sobota, 7 września 2013

Welcome to the Sunset Strip - część 22




Steven:


        Obudziłem się w białej pościeli i rejestrowałem w głowie co wydarzyło się w nocy. W pierwszej chwili pomyślałem, że to tylko sen albo znowu się czegoś naćpałem, ale po zerknięciu w bok i zauważeniu pięknego nagiego ciała brunetki zrozumiałem, że mam cholernego farta! 
Zarzuciłem na siebie szlafrok i ruszyłem do łazienki. Te wielkie przestrzenie mnie lekko przerażały, no bo w końcu ja, Popcorn, nie jestem przyzwyczajony do luksusów. Mieszkam w ciasnej klitce z sześcioma osobami i zazwyczaj śpię na podłodze. 
Wszedłem pod prysznic i lejąc na siebie gorącą wodę zacząłem zdawać sobie sprawę, że niedługo ta bańka mydlana pęknie. Zaraz będę musiał wrócić to tej rudery zwanej piekielnym domem i znów szukać sobie w niej jakiegoś kąta dla siebie. Na szczęście nie przeszkadza mi to jakoś zbytnio, można rzec, że jestem stu procentowym optymistą i moje życie pełne alkoholu i dragów bardzo mi odpowiada.
         Po porannych przemyśleniach pod prysznicem wyszedłem z łazienki i udałem się do kuchni. Już z oddali czułem cudowny zapach. Za ladą stała Sarah i coś tam przygotowywała. Wspomnę może, że miała na sobie czerwony króciutki szlafroczek z gładkiego materiału, który doskonale odsłaniał jej pośladki.
  - Cześć Sarah - rzuciłem po chwili i kiedy kobieta odwróciła się w moją stronę posłałem jej szeroki uśmiech. 
  - Witaj Steven. Mam nadzieję, że lubisz naleśniki, bo właśnie przyrządzam śniadanie. - Skinąłem głową. - Chcesz może kawy?
  - Pewnie.
 - Wiesz... nie rozdwoję się. Tam masz ekspres do kawy, klikasz tylko jaką chcesz i podstawiasz kubek. - Kurwa, skąd ona ma takie urządzenie? Na każdym kroku mnie coraz bardziej zaskakuje, ale staram się tego nie okazywać. Nie chcę żeby wyszło, że jestem jakimś zacofanym wieśniakiem. 
Zrobiłem sobie kawę zalewając przy tym trochę podłogę (nie wiem jakim cudem) i usiadłem do stolika. Po chwili zjawiła się przy nim Francuzka z talerzem naleśników. Nie mogłem sobie przypomnieć kiedy ostatni raz miałem takie śniadanie. Normalnie to odgrzewam sobie starą pizze. 
  - Chyba muszę się już zbierać. Dziękuję jeszcze raz za wszystko - powiedziałem  i zacząłem wkładać kowbojki.
  - Zaczekaj chwilę! - zawołała i zniknęła w korytarzu. Po dwóch minutach stała już koło mnie.
  - To ja ci dziękuję Steven... za noc. Było cudownie! Mam nadzieję, że mnie jeszcze odwiedzisz. - Spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem. O cholera, ona chce się ze mną jeszcze spotkać!
  - Jeśli tylko chcesz to jasne, mogę wpaść. 
  - Jak dla mnie to możesz wpadać nawet codziennie. - Puściła do mnie oczko, po czym niespodziewanie wcisnęła w moją dłoń 50 dolców. 
 - Chyba wczoraj nie mówiłaś poważnie z tymi pieniędzmi? - spytałem zaskoczony.
 - Steven, ja zawsze mówię poważnie.
 - Nie mogę ich przyjąć. Wyszłoby, że jestem... dziwką? - Podrapałem się po głowie.
 - Ależ możesz! Powiedzmy, że daje ci tą kasę po przyjacielsku. Kup sobie jakieś jedzenie czy coś. 
  - Ale...
  - Nic nie mów. Po prostu je weź. Możemy to też potraktować jako zachętę... żebyś wpadał do mnie częściej.
Jeśli w taki sposób mogę dostawać kasę to mi to, kurwa, pasuje! 
Cmoknąłem ją w policzek i zadowolony wyszedłem z jej willi. 
Kierunek - Hell House! 











Duff:




        Usiadłem sobie na kanapie i zacząłem skakać po kanałach. Zapowiadał się kolejny leniwy dzień. 
Po chwili w pomieszczeniu zjawił się Axl. Usiadł obok mnie, ale ja kompletnie nie zwracałem na niego uwagi. Siedzieliśmy w ciszy przez jakieś piętnaście minut, aż w końcu dołączył do nas Izzy, którego ta dziwna atmosfera zaczęła po czasie irytować.
  - Ej no kurwa, chłopaki. Chyba nie będziecie się na siebie gniewać z powodu zwykłej bójki? - zadrwił. My z Axlem nadal pozostawaliśmy niewzruszeni. - Ja pierdolę, jak w przedszkolu. 
  - To on kurwa zaczął, więc co ja się mam odzywać? - wypalił nagle Axl.
  - Ja zacząłem? Ja? To nie ja do cholery zacząłem się ciebie czepiać - odburknąłem.
  - Przecież to ty chuju na mnie splunąłeś! I ja się ciebie nie czepiałem, tylko ty mnie!
  - Ja się nie czepiałem tylko mówiłam prawdę. Och... szczerość boli, co nie Axl? 
 - Spierdalaj. To chyba ciebie boli to, że Julie woli mnie. - Uśmiechnął się ironicznie. Już miałem jebnąć go w ten rudy łeb, kiedy do salonu weszła dziewczyna
  - Co tu się dzieje? - spytała zdziwiona.
  - Kłócą się o ciebie - odpowiedział Stradlin i odpalił papierosa.
  - Wyjaśnijmy coś sobie. - Usiadła między nami i wzięła głęboki wdech. - Nie chcę żebyście przeze mnie mieli popsute relacje. Możecie się kłócić o co chcecie, ale nie o mnie. Okej? Bo to nie ma najmniejszego sensu. 
  - Ta... To jak, sztaba? - No kurwa, nie wierzę. Axl jako pierwszy wyciągnął do mnie rękę? 
  - Sztaba. A... no i sory za tą szczękę. 
  - Spoko, prawie nie bolało. To chyba ja cię powinienem przeprosić za to uderzenie w głowę, bo to z pewnością było silniejsze. - Zaraz, czy on mi sugeruje, że potrafi bić się lepiej? Już miałem mu wygarnąć to co myślę, ale do Hell House wpadł Steven.
  - A ty co się tak szczerzysz? - zapytał Saul wychodząc z sypialni. 
 - Nie uwierzycie! W klubie poznałem Francuzkę! Kurwa, kobieta pierwsza klasa! Zabrała mnie do swojej willi, nakarmiła, pozwoliła się wykąpać, ubrać w szlafroczek jej męża, który jest we Francji, po czym zastałem ją w łóżku nagą! I chyba nie muszę mówić co było dalej. A może chcecie? - Pokiwał wymownie brwiami. - Ze szczegółami czy bez?
  - Błagam, Steven, odpuść sobie... - jęknęła Julie. 
  - Coś ci kurwa nie wierzę - powiedział Axl i zmierzył go podejrzliwym wzrokiem.
  - On nie żartuje. Widziałem go przy stoliku z tą laską. - Obroniłem kumpla.
  - No właśnie! Ludzie, ona w tym domu ma nawet jacuzzi. A co najlepsze kazała wpadać do siebie codziennie i dała mi pięć dych!
  - A co ty się w kurwę bawisz? - zadrwił rudy.
  - Stul pysk! Tak mi dała... przy okazji. 
  - Ile ma lat? - spytał Slash.
  - Ponad trzydzieści to na pewno.
 - Steven jest żigolakiem. - Tym razem odezwał się Izzy. Wszyscy parsknęliśmy śmiechem. 
  - A nie gadam już z wami! Zazdrościcie mi i tyle! 
  - Dobra zluzuj, Popcorn. W ogóle co wy macie z tymi europejskimi dziewczynami, hm  
  - Heej Izzy, czy ty coś sugerujesz? - Julie zmarszczyła brwi.
  - Nie, nie, no co ty. Europejskie dziewczyny są fajne, a Polki to już w ogóle. Zajebiste - Stradlin podszedł do niej i objął ramieniem. - A teraz wybaczcie, ale idę do swojej Amerykanki. Mam jej pomóc przy remoncie. 
  - Jasne, tak to się teraz nazywa - rzuciłem i posłałem mu porozumiewawcze spojrzenie, ale Stradlin spojrzał tylko na mnie jak na debila i wyszedł z domu.  
Pieprzyć miłość. Lepiej pójść na dziwki. Tak, Duff, wmawiaj sobie, że nic się nie stało i ci na niej nie zależy. Za każdym razem jak na nią patrzę, jak widzę jej uśmiech mam w gardle jakąś gulę. Mam ochotę podejść do niej i zachłannie wpić się w jej wargi. A z drugiej strony jej w pewnym sensie nienawidzę, bo mnie... zraniła? Kurwa, jak to brzmi. 
  - Muszę porozmawiać z Camille - powiedział nagle Hudson i przetarł dłonią twarz.
  - Właśnie! Miałam do niej pójść wczoraj, ale przespałam cały dzień. - Skrzywiła się blondynka. - Jest u Hetfielda i reszty. Idziemy? 
  - Ta. - Saul poderwał się z kanapy i razem z Julie ruszyli w kierunku drzwi. 











Slash:




        Cholera, przez te ostatnie dni nie myślałem ani trochę o Camille. Wolałem chlać. Czasem wydaje mi się, że na nią nie zasługuję. Mam nadzieję, że po wyjaśnieniu sprawy z Michelle będziemy mogli być wreszcie w kurewsko stabilnym związku! Tak, ja, Saul Hudson jestem zakochany jak nigdy wcześniej i mimo, że zawsze byłem wobec dziewczyn zimnym draniem, to na tej lasce mi zależy.
  - Hej, Saul, o czym tak myślisz? - spytała nagle dotrzymująca mi kroku Julie.
  - O Camille. Jestem ciekaw czy gdyby Young naprawdę była w ciąży to czy ona by mnie zostawiła.
  - Nie zastanawiaj się nad tym, to bezsensu. 
  - Racja.
  - Słuchaj, muszę ci o czymś wspomnieć. Jak przyszedłeś pijany do domu to wzięłam cię pod rękę i zaczęłam prowadzić na łóżko, no i...
  - Ej, do czego zmierzasz? - Wystraszyłem się słysząc dziwny ton blondynki.
  - No bo przewaliłeś się na mnie i kiedy ja próbowałam cię z siebie podnieść to w drzwiach pojawiła się Camille, no i to trochę wyglądało jakbyśmy, no wiesz. I jest na nas zła - dokończyła.
  - To czemu jej tego nie wytłumaczyłaś?! - Zdenerwowałem się.
  - Bo wybiegła z domu! A potem jak ją spotkałam u chłopaków to była naćpana i nie kontaktowała. - Słysząc, że moja dziewczyna ćpała w towarzystwie Jamesa i reszty postanowiłem przyśpieszyć kroku. Jeśli któryś ją dotknął to nogi z dupy powyrywam!
        Po dwudziestu minutach staliśmy już pod ich drzwiami. Nawet nie pukałem, tylko nacisnąłem na klamkę i wpadłem do salonu. Chłopaki jak zwykle grzali dupy na kanapie i oglądali telewizję, popijając piwo. Widząc nas, Cliff podniósł się i spojrzał na nas zdezorientowany.
  - Gdzie ona jest?
 - Bo widzicie... - zaczął Burton niepewnie. - Ona wczoraj nieco przedawkowała i obecnie znajduje się w szpitalu.
  - Że co, kurwa?! - Poczułem jak moje ciało sztywnieje.
 - Mieszała alkohol z dragami, dostała jakichś drgawek, po czym walnęła się na podłogę i no ten... Już nie wstała - dopowiedział Lars.
  - Cliff! Przecież obiecałeś, że dopilnujecie, żeby już nic nie brała! - Dziewczyna podbiegła do przygnębionego chłopaka i zaczęła walić go pięściami po klatce. - Obiecałeś! Obiec.. - Głos zaczął się jej załamywać i po chwili wybuchła płaczem.
  - Wiem, ale ja sam ledwo kontaktowałem. Poza tym ona nie chciała słyszeć o żadnej odmowie. Mówiła, że chce się od wszystkiego oderwać. Kurwa, przepraszam. - Burton objął Julie i zaczął głaskać po głowie. Ja stałem nadal jak słup soli i wpatrywałem się tępo w podłogę. Dopiero później zacząłem rozumieć co się właśnie stało.
  - Kiedy ją zabrali do tego szpitala?
  - No dziś, jakoś w nocy. Nie wiem, chyba było koło drugiej - odpowiedział mi James.
Zapytałem się jeszcze o adres szpitala i po chwili wybiegliśmy z Julie z ich domu pędząc do Hell House.
  - Duff! Daj kluczyki do samochodu! - zawołałem wpadając do salonu.
  - Pali się czy co? - spytał znudzony.
  - Camille przedawkowała i jest w szpitalu. Daj te pieprzone kluczyki! - Julie cała się trzęsła.
  - O Jezu. Czekaj, pojadę z wami. - Wstał pośpiesznie i zaczął szperać w kieszeni od kurtki.
  - Ej mała, ty zostajesz. - Axl podszedł do blondynki i chwycił ją za nadgarstek.
  - Chyba cię pojebało - rzuciła pretensjonalnie.
 - Rudy ma racje, to może nie być najfajniejszy widok - powiedział zatroskanym głosem Duff.
  - Ale to moja pieprzona wina! Gdybym wczoraj do niej poszła. Jezu gdybym z nią porozmawiała... Nic by się kurwa nie stało! - Julie była załamana. W sumie nie tylko ona, ale ja musiałem zachować zimną krew. Musiałem jak najszybciej do niej jechać. Blondynka skuliła się na podłodze i próbowała uspokoić. Korzystając z tego, że nie zwracała na nikogo uwagi, wyszliśmy z McKaganem z domu.











Izzy:




Dziewczyna w dżinsowych ogrodniczkach, tenisówkach, warkoczykach, z ubrudzonymi od farby policzkach i z pędzlem w ręku to rozczulający widok.
  - Hej Stradlin, co cię tak bawi, hm? - zapytała Berry udając oburzoną. 
 - Ty mnie bawisz. Przesłodziutko wyglądasz. - Zaśmiałem się i zrobiłem z ust dzióbek. 
  - Dobra, dobra. Lepiej skończ, bo oberwiesz pędzlem w głowę. 
  - Okej, już! - Na moją twarz wstąpiła powaga.
  - Nie, takiego gbura to ja nie chcę! - Podała mi wiaderko farby, a sama poszła włączyć na gramofonie winyl The Ramones. Rozpoczęło się malowanie ścian w rytmie Blitzkrieg Bop. Można w sumie powiedzieć, że więcej farby znalazło się na naszych twarzach i ubraniach niż na ścianach. Mimo wszystko było naprawdę fajnie i mogłem się wyluzować. 
  - Dobra, został jeszcze sufit. - Westchnęła przecierając czoło.
  - Spokojnie, pomaluję go. Tylko daj mi drabinę.
  - Ale w tym problem. Jest trochę krzywa i się chwieje. 
  - No to ty na nią właź, a ja cię przytrzymam, okej? - Dziewczyna skinęła głową i wniosła do pomieszczenia drabinę, po czym sprawnie weszła na najwyższy schodek. Mogłem podziwiać jej kształty z góry, co mi się niezmiernie podobało. Szczególnie dobrą widoczność miałem na jej tyłek. Kiedy tak bacznie się mu przyglądałem, drabina nagle się zachwiała i dziewczyna zaczęła lecieć do tyłu. Ta dam! Stradlin super bohater złapał ją w objęcia.
  - Jakiś ty silny! - Brunetka zaśmiała się i maznęła mi pędzlem nos.
  - Chyba na dziś koniec tego malowania - wymamrotałem unosząc kącik ust do góry.
  - Chyba tak. Odstawisz mnie księciu?
 - Hm, raczej nie - mruknąłem i pocałowałem ją namiętnie. Dziewczyna wypuściła z ręki pędzel i objęła moją szyję oddając przy tym każdy pocałunek. Po paru minutach odstawiłem ją na ziemię, a ona chwyciła mnie za rękę i pociągnęła do sypialni.
Takie remonty to ja lubię.











Julia:




        Cały czas dręczą mnie wyrzuty sumienia. Nie dość, że dowiedziała się, że jej chłopak będzie miał dziecko z Michelle, to jeszcze zobaczyła mnie z Saulem w dwuznacznej sytuacji. Nie dziwię się, że sięgnęła po dragi i jak to Cliff powiedział, chciała oderwać się od rzeczywistości. Miała dość. 
A ja? Ja nawet nie zdążyłam jej nic wytłumaczyć! Miałam zrobić to wczoraj, ale nie... Najpierw księżniczka musiała się wyspać, a później o niej zapomniała. Jestem skończoną idiotką. I chujową przyjaciółką. 
  - To nie twoja wina. Nie two-ja! - Axl klęczał koło mnie i w kółko powtarzał to samo. Adler już nie wiedział co robić, więc musiał coś wciągnąć.
  - A jeśli ona... Przecież ja jej już nie zdążę wtedy nic wytłumaczyć! Zabierzcie mnie do tego cholernego szpitala! - krzyczałam. 
  - Nic jej się nie stanie. Ile razy ja naćpałem się do nieprzytomności i jeszcze żyję! - O, Steven, na prawdę umiesz pocieszyć człowieka. 
W końcu podniosłam się z podłogi i poszłam łyknąć coś na uspokojenie. Oczywiście chodzi o tabletki... Nie zamierzam pić, żeby pozbyć się problemu. Poszłam do sypialni i zatrzaskując drzwi rzuciłam się na łóżko. Pozostawało mi tylko czekać na chłopaków i wiadomości od nich.











Slash:




         Po długiej kłótni z recepcjonistką wreszcie mogliśmy wejść do sali, w której leżała Camille. 
  - Może wejść tylko jedna osoba. - Zatrzymał nas lekarz. Duff powiedział, że poczeka na korytarzu, a ja niepewnym krokiem wszedłem do sali. Na łóżku leżała bledziutka dziewczyna. Zawsze miała jasną karnację, ale teraz jej skóra była wyjątkowo biała. Usiadłem obok na krzesełku i patrzyłem na jej bezwładne ciało. 
W oczy od razu rzuciły mi się małe strupki na jej rękach. Camille... Na co ci to było? W sumie kto jak kto, ale powinienem ją zrozumieć. Sam często walę heroinę i inne gówna. Tyle że o siebie się nie martwię. O nią już tak.
Odgarnąłem z jej twarzy niesforne włosy i musnąłem bardzo delikatnie jej zaschnięte wargi. Nie było sensu tu dłużej siedzieć. Wyszedłem z sali i udałem się do najbliższego doktora z pytaniem w jakim ona jest stanie.
  - Na razie jest w śpiączce i trudno powiedzieć kiedy się wybudzi. Sytuacja nie jest najgorsza i może to nastąpić jeszcze w tym tygodniu. Proszę się tak nie zamartwiać. Dziewczyna miała dużo szczęścia, bo gdyby sięgnęła po większą dawkę nie byłoby już tak kolorowo - oznajmił. Odwróciłem się na pięcie i kiwając głową na Duffa wyszedłem z tego cholernego budynku. Wsiedliśmy do samochodu i McKagan nacisnął na gaz. Powiedziałem mu tylko w dwóch zdaniach co jej jest i dalej nic się nie odzywałem. Jestem typem człowieka, który woli tłumić w sobie emocje. Potrafię zachować kamienną twarz nawet wtedy, kiedy jest mi na prawdę ciężko.
        Gdy znaleźliśmy się w domu opowiedziałem reszcie jak się mają sprawy i pocieszyłem Julie, że na pewno Camille z tego wyjdzie. Później sięgnąłem po Danielsa i zaszywając się w kącie sypialni zacząłem grać jakąś smętną melodię. Tylko gitara potrafiła mnie skutecznie uspokoić.











Michelle:




        Jak co środę udałam się do pracy. Od wczoraj humor mi się nie poprawia. Do cholery, dlaczego ten człowiek nie może pojąć, że mi na nim zależy? Co on widzi w tamtej dziewczynie? Przecież ja mogę dać mu wszystko co tylko zechce. Tyle lat się o niego starałam i na marne. Pamiętam jak jeszcze w szkole byłam w nim zakochana po uszy, ale nie był mną zainteresowany, przynajmniej ja tego nie zauważyłam. Ale teraz? Czego mi brakuje? Mam świetne cycki, świetny tyłek! Mało?
        Gdy już pojawiłam się w Troubadour podeszła do mnie szefowa.
  - Michelle, nie przebieraj się. Nie masz po co - powiedziała surowym głosem.
  - Nie rozumiem?
  - Zwalniam cię. 
  - Ale jak to do cholery mnie zwalniasz?
  - Po pierwsze ostatnio ciągle się obijasz, a po drugie Julie i Camille bardzo się na ciebie skarżyły. Nie mamy o czym rozmawiać. Wyjdź. 
  - Pierdol się! Lepszej kelnerki nie znajdziesz w całym LA! - krzyknęłam i wkurwiona wyszłam z klubu.
Boże, co za tydzień. Najpierw tracę chłopaka moich marzeń, a później pracę! A to wszystko przez te dwie jebane szmaty! Nienawidzę ich!