niedziela, 16 lipca 2017

Wake up... time to die! [44]








~Z perspektywy Stevena~


      Dzień po koncercie w Cape Girardeau udaliśmy się do Dallas naszym, jak go nazywam, wesołym autokarem. Czemu wesołym? Chyba z łatwością można się domyśleć. Mieliśmy w nim wszystko, czego alkoholik, narkoman lub erotoman zapragnął. Nie woziliśmy co prawda zbyt wielu groupies, ale gazetek z nagimi paniami nam nie brakowało. Nawet Camille je oglądała, tłumacząc nam ciągle, że te wszystkie zdjęcia są wyretuszowane. Ale co nas to obchodziło? Najważniejsze, że stanowiły przyjemny widok dla oka, nie?
      Dwudziesty trzeci lipca był nie tylko dniem odpoczynku przed kolejnym koncertem, ale i dniem urodzin mojego przyjaciela, a mianowicie pieprzonego Slasha. Z tej okazji piliśmy przez całą drogę, co w gruncie rzeczy nie różniło się od poprzednich podróży, ale... Nieważne. Szatynka w każdym razie poinformowała nas po tajniacku, że ma zamiar wyprawić wieczorem zajebistą imprezę i jest nawet gotowa załatwić tort. Sam podpowiadałem, jaki napis ma się na nim znaleźć. Powiadomiła nas również o tym, że ma zamiar zaprosić na nią chłopaków z Aerosmith, ale uznaliśmy to za zwykły żart. Raz, że organizatorzy i ochroniarze nie pozwoliliby jej się z nimi skontaktować, a nawet jeśli? Wątpiłbym w ich przyjście. ONI... z nami? 
      Po dotarciu na miejsce każdy udał się grzecznie ze swoimi walizkami (ehm, nasze rzeczy zazwyczaj upchane były w jakieś siatki) do wyznaczonych przez cycatą recepcjonistkę pokojów, żeby się nieco odświeżyć, a potem mieliśmy zebrać się w jakiejś sali na dole w celu przygotowania wcześniej wspomnianej popijawy. 
   - Weźcie prysznic, przebierzcie się i za godzinę widzimy się na dole. - Zarządziła Cam jeszcze w autokarze, podczas gdy Saul akurat załatwiał potrzebę w pobliskim lasku. Gitarzysta o tym nie wiedział, ale naprawdę szło z nim dziś współpracować. Sikał co pół godziny, a dziewczyna miała w tym czasie okazję sprzedawać nam kolejne szczegóły jej pomysłu. Nie domyślał się więc nic a nic, ale może to też kwestia tego, że od rana był nawalony? Miałem tylko nadzieję, że wieczorem nie wyląduje twarzą w torcie. 
Wracając! Postanowiłem pominąć dwa pierwsze punkty jej polecenia, bo myłem się przecież dwa dni temu, a jeżeli chodzi o ciuchy - powąchałem się pod pachami, nie cuchnąłem. Oglądałem więc przez godzinę jakieś pornole, a potem grzecznie zszedłem na dół, spotykając się na schodach z Duffem. 
   - Gdzie ona w ogóle chce to organizować? - Zapytał mnie, jak gdybym znał odpowiedź. 
   - Na dole jest niezła sala, sami zobaczcie - odezwał się głos za nami, więc z lekka wystraszeni odwróciliśmy się gwałtownie do tyłu. Camille przepchnęła się szybko między nami i zbiegłszy po schodach zniknęła gdzieś za zakrętem. Nie pozostało nam nic innego jak tylko iść w jej ślady. Pół minuty później znajdowaliśmy się już w rzeczywiście sporawym pomieszczeniu, które chyba miało służyć jakimś spotkaniom, konferencjom czy jak to się tam nazywa. Naszym zadaniem było przekształcenie go w salę do ostrego melanżu, toteż poprzesuwaliśmy wszystkie stoliki i krzesła pod ścianę, tak że środek był cały wolny. 
   - Coś czuję, że dzisiaj zostanę królem parkietu - zakomunikował nam McKagan i zaczął kręcić bioderkami, stukając nimi co chwilę pogłębioną w myślach Camille. 
   - Nad czym się tak zastanawiasz, kochana? - Uwiesiłem się na jej ramieniu i spojrzałem jej głęboko w oczy. 
   - Nad wszystkim! Trzeba zorganizować alkohol, coś do żarcia. Sprzęt grający, jakieś kasety! Cholera, skąd my teraz weźmiemy kasety. - Złapała się za głowę. - Rany, i ten tort. Alan zamówił go z jakiejś cukierni, ale jak ja tam kurwa trafię! - Zaczęła panikować, na co taki zaradny chłopak jak ja nie mógł pozwolić. 
Stanąłem naprzeciwko niej i położyłem dłonie na jej ramionach. Podniosła na mnie zafrasowane spojrzenie. 
    - Nic się nie bój. Ja znajdę cukiernię, Duff pójdzie po trunki.
  - O tak, tak, nie ma problemu! - Ta, ten to miał radar na słowo "trunki". I wszelkie wyrazy bliskoznaczne.
Mrugnąłem do niej porozumiewawczo. 
   - Izzy, załatwisz wieżę i kasety, nie? - Zwróciłem się do bruneta, popalającego aktualnie fajkę pod jedną ze ścian. Gitarzysta skinął krótko głową i wyszedł z sali. No, takich ludzi to ja lubię. Dajesz mu najtrudniejsze zadanie i nie otrzymujesz w zamian żadnych sprzeciwów. 
   - To ja załatwię coś do jedzenia. - Dodała dziewczyna, już znacznie spokojniejsza niż przed paroma sekundami. - A gdzie tak właściwie jest Axl? Myślałam, że nam pomoże. 
To się chyba przeliczyłaś, skarbie... 
   - Świetnie, jeszcze będzie trzeba do niego zajrzeć. - Westchnęła. 
Spojrzałem na nią litościwie. 
   - Dobra, biorę to na siebie. No, do roboty. 
 - Tak jest. - Zasalutowałem i pociągnąwszy za łokieć wciąż podrygującego w rytm świszczącej żarówki basistę, ruszyłem z nim na miasto. Trochę szlak mnie trafił kiedy będąc już kawał drogi od hotelu uzmysłowiłem sobie, że nie wziąłem od Alana adresu owej cukierni, ale ... Stay calm, Adler, do wieczora jeszcze szmat czasu. Spokojnie zdążę!











