sobota, 29 czerwca 2013

Welcome to the Sunset Strip - część 5






Julia:


      Obudziłam się dość wcześnie i bardzo zdziwił mnie fakt, że leżę na materacu, kiedy z tego co pamiętam zasnęłam przy stole w kuchni. Coś mi się nie zgadzało. 
Podciągnęłam się na łokciach i rozejrzałam po pokoju. Na kanapie w trójkę spali Slash, Duff i Steven, a pod kanapą leżał rudzielec. Nie wierzyłam. Czyżby pan Rose ustąpił mi miejsca? Uśmiechnęłam się sama do siebie, ale uznałam, że trzeba wstać, bo jak się obudzi będę musiała mu podziękować czy coś, a jakoś nie miałam na to ochoty. Nie po tym co mi powiedział. Ten człowiek był dla mnie trochę pojebany. Jego humorki były nie do zniesienia. Fakt, też nie należę do najnormalniejszych, ale ze mną się chyba da wytrzymać.
      W końcu zdałam sobie sprawę, że wraz z Kamilą jesteśmy na Sunset Strip już trzeci dzień i wypadałoby znaleźć sobie wreszcie pracę. Poszłam więc do sypialni i od razu parsknęłam śmiechem. Kamila leżała na ziemi, a Stradlin rozłożył się na całym łóżku i z błogim uśmiechem mamrotał coś pod nosem. 
Podeszłam do przyjaciółki i lekko ją szturchnęłam.
  - Hej, wstawaj, trzeba poszukać pracy! - krzyknęłam. 
  - Co? Jakiej tacy? - odparła nieprzytomnym głosem. - Moja ręka... - syknęła.
  - Pracy! No nie dziwię się, że cię coś boli skoro leżysz na podłodze - zadrwiłam.
Kamila przetarła oczy i zaczęła się podnosić.
  - Dobra... To wyruszamy na poszukiwania pracy powiadasz?
  - No tak. Ubieraj się, a ja zrobię nam kawę.
  - Okej -  mruknęła i zaczęła czołgać się do swojej torby.
Poszłam do kuchni i włączyłam czajnik.
  - Co robisz? - Usłyszałam nagle za sobą i z lekkiego przestrachu upuściłam na ziemię łyżeczkę. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam Slasha.
  - Spokojnie. Wiem, że z rana nie wyglądam korzystnie. - Zaśmiał się i podnosząc ją, podał mi z powrotem. 
  - Wystraszyłeś mnie. Robię kawę, chcesz też? - zaproponowałam. Chłopak tylko przytaknął głową, po czym zaczął szperać w lodówce. Ja czekając natomiast, aż woda w czajniku się zagotuje usiadłam sobie przy stole i zaczęłam przeglądać pierwsze lepsze czasopismo. Chwilę potem zjawiła się przy nas Kamila. Ubrana w czarną, krótką sukienkę. Jej rozpuszczone włosy, które dziś były wyjątkowo proste, układały się teraz idealnie. Krótko mówiąc wyglądała jak niezła sztuka. Mulat odwrócił się i na widok szatynki wymsknęło mu się ciche 'o kurwa'.
  - Coś nie tak? - spytała zmieszana marszcząc uroczo brwi.
 - Nie, nie, po prostu ładnie dziś wyglądasz. - Tu zmierzył ją wzrokiem i  uśmiechnął się do niej. - Oczywiście zawsze ładnie wyglądasz, ale teraz widzę cię w takiej... innej odsłonie - dodał szybko, drapiąc się nerwowo po włochatej łepetynie. 
  - Dobra, skończ Slash - zaśmiała się. 
Słooooooodko. Mogę już puścić pawia?
  - Zrobiłaś tą kawę? - spytała. Wstałam leniwie z krzesełka i zalałam trzy kubki.
 - Slash, a ty tak na prawdę to... Nie nazywasz się chyba Slash, nie? - spytała nagle Kamila z wyraźnym zaciekawieniem.
  - Nie, nazywam się Saul. Saul Hudson. Slash to taka ksywka, którą dostałem jeszcze 
w dzieciństwie.
  - A chłopaki, też posługują się innymi imionami? - Podchwyciłam temat.
 - Tak, wszyscy, oprócz Stevena. Duff ma naprawdę na imię Michael, Izzy to Jeffrey, no a Axl to William.
  - William? - Parsknęłam pod nosem. Takie eleganckie imię, a tak się marnuje...
  - No tak - Saul spojrzał na mnie zdziwiony.
 - Nevemind. Idę się wystroić. W końcu żeby znaleźć pracę trzeba się dobrze prezentować, prawda Camille? - mruknęłam z przekąsem mierząc ją wzrokiem, a ta uśmiechnęła się sztucznie. Dopiłam jeszcze swoją kawę i poleciałam się ubrać.
Założyłam czarne, obcisłe spodnie, czerwone szpilki i koszulkę z logo The Rolling Stones. Włosy upięłam w koka, pomalowałam rzęsy, a na usta nałożyłam czerwono-krwistą szminkę. Kiedy byłam już gotowa udałam się z powrotem do kuchni. Wszyscy już powstawali i siedzieli teraz porozwalani na kanapie. 
Gdy mnie zobaczyli zrobili wielkie oczy, a Duff zagwizdał. 
  - A co ty zamierzasz podbijać o... - Tu spojrzał na zegarek. - Dziesiątej rano? - zapytał zaciekawiony McKagan.
  - Burdel jest już czynny... - mruknął pod nosem Rose, co mimo wszystko zdołałam usłyszeć. Wzięłam jednak trzy głębokie oddechy i postanowiłam zignorować jego uwagę. 
  - Idziemy z Camille na poszukiwania pracy. W końcu trzeba zacząć zarabiać kasę... No i musimy się porozglądać za jakąś kwaterką. Nie będziemy was przecież wiecznie truć naszą obecnością. - Spojrzałam wymownie na rudego, ale chyba zbytnio się nie przejął.
  - O nie, nie zgadzamy się. Macie zostać. Kto nam będzie gotował? Możecie u nas mieszkać jak długo chcecie. Co nie? - Steven zwrócił się do reszty przejętym głosem, na co ci przytaknęli głowami. 
  - Pomyślimy nad tym, ale teraz już zmykamy, bo tak czy siak musiałybyśmy dołożyć się do czynszu. 

...






  - Rainbow Bar and Grill. Wchodzimy?



