niedziela, 13 września 2015

Wake up... time to die! [20]



  


~Z perspektywy Julie~



   Nigdzie nie poleciałam. Podjęłam decyzję, że zostaję. 
I wystarczył jeden dzień od wylotu Patti, żebym zaczęła tego żałować. Zostałam sama. To znaczy nie sama. Z kotką. Która cały czas na mnie syczała, rzucała się do mnie z pazurami i zostawiała wszędzie pełno jebanej sierści.
Czy zadzwoniłam do Camille? Tu was zaskoczę. Tak, zrobiłam to. Nie rozmawiałyśmy jednak długo. Pokrótce wyjaśniłam jej, że za często się ostatnio kłóciłam z Rudym i muszę nieco od niego odpocząć. Chciała się ze mną spotkać, ale wcisnęłam jej kit, że jestem poza miastem. Zatrzymałam się w jakimś hoteliku i cieszę się spokojem.
Chyba uwierzyła.
Z trudem udawałam, że wszystko jest okej. Ba, najchętniej rzuciłabym jej się na szyję i wypłakała w ramię. Tylko że miałam cudowne limo pod okiem, siny policzek i... W niefortunny wypadek już by raczej nie uwierzyła. A ja naprawdę nie miałam ochoty się przyznawać do tego, że mnie sprał.
      Stanęłam przy oknie i trzymając w dłoniach kubek z kawą zaczęłam zerkać w szybę. Nie wychodziłam na zewnątrz od dobrych dwóch tygodni. Wróć. Byłam ze dwa razy w sklepie, który znajdował się tuż za rogiem. Blondynka przebywała w Nowym Jorku już pięć dni, więc lodówka miała prawo zrobić się do tego czasu nieco pusta i na zakupy chcąc nie chcąc musiałam się wybrać. Choćby po zupki w proszku, bo były najtańsze. Stinson co prawda zostawiła mi dość sporo kasy (za co byłam jej ogromnie wdzięczna, ale chyba nie muszę dodawać, że było mi przy tym okropnie wstyd), jednak zamierzałam wydawać jak najmniej. Pracy w końcu jeszcze żadnej nie miałam. I żeby nie było! Chodziłam wcześniej po różnych sklepach, knajpach, próbowałam się zatrudnić gdziekolwiek. Nic z tego. Miałam jebanego pecha. Nie byłam chyba jeszcze tylko w klubach go go. Choć znając życie tam również nie byłoby dla mnie miejsca.
Tak czy siak zamierzałam wrócić do poszukiwań następnego dnia. Dzisiaj musiałam zrobić co innego. Mianowicie wziąć swoje rzeczy z wiadomego miejsca. Na samą myśl o tym uginały się pode mną nogi. Gdy Stinson była jeszcze w LA proponowała mi, że przejdzie się tam ze mną, ale... Nie byłam na to jeszcze gotowa.
Wzięłam ostatni łyk z kubka i odkładając go do zlewu poszłam szykować się do wyjścia.
   Kiedy stanęłam pod drzwiami naszego mieszkania poczułam jak odpływa ze mnie cała odwaga. A przecież to nie tak miało być! Chciałam powitać go morderczym spojrzeniem, wymienić z nim parę oziębłych zdań, wziąć swoje rzeczy, a na koniec pożegnać go środkowym palcem.
Tak, taki był scenariusz. Układałam go w głowie dość długo i byłam pewna, że nie będę miała potrzeby go zmieniać. Aż do momentu gdy nie stanął przede mną zaniedbany i widocznie czymś przybity człowiek. Przez moje plecy momentalnie przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
  - Przyszłam po rzeczy - mruknęłam przechodząc obok niego i ruszyłam do sypialni.
Starałam się nie zwracać uwagi na przeogromny bałagan, w którym szczególnie rzucały się w oczy puste butelki po różnych trunkach. Jak najszybciej chwyciłam za walizkę i zaczęłam pakować do niej swoje ciuchy.
