środa, 9 października 2013

Welcome to the Sunset Strip - część 28




Julia: 

        I tak od tamtego jakże przezajebistego wydarzenia minął tydzień. Axl wcale nie okazał się być obojętny. Na każdym kroku mówi mi jakim to jest dupkiem i jak bardzo mu na mnie zależy, a ja tylko uśmiecham się krzywo i wmawiam mu żeby już sobie odpuścił. Przecież mu wybaczyłam, na co on jeszcze liczy, hm? Może powinnam rzucić mu się na szyję i powiedzieć jaki to on jest cudowny, bo posuwał tę laskę z potrzeby kutasa, a nie serca? Nie chcę roztrząsać tej sprawy, naprawdę. Mówi się trudno, żyje się dalej. Nie zamierzam do niego wracać, bo to będzie świadczyło tylko o moim słabym charakterze i naiwności, a to z pewnością nie są moje cechyPoza tym czemu dopiero teraz mu się zebrało na takie wyznania? Dobra... Koniec.
       Siedziałam na zapleczu klubu i przebierałam się z kusej sukienki w moje skórzane spodnie i koszulkę z AC/DC gdy do pomieszczenia wpadła Kamila. Dziś wyjątkowo miałyśmy na inne godziny do pracy.   
  - Cześć - rzuciła dziwnie poddenerwowanym tonem.
  - No hej. Coś się stało? - spytałam.
 - Ten popapraniec już od rana pije, a teraz jeszcze przyszedł do klubu z zamiarem schlania się. On i tak już jest kurwa pijany. Ja go stąd wynosić nie będę - burknęła. O tak... Chłopcy ostatnio często sięgają po alkohol. Dobra, zawsze sięgali, ale teraz non stop są pijani. 
  - Ej... Ale tu chyba nie tylko o alkohol chodzi co? Wcześniej się jakoś nie czepiałaś. - Wbiłam w nią swój wzrok.
  - No bo nic nie kontaktuje i nawet z nim porozmawiać nie mogę. A jak go proszę, żeby chociaż trochę przystopował to mi chamsko odpowiada, żebym się odpierdoliła. 
  - Co? - Zatkało mnie trochę. W końcu od dłuższego czasu Slash był dla niej naprawdę czuły, a teraz co mu odwala? Dlatego kurwa najlepiej być singielką! Nikt się ciebie nie czepia, ty też nie masz się kogo czepiać. Same plusy.
Trzeba się pocieszać, nie?
  - Dobra. Nie będę sobie psuć humoru. Spadasz już do domu czy zostajesz z tymi matołami?
  - Zmęczona jestem. Chyba pójdę w kimę. 
  - No to dobranoc, erotycznych snów życzę. - Zaśmiała się. - Z Morrisonem na czele! 
 - Dzięki, dzięki. - Puściłam do niej oczko i zakładając na siebie dżinsową kurtkę wyszłam z zaplecza.
Przy "swoim" stoliku siedzieli już Gunsi, a raczej 4/5 Gunsów.
  - Pijesz z nami? - zawołał do mnie Duff. A właśnie! Wspominałam już, że McKagan od razu po "porażce" Rose'a zaczął się do mnie przystawiać? Szybko jednak dałam mu do zrozumienia, że jesteśmy i będziemy tylko i wyłącznie przyjaciółmi, nic się w tej kwestii nie zmieniło. Na szczęście przyjął to w miarę dobrze. Tak mi się przynajmniej wydaje. Postanowiłam być stanowcza, nie miałam zamiaru robić mu nadziei tylko po to, żeby następnie sprawić mu przykrość. Skutki są później nie zbyt przyjemne, o czym moja beznadziejna osoba miała okazję się już przekonać.
  - Właściwie to nie mam ochoty... Chcę mi się spać. A gdzie Axl?
  - W Hell House. Schlał się i powiedział, że musi coś ważnego zrobić, więc został - odpowiedział mi Izzy.
  - Cooo... - Skrzywiłam się. - I ja muszę z nim zostać pod jednym dachem sam na sam? 
  - Wróciłbym z tobą księżniczko, ale nie opuszczę mojego butelki dopóki nie opróżnię jej do ostatniej kropli. - Westchnął Steven. A propos! Nasz Popcorn powrócił! Przeprosił nas za swoje zachowanie, a my obiecaliśmy mu, że postaramy się być mili dla Sarah. Kurwa, to byłoby chamskie z naszej strony jakbyśmy mu nie kibicowali. Tak więc w weekend Francuzka ma wbić do nas na chatę, a my mamy dać jej kolejną szansę.  
  - W szafie jest parasolka. Jak mu zacznie odwalać to mu nią przyjeb. - Doradził mi Slash, po czym uśmiechnął się szeroko.
  - A! I mogłabyś nakarmić Eddiego? 
  - Steven, ja go już karmię od tygodnia!
  - Też cię kocham. - Wyszczerzył się. 
Wzięłam jeszcze tylko dwa łyki piwa od Izziego i ruszyłam w wiadomym kierunku.