  - Mhm - rzuciła Kamila i wepchnęła mnie do środka.
 - Przepraszam, czy możemy pogadać z szefową? - spytałyśmy pierwszej lepszej kelnerki.
  - Tak, już wołam.
Po chwili dziewczyna wróciła do nas z wysoką blondynką, może w wieku czterdziestu lat.
  - O co chodzi? - zapytała konkretnie.
  - Czy nie szuka może pani kogoś do pracy? - spytałam.
  - A no przydałoby się parę tancerek.
  - A kelnerki nie wchodzą w grę? - dodałam z nadzieją w głosie. Nie chciałam tańczyć na rurze przed stadem napalonych, pijanych oblechów.
 - Nie, mamy komplet. To co, decydujecie się? - Spojrzałyśmy się na siebie, ale widziałam, że Kamili też ten pomysł nie przypadł do gustu.
  - Wstrzymamy się.. ale dziękujemy.
  - Proszę.
Niezniechęcone ruszyłyśmy do innych klubów, ale jak się później okazało - nikt nie szukał kelnerek. W końcu zrezygnowane weszłyśmy do sklepu muzycznego, o tak, z nudów. 
Łażąc między półkami z kasetami udało nam się podsłyszeć niezbyt przyjemną konwersację dwóch gości.
  - Znowu się spóźniłeś! Do tego jesteś pijany!
  - Ale szefuniu...
 - Zamknij się jak mówię. Klienci są z ciebie niezadowoleni. Nie chcę takiego pracownika dłużej w moim sklepie. Zwalniam cię!
  - No ale...
  - Wynocha! - Mężczyzna wyrzucił chłopaka za drzwi, a zauważając nasze zdziwione spojrzenia, zdał sobie chyba sprawę, że zrobił zamieszanie. - Przepraszam - odchrząknął.
  - Nie, nie... Nic się nie stało - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
 - A nie szuka pan kogoś na jego miejsce? Na przykład dwóch młodych, w dodatku pracowitych  dziewczyn? - odezwała się bez żadnego skrępowania Kamila. Posłałam przyjaciółce zaskoczone spojrzenie. Facet poszedł w moje ślady, ale moja przyjaciółka nic sobie z tego nie robiąc w dalszym ciągu się do niego szczerzyła. 
  - Może szukam... Ale czy dwóch? 
  - Nam we dwójkę pracuje się lepiej! Nie zawiedzie się pan na nas! Przysięgamy! 
  - Jakieś kwalifikacje?
  - Będąc na studiach miałyśmy okazję dorabiać sobie w różnych sklepach.
Osobiście znam się całkiem dobrze na instrumentach, szczególnie jeśli chodzi o gitary. Poza tym obie mamy wyśmienity gust muzyczny! - zaręczyła szatynka.
Facet przejechał kilkakrotnie dłonią po brodzie i zaczął mamrotać coś pod nosem. 
  -  Możemy spróbować. Kiedy byście chciały zacząć? 
  - Możemy nawet teraz! - rzuciłam podekscytowana.
  - W takim razie wprowadzę was trochę w ten biznes.
Niski mężczyzna przy kości o imieniu Bob przedstawił nam regulamin, zapoznał trochę z instrumentami, a na koniec dał koszulki z nazwą sklepu. Zaskoczone takim obrotem sprawy, mogłyśmy... Zaczynać pracę.
A może raczej próbną pracę. Szef ustawił się za kasą i bacznie nas obserwował. 
      Na szczęście zdałyśmy "egzamin". Dla każdego klienta byłyśmy uprzejme i ogółem szło nam dobrze. Szef powiedział, że jesteśmy oficjalnie zatrudnione i dał nam kartkę z grafikiem. Miałyśmy pracować razem o tych samych godzinach. Podziękowałyśmy mu i wyszłyśmy ze sklepu gdzieś przed dwudziestą... Kiedy byłyśmy już poza sklepem zaczęłyśmy się drzeć ze szczęścia. Co tam, że ludzie się na nas gapili. Nie sądziłam, że ten dzień tak dobrze się potoczy. Wróciłyśmy do domu i pochwaliłyśmy się chłopakom.
  - No to trzeba to uczcić! - zawołał Duff i już po chwili wszyscy popijaliśmy... Nightrainy, a cóż innego.








Kamila:

      Na piciu skończyć się jednak nie miało... Izzy przyniósł dwie paczuszki z białym proszkiem i już po chwili każdy z nas wciągał po kresce. Przyznam, że to nie była moja pierwsza przygoda z narkotykami. Razem z Julią trochę brałyśmy w czasach studenckich, ale uzależnione nie byłyśmy, to znaczy nie ja. Julia przechodziła trudny czas, ale miała to już sobą.
Duff włączył kasetę Aerosmith i zaczęły się tańce. Dość chwiejne, ale zawsze coś. Było zabawnie, nawet bardzo. W końcu jednak zmęczeni opadliśmy na kanapę i podłogę, po czym zaczęło się gadanie. Chłopaki opowiadali coś o swoim zespole, o swoich planach na przyszłość i takie tam. 
Później słuchaliśmy Stevena, który pieprzył o swoich intrygach miłosnych. To było dość... komiczne. 
Nagle jednak pijany już McKagan spytał bezpośrednio blondynki:
  - Ej, a co to za historia z twojej przeszłości o jakimś chłopaku? Camille coś wspominała. 
Julia spojrzała się na mnie zdenerwowana, a ja tylko mruknęłam ciche 'przepraszam'. Wszyscy skierowali na nią swój wzrok.
  - Nie ma o czym mówić. Gówniarskie zauroczenie - prychnęła jakby z kpiną i spuściła głowę w dół.
  - No opowiedz - Duff dalej nalegał.
  - Dobra, opowiedz im, a ja idę spać, głowa mnie boli. Dobranoc wszystkim - rzuciła i poszła do sypialni. Myślę, że po prostu nie chciała być przy tej rozmowie. Nie dziwiłam jej się, to było dla niej niekomfortowe i nie lubiła do tego wracać. 
  - To opowiesz? - spytał mnie blondyn.
 - No okej. - Wzięłam jeszcze łyka Nightraina i zaczęłam: - Na pierwszym roku studiów...
  - Studiowałyście? - przerwał mi Saul.
  - Tak, anglistykę. No więc... Na pierwszym roku studiów Julie zaczęła spotykać się z pewnym kolesiem. Nazywał się Adam. Był dość... znany. Jako cholernie przystojny cwaniak. Zmieniał dziewczyny jak rękawiczki. No i wziął sobie pewnego razu na cel moją blondi. Oczywiście ostrzegałam ją przed nim, ale ta była po uszy zakochana. Zaczęli chodzić razem na imprezy, a potem nawet ze sobą pomieszkiwać. - Tu uśmiechnęłam się krzywo. - Adam zaczął wciągać ją w narkotyki i alkohol. Nie mogłam jej poznać. Aniołkiem nigdy nie była, ale zachowywała się w tamtym momencie okropnie. Zaczęła zawalać szkołę. Po miesiącu razem coś wynajęli i musiała zacząć zarabiać na czynsz. Pracowała w klubie i jakimś sklepie, musiała bowiem skombinować sporo kasy, bo Adam nic nie płacił. Wmawiał jej, że prowadzi jakieś interesy i że niedługo dostanie kasę, ale nic takiego się nie stało. Kiedyś Julie spóźniła się na bardzo ważny egzamin, w dodatku przyszła na niego gdy była jeszcze pod wpływem narkotyków, profesor wyrzucił ją z sali i trafiła do dziekana. Dał jej ostatnią szansę. Po pewnym czasie wyglądała jak... No, źle... Rano wykłady, po południu był czas na naukę, a wieczorem i w nocy pracowała. A Adam, nie robił kompletnie nic. Pewnego razu wybrałyśmy się obie do klubu i zobaczyłyśmy go jak obściskiwał się z jakąś laską. Kiedy Julie do niego podeszła i zrobiła mu awanturę on tylko zaśmiał jej się w twarz i powiedział, że nigdy jej nie potrzebował, że była jedną z wielu... Załamała się. Była spłukana. Przestała pracować i przestała się uczyć. Liczył się tylko alkohol i zielsko. W końcu ja i kilka znajomych postawiliśmy ją na nogi, ale od tamtego czasu bywa dość nieufna, szczególnie w stosunku do facetów. 
  - Chujnia - podsumował Duff, a ja tylko mu przytaknęłam.





