niedziela, 19 marca 2017

Wake up... time to die! [40]







~Z perspektywy Julie~


      Trzy dni w Lafayette zamieniły się w tydzień i nie byłam do końca pewna czy pobyt tu nie będzie się nadal wydłużał. Nie odzywałam się nic na ten temat, bo wydawało mi się, że stosunki rodzinne zaczynały się powoli ocieplać i w żadnym wypadku nie chciałam temu przeszkadzać. Sama zresztą czerpałam pewne korzyści z przebywania w może i nudnym, ale zdecydowanie spokojniejszym niż Los Angeles mieście. Codziennie chodziłam na spacery, zazwyczaj sama i układałam sobie wszystko w głowie. A mówiąc wszystko mam na myśli całe swoje dotychczasowe życie, które co tu kryć, dupy nie urywało. Przemyślawszy jednak wiele istotnych spraw, doszłam do wniosku, że każdy popełniony przeze mnie błąd i każda podjęta decyzja przyniosła mnie w to miejsce. I chyba nie żałowałam, bo odnosiłam aktualnie wrażenie, że nareszcie zaczyna mi się układać, w różnych sferach życia. Dzięki temu poczułam się pewniej i obiecałam sobie, że od tej pory nikt ani nic nie stanie mi na drodze do szczęścia, jakkolwiek naiwnie to brzmiało. Postanowiłam nie patrzeć wstecz i iść w przyszłość z podniesioną głową do góry. Zupełnie tak jak to robił mój egocentryczny partner, z którym mój związek wisiał na cienkim włosku. Różnica albo raczej podobieństwo charakterów już dawno zadecydowało o naszym finale, tylko najwyraźniej żadne z nas nie chciało o tym myśleć, a co dopiero o tym głośno mówić. Nie chciałam aby ten moment nastąpił szybko, bo bądź co bądź żywiłam do tego faceta silne uczucia, ale bywały one tak sprzeczne, że nie miałam żadnych wątpliwości - nasz koniec był przesądzony. I pewnie brzmię monotematycznie i zwyczajnie się powtarzam, ale tym razem byłam już zdecydowana odejść od wokalisty, jeśli tylko urządziłby kolejną chorą akcję. 
        Axl w dalszym ciągu nie chciał opowiedzieć mi o Ginie, co zaczynało mnie trochę irytować, ale zabrakło mi też ochoty wypytywania go o nią. Zamiast tego zahaczyłam o temat podczas rozmowy z Davidem, jego dawnym kumplem, który akurat napatoczył mi się podczas jednego spaceru... Naprawdę! Oczywiście że wolałam posłuchać tej historii z ust samego zainteresowanego, ale skoro ten unikał tematu jak ognia, byłam "skazana" na nieco zwariowanego, ale w moim odczuciu szczerego kolesia.
   - Poznali się na jej urodzinach, bodajże siedemnastych. On miał wtedy ze dwadzieścia lat i wpadł do niej w swoim długim płaszczu i ciemnych okularach, wyglądał dziwnie! Ale dziewczynie się chyba spodobał, zaczęli gadać, a później regularnie się spotykać. W tym okresie Axl miał strasznie na pieńku z glinami, bez przerwy go za coś zamykali. Wydzwaniał wtedy do Giny i ta wyciągała go z paki, miała laska cierpliwość.
   - Kochali się? - Wypaliłam bez zastanowienia. Rany, o co ty pytasz idiotko... - skarciłam się w myślach.
   - Chyba tak... Byli z pewnością dobrymi przyjaciółmi. Kiedy Rudy wyjeżdżał do LA strasznie ją wtedy namawiał, żeby jechała z nim. Ale ona chciała najpierw skończyć szkołę. Dopiero jakoś w '82 wyjechali razem i wynajęli wspólnie jakieś mieszkanie, podobno niezła dziura. Za dużo o tym okresie nie wiem, ale chodziłem wtedy z jej koleżanką, więc trochę mi tam opowiadała. Gina żaliła jej się, że Axl bez przerwy się wścieka, ciągle się rozstają, schodzą, nieraz wykopywała go na ulicę, bo tak naprawdę to tylko ona zarabiała na utrzymanie i raczej fajerwerków to tam nie było... - Wzruszył ramionami. - Ach, no i w tym czasie Axl wydzwaniał do mnie z siedem, a może dziewięć, e... może i jeszcze więcej razy - mówił drapiąc się po głowie. - Chwaląc się, że będzie się żenił z Giną.
