sobota, 19 października 2013

Welcome to the Sunset Strip - część 30




Kamila:

        Dwadzieścia minut i razem z Duffem byliśmy już spakowani. Nie zastanawiałam się zbytnio co biorę. Roztrzęsionymi dłońmi wrzucałam do torby najpotrzebniejszą garderobę i kosmetyki. McKagan w tym czasie okropnie pobladł. Nie dało się też nie dostrzec tego, że nogi się pod nim uginały. A ja... Ja walczyłam sama ze sobą. Tak bardzo nie chciałam przy nim płakać, ale moja wrażliwość mi na to nie pozwalała. Sama śmierć jego brata była dla mnie tragedią, mimo że go nigdy nie poznałam, ale jeszcze bardziej bolał mnie fakt, że Duff musiał tak okropnie cierpieć. W ostatniej chwili wbiegłam do łazienki i odkręcając wodę tak aby zagłuszała wszelkie dźwięki, zaczęłam szlochać. Nienawidzę tłumić w sobie emocji. Nienawidzę i nie potrafię.
W miarę szybko się jednak ogarnęłam i poprawiając makijaż, który uprzednio rozmazał się na całej mojej twarzy wyszłam z łazienki zachowując kamienną twarz. 
Muszę być silna. Muszę go wspierać. 
  - Gotowa? - spytał, widząc, że zasuwam swój plecak.
 - Tak. Możemy już jechać - powiedziałam i podeszłam do leżącego na kanapie Slasha. Oprócz naszej trójki w Hell House nie było nikogo. - Saul! Obudź się! - Poklepałam go delikatnie po twarzy.
  - Czego? - wymamrotał zaspanym głosem. - Dajcie kurwa spać człowiekowi. - Żeby go w ogóle słuchać musiałam oddalić się o paręnaście dobrych centymetrów, bo z każdym jego śmierdzącym od alkoholu oddechem ryzykowałam śmiercią. 
  - Ja i Duff wyjeżdżamy na parę dni - zaczęłam.
 - Super. Ekstra. Zajebiście. A teraz dajcie mi spokój. - Odwrócił się do nas tyłem i momentalnie zasnął. Moje ciało zaczęło delikatnie drżeć. Stałam wciąż w tym samym miejscu i z nienawiścią spoglądałam na jego plecy. Jak można być takim chujem?! Chciałam przekazać mu wieść o śmierci brata naszego przyjaciela, ale on nawet nie przejął się tym, że wyjeżdżamy. Ja naprawdę wszystko rozumiem. Sama nie raz byłam nachlana, że nic nie kontaktowałam, ale on jest pijany notorycznie. Kiedy ostatni raz usłyszałam od niego jakieś czułe słowo? Kiedy ostatni raz mnie przytulił, pocałował? Wcześniej codziennie dawał mi do zrozumienia, że jestem dla niego ważna. Natomiast dziś dał mi do zrozumienia, że ma mnie w dupie. Och! Pomyłka. On ma wszystkich w dupie. 
  - Chodź. - Poczułam dłoń na swoim ramieniu. Odwróciłam się i spojrzałam na niego przepraszającym wzrokiem. Było mi wstyd za mojego chłopaka. Może to trochę dziwne, ale taka była prawda. - Zadzwonimy do nich z jakiejś budki telefonicznej. - Uśmiechnął się krzywo.
  - Tak, racja. - Wzięłam głęboki oddech i obejmując blondyna w pasie ruszyłam do samochodu. 
Było już dobrze po dwudziestej, więc powoli zaczęło się ściemniać, co nadawało całej sytuacji jeszcze większej dramaturgi. Usiadłam na miejscu kierowcy, zapięłam pasy i włączając jeszcze radio odpaliłam vana. Pół godziny i znaleźliśmy się już na autostradzie do Seattle. Ani ja, ani on nic się jednak nie odzywaliśmy.
Czekałam. Czekałam, aż Duff coś powie, bo sama nie chciałam na niego naciskać. Wiem, że w takich chwilach najlepiej jest być samemu, ale moja obecność była konieczna. Uznałam, że McKagan nie powinien prowadzić. Pochłonięty myślami z pewnością nie skupiałby się na drodze. 
  - A najgorsze jest to, że ostatnio tak mało się z nim widziałem... - odezwał się nagle. - Jak byliśmy mali to nigdy się ze sobą nie rozstawaliśmy. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Nikt i nic nie mogło nas ze sobą skłócić. - Uśmiechnął się delikatnie. - Niby był starszy o rok, ale to ja zawsze wydostawałem nas z opresji. Dzieliliśmy mnóstwo fajnych wspomnień...
  - Zazdroszczę. Ja z moją siostrą wiecznie się kłóciłyśmy. Nieraz miałam przez nią wyrwane kłaki. 
  - Utrzymujesz z nią kontakt?
  - Szczerze? Nie za bardzo. Od kiedy wyleciałyśmy z Julie z kraju nie odzywałyśmy się w ogóle do swoich rodzin. Ona była nieco skłócona ze swoimi rodzicami, a ja... Jakoś nigdy nie znalazłam na to czasu. 
  - Musicie do nich zadzwonić. Na pewno się martwią. 
  - Tak... Masz rację. 
  - Czas zapierdala tak szybko, że nawet nie potrafimy dostrzec jak bardzo się zmieniamy. Życie przemyka nam między palcami. Wszystko się zmienia. My się zmieniamy, otaczający nas ludzie się zmieniają. - Przerwał na chwilę i wyciągnął z kieszeni papierosa. - Kiedy przyjechałem do Los Angeles moje życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni, wiesz? Od razu przypasował mi taki sposób życia, ale nie ma dnia abym nie myślał o swoim dzieciństwie, o rodzinie, o Seattle. W ogóle o czym ja ci pieprzę? Wybacz. Wzięło mnie kurwa na refleksje życiowe...
  - Nie! - zaprotestowałam. - Możesz mówić dalej. Lubię słuchać. Poza tym gadasz bardzo mądrze, Duffy. Zgadzam się z każdym twoim słowem. - Uśmiechnęłam się do niego i oparłam jedną dłoń na jego kolanie. W pewnym momencie usłyszeliśmy w radiu pierwsze dźwięki Led Zeppelin - Stairway to Heaven.
No pięknie... - pomyślałam. Plant nie zdążył nawet dojść do refrenu, a Duff ponownie zaczął pociągać nosem. Najpierw dostrzegłam w ciemności łzy spływające po jego polikach, a później chowając twarz w dłonie zaczął wydobywać ze swojego gardła te same dźwięki, które jeszcze jakąś godzinę temu rozdzierały moje serce. Okropny szloch przyprawiający mnie o dreszcze wyrażał chyba wszystkie jego emocje: smutek, ból, cierpienie, bezradność. Właśnie... bezradność. Cholernie bolało mnie to, że nie mogę nic zrobić. Kompletnie nic!
  - Mo-możesz się zatrzymać? 
  - Pewnie. - Zjechałam na pobocze, a McKgan od razu wybiegł z samochodu i udał się w stronę jakiejś polnej dróżki. Po paru metrach zatrzymał się i podniósł głowę wysoko do góry.
  - Co on ci takiego kurwa zrobił!? - zaczął krzyczeć. Nie zastanawiając się długo podbiegłam do niego i mocno przytuliłam. To nic, że moja głowa sięgała do jego żeber. Ściskałam go jak tylko najmocniej potrafiłam.
  - Kurwa, nawet nie wiesz... Nawet nie wiesz jak mi wstyd tak beczeć... Kurwa!
 - Duff, co ty mówisz!? Każdy ma prawo do płaczu. Nie masz się czego wstydzić. - Spojrzałam mu prosto w jego zaszklone oczy i stając na palcach pocałowałam go w czoło.
  - Dziękuję... 
  - Za co?
  - Za to, że jesteś taką cudowną przyjaciółką i jedną z nielicznych osób, które się o mnie troszczą. 