środa, 26 czerwca 2013

Welcome to the Sunset Strip - część 4






Kamila:


      Siedziałam obecnie w klubie 'Whisky a Go Go' między Slashem a Duffem. Nie muszę chyba wspominać, że byli schlani w trzy dupy. Chciałam wracać już do Hell House, tyle że chłopaki nie chcieli mnie przepuścić, bo uznali, że jest jeszcze za wcześnie. Co chwila zamawiali jakieś drinki albo tanie wina. Ja już nie mogłam na nie patrzeć. W końcu postanowiłam, że wstaję. Nie ma bata. Zastanawiałam się tylko czy przejść od strony Duffa czy Slasha. No i kolejny dylemat... Przejść przodem do nich czy tyłem? Z moich rozmyśleń wyrwał mnie Slash, który podniósł się ociężale ze skórzanej kanapy i ruszył w stronę toalet.
  - No nareszcie - pomyślałam. Wzięłam swoją torbę i wyszłam z klubu. Duff mnie nawet nie zatrzymywał, bo położył się na stoliku i chyba zasnął. 
      Szłam ulicą w kierunku domu i co chwila zerkałam na podejrzanych typów, którzy rzucali mi dziwne spojrzenia. 'Nie bój się, musisz się przyzwyczaić...' - powtarzałam sobie w głowie i szłam dalej trzymając kurczowo swoją torebkę. 
  - Ej mała, wiesz, że o tej godzinie jest na Sunset Strip bardzo niebezpiecznie i takie dziewczynki jak ty nie powinny chodzić same? - Nagle jakiś mężczyzna złapał mnie od tyłu i mocno trzymając mnie za nadgarstek zaśmiał mi się w twarz. 
  - Wiem, dlatego chcę jak najszybciej wrócić do domu! - Próbowałam mu się wyrwać, ale nic z tego. Był za silny. Nie wiedziałam co robić, krzyczeć czy nie? Ale kto by mi tu teraz kurwa pomógł.
Zachciało mi się ryczeć, ale zacisnęłam mocno szczękę.
  - A co masz w tej torebeczce? - Wyrwał mi ją z ręki i nadal trzymając mnie jedną dłonią za nadgarstek, zaczął w niej szperać.
 - Oddawaj! - krzyknęłam rozwścieczona. Miałam w niej wszystko! Moje oszczędności, dowód osobisty, dokumenty! 
  - Co tak ci się śpieszy? Chyba dzisiaj nasza dziewczynka nie wróci do domku - Znowu obleśnie zarechotał i zaczął mnie ciągnąć w jakąś ciemną uliczkę. Serce zaczęło walić mi jak młot. Szarpałam się, ale nie zdało mi się to na nic. 
W pewnej chwili ktoś jednak do nas podbiegł i z całej siły przyłożył mężczyźnie z pięści w twarz. 
  - Spierdalaj od niej chuju! - W tym momencie praktycznie cały strach ze mnie opadł. Zobaczyłam przed sobą Slasha, więc momentalnie poczułam się już bezpiecznie, mimo że akcja nadal się nie kończyła. Mężczyzna, który jeszcze przed sekundą leżał na ziemi, podniósł się i uderzył Mulata gwałtownie w brzuch. Slash zgiął się w pół i jęknął z bólu. Nie miałam pojęcia co robić, wpadłam w panikę. Facet spojrzał na moją torebkę i już miał po nią sięgnąć, gdy nagle ktoś odsunął mnie do tyłu.
  - Łapy precz sukinsynie. - Tym razem Duff popchnął tego typa na ścianę, a Saul łapiąc go za kurtkę i przyciskając mocno do muru wysyczał przez zęby:
  - Jeszcze raz się do niej zbliżysz to ci nogi z dupy powyrywam, rozumiesz? 
Wystraszony mężczyzna, który najwidoczniej nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji, przytaknął głową i kiedy Slash go puścił ten zaczął szybko zwiewać. 
  - Wszystko w porządku Camille? - spytał z troską w głosie Duff. Fakt, był pijany, ale jeszcze jako tako się trzymał.
  - Tak, wszystko dobrze. Dobrze, że tu przyszliście, nie wiem co by się stało gdyby...
  - Czemu na nas nie poczekałaś? - przerwał mi zdenerwowany gitarzysta.
 - Chciałam wracać do domu, a wy chyba dopiero się rozkręcaliście, no i postanowiłam, że już wyjdę. - Tłumaczyłam się głupio.
  - Następnym razem jak będziesz chciała wyjść to wyjdziemy z tobą - powiedział Slash jakby z wyrzutami sumienia i odchrząknął cicho. Bez zastanowienia przytuliłam ich obu i już po chwili wracaliśmy razem do Hell House.
Po drodze spytałam ich czy na Sunset Strip jest tak zawsze. You know... Gwałty, kradzieże, bójki. Zgodnie stwierdzili, że lepiej się tu nie wychylać. 
Uznałam jednak, że się przyzwyczaję. Nie jestem w końcu typem osoby, która po takim incydencie zamyka się w domu i nie wychodzi przez najbliższy miesiąc na ulicę. Co to, to nie. 
      Gdy weszliśmy do domu, zastaliśmy w nim Popcorna śpiącego na kanapie i to by było na tyle. Chłopaki włączyli sobie telewizor, a ja poszłam do sypialni. Na łóżku leżała moja przyjaciółka. Nie spała. Patrzyła się w jakiś bliżej nieokreślony punkt na ścianie. 
  - Hej, coś się stało? - spytałam troskliwie.
  - Już wróciliście? - mruknęła, lecz ja nic się nie odezwałam i czekałam dalej na jej odpowiedź. - Nic mi nie jest. Naprawdę - dodała widząc mój niezadowolony wzrok.
  - Gdzie Axl?
  - Nie wiem, nie obchodzi mnie to. - Czuły punkt? Nie podobało mi się zachowanie rudzielca, no ale tego... nie będę pouczać dorosłego faceta. Nie mam nawet takiego prawa. Jakby nie było to my wkroczyłyśmy na jego teren. W najbliższym czasie musimy poszukać sobie jakiejś kwatery. Na razie jednak oswajałyśmy się z całym tym klimatem, co nie należy do najprostszych zadań. Miałam jednak wrażenie, że chłopcy mogą nam w tym pomóc, dlatego liczyłam na to, że będziemy mogły spędzić w Hell House jeszcze parę dni. 
  - A wiesz co przytrafiło mi się jak wracałam z klubu? - wymamrotałam po chwili i zaczęłam opowiadać Julii o zdarzeniu sprzed pół godziny. Blondynka była przerażona, ale zapewniłam ją, że nic mi nie jest i nie ma się czym martwić.
  - Nie ma się czym martwić? - prychnęła głośno i skrzyżowała ręce na piersiach. - Jesteśmy tu dopiero drugi dzień, a wiesz co ci powiem? Jestem przerażona. Nie podoba mi się ta dzielnica. A po tym co teraz powiedziałaś jeszcze bardziej. Może wypadałoby znaleźć sobie mieszkanie w jakiejś spokojniejszej okolicy? Dzisiaj przeglądałam różne oferty i niektóre wydają się być naprawdę okej. 
  - Może zostańmy tu jeszcze trochę... Chłopaki nie mają nic przeciwko. A dzielnica tętni życiem. Lubię ją, naprawdę - mruknęłam z nadzieją w głosie, a ta zerknęła na mnie badawczo.
  - Czyżbyś była mokra na widok jednego z domowników? - zaczęła, unosząc przy tym brew do góry.
  - Cicho! - warknęłam i szturchnęłam ją mocno w bok. Dziewczyna tylko parsknęła śmiechem i pokręciła z politowaniem głową. 








