sobota, 26 września 2015

Wake up... time to die! [21]









~Z perspektywy Camille~


  - Potrafisz sobie wyobrazić, że już niedługo wprowadzimy się do naszego nowego domu? - mruknął Saul łapiąc mnie w talii i zaczął delikatnie obcałowywać moją szyję. Uśmiechnęłam się pod nosem.
  - Urządzimy zajebistą parapetówkę, nie? Zaprosimy pełno ludzi. Będzie grill, mnóstwo żarcia, świetna muzyka i... I rzecz jasna litry alkoholu! - rzuciłam z podekscytowaniem i odwróciwszy się do niego przodem zarzuciłam ręce za jego szyję.
Slash pokiwał wymownie brwiami.
  - Moja dziewczyna się rozkręca. - Zaśmiał się.
  - Hej, bez przesady. - Szturchnęłam go. - Zawsze lubiłam dobrą zabawę... - Zagryzłam delikatnie wargę i zrobiłam parę kroków w tył zatrzymując się w końcu na ścianie. Hudson pokręcił z rozbawieniem głową, po czym podszedł do mnie wolnym krokiem i odgarnął mi kosmyk włosów za ucho.
  - Wiesz, że oparłaś się o świeżo pomalowaną ścianę?
Wzruszyłam delikatnie ramionami.
 - Poprawi się - wymamrotałam i wpiłam się w jego miękkie wargi. Slash oddał mój pocałunek i zsunął z moich ramion szelki od ogrodniczek. Zapowiadało się bardzo fajnie, ale...
   - E, seksoholicy!
Oderwaliśmy się od siebie i lekko speszeni zerknęliśmy na piątkę przyjaciół, którzy trzymali w dłoniach pędzle, szpachelki i... Wiertarkę.
 - To gdzie mam wywiercić dziurkę? - Zagadnął z głupawym uśmieszkiem Axl.
  - W swojej dupie - rzucił Hudson.
  - A może w twojej?
 - No już, zamknąć się. Chyba przyszliśmy tu pracować, hm? - Wtrącił Duff.
  - A ty od kiedy taki porządny i pracowity? - Zapytał Rudy unosząc jedną brew do góry i wykrzywił się w złośliwym uśmieszku. McKagan wywrócił oczami. - Swoją drogą... Nie dawałbym mu na waszym miejscu pędzla w łapę. Zaraz walnie wam na ścianie jakiś napis w stylu 'Kocham Kelly' - Palnął drwiąco. 
  - Byłem wtedy schlany, okej? - Prychnął. Spojrzałam pytająco na zawstydzonego blondyna.
  - Wyrwał jakiemuś dzieciakowi spray i zaczął nim bazgrać po murze. Potem zgarnęła go policja i musiał płacić karę. - Wytłumaczył pokrótce Stradlin i zaciągnął się wcześniej odpalonym już papierosem. 
  - Biedaku! - Westchnęłam głośno i przytuliłam go do siebie.
 - Dobra, chętnie bym posłuchał opowieści o tym jak jakaś dupa złamała ci serce, ale tak się składa, że mnie to wali. Bierzemy się do roboty?
Julie walnęła Rudego w tył głowy, a ja posłałam mu karcące spojrzenie. Wokalista uniósł tylko ręce do góry. 
Tak czy inaczej paręnaście minut później każdy znalazł sobie jakieś zajęcie.
   Chłopaki wraz z Julie sami zaproponowali nam pomoc, więc co mieliśmy odmawiać? Każda para rąk się przyda, nie? Tym bardziej, że nie mieliśmy na tyle kasy, aby wszystko zlecić jakiejś ekipie. Malowanie i inne pierdoły wzięliśmy na siebie. Zresztą, fajnie było samemu podłubać przy swoim domku. SWOIM domku. Cholera! Nawet nie wiecie jak się cieszyłam.
  - Macie jakieś piwo? - Zagadnął po krótkim czasie McKagan, będący w trakcie malowania sufitu. W czapce zrobionej z gazety prezentował się wyśmienicie.
  - I coś do jedzenia? - Dorzucił Stradlin. Ten natomiast z ogromną precyzją i dokładnością zajmował się malowaniem futryn. Jego skupiona mina nie dorównywała jednak Adlerowi, który z jęzorem wywalonym na wierzch malował ściany. I był tym wyraźnie zafascynowany.
W odróżnieniu od Axla i Julie, którzy zafascynowani byli jedynie sobą. Blondynka stała na drabinie i od czasu do czasu przejeżdżała po ścianie pędzlem, a Rose uznawszy chyba, że jego dziewczyna może spaść postanowił ją podtrzymywać. Gapiąc się tym samym na jej tyłek. W który ją zresztą od czasu do czasu klepał. Ale lepsze to niż patrzenie jak się kłócą.
  - Zamówię pizze, jakie chcecie? - Zaproponowałam. 
  - Z mięsem!
  - I podwójnym serem.
  - Potrójnym.
  - Się robi. - Zasalutowałam i poszłam wykonać telefon. Saul zajął się natomiast rozdawaniem butelek, w które już wcześniej się rzecz jasna zaopatrzyliśmy. Bo grunt to dobra organizacja pracy.
Udało nam się skombinować nawet jakieś głośniki. O ile fajniej pracowało się przy dźwiękach Black Sabbath i Aerosmith. A jak już jesteśmy przy tych drugich... Szykowała się wspólna trasa! Przed nią zaś chłopaki mieli pokoncertować z Iron Maiden.
Nie gadałam o tym jeszcze ze Slashem, ale liczyłam, że w obie trasy mnie ze sobą zabierze. Głównym powodem, dla którego chciałam z nimi jechać była obawa przed tym, że chłopak znowu zacznie paprać się w gównie noszącym nazwę narkotyki. Druga kwestia? Pieprzone groupies. Tak, tak, co to za związek bez zaufania, bla, bla, bla. Jak koleś jest naprany, a półnaga laska proponuje, że da mu dupy lub possie jego fiuta, to wybaczcie, ale nie ma mowy o pełnym zaufaniu. A niestety nie byłam na tyle wyluzowana, żeby dać mu w tej kwestii całkowitą swobodę. Postanowiłam być jego jedyną groupie.
Z tą myślą wróciłam do pomieszczenia, które niedługo miało stać się moim salonem i wskoczyłam na plecy popijającego teraz piwo Slasha.
  - Zamówiłaś?
  - Mhm. Mówiłam ci już, że w poszarpanych dżinsach i z nagim torsem wyglądasz zajebiście seksowanie? - Wymruczałam do jego ucha.
  - Nie. Ale dobrze wiedzieć, zaoszczędzę na ciuchach. - Zaśmiał się i kiedy zeskoczyłam na ziemię, zostałam momentalnie do niego przyciągnięta.
  - Nie, nie, nie. Najpierw praca, później przyjemności. - Wyswobodziłam się z jego objęć i z wrednym uśmiechem na buzi wręczyłam mu pędzel.
  - Jesteś okropna...
  - Wiem. - Wyszczerzyłam się i poczochrałam go po jego czuprynie. A potem odwróciłam go do tyłu i na zachętę kopnęłam w tyłek.