~Z perspektywy Camille~


      Zanim udałam się na zakupy, postanowiłam zahaczyć o pokój Rudego szajbusa, do którego nikt od wczoraj nie miał odwagi zagadać. Jego wczorajszy atak złości oraz dzisiejsze milczenie nie zwiastowały rzecz jasna nic dobrego i miałam słuszność przypuszczać, że miało to jakiś związek z moją przyjaciółką. Jej imię obiło mi się bowiem o uszy podczas jego "rozmowy" przez telefon. Nie dzwoniłam do niej, bo tak naprawdę nie było kiedy. Wczorajszy dzień z pewnością nie był na to odpowiednią porą, a dziś z samego rana musieliśmy władować się do autokaru i ruszać w drogę. Natomiast teraz moim priorytetem był pewien pijany dupek, któremu głupia organizowałam przyjęcie. Trudno, może kiedyś mi się odwdzięczy. 
   - Hej, tu Cam, mogę wejść? - Zawołałam stanąwszy pod jego pokojem. Pukanie do drzwi nie spotkało się bowiem z żadną odpowiedzią. 
   - Możesz. - Usłyszałam o dziwo, więc nacisnęłam na klamkę i weszłam do środka. Wokalista siedział na parapecie i palił, sądząc po zawalonej popielniczce, fajkę za fajką. 
Nie podchodziłam do niego i nie kładłam dłoni na jego ramieniu, bo pewnie tylko niepotrzebnie bym go tym wkurwiła. Usiadłam po prostu na łóżku i skubiąc skrawek swojej koszuli zaczęłam się zastanawiać jak tu, z psychologicznego punktu widzenia, należy podejść takiego osobnika.
  - Będziesz na imprezie, nie? - Zagadnęłam nie mając lepszego pomysłu na rozpoczęcie tej rozmowy. 
   - Nie wiem, nie mam szczerze mówiąc ochoty. 
No tak...
 - Ale to urodziny twojego kumpla, będzie zadowolony z twojej obecności... - mamrotałam nieporadnie. Rose zerknął na mnie po raz pierwszy tego dnia i parsknął drwiąco, co naturalnie nie dodało mi pewności siebie. 
   - Slash będzie miał w to wyjebane. Ba, nawet nie będzie pamiętał kto był a kto nie był. O ile w ogóle będzie pamiętał, że wyprawiłaś mu urodziny. - Nie wiedzieć czemu poczułam nieprzyjemny ból brzucha, a moje oczy w momencie stały się zaszklone. Może w jakimś stopniu miał rację, ale doskonale wiedział, że tymi słowami sprawia mi przykrość. Czułam jakby robił to z czystą premedytacją.
   - Przestań... - wysyczałam przez zaciśniętą szczękę. Axl przyjrzał mi się uważnie, po czym kontynuował swoją uszczypliwą gadkę. 
  - Nie oszukuj się, to strata czasu. Pewnie nawet zapomni ci podziękować. Wszyscy widzą, że ma cię w dupie, a ty przeżywasz tą imprezę jak mrówka okres. 
Odwróciłam się błyskawicznie na pięcie, żeby nie pokazać mu jak bardzo mnie wkurwił i jednocześnie ubliżył, ale pociągając za klamkę musiałam odwrócić się na jeszcze jedną chwilę i coś dopowiedzieć.
 - Wybacz, że nie mam takiego podejścia jak ty. Naprawdę. Przepraszam, że się wami przejmuję i tak właściwie to przyszłam tu po to, żeby sprawdzić co się z tobą dzieje, bo inni srają w majtki, a ja się o ciebie martwię. Głupia ze mnie cipa. - Uśmiechnęłam się gorzko spoglądając gdzieś w sufit. - Gdybyś jednak miał ochotę przyjść na to głupie przyjęcie, które owa naiwna cipa organizuje, byłoby jej miło. - To powiedziawszy zamknęłam drzwi od jego pokoju i biorąc kilka głębszych oddechów ruszyłam przed siebie. Dokładniej mówiąc do najbliższego sklepu, w którym chciałam zakupić jakieś chipsy i inne zajebiście pożywne przekąski. Oczywiście moja natura nie pozwoliła mi zapomnieć o tej jakże miłej konwersacji i całą drogę ją przeżywałam. Tak czy inaczej byłam zadowolona z faktu, że nie zeszłam na jego poziom i nie odcięłam mu się w jakiś równie cierpki sposób. Wolałam zachować jako taką kulturę. I tak, naprawdę chciałam żeby do nas zszedł, a nie siedział sam w swoim pokoju, dokarmiając przy tym raka. 
        Dokładnie pięć minut przed dwudziestą miałam pójść do naszego pokoju i obudzić śpiącego Hudsona, który po tak długiej drzemce powinien być względnie trzeźwy. Następnie moim zadaniem było sprowadzenie go do naszej sali pod pretekstem, że tam znajduje się bar, a po naszym pojawieniu się, Duff zapaliłby światło i wszyscy krzyknęliby "Wszystkiego Najlepszego, Skurwielu!". Taki był plan. 
Niestety wszystko poszło się jebać, kiedy zorientowaliśmy się, że nie ma z nami Stevena, a tym samym tortu. 