Axl:

      Włóczyłem się po mieście bez żadnego większego celu. Wcześniej byłem jeszcze w odwiedzinach u chłopaków z Metalliki. Nie mieszkali bardzo daleko od nas. W sumie znaliśmy się dzięki naszym imprezom w Hell House, bowiem pod tym względem nasza rudera była dobrze znana na Sunset. Nie mieliśmy nigdy dużo kasy, ale alkoholu i narkotyków nigdy u nas nie brakowało. No a dziwki same przyłaziły, to czemu by nie korzystać?
Szedłem więc przed siebie i rozmyślałem. 
Najpierw o przyszłości i swoich planach. Brzmi dennie, ale chuj z tym. 
Strasznie chciałem osiągnąć swój cel. Pragnąłem aby nasz zespół wzbił się na najwyższe półki. Chciałem stać koło takich gwiazd jak Tyler czy Mercury. Śmieszne, no nie? Ja, zwyczajny prostak miałbym wzbić się na sam szczyt?
Ale nie zamierzałem się poddać, nie było takiej opcji. 
   Później natomiast zacząłem myśleć o tych dwóch laskach. Cholera, może i nie okazuję im zbytniej sympatii, ale serio je polubiłem i może nawet... Chciałbym aby jeszcze u nas pomieszkały? Do czynszu mogłyby się w końcu dorzucić. Zrobić coś do żarcia od czasu do czasu. Bezinteresowne podejście do sprawy, wiem, wiem. Ale ich towarzystwo też lubiłem. Nie są jak te wszystkie panienki, z którymi na ogół obcujemy. Nie pamiętam nawet kiedy ostatnio umówiłem się z jakąś z potrzeby serca, a nie kutasa. Na ogół rozpijam laski w klubie, później idę z taką do jej chaty i całą noc pieprzę. Mi się podoba, jej się podoba. No same korzyści.
Ale Julie i Camille zdecydowanie są inne, mają do siebie szacunek. 
I może to zabrzmi dziwnie, ale cenię to sobie. Chociaż... Gdyby któraś wparowała do mojego łóżka nie miałbym nic przeciwko. O, na przykład taka Julie. Zawsze głodny tego, czego jeszcze nie miałem. Jedna z niewielu lasek, które tak bardzo mi się stawiały.  
      Godzinę później wróciłem do Hell House. Slash, Duff i Steven leżeli razem na kanapie. Zajrzałem do kuchni i zobaczyłem Stradlina, który siedział przy stole i wciągał jakiś proszek. Ja tam rzadko się w to bawiłem. Mnie uspokajał zwykły papieros, poza tym nie chciałem wciągnąć się w nawyk. Choć maryśką nie pogardzę... I czystą heroiną. Ale to inna historia.  
  - Krucha blondynka? - spytałem znudzony siadając obok.
  - Yhm - odpowiedział po wciągnięciu działki.
  - Dawno wróciłeś? 
 - Nie, przed chwilą. A ty gdzie łazisz całymi dniami? - spytał i spojrzał na mnie badawczo.
  - Po mieście. Nie mogę ostatnio znaleźć dla siebie miejsca. Chcę wreszcie zagrać jakiś koncert, nawet w najmniejszym klubie, ale wszędzie biorą tylko te pedalskie, pieprzone cioty.
Czarnowłosy podał mi Nightraina. Chwilę jeszcze pogadaliśmy razem o zespołach i ogólnie o muzyce. Dzieliłem z nim naprawdę wiele rzeczy. Zawsze traktowałem Stradlina jak brata. Znałem go od dzieciństwa, razem się wychowaliśmy w pieprzonej dziurze.  
   Gadaliśmy o wszystkim i o niczym, a jeden Nightrain przerodził się w cztery. Zresztą, kto "bogatemu" zabroni? Kiedy uznałem, że na dziś koniec poklepałem przyjaciela po ramieniu i poszedłem do łazienki. Kurwa, zajęta. Zacząłem więc walić w drzwi, bo mój pęcherz zaczął się niecierpliwić. 
  - Chwila! - Usłyszałem w odpowiedzi.
 - Kurwa, no nie wytrzymam! - W końcu drzwi się otworzyły. Z łazienki wyszła owinięta w ręcznik Julie. Wyobraziłem sobie jak wyglądałaby bez tego ręczniczka... 
Ta tylko pociągnęła mnie z bara i poszła do sypialni. Ja pierdolę, jak ona mnie wkurwia...







Julia:

      Kompletnie nie miałam ochoty na sen. w końcu przespałam prawie całe popołudnie.  Przebrałam się więc w przydużą koszulkę i położyłam koło Kamili, która już najwyraźniej smacznie drzemała. W pewnym momencie do pokoju wpadł naćpany Izzy.
  - No laseczki, suwać dupeczki - wydukał i nim zdążyłam coś powiedzieć rzucił się na łóżko, tym samym trochę mnie przygniatając. Trochę bardzo. Zepchnęłam go na bok i sama poszłam do salonu. Kamili chyba nic nie grozi... 
Kanapa zajęta, spojrzałam na materac, ale już po chwili zjawił się tam Rose i szybko się na niego walnął. Rzuciłam mu tylko podirytowane spojrzenie, które miał zapewne w swoich czterech literach, bo nakrył się kołdrą po sam czubek głowy i tyle go widziano. 
Pieprzyć, w końcu i tak mi się nie chciało spać. Otworzyłam drzwi i usiadłam sobie przed domem na schodkach. Musiałam zaczerpnąć świeżego powietrza. 
Po piętnastu minutach wróciłam do środka. Poszłam do kuchni, usiadłam przy stole i oparłam na nim łokcie. Nawet nie pamiętam, w którym momencie opadłam na stół i odpłynęłam. Przebudziłam się dopiero wtedy gdy poczułam jak ktoś niesie mnie na rękach. Nie miałam jednak siły nawet na podniesienie jednej powieki, więc zasnęłam z powrotem. 






poniedziałek, 24 czerwca 2013

Welcome to the Sunset Strip - część 3






Kamila:


      Obudziłam się stosunkowo wcześnie. Zobaczywszy rozwalonego na łóżku Duffa, który obejmował  swoimi łapskami moją przyjaciółkę zachciało mi się śmiać, ale uwaga! Udało mi się zachować powagę. Wstałam delikatnie, ażeby ich nie obudzić i podeszłam do mojej jeszcze nierozpakowanej torby aby wziąć jakieś czyste ubrania. W sumie, po co miałabym ją rozpakowywać? Miałyśmy nie zostawać u Gunsów przecież na długo, a poza tym... Oni mają tylko jedną szafę, w dodatku całą zawaloną. 
Z ubraniami i kosmetyczką ruszyłam w kierunku łazienki. Najwidoczniej wszyscy spali, bo Hell House opanowywała dziwna cisza. Przebrałam się szybko w koszulkę z logo Zeppelinów i w jasne, przetarte dżinsy. Włosy upięłam w niedbałego warkocza i gotowa mogłam udać się do kuchni, żeby przygotować sobie śniadanie. 
Ku mojemu zdziwieniu, przy blacie stał już ubrany Slash, który najwyraźniej robił sobie kawę.
  - Cześć... - rzuciłam nieśmiało, a chłopak od razu się do mnie odwrócił i przywitał ciepłym uśmiechem. Chyba się lekko zarumieniłam, dlatego jak najszybciej spuściłam głowę w dół i usiadłam przy stole. 
  - Chcesz kawy?
  - Nie dzięki, nie przepadam.
Slash spojrzał się na mnie zdziwiony. 
  - To co ty z rana pijesz? 
  - Herbatę? 
 - Dobra, to na specjalne życzenie zrobię ci syfiastą herbatę, bo tylko taką posiadamy. Od razu przypomina mi się jak mieszkałem w Anglii, tam mają świra na jej punkcie. I na pewno skarciliby nas za to... - Tu wskazał na puszkę i uśmiechnął się sam do siebie. I pomyśleć, że naszą rozmowę zaczęliśmy od tego, co pijemy z rana, why not.
  - Mieszkałeś w Anglii? - Podchwyciłam temat.
 - Tak. Mieszkałem tam dopóki nie skończyłem jedenastu lat. Potem wraz z mamą przeniosłem się do Ameryki. Ojciec został w Europie. - Tu na chwilę się zatrzymał. - Ogólnie miło wspominam lata dzieciństwa. Czasami mam ochotę wrócić do tamtych czasów. Ale kurwa, powinno się żyć tym co jest tu i teraz, nie? - Przytaknęłam głową w geście zrozumienia, kryjąc rozbawienie jego porannym filozofowaniem. 
Nim się obejrzałam Slash podstawił mi ciepły kubek pod nos, który po dziesięciu minutach był już całkowicie pusty. 
  - I co, paskudna, nie? - zapytał z dumą.
  - Obrzydliwa. - Skwitowałam uśmiechem. 
Po kilku minutach chłopak zaczął zakładać swoje rozwalające się czarne trampki, po czym chwycił kurtkę dżinsową i udał się w stronę drzwi.
  - Dokąd się wybierasz? - Zdążyłam jeszcze spytać. Slash odwrócił się i zerknął na mnie zaskoczony. Kurwa, a co ja, jego matka? Ugh. - To znaczy ja... nie chciałam być wścibska, ani nic... Tak tylko - zaczęłam się jąkać. Świetnie...
  - Tak po prostu się przejść. Jeśli chcesz, to chodź ze mną. - I kolejny raz obdarzył mnie szerokim uśmiechem.
  - Chętnie - odpowiedziałam wstając na równe nogi. Założyłam jak najszybciej tylko potrafiłam swoje buty, chwyciłam ramoneskę i po chwili szłam chodnikiem obok chłopaka.
W środku czułam się jak napalona nastolatka z motylami w brzuchu, kurwa. 