 - Więcej niż dziewięć? - Powtórzyłam mrugając w niedowierzaniu oczami.
 - Ta, ale ja już po trzecim takim telefonie wiedziałem, że zaraz się znowu pokłócą i do żadnego ślubu nie dojdzie. Zresztą nigdy nie podawał konkretnej daty. Jakoś w '85 Gina wyprowadziła się do Phoenix, podobno mieli się jeszcze zejść, ale Rudemu spodobała się heroina i panienka machnęła na niego ręką. Chłopak się tym jakoś zbytnio nie przejął. - Zakończył posyłając mi porozumiewawcze spojrzenie i cyniczny uśmieszek, który odwzajemniłam, bo chyba nic innego mi nie pozostawało.
   - A co cię tak zainteresowała ta Gina, hm? - Szturchnął mnie w bok.
   - Bo nigdy mi o niej nie mówił... - wymamrotałam cicho.
  - Wyraźnie nie była dla niego ważna. Zresztą jak długo go znam, tak wiem, że chłopak jest mistrzem w zapominaniu o niektórych osobach, zupełnie jakby nie istnieli.
To mnie pocieszyłeś - pomyślałam sobie.
   - Co taka smutna? To chyba dobrze, że o niej nie pamięta, nie?
  - Teoretycznie tak. Ale to trochę płytkie zachowanie, nie uważasz? - Uniosłam w zapytaniu brew do góry.
   - Czy ja wiem?
   - No tak, wy faceci macie inne postrzeganie świata. - Westchnęłam.
   - Prostsze.
  - O, to na pewno. - Zaśmiałam się ironicznie. - Ładna była? - Zapytałam po krótkiej chwili ciszy. David parsknął śmiechem, na co ja zmarszczyłam brwi i obdarowałam go raczej nieprzychylnym spojrzeniem.
   - Tylko czekałem na to pytanie! Ach, kobiety...
   - A spadaj - warknęłam na niego i już miałam odwrócić się na pięcie i pójść w swoją stronę, gdy ten złapał mnie za rękaw i powiedział, żebyśmy poszli do niego, to pokaże mi album, w którym jest między innymi zdjęcie panny Giny Siler. No i poszłam.
     Mieszkanie Davida stanowiła kawalerka zasypana pudełkami po pizzy i butelkami po piwie, ale szczerze powiedziawszy ani trochę mnie to nie zdziwiło. Chłopak szybko zrzucił z jednego fotela całą stertę ubrań i śmieci i kazał mi sobie usiąść, co też uczyniłam z nieznacznym skrzywieniem na buzi. Kiedy zaś wziął się za szukanie albumu, zaczęłam poważnie wątpić w to, że go w ogóle znajdzie. Po pół godzinie chciałam już sobie nawet iść, ale David zapewnił mnie, że gdzieś tu na pewno jest i że mam poczekać jeszcze jedną sekundę. No, jedna to może i ona nie była, ale rzeczywiście udało mu się go skądś wydobyć i wreszcie położył mi go na kolanach. Przewróciwszy kilka stron natknęłam się na znajomą ognistą czuprynę.




   - To z koncertu Rapidfire - rzucił chłopak, ubiegając tym samym moje pytanie. - Pierwsza kapela Axla, byłem chyba jedyną osobą, która przyszła na ten koncert. - Parsknął kiwając przy tym głową.
Przewróciłam kolejną stronę i otworzyłam szerzej buzię.
   - To Izzy?!





   - Tak jest. To już Hollywood Rose.
Jakkolwiek zdjęcia z początku kariery chłopaków były zarówno ciekawe, jak i dość zabawne, chciałam wreszcie znaleźć TO zdjęcie. I chyba moje zniecierpliwienie dało się we znaki, bo chłopak wyrwał album z moich rąk, otworzył go gdzieś na końcu i podał mi oznajmiając, że chyba tego szukałam...


Przyjrzałam się uważnie dziewczynie, żeby zaraz stwierdzić, że wyglądała na miłą... I chyba tyle mogłam powiedzieć, bo niestety brzydka to ona nie była. Wtedy mogłabym ją sobie trochę pokrytykować i zapewne odczuć niemałą ulgę.