   - Pewnie się zgubił - rzucił McKagan trzymając w dłoni opróżnioną już do połowy butelkę wódki, na co ja obdarzyłam go spojrzeniem w stylu: "Naprawdę?! No kurwa, odkryłeś Amerykę, mistrzu!". Blondyn chyba nawet tego nie dojrzał, był zbyt zamroczony. 
Towarzystwo, na które składała się cała nasza ekipa, łącznie z technicznymi, paroma znajomymi z LA, którzy postanowili dołączyć do nas na kilka koncertów oraz randomowymi gośćmi z hotelu, głównie płci przeciwnej, bo jak McKagan stwierdził - musiał mieć jakieś partnerki do tańca, rozglądało się po sobie zakłopotane, a niektórzy szeptali nawet między sobą, że "to będzie lipa" lub "na chuj komu tort, zacznijmy wreszcie pić!". A mi zachciało się z tego wszystkiego płakać, bo może nie byłam perfekcjonistką, ale w tym przypadku chciałam, żeby wszystko poszło po mojej myśli! 
Czekaliśmy pięć minut, dziesięć, piętnaście. W końcu minęło minut czterdzieści. Ludzie zaczęli narzekać, niektórzy szykowali się do wyjścia. Ostatecznie postanowiłam przełknąć fakt, że tortu nie będzie i po kilku namowach udałam się po Slasha. Spotkałam go akurat w drzwiach. 
   - O, jesteś. Właśnie miałem was szukać. Idziemy do baru? Czy może na miasto? - wymamrotał łapiąc mnie w talii. 
  - Może do baru, hm? Nie mam dziś ochoty na łażenie - odparłam starając się brzmieć przy tym jak najbardziej naturalnie i pociągnęłam go w znaną mi stronę. O mało nie dostałam zawału kiedy znalazłszy się przy wejściu zobaczyłam przed hotelem zziajanego Popcorna z pudełkiem w ręku. 
   - Slash! - krzyknęłam szarpnąwszy go tak, że znalazł się przede mną, ale tyłem do Adlera. Hudson zmarszczył w zdziwieniu swoje brwi. - Bo ja... - I co teraz do cholery, i co teraz?! Myśl, myśl, myśl. - Muszę ci coś wyznać. - To się teraz wkopałaś... Zastanawiając się gorączkowo co takiego interesującego mogę mu powiedzieć, spoglądałam przez jego plecy na Stevena. Chłopak zorientowawszy się, że tu stoimy, zrobił się blady jak ściana i zaczął w przedziwny sposób przesuwać się w kierunku schodów, znajdujących się niestety tuż obok nas. Gdy znajdował się już w bliskiej odległości od naszej dwójki, tak że Saul z samej ciekawości mógłby odwrócić się, żeby zobaczyć kto koło niego przechodzi, pochwyciłam w dłonie jego twarz i przyssałam się do jego ust. Całowałam się z nim przez dobrą minutę i za nic nie dałam mu się od siebie oderwać. 
   - Rany, powietrza. - Odetchnął, gdy dałam mu już spokój, po czym wytrzeszczył na mnie oczy. - Skąd ten nagły przypływ uczuć? Mam się bać? 
   - Po prostu chciałam ci powiedzieć, że cię kocham! - wypaliłam z zapewne rozbrajającą miną i przyklepawszy jeszcze parę razy jego czuprynę pociągnęłam go wreszcie na dół. 
  - Wydawało mi się, że tabliczka wskazywała bar w drugą stronę - gadał idąc za mną po schodach. 
   - Bo tu są dwa bary, ten jest lepszy - oznajmiłam szybko i uśmiechając się pod nosem pchnęłam wreszcie wielkie drzwi, za którymi, tak jak prosiłam, było z początku ciemno. 
  - To raczej nie jest... - Zanim zdążył dokończyć, światło zostało zapalone i głośne "Wszystkiego Najlepszego, Skurwielu, żyj nam sto lat!" rozbrzmiało chyba w całym hotelu. - O kurwa. - Mulat złapał się najpierw za głowę i cofając się krok do tyłu zaczął się głupio szczerzyć. Dobrze go znałam i wiedziałam, że był tym wszystkim onieśmielony, ale ścisnąwszy mocno jego dłoń wprowadziłam go do środka, a tam już wszyscy go otoczyli. I nie miał gdzie uciec! Zaraz oczywiście podszedł do niego Adler trzymając tort z napisem "Wszystkiego najlepszego z okazji pieprzonych urodzin, ty popaprańcu" i kilkoma powbijanymi w niego świeczkami. Gitarzysta na ten widok wydał się jeszcze bardziej zaskoczony, ale sądząc po nieznikającym z jego buzi uśmiechu, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Duff popchnął go na siedzenie, podał kubek z whisky, a następnie perkusista położył mu ciasto na kolanach i kazał pomyśleć życzenie. 
   - Żeby wątroba i płuca nigdy mi nie wysiadły - powiedział z zadowoleniem i zdmuchnął na raz wszystkie świeczki. Wszyscy zaczęli śpiewać, a raczej drzeć japy przy urodzinowej piosence, a ja pochwyciłam za aparat i rzecz jasna strzeliłam mu zdjęcie. 