Julia:

  - Co się tak na mnie gapisz? - spytałam z nutką wrogości w głosie. Tyczkowaty blondyn podpierał się bowiem na łokciu niczym grecki bóg i przyglądał mi z dziwnym uśmieszkiem. 
  - A co, nie można? 
 - Tego nie powiedziałam, ale nie jest to zbytnio komfortowe, nie? - zapytałam, a może raczej stwierdziłam i rozprostowując kości wstałam z łóżka. Nadal nie otrzymywałam odpowiedzi, toteż postanowiłam go olać i zaczęłam zastanawiać się w co mam się ubrać. Szperając w torbie podśpiewywałam pod nosem piosenkę Doorsów.
  - She's walking down the street... - Usłyszałam, więc odwróciłam się do Duffa, a on tylko przybrał cwaniacką minę i śpiewał dalej - Blind to every eye she meets... Podeszłam do niego wolnym krokiem i patrząc na niego z góry ciągnęłam piosenkę dalej.
  - Do you think you'll be the guy,  to make the queen of the angels sigh? - Pochyliłam się nad nim, po czym oboje parsknęliśmy śmiechem.
  - Całkiem niezły głos, panie McKagan - mruknęłam. 
  - Zwyczajny. Trochę śpiewam, ale raczej do końca będę miał przyczepioną plakietkę basisty - dodał z przekąsem.
  - Nigdy nic nie wiadomo. - Uśmiechnęłam się. Dziwne, ale w ciągu dwóch minut zdążyłam polubić gościa. Byłam osobą, którą w momencie można było do siebie przekonać. 
  - Idę się przebrać.
  - Możesz zrobić to tutaj. Jakieś przeszkody? - wtrącił zadowolony.
 - Tu się puknij. - Pokazałam palcem na czoło. Duff podniósł tylko ręce w geście poddania i oznajmił, że idzie nam zrobić śniadanie. 
Pierwsza myśl - no i zajebiście, jestem w chuj głodna, a ktoś zaraz zrobi mi śniadanie.
Druga - jaka jest szansa, że się nie zatruję? 
   Gdy już ogarnęłam się w łazience, otworzyłam drzwi i  od razu zostałam odepchnięta przez Izziego. Był blady jak ściana. Pochylił się nad kiblem i chyba wiadomo co było dalej. Pomyślałam, że lepiej zostawię go samego, więc poszłam do kuchni. Dryblas przygotowywał chyba jakieś kanapki. Postanowiłam w tym czasie zajrzeć do salonu. Steven spał na dywanie jak zabity, Slash najwyraźniej gdzieś poszedł, bo kanapa była pusta, no a Stradlin rzygał w kiblu. Wróciłam do stołu.
  - No, cały talerz kanapek! - zawołał, a ja spojrzałam z przerażeniem na naczynie, na którym ułożony był wielki stos żarcia. Ale smaczne to one były, nie powiem, że nie. Nagle przypomniałam sobie o przyjaciółce.
  - A właśnie, gdzie Camille i Slash?
  - Nie mam pojęcia - odpowiedział z pełną buzią. - Może gdzieś razem poszli?
Blondyn chyba miał rację. Ucieszyłam się na tą myśl... Pasowali mi nawet do siebie. Nagle zaczęłam się rozglądać jeszcze raz uważnie po salonie.
  - Kogo ty tak szukasz? - spytał zdziwiony. Przypomniałam sobie o rudzielcu, ale postanowiłam, że nie będę mówiła nikomu o nocnym incydencie. Może nawet rudy nie chciał aby ktoś się dowiedział o jego bójce. Z tą męską dumą to nigdy nic nie wiadomo. Choć tego limo pod okiem raczej nie dało się ukryć. Najwidoczniej poszedł do jakiegoś baru. Może dziwki zdążyły już... Uśmierzyć jego ból? 
  - Nikogo. Tak po prostu się... rozglądam. - rzuciłam obojętnie i sięgnęłam po kolejną kanapkę.
Chwilę potem do kuchni wpadł Izzy.  
  - Co, jesteś w ciąży? - zaśmiał się Duff, znowu z pełną buzią przez co trochę jedzenia wypadło mu z buzi. Spojrzałam na niego z lekkim obrzydzeniem, ale najwidoczniej to jeszcze bardziej go rozbawiło. 
  - Wczoraj przesadziłem - stęknął czarnowłosy, a ja zrobiłam mu miejsce przy stole i podeszłam do lodówki. Niestety nie było nic, co mogłoby pomóc w zabiciu kaca.
  - Duff idź do sklepu i kup mu sok pomidorowy. - Ten tylko spojrzał się na mnie z wyraźnie zdegustowaną miną. - No chyba słyszałeś co powiedziałam. Trzeba postawić Izziego na równe nogi. Zrobię ci jeszcze listę zakupów na obiad, to coś dobrego nam wszystkim przyrządzę.
  - Nikt tu w życiu nie ugotował obiadu. Nie lepiej zamówić pizze? - Podrapał się po głowie. 
  - Nie. Chcę się wam jakoś odwdzięczyć za nocleg, you know. - Uśmiechnęłam się i dałam mu do zrozumienia, że ma już spadać. Podałam mu jeszcze tylko listę zakupów, pieniądze i wypchnęłam go za drzwi. - A ty Izzy, idź się połóż. 
  - Dobra, mamo? 
Ja natomiast rzuciłam się na kanapę i włączyłam telewizor. Latałam po kanałach, aż w końcu zostawiłam na MTV. Akurat leciał teledysk do Miss You The Rolling Stones. Uniosłam jeden kącik ust do góry i zaczęłam kołysać głową w rytm utworu. Oh, Jagger, bierz mnie! 
I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że ktoś złapał mnie niespodziewanie za ramiona, przez co wrzasnęłam głośno i spadłam na podłogę.
  - Jezu, kobieto. Nie drzyj się tak. - Usłyszałam i zobaczyłam jak zza kanapy wyłania się ruda czupryna.
  - Kurwa, koleś, co ty tam robisz?
 - No chyba musiałem gdzieś spać - odburknął i odsunął sofę na tyle, by mógł się wydostać. 
  - Idź się lepiej przejrzeć w lustrze. - Miałam rację, jego twarz zrobiła się fioletowa. Szybkim krokiem ruszył do łazienki i już po chwili usłyszeć można było dobitne 'kurwa'. Zaśmiałam się pod nosem. W momencie wpadł z powrotem do salonu.
  - I z czego tak rżysz blondyno?
 - Z twojego ryja rudzielcu. - Po raz kolejny się zaśmiałam. Axlowi się to nie spodobało, bo stał nadal w tym samym miejscu i patrzył na mnie wściekłym wzrokiem. Rzucił mi jeszcze krótkie 'spierdalaj' i wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami, po drodze mijając się z Kamilą i Slashem.
  - A temu co znowu? - spytał Mulat. Wzruszyłam tylko ramionami i usiadłam z powrotem na kanapie. 
   Niedługo potem siedzieliśmy w czwórkę przed telewizorem, bo Steven się już przebudził i komentowaliśmy każdy teledysk. Po jakimś czasie wrócił też Duff z zakupami. Postawił je w kuchni na stole, a ja podeszłam do torebek. Kupił wszystko o co go prosiłam? O niczym nie zapomniał? No, no...  