  - Wyprowadzasz się? - Wychrypiał stając w progu.
 - A nie widzisz? - Spytałam odwróciwszy się do niego i posłałam mu ironiczny uśmiech. Niestety wcale nie przyszedł mi on z łatwością, jak to przecież zwykle bywało.
  - Widzę - odparł smętnie i przetarł dłonią swoją twarz.
Cholera. Dlaczego się tak zachowujesz? Nie możesz krzyczeć jak to masz w zwyczaju? No dalej! Kłótnie wychodzą nam dużo lepiej. Chcę kłótni! Chcę się rozstać w chamski sposób. Tak będzie mi do chuja łatwiej, ugh. Dalej, Rose. Walnij jakimś tekstem, dzięki któremu będę wiedzieć, że tak naprawdę nigdy nie powinniśmy być razem.
 - Nie chciałem doprowadzić do takiej sytuacji - wymamrotał spuszczając wzrok na podłogę.
  - Nie wyszło ci.
 - Wiele rzeczy mi w życiu nie wyszło, ale nie chciałbym żeby do tego zaliczał się nasz związek. Mała, nie odchodź... Przepraszam.
Przełknęłam głośno ślinę. Na litość boską, on wykazuje skruchę? Cudownie.
  - Ja... A wiesz co? Spierdalaj. Wróć tu za jebaną godzinę, bo tyle powinno mi starczyć. Nie mam ochoty na przebywanie z twoją osobą w jednym pokoju, patrzenie na twoją nieogoloną gębę i słuchanie twoich gówno wartych przeprosin! Jeb się.
No. Od razu mi lepiej.
Albo i nie?
   W każdym razie Rudy posłusznie się stąd ewakuował i mogłam w spokoju dokończyć pakowanie. Pomińmy fakt, że cały czas pociągałam nosem i chlipałam jak głupia nastolatka.
Mimo że nie wyleciałam do Nowego Jorku, to i tak czekała mnie zmiana, jakiś nowy etap w życiu. A ja w gruncie rzeczy nie lubiłam zmian. W końcu przez nie wszystko zaczęło się jebać. Dawniej, jak jeszcze wszyscy klepaliśmy słodką biedę w Hell House, było zupełnie inaczej. Jasne, narzekałam, marudziłam, ale z biegiem czasu zrozumiałam, że był to pewnie mój... nasz najlepszy okres. Dobra zabawa, beztroskie życie. Nawet nie było się o co zbytnio kłócić. Może wtedy byliśmy jeszcze dzieciakami? Wprawdzie dwudziestoletnimi, ale jakie to ma znaczenie? A może my nadal jesteśmy dzieciakami i zwyczajnie nie możemy odnaleźć się w tej sytuacji? Osobne mieszkanie, jakieś tam obowiązki. Zaleciało poważnym związkiem. Jak na ironię im mocniejsze stawały się nasze relacje, tym robiło się coraz gorzej. Kłótnie, bójki, pewnie jakieś zdrady. Co jest grane? Przerosło nas to "inne" życie? Oczywiście inne dla nas. Normalnym ludziom jakoś nie przychodziło ono z trudem.
    W pewnej chwili nie wytrzymałam i siadając w kącie zaczęłam beczeć. Nie miałam ochoty wracać do mieszkania Patti i spędzić tam w samotności nie wiadomo ile czasu! Co prawda planowałam znaleźć sobie pracę, zacząć wreszcie zarabiać i... Udowodnić wszystkim, a w szczególności jemu, że sama też sobie świetnie dam radę. Tylko słowo 'sama' budziło we mnie zarówno strach, jak i rozpacz.
Koniec! Czas wziąć się w garść. Dam sobie radę i chuj. Osiągam każdy wyznaczony sobie cel, tak? No tak. To teraz też się musi udać!
Wstałam gwałtownie z podłogi, przetarłam mokre od łez policzki i ruszyłam do łazienki spakować tym razem kosmetyczkę. Automatycznie spojrzałam na pustą ścianę, gdzie wcześniej znajdowało się lustro. Obecnie leżało w kawałkach na podłodze. Zaczęłam przypominać sobie tamtą chorą sytuację.
Właśnie. CHORĄ.
Logiczne, że muszę się stąd wynieść! Hej, tu nie ma miejsca na jakieś wspominki. Kończę to i tyle. Innego wyjścia nie ma!
Podminowana zaczęłam ciskać do kosmetyczki wszystkie swoje kosmetyki. A dużo ich nie było, bo ostatnio ktoś mi je rozpierdolił.
Okej! Zrobiłam to samo z jego rzeczami, ale... Ale miałam prawo się wkurwić, tak? No tak.
Zaraz. Wychodzi na to, że on też miał prawo się zdenerwować. Każdy ma takie prawo...
W przypływie złości ludzie robią różne głupie rzeczy, nie?
Przykucnęłam ponownie obok rozbitego szkła.
I zaczęłam filozofować.
Co było chyba w tym momencie najgłupszy z możliwych pomysłów.
Trzeba było zająć myśli czym innym. Poleciałam po zmiotkę i zaczęłam sprzątać te pieprzone odłamki. Później chwyciłam za worek na śmieci i zaczęłam je do niego ładować. Oczywiście nie obyło się bez skaleczenia.
  - Kurwa! - Jęknęłam i chwilę potem wybuchłam szlochem. Już nawet nie chodziło o tą krwawiącą dłoń. Przerosła mnie beznadziejność sytuacji!
     Kolejna godzina spędzona w tym mieszkaniu wyglądała jak wycinek z kiepskiego dramaciku. A to sprzątałam, a to płakałam, w międzyczasie zabierałam się po raz enty za pakowanie. Och, leżałam jeszcze na łóżku i wgapiałam się w sufit. Taaak, bez tego przecież nie mogło się obejść.
Nie zmienia to jednak faktu, że po tej dziwacznej godzinie byłam już gotowa do wyjścia. To znaczy... Może nie tak w pełni psychicznie. Ale fizycznie jak najbardziej.
      Kiedy miałam już chwytać za walizkę i stąd wychodzić usłyszałam straszny łomot. Wyjrzałam do przedpokoju i z lekkim niepokojem skierowałam swój wzrok na drzwi, o które ktoś chyba się obijał. Podeszłam w końcu bliżej i wyciągnęłam rękę ku klamce, ale kto inny zdążył ją nacisnąć i... Wtoczyć się do środka.
  - Jezu, co ci się stało? - Spytałam zauważając poobijaną twarz Axla. Szybko podeszłam do zalanego w trupa chłopaka i zaczęłam go przytrzymywać.
 - Kazałem sobie przyjebać - wybełkotał starając się zachować równowagę. Nie szło mu to ani trochę.
  - To bardzo mądrze. A można spytać dlaczego?
 - Bo mi się należało. Właściwie to ty powinnaś mnie uderzyć. Tak z całej siły. Jak ja wtedy ciebie. Mówię poważnie. Przypierdol mi.
Kazał oszpecić sobie twarz w imię miłości? To takie... idiotyczne.
  - Jesteś pijany. - Przytaknął. - I pojebany. - Przytaknął ponownie.
 - Wiem. Tylko ostatni pojeb może kogoś tak skrzywdzić - wydukał i przechylił się na moją stronę przez co oboje polecieliśmy na ścianę. - Ups. Prze.. przepraszam.
Wywróciłam oczami i ściskając go mocniej w pasie zaczęłam kierować się z nim na kanapę. Szło nam to bardzo nieudolnie i koniec końców wylądowaliśmy na podłodze. Ekhm. Ja wylądowałam na podłodze. On na mojej podirytowanej osobie.
  - Nie mam siły wstać... - wybąkał ledwie zrozumiale.
  - A ja nie mam siły cię podnieść.
  - A masz siłę, żeby ze mną zostać? - Zerknął na mnie z miną zbitego psa. Właściwie zbity to on był.
 - No chyba widzisz, że nie. - Westchnęłam i odgarnęłam mu z twarzy kosmyk włosów. Trwaliśmy tak chwilę w zupełnej ciszy. Moje zdziwienie rosło z każdą sekundą, gdy zauważyłam, że jego oczy robią się szkliste. Ej, co tu się dzieje?
  - Posłuchaj ja... Miałem okropne dzieciństwo. Nie powiedziałem ci wszystkiego albo... Nie przedstawiłem go w aż tak chujowym świetle. Ale było koszmarem. - Tu się zatrzymał i zacisnął mocniej szczękę, która zaczęła delikatnie drżeć. Pogłaskałam go po policzku i posłałam mu zatroskany wzrok. - Pewne wydarzenia chyba wpłynęły na moją psychę. I kurwa nie mogę sobie z tym poradzić. - Jego głos zaczął się powoli załamywać. - Staram się, ale... To trudne. W szufladzie trzymam spluwę, wiesz? - Zrobiło mi się słabo. - I nie raz przystawiałem ją sobie do łba. Czasami mam ochotę nacisnąć na spust i...
  - Nawet tak nie mów! - Przerwałam mu.
  - Ale jeszcze mnie coś tu trzyma. Na przykład ty.
Dobra, czas chyba również zacisnąć szczękę.
 - Bo czuję, że jako jedna z nielicznych osób jesteś w stanie mnie zrozumieć. I ze mną wytrzymać. Dlatego proszę... Wytrzymaj jeszcze trochę...
  - Trochę? - Mruknęłam z lekką kpiną w głosie. - A co czeka mnie po tym trochę?
  - Zmienię się kurwa. Obiecuję. Tylko musisz mi w tym pomóc.
  - Niby jak? - Szepnęłam.
  - Nie zostawiaj mnie do cholery.
Odwróciłam głowę w bok. Im dłużej bowiem na niego patrzyłam, tym bardziej moje głupie serducho zaczynało się odzywać. Halo, rozumie. Gdzie się podziewasz?
  - Nie zostawiaj mnie, kurwa, proszę...
  - Axl cholera, nie rozklejaj się. - Szturchnęłam go zauważywszy łzę spływającą po jego policzku. Wrażliwsza strona wychodzi na wierzch? Hej, nie podoba mi się to! - Ej, twardzielu... No weź. - Uniosłam jeden kącik ust do góry. Nic z tego. Mój facet się rozkleił. Zabawne? Może i tak, ale na ten moment byłam zbyt załamana, żeby się z tego śmiać.
  - Obiecaj, że zostaniesz - wybełkotał. Kompletnie nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. - W przeciwnym razie strzelę sobie w łeb!
Spojrzałam na niego jak na idiotę i postukałam się palcem po czole.
  - Nie pij więcej - rzuciłam.
 - Ale ja mówię poważnie. Zrobię to - odparł i rozpoczął próby podniesienia się. 
Chwyciłam go za kołnierz ramoneski i przyciągnęłam z powrotem do siebie. Tylko po to, żeby zaraz musnąć jego usta, a potem zacząć się z nim zachłannie całować.
I nie robiłam tego z obawy, że zrobi coś głupiego. Nie robiłam też tego z litości. Robiłam to zapewne z własnej głupoty, a co za tym idzie... Z miłości do tego faceta. Z miłości, która z dnia na dzień miała wzrastać, a jednocześnie mnie przy tym niszczyć. Weszłam w niezłe bagno, ale o tym jeszcze tak do końca nie wiedziałam. Teraz żyłam nadzieją, że będzie rzeczywiście lepiej. Obydwoje się zmienimy, nauczymy się żyć bez kłótni i całej tej reszty. Bo jak się ludzie kochają, to potrafią przejść przez to całe gówno, nie? Stawić temu czoła czy coś. I byłam pewna, że my też damy radę.
  - Seks na zgodę? - Wymruczał obcałowując moją szyję.
Wywróciłam oczami. 
  - No dawaj. 
      Wynik dzisiejszej nocy był taki, że Lucrecia musiała polecieć do Nowego Jorku. Jej tymczasowa opiekunka okazała się bowiem zakochaną i głupią pizdą.
No cóż.







~*~

No cześć. 
Wracam po dość długiej przerwie i... 
Tak, wiem. Rozdział krótki, tylko jeden wątek. Ale jakby miał być dłuższy to zapewne wstawiłabym go za miesiąc. Już i tak był pisany nieco na siłę. Jednak mimo braku pomysłów nie chciałam Was zlewać, także no, coś tu się pojawiło. Trochę trudne sprawy, ale ciii. Może nie zwymiotowaliście :')
 Coś chęci na pisanie ze mnie ostatnio wyparowały. I nie wiem czy w ogóle jeszcze kiedyś wrócą. Ale obiecałam sobie napisać to opowiadanie do końca to napiszę!
I tego, komentarze mile widziane. 



Buzi! 


                           

9 komentarzy:

  1. NO NARESZCIE! Proszę nam nie robić tego więcej. Koniec z takimi długimi przerwami!
    No...w sumie czułam, że tak będzie...I będę głupia jak powiem, że się z tego cieszę? Będę czy nie, to tak mówię. Cieszę się. I uwielbiam jak z Axla wychodzi taka wrażliwa natura...I gdy jemu drżał głos to ja już miałam łzy w oczach. Za miętka jestem na takie rzeczy haha no i się rozryczałam razem z nim. Ale cieszę się no...No i nikogo nie zdziwiło chyba zakończenie, u nich to takie...typowe XD
    Rozdział zajebisty warto było czekać, ale proszę mi pisać częściej! To jest...rozkaz. Czekam już na następny ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. *wkurwiona po tym, jak google dwukrotnie usunęło jej komentarze długości "Pana Tadeusza"*
    Dziękuję za ten rozdział. Za jego treść. Można się spodziewać, w co znowu wpakowała się Julia, ale ona i Axl po prostu muszą być razem, bo w innym wypadku to nie byłoby już to samo opowiadanie. I to było takie słodkie❤️
    Mam nadzieję, że wena szybko wróci na swoje miejsce ze zdwojoną siłą, bo trzy tygodnie to dla mnie, osoby beznadziejnie uzależnionej od twoich odcinków, to zdecydowanie za długo. W każdy weekendowy wieczór (na tydzień przestałam liczyć :-D ) byłam strzępkiem nerwów i sprawdzałam tylko, czy już wstawiłaś. A teraz przez najbliżyszy tydzień będę co chwilę czytać ten rozdział z niesłabnącym bananem na twarzy :-D Więc weno, gdziekolwiek jesteś, masz wrócić do Julii jak najprędzej, w przeciwnym razie ruszę tyłek z fotela i sama cię poszukam, no gorzej niż z dachowcem! ~~ psychopatka Maja

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeej Axl i Julia znowu razem :D Niech ci wracają te chęci jak najszybciej! Weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jak zawsze świetny i super, że w końcu Julia z Axlem się pogodzili, chociaż szczerze mówiąc miałam nadzieję, że Duff dowie się o wszystkim i jakoś zainterweniuje, ale tak też jest świetnie ^-^
    Mam nadzieje, że jeszcze pisanie będzie Ci sprawiało taką przyjemność jak kiedyś :)
    Pozdrowionka i czekam ze zniecierpliwieniem na następny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział zajebisty, dobrze, że się papużki pogodziły :D życzę, żeby Ci te chęci wróciły jak najszybciej, bo piszesz naprawdę fajnie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Siemanko. Pamietasz fana który podpisywał sie jako "/Anonim"? - to JA. Tak, JA. Możesz mi uwierzyć, to żaden fejk XD
    (po prostu odnalazłam stare konto google)

    Do rzeczy - rozdział króciutki, ale ZAJEBIŚCIE DOBRY!! <3

    Ja osobiście kocham twoją twórczość, od pierwszego rozdziału 'Welcome to the Sunset Strip' aż tego jest genialna (:

    Brak weny? ;C Nie wierze, ale gdybym mogła przesłałabym ci moją no ale jeden problem - wcale jej nie mam D:
    Żebyś wiedziała ile razy podejmowałam sie założenia podobnego bloga z fan - fiction o podobnej tematyce ale się poddałam... Wait, mi nie wcale nie brakuje weny - brakuje mi umiejetnosci. Eh, whatever ;(

    Kurde, mam nadzieje ze ten bzdurny komentarz chociaz troche motywuje, bo ty MUSISZ kontynuować to story! Po prostu musisz! To jest piękne <3

    No to co, czekam na nastepny! Buziaczki!

    \Wild

    P.S.planujesz może dodać do zakładki 'bohaterowie' postać Patty? ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawiałam się nad tym, ale nie wiem czy jej postać pojawi się jeszcze w opowiadaniu i czy dodawanie jej do tej zakładki ma sens. Ale jeszcze nad tym pomyślę ;)

      Usuń
  7. Krotki ale swietny !!!!!
    Czekam na wiecej :)
    Duzo, duzo weny :**
    Uwielbiam uczuciowego Axla <33

    OdpowiedzUsuń
  8. Aaaaaaaaa!!!!! :D
    W końcu rozdział. Jak ja tesknilam :3
    No i w końcu Julie i Axl są razem!!!
    Tak!
    Dziękuję Ci za ten rozdział xd
    Julie... jejku już myślałam ze mu nie wybaczy! No wiesz, te "spierdalaj" i w ogóle. Wystraszylas mnie xd
    Axl...on to jednak serio jest pojebany xd
    raz ja bije, raz przeprasza, a kolejny chce sobie strzelić w łeb z miłości...
    slodko ^.^
    nie będę się rozpisywać bo jestem jeszcze na lekcjach
    Tak, jest prawie 18.00 a ja dalej w szkole -,-
    No cóż.
    Rozdział mega!
    Ubostwiam Ciebie i to opowiadanie :>
    Czekam na kolejny i pozdrawiam mocno :*
    Ps. Wybacz za beznadziejnosc tego rozdziału :(
    Ale wiedz, ze kocham ten rozdział i w ogóle całe twoje opowiadanie!!! :D

    OdpowiedzUsuń