi to impulsywna osoba, która nie wytrzyma dnia bez chociażby jednej ciętej riposty. Ale to prawda, miałam dość kłótni, tych mniejszych i większych. Podobało mi się w trasie i nie miałam najmniejszej ochoty jej opuszczać. Może dlatego zignorowałam pobudkę Rose'a i na chama wcisnęłam do swojej głowy marne tłumaczenia, że taki już jest i nic się nie stało. I... co pewnie głupie, uznałam, że miał prawo poczuć się zazdrosny. Gdyby miał podobne zdjęcia z obcą laską sama pewnie bym się wkurwiła, nawet jeśli byłyby pozowane do, dajmy na to, Rolling Stone Magazine. Zazdrość była według mnie słusznym wytłumaczeniem jego zachowania i miałam w dupie fanaberie jakichś nadętych, wszystkowiedzących bab z telewizji i gazet, które uważały ją za niezdrową. Czasami sami się o nią prosimy, z premedytacją robiąc to, co zwróci uwagę naszego partnera. Głupio się przyznać, ale złość jaką wywoływali w Rudym inni faceci napawała mnie pewnego rodzaju... satysfakcją? Coś w tym rodzaju. Może czułam się wtedy bezpieczna o swoją pozycję, jakkolwiek dziwnie to nie brzmi. Dopóki interweniował, miałam poczucie, że mu zależy i nie musiałam bać się o to, że zacznie mnie zdradzać. Tym, co denerwowało mnie w byciu z muzykiem najbardziej, był właśnie ten pieprzony przymus dzielenia się nim z innymi ludźmi i bezradne patrzenie jak kobiety wzdychają na jego widok, wydymają usta pod sceną i rzucają w niego stanikami, do których dołączony jest numer telefonu. Czy dzwoni? Nie zastanawiałam się nad tym. Odganiałam wszelkie takie myśli i przechodziłam do akcji - do wzbudzania zazdrości, do udawania małego zainteresowania jego osobą. Wszystko byleby utrzymać na sobie jego wzrok, budzić bezustanną ciekawość. 
      Nie zostałam do końca ich koncertu. Wróciłam wcześniej do hotelu, nie dlatego, że bolała mnie głowa. Chociaż nie oznacza to, że na nią nie upadłam. W danej chwili odnosiłam wrażenie, że chyba mi odbiło, a mój pomysł jest zwyczajnie popieprzony. A lekka ekscytacja tylko utwierdzała mnie w przekonaniu, że nie należę do normalnych. 
   Usłyszawszy dźwięk przekręcanej klamki wypuściłam z buzi głośno powietrze i odwróciłam się w stronę otwieranych drzwi. 
   - Julie, jesteś? Wyszłaś wcześniej z koncer... O kurwa. - Rudy zastygł w miejscu i jedyne co się poruszało to jego gałki oczne, które mierzyły mnie teraz z dołu do góry. Zagryzłam nerwowo wargę, ponieważ cała ta sytuacja delikatnie mówiąc mnie krępowała. Nie byłam w końcu przyzwyczajona do wkładania na siebie nie wiadomo czego i odgrywania roli niczym gwiazda porno. Ale dzisiaj miałam pobawić się w lekką... albo i ostrą zdzirę, więc zganiłam się w myślach za bycie, o ironio, porządną kobietą i tym razem przybrałam minę tancerki z Moulin Rouge. Choć wyglądałam pewnie jak kiepska wersja prostytutek z Sunset Strip. Ważne że się starałam!