...




  - Żaaarcie! - zawołałam, a ci czym prędzej wbiegli do kuchni i zaczęli zaglądać mi przez ramię.
  - To co ty tam zrobiłaś? - spytał Steven pocierając dłońmi.
  - Pierogi  - odparłam zadowolona, a wszyscy oprócz Kamili zrobili zdziwione miny.
  - P-p-ie-rołgi ? - wydukał Izzy. Zaśmiałyśmy się z dziewczyną. 
Oczywiście każdemu "pierołgi" smakowały i wpierniczali je równo. Nie powiem, byłam z siebie i swoich umiejętności kulinarnych dumna. Zwłaszcza, że nikt ich nigdy nie pochwalił. Widocznie, chłopcy nie mieli wygórowanych oczekiwań. 
      Później jakoś wszyscy się rozeszli. Steven powiedział, że idzie na miasto wyrywać dupy, Izzy musiał coś załatwić na mieście, a Duff, Kamila i Slash poszli do klubu. Ja zostałam, bo rozbolała mnie głowa i nie miałam ochoty nigdzie wychodzić. Usiadłam przy stole i zaczęłam czytać jakieś kolorowe czasopismo.
Z czynności tej wyrwał mnie głośny trzask drzwi. Wywróciłam oczami. 
  - Gdzie są wszyscy? - zapytał, chyba nadal wkurwiony Axl.
  - Wyszli - odpowiedziałam, nie odrywając wzroku od gazetki. 
  - Kurwa, co to za gówno? - spytał skrzywiony zaglądając do garnka.
 - Osobiście je przygotowałam, smacznego. - Uśmiechnęłam się sarkastycznie, po czym podirytowana jego nastrojem ruszyłam do sypialni. Kurcze, szkoda, że tam nie naplułam. 
Miałam dość jego ciągłego marudzenia. Wiecznie niezadowolony, wiecznie warczący, jak z takim, kurwa, wytrzymać? Tak czy siak nie miałam zamiaru psuć sobie humoru i wyobrażając sobie, że wyżej wymieniony osobnik po prostu nie istnieje rzuciłam się na łóżko i zaczęłam bez żadnego celu wpatrywać się w sufit. Kątem oka zauważyłam jednak, że Rudzielec oparł się o futrynę i zaczął na mnie gapić.
  - Czego?
  - Nie mogę sobie po prostu przyjść do SWOJEJ sypialni? - zapytał arogancko. No rzeczywiście, jedno łóżko i obdarte ściany. Sypialnia full wypas. 
  - Spadaj. - Chciałam, żeby ten typ wreszcie dał mi spokój.
  - Słuchaj mnie uważnie. - Tu podszedł do mnie, chwycił za podbródek i skierował moją twarz w jego stronę.
  - Puść mnie idioto - fuknęłam, ale ten tylko ścisnął mnie mocniej.
  - Lepiej żebyś była potulna jak baranek, bo to mój dom i w każdej chwili mogę cię z niego wypierdolić. Nie warto mnie denerwować -  syknął dziwnym tonem i nim się zorientowałam ten odpiął jeden z guzików mojej koszuli. Popchnęłam go z całej siły i z powrotem się zapięłam.
 - Chyba wszystko sobie wyjaśniliśmy - Axl uśmiechnął się i z satysfakcją wyszedł z pokoju.
  - Chuj ci w dupę.. - mruknęłam pod nosem i walnęłam się na poduszkę. 




piątek, 21 czerwca 2013

Welcome to the Sunset Strip - część 2






Julia:


