piątek, 6 listopada 2015

Wake up... time to die! [24]







~Z perspektywy Slasha~


       O tym, że czułem się jak totalny dupek, wie już chyba każdy.
Praktycznie codziennie plułem sobie w brodę, że dałem fuchę jakiemuś pierwszemu, lepszemu kolesiowi i pozwoliłem mu u nas zamieszkać. O tym, że zaniedbywałem Cam i wolałem szlajać się po klubach z kolegami niż spędzać z nią czas lepiej nie wspominać.
Wiem, mogłem przecież zabierać ją ze sobą, ale... Przy niej nie mógłbym się upijać, w jej towarzystwie nie mógłbym też pójść do klubu pogapić się na TE dziewczyny, nie mógłbym też prowadzić rozmów na wiadome tematy z chłopakami.
To baba i jej osoba tylko by przeszkadzała - płytkie podejście, za które sam się teraz wstydziłem. Związek to związek. Druga połówka nie miała być dla nas ciężarem, tylko kimś z kim nieustannie chcemy spędzać czas. I to nie tak, że ja tego nie chciałem. Ja jedynie bałem się, że w oczach innych stanę się jakimś pieprzonym pantoflarzem. Ja, Slash - bóg seksu i gitary!
Och, strzelcie mi w ryj.
  - Może pójdziemy po próbie do kina? - Zagadnąłem siadając na łóżku. Szatynka, tak jak zresztą myślałem, pokiwała przecząco głową.
Od ponad tygodnia (tyle czasu minęło od tamtego wydarzenia) nie chciała nigdzie wychodzić. Nigdzie poza naszą sypialnię. W domu nie mogło być też żadnych technicznych czy innych naszych znajomych. Tylko my i reszta Gunsów.
Codziennie musiałem więc odprawiać różnych typków, którzy przychodzili po to, żeby u nas przenocować lub co częstsze - napić się z nami.
O, jak już przy tym jesteśmy. Przestałem na ten czas chlać. Jasne, marzyłem o porządnym najebaniu się, ale doskonale wiedziałem, że to nie załatwi naszych problemów, a przeciwnie, tylko je zaostrzy.
Co do naszych wspólnych relacji, kolorowo nie było. Dziewczyna nie robiła mi wyrzutów, ale czułem, że ma do mnie żal i jest zła. Na głos obwiniała wyłącznie siebie. Twierdziła, że była naiwna, że mogła z nim nie pić. Ale piła, bo była wściekła na mnie, wiedziałem o tym.
Najgorsze było jednak to, że nie pozwalała mi się do siebie zbliżyć. Okej, byłem w stanie to zrozumieć, ale... hej, do niczego nie doszło. Duff zdążył, tamten fagas jej nie zgwałcił. A ja po prostu chciałem jej bliskości.
W każdym razie ona nie chciała się nawet całować, więc... nie było mowy o jakimkolwiek seksie. Tłumaczyłem sobie to tym, że musi być na mnie zwyczajnie obrażona, miała do tego prawo.
Zastanawiałem się tylko, jak długo to potrwa. Niedługo mieliśmy zamieszkać w naszym nowym domu i nie wyobrażałem sobie, że będziemy żyć w takich relacjach jak teraz.
  - Cam, co się dzieje... - Westchnąłem przybliżając się do niej i przyciągnąłem ją do siebie za talię. Ta szybko wyswobodziła się z mojego objęcia i odsunęła na dwa metry. Świetnie.
  - E, Slash! Chodźże tu!
 - Idź już, wołają cię - rzuciła cicho i krzyżując ręce na piersiach odwróciła głowę w kierunku okna.
  - Mogą poczekać - odparłem.
 - Koledzy mogą poczekać? Naprawdę? - Wyczułem ironię. 
 - Camille, proszę, pogadajmy. Ja naprawdę się zmienię, tylko nie bądź dla mnie taka oschła. Myślisz, że nie mam wyrzutów sumienia?
  - Slash, kutasie, zejdź na dół!
  - Zaraz kurwa! - Wydarłem się zirytowany.
  - Powiedz Axlowi, żeby przekazał Julie, że chcę się z nią zobaczyć - mruknęła, ewidentnie olewając moje wcześniejsze słowa. Nie miałem już jednak sił na prowadzenie dalszego tak naprawdę monologu, więc przytaknąłem jedynie głową i posłusznie zszedłem na dół.
Muzyka była właściwie jedyną rzeczą, na którą miałem teraz ochotę, więc ta próba miała być moim zbawieniem.
Niestety tak się do końca nie stało.












~Z perspektywy Izziego~


       Robimy pierwszą próbę od jakichś trzech miesięcy, zapowiada się pójść naprawdę nieźle, człowiek chce przedstawić swoje pomysły na nowe kawałki, ale... Nie. Nic nie może obyć się bez kłótni, bez rzucania wyzwiskami i... krzesłami. Po prostu, kurwa, się nie da.
A od czego tak właściwie się zaczęło? Ach, no tak. Zwrócenie uwagi Axlowi. Jedna z najgorszych możliwych opcji. 
  - Rudy, nie umieszczałbym One in a million na płycie... Prasa nas zlinczuje. - Postanowił wtrącić Steven.
  - A kogo kurwa interesuje prasa? Ciebie? Interesuje cię zdanie prasy? Bo jeśli tak to nie wiem co ty jeszcze robisz w tym zespole. Leć do Poison, może akurat ich perkusista zakrztusił się pudrem - prychnął Rose i wywróciwszy oczami zaczął kreślić coś na jednej z kartek.
 - Ale on ma rację. Będziemy postrzegani jako rasistowski, nietolerancyjny zespół. Na co nam to? - Tym razem odezwał się Duff.
  - Ja pracuję z pizdami czy facetami, bo już do cholery nie wiem?
  - Chyba mamy prawo wyrazić swoje zdanie, nie? - Odburknął wyższy blondyn.
  - A ja mam prawo podetrzeć nim sobie tyłek.
 - Poczekaj aż kurwa my nie zaczniemy podcierać tyłki twoim - warknął Popcorn. Ba, chłopak aż zrobił się na buzi czerwony. Wiadomym było nie od dziś, że najczęstsze starcia były właśnie na linii Axl - Steven, ale już dawno Adler nie dał się tak bardzo wyprowadzić z równowagi.
  - Okej. W takim razie Slash, co o tym myślisz? Mam zmieniać tekst w obawie przed opinią innych? Hm? - Wypytywał uśmiechając się przy tym złośliwie. Gitarzysta spuścił tylko swój kręcony łeb na dół i wzruszył niedbale ramionami.
  - A ty Izzy?
Och, za jakie grzechy. Wolałem siedzieć cicho i nie wdawać się w żadne konfrontacje. Nie z nim.
  - Uważam, że... - Zacząłem niechętnie. - Wszystko mi jedno.
Rose klasnął z zadowoleniem w ręce.
  - No to chyba mamy przegłosowane. One in a million będzie na płycie - rzucił stanowczo i już miał poruszać temat kolejnego kawałka, kiedy...
  - Kurwa! Mam dość! - Steven wstał gwałtownie z miejsca i zmierzył wszystkich wzrokiem. Zdenerwowanym wzrokiem. - Czemu tylko ja mu się sprzeciwiam, co? Nie macie swojego zdania czy jak?!
  - Jestem tu, nie musisz o mnie mówić w trzeciej osobie - wycedził jeszcze spokojnym tonem Rose.
  - Będą problemy, zobaczysz!
  - To zobaczę, Jezu. Mogą mnie pocałować w dupę.
  - No tak, zapomniałem. Co cię obchodzą inni.
I tutaj nie wiem po co, ale się wtrąciłem. Jakoś tak nagle poczułem jednak potrzebę wyrażenia swojego zdania.
 - Słuchaj, to prawda. Jesteś białasem, w dodatku rudym. Użyjesz słowa 'czarnuch' i rozpętasz piekło. Może po prostu zmień nieco tekst i po sprawie?
Okej, mamy to za sobą.
  - Nic nie będę do kurwy nędzy zmieniał!
 - To w takim razie zostaw ten kawałek w spokoju i nie dawaj go na płytę! - Tym razem wydarł się Steven. - Czekaliśmy na ciebie z tą próbą jakieś trzy pierdolone miesiące, po czym łaskawie się zjawiasz i zaczynasz rządzić! Wkurwiasz mnie koleś.
   - Nie, to ty mnie wkurwiasz. Jak ci coś nie pasuje to wypierdalaj!
  - A chyba tak właśnie zrobię, bo już nie mogę na ciebie patrzeć - syknął i rzucając pałeczki na podłogę ruszył w kierunku drzwi.
  - Poleciłbym ci jeden klub, ale nie wiem czy Nathalie nie daje w nim akurat komuś dupy. - Zadrwił wokalista, na co Adler stanął jak wryty i zacisnąwszy pięści odwrócił się z powrotem w naszą stronę. Podobnie jak Duff i Slash nie wiedziałem o co Rudemu biega, więc siedząc cicho czekaliśmy na dalszy rozwój sytuacji.
  - Co ty kurwa powiedziałeś?
 - To co słyszałeś. Nie mówiłem ci, żebyś się nie załamał, ale na ten moment mi ciebie jakoś nie żal. Twoja cudowna, najwspanialsza Nathalie jest zwykłą kurwą i tańczy na rurze w Whisky. - Zaśmiał się wystawiając przy tym zęby na wierzch. A śmiał się głupio nawet wtedy, gdy Popcorn chwycił go za fraki i przystawił do ściany. - Mało tego, jest w tym niezła. - Kontynuował, a jakże.
Ta, miarka się przebrała.
Adler zaczął napierdalać go ostro po pysku, Rudy jak to Rudy nie omieszkał mu oddać i już chwilę potem byliśmy zmuszeni interweniować. Co było w chuj trudnym zadaniem. Popcorn chciał go ewidentnie zatłuc.
  - Odszczekaj to kretynie!
  - Ssij!
  - No zabiję go! Zabiję!
 - Idź lepiej do Nat, pokręci przed tobą tyłkiem i od razu ci się humor polepszy!
  - Axl, zamknij się już - warknął McKagan i chwyciwszy go z całej siły za ręce, wykręcił je do tyłu i zaczął odciągać go od perkusisty. Ja zrobiłem to samo z drugim, tyle że ten szybko mi się wyrwał, chwycił za krzesło i cisnął nim prosto w Rose'a.
  - Pojebało?! - Zaskrzeczał i łapiąc za taboret poszedł w ślady swojego przeciwnika...
Zrobiło się naprawdę ciekawie.
Do tego stopnia, że musiałem wyjść na zewnątrz i zapalić.
Koniec końców rozdzieliła ich... Camille.
Axl wrócił do siebie. A Steven? Steven trzasnął drzwiami i gdzieś polazł.
  - Zajebista była próba - rzucił basista siadając obok mnie na chodniku i odpalając swoją fajkę. 
  - W rzeczy samej. - Westchnąłem i udałem się do swojego pokoju. W ramach poprawy nastroju chwyciłem za... Nie, nie strzykawkę. Za telefon.
  - Cześć Berry...










~Z perspektywy Julie~

   
       Byłam pewna, że mam silną wolę. Myślałam, że skoro już poradziłam sobie kiedyś z uzależnieniem, to teraz też dam radę. Sądziłam, że będzie to nawet prostsze. 
Przeliczyłam się.
To było kurwa trudniejsze.
Nie przyznawałam się do tego nikomu, ale heroina całkowicie mnie pozamiatała. Tkwiłam z nią w cholernie mocnym związku i nie było mowy o rozstaniu. To znaczy mowa była, jasne. Gorzej było jednak z praktyką. Moja najdłuższa przerwa od niej trwała dobę. Dłużej nie pociągnęłam, bo czułam, że jeśli zaraz nie dam sobie w żyłę, to autentycznie zejdę.
Ale widziałam ten problem. Ha, byłam nim przerażona.
Ładowałam sobie w tym momencie działkę, a jednocześnie krzyczałam na siebie w myślach. Zaraz krzyczeć miał jednak kto inny.
  - Kurwa, co robisz?!
Podciągnęłam kolana pod brodę i zerknęłam na niego przepraszającym, ale zapewne i zaćpanym wzrokiem. Zresztą jeszcze nie zdjęty z ręki pasek i strzykawka leżąca obok mówiły same za siebie.
  - Przepraszam, ja... - Zaczęłam mamrotać, ale chłopak od razu mi przerwał.
  - Dałem ci te trzy jebane dni, ale one już dawno minęły! Mieliśmy skończyć po dwóch kurwa tygodniach! Obiecaliśmy to sobie! Mówiłaś, że z tym nie będzie problemu! - Warczał jednocześnie potrząsając mną za ramiona.
  - Wiem, że mówiłam, ale... Nie jestem w stanie, zrozum. - Pociągnęłam nosem i wbiłam w niego mętne spojrzenie. Liczyłam, no nie wiem, na jakieś słowa otuchy czy wykazanie jakiejkolwiek chęci wyciągnięcia mnie z tego bagna, ale jedyne co otrzymałam to siarczysty policzek. Którego na dobrą sprawę prawie nie poczułam.
  - Obiecałeś mnie już nie bić - mruknęłam posępnie. Nawet nie miałam siły się denerwować. Narkotyk zaczął działać i było mi... Okej. 
  - A ty obiecałaś przestać ćpać. Jak ty łamiesz obietnicę, to ja też mogę - wycedził i przyłożył mi tym razem w drugi policzek. No tak. Musi być po równo. - Jak jeszcze raz cię zobaczę naćpaną albo znajdę gdziekolwiek herę, to oberwiesz mocniej, więc miej to na uwadze. Może to będzie na ciebie dobry, kurwa, sposób - wysyczał i wyciągnąwszy z szufladki wszystkie pozostałości poszedł z nimi do łazienki.
  - Nie, Axl, zaczekaj! - Jęknęłam i powlekłam się za nim. Kiedy otworzył muszlę klozetową zaczęłam się z nim szarpać, próbując za wszelką cenę wyrwać mu z dłoni folie z białym proszkiem. Rudy odepchnął mnie jednak na podłogę i po chwili wysypał wszystko do kibla.
  - Kurwa, nie... - Wymamrotałam płaczliwym głosem skuliwszy się na zimnych kafelkach, zaraz po tym jak Axl spuścił wodę.
To było żałosne, wiem, ale byłam naprawdę zrozpaczona. Świadomość, że nie ma już ani grama, że to definitywny koniec... doprowadzała mnie do paniki.
  - Nie becz, słyszysz? - Prychnął, jednak w jego głosie nie było już tyle agresji, co zwykłego... współczucia?
  - Ale ja nie dam rady. - Wyszlochałam.
  - Dasz. Ja dałem, to ty nie dasz? No choć tu... - mruknął i uklęknąwszy przy mnie rozstawił szeroko ręce. Otarłam wierzchem dłoni mokre policzki i nawet się nie zastanawiając, mocno się do niego przytuliłam. Fakt faktem zamoczyłam mu całą koszulkę, ale w jego objęciach mój płacz powoli ustępował.
  - Przepraszam, że cię uderzyłem. Jestem po prostu wkurwiony... - Odezwał się po paru minutach ciszy. Zerknęłam na niego pytająco. - Pokłóciłem się z chłopakami o piosenkę. Twierdzą, że powinienem zmienić tekst w One in a million. Nonsens, nie? - Przytaknęłam mu od razu. - No... Moja dziewczynka. - Uśmiechnął się i pocałował mnie w usta.
  - Chodźmy się pieprzyć - zamruczał chwilę potem i włożył ręce pod moją koszulkę. Skrzywiłam się lekko, dochodząc do wniosku, że wszystko sprowadza się zawsze do jednego i... Pewne sprawy są chyba dla niego tak błahe, nieistotne.
Ale z drugiej strony? Przecież poniekąd mnie przeprosił, nie? Powiedział, że nie chciał mnie uderzyć. Bo pewnie nie chciał... Na pewno nie chciał...
Podczas gdy ja zatracałam się w swoich dziwnych rozmyślaniach, Rudy już dawno pozbawił mnie ubrań i przygniatał mnie właśnie swoim ciężarem. I byliśmy... Na łóżku? Już?
Tak na dobrą sprawę byłam zbyt naćpana, żeby się sprzeciwiać.
I tak mógł zrobić ze mną co chciał.







~*~

Tadam, znowu rozdział wstawiony szybko! 
Niestety kolejny z pewnością pojawi się w dłuższym odstępie czasowym, bo muszę nadrabiać w szkole zaległości i... no, nie będę miała czasu, żeby pisać. 
Ach, no i wiem, że postawa jednej z bohaterek zaczęła niektórych z Was już irytować, ale powiem jedynie, że tak ma być i jest to celowe. Trzymam się swojego planu, po prostu. 
No. To by było na tyle. 


Buzi!