        A później... Zaczęła się ostra balanga. W ruch poszła kaseta Def Leppard i w głośnikach zabrzmiało Pour Some Sugar On Me. Nim zdążyłam się zorientować, znalazłam się na środku parkietu i byłam żywo obracana przez Duffa. Dryblas trzymał się wyraźnie swojego postanowienia i całą imprezę wywijał jak prawdziwy tancerz. Pod koniec zaczęły mu się plątać nogi, ale nie poddawał się, a to się liczy najbardziej! Miło zaskoczyłam się gdy przy pierwszych dźwiękach Love Bites podszedł do mnie sam solenizant i zaprosił mnie do tańca. Tańczyliśmy typowego wolnego - przytuleni do siebie kołysaliśmy się w rytm muzyki. 
   - Dziękuję - wyszeptał mi do ucha, na co automatycznie uniosłam kącik ust do góry. Nawet w najmniejszym stopniu nie żałowałam, że wyprawiłam mu tą imprezę. Ktoś najwyraźniej się mylił... 
      Osoba ta mimo wszystko pojawiła się na przyjęciu. Co prawda przyszła dopiero po dwóch godzinach, ale sam fakt, że jednak to zrobiła autentycznie mnie ucieszył. Rudy stanąwszy przy drzwiach rozejrzał się po pomieszczeniu z rękoma schowanymi w kieszeniach i ostatecznie zatrzymał go na mnie. Nadal tkwiłam w objęciach Hudsona i już do nieco energiczniejszego utworu poruszałam biodrami. Axl uśmiechnął się do mnie przepraszająco. Puściłam do niego oczko dając mu tym samym znać, że nie jestem obrażona. I owszem, nie byłam. 
      Jakkolwiek jego przyjście tu wprawiło mnie w lekkie osłupienie, tak inni goście sprawili, że doznałam kompletnego szoku. Wszyscy doznali. 
   - Chyba się spóźniliśmy, chłopaki - odezwał się Tyler, kiedy Izzy specjalnie przyciszył muzykę, a wszyscy goście stanęli jak wryci i zaczęli im się przyglądać. Przez moment nikt nie wiedział co zrobić, ale w końcu wróciłam na Ziemię i podbiłam do muzyków. 
   - Spokojnie, tort jeszcze został, a my tu się dopiero rozkręcamy. - Wyszczerzyłam się szeroko i kiwnęłam głową na Gunsów, żeby się przybliżyli. 
   - A my to chyba się znamy - zwrócił się do mnie Perry, posyłając mi tym samym swój zajebisty uśmieszek. Okej, przyznaję się, ugięły się pode mną kolana. 
   - No pewnie, ta ślicznotka robiła nam kiedyś sesję! - Wokalista Aerosmith objął mnie ramieniem i spojrzał mi prosto w oczy. Zaraz zemdleję. 
Zabawne, wszyscy tu zgromadzeni patrzyli na mnie jakbym dokonała jakiegoś pieprzonego cudu. Co prawda trułam dupę Nivenowi przez parę ładnych godzin, żeby ten pogadał z menadżerem Aerosmith i zaprosił ich na tą imprezę, ale jaka tam w tym moja zasługa... Przyszli z własnej woli! 
    - Slash, chłopaku, podejdź no do staruszków! - Steven kiwnął na niego ręką. Saul zrobił niepewny krok w stronę Tylera. - Nie mamy dla ciebie żadnej butelki, bo alkohol nas brzydzi, ale mamy coś dla ciebie i reszty chłopaków. Tom, daj no te koszulki. 
Basista wyszedł nieco do przodu i podał każdemu z Gunsów po jednej koszulce. 
Chłopaki rozwinęli je z niemałą ciekawością i szybko zorientowaliśmy się, że należały do samych członków Aerosmith. Na każdej własnoręcznie wypisane były ośrodki odwykowe, które muzycy odwiedzili. Gest ten był bez wątpienia aluzją do trybu życia, jakie Gunsi prowadzili, ale chłopcy nie wzięli tego do siebie. Przeciwnie, spodobały im się. Ludzie jeszcze długo rozpowiadali innym, że w tym właśnie momencie legendy rocka, jeszcze nie tak dawno uważane za złych chłopców przekazali Guns N' Roses "koszulki liderów". 
   - Dobra, Stradlin, nastaw no tą muzykę na głośniej! - krzyknął w stronę bruneta Joe. Rzeczywiście zrobiło się tu za cicho. Izzy posłusznie wykonał jego polecenie i zabawa zaczęła się na nowo. Aerosmith nie zamierzało opuszczać imprezy, a co lepsze - mieli ochotę uciąć sobie pogawędkę z chłopakami, których mieli okazję zobaczyć na żywo podczas ostatniego koncertu. Stwierdzili bez ogródek, że są pod ogromnym wrażeniem i widzą w nich wielki potencjał. Zdobyli się nawet na gratulacje w związku z sukcesem jaki odniosło Appetite For Destruction i ze śmiechem dodali, że mają powody do obaw. W końcu kto słyszał o tym, żeby supportujący zespół miał lepsze wyniki niż liderzy, nie? 
Gunsi byli wniebowzięci, że mają okazję rozmawiać ze swoimi idolami i jeszcze słuchać ich pochwał. Szczerze mogłam przyznać, że impreza ta przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Wypadła lepiej, niż ją sobie planowałam. Fuck yeah!