      Nie miałam ochoty wchodzić do tego obskurnego domu. Hell House? Co to w ogóle za nazwa? Bałam się co zobaczę w środku. A zresztą, na pewno jeden wielki syf. 
Duff otworzył drzwi i gestem ręki zaprosił nas do środka. Jeszcze się tak dziwnie przy tym szczerzył. Dobra, nie było nad czym się zastanawiać. Weszłam zaraz za Kamilą. Parę kroków po niezbyt dobrze prezentującej się podłodze i stanęłyśmy w pomieszczeniu, gdzie poza kanapą stojącą na środku, komodą i szafą nie było zupełnie nic. Ponadto w pokoju znajdowały się trzy osoby. Jeden chłopak z czarnymi,  prostymi włosami siedział na kanapie i wbił w nas przenikliwe spojrzenie. Lekko się uśmiechnął, ale nic nie powiedział. Raczej nie wyglądał na rozmownego typa. Następnie spojrzałam na chłopaka z blond kłakami, który siedział na dywanie oparty o kanapę. On od początku się do nas uśmiechał. Prawdę mówiąc, rozwalała mnie jego mina. Wyglądał jak pies, któremu ktoś zaraz miał rzucić kość. No i jeszcze jeden typek, ten, który rzucał się w oczy najbardziej. A już na pewno jego włosy. Był to Mulat z burzą ciemnych loków. Przez nie, nie mogłam dostrzec jego twarzy. Siedział w samych potarganych dżinsach i ze spuszczoną głową pogrywał coś na gitarze. Odwróciłam się do Kamili, ale widzę, że osobnik ten zrobił na niej bardzo duże wrażenie, bo nie mogła oderwać od niego wzroku. Zaśmiałam się w myślach.
Już miałam się odezwać w celu rzucenia głupiego 'hej', gdy nagle do pomieszczenia wparadował rudy chłopak w samych skórzanych spodniach i zmierzył nas obscenicznym wzrokiem.
  - No Duff, spisujesz się ostatnio. Znowu sprowadziłeś niezłe dziwki - rzucił lekko ochrypniętym głosem, uśmiechnął się arogancko i uderzył mnie mocno w tyłek. Zaraz, zaraz, wróć! Czy ten rudzielec właśnie dał mi klapsa i nazwał dziwką? No chyba zapierdolę gościa! 
  - To nie był najlepszy pomysł - zaczęła Kamila, ale nie zdążyła dokończyć, bo właśnie w tym momencie przyłożyłam chłopakowi z całej siły w twarz. Posiadacz rudych, wytapirowanych włosów odchylił się do tyłu i szybko złapał za czerwony policzek. 
  - Tylko nie dziwki - warknęłam.
Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony. 
  - Ty suko! - zaskrzeczał po sekundzie i podniósł na mnie rękę. Przykryłam automatycznie twarz dłońmi, czekając na uderzenie, ale czarnowłosy chwycił go i i szybko ode mnie odciągnął. Uf?
  - Kurwa, Axl. Weź wyluzuj - wymamrotał do niego, po czym spojrzał się na mnie przepraszająco. - Wybacz za kolegę słonko, po prostu jest wybuchowy. - Skorcił tamtego wzrokiem.
Nie wiedziałam nawet co powiedzieć. Chciałam tylko stamtąd wyjść. Duff wyczuł, że zrobiło się dość niekomfortowo i zaczął nas sobie przedstawiać.
  - Eee... chłopaki. Widzicie, to są nasze nowe koleżanki. Pochodzą z Polski i...
  - Gdzie jest Polska? - wtrącił niższy blondyn drapiąc się po głowie.
  - W Europie durniu - prychnął brunet.
  - Kontynuując, przyjechały dziś do Los Angeles, żeby.. no.. ee..
  - Zacząć nowe życie, bla bla bla - dokończyła Kamila. - Zatrzymałyśmy się w jakimś klubie, bo nie miałyśmy dokąd pójść, no i tam spotkałyśmy Duffa, który zaproponował nam nocleg u was. Jeżeli to jakiś problem, to już nas tu nie ma. 
A ogółem... Czemu koleś wcześniej nie powiedział nam, że mieszka z czwórką innych pojebanych typów? W życiu bym tu wtedy nie przyjechała! 
  - Nie! Ależ skąd - odpowiedział i podszedł do nas tanecznym krokiem. - Steven jestem, ale możecie mówić na mnie Popcorn. - Zarechotał i podał nam dłoń.
  - Julie - odpowiedziałam lekko zawstydzona.
  - Camille.
  - Miło Was poznać dziewczyny! - Puścił do nas oczko.
W sumie ten nie był taki zły... Biła od niego całkiem fajna energia. Nie to co od tego rudego idioty, który stał teraz za czarnowłosym i patrzył na nas spod byka.
  - Ja jestem Izzy Stradlin. - Uśmiechnął się owy brunet. - A to Slash. - Chłopak o wspomnianym imieniu pomachał nam tylko ręką i z powrotem wrócił do swojej gry.
  - A tamten skurwiel to Axl Rose - wtrącił się Duff.
 - Sam jesteś skurwiel. Sprowadzasz jakieś laski na chatę, a nawet nie chcą się zabawić.
  - Na pewno nie z takimi palantami jak ty - mruknęłam i obdarzyłam go jakże serdecznym uśmiechem. 
Axl wbił we mnie wściekły wzrok, po czym wyszedł z mieszkania. Jedyny plus.
  - Nie zwracajcie na niego uwagi. Ma swoje halo - odezwał się Slash i odgarnął swoje włosy do tyłu, dzięki czemu wreszcie zobaczyłyśmy jego oczy. Ponadto uśmiechnął się do nas, a trzeba przyznać, że uśmiech to miał... uhm, zajebisty.
  - Trudny charakter? Skąd ja to znam? - Kątem oka zobaczyłam jak szatynka odwraca się w moją stronę i głupio szczerzy. Wywróciłam oczami. Też mi porównanie. - Tak w ogóle, wy jesteście jakąś kapelą, nie?
  - Yep, masz przed sobą najzajebistszy zespół na świecie. Tylko taki trochę początkujący - zaczął Steven i wzruszył zabawnie ramionami.
  - Ale kiedyś podbijemy całe Stany i nie tylko - zwrócił uwagę Duff.
  - A co gracie? - Postanowiłam dołączyć do rozmowy.
  - Hard rock głównie - rzucił Izzy.
  - Jesteśmy jedynie rock and rollowym zespołem - dodał skromnie Slash. - Chcemy tworzyć naprawdę zajebistą muzykę, a nie to co te wszystkie glam rockowe zespoły, które utknęły w klimacie 'płacą, to gramy' - No, no... Pan Kudłaty wreszcie zaczął się odzywać. Zaraz jednak jak się można było spodziewać z powrotem skrył się pod swoją burzą loków. Kamila cały czas wlepiała w niego swoje ślepia, co nawet mnie ucieszyło, bo miałam powód, żeby jej docinać. 
  - Nasza piątka przeciw całemu światu! - Duff również nie krył swojego zapału. Gadaliśmy ze sobą dopiero z parę minut, a ja już zdążyłam zauważyć w nich tę samą cechę. Tkwiły w nich wszystkich dzieciaki pełne marzeń, przekonane o tym, że uda się im je spełnić. Słodka cecha, choć wyglądała nieco komicznie patrząc na pięciu facetów w potarganych ubraniach, mieszkających w istnym syfie, no i najwidoczniej lubiących dobrą zabawę. Stwierdziłam to, patrząc na porozrzucane wszędzie butelki po rozmaitych trunkach, petach czy pustych woreczkach, które walały się po całym dywanie. A w całym mieszkaniu unosił się niezbyt przyjemny zapach, przypominający ten w barach.
Teraz wiedziałam, czemu dom, a może raczej garaż został nazwany piekielnym domem.











Kamila:

      Cholera, od tych chłopaków na prawdę bije zajebista energia. Szkoda tylko, że tak wyszło z tym całym Axlem. Pomyślałam sobie jednak, że w końcu się jakoś z nim dogadamy. Zresztą, nie wiem na ile tu zostaniemy. Musimy przecież znaleźć coś z Julią do wynajęcia. Nie wiem jak ona, ale mi pierwszy dzień na Sunset Strip bardzo przypadł do gustu. I ten chłopak! Slash! Miałam ochotę do niego zagadać, ale... Onieśmielał mnie? Chyba pierwszy chłopak, do którego wstydziłam się zagadać. Zresztą co mu powiem? 'Hej, fajnie grasz na gitarze. Sama wzięłam ze sobą akustyka, może mnie czegoś nauczysz?' Nie, stanowczo odpada. No ale no! Ech... Mulat, długie, kręcone włosy, do tego gitarzysta... Ideał, damn. 
  - Lubicie pizze? Bo my w sumie to nic innego nie jemy. - Izzy podrapał się po głowie.
 - Kto nie lubi - rzuciłam z wyszczerzem, po czym Stradlin od razu podszedł do telefonu i wykręcił numer jak się domyślam pizzerii. - A... ten Axl to jak się wkurwi zawsze wychodzi na tak długo? - spytałam.
  - Zawsze - odparł McKagan i na tym się w sumie temat skończył. 





Dwie godziny później... 






  - Chyba jesteście już zmęczone, nie? Chcecie już spać? - zapytał Duff i uśmiechnął się do nas troskliwie. Czyżby zmienił plany? Wydawało mi się, że wziął nas do siebie tylko po to, żeby nas płytko mówiąc... wyruchać. Ale mniejsza z tym.
  - O tak, padam na ryj! - zawołała już nie co spita Julia. U naszych nowych kolegów bowiem alkoholu nie brakowało.
  - Zajmuję kanapę - wybełkotał Slash.
  - To ja materac. - Izzy rzucił się na posłanie, przykrył kołdrą i tyle go widziano.
  - Kurwa. To mi zostaje dywan - rzucił posępnie Steven.
 - Ty i tak już masz dywan na klacie, więc wiesz, podwójna miękkość i wygoda - parsknął Duff, na co Popcorn przybrał obrażoną minę. - No kurwa, widzicie jakie mamy warunki... Wait, my nie mamy warunków. Ale mamy w sypialni spore łóżko, więc w trójkę się na pewno zmieścimy.
  - Jak to? To była jeszcze opcja spania na łóżku z dziewczynami? - Steven zrobił minę zbitego psa, a my tylko zaczęłyśmy się śmiać.
  - No była. Masz pecha. Chyba, że chcecie, żeby biedny Duff spał pod prysznicem. - Tyczkowaty poszedł w ślady Popcorna i wykrzywił się. 
  - Mi to tam nie przeszkadza. - Wzruszyłam ramionami. 
  - Ale łapy masz trzymać przy sobie. - Zagroziła palcem blondynka, na co tamten z poważną minę przytaknął głową. Parsknęliśmy śmiechem. Atmosfera zaczęła się zdecydowanie rozluźniać. Przypomniałam sobie jeszcze o istnieniu rudowłosego, ale postanowiłam, że nie będę pytać o to, gdzie on ma spać. Wyszłoby jeszcze, że się nim nazbyt interesuję, nie?