Izzy:


        Najwyższy czas pobalować trochę w towarzystwie kruchej blondynki... Sięgnąłem do kieszeni i już po chwili na naszym stoliku była usypana piękna, równiutka, biała kreska. Zawinąłem banknot w cienki rulonik i już miałem wciągnąć całą zawartość proszku gdy nagle przede mną stanęła Berry.
  - Cześć - rzuciła chłodno i postawiła przed nami zamówione przez nas drinki. Kurwa. Akurat w takim momencie musiała się tu zjawić? Nie mam szans żeby ją odzyskać, no kurwa nie mam... 
  - Porozmawiamy? - spytałem nieco zawstydzony.
 - Nie no co ty. Nie przeszkadzaj sobie. - Uśmiechnęła się ironicznie i spojrzała na proszek. 
  - Ale... 
  - Rozmawialiśmy o tym i mnie już nie wkurwiaj, dobra?! - wybuchnęła. Pierwszy raz widziałem ją tak zdenerwowaną. Wszyscy spojrzeli na nas zdezorientowani, a brunetka zaciskając mocno szczękę wzięła oddech i szybko się od nas oddaliła. I tak o to nastała chwila ciszy, kurewskiej ciszy. 
  - Zastanawiam się tylko czemu jeszcze się o nią starasz? - wypalił nagle Duff.
  - O co ci chodzi? - odburknąłem.
  - No normalnie jak jakaś laska zwraca nam uwagę, żebyśmy tyle nie pili i ćpali to je spławiamy od razu, a ty jeszcze chcesz z nią rozmawiać i w ogóle. - Zaciągnął się papierosem i spojrzał na mnie z zaciekawieniem, jakbym był jakimś cholernie niezwykłym zjawiskiem.
  - Zakochał się chłopak. - Wyszczerzył się Steven i zaczął nawijać na palec swoje loki. 
  - Rozumiem cię stary - Oho, kolejny. - Moja dziewczyna też się mnie czepia, że za dużo piję, ale to przecież kurwa moja sprawa - wymamrotał już nieźle wstawiony Slash.
  - Ale jej to ty chyba nie będziesz spławiał? - zapytał Duff. Hudson jednak nic nie odpowiedział, tylko przystawił do ust butelkę Jacka. A ja? A ja siedziałem jak ten ciota i tępo wpatrywałem się w proszek. Minęło pięć minut, aż w końcu postanowiłem podarować go Stevenowi. Dużo nerwów mnie to kosztowało, ale jednak wygrałem z nałogiem. Przynajmniej na chwilkę... A Popcorn cieszył się jak pojebany. 
Po krótkim czasie udało mi się wychwycić Camille. Pomachałem ręką, żeby do nas podeszła i zrobiłem jej obok siebie miejsce. 
  - Co jest? - spytała zniecierpliwiona, mimo że nie zdążyłem jeszcze nic powiedzieć.
  - Siadaj.
 - Nie mogę, w pracy jestem. Mów szybko o co chodzi? - zaczęła nerwowo stukać paznokciami w stół co chwila zerkając na Slasha.
  - Porozmawiaj z Berry, błagam...
  - Dobra, pogadam z nią jak skończymy pracę. Poczekasz tu jeszcze dwie godziny? 
  - Jasne - odpowiedziałem krótko i uśmiechnąłem się wdzięcznie do szatynki. 
Jak ona mi nie pomoże to już chyba nikt. 











Julia: 


        Nacisnęłam na klamkę i tak otwartych już drzwi, po czym weszłam do środka. Po omacku włączyłam światło i szybko ściągając buty ruszyłam do salonu. Podniosłam głowę do góry i stanęłam jak wryta. Nie wiedziałam czy mam się śmiać cz uciekać gdzie pieprz rośnie, bo to zjawisko wyglądało co najmniej dziwnie. Na kanapie stał bowiem Axl i chwiejąc się trzymał w dłoniach gitarę. Wszystko byłoby w jak najlepszym porządku gdyby nie fakt, że miał na sobie spodnie 'dzwony', rozpiętą koszulę z postawionym kołnierzem do góry, a włosy miał dziwnie wyżelowane i zaczesane do tyłu. Wglądał jak ruda wersja Elvisa Presleya. Wyglądał dziwnie. 
Wzięłam kilka głębszych oddechów i próbowałam zachować powagę, ale średnio mi to wychodziło.
  - Co ty złotko wyprawiasz? 
  - S-stój tam! - wybełkotał grożąc mi palcem. Kłócić mi się z nim nie chciało, więc rzuciłam torbę w kąt i krzyżując ręce na piersiach spojrzałam na niego z politowaniem. Zeskoczył z kanapy w "wielkim stylu" i podszedł do gramofonu. Po chwili wrócił na swoje poprzednie miejsce, a ja usłyszałam pierwsze dźwięki piosenki Always on My Mind. Myślałam, że tam padnę. 
Rose zaczął szarpać za struny, a w końcu wbijając we mnie swoje na wpół zamknięte oczy, zaczął śpiewać razem z Elvisem:

 Maybe I didn't treat you
Quite as good as I should have
 Maybe I didn't love you
 Quite as often as I could have
Little things I should have said and done
I just never took the time



You were always on my mind
You were always on my mind


Mogę się już śmiać czy nie wypada?




 Maybe I didn't hold you
All those lonely, lonely times
 And I guess I never told you
I'm so happy that you're mine


Nie martw się, już nie jestem twoja. Nie musisz się więc fatygować, skarbie.

 
If I make you feel second best
 Girl, I'm sorry I was blind
You were always on my mind

You were always on my mind



Teraz będzie ta część, na której zawsze się wzruszam? Nie, błagam...




Tell me, tell me that your sweet love hasn't died
Give me, give me one more chance
To keep you satisfied, satisfied




Zbyt romantycznie, zbyt romantycznie... Nie będę płakać... Jestem twarda!





Little things I should have said and done
I just never took the time




I tak oto Axl przekrzykując cały czas króla Elvisa dobrnął do końca utworu. Chciało mi się bardziej śmiać niż płakać, ale patrząc na jego minę zbitego psa i przypominając sobie słowa piosenki coś we mnie pękło. Czyżbym się wzruszyła? Nie zdążyłam się jeszcze odezwać, a rudy już stał na przeciwko mnie i zerkał na mnie z oczekiwaniem. 
  - I na co ten cały cyrk? - Uśmiechnęłam się pobłażliwie i poczochrałam go po jego idealnej fryzurze. Nie ukrywam, byłam nieco speszona, a moje policzka oblały pieprzone rumieńce.
  - Nie podobało ci się? - wymamrotał zawiedzionym tonem.
  - Nie no... Podobało. 
  - Chyba kurwa za dużo wypiłem. - Czknął. - Ale śpiewałem to szczerze!
  - To dobrze. - Uniosłam jeden kącik ust do góry.
 - Mogę cię przytulić? - spytał głosem kilkuletniego dziecka chcącego rzucić się w objęcia swojej mamy. I jak to jest, że raz ten człowiek to chodzący skurwiel, a raz takie kochane, wrażliwe coś? Głupie ale kochane.
  - Możesz. - Otworzyłam szeroko ramiona, a ten jak na zawołanie się na mnie rzucił i zaczął ściskać tak mocno, że powoli zaczęło brakować mi tchu. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że ten zasnął na stojąco. Poczłapałam więc z nim na kanapę i odrywając go od swojej szyi, przykryłam go kocem. Sama przyklęknęłam na podłodze tuż przy jego twarzy i chwilę jej się przyglądałam.
  - Skąd ty bierzesz ten swój urok osobisty, hm? - szepnęłam cicho i uśmiechnęłam się pod nosem. Nawet nie wiem kiedy, ale w końcu mój łokieć, na którym się opierałam nie wytrzymał i zasnęłam na siedząco trzymając głowę na kanapie. 











Kamila:


        Tak jak obiecałam Stradlinowi, zaraz po skończeniu zmiany postanowiłam zamienić słówko z Berry. Faceci to jednak cioty. Nic sami nie potrafią załatwić.
  - Możemy pogadać? Dosłownie pięć minut - zwróciłam się do brunetki.
  - Jasne, o co chodzi?
 - O Izziego. Proszę, nie przerywaj! - powiedziałam widząc jak dziewczyna otwiera buzię. - Chłopak naprawdę jest w tobie zakochany i zupełnie nie wie co zrobić, żeby cię jednak do siebie przekonać. 
  - I ja mu mam powiedzieć co ma zrobić? Przecież mówiłam, że jak przystopuje z ćpaniem to możemy być razem, ale chyba się na to nie zapowiada.
  - On jest uzależniony. Ale... walczy. Uwierz.
  - Mi się jednak wydaje, że mu nie zależy. Gdyby zależało to jakoś by to okazał, a on oprócz swojego ględzenia jakie to narkotyki są dla niego ważne nie robi nic, rozumiesz? Nic! - No i mnie trochę przytkało. Argumenty się skończyły. Teraz chyba trzeba pomyśleć nad tym co tu zrobić, żeby Izzy się jakoś zaczął starać. Ja pierdolę. Problemy! Wszędzie problemy! Jak nie zdrady to kłótnie... Jak nie kłótnie to... Inne dramy. - Będę już lecieć, cześć. - Berry dała mi buziaka na pożegnanie i wyszła z zaplecza. Westchnęłam głośno i zabierając swoje rzeczy ruszyłam do stolika, przy którym siedzieli chłopcy. Właśnie, siedzieli. Teraz został tam tylko sam Izzy. Jakiś dziwnie przygnębiony i zdenerwowany. Aż żal mi się tego człowieka zrobiło. 
  - Nic nie mów. Wnioskując z zachowania Berry, która spojrzała na mnie z pogardą i wyszła z trzaskiem drzwi z klubu myślę, że rozmowa nie poszła najlepiej, a Berry nadal nie chce mnie znać - rzucił na jednym wydechu. 
  - No nie do końca... Jest nadzieja, Izzy. - Uśmiechnęłam się nieco sztucznie, wcale nie będąc taka znowu pewna swojej odpowiedzi. Mimo tego w ciemnych oczach Stradlina ujrzałam jakby błysk?
Postanowiliśmy, że dalszą część rozmowy przeprowadzimy już poza klubem i tak łażąc po Sunset dotarliśmy w końcu w jakieś odludne miejsce. Zauważywszy jakiś murek, postanowiliśmy na nim przysiąść. 
  - A ty jak to robisz? - spytał się nagle.
  - Ale co?
  - No Slash dużo pije, ćpa, ale nie stawiasz mu warunków...
  - Trudno, żebym rockmanowi zabraniała alkoholów i dragów, tym bardziej, że sama nie jestem święta. Mógłby trochę zwolnić tempo, to prawda, ale... Jak nie chce to nie.
  - Anioł nie dziewczyna. - Zaśmiał się, po czym ni stąd ni zowąd wyciągnął dwie butelki wódki. 
  - Skąd ty to wytrzasnąłeś?
  - Zajebałem chłopakom. 
Wywróciłam oczami, ale tak czy inaczej sięgnęłam po butelkę. I wtedy się zaczęło... Każde z nas wylewało swoje smutki i żale. Ach! A jak się dowartościowaliśmy! Tyle komplementów to chyba w całym swoim życiu nie słyszałam. Po godzinie nasze butelki były opróżnione. Siedzieliśmy teraz na przeciwko siebie po turecku i nawijaliśmy jak najęci.
  - Slash to burak! Żeby kurwa w ogóle z tobą nie gadał tylko chlał? Porażka.
 - A ja tylko troszkę mu zwróciłam uwagę! Tak malutko, o tak! - Krzyknęłam i pokazałam na palcach tą odrobinkę.
  - A ja z Berry bym kurwa rozmawiał, no rozmawiałbym, jak Boga kocham! Zaraz... - Podniósł głowę wysoko do góry. - Czy ja kocham Boga? W ogóle w co ja wierzę... - Zamyślił się. - Whatever.
  - Napisz dla niej piosenkę - wymamrotałam. 
 - Ja napisałem już początek takiej jednej. Mogę ci zaśpiewać? A ty ocenisz? - wybełkotał. Pokiwałam głową na znak, że się zgadzam i wbiłam wzrok w jego bladą twarz.
  - Cholera... Nie mam gitary. Dziwnie mi tak śpiewać bez podkładu.
  - Daj spokój. No, już! Zaczynaj!
  - Ok... So... To leci jakoś tak:

I say baby you been lookin' real good
You know that I remember when we met
It's funny how I never felt so good
It's a feeling that I know
I know I'll never forget
Ooh, it was the best time I can remember
Ooh, and the love we shared -
is lovin' that'll last forever...


  - To... to jest zajebiste! - Wyrwałam się nagle z transu. Izzy Stradlin mi zaimponował, no no.
 - E tam... To dopiero początek - odpowiedział zawstydzony. Uwielbiam skromnych ludzi, a czarnowłosy do takich osób właśnie należał. - A refren będzie brzmiał jakoś tak - I zanucił: I think about you, honey all the time my heart says yes... I think about you... - Śpiewając to cały czas wpatrywał się w moje oczy. Zrobiło mi się dziwnie gorąco i przeszedł mnie dreszcz. Zerknęłam na jego usta tylko na sekundę, ale teraz wiem, że to było o sekundę za dużo. Złączyliśmy się w zachłannym pocałunku. Szkoda tylko, że jeden przeobraził się w kilka. Zatopiłam dłoń w jego włosach, a on chwytając mnie w talii przysunął bliżej siebie. Wpiłam się w jego wargi jeszcze mocniej zupełnie tracąc zmysły, a co dopiero rozsądek. Musieliśmy oderwać się na chwilę, bo zaczęło brakować nam tchu, ale zaraz z powrotem wróciliśmy do poprzedniej czynności.
  - Stop! - Izzy z trudem oderwał się od moich ust i spojrzał na mnie z konsternacją. - Co my odpierdalamy?
  - No... - Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak głupio się zachowałam. A Slash?! A Berry?! Miałam tylko przekonać ją do Izziego, a nie jej go odbierać! Kurwa! - Ja... nie wiem co się ze mną stało. To chyba nadmiar alkoholu w mózgu. - Jęknęłam łapiąc się za głowę. 
  - Zapomnijmy o tym, dobra?
  - Pewnie...
 - I jeszcze jedno. Ani słowa żadnemu z chłopaków. Mamy taką zasadę, że dziewczynami się nie dzielimy. A jeśli chcesz, żebym jeszcze trochę pożył to Slash nie może się o tym dowiedzieć.
  - Spokojnie... Nic mu nie powiem. Izzy?
  - Tak? - spytał odwracając głowę w zupełnie innym kierunku.
  - Przepraszam - powiedziałam cicho, a po moim policzku spłynęła łza.
  - To ja prze... Ej, mała! Ty płaczesz?
 - Nie zwracaj na mnie uwagi. - Nie skończyłam jeszcze swojej wypowiedzi, a już byłam mocno przytulana przez bruneta.
  - Chodź do domu. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień.
Skinęłam głową w geście zgody.






Następnego dnia...







Axl:


        Obudziłem się z zaschniętym pyskiem. Sahara, kurwa! Mlasnąłem ustami i rozglądając się po pokoju zobaczyłem, że koło mnie spoczywa blondynka. Położyłem się na boku i zacząłem bawić się jej włosami. W pewnym momencie podniosła głowę do góry i przecierając dłonią zaspane oczy wbiła we mnie swój wzrok.
  - Zrobiłem to? 
  - Ale co? - spytała zdziwiona. 
 - No wiesz, Elvis i te sprawy - wymamrotałem unosząc jeden kącik ust do góry. Swoje zażenowanie wolałem obrócić w żart. 
  - Aaa! Tak, tak, zrobiłeś. W wielkim stylu. - Zaśmiała się pogodnie.
  - Uznałem, że na trzeźwo tego nie zrobię, więc schlałem się w trzy dupy. I co, było aż tak źle? - Odchrząknąłem nerwowo. 
  - No wiesz... Było parę niedociągnięć, ale biorąc pod uwagę twój wczorajszy stan to naprawdę niezły z ciebie skrzeczący, rudy Presley. - Puściła do mnie oczko, po czym oboje parsknęliśmy krótkim śmiechem. 
Nagle przypomniałem sobie, że Julie ciągle siedzi na podłodze, a ja rozłożony jak ten król i władca grzeję dupę na kanapie. Może wypadałoby być od czasu do czasu dżentelmenem? 
  - Kurwa, nie siedź tak. Chodź, jest dużo miejsca. - Przesunąłem się i zachęciłem ją, żeby się obok mnie położyła. 
  - Wiesz... - Spojrzała ponuro na moje ramię. - Mi to się właściwie nie chce już spać. Idę do kuchni. - No dobra... Trudno, żeby chciała się do mnie wtulać. Westchnąłem głośno. 
  - Axl! - zawołał nagle Duff i stając nade mną wskazał drżącą ręką na moje spodnie. - Co na twojej dupie robią dzwony mojej mamusi?! 











Kamila:


        Już od samego rana krzątałam się po domu jak pojebana. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Wczorajsze zdarzenie nie dawało mi spokoju. Chciałam o tym komuś powiedzieć, ale wiedziałam, że to niemożliwe. Izzy chyba chcąc mnie dziś unikać wyszedł z Hell House chuj wie gdzie, a Slash... Slash spał przytulony do butelki Danielsa. Może to i dobrze. Nie chciałam patrzeć mu w twarz, nawet jeśli ta była wiecznie zasłonięta przez jego włosy.
  - Co tak łazisz w tą i z powrotem? - Odwróciłam się gwałtownie i ujrzałam Julię.
  - Aaa... Tak jakoś.
  - Coś ukrywasz. - Wymierzyła we mnie palcem. - Gadaj!
  - Pójdźmy na spacer, okej?
  - Okej. 
Tak. Zdecydowałam się jej o wszystkim powiedzieć. Ufam jej, jest moją najlepszą przyjaciółką, dlatego wiem, że mnie nie wyda, a to co o mnie pomyśli to już jej indywidualna sprawa. Wiem tylko, że zrobi mi się lżej na duchu. 
        Kiedy dotarłyśmy do parku zajęłyśmy miejsce pod wielkim drzewem. Oparłyśmy się o nie i biorąc głęboki oddech zaczęłam opowiadać przyjaciółce co wydarzyło się wczorajszego wieczoru. Julia nic się nie odzywała tylko patrzyła na mnie z szeroko otwartą buzią. 
  - Całowałaś się ze Stradlinem?! - krzyknęła kiedy skończyłam swoją wypowiedź.
  - Głośniej się kurwa nie da? - Wywróciłam oczami.
  - Wybacz... - Wykrzywiła się w uśmiechu. - No to nieźle... A ty do niego coś ten teges?
  - Czy do niego coś czuję? 
  - No? - Uniosła jedną brew do góry.
  - Nie... Chyba nie.
Blondynka zamyśliła się przez chwilę. 
  - Sądzę, że to była chwila słabości. No wiesz... Ty i Izzy byliście w rozterce, Slash chleje, Berry się gniewa i po prostu, tak jakoś wyszło. Nie przejmuj się. Skoro Izzy powiedział, żebyście o tym zapomnieli to trzeba tak zrobić. I nie martw się, nie pisnę nikomu ani słówka. 
  - Dziękuję. - Uśmiechnęłam się do niej i mocno ją przytuliłam. 











Duff:


        Po długiej kłótni z Axlem na temat spodni mojej matki wreszcie dałem upust swoim nerwom i sięgnąłem po wódkę. Rose poszedł je prać, bo stwierdziłem, że są skażone, a ja rozłożyłem się na kanapie i włączyłem mecz. Swoją drogą nie wiem czemu te dzwony znalazły się w naszej chacie. Jak to mój przyjaciel mówi - WHATEVER. 
  - Nie wiem chuje czy pamiętacie, ale dziś czwartek. A co mamy w czwartki? Koncerty w Troubadour! - zawołał wesoło Steven i zaczął tańczyć walca z tym swoim psem na środku salonu.
  - Ile jeszcze mamy czasu? - spytałem od niechcenia. 
  - Pięć godzin. 
 - To spokojnie... Zdążę jeszcze się nachlać i wytrzeźwieć - stwierdziłem z zadowoleniem i pociągnąłem kolejnego łyka z butelki. - Swoją drogą, coś ty Popcorn taki wesoły? 
  - Bo zgodziliście się zaprosić moją Sarę na sobotnią imprezę! - Podrzucił mopsa w górę i zrobił obrót.  
        Po godzinie do domu wpadły dziewczyny. Dziś miały robić na obiad moje ulubione pierogi! Nawet zaręczyłem, że im będę pomagał, tak więc po dwudziestu minutach zawołały mnie i Stevena do kuchni. Podawały nam okrągłe placki z mięsem w środku, a my zawijaliśmy je w bliżej nieokreślone kształty. Szczerze mówiąc wyszły krzywo, ale mniejsza z tym. 
  - No chłopcy. Możecie ściągać już fartuszki! - zawołała Julie i klasnęła w ręce. Wszystkie pierożki były już bowiem w garnku. Razem ze Stevenem nakryliśmy do stołu i już po chwili wszyscy zajadaliśmy się naszym obiadem. Nawet Hudsona przyciągnął tu wyśmienity zapach. Pomińmy fakt, że jadł na podłodze, bo nie mógł trafić na krzesło. 
        I tak jakoś zleciał nam czas do godziny 19:30. Zaczęliśmy się wszyscy szykować i już po chwili ruszyliśmy do klubu. Na miejscu dziewczyny pobiegły na zaplecze, a my ruszyliśmy do garderoby. Ja to w sumie tylko siedziałem i przyglądałem się wszystkim, bo już w Hell House zdążyłem się naszykować. Izzy prostował sobie właśnie włosy. Slash... Właśnie, gdzie jest Slash? Nieważne. Axl tapirował swoje rude kłaki, a Steven przybierał dziwne pozy przed lustrem, czyli nic nadzwyczajnego. 
A ja dzisiaj zaplanowałem sobie, że poderwę jakąś dupę. Nie chcę przecież stracić formy, co nie? 
Tak! Zaraz po koncercie McKagan rusza na łowy. 











Julia:


        Koncert zaczął się w miarę szybko, bo Gunsi wyszli na scenę tylko z dziesięciominutowym spóźnieniem. 
Niestety mi i Kamili nie dane było stanąć sobie pod sceną i bujać się razem z innymi ludźmi, tylko zapierdalałyśmy od jednego stolika do drugiego, roznosząc wszelaki alkohol. Już po dwóch piosenkach słyszeć można było krzyki i piski napalonych fanek, które rzucały w nich stanikami. Cóż... Chłopcy są pewnie z tego powodu szczęśliwi. A mi nic do tego. 
Na moje szczęście dzięki koncertowi klienci zamiast zamawiać, spoglądali zahipnotyzowani na scenę. Dla mnie to dobrze, bo mogłam sobie przystanąć na chwilę przy jakimś stoliku i trochę pooglądać występ. Akurat byli w trakcie grania My Michelle. Szczerze? Ten kawałek, pomimo pomysłodawczyni, jest zajebisty. Nic dodać, nic ująć.
  - Świat to jednak jest mały, co nie? - Usłyszałam za plecami. Odwróciłam się szybko i zamarłam. Na kanapie wśród kilku kolesi siedział sobie z papierosem w buzi człowiek, którego w życiu bym się tu nie spodziewała.



Chłopak zmierzył mnie wzrokiem, a moje serce mimo wszystko zaczęło bić szybciej. Dostałam jakiegoś paraliżu. Wróciły wszystkie wspomnienia. Zarówno te najlepsze, jak i najgorsze. Nie, to nie mogło dziać się naprawdę. Świat wcale nie jest mały... To tylko jebany żart...
  - Co ty tu robisz? - wydukałam.
 - Ojciec jest szefem ważnej firmy i chce podpisać jakąś umowę z tutejszą... Wylatywał do Ameryki to się zabrałem razem z nim. Lot pierwsza klasa. - Uśmiechnął się triumfalnie. - Jak to dobrze mieć czasem bogatego tatusia...  
Zawsze był kurwa bogaty, więc dlaczego ja musiałam harować jak razem zamieszkaliśmy? Ach no tak. Bo tatuś uznał, że jego synek nie jest samodzielny. Ledwo się powstrzymałam, żeby nie wykrzyczeć mu tego w twarz. A on... A on był jak zwykle w chuj spokojny. - Myślałem, że to plotki z tym twoim wyjazdem, ale widzę, że cię nie doceniłem. Swoją drogą widzę, że sobie jakoś... radzisz. - I znowu ten pierdolony, drwiący uśmieszek. 
  - Jakoś trzeba... Nie wszyscy mają bogatego tatusia - rzuciłam z ironią. 
  - Julie, chodź do... O kurwa. Co ty tu robisz? - Nagle obok mnie stanęła szatynka.
 - Też mi cię miło widzieć Karolina... A nie, wybacz. Kamila. - Sprostował się. - Nie mam pamięci do imion panienek. - Dziewczyna spojrzała na mnie zdezorientowana, a ja tylko wzruszyłam ramionami i z powrotem skierowałam wzrok na niego. Na jego zgrabne rysy twarzy, na jego błękitne oczy i kuszące wargi. Czułam się jak za pierwszym razem kiedy go poznałam. Wszystko zaczęło do mnie wracać. Wszystko. Przypomniałam sobie każdy jego uśmiech skierowany w moją stronę, każdy czuły pocałunek, każdy gest. Ale nie zapomniałam też o jego słowach, które do dziś sprawiały, że czułam się czasem jak gówno.
Tak... To właśnie Adam - manipulant, któremu kiedyś uległam.   



8 komentarzy:

  1. Przezajebisty rozdział!
    I niech w sobotę będzie !!
    Akcja z Elvisem była genialna, wgl cała akcja, jak to ujęła Julie `nic dodać, nic ująć`! Może dodać, to tak, dalszy ciąg akcji! Bo ja już tęsknię za tą historią, a dopiero 2 minuty temu skończyłam czytać..
    Cóż, nie wiem co mogłabym jeszcze napisać..
    Więc...
    Szkoda trochę tego, co się dzieje w związku Camille i Slasha. No i Berry i Izzy'ego szczególnie po tej akcji z całowaniem, ale mam nadzieję, że to faktycznie nic nie znaczy i nie będzie znaczyło.. Niech będzie szczęśliwy z Berry, bo pasują do siebie...
    Zdjęcie Leonarda cudowne, szkoda, że Adam to dupek.. :)

    Yaaay, pierwsza! Tyle wygrać! :D

    P.S. Zmieniłam nazwę jak coś xd
    Tak więc, czekam na nowy! Pozdrowienia ~`See you in hell` /dawniej 'Your-Sweet-Child'

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeeej jak super, najlepsze zakończenie, nie spodziewałam się tego! już nie mogę się doczekac co się wydarzy później ! Suuper ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Postaraj się żeby był w sobotę! ;D
    Zajekurwabisty rozdział! Długi, ciekawy, śmieszny. Czyli wszystko tak jak ma być! ;p
    Axl został Elvisem. HAHAHA napad śmiechu.
    Duff nie może stracić formy i po koncercie wyrusza na polowania! ;'D
    Stevenek jak zawsze radosny i śmieszny.
    Izzy... Izzy. Niech Berry i Izzy znów będą razem, bo to fajna para.
    Szkoda że w związku Slasha i Camille nie dzieje się najlepiej. ;/

    +CZEKAM na następny rozdział z mega niecierpliwością! :)


    OdpowiedzUsuń
  4. Axl jako Elvis...Ty jesteś porąbana xd
    Tylko jak się tak chłopak postarał, to czemu oni nie są razem, ja się pytam? ! Więcej scen z nimi, więcej! XDD
    Izzy z Camille...To było jednorazowe, prawda? Chwila słabości....Mam nadzieję.Steven zaprasza Sarah na pidżama party, if you know what I mean...
    Jest świetnie, zajebiście jest.Ten chłopak Julie...Będzie chciał jej coś zrobić,I tutaj proszę państwa na scenę wkracza....W.Axl Rose! Ratuje ją, no I wiadomo co dalej...
    Także no.Uwielbiam jak piszesz, pozdrawiam, etc <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Co ja Ci mogę powiedzieć ? Że zajebiście ? Przecież to już wiesz, bo pisałam to chyba z 1000 razy :D Musze powtórzyć jeszcze raz :3 Jesteś GENIALNA !
    Axl jako Elvis xD To musiałoby być coś :D
    Izzy i Camille o.o Rozjebałaś mnie tym. Serio. Myślałam, że się zapowietrzę zaraz xD
    Mam nadzieję, że to tak tylko jednorazowo było.
    Julia będzie mieć kłopoty ? Hu hu. Nie mogę się doczekać, tym bardziej że chłopakiem powodującym mętlik w jej głowie jest sam DiCaprio :D
    Matko zapominiałabym o Stevenie. Jak ja go wielbię *o* Mój mały słodki Stevie xD
    Fajnie że Gunsi chcą jakoś go zrozumieć i tą Sahrę poznać.

    KOCHAM CIĘ MOJA RAKIETOWA KRÓLOWO I POZDRAWIAM <3

    ~ Najwierniejsza fanka, Michelle Rose :3

    OdpowiedzUsuń
  6. No cóż rzec innego niż przedmówcy? (Jeju, jakich słów ja używam o.O)! xD
    Nie no ale ogólnie to rozdział jak zwykle świetny, i bardzo, bardzo cię proszę o rozdział w sobotę, wiem, że może nie wyjść, ale ja na prawdę czekam ;))
    Chyba z 3 razy czytałam akcję Julii z Axlem, bo takie to było słodkie że aż coś. Biedny Axl: "Mogę się przytulić?" jejuuuuuu <3 Super :D
    Izzy z Camille - ciekawe co się wydarzy :)
    A Stevenek - słońce nasze radosne, no taki kochany też :D

    Wszyscy w tym rozdziale są tacy kochani <3 Ojej, trochę przesadziłam z tą słodyczą, ale przesyłam tu wszystko co mi "ręce na klawiaturę" przyniosą. A więc jednym słowem jesteś genialna i tyle. I kropka. :D

    Pozdrawiam ciepło. ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. NA WSTĘPIE PRZEPRASZAM, ŻE DOPIERO TERAZ. Przeczytałam w czwartek ale mi komentarz usunęło. Także wyobraź sobie że jest czwartkowy poranek, a ja jadę jebanym autobusem o 8 rano w centrum Krakowa (tzn. w największy korku jaki istnieje), a ty mi tak zajebiście umilasz podróż.
    mnie niestety pan Leonardo nie pociąga (no bo wiesz Depp forewa).
    Czo ten Izzy i Kamila? Czo ten Axl? Czo ten... Adam?! Michelle, Sarah i jeszcze on? Kochana, niby 28. rozdział, a ty ciągle zaskakujesz! Już się nie mogę doczekać co dalej....
    Krótko jakoś, a powinnam ci to opóźnienie jakoś wynagrodzić, ale cóż. Pozdrawiam i liczę na kolejny już jutro!

    OdpowiedzUsuń
  8. Łooo! Zakończenie pierwsza klasa! <3 w sumie jak cały rozdział.

    Czego jak czego, ale pocałunku Kami i Izzyego się nie spodziewałam. Oby się Slash nie dowiedział, bo biedny Stradlin będzie miał serio przesrane. Chociaż w sumie Slash to mógłby nieco dupę ogarnąć i zainteresować się Kamilą bardziej niż butelką Jacka.

    Pojawienie się Adama rozwaliło system! Mimo, że jest nim tutaj DiCaprio, którego kocham całym serduszkiem, to jakoś tego Adama nie trawię! Chuj i tyle. Oby Julka miała na tyle oleju w głowie by nie dać mu kolejnej szansy!

    Axl jako Elvis wygrywa wszystko! XD rozwaliłaś mnie tym! :D
    No i jeszcze tekst Duffa "Co na twojej dupie robią dzwony mojej mamusi?!" XDDD
    Padłam XD

    Jakiś taki bałagan w tym moim komentarzu, wybacz.

    Pozdrawiam cieplutko i lecę do kolejnych rozdziałów ;*

    Lady Stardust <3

    OdpowiedzUsuń