   








~Z perspektywy Julie~

     
         Zawzięte pukanie do drzwi wyrwało mnie z porywającej czynności, jaką było szlochanie w poduszkę (co nad wyraz mnie irytowało, bo kojarzyło mi się z tymi wszystkimi głupimi serialami) i nie czekając ani chwili pobiegłam je otworzyć. W gruncie rzeczy nie wiedziałam kogo się za nimi spodziewać, ale każdy bodziec odrywający mnie od tego bezustannego rozmyślania, które wręcz rozsadzało mi głowę, był teraz na miarę złota. 
Pociągnęłam dwa razy nosem, otarłam mokre od łez oczy i nie zerkając w wizjer przekręciłam zamek, otwierając drzwi na oścież. Błąd. 
Tak szybko jak chciałam je otworzyć, tak szybko miałam ochotę je zamknąć. I prawie udało mi się to zrobić, ale jego but mi to uniemożliwił. Podniosłam na niego niechętnie wzrok i starałam się przybrać złowrogi wyraz twarzy. Chłopak kładąc jednak dłoń na drzwiach zaczął się ze mną siłować, a ja niestety nie miałam z nim najmniejszych szans. Liczący ponad metr dziewięćdziesiąt blondyn był raczej średnim przeciwnikiem dla mojej osoby. Albo na odwrót - to ja byłam kiepską przeciwniczką, dlatego poddałam się od razu i pozwoliłam wejść mu do środka. Chciałam załatwić to na klatce, tak żeby nie przekroczył progu mieszkania, ale Baz lubił władowywać się nieproszony.
   - Daj spokój, musimy pogadać. Jak dorośli ludzie - prychnął jakby zdegustowany moim podejściem i odwróciwszy głowę w stronę salonu, udał się tam, żeby następnie walnąć się na kanapę. Ruszyłam za nim, ale ani myślałam zająć miejsce koło niego. Stanęłam oparta o ścianę naprzeciwko wokalisty i zaczęłam wpatrywać się w podłogę. 
  - Zachowaliśmy się jak gówniarze, a nie dorośli ludzie - wymamrotałam smętnie, odganiając od siebie wczorajsze wspomnienie. 
   - No wiesz, w końcu mam jedyne dwadzieścia lat - odparł z kiepskim humorem. 
   - A ja dwadzieścia cztery kurwa. 
   - Serio? - Zdziwił się. - Hm, no popatrz, zawsze lubiłem starsze. 
Zgromiłam go spojrzeniem, na co ten uniósł ręce do góry. 
   - Okej, postaram się być poważnym. 
   - Ty nie potrafisz być poważny - mruknęłam cynicznie.
   - Nie? To patrz. 
Spojrzałam na niego, tylko po to żeby zobaczyć jak ten przybiera kamienną twarz i ani mrugnąwszy gapi się na mnie.
   - O tym mówię. - Wywróciłam oczami. Jakkolwiek zawsze lubiłam jego towarzystwo i tolerowałam to jego wydurnianie się, tak teraz doprowadzał mnie do szewskiej pasji. Miałam ochotę wywalić go za drzwi, a z drugiej zaś strony chciałam mieć tą rozmowę już za sobą. Tylko o czym tu mówić? 
   - Okej, rozumiem, że żałujesz tego co wczoraj między nami zaszło, ale wiedz, że ja też! - Uniósł głos, ale zaraz palnął się w głowę. - To znaczy było mi z tobą świetnie, masz boskie ciało i...
Złożyłam dłonie w błagalnym geście, bo nie chciałam tego słuchać. Czułam się cholernie zawstydzona i brzydził mnie fakt, że ktoś inny miał ze mną do czynienia... w łóżku. Sebastian na szczęście się zamknął. 
   - Po prostu źle zacząłem. - Uśmiechnął się przepraszająco. - Jesteś świetna, ale ta nasza akcja popsuła parę rzeczy... Naszą relację chociażby. 
Gestem dłoni namówiłam go, żeby kontynuował. Właściwie to ciekawiło mnie jak on do tej sytuacji podchodzi. I co chce zrobić z tym dalej. 
   - Bo, pomijając moje zarywanie do ciebie, wiesz, taka już moja natura, robiłem to raczej w ramach żartów niż na poważnie, to ja, naprawdę cię lubię, ale jako dobrą kumpelę, którą okej, przyznaję się, myślałem kiedyś żeby zaliczyć, ale to nadmiar procentów i chyba nieobecność Marie sprawił, że wprowadziłem tą zachciankę w życie - trajkotał jak najęty. - Poza tym ty nie protestowałaś... No wiesz, chyba oboje postradaliśmy zmysły i możesz sobie mówić, że jestem niewyżytym dupkiem, świnią i tak dalej, ale MUSISZ - Tu uniósł palec do góry. - Przyznać, że OBOJE tego w jakimś stopniu chcieliśmy i wina tkwi po obu stronach. 