~Z perspektywy Duffa~

  
     Zdeptałem niedopałek papierosa i ponownie wyciągnąwszy z kieszeni paczkę, podsunąłem ją dziewczynie pod nos. Ta pokiwała jednak przecząco głową i krzyżując ręce na piersiach wbiła we mnie wyczekujące spojrzenie. Ach, no tak. Przecież wziąłem ją na bok, bo chciałem z nią o czymś pogadać. Szkoda tylko, że to nie ja, a ona ma mi raczej coś do powiedzenia.
Odpaliłem nerwowo bodajże siódmego już tego dnia szluga i wkładając go do buzi zacząłem rozglądać się po okolicy. Ładnie tu było. Nie dziwię się, że Hudson chciał postawić dom akurat w tym miejscu. Całkiem czyste powietrze, cisza, spokój. Sąsiedztwo chyba też w miarę fajne.
Kompletne przeciwieństwo Sunset Strip.
Z przemyśleń wyrwało mnie teatralne odchrząknięcie. Odwróciłem głowę w kierunku blondynki i... Czekałem aż coś powie.
Rzecz jasna robiła ze mnie idiotę i udawała, że nie ma pojęcia po co ją tu przyprowadziłem. Świetnie.
  - Powiesz mi w końcu jak to naprawdę było? I co ten skurwiel ci zrobił? - Czyżby moje pytania wywołały u niej zmieszanie? No kto by się spodziewał!
  - Nie wiem o czym mówisz? 
Parsknąłem ironicznym śmiechem.
  - Znam cię. Bardzo dobrze zresztą. Jesteś uparta i stanowcza i na pewno zwykła kłótnia nie zmusiłaby cię do żadnego wyjazdu. O ile to w ogóle był wyjazd. A może... - Przybrałem minę myśliciela. - Ucieczka?
Julie postukała się palcem po czole. Niestety, skarbie. Twoje aktorskie umiejętności na mnie nie działają. Ja po prostu wiem, że wydarzyło się coś złego. I chcę do cholery wiedzieć co. - Bajki możesz wciskać komuś innemu. Ja nie uwierzę w jakiś odpoczynek od kłótliwego związku czy jak ty to tam nazwałaś. I to poza miastem tak? Błagam cię... - Prychnąłem wywracając przy tym oczami.
  - Masz rację. Nie byłam poza miastem. Zatrzymałam się u koleżanki, Sherlocku - rzuciła z sarkazmem. 
  - A czemu nie przyszłaś do nas? Po co skłamałaś? - Drążyłem dalej.
 - Bo... - Chwila zawahania. - Nie chciałam wam się żalić, okej? Poza tym naprawdę chciałam od niego odpocząć, a chyba w Hell House znalazł by mnie z łatwością, nie?
  - Wiedziałem. Wiedziałem!
  - Co wiedziałeś? - Wydukała z lekkim przestrachem.
  - Uciekłaś od niego. Bałaś się.
  - Nonsens.
  - Tak? To niby dlaczego nie chciałaś żeby cię znalazł?
 - No bo... No bo... Bo nie! Wkurwił mnie i nie chciałam go oglądać, okej? - Naburmuszyła się niczym mała dziewczynka. Poniekąd chyba nią była. Naiwną, głupią dziewczynką.
  - Zapytam jeszcze raz. Co on ci zrobił?
  - Zwyzywał mnie. Norma. - Wzruszyła obojętnie ramionami. - Mogę już iść, tato?
  - Jestem twoim przyjacielem, okej? Moim obowiązkiem jest się o ciebie troszczyć.
  - To bardzo miłe z twojej strony Duff, ale nie ma takiej potrzeby, bo nic wielkiego się do cholery nie stało! Zwykła kłótnia!
Zdenerwowana już miała odwrócić się na pięcie i poleźć z powrotem do środka, ale kiedy rzuciłem do niej, żeby nałożyła sobie więcej pudru na twarz, bo widać jej siniaki, zatrzymała się jednak gwałtownie i stanęła jak słup soli.