Julia:

     Stałam pod prysznicem i lejąc na siebie ciepłą wodę analizowałam cały dzisiejszy dzień. Szczerze? Nie wierzę w to wszystko. Kilka tygodni temu siedziałam w swoim obklejonym plakatami pokoiku, a dzisiaj byłam w mieszkaniu pięciu jebniętych gości, byłam w Hell House i nie wiedziałam co czeka mnie dalej. Morrison, miej nas w opiece, hm?
Gdy wyszłam spod prysznica, umyłam jeszcze zęby, przebrałam się w przydużą koszulkę i czystą bieliznę, rozczesałam włosy i udałam do sypialni. Słyszeć już można było okropne chrapanie z salonu, natomiast z sypialni dochodziły rozmowy. Oparłam się o ścianę i zaczęłam podsłuchiwać. Kamila najwidoczniej zapoznawała McKagana z naszą przeszłością, powiedzmy. Nie wiem czy to najlepszy pomysł. Znamy typa wystarczająco? 
  - Julie miała nieco przykry incydent ze swoim byłym chłopakiem. Prał ją, wpędził w nałóg. Sama więc zaproponowałam jej ucieczkę do Stanów. 
  - O czym rozmawiacie? - Od razu wpadłam do pokoju udając, że nic nie słyszałam. 
  - A no wiesz, mówiłam Duffowi jak to się... poznałyśmy. - Nie potrafiła kłamać. Ale już miałam wszystko w dupie, chciałam tylko iść spać. Położyłam się na samym brzegu łóżka, rzuciłam szybkie dobranoc i zasnęłam.


...




     W samym środku nocy obudziła mnie jebana suchość w gardle. Właściwie nie wiedziałam która godzina, ale było ciemno jak w dupie. 
Ktoś niezaprzeczalnie obejmował mnie w pasie, więc odwróciłam się ostrożnie i zobaczyłam twarz Duffa. Ja pierdolę, Kamila, nie mogłaś spać koło mnie?
Wstałam po cichu i wyszłam z sypialni. Nagle poczułam coś włochatego pod stopą, toteż odskoczyłam szybko i wystraszona złapałam się za serce. 
No tak, Steven śpi na ziemi. 
Przewrócił się tylko na bok i znowu zaczął chrapać. Przeszłam na palcach obok niego i udałam się w stronę malutkiej kuchni. Po omacku szukałam lodówki. Wreszcie! 
Otworzyłam drzwiczki i wyciągnęłam wodę mineralną. Wzięłam parę łyków i odłożyłam ją na miejsce. Odwróciwszy się delikatnie drgnęłam. Drzwi od domu były otwarte i ktoś za nimi stał. Zapaliłam szybko światło i zobaczyłam tego rudego palanta. Normalnie bym skarciła go wzrokiem i poszła z powrotem spać, tyle że jego ryj był cały poobijany. Miał podbite oko, z którego leciała krew i rozciętą wargę.


  - Co ci się stało? - wymamrotałam.
 - Przesuń się, muszę się kurwa do lodówki dostać - odpowiedział chłodno kiedy wszedł już do środka i odepchnął mnie na bok.
  - Ktoś cię pobił? - Nic nie odpowiadał. Stałam z boku i bacznie mu się przyglądałam. Wyciągnął z lodówki butelkę wody i przyłożył ją do oka. Chciałam mu jakoś pomóc, ale nie wiedziałam za bardzo jak.
  - Macie jakąś apteczkę?
  - I co jeszcze kurwa?
  - A to się pierdol. Jak taka dziwka jak ja mogła w ogóle zaproponować ci pomoc? - odburknęłam i przeszłam obok niego. Wtedy złapał mnie szybko za rękę i przyciągnął do siebie. Spojrzałam na niego zdziwiona. - Czego?
  - Przepraszam. Jestem po prostu wkurwiony.
  - Co się stało? - Ponowiłam wcześniejsze pytanie. 
  - Jakiś chuj zaczął mnie obrażać. Kurwa, mówił, że wyglądam jak pajac i doskonale pasuję do tych pedalskich glam rockowych zespołów. No to ja się zdenerwowałem i mu przyłożyłem. A ten debil, wyobraź sobie, rozlał na mnie piwo. No to się kurwa frajer doigrał! - opowiadał śmiesznie przy tym gestykulując. - Wziąłem jego szklankę i mu przypierdoliłem o łeb, na co ten przyłożył mi w nos pięścią. Potem jego koledzy mi jeszcze dołożyli i skończyłem na ziemi. Kurwa ja się broniłem, no ale do chuja pana! Trzech na jednego?! - Tu zrobił przerwę. Widać męska duma została urażona. - Właścicielka nas wyrzuciła i powiedziała, że mamy tam już zakaz wstępu.
  - A nie można było tego jakoś inaczej załatwić?
  - A weź mi tu kazań nie rób. Powiedz lepiej co mam zrobić, żeby to tak cholernie nie bolało! - Był tak wściekły, że już wolałam nie wchodzić z nim w dyskusję, bo mogłabym tego pożałować. Chwyciłam go tylko za rękę, zaciągnęłam do łazienki i kazałam mu usiąść na kiblu.
  - Szybki numerek w toalecie? No dobra, ale laska... Ogarnij mi może najpierw nieco twarz, hm? 
  - Mogę jeszcze gorzej urządzić ci mordę, jak nie przestaniesz, bezczelny kretynie... - Cała się w środku gotowałam.
 - Jesteś słodka jak się złościsz - rzucił melodyjnie. I znów ten jego cwaniacki uśmieszek. Najgorsze było to, że miałam do takiego typu facetów słabość... Dość! Arogancki kurwiarz i tyle. Pochylałam się teraz nad nim i zastanawiałam jak mogę mu się odciąć, ale w końcu zrezygnowana odwróciłam się i zaczęłam szukać czegoś w szafkach. Mają wodę utlenioną? No no...
  - Macie wodę utlenioną i... waciki? Gratuluję - zadrwiłam unosząc jedną brew do góry. 
  - To Stevena, ten to ma ciągle obitą mordę.
Po chwili nachyliłam się ponownie nad Rose'm i zaczęłam wycierać mu mokrym wacikiem twarz.
  - Szczypie! - syczał.
  - Nic ci na to nie poradzę.
Gdy skończyłam, przetarłam mu jeszcze twarz ręcznikiem i machnęłam rękami - Nic więcej nie mogę już zrobić. Jutro będziesz miał zapewne fioletową twarz, ale to już twój problem.
  - Wiesz co uśmierzyło by mój ból? - Tu wstał i zbliżył się do mnie. To była niebezpieczna odległość!
Odsunęłam się jednak szybko.
  - Może po prostu sen? Dobranoc! - rzuciłam i uciekłam do sypialni. Położyłam się delikatnie obok Duffa i zasnęłam z powrotem.