   - Tak, zgadzam się z tobą. - Odchrząknęłam przytakując delikatnie głową. Odpowiedź ta nie była mi na rękę, ale należałam do szczerych ludzi i to co powiedział było prawdą. Oboje daliśmy dupy. 
   - No... - Chyba nieco zdziwił się, że bez zająknięcia przyznałam mu rację. - Kontynuując... Myślę, że zgodzisz się ze mną, że ten... Wczorajszy ogień jaki rozpaliliśmy już zgasł i... Ja pierdolę, jaki ze mnie poeta. - Mimowolnie uniosłam kącik ust do góry. - Po prostu nasz skok w bok nie niesie za sobą żadnych zobowiązań i powinniśmy o tym zapomnieć. Albo nawet nie zapomnieć, a zwyczajnie... - Zaczął drapać się po głowie. 
   - Nie dopuścić, żeby to powtórzyło się jeszcze raz. - Postanowiłam dokończyć. 
   - O, właśnie. Zrobiliśmy błąd, mamy to na uwadze i niech to będzie dla nas nauczka, że zdrada to nic fajnego. Wierz mi czy nie, ale ja też mam wyrzuty sumienia! - Wow, Sebastian Bach jest w tym momencie śmiertelnie poważny. - Pokłóciłem się z Marie, fakt, ale kurwa kocham tą dziewczynę i nie chcę się z nią rozstawać. Stąd mam do ciebie ogromną prośbę... 
   - Nie powiem jej - odpowiedziałam mu, zanim ten zdążył zapytać. Chłopak odetchnął z ulgą. Wprawdzie ja należałam do osób, które nie potrafiłyby utrzymywać takiej tajemnicy zbyt długo, a świadomość, że oszukuję drugą połówkę nie dawałaby mi spokoju, ale szanowałam jego wybór. Gdyby Marie dowiedziała się o tym, że jej facet przespał się ze mną - sytuacja z pewnością nie wyglądałaby za ciekawie. I pomijając już to, że pewnie dostałabym od niej w mordę, bo to byłabym w stanie zaakceptować, należy mi się, to nie mogłabym sobie wybaczyć, że zniszczyłam ich związek. Dziewczyna wydawała mi się bowiem należeć do lasek, które nie patyczkują się z facetami, więc pewnie kazałaby Bazowi spierdalać. A jeśli ten twierdzi, że ją kocha i mu na niej zależy - niech trzyma język za zębami. W końcu moje wyznanie prawdy Rudemu nie wyszło mi na dobre. 
Jesteś dziwką, która rozwaliła dwa związki naraz... Jego słowa huczały mi ciągle w uszach, a nawet zaczęłam łapać się na tym, że sama powtarzałam je sobie w myślach. No, przynajmniej rozwaliłam jeden związek, a nie dwa. Marne pocieszenie, ale zawsze jakieś. 
   - Dzięki, wiedziałem, że z ciebie równa laska! - Baz podniósł się gwałtownie z kanapy i po chwili tkwiłam w jego objęciach. Puścił mnie dopiero wtedy gdy zaczęłam mu moczyć koszulkę nową porcją łez, świetnie. - Heeej, co się dzieje? - Przyglądał mi się z zatroskaną miną i odgarniał kosmyki moich włosów, które przykleiły mi się do wilgotnych policzków. Kiwałam przecząco głową, ukazując tym samym, że nic mi nie jest, ale chyba tego nie kupował. Okej, kto by to kupił. Zazwyczaj nie płacze się bez powodu. 
   - Ehm, czy ty... Coś do mnie... Czujesz? - wydukał z wyczuwalnym lękiem w głosie. 
   - Nie, idioto! - rzuciłam przez płacz, co wprowadziło go w jeszcze większe zdezorientowanie. Nawet zrobiło mi się go przez moment żal. Pewnie czuł się jakby miał styczność z kompletną wariatką. 
   - O rany! To ja też zacznę płakać! - Wykrzyknął nagle i zaczął przecierać dłońmi oczy. Zaśmiałam się przez łzy.
Baz nie zastanawiając się długo zawiesił na moim ramieniu swoją rękę i poprowadził mnie z powrotem na kanapę. 
   - Siadaj i mów. Bo jak nie, to stąd nie wyjdę. - "Zagroził" mi.
   - Okej, to powiem - burknęłam, po czym oboje parsknęliśmy krótkim śmiechem. Wysmarkałam jeszcze nos, znowu przetarłam dłonią załzawione oczy, a potem utkwiłam je w brązowych tęczówkach Sebastiana, który cierpliwie czekał aż mu wszystko wyjaśnię. 
   - Chodzi o Axla. Zadzwoniłam do niego wczoraj, już po wszystkim. I powiedziałam co się wydarzyło. 
Sebastian skrzywił się w charakterystyczny dla siebie sposób, ale nie odezwawszy się czekał, co powiem dalej. Raczej nie skakał z radości na wieść o tym, że jego porywczy kumpel wie o tym, że ten posuwał mu laskę. 
   - Ma mnie za totalną zdzirę... I chyba nie chce mnie już znać. 
   - O w to akurat nie uwierzę - wtrącił. 
 - To uwierz... Mówił do mnie w tak pogardliwy sposób, że... - Westchnęłam głośno. - Nienawidzi mnie. I jasne, ma do tego prawo. Co prawda on też kilkakrotnie zdradził mnie z jakimiś dziwkami, ale nigdy z moją koleżanką. 
   - Ej, nie usprawiedliwiaj go w ten sposób! - Ochrzanił mnie. - Zdrada to zdrada. Tym bardziej, że jemu zdarzyła się nie raz. Sam jest zdzirą. - Zamyślił się przez chwilę. - Tylko męską. 
   - Ale on nie ma z tego powodu wyrzutów. A ja mam! Cholerne!
   - Słuchaj, znam go już trochę - zaczął, kładąc dłoń na moim ramieniu. - ZAWSZE reaguje nerwowo, ale jestem pewien, że gdy wszystko sobie przemyśli, emocje opadną i tak dalej, to na bank będzie chciał z tobą porozmawiać, nie odpuści sobie tak łatwo. Zobacz, ile już razem jesteście? Ile razy się kłóciliście? Zawsze do siebie wracacie i teraz też tak będzie. My faceci mamy tą swoją pieprzoną dumę i udajemy, że takie rzeczy nas nie ruszają. Ale ruszają! W końcu pęknie, spokojnie. 
  - Okej, nie sądziłam, że to powiem, ale trochę mnie w sumie pocieszyłeś. I to nie sarkazm - oznajmiłam, po czym wymieniliśmy się delikatnym uśmiechem. - Ale to nie zmienia faktu, że mam pieprzonego doła. 
   - Ja też! Dlatego zabieram cię do nas. Zamówimy pizzę, obejrzymy jakiś film, hm? - Zaproponował i jak zwykle zrobił minę, która nie znosiła sprzeciwów. Ale tym razem się bez nich nie obeszło. 
   - Nie ma mowy. Już widzę wzrok chłopaków. 
   - Oni nic nie wiedzą.
Skrzyżowałam ręce na piersiach i spojrzałam na niego spod zmarszczonych brwi. 
Sekunda, dwie, pięć...
   - No okej, wiedzą. I szczerze powiedziawszy Rachel jest na mnie wkurwiony jak nie wiem. Na ciebie chyba też. Ale hej, numerek z nim, a numerek ze mną to nadal to samo. No, może z jedną małą różnicą. Ja dymam lepiej. - Pokiwał wymownie brwiami i wyszczerzył się łobuzersko. Walnęłam go z pięści w klatkę. 
   - Głupi jesteś jak but. 
  - Ale buty wcale nie są głupie. Skąd w ogóle wzięło się to powiedzenie, hę? - Otworzył bezradnie ręce. Przemilczałam to.
   - To może pójdziemy gdzieś sami? Znam fajną knajpkę, niedale...
  - Baz. - Przerwałam mu. - To naprawdę nie jest dobry pomysł, żebyśmy się razem pokazywali. 
Sebastian zamknął buzię i zagryzłszy wargę doszedł chyba do wniosku, że mam rację. Zaczął coś jeszcze mówić, ale przestałam go słuchać, gdy moją głowę naszła nieoczekiwana myśl, a może raczej plan, który byłam gotowa wcielić w życie od zaraz. Oczywiście rozważyłam na szybko wszystkie za i przeciw i mimo że tych drugich było więcej, to nie mogłam wybić sobie tego pomysłu z głowy. Kurwa, zrobię to. 
   - Ju, czy ty mnie w ogóle słuchasz? - Zapytał z grymasem. 
   - Co? - Ściągnęłam brwi. - Nie. 
   - Dzięki. 
   - Baz, lecę do nich - oznajmiłam bardzo oficjalnym tonem i wstając jak oparzona, popędziłam do szafy aby wyciągnąć z niej walizkę. 
   - Do nich czyli gdzie? - Blondyn najwyraźniej mnie nie zrozumiał. 
  - No jak to gdzie?! Do Gunsów! Sprawdzę zaraz gdzie grają kolejny koncert i kupię bilet na samolot. Muszę z nim pogadać. 
   - Ale tak już... Teraz? Nie za pochopna decyzja? 
  - Pewnie, że pochopna. Ale taka już kurwa jestem. - Skwitowałam i wyganiając go za drzwi, zaczęłam się pakować. 








~*~

Hania, wniosek rozpatrzony pozytywnie. 
IDĘ JAK BURZA, CO. 

Osobom, które komentują bardzo bardzo dziękuję! I hej, anonimku, śmiało się ujawniaj! 
Pod tym rozdziałem oczywiście też będę żebrać o komentarze. 
A tak serio - fajnie jest znać po prostu opinię czytelników :)

Do następnego!


10 komentarzy:

  1. O mój Boże! Dziś cały dzień patrzyłam czy mi nie odpisałaś na ten komentarz, a tu nawet się w notce pojawiłam! Nie wiesz jak mi miło i jak bardzo się cieszę z tak szybko dodanego rozdziału! Jak zwykle zaskakujący! Od razu kiedy przeczytałam, że nawet Aerosmith się pojawiło to zaczęłam się tak cieszyć jakbym tam była XD Boże! Tak się uzależniłam od tego opowiadania, że codziennie po kilka razy patrzę czy nie ma nowego rozdziału! Twoja powieść daje mi motywacje do napisania własnej powieści, ale wiem, że tobie nie dorównam i z wyswietleniami na blogu i charakterem pisania. Aaaa nie wiem co jeszcze napisać, jestem w lekkim szoku! XD Życzę dużo, dużo weny! Nie mogę się doczekać następnego rozdziału! (Już nie)anonimowa fanka ❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisz, pisz, ja też zaczynałam z podobnym podejściem ;)

      Usuń
  2. Zdążyłam prsczytac przed wyjazdem! >.< Haha, mega dziękuję, rozdział genialny, ale już pewnie jak wrócę go przeczytam, mama nadzieje, ze Julie zrobi cos ryzykownego, ale cos co jednocześnie wywoła w Axlu jakaś reakcje w stosunku do niej ( pozytywna relacje xd) pozdrowionka i czekam na nastepny ^-^

    OdpowiedzUsuń
  3. Już chcę kolejny rozdział, już chcę wiedzieć co będzie dalej ;_; Ciekawe jak kompania zareaguje na przybycie Julie.
    Rozdział świetny jak zwykle, mam nadzieję, że wena Cię nie opuści i że wolny czas też się znajdzie! c:

    OdpowiedzUsuń
  4. Chodzę po osiedlach...pracuję i nagle WOW ROZDZIAŁ. Szybka przerwa w pracy no i z niecierpliwością czekam na następny!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam wszystko! Chcę przewinąć dalej... A tu nic! Kozackie opowiadanie, jedne z lepszych z jakimi miałam doczynienia, idealnie oddajesz charaktery gunsow. Uwielbiam ;) chciałabym otrzymywać powiadomienia o nowym rozdziale, tylko jak?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze informuję na grupie na fb, link w zakładce "Informowani" ;)

      Usuń
  6. Żeby przeczytać ten rozdział musiałam przeczytać wszystko od początku nie żebym miała jakieś problemy nie nie
    Nawet dobrze mi to zrobiło wiesz czytanie zajebistego opowiadania w nocy oooo chyba już nic nie muszę dodawać a nie muszę Axl mnie wkurwia jezu strasznie
    Ps:wiem nie ma interpunkcji ale mam ja gdzieś w internetach~Moniekgaga

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej, hej, hej! Dawno mnie tu nie było, chociaż raczej na pewno mnie nie pamiętasz, bo nigdy się jakoś nie udzielałam, nawet gdy sama pisałam. Odcięłam się, usunęłam wszystko, blah, blah, blah. XD Tak czy siak tchnięta sentymentem weszłam tutaj iii... Julka, ja Cię kiedyś zabiję!
    Generalnie pominę gadkę, że Twoje opowiadanie jest świetne, genialne i dobre, bo to pewnie już wiesz, co? Uwielbiam i cenię Cię za niezwykłą swobodę, z jaką wtapiasz się w charaktery bohaterów. Aż trudno uwierzyć, że pisze to jedna osoba, bo każdy z naszej paczki ma własne dziwactwa, charakterystyczne cechy i coś, co po prostu odróżnia go od reszty. Naprawdę Cię za to podziwiam! To tak w ramach wstępu.
    Co do samego rozdziału, hm... Cam jest tak uroczą osobą, zwłaszcza jak przejmowała się imprezką dla swego lubego. Sam opis tego wszystkiego *żywe machanie rękami* naprawdę ci się udał, bo ujęłaś to bardzo krótko, ale jednocześnie opis jest treściwy i czasem łapię się na tym, że jak czytam taki rozdział na raty, to czuję niepokój, że coś się działo jeszcze przed chwilą, po czym przypominam sobie: "Hej, to tylko rozdział, stara!".
    A z Julie to śmieszna sprawa tak naprawdę. Trochę mnie zbiła z tropu rozmowa z Bazem, ale ten typek w Twoim opowiadaniu sprawia, że potrafię się naprawdę szeroko uśmiechnąć, a to całkiem duży wyczyn, haha! Nie no, wracając do naszej panny... U mnie to naprawdę zagmatwane, bo z jednej strony chcę, chcę, chcę, żeby z Rose'em znowu wszystko było spoko, ale z drugiej... Kurczę, i tak wiemy, że te ich humorki i sprzeczki się nie skończą. I jak tu żyć, hę!?
    To chyba tyle, raczej nie można Ci niczego zarzucić. Ewentualnym problemem jest brak rozdziału od 15 dni 😒 Tak więc czekam i gorąco całuję! 💕

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Awww dzięki za taki długi i milutki kom! Rozdział się pisze, wrzucę jeszcze w tym tyg, I PROMISE.

      Usuń