  - Ja...
 - Spadłaś ze schodów? Czy może zderzyłaś się z drzwiami? A może twój chłopak jest agresywnym popaprańcem i cię pobił? No jak, którą wersję przyjmiemy? - Uśmiechnąłem się do niej sztucznie. Dziewczyna chciała najwyraźniej coś powiedzieć, ale jej drżąca szczęka jej na to nie pozwoliła. - Zapierdolę go! - Krzyknąłem po dłuższej chwili ciszy i zacisnąwszy pięści ruszyłem w wiadomym kierunku.
  - Nie! Proszę! Duff, błagam!
Chwyciła mnie z całej siły za rękaw i próbowała zatrzymać. Zerknąłem na nią spod zmarszczonych brwi.
 - Teraz między nami jest już dobrze. On mi tego więcej nie zrobi. Naprawdę... Obiecał mi i... I ja mu wierzę.
  - Nie. Nie wierzysz, Julie. I ja też nie. To jest Axl! Zrobił to raz, zrobi kolejny.
  - Nie! Nieprawda. On się zmienił...
  - Brzmisz żałośnie. - Przerwałem jej. Już chciałem zostawić ją tu samą i pójść wreszcie wpieprzyć temu rudemu skurwysynowi, ale mała wybuchła nagle głośnym płaczem. Przetarłem twarz dłonią.
Ja pierdolę.
  - Ej... Maleńka... Nie płacz no... - Podszedłem do niej i objąłem jej dygoczące ciało. Nie dałbym rady zrobić jej teraz na przekór, więc moje plany poszły się jebać. 
  - N..nikt nie może się dowiedzieć, okej? Proszę.
 - Ale dlaczego? Po co ty go bronisz? - Westchnąłem kompletnie nie rozumiejąc jej postępowania. Jak można być z facetem, który podnosi na kobietę rękę? To przecież nie facet, tylko jakaś jebana kanalia. Totalne dno! W dodatku go kryła! 
  - Ja go kocham... I wiem, że nie zrobił tego specjalnie. Nie był sobą... Wpadł w furię i... Stało się. - Wyszlochała ledwie zrozumiale.
  - Zarówno ty, jak i ja, doskonale wiemy, że on w furię wpadnie jeszcze nie raz. Nie możesz się narażać, rozumiesz? On nie jest ciebie wart. Zasługujesz na kogoś lepszego. - Wytłumaczyłem jej, głaszcząc ją przy tym po policzku.
  - Chcę mu dać jeszcze jedną szansę - mruknęła. I co ja miałem teraz do cholery niby zrobić? 
Zdałem sobie sprawę, że mam jebanego pecha do dziewczyn. Mogłem dać im wszystko (no dobra, przesadziłem, obecnie byłem spłukany), ale nie, one zawsze wolały kogoś innego. Nie wiem jakim człowiekiem był mój konkurent ze strony Kelly, ale akurat TEGO konkurenta doskonale znałem i wiedziałem, że byłbym dla niej milion razy lepszy. Nigdy w życiu nie odważyłbym się jej przywalić. Ba. Nigdy w życiu bym jej nie zwyzywał. A podejrzewam, że Rose w słowach sobie nie szczędził. Moja ochota zmasakrowania mu twarzy ponownie wzrosła. Ale przecież nie mogłem, bo... Bo ona go kocha! Trzymajcie mnie kurwa.
 - Dlaczego mam wrażenie, że popełniasz straszny błąd? - Wymamrotałem przytulając ją do swojej klatki. Dziewczyna pociągnęła nosem.
  - Nie spróbuję, to się nie przekonam, prawda? 
 - Powiedz mi... Ile razy się na nim zawiodłaś, co? I gwarantuję ci, że zawiedziesz się jeszcze nieraz.
 - Cholera, Duff! - Nagle odepchnęła mnie mocno i obdarzyła zdenerwowanym spojrzeniem. Eee? - To chyba twój przyjaciel, nie?
 - No tak. I dlatego wiem jaki jest. Jaki potrafi być. Nie będę go usprawiedliwiał, okej? - Warknąłem.