 - Pasowali do siebie - mruknęłam, starając się nie brzmieć jak zazdrosna pizda
  - Ty do niego też pasujesz.
Wywróciłam oczami. Mówił to co chciałam usłyszeć, bez sensu.
 - Serio! I wierz mi czy nie, ale ostatnio jak spotkaliśmy się razem na piwie wyznał mi, że jest mu z tobą naprawdę dobrze.
 - Ehe, poczekaj, bo uwierzę - prychnęłam, chociaż mimo wszystko zapaliła się we mnie jakaś iskierka nadziei. Przedwczoraj rzeczywiście zniknął na cały wieczór, tłumacząc potem, że poszedł z Davidem do baru i długo rozmawiali.
  - Nie chcesz, to nie wierz. Ale wypowiedział dokładnie te słowa! Mówił też, że go czasem wkurwiasz i ma ochotę zrzucić cię z balkonu, ale jakby to zrobił, to zaraz skoczyłby za tobą.
  - Romantycznie, nie ma co. - Złapałam się za głowę, po czym obydwoje parsknęliśmy śmiechem.
 - Traktuje cię w moim odczuciu bardzo poważnie, mała. - Dodał patrząc mi głęboko w oczy i oparł swoją dłoń na moim kolanie. Uniosłam jeden kącik ust do góry i zamyśliłam się na chwilę. Z jednej strony nie było mi na rękę, że jestem dla Rose'a kimś ważnym, bo to znaczyło, że będzie nam się ciężko rozstać, ale z drugiej strony... Zrobiło mi się cieplej na sercu. Miałam się nawet szerzej uśmiechnąć, ale gdy poczułam jak dłoń Davida sunie niebezpiecznie w górę, wstałam jak oparzona i rzuciłam dobitne "Spierdalaj z tymi łapami!". Chłopak uniósł szybko ręce w geście poddania i zrobił jakąś dziwną minę. Miała chyba przypominać twarz niewinnego dziecka, ale wyglądała raczej jak twarz napalonego nastolatka.
 - Tak tylko sprawdzam... Czy on dla ciebie też jest taki ważny... - Wyszczerzył się. Postukałam się palcem po czole i zabierając z fotela swoją kurtkę dżinsową udałam się w stronę drzwi.
 - Ej ej ej! - Zagrodził mi przejście, co nieszczególnie mi się spodobało. Nawet i trochę wystraszyło, jednak nie dałam tego po sobie poznać. - Przepraszam, serio. Udajmy, że nic takiego nie miało miejsca. Okej?
Przyjrzałam mu się z przymrużonymi oczami.
 - Nie mów Axlowi, co?
 - Zastanowię się - odparłam i tym razem to ja przybrałam łobuzerski uśmiech.
  - To te hormony, rozumiesz! Naprawdę niezła z ciebie laska!
  - Pogrążasz się...
 - Wiem, wiem, jak zawsze! Ale jakby wam się nie udało... Czego naturalnie nie życzę! To... wiesz gdzie mnie szukać. - Puścił do mnie oczko i wreszcie zabrał swoją rękę, dzięki czemu mogłam stąd wyjść.
  - Palant - rzuciłam pod nosem i szybko się oddaliłam.












~Z perspektywy Camille~



       Piątkowy wieczór spędzony na popijaniu piwa przed telewizorem nie należał do moich wymarzonych, więc byłam wdzięczna Slashowi, kiedy ten postanowił wyciągnąć mnie do kina. Co prawda piwo miał schowane pod siedzeniem, ale to i tak zawsze jakaś odmiana, nie? Tak. Trzeba sobie wmawiać, że ma się w miarę romantycznego faceta. W szczególności gdy ten parska na twoją propozycję wyboru romantycznej komedii i zabiera cię na Szklaną Pułapkę. Terroryści, strzelaniny, wybuchy... Czyli to co dziewczyny lubią najbardziej!
  - I jak, fajny film, nie? - Hudson wyszczerzył się szeroko i objął mnie ramieniem.
  - Nawet... - mruknęłam i zirytowana wlokącymi się przed nami ludźmi wywróciłam oczami. Gdy w końcu udało nam się opuścić salę i znaleźliśmy się w głównej hali kina zatrzymałam się gwałtownie nieopodal kas.