   - Po dzisiejszym incydencie pomyślałam, że może... Chciałbyś mi zrobić prywatną sesję? Taką której nikt poza tobą by nie oglądał... - zamruczałam mam nadzieję seksownym głosem i podeszłam do niego wolnym krokiem, nawijając sobie na koniec kosmyk jego włosów na palec. - Hm? - Wbiłam w niego wzrok. 
   - Nie wiem dlaczego sam wcześniej nie wpadłem na ten pomysł - odpowiedział szybko, napalony jak piętnastolatek. 
   - Nie wiadomo czy wtedy dostałbyś na to zgodę... 
 - Faktycznie, twoje przyzwolenie, a wręcz naleganie jest dosyć podniecające. Mówiłem ci już jak bardzo do mnie pasujesz? - Błysk w jego oku zdradzał, że ktoś tu był już naprawdę nieźle nakręcony. I zaczęło mi się to nieco udzielać. 
   - Tym, że mam równie niegrzeczne myśli? - No, no, wyrabiasz się. Gra wstępna jak w prawilnym filmie erotycznym. 
   - I tym, że mówimy o nich głośno. Albo zmieniamy je w rzeczywistość, jak w tym przypadku. - Uniósł kącik ust do góry, po czym podszedł szybko do komody, na którym leżał aparat. 
   - Mów mi co mam robić.
   - Skarbie, ale wiesz, że urodziny miałem pół roku temu? 
 - Chodziło mi o pozę, mów jaką pozę mam przyjąć, durniu. - Naburmuszyłam się nieco. Wymagam profesjonalizmu! Odrobinę... 
 - Ej, nie psuj miłej atmosfery - fuknął, stale majstrując coś przy aparacie. 
  - Nie wiem czy miła to dobre określenie... Kurwa, wiedziałam żeby wcześniej coś wciągnąć - wymamrotałam pod nosem. Rzeczywiście, kreseczka kokainy byłaby wskazana. A ja jak na złość nie byłam nawet pod wpływem alkoholu. - Jak bardzo jestem porąbana, żeby robić to na trzeźwo. - Pomyślałam na głos i trochę już zniecierpliwiona wbiłam uporczywe spojrzenie w Axla, który nadal ustawiał coś w aparacie. - Może mam jeszcze zawołać Camille, żeby ci pokazała jak się łapie dobre światło i robi dobre zbliżenie, huh? 
   - W sumie... 
   - To była ironia! 
   - Dobra, chyba mam - stwierdził, toteż zamknęłam się i czekałam na dalszą, ekhm, instrukcję. Rose odłożył na moment aparat, żeby jednym sprawnym ruchem ściągnąć z siebie koszulkę, po czym wziął go z powrotem do rąk i przyłożył oko do wizjera. Przez chwilę zapatrzyłam się na jego nagi tors, na który opadały kosmyki rudych włosów. W samych dżinsach ze skórzanym pasem wyglądał zajebiście seksownie i zapomniałam, że mamy robić zdjęcia. Najchętniej robiłabym już co innego... - Ju, jesteś tu? - Zaśmiał się, czym wyrwał mnie z zamyślenia. 
   - Tak, tak... - Odchrząknęłam. - To... jaką pozę sobie pan życzy? 
Wokalista przybrał minę myśliciela, żeby po parunastu sekundach wzruszyć niedbale ramionami. Zapowiada się świetnie. 
   - Ty jesteś modelką. 
  - Jesteśmy chujowi w te łóżkowe gierki, wiesz? - Westchnęłam i nie nalegając dłużej na kreatywne pomysły usiadłam na kolanach, odgarniając przy tym włosy. - No dawaj... 
Klik. 

   


   - Poszło - rzucił z zadowoleniem. - Dobra, to może teraz byś tak... - Uniosłam w zaciekawieniu jedną brew do góry. - No wiesz... Tak na kotkę... - Parsknęłam śmiechem. 
   - Przepraszam, już się robi - Poprawiłam się szybko i wygięłam się jak, cytuję, kotka. 
   - O właaaśnie... 
Klik.
   - A teraz usiadłabyś jakoś... okrakiem... 
   - No, no, no, ostro bracie...
   - Jaki bracie, dla ciebie jestem... - Zastanowił się przez chwilę. 
   - Tylko nie każ mi na siebie mówić tatusiu, błagam. - Spochmurniał. 
  - Pan Rose, o. Jestem dla ciebie panem. - Przełknęłam głośno ślinę, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Wczuł się chłopak w rolę i nie chciałam psuć mu zabawy, więc próbowałam zachowywać powagę. Mimo że z każdą minutą było to coraz trudniejsze. 
   - Tak dobrze, proszę pana? - Zapytałam z ponętną chrypką, która ni stąd ni zowąd postanowiła się pojawić i przykucnęłam okrakiem na wprost obiektywu. Dłonie ułożyłam na talii, natomiast głowę odchyliłam nieco do tyłu. 
   - Mhm... 
Klik. 
Klik. 
Klik. 
      Okazało się, że mój facet wykazuje się sporą kreatywnością w tej kwestii i nasza sesja zaczęła się wydłużać. A ja dowiedziałam się o sobie na przykład tego, że mimo dwudziestu czterech lat (starość) jestem całkiem gibka. Ale nie była to jedyna rzecz, która mnie w głębi duszy cieszyła. To, co podobało mi się w tym wszystkim najbardziej, była fascynacja, jaka malowała się na jego twarzy. Nie odrywał ode mnie wzroku i był w stu procentach skupiony wyłącznie na mnie. Brzmię jak narcystyczna gówniara? Trudno. Jeśli bez przerwy udajesz, że nie widzisz tych wszystkich wymian spojrzeń, jakie twój facet robi z setkami dziewczyn, to doceniasz takie momenty i czerpiesz z nich przyjemność. 
   - A może tak... Ściągnęłabyś te zbędne paski? - Zapytał nagle. Speszyłam się trochę. Oczywiście wiedziałam, że to pytanie prędzej czy później padnie, ale nie byłam do końca pewna czy tego chciałam. 
   - Wolałabym raczej nie iść na całość... - Zaczęłam spokojnie, bo bałam się, że to mu się nie spodoba. W końcu jak robisz facetowi tego typu niespodziankę, to ma ochotę skorzystać z niej możliwie ile się da, prawda? A że Axl należał do tych, którym się nie odmawia, bo w innym przypadku wpadają we wściekłość, to miałam pewne obawy. - Po prostu nie chcę, żeby te zdjęcia trafiły w cudze łapy... Nie mówię, że ci nie ufam i boję się, że je komuś pokażesz, ale czasami przypadkowo...
   - Ciii... - Axl podniósł palec do góry, więc umilkłam, zakończywszy tym samym swoje dukanie. 
   - To ty wyznaczasz granicę. Nie chcesz, więc nie zrobimy tego - odparł nad wyraz opanowanym głosem. Zdziwiłam się, ale w pozytywny sposób. - Poza tym mam świetną pamięć fotograficzną... - Na jego buzi pojawił się szelmowski uśmieszek i odłożywszy aparat na komodę, usiadł na łóżku. - Z dokładną precyzją odtworzę każdą część twojego ciała... - Mówiąc to odchylił jeden z pasków i musnął wargami moje ramię. 
   - W takim razie nie musisz go więcej oglądać, co? - Uśmiechnęłam się złośliwie pod nosem. 
   - Muszę, bo uwielbiam je podziwiać. A poza tym jestem na ciebie cholernie napalony. 
  - Hm, skoro tak... - Westchnęłam teatralnie, żeby następnie zsunąć z obu ramion te pieprzone paski. 
  - Witajcie, kochane. Tęskniłyście za tatusiem? - Palnęłam się z otwartej dłoni w twarz. - Za panem? 
   - Chyba za idiotą. - Parsknęłam, na co Rose popchnął mnie na plecy i zaczął tłumić mój śmiech pocałunkami. Koniec końców uległam i nie ukrywałam dłużej, że również jestem na tego idiotę napalona. 
Bardzo. 
Baaardzo. 






~*~

Dobra, czas podkręcić tempo i pisać ile się da. Do końca września naprawdę chciałabym zakończyć to opowiadanie, bo wiem, że jak zrobię kolejną przerwę, to będzie ciężko mi tu wrócić. Ale już moja w tym głowa, żeby doprowadzić to do końca. Was mogę jedynie prosić o komentarze i podziękować AŻ dwóm osobom za to, że skomentowały poprzedni, haha.      
Do następnego!


Buzi!