 - To może przynajmniej okaż mu trochę zrozumienia! - Odparła z pretensjami w głosie. Złapałem się za głowę.
  - Faktycznie! Miał prawo się wkurwić i ci przyjebać! Jak ja mogę tego nie rozumieć?!
Jej policzka przybrały czerwony kolor. Słusznie.
 - Ty siebie słyszysz dziewczyno? Bredzisz jak najebana! Nie poznaję cię. Myślałem, że w takiej sytuacji nie będzie mowy o żadnym wybaczaniu. Walniesz go w mordę, spakujesz się i od niego odejdziesz. Bo to by zrobiła moja przyjaciółka, którą znam! - Wydarłem się wbijając palec w jej ramię.
  - Spierdalaj...
  - Słucham? - No chyba się przesłyszałem. Bez jaj.
  - Spierdalaj, okej? To moje życie! Zrobię co będę chciała!
 - Tak? To świetnie. Przypomnę sobie twoje słowa jak przyjdziesz do mnie zapłakana, bo ci kolejny raz wpierdoli. - Zaśmiałem się szyderczo i sięgnąwszy po ósmą już fajkę ruszyłem z powrotem do środka.
  - Co was tak długo nie było? - Zapytał na wstępie Axl spoglądając na mnie z zaciekawieniem. Kurwa, żebyś ty wiedział jaką mam ochotę ci przyjebać.
  - Nie twój jebany interes - wycedziłem przez zęby. I tak się musiałem nieźle powstrzymywać żeby nie powiedzieć mu więcej. Rose naturalnie przybrał kolor dojrzałego buraka.
  - No chyba jednak mój! Co żeście tam kurwa robili?!
 - Uważaj, bo ci zaraz portki w szwach pękną. - Uśmiechnąłem się życzliwie. Rudy już miał rzucić się na mnie z pięściami, ale Slash z Izzym chwycili go w ostatniej chwili za fraki i odepchnęli do tyłu.
  - Spokój! Nie chcę tu żadnej pieprzonej demolki - burknął Saul. W tym samym momencie do pomieszczenia wpadła Julie i omiótłszy wszystkich spojrzeniem spytała co tu się dzieje.
  - Nic. Drobna wymiana zdań - odpowiedziałem zerkając znacząco na jej faceta-buraka.
  - Pytałem go czemu was tak długo nie było - wysyczał.
  - Jezu, Rose, skończ wreszcie! Na pewno jebali się w krzakach! Gadasz jak pierdolnięty. - Wtrąciła, zresztą słusznie, Camille i wywróciła teatralnie oczami. - A teraz albo zabieramy się z powrotem za malowanie albo proszę stąd spadać. Nie chcę tu żadnych kłótni. Chociaż twoja obecność. - Tu zerknęła na Axla. - I tak była chyba od początku zbyteczna... - Dodała nieco ciszej, na co Rose wytrzeszczył oczy. Wyglądał jakby ktoś włożył mu kij w dupę.
  - O czym ty kurwa mówisz?
  - No o czym? Przyszedłeś tu i praktycznie poza darciem mordy nic nie robisz. A nie, wybacz. Wywierciłeś jedną dziurę, tylko w złym miejscu i przejechałeś parę razy pędzlem, niestety nie tą farbą o którą prosiłam. Pomoc pierwsza klasa.
Kocham tą dziewczynę!
  - Pierdolcie się wszyscy. - Kiepska obrona, panie Rose. Na nic więcej pana nie stać? Zaśmiałem się pod nosem. - A ty? Z czego rżysz?
  - Z ciebie, a z kogo niby? - Rzuciłem patrząc na niego z rozbawieniem. Coś czułem, że zaraz mi przyłoży, ale nie zdążył, bo Julie chwyciła go za rękę, przeprosiła za niego całe towarzystwo i pociągnęła go do wyjścia. A potem wsiedli do samochodu i odjechali z piskiem opon.
Szczęścia misie!











~Z perspektywy Axla~




  - Czy ty zawsze... - Zaczęła, ale kiedy na nią spojrzałem zamilkła i machnęła ze zrezygnowaniem ręką.
  - Co zawsze? - Rzuciłem chłodno.
 - Musisz psuć miłą atmosferę? - Dokończyła przyciszonym głosem i zerknąwszy na mnie przelotnie odwróciła się w stronę szyby.
 - Ja zepsułem? Ja? Przyszedłem tam do cholery żeby im pomóc, a ci zamiast to docenić woleli po mnie jechać! Pierdolę ich w takim razie.
 - Oni po prostu zwrócili ci uwagę, przecież to nic złego.
 - A ja im za tą uwagę podziękowałem, okej?! - Warknąłem i zjechawszy na pobocze zatrzymałem wóz. Blondynka zmarszczyła delikatnie swoje brwi i wbiła we mnie zdziwiony wzrok.
 - Co, idziesz w ich ślady? Też masz zamiar się mnie czepiać? Nie odpowiada ci moje zachowanie? Może masz mnie dość, hm? Bo jak tak, to wypierdalaj stąd i wracaj na nogach! - Krzyknąłem. Dziewczyna podciągnęła kolana pod brodę i spuściła wzrok na dół. Kontynuowałem swoją wiązankę przekleństw żywo przy tym gestykulując, ale w momencie gdy zobaczyłem jej załzawione oczy przestałem się wydzierać i złapałem się za swój głupi łeb. - Ja pierdolę, przepraszam. Znowu mnie kurwa poniosło. Przepraszam... - wymamrotałem i przytuliwszy ją do siebie, cmoknąłem w czoło. Julie była ewidentnie wystraszona i nawet nie próbowała mi się wyrwać. Przekląłem na siebie w myślach. Świetnie ci idzie ta twoja przemiana, Rose. Wręcz zajebiście. - Idiota ze mnie.
Ująłem jej twarz w dłonie i uniosłem ku górze tak, żeby na mnie spojrzała. Posłałem jej delikatny uśmiech, który po jakimś czasie w końcu odwzajemniła. Nie muszę chyba wspominać, że sporo słabiej.
Musiałem coś natychmiast wymyślić, bo czułem, że w przeciwnym razie stracę ją z powrotem. Ile można kogoś ranić, nie?
  - Wiesz co? Mam pomysł. Musimy tylko podjechać w jedno miejsce - mruknąłem i odpaliłem samochód. Blondynka o nic nie pytając podgłosiła jedynie radio, w którym leciała akurat jakaś ballada. Mała oparła głowę o moje ramię, a ja od razu objąłem ją jedną ręką. I odetchnąłem z ulgą, widząc że sytuacja nie jest znowu taka najgorsza.
     Jakieś pół godziny później znaleźliśmy się na miejscu. Zaparkowałem pod jedną z obskurnych kamienic i powiedziałem dziewczynie, żeby zaczekała w samochodzie. O dziwo nie protestowała. W sumie kto chciałby szlajać się po takiej zapchlonej dzielnicy. Ekhm.
Wszedłem do wyżej wspomnianej meliny i dość szybko załatwiłem to, co miałem załatwić. Mój stary znajomy próbował się co prawda wdać ze mną w pogawędkę, ale jego nędzne życie latało mi koło chuja. Zapłaciłem, wziąłem co moje i wróciłem do samochodu, a następnie wrzuciłem zakupy do schowka. Blondynka nie omieszkała jednak sprawdzić co znajduje się w owej papierowej torbie i wyciągnęła ją z powrotem.
  - Planujesz wspólne samobójstwo? - Zaśmiała się nerwowo grzebiąc w środku. - Przecież tego starczyłoby na dwa, trzy tygodnie! - Dodała z pewnego rodzaju ekscytacją. Tak to przynajmniej zabrzmiało.
  - Otóż to.
Momentalnie przybrała wystraszony wyraz twarzy. Wywróciłem oczami.
  - Mówię o tym, że starczy nam tego na dwa, trzy tygodnie. Możemy się na ten czas, że tak powiem... Odciąć od świata - powiedziałem unosząc jeden kącik ust do góry i położyłem dłoń na jej kolanie.
  - W jakim celu? - Spytała wyraźnie zaciekawiona.
  - Obecnie mam wszystkich i wszystkiego dość. Chcę zaszyć się na jakiś czas w swoim mieszkaniu, nikomu nie otwierać, nie odbierać żadnych telefonów, walić herę najlepszej klasy, słuchać Zeppelinów i kochać się z moją dziewczyną. Przez cały czas. - Swoją wypowiedź zakończyłem namiętną wymianą śliny.
  - Jesteś pojebany - wymamrotała ładując mi się na kolana i siadając na mnie okrakiem.
  - Ale piszesz się na to? - Postanowiłem się upewnić. Przytaknęła głową. - To chyba oboje mamy nierówno pod sufitem, hm?
  - A myślisz, że jakbym była w zupełności normalna to jeszcze bym z tobą była? - Odpowiedziała pytaniem na pytanie. Wsunąłem dłonie pod jej, a właściwie to moją, flanelową koszulę i opuszkami palców zacząłem zataczać kółeczka na jej plecach.
- Masz rację, skarbie. Jesteś kompletną wariatką. - Zaśmiałem się, mimo to nieco sztucznie. Doszedłem do wniosku, że mam dużo pieprzonego szczęścia, że ze mną wytrzymywała i jednak nie odeszła.
Przyciągnąłem ją bliżej siebie i wtuliłem się w nią niczym dzieciak w swoją mamę.
  - Hej, co jest? - Mruknęła głaszcząc mnie po włosach.
 - Nic. Po prostu... - Odchrząknąłem. - Cieszę się, że cię mam - rzuciłem lekko zawstydzony. Brzmiałem kurwa jak pizda, ale cholera, naprawdę się cieszyłem. Julie przybrała rozczuloną minę.
  - Lubię cię takiego czułego, wiesz? - Odparła z ciepłym uśmiechem. - Ale to nie zmienia faktu, że... - Tu nachyliła się nad moim uchem i wyszeptała do niego coś bardzo, ale to bardzo sprośnego. Moja krew, chciałoby się rzec... Tak czy inaczej znajdowaliśmy się w pozycji, której nie można było zmarnować, racja.
 - Ale że tak... Na przednim siedzeniu? - Upewniłem się. Przyciemnianych szyb jeszcze nie posiadałem. Skinęła głową. - Niegrzeczna z ciebie dziewczynka. - Posłałem jej łobuzerski uśmieszek. Tak. TEN zajebiście łobuzerski uśmieszek, któremu nie mogła oprzeć się jeszcze żadna laska.
  - Skończ wreszcie pierdolić i... Właściwie to zacznij. - Westchnęła, co miało chyba manifestować jej zniecierpliwienie i chwilę potem wzięła się za odpinanie mojego paska.
  - No, no, ktoś tu jest nieźle napalony.
Z rozbawieniem obserwowałem jak mała nerwowo się z nim siłuje. W każdym razie mama nauczyła mnie, aby pomagać ludziom w potrzebie, toteż pomogłem.
Jak najlepiej tylko potrafiłem.










~*~

Dwa tygodnie.
Tyle czasu musicie mi chyba dawać na wrzucanie nowych rozdziałów. Całkiem dobry czas według mnie.
Tym bardziej, że czuję się totalnie wypalona.
Nie powiem, że wyrosłam z Gunsów, bo to nie tak.
Nadal ich uwielbiam i uwielbiać będę raczej zawsze.
Wyrosłam chyba jedynie z pisania opowiadań ff. Z jednej strony wydają mi się one takie zabawne i bezsensowne, ale kurde, lubiłam i nadal lubię je czytać. Ba, jest mi przykro, że tyle blogerek skończyło swoją działalność. Wiadomo, też w niedalekiej przyszłości się z tym pożegnam, ale postanowiłam być oryginalna i doprowadzić opowiadanie do końca. Spokojnie, nie będę z tego względu niczego przyśpieszać, skracać.
Trzymam się swojego planu i nie mam zamiaru rezygnować z żadnych wątków, o tak, żeby poszło mi szybciej.
Pamiętam, że zawsze dobijało mnie to, że moje ulubione opowiadania zostawały przerywane, więc... No. Nie zamierzam tego robić.
Tylko zostawiajcie po sobie komentarze, hm?
Chcę wiedzieć, że kogoś te wypociny jeszcze interesują.
Oczywiście tym co komentują jestem ogromnie wdzięczna :)

Buzi!



15 komentarzy:

  1. Pozytywnie zaskoczyłaś mnie prędkością, z jaką dodałaś nowy rozdział i jego treścią :-D
    Mam tylko nadzieję, że kiedy wszyscy sobie poznajdują domy i będą mieć bardziej "swoje" życie nie rozpierdoli się ten brudny, rokendrolowy klimat, który tak u ciebie uwielbiam❤️ I co jeszcze chciałam napisać w moim nędznym komentarzu? A, tak:
    1. Nie mogę się doczekać trasy z Aerosmith
    2. Julia&Axl jak zwykle wszystko doskonale rozegrane
    3. Mam nadzieję, że nie tylko doprowadzisz to opowiadanie do końca, ale też że pisanie zacznie ci sprawiać więcej radości

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ekhem, zapomniałam się podpisać ~~ psychopatka Maja

      Usuń
  2. Zajebiście, że nowy rozdział! Bardzo się cieszę, że między Hudsonami jest już dobrze. Do tego przeprowadzają się do nowego domu. Cieszy mnie to :) W końcu Hudson się ogarnąć, choć nie dziwię się, że Cam ma swoje obawy przed trasą, bo była by to dla niego dobra okazja by wrócić do starych nawyków. Co do Julie to nadal mi jest jej szkoda, bo została bardzo skrzywdzona, ale zachowanie Duffa jest trochę...Kurde nie wiem jak to ująć. Okej. Ona też nie zachowała się trochę fair, ale ona chce zrozumieć Rose'a i to jest okej. Chociaż i tak Duff powinien mieć prawo mu wpierdolić, bo zachował się jak ostatni debil, ale...no wciąż mam jakieś ale...Tylko już sama nie wiem jakie haha. Rose znowu wpadł w swój szał, ale to nie ona mu to uświadomiła- on sam w pewnym momencie powiedział sobie stop, co jest chyba dobrym początkiem to zmian. Zobaczymy... Co do tego co napisałaś pod rozdziałem już ci co nieco napisałam prywatnie, ale pamiętaj- cizia McKagan czeka hahah.
    Już czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju, Twoje ff jest moim ulubionym opowiadaniem! Jest pisane takim luźnym językiem, czego Ci mega zazdroszczę! Sama kiedyś próbowałam napisać fanfiction, ale nie czuję się w nim swobodnie, więc Twoje doceniam dwa razy bardziej!
    Rodział spodobał mi się bardzo. Świetnie rozegrałaś wymianę zdań Julii z Duffem, a także Julki z Axlem. Fajnie, że zaczyna zauważać, że trochę przesadza. Ja od początku byłam za nimi haha. Swoją drogą, rozumiem Duffa, ale przesadził trochę. Musi zrozumieć, że Julka kocha Rudego i mam nadzieję, że będzie przy niej mimo wszystko! Cam i Saul są super uroczy! Czuję, że trasa z Aerosmith będzie super, a już na pewno w Twoim wykonaniu!
    Fajne jest też to, że doprowadzisz mimo wszystko swoje opowiadanie do końca i jest to też oznaką szacunku do czytelników, za co wielkie brawa! Nie mam pojęcia jak chcesz je zakończyć i ile to potrwa (OBY JAK NAJDŁUŻEJ!) co napawa mnie ekscytacją, czy coś haha. Nie mogę się doczekać kolejnych wpisów!
    Pozdrawiam i weny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jest na prawdę swietny 😍 trochę mnie martwi wizja końca tego bloga ale wszystko się kiedyś konczy. Pozdrowionka i pisz jak najdłużej 💖

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo bardzo dobry rozdział i jaki długi ^-^
    Stało się to na co tak długo czekałam, Duff dowiedział się o wszystkim i nie mogę się tym nacieszyć :D
    Mam nadzieję, że będziesz pisała jak najdłużej, bo nie wyobrażam sobie końca tego, a tymczasem pozdrawionka i weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo bardzo dobry rozdział i jaki długi ^-^
    Stało się to na co tak długo czekałam, Duff dowiedział się o wszystkim i nie mogę się tym nacieszyć :D
    Mam nadzieję, że będziesz pisała jak najdłużej, bo nie wyobrażam sobie końca tego, a tymczasem pozdrawionka i weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam pojęcia dlaczego opublikowało się dwa razy, sorki xd

      Usuń
    2. luz blues xD
      dzięki za komentarz!

      Usuń
  7. Oczywiście, że interesują!
    Cieszę się bardzo, że chcesz dokończyć to opowiadanie, bo inaczej byłoby to jak przeczytanie ksiażki do połowy, czyli jak dla mnie bezsensu. Kurde no Duff taki słodziak, szkoda mi go ;-; a Julie i Axl troszkę mnie już irytują. Julie z postaci, którą lubiłam najbardziej stała się jedną z tych, które mnie mega wkurwiają... Duff miał rację mówiąc jej, że się zmieniła. Kurde, ale z drugiej strony chcę wiedzieć co będzie z nią dalej... Ogólnie to rozdział genialny
    Życzę duuuuużo weny i żebyś nam dokończyła tą historię :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Brawo kochana!
    Jestem wile zaskoczona tym jak szybko dodałaś rozdział (: Tak trzymaj!

    Sam w sobie, zajebisty jak zawsze :3

    Ehhh kill me, nie mam teraz weny na długi i kreatywny komentarz więc muszę zakończyć na tym zdaniu... :C

    Czekam na następny ;D :*
    /Wild

    OdpowiedzUsuń
  9. Fajny rozdział, czekam na nowy! :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. nie kończ tego błagam w ciągu około miesiąca przeczytałam całe welcome to the sunset strip i wake up... time to die więc wkurzyłabym się gdybyś teraz przestała to pisać więc prosze cię pisz jak najdłużej

    OdpowiedzUsuń
  11. Pisz, pisz, pisz i jeszcze raz pisz !!!!!!
    Swietne opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Przeczytałam wszystko ^^ całe "Welcome to the Sunset Strip" i "Wake up... Time to die". Nie przestawaj pisać, bo jesteś świetna <3

    OdpowiedzUsuń