 - Co jest? - Saul odwrócił się w moją stronę i posłał mi zdziwione spojrzenie. Tak, widziałam je, bo jego włosy były dziś wyjątkowo związane w kucyk.
 - Uszczypnij mnie i powiedz, że to co widzę tylko mi się śni... - wydukałam gapiąc się na dwójkę umizgujących się ludzi. Gitarzysta powędrował wzrokiem w to samo miejsce co ja i wydobył z siebie soczyste 'kurwa'.
  - No dosłownie, Natalie to kurwa!
Tak, to ową panienkę zobaczyłam przed sobą. I wszystko byłoby okej gdyby nie fakt, że stała przytulona do... Jasona.
  - Jego kobieta jest w ciąży, a on zdradza ją z małolatą?! Typowy facet. - odburknęłam oburzona i pociągnąwszy Hudsona za rękaw ruszyłam w ich stronę. Nie miałam zamiaru robić im scen w miejscu publicznym, ale miałam nieodpartą ochotę im się pokazać. Niech debil wie, że ich widziałam i nie omieszkam powiedzieć o wszystkim Lauren, a co. Solidarność kobiet też istnieje.
 - Polecamy Szklaną Pułapkę - rzuciłam przechodząc koło nich i posłałam im ironiczny uśmieszek. Parka otworzyła tylko szeroko buzię i widać na nic więcej nie było ich stać. Jednakże chwilę potem, gdy znaleźliśmy się z gitarzystą już parę metrów dalej, usłyszałam jak za nami biegną.
   - Camille! - Brown zastawił nam drogę, co sądząc po minie Saula nie bardzo mu się spodobało. - To nie tak...
   - Jak myślę? - Dokończyłam z kpiną. - Daruj sobie, nie rób ze mnie idiotki. Gdybyś nie był moim szefem odpowiednio bym cię nazwała. - Dodałam złowrogo, po czym wyminęliśmy go i ruszyliśmy w swoją stronę.
  - Nie mówcie Stevenowi! - Usłyszałam za sobą głos brunetki, więc postanowiłam na sekundę się jeszcze zatrzymać. - Proszę... - mruknęła zmieszana.
   - A co cię tak nagle zaczął interesować Adler? Chyba już dawno dałaś mu do zrozumienia, że ma się bujać, bo ty wolisz dawać dupy innym.
Okej, sama siebie zaskoczyłam, nie byłam bowiem przyzwyczajona mówić ludziom tak nietaktownych i nieuprzejmych rzeczy. Ale muszę przyznać, że poczułam się jakoś tak lepiej.
      Po moich słowach nastała niewygodna cisza, która na dobrą sprawę do niczego nie prowadziła. Teraz już nas nie zatrzymywali, więc wyszliśmy z kina i udaliśmy się do Hell House.
Po drodze rozważaliśmy czy warto powiedzieć o tym i Stevenowi, i Lauren. Doszliśmy do wniosku, że... że kurwa nie wiemy.
  - Że też zawsze muszę wpakować się w czyjeś gówno - warknęłam pod nosem i w tym samym momencie wdepnęłam w psią kupę. Nie no, to chyba jakiś żart. - Kurwa!
Saul parsknął głośno śmiechem, ale zaraz się opamiętał i posłał mi tylko przepraszającą, aczkolwiek nadal rozbawioną minę.
  - Mam propozycję nie do odrzucenia.
  - No słucham? - Prychnęłam wycierając zniesmaczona buta o trawę.
 - Jak wrócimy do domu, weźmiemy wspólny prysznic, napijemy się Danielsa, którego schowałem pod łóżkiem i urządzimy sobie maraton seksu. - Przedstawił mi swoją ofertę wyglądając przy tym jak ci kolesie z telewizji, którzy próbują opchnąć staruszkom najlepszy mikser pod słońcem.
Kupiłam to.













~Z perspektywy Axla~



 - Dlaczego mi o tym kurwa nie powiedziałaś?! Dlaczego?! - Wrzasnąłem, ale widząc jak moja siostra z minuty na minutę blednie, wziąłem głęboki oddech i spróbowałem się nieco opanować. - Nie no, kurwa, nie mogę! - Nie wyszło.