Następnego dnia...





Slash:

  - Slaaaaaaaaaaaaaash! - Usłyszałem wrzask nad swoim uchem i z hukiem spadłem na podłogę. Wystraszony podniosłem głowę do góry i zobaczyłem zniecierpliwioną blondynkę przeskakującą z jednej nogi na drugą. 
  - Co się kurwa dzieje? - Jęknąłem i rozmasowując dupę podniosłem się delikatnie z ziemi. Do salonu już zdążyła wbiec cała reszta. No... może nie cała, bo nie było Duffa i Camille. 
  - Gdzie oni są? - spytała marszcząc brwi.
  - Skąd mam wiedzieć?
  - Bo jako jedyny z nas byłeś wczoraj cały dzień w domu. Nie ma części ich rzeczy no i co najważniejsze zniknął van Duffa. 
  - Yhm... - Podrapałem się po głowie. - Nie mam pojęcia, ale mi się to do chuja nie podoba!
  - Nic ci nie mówili? - zapytał Stradlin.
Próbowałem wytężyć pamięć, ale nie było nawet cienia szansy, żebym sobie cokolwiek przypomniał. Wczoraj trochę przybalowałem z wódką i kokainą. 
 - Jedyne co kojarzę to to, że mnie obudziła i coś tam gadała, ale nie mam pojęcia co...
  - Wiesz co Hudson? - Jej milutki ton za chuja nie pasował do jej morderczego wzroku. - Wkurwiasz mnie! 
  - Dzięki za cenną informację, Julie. Na pewno wpłynie ona na moje dalsze życie. - Uśmiechnąłem się kpiąco i sięgnąłem po Danielsa stojącego przy kanapie. 
 - Jasne. Pij sobie. Na zdrowie! - Zaśmiała się ironicznie i wyszła z salonu.
Cholera... Może ona ma trochę racji? Może powinienem przystopować z alkoholem? Jedna noc, a ja nawet nie wiem gdzie jest i co robi moja dziewczyna z moim przyjacielem. Mówiła coś o... wyjeździe? Tak, chyba tak. Tak czy inaczej nie mam bladego pojęcia w jakim celu wyjechali i dokąd. Zajebiście. Mój wyluzowany styl życia chyba zaczyna być trochę za bardzo wyluzowany...
Ale chwila! Co ja mam teraz zrobić? Ruszyć dupsko i przejść się na spacer? To chyba mi nie pomoże w ich odnalezieniu. Trzeba czekać. Ale ile kurwa, ile? Dobra, to nie mam sensu. Myślenie boli. Trzeba się napić. 






Axl:

       Kręciłem się po domu jak jakiś idiota i za chuja nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Ani nie miałem weny na pisanie piosenek, ani nie chciało mi się pić. Nic. 
Znudzony skierowałem się do sypialni i opierając się o framugę spoglądałem na dziewczynę wyciągającą z szafy chyba wszystkie swoje ciuchy.
  - Ty też gdzieś znikasz? - spytałem zdziwiony. 
  - Co? Niee. Zastanawiam się w co się ubrać na dzisiejszą kolację. 
  - Hm, może w dres? - odpowiedziałem całkiem poważnie.
  - Nie chodzi mi o taką kolację. - Palnęła się dłonią w czoło. - Zostałam zaproszona do hotelu - dokończyła jakoś tak niepewnie.
Eee... Jakiego kurwa hotelu?
  - Jakiego kurwa hotelu? 
  - A nawet nie wiem. Ma po mnie przyjechać o dwudziestej. - Przełknęła ślinę. 
  - Kto ma przyjechać? - Z każdą sekundą stawałem się coraz bardziej zniecierpliwiony jak i zdenerwowany. Julie odwróciła ode mnie wzrok i zaczęła tępo wpatrywać się w ścianę.
  - Adam. 
  - Jak to kurwa Adam?! Idziesz na randkę ze swoim byłym, który się tobą kilka lat temu zabawił i zostawił jak jakąś szmatę? Albo sobie żartujesz albo cię pojebało? - Podszedłem do niej i chwyciłem za ramiona. 
  - Po pierwsze nie pojebało mnie! - Odsunęła się do tyłu. - A po drugie nie twoja kurwa sprawa!
  - Co za idiotka. Dlaczego ty się zgodziłaś, co?
  - Powiedział, że jest mu głupio i chce mnie jakoś przeprosić.
  - Chyba ci to przetłumaczę. Powiedział, że jesteś naiwna i chce cię znowu wyruchać. Kompletnie cię nie rozumiem. Zamiast go od razu spławić to ty się chcesz z nim jeszcze spotkać. Z całym pierdolonym szacunkiem, ale jesteś w tym momencie cholernie głupia.
  - To jest moje życie i moja decyzja! Wcale nie zamierzam mu się rzucać w ramiona tylko wysłuchać co ma do powiedzenia. Tyle!
  - Nigdzie nie idziesz. - Wzruszyłem ramionami i położyłem się na łóżku wrzucając jej ubrania z powrotem do szafy.
  - Że co proszę? - Zmarszczyła brwi i skrzyżowała ręce na piersiach. 
  - No nie idziesz. Nie pozwalam ci iść gdziekolwiek z tym burakiem, bo dobrze wiem jak to się skończy. On chce cię zwyczajnie wykorzystać. - Męska logika, kobiety nie zrozumieją.
  - A co ty, mój ojciec, żeby mi mówić co mogę a co nie? Nie masz prawa za mnie decydować.
  - Może tak, może nie... Prawdę mówiąc jebie mnie to. Robię to dla twojego dobra.
 - Masz tupecik, wiesz? - wysyczała przez zęby i przywaliła mi w twarz poduszką. - Dopiero co bzykałeś jakąś dziwkę w kiblu, a teraz nagle się mną przejmujesz? Mówię pierwszy i ostatni razNie ma między nami żadnych zobowiązań, więc nie będziesz mi mówił co mam robić. Odpiernicz się ode mnie! - krzyknęła.
Dobra... Próbowałem być spokojny, nawet bardzo, ale już nie mogę. Człowiek stara się pomóc, odwieść od złego pomysłu, a ta drze na mnie ryja! No co ja takiego zrobiłem, co? Ona nie może się z nim spotkać! Przecież... przecież... Cholera. Ona może zrobić co jej się podoba. Nie mam na nią wpływu. Już nie.
  - Ja pierdolę, zachowasz się jak jakaś łatwa dziwka, która wraca do gościa na skinienie palca.
  - Przegiąłeś... Ja? Dziwka? Bo idę z nim na kolację? 
 - A rób co chcesz, ale jak będziesz potem beczeć to na mnie nie licz - rzuciłem chłodno.
  - Nie zamierzam beczeć, a już na pewno nie będę leciała do ciebie żeby ci się wyżalić.
- Świetnie. - Wstałem z łóżka i podszedłem do niej. - Jak dla mnie możesz się nawet z nim pieprzyć! - warknąłem i trzaskając drzwiami wyszedłem z sypialni.   






Kamila:

       Obudziłam się z lekkim bólem kręgosłupa na rozsuniętym siedzeniu samochodowym. Duff spał z tyłu. Wyszłam na zewnątrz i ziewając zaczęłam rozprostowywać swoje kości. Miałam cholerną ochotę na kawę. Nawet nie wiedziałam, która godzina, ale słońce było już wysoko na niebie. No cóż... Wczoraj siedzieliśmy na trawie i płakaliśmy z jakieś cztery godziny. 
Niby mamy nowy dzień, ale ja wcale nie czuję się lepiej. Gula w gardle jak była, tak jest. 
Po chwili z vana wyłoniła się blond czupryna.
  - Coś długo spaliśmy, nie?
  - Chyba tak... Dobra, siadaj do przodu i jedziemy poszukać jakiejś stacji. Jak nie wypiję kawy to zasnę za tą kierownicą. - Westchnęłam.
  - Może chcesz żebym poprowadził?
  - Nie, nie trzeba. Dam radę. - Uśmiechnęłam się i zajęłam miejsce kierowcy. Poranne radyjko i w drogę!
        Na upragnioną stację dotarliśmy z jakąś godzinę później. To cud, że nie zasnęłam. Cud! Gdyby McKagan się nie odzywał już dawno wjechałabym pod jakąś ciężarówkę. Niby nie lubię kawy, ale jednak poranek bez niej jest udręką. Nie ma kawusi - nie ma energii.
Okazało się, że obok stacji znajduje się też budka telefoniczna, więc od razu do niej podbiegłam. Duff zadeklarował, że zamówi nam coś do picia i jedzenia, więc zniknął za rogiem. Spytałam się jeszcze jakiegoś tirowca, którą mamy godzinę i dowiedziawszy się, że jest już czternasta wykręciłam numer do naszej rezydencji.
  - Halo?
  - Julie? To ja, Camille!
  - Wariatko! Gdzie wy się podziewacie?
  - Obecnie znajdujemy się na jakimś zadupiu, bo zachciało nam się jeść, a ogólnie to kierujemy się do Seattle.
  - Po co? 
  - Bo widzisz... - Tu mój głos przybrał znacznie smutniejszy ton. - Wczoraj zabito brata Duffa.
  - Boże... Ale jak to zabito? - spytała wystraszona.
  - Na razie nic nie wiemy. Jak dojedziemy na miejsce to zadzwonię do was jeszcze raz. A teraz kończę, bo Duff mnie woła. Cześć - rzuciłam i nie czekając na odpowiedź odłożyłam słuchawkę.
Weszłam do baru i zasiadając przy stoliku z obskurną ceratą chwyciłam szybko za kubek ciepłego napoju. O taaak. Tego mi było trzeba. Później jakaś kobieta z niezbyt mile wyglądającą twarzą postawiła przed nami dwa talerze z frytkami i hamburgerami. Zjedliśmy w miarę szybko, bo oboje nie jedliśmy nic od wczorajszego popołudnia. Zresztą, jak na taki bar, to to żarcie nie było wcale jakieś złe. Fakt, wolę nie wiedzieć z czego jest to mięso, ale mniejsza z tym. Ważne, że zjadliwe. Zapłaciliśmy "milutkiej" kelnerce i ruszyliśmy w dalszą drogę.






Julia:

        Zabito brata Duffa? Nieee. To nie może być prawda. Po chwili zdałam sobie jednak sprawę, że Kamila nie robiłaby sobie przecież takich idiotycznych żartów, a śmierć jego brata z pewnością związana była z tymi dilerami. Westchnęłam głośno i z okropnym bólem w sercu usiadłam na kanapie. Tak bardzo chciałabym być teraz z McKaganem. Przytulić go najmocniej jak potrafię. Powiedzieć, że jest mi przykro, mimo że i tak moje słowa w niczym by mu nie pomogły. Śmierć najbliższych? Chyba nie ma nic gorszego. 
Schowałam głowę w kolana, a po chwili w pomieszczeniu zjawili się Gunsi.
  - Ktoś dzwonił? - spytał Popcorn.
  - Camille dzwoniła.
  - Gdzie są?! - krzyknął i tak pijany już Slash. Dobrze, że chociaż ożywił się na imię swojej dziewczyny...
  - Jadą do Seattle, bo brat Duffa... nie żyje - odparłam i spojrzałam smutno po ich zdziwionych twarzach. 
  - O kurwa... - powiedział Izzy wypuszczając powietrze.
  - Muszę zapalić - Axl podniósł się z ziemi i wyszedł szybko przed dom. 
Steven zaczął kręcić w niedowierzaniu głową, Izzy poszedł za Rudym, a Slash... A Slash musiał się napić. Wyrwałam mu z rąk butelkę wódki i wzięłam ze dwa łyki. Też musiałam się jakoś odstresować. Od razu przestałam mieć ochotę na tą kolację z Adamem, ale nie chciałam, żeby było po myśli Axla. Poza tym głupio byłoby mi mu odmawiać. Ja naprawdę chcę tego spotkania. Chcę porozmawiać. Chcę wyjaśnić sobie z nim wszystko czego nie miałam okazji wyjaśnić po tym jak momentalnie się wtedy od niego wyprowadziłam. I chcę mu zwyczajnie wszystko wygarnąć! Jedyne czego się boję to to, że zamiast być wobec niego oziębłą suką będę zatapiała się w jego oczach, o wargach nie wspominając. 
       Całe popołudnie spędziliśmy na oglądaniu telewizji. Dopiero o dziewiętnastej zaczęłam się szykować. Założyłam czerwoną koszulę, kloszowaną czarną spódniczkę i szpilki tego samego koloru. Włosy zostawiłam rozpuszczone, na usta dałam czerwoną szminkę, a na oczy czarny tusz do rzęs i grube kreski. Efekt otrzymałam zamierzony. Z jednej strony chciałam wyglądać nieco elegancko, z drugiej zaś strony chciałam mieć tak zwany pazur. 
Do przyjazdu chłopaka miałam jeszcze dziesięć minut, więc poszłam do kuchni i siadając przy stoliku zaczęłam popijać wodę. 
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Podbiegłam do nich o mało co nie potykając się o własne nogi i poprawiając ostatni raz włosy otworzyłam je przybierając zdziwioną minę. Wcale na niego nie czekałam...
  - H-Heej - zająknął się Adam i zmierzył mnie wzrokiem.
  - Cześć. 
  - Pięknie wyglądasz. - Uśmiechnął się zawadiacko.
  - Dzięki. 
  - To... idziemy?
 - Chwilka. Wezmę tylko torebkę. Czekaj w samochodzie - mruknęłam i wróciłam do mieszkania. Zaczęłam wrzucać do torby najpotrzebniejsze rzeczy i kiedy wykonałam tą jakże trudną czynność ruszyłam w kierunku drzwi, gdy nagle drogę zastawił mi nie kto inny jak Rose.
  - Czyli jedziesz?
  - Czyli jadę - odburknęłam. 
  - Idiotka - rzucił pod nosem i zerknął na Adama. - Ten pedał nawet fajnej bryki nie ma.
  - Ale przynajmniej jakąś posiada... - Uśmiechnęłam się z ironią i ruszyłam w kierunku czekającego już na mnie chłopaka.







Kamila:

       Nareszcie na miejscu. Chociaż w sumie nie wiem czy jest się z czego cieszyć. Tutaj chłopakowi jeszcze bardziej będzie przypominał się John.  
Podjechałam pod ładny biały domek i już po chwili zobaczyłam w drzwiach drobną, starszą kobietę spoglądającą na nas ze smutkiem. Na oko miała może jakieś pięćdziesiąt lat i wydawała się być raczej kimś kto lubi zajmować się domem. Taka... ciepła, rodzinna gospodyni domowa, o.
  - Duff. To ja może pojadę znaleźć sobie jakiś motel puki nie jest za późno, a potem odstawię tu twój samochód, okej? - spytałam.
  - Jaki motel, zgłupiałaś? Przecież znajdzie się tu dla ciebie miejsce. - Popukał się w czoło.
  - Ale wiesz, trochę mi jednak głupio. Powinieneś być teraz z rodziną, tylko z rodziną.
  - Pieprzysz głupoty. Przywiozłaś mnie tutaj, pocieszałaś, razem beczeliśmy. Jesteś moją rodziną. Nie pozwolę ci jechać do jakiegoś zapchlonego motelu. Jesteś dla mnie jak siostra, więc nie chcę, żebyś mnie zostawiała, okej? 
  - Dobrze, dobrze. Nie zostawię cię. - Puściłam do niego oczko i wyszłam z samochodu. Duff machnął na mnie ręką i po chwili staliśmy już przy, jak zgaduję, jego mamie. Kobieta rzuciła mi krótkie spojrzenie, po czym wbiła swój smutny wzrok w blondyna i wybuchając płaczem mocno się do niego przytuliła.
  - Będzie dobrze mamo, spokojnie... - Pocieszał ją, ale i tak wiedziałam, że jemu samemu jest ciężko i sam potrzebuje pocieszenia. 
  - Mój synek... Zabili go... - Sytuacja stawała się coraz bardziej niekomfortowa. Dziwnie było mi tak przy nich stać. Nie wiedziałam czy się coś odezwać, czy coś zrobić, nic nie wiedziałam. Czułam, że tylko przeszkadzam. Od razu wiedziałam, że motel byłby lepszym pomysłem.
  - Poradzimy sobie, obiecuję. - Duff nadal sprawiał wrażenie silnego i nieugiętego. Po chwili kobieta oderwała się od swojego syna i przecierając dłońmi zapłakane oczy spojrzała na mnie lekko się uśmiechając.
  - To z tobą rozmawiałam kochanie przez telefon? 
  - Tak - odpowiedziałam najmilszym tonem na jaki tylko potrafiłam się zdobyć.
  - Mamo, to jest Camille, moja wspaniała przyjaciółka. Przyjechała ze mną, bo ja... no nie byłem zbytnio w stanie.
  - To miło z twojej strony. Jestem ci bardzo wdzięczna, nie tylko za to - rzuciła mi porozumiewawcze spojrzenie. - Mów mi Alice lub pani McKagan, jak wolisz.
  - Wolałabym mówić na pani - odpowiedziałam nieco speszona.
  - Oczywiście. A teraz chodźcie dzieci do domu, bo jeszcze tu zamarzniemy. Ojciec poszedł na zakupy, powinien zaraz wrócić. - Zaprowadziła nas do salonu, a sama udała się w stronę kuchni.
Usiedliśmy na kwiecistej kanapie i w milczeniu czekaliśmy na panią Alice, która po paru minutach zjawiła się w salonie z dwoma kubkami herbaty i talerzem ciastek.
  - Mamo... Kto go zabił? - zaczął Duff. 
 - Znaleziono go w jakimś pubie postrzelonego w tył głowy. Okazało się, że to sprawka jakichś dilerów. Ja... ja nie miałam pojęcia, że John miał z nimi coś wspólnego! - Schowała twarz w dłoniach. - Na szczęście złapano tych ludzi i czeka ich mnóstwo lat więzienia. Ale co mi to da? Nie zwróci mi to syna.  
  - Nie darowałbym sobie gdyby ci skurwiele, to znaczy ci dilerzy byli na wolności. - McKagan zacisnął mocno pięści.
  - A ty coś wiedziałeś? - spytała z lekkim przestrachem i wbiła w niego wzrok. 
  - Tak. Właściwie to ostatnio jak tu przyjechałem to pomagałem mu u nich spłacić dług. Ja myślałem, że już wszystko będzie dobrze. Że przestanie brać i... No wiesz, odczepią się do niego. - Pokręcił głową, a po jego policzku spłynęła łza, którą momentalnie wytarł.
  - Dobrze. Nie myśl już o tym synku, nic nie mogliśmy zrobić. Porozmawiajmy o pogrzebie i tym podobnych sprawach. Ojciec załatwił...
  - Przepraszam - przerwałam pani Alice. - Myślę, że ja powinnam już pójść...
  - Ach, oczywiście, pewnie jesteś zmęczona. Chodź, skarbie, zaprowadzę cię do wolnego pokoju. - Uśmiechnęłam się przepraszająco i poszłam na górę za mamą Duffa. Pokoik był mały, ale bardzo przytulny. Gdy zostałam sama, przebrałam się szybko w luźną koszulkę i wtuliłam  w poduszkę. 
W ostatniej chwili przypomniałam sobie, że muszę zadzwonić do Hell House. Zbiegłam na dół i za zgodą pani Alice wykręciłam odpowiedni numer. Po kilku sygnałach usłyszałam zajebiście niski głos.  
  - Czego?
  - Też cię miło słyszeć, Axl. - Zaśmiałam się krótko.
  - A, to ty. Jesteście już na miejscu?
  - Tak, przyjechaliśmy jakieś pół godziny temu. 
  - I... No ten... Jak on się czuje?
  - Szczerze? Sytuacja jest beznadziejna, ale nie mogę teraz o tym mówić, bo jest w pomieszczeniu obok - mruknęłam.
  - Rozumiem. Powiedz mu, że jest nam wszystkim przykro i niech się trzyma.
  - Jasne, powiem mu. A co u was? 
  - Stradlin poszedł do Berry. - Czyli mu się udało, tak! - Slash... yhm... - Zawahał się.
  - Jest pijany? Tak, domyślam się - odburknęłam.
  - No... Nasz pieseczek jest u Francuzki, a Julie... A Julie poszła kurwa się spotkać z tym jebanym Adamem - warknął.
  - Co?! - wypaliłam zdając sobie po chwili sprawę, że ciut za głośno, bo rozmowy w salonie ucichły.
  - No kurwa, ona jest pojebana. 
  - Dokąd poszli? 
  - Przyjechał po nią i mają jechać do jego hotelu.
Co ta dziewczyna odpierdala? Przecież ten burak nie zaprosił jej tam z dobrego serca. Nigdy nie lubiłam tego idioty. Bawił się dziewczynami jak zabawkami, a potem rzucał je jak śmieci, o Julii nie wspominając. A jak on jej coś zrobi? Wątpię, żeby ją uderzył, ale nigdy nic nie wiadomo. Jak byli ze sobą to często obrywało jej się za byle co. 
  - Ja pierdolę. Ona nie może z nim jechać, no nie!
  - Mówiłem jej to, ale ma moje zdanie w dupie. 
  - Dziwisz się?
  - Nie. 
  - Dobra. Słuchaj... Mam do ciebie ogromną prośbę. Wiesz gdzie jest ten hotel?
  - No wiem, wspominała nazwę. To chyba jakoś w centrum. 
  - Błagam idź tam... 
  - Po co, kurwa? 
  - Ja wam chyba nie wspominałam, ale on ją też czasem bił. I nie mam najzwyczajniej w świecie do niego zaufania. 
  - Bił? Eee... Dobra, pójdę tam.
  - Dziękuję! A teraz muszę lecieć. Zadzwonię jutro.
  - No pa. 
Rozłączyłam się i wbiegając po schodach udałam się do swojego tymczasowego pokoju. Na prawdę niepokoił mnie fakt, że Julia poszła spotkać się z Adamem, ale tak czy siak nie mogłam nic zrobić. Odgoniłam od siebie wszystkie złe scenariusze i oddałam się w ramiona Morfeusza. 





Julia:

       Całą drogę do hotelu spędziliśmy na sztywnej rozmowie o pogodzie, o ludziach w Ameryce i paru studenckich wspomnieniach. Naprawdę dziwnie czułam się w jego towarzystwie, a zarazem nie mogłam przestać gapić się na jego twarz. Ładny ma profil boczny, ładny. Dobra dość!
W końcu podjechaliśmy pod całkiem duży hotel i Adam bawiąc się w dżentelmena otworzył mi drzwi.
Wyszłam z samochodu i poprawiając spódniczkę spojrzałam się na budynek. Pięciogwiazdkowy. Całkiem nieźle. Ja od ponad pół roku mieszkam w okropnej ruderze, więc takie miejsce robi wrażenie. 
        Jak się okazało kolacja nie odbywała się w restauracji hotelowej tylko w jego pokoju. Ale, co w tym dziwnego? Przynajmniej intymniej, nie? Czy ja mam jakieś wątpliwości? Dobra, uspokój się dziewczyno.
Usiedliśmy przy niewielkim stole i zaczęliśmy konsumować podane przez obsługę dania. 
  - A twój ojciec? Też mieszka w tym pokoju? - odezwałam się po chwili.
 - Nie, on mieszka piętro niżej, ale i tak ma dziś jakieś spotkanie z szefami pewnej firmy.
  - Mhm... Dziękuję bardzo, było pyszne - zakomunikowałam zjadając kolację i wyszczerzyłam się do niego.
  - Napijemy się wina? - zaproponował. 
  - Chętnie.
  - To może chodź na taras, mam całkiem ładny widok na miasto. - Uniósł jeden kącik ust do góry i chwytając za kieliszki oraz butelkę francuskiego wina zaprowadził mnie na ogromny balkon. Rzeczywiście, widok ładny... 
Adam podał mi kieliszek i zasiadając na przeciwko mnie zaczął zawzięcie się wpatrywać w moją twarz. Na początku udawałam, że tego nie widzę, ale w końcu zaczęło mnie to irytować.
  - Co? Jestem brudna? 
  - Nie, nie. - Zaśmiał się. - Po prostu patrzę tak na ciebie i staram się zrozumieć jak mogłem być takim chujem i tak cię wtedy traktować. Straciłem najfajniejszą dziewczynę jaką kiedykolwiek udało mi się poznać.
  - Skończ. - Odwróciłam głowę w drugą stronę. Humor nieco mi się popsuł.
  - Ale taka jest prawda. - Podszedł do mnie i chwycił za podbródek nakazując tym samym abym spojrzała mu prosto w oczy. W oczy, które wyrażały... No właśnie. Co wyrażały? To był chyba pewnego rodzaju żal, ale mimo wszystko coś mi nie pasowało. - Byłem chujem. I żałuję, że musiałaś mnie takiego poznać. Ja się zmieniłem. Pojąłem wreszcie, że moje zachowanie zadufanego gościa bawiącego się dziewczynami jest kurewsko beznadziejne
  - I ja mam w to wierzyć? Nigdy ci tego nie zapomnę. - Podniosłam się gwałtownie i podeszłam do  balustrady. - Wykorzystywałeś mnie w każdy możliwy sposób. Manipulowałeś... Biłeś mnie. Przez nikogo tak bardzo nie cierpiałam. A potem jak mi się odwdzięczyłeś? - Wbiłam w niego wzrok. 
  - Wiem, kurwa, wiem! Ale naprawdę tego cholernie żałuję, Julia. - Podszedł do mnie i złapał w tali. O nie... Zaczyna się. 
Boże, idiotko, po co ty tu przychodziłaś?
  - Proszę cię... Wybacz mi. Nie mówię, że musisz o tym zapomnieć... 
  - O tym nie da się zapomnieć - odburknęłam.
  - Wiem. Ale chcę tylko żebyś mi wybaczyła, proszę. 
Pokręciłam niepewnie głową i odsuwając się od niego skierowałam w stronę pokoju. Usiadłam na jego łóżku i zaczęłam nerwowo skubać spódniczkę.
Adam przyklęknął przede mną, a dłonie oparł na moich kolanach.
  - Kochanie. Spójrz na mnie. Żałuję. Słyszysz? Żałuję tego co ci zrobiłem. Proszę, wybacz mi. - Wbiłam w niego wzrok, a on nagle pocałował mnie czule w usta. Chciałam go odepchnąć, ale jego język w mojej buzi sprawiał, że coś mnie blokowało. Chciałam żeby całował mnie dalej. Po chwili poczułam jak jego ręce suną coraz wyżej, aż w końcu zaczął odpinać moją koszulę przesuwając mnie dalej na łóżko. Gdy był przy ostatnim guziku mocno go od siebie odepchnęłam.
Tak, teraz wiedziałam, że każde jego wypowiedziane dziś słowo było kłamstwem. Dopiero co mówił jak bardzo żałuje swojego zachowania, a już się do mnie dobiera. To chyba jednak za szybkie tempo...
  - Nawet nie powiedziałam czy ci wybaczyłam - rzuciłam nieco pretensjonalnym tonem.
  - A czy to ważne, skarbie? Po prostu się kochajmy. - Uśmiechnął się i z powrotem zaczął rozpinać mi koszulę.
  - Nie chcę! - Odepchnęłam go.
  - Jak to nie chcesz? - Spojrzał na mnie zdziwiony. - Gdybyś nie chciała to byś tu nawet nie przyszła. Jesteś ode mnie uzależniona, skarbie. Dobrze o tym wiem. 
  - Nie jestem! Już nie - warknęłam.
  - Jesteś - zamruczał seksownie i zaczął zsuwać ze mnie spódniczkę.
  - Pierdolony dupku! Tobie chodziło tylko o seks! Wcale ci nie zależy na moim 'wybaczam'!
  - Kotku... 
  - Puszczaj! - krzyknęłam, kiedy zostałam pozbawiona spódniczki.
  - Kurwa! Nie będziemy przerywać w takim momencie. Chcesz tego, przecież wiem! Kto by się przejmował jakimś głupim wybaczaniem, hm? 
  - Wypierdalaj z tymi łapami! - Nasunęłam na siebie spódniczkę i zrzuciłam go ze swojego ciała. 
  - Nie mów mi suko co mam robić! - Chwycił mnie za nadgarstki, a potem zaczął nachalnie obcałowywać moją szyję. Tego było za wiele. Kolanem kopnęłam go w jaja i spluwając mu na twarz podniosłam się szybko z łóżka, pośpiesznie zapinając przy tym guziki od koszuli.
  - Wiesz co, kurwa! Ty nawet nie jesteś warta tego piwa! I nie będę sobie nic udowadniał. I tak wszystkie laski mogą być kurwa moje. A ty jesteś nic nie wartą szmatą! - Podszedł do mnie szybkim krokiem i mocno spoliczkował.
  - Założyłeś się, że mnie przelecisz!? - wypaliłam łapiąc się za policzek. 
  - Tak.
 - Ja pierdolę. - Zaczęłam się śmiać, bynajmniej nie dlatego, że mnie rozbawił. - Boże, jaka byłam głupia. - Chwyciłam się za głowę.
  - Nadal jesteś głupia, szmato - warknął, a moja pięść momentalnie wylądowała na jego twarzy. Od razu zaczęłam biec w kierunku drzwi, ale Adam mocno mną szarpnął za nogę sprawiając, że upadłam na ziemię. Teraz naprawdę zaczęłam się bać.





Axl:

        Przez pół godziny kłóciłem się z recepcjonistką, bo ta kobieta nie chciała mi łaskawie powiedzieć, w którym pokoju mieszka ten sukinsyn. W końcu zdenerwowany zacząłem wbiegać po schodach i nie zważając na to, że tamta zaczęła straszyć mnie policją szukałem blondynki otwierając każde drzwi. Czasami zastawałem ludzi w ciekawych sytuacjach, ale niestety nie było teraz czasu na darmowe pornole. Nagle usłyszałem jakieś krzyki, gdzieś po drugiej stronie korytarza. Poszedłem za dźwiękiem i stając wreszcie pod odpowiednimi drzwiami nacisnąłem mocno na klamkę. Wpadłem do środka i stanąłem jak wryty. Adam przypierał wystraszoną dziewczynę do ściany i uderzał ją w twarz. Szarpała się, ale ten gościu wpadł w jakiś szał. Ja po chwili również w niego wpadłem. Rzuciłem się na niego i zacząłem odciągać go od Julie. Spojrzał na mnie zdziwiony, a ja od razu przyjebałem mu z pięści. Złapał się szybko za krwawiący nos, ale nawet nie zdążył podnieść głowy bo kopnąłem go w brzuch. Miałem okropną ochotę wyżyć się na tym gnojku. Popchnąłem go na ziemię i  z coraz większą siłą uderzałem w jego twarz. Tak jak myślałem, ten burak to zwykły cienias. Tylko osłaniał dłońmi swój ryj. Pewnie znęcałbym się nad nim dalej, ale ktoś mocno chwycił mnie za ramiona i odciągnął od niego. Zajebiście... Ochrona.
  - Pan pojedzie z nami.
  - Nie! On mnie bronił! Zostawcie go! - Podbiegła do nas Julie. - On... - Wskazała na Adama. - Chciał mi zrobić krzywdę. 
Mężczyźni spojrzeli się po sobie, aż w końcu mnie puścili.
  - Zadzwonimy na policje - odezwał się jeden.
  - Nie, nie chcę! Muszę stąd wyjść! - rzuciła i wybuchając płaczem wyszła z pokoju. Ten goryl już chciał za nią poleźć, ale szybko chwyciłem go za ramię.
  - Zostawcie ją.
  - Ale...
  - Odpierdolcie się! - zawołałem i wybiegłem za dziewczyną. Znalazłem ją dopiero przed hotelem. Klęczała przy ścianie budynku i cała się trzęsła. Na jej twarzy rozmazana była zaschnięta krew. Zajebałbym  gnoja na śmierć...
  - Julie - zacząłem.
  - Miałeś rację. Chciał mnie tylko przelecieć. - Uśmiechnęła się z ironią.
  - Ja...
  - Idź. Jestem idiotką i nie będę ci się żaliła. - Wstała i otrzepując się zaczęła iść w przeciwnym kierunku.
Stałem tam jak ten ciołek i nie miałem pojęcia co robić. Biec za nią, wrócić do hotelu i zabić tego gnoja czy iść do domu?
Ostatecznie wybrałem trzecią wersję. 



 

20 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawy, i moim zdaniem dobrze że nie wszystkie rozdziały są wesołe. Pozdrawiam i czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubisz tragizm aż tak bardzo? xd
    Ale to zaleta twojego opowiadania, cały czas coś się dzieje.Chociaż mogłabyś zrobić taki jeden sielankowy rozdział z Julie I Axlem w roli głównej :3
    Camille jest cudowną przyjaciółką. A Slash to chuj jak na razie, mam nadzieję, że zajdzie w nim jakaś zmiana.
    Axl bohaterem, Axl bohaterem! xD
    Zachował się cudownie.Może wrócą do siebie z Julie? Oby.
    To na tyle mojego beznadziejnego komentarza, rozdział świetny, ale to wiesz :)
    Weny życzę <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Na: http://whispers-and-weep.blogspot.com/ pojawił się nowy rozdział. Serdecznie zapraszam ^^
    ~Draconis

    OdpowiedzUsuń
  4. Akurat słucham Stairway to Heaven. Prawie się poryczałam <3 Pięknie piszesz! ~ Kania

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo dobry rozdział,naprawdę bardzo dobry.
    Slash strasznie mnie wkurwia...zamiast Camille wybiera Danielsa,no bez jaj
    Szkoda mi trochę Julie...ale jest trochę naiwna,ale Axl mógł wtedy za nią pójść a nie wrócic do domu,przecież ona miała całą twarz we krwi,była roztrzęsiona i potrzebowała mocnego przytulasa,a on ..on ją zostawił.Mam nadzieje ze nic jej sie nie stanie.
    Biedny Duff,dobrze że Camille z nim pojechała..bo chyba nie dałby sobie rady sam.
    Życze Ci weny na następne opowiadanie ;) Pozdrawiam ! /Psycho

    OdpowiedzUsuń
  6. Super! Rodział pełen akcji.
    Slash to chuj jakich mało. Ogarnij, człowieku! :D
    Calmille - chciałabym mieć takiego człowieka obok siebie w trudnych momentach.
    Akcja z Julie, Adamem i Axlem - genialna. Tylko Axl - czemu za nią nie poszedłeś??? Ale i tak to, że przyszedł do hotelu - wow. Chyba mu zależy. Czy coś ;)
    Pisz jak najwięcej, z niecierpliwością czekam do następnej soboty :*
    Powodzenia! ;)
    Keight

    PS: Uwaga techniczna: Po napisaniu każdego rozdziału sprawdź go jeszcze pod względem ortografii. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochana, rozdział był tak zajebisty, że nawet nie znam takiego określenia! Bardzobardzobardzo mi się podobał, na prawdę, zajebiscie bardzo!! ;))
    Cóż, zaczynając od początku, Camille jest cudowna! Świetnie się zachowała!
    Bieedny Duff, szkoda brata, a te momenty, kiedy płakał.. Tak świetnie to napisalas i podejrzewam, że gdybym nie siedziała z rodzicami w salonie, to sama bym się rozplakala!
    Dalej, Julie - cóż... Nigdy nie wydawało mi się, że jest na tyle naiwna, no bo przecież ten dupek tak ją skrzywdził, a ona jeszcze się z nim umowila.. Ale na szczęście kochany-bohaterski Axl ją, jakby nie było, uratował! Szkoda, że za nią nie poszedł, mogliby się wtedy pocałować... Ale i tak genialnie!! ;)
    No i jeszcze Slash - nadal zachowuje się jak chuj i ją w końcu straci! *do Slasha* ogarnij duuuuupę!!

    Z utęsknieniem czekam na następny! Pozdrawiam ciepło! ;**
    `~See ya in hell..`

    OdpowiedzUsuń
  8. Szkoda , że tak rzadko dodajesz rozdziały :// Uwielbiam je i mogłabym je czytać codziennie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. No i jest rozdział. :D :D Cały wieczór, co chwilę sprawdzałam czy już jest. :D Wow. Kolejny genialny rozdział. *.*
    Camille - taka kochana osóbka. Świetna jest :)
    Duff - nadal taki biedny. Kurcze, ty to umiesz ludzi do wzruszenia doprowadzić, oh ty! xD
    Slash - co on? Ah, jej... Niech się ogarnie. :)
    Julie - z jednej strony mi jej szkoda, a z drugiej po prostu jej nie rozumiem. Jak można umówić się z człowiekiem takim jak Adam? Oczywiście opowiadanie przez to jest wspaniałe. :D
    Axl - super, super, super. Jaki cudny Axl tu jest. xD Szkoda, że za nią nie poszedł ale czuję, że dobrze zrobił. :) I to powitanie: "Czego?" - "Też cię miło słyszeć Axl." Cudowne :D

    Kurcze, i znowu cały tydzień czekać? :( Zgadzam się z powyższym komentarzem, że mogłabym twoje rozdziały czytać codziennie. Masakra, jestem uzależniona. xDD

    Więc, pozdrawiam ciepło i życzę weny. ;)
    Wierna fanka. ;D

    OdpowiedzUsuń
  10. Ta muzyka w tle mnie kiedyś sprowokuje do samobójstwa XD Przysięgam XD
    Ale zanim się zabije, to mówię, że opublikowałam nowy "rozdział" xd http://never-too-young-to-die.blogspot.com/2013/10/18-long-beach.html

    OdpowiedzUsuń
  11. Na początku ostrzegam,że ten komentarz będzie niestety krótki, z takiego względu, że piszę go na cegle, a nie na komórce.

    Ahbjsdnfusdihfoifjsdf *o* Jaki zajebisty rozdział. Płakałam ja idiotka i teraz nie przesadzam. Ja normalnie beczałam tak, że brat przybiegł pytać się co mi jest.
    Wzruszyłam się tą całą historią z Duffem. Jest mi go cholernie szkoda. Biedny McKagan przeżywa, a ja z nim. Wiem, że to tylko opowiadanie, ale ja zawsze się wczuwam w to co czytam i potem są "opłakane" skutki xD Rakietowa Królowo ty chyba chcesz mnie do psychiatryka wpędzić. Raz się śmieję, raz złoszczę, raz płaczę. No normalnie jak psychiczna !
    Ale wracając do rozdziału to muszę przyznać, że wyszedł Ci znakomicie (jak zawsze). Podobała mi się ta scenka z Axlem, Julką i Adamem. Dobrze, że nic się nie stało, bo rudy bohater ją wyratował :) Ufff. Serio ten Adam to chuj i tyle, a i Julka nie mądrzejsza. No na logikę, ludzie się nie zmieniają od tak. Na co ona liczyła ? Na cud ? No w sumie to ją trochę ogarniam, bo jest zakochana itp. no ale błagam, jak tak się dać nabrać ?!
    A ten Adam. Ugh. Co za skurwiel. Miałam ochotę wskoczyć do opowiadania i mu nieźle przyjebać ! Mam nadzieję, że już gdzieś zniknie i nie wróci, a Axl będzie żył z Juliee długo i szczęśliwie :D
    Jeszcze na koniec o Kamili. Szkoda mi jej. Slash to skurwiel, tylko ciągle pije. Nawet nie zainteresował się tym gdzie jedzie jego laska ! Camile ma dużo cierpliwości. Ja to bym już nie wytrzymała.
    I na samiutki koniec zostawiam sobie Stevena i Izzyego. Steven fajnie, że jest z tą swoją Sahrą. Niech mu się wiedzie w życiu xD Izzy w sumie też szczęśliwy i to najważniejsze. Mam nadziej,że teraz już będzie wszystko okey :)

    Rocket jesteś cudowna. Wielbię Cię <3 Dziękuję za takie cudowne rozdziały, jakie nam tu piszesz i za wytrwałość :3 Kocham Cię :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko ;____; Nie wiem co napisać. Chyba się zarumieniłam. Czekaj, sprawdzę w lustrze xD Tak! *_*
      Dziękuję Ci za tyle miłych słów. Też Cię kocham Michelle <3

      Usuń
    2. Nie ma za co :*

      OMG ZAPOMNIAŁAM SIĘ PODPISAĆ JAKO NAJWIERNIEJSZA FANKA ! :O
      CO TERAZ JAK STRACĘ TYTUŁ ? :O

      Usuń
  12. Kurczę *-* Mówiłam ci już że piszesz wspaniale? Wreszcie nadrobiłam O:
    I przychodzę z wieściami. Nie wiem, czy dobre czy złe ale 15 już jest O:
    Zapraszam
    http://live-and-let-die-gnr.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. U mnie nareszcie nowy xD
    http://mygnrstory.blogspot.com/
    --------------------------------------------------------------------------------------------
    Nadrobiłam! :D Oczywiście zrobiłam to z ogromną przyjemnością ;*** Przepraszam, ale nie mam czasu, żeby skomentować każdy rozdział, więc ślad po sobie zostawię tylko tu ;)
    Cała historia z Duffem jest bardzo wzruszająca, szkoda mi go ;( Slash mnie strasznie wkurwia! Nie widzi, że przez ten jebany alkohol traci Kamilę! Najśmieszniejsze jest to, że on nic z tym nie robi! Zamiast posłuchać ją i przestać pić, to on sięga po kolejnego Danielsa. Ehhh, coraz bardziej mnie on wkurza.
    A ten moment z Julką, Axlem i Adamem (którego nie cierpię) jest zajebisty! Całe szczęście, że Rose się tam pojawił i nic wielkiego się nie stało, bo chyba bym się załamała gdyby on coś Julce zrobił.
    No to chyba tyle ode mnie ;) Dodawaj szybko coś nowego ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Odpowiedzi
    1. A co mam do muzyki? Do samej muzyki nic, ale kiedy masz pootwierane pięćset zakładek, słuchasz swojej muzyki, a tu nagle słysze welcome i weź to znajdź XD

      Usuń
  15. Wybacz, że dopiero teraz komentuję, ale ciągle zapominałam, albo nie miałam kiedy. Ale poprawiłam się i dzisiaj przeczytałam.
    _____________________________
    Przyznam się od razu bez bicia, że popłakałam się razem z Duffem i Camille. Tak mi go szkoda. :'(
    Mianuję Axla bohaterem! Uratował naszą Julię od tego sukinsyna Adama. Nie wiem co nią kierowało kiedy zgodziła się do niego pójść. Naprawdę nie rozumiem dziewczyny. Zrób coś z nim proszę. ;___;
    Slash....Slash to mnie denerwuje. Okej. Chłopak lubi sobie popić no ale bez przesady. Ma taką zajebistą dziewczynę przy sobie, a totalnie ją olewa i jest chamski.

    Powiedz mi, że już niedługo pojawi się kolejny rozdział, bo mnie zaczyna nosić! xD Pisz szybko bo matka mnie zawiezie do psychiatryka. A ja tego nie chcę...

    P.S u mnie nowy rozdział więc jeżeli masz tylko czas i ochotę to zapraszam :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Slash już serio robi się wkurwiający z tym swoim piciem. Żeby nie było, normalnie to go uwielbiam <3 ale no jak tak dalej pójdzie to o Kami może zapomnieć. Nie wiadomo ile ona jeszcze będzie to znosić. Niech się chłop weźmie w garść, bo potem będzie żałował.

    Co do Julii to już serio liczyłam, że rudy przemówi jej do rozsądku i odwiedzie od pomysłu tej randki z Adamem. No ale nie, jak się laska uprze to nie ma rady! Dobrze, że jednak Rose pojawił się w samą porę by solidnie obić mordę temu pajacowi! Dobrze mu tak!

    Można powiedzieć, że Julka trochę na własne życzenie wpakowała się w niebezpieczństwo i... w sumie to nie umiem znaleźć słów na jej usprawiedliwienie, no ale ma szczęście, że przyjaciele nad nią czuwają. Nawet Kami będąc w innym mieście. No bo gdyby nie jej telefon to w sumie nie wiadomo czy Axl by poszedł do tego hotelu.

    Dobra, a teraz chwila dla Duffa <3 strasznie mu współczuję. Naprawdę dobrze, że ma przy sobie Kamilę. Widać, że jest dla niego dużym wsparciem <3

    Jakiś taki chaotyczny ten komentarz, nie? Czy tylko mi się zdaje? XD

    W każdym razie, rozdział bomba! :D lecę do kolejnych :)

    Pozdrowionka ;*
    Lady Stardust <3

    OdpowiedzUsuń