  - Co tu się... - Drzwi uchyliły się i do pokoju zajrzała ostrożnie Julie. Nie była chyba pewna czy może zrobić krok do przodu i wcale jej się nie dziwię. Teren przypominał bowiem pole minowe, a głównym zagrożeniem byłem w nim ja. Jeśli spróbowałaby się tylko niepotrzebnie wtrącić, to przysięgam - wybuchnąłbym i nie skończyłoby się to dla niej za dobrze.
Ku zdziwieniu zarówno mojemu, jak i blondynki, Amy rzuciła się z płaczem w jej stronę i sama wciągnęła ją do pokoju trzymając kurczowo jej dłoni.
  - Błagam cię, Julie! Powiedz mu, żeby był cicho! - Zaczęła jęczeć w przerwie między spazmami płaczu.
   - Zapomnij! - Krzyknąłem. - Pójdę do tego kutasiarza i powiem mu co o nim myślę! Mało tego, obiję mu ten jebany ryj!
   - Zamknij się wreszcie, błagam! Ju... Julie, proszę cię, proszę powiedz, żeby nigdzie nie szedł, Julie błagam cię...
  - Dokąd niby? O co tu chodzi? - Wypytywała kompletnie skołowana. Wiele bym dał, żeby nie była świadkiem tej sceny, ale o to mogłem mieć pretensje tylko i wyłącznie do samego siebie. W końcu to ja ją tu przywiozłem.
Amy przyłożyła palec do buzi i spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem. Obok natomiast chodził w kółko i trzymał się za głowę Stuart, na którego zaraz naskoczyłem.
   - A ty?! Wiedziałeś, tak? Pozwalałeś żeby ten chuj robił jej krzywdę, tak? - Mówiłem przez zaciśnięte zęby.
   - Bill, zostaw go! On mi poma... on mi zawsze próbował pomóc! Ale za każdym razem obrywał... - Tłumaczyła go Amy, kładąc rękę na jego ramieniu.
   - Trzeba mu się było postawić! - Warknąłem. Naprawdę nie wiem jak oni mogli sobie na to pozwalać. To już nawet nie jest kwestia charakteru czy temperamentu. Tak się zwyczajnie nie pozwala traktować, tego się kurwa nie toleruje.
      Stuart zacisnął usta w cienką linię i wyglądał jakby zastanawiał się co mógłby powiedzieć. Po paru sekundach przyjął jednak zrezygnowaną minę i usiadłszy na kanapie schował twarz w dłoniach. No prawdziwy facet, nie ma co.
W momencie gdy miałem wypuścić kolejną wiązankę przekleństw i gróźb, z dołu dało się usłyszeć dźwięk przekręcanego zamka, a następnie otwieranych drzwi. Poczułem jak krew we mnie wzbiera i automatycznie rzuciłem się w stronę schodów.
 - Nie! Bill, błagam! - Amy chwyciła mnie z całej siły za rękaw i próbowała zawrócić do pokoju. Przez chwilę spoglądałem na nią bez grama zrozumienia, ale później... Nie, nadal nie pojmowałem jej toku myślenia. Kiedy zaś miałem odwrócić się z powrotem i zrobić to co do mnie należało, Julie wepchnęła mnie do tego zasranego pokoju i zamknąwszy drzwi zagrodziła je i skrzyżowała ręce na piersiach.
   - O co do kurwy nędzy tu chodzi?! Ta beczy, ten trzyma się za łeb, a ty zachowujesz się jak czubek wypuszczony z psychiatryka! Albo mi to któreś z was wytłumaczy, albo... Albo nie wiem co kurwa! - Machała rękoma obrazując tym swoją dezaprobatę, która na dobrą sprawę wprawiła naszą trójkę w zdziwienie. Na parę sekund zrobiło się tu nawet cicho. Amy pociągnęła nosem i wbiła we mnie jeszcze raz błagalne spojrzenie. Szybko odwróciłem jednak wzrok, bo nie miałem ani siły, ani ochoty trzymać języka za zębami. Jej wcześniejsze słowa pulsowały niebezpiecznie w moich skroniach i sprawiały ogromny ból. I jeszcze większą wściekłość. Myślałem, że zaraz eksploduję, wysadzę tą chatę w powietrze. Nie mogłem się uspokoić, pohamować, przełknąć faktu, że...
   - Mój ojczym, pastor roku, skurwiel i hipokryta, dotykał moją siostrę, a własną córkę... - Cedziłem powoli zaciskając przy tym mocno pięści. - Wszystko zniosę... To, że mnie bił, gnoił i wyzywał... Ale to, że leje mojego brata i molestuje siostrę... Odsuń się, Julie... Muszę wpierdolić temu łajdakowi - dokończyłem w miarę spokojnym tonem (naprawdę nie wiem jak mi się to udało), cały czas nie odrywając wzroku od blondynki, której oczy delikatnie się zaszkliły, a złość wypisana na twarzy zamieniła się w nieprzyjemne zaskoczenie.
   - Nie, proszę cię Bill, to nic nie zmieni! Nie chcę żebyście znowu się kłócili, proszę... - mamrotała ściszonym głosem Amy. Zignorowałem to i czekałem aż moja dziewczyna mnie przepuści. O dziwo nie trwało to długo. Jej oczy niebezpiecznie zaiskrzyły i dałbym sobie rękę uciąć, że nie wypowiedziawszy ani jednego słowa chciała mi powiedzieć, abym porządnie mu wpierdolił. Ot takie czytanie w myślach.
     Zszedłszy na dół wparowałem do kuchni, w której ten łajdak popijał sobie herbatkę, czytając przy tym lokalną gazetę. Ciekawe jakie głupoty tym razem były w niej umieszczone.
 - Wiedziałeś, że będą wyburzać kościół przy Elmwood Avenue? - Zapytał nie przerywając czytania.
 - Och - rzuciłem nie siląc się na ukrycie jak bardzo mnie ta sprawa wali i dopiero wtedy mężczyzna podniósł na mnie wzrok. Poprawił okulary na swoim nosie i odłożył gazetę na bok.
 - Coś chcesz?
 - O taaak... - Uśmiechnąłem się.
- Co do licha? Nie podoba mi się twój ton. - Swoim oburzeniem próbował chyba ukryć strach, który zresztą bardzo mnie satysfakcjonował. Role się odwróciły, staruszku. Kto tu teraz ma nad kim przewagę?
 - A wiesz co mi się nie podoba? - Usiadłem koło niego i postukałem palcami o blat stołu. - Że drzesz mordę na matkę...
  - Bzdura. - Przerwał szybko.
  - Że podnosisz rękę na Stuarta...
  - Czasem mu się należy - prychnął.
  - Że molestujesz Amy...
Staruszek przełknął ślinę i dziwnym trafem nie miał już nic do powiedzenia.
  - Nic na obronę? - Pokręciłem głową z udawanym współczuciem.
  - Nonsens, za kogo ty mnie masz?
Moja pięść od razu wylądowała na jego twarzy, w efekcie czego przewrócił się razem z krzesełkiem do tyłu.
  - Chcesz wiedzieć? - Zapytałem względnie spokojnie stanąwszy nad nim i oparłszy jednego buta o jego klatkę piersiową.
  - Za zboczeńca, śmiecia i kompletne zero. - Wymieniałem przenosząc ciężar na nogę, którą się o niego opierałem i sądząc po jego jękach - prawie łamiąc mu przy tym żebra.
  - To się zdarzyło tylko raz...
Kopnąłem go mocno w bok.
  - I kłamcę w dodatku!
        Później sprawy potoczyły się bardzo szybko. Nie jestem jednak w stanie odtworzyć wszystkiego, bo... Stało się ze mną coś dziwnego. Wpadłem w niesamowitą furię i nie zastanawiałem się co robię. Nie miałem żadnych hamulców i jak w amoku kopałem to ścierwo najmocniej jak się da. Pragnąłem, żeby już nigdy nie wstał z tej podłogi i nawet widok przerażonej matki, która zaniepokojona skomleniem tego fiuta zeszła na dół nie zmusił mnie do zaprzestania tej czynności. Byłem jak zacięty, MUSIAŁEM go tłuc.
Dopiero silne pochwycenie mnie przez Stuarta i Julie oderwały mnie od Stephena, choć naturalnie próbowałem im się wyrwać i przynajmniej jeszcze ten jeden jedyny raz dołożyć temu frajerowi. I tak zrobiłem.
   - Czy ty oszalałeś?! Patrz co narobiłeś bandyto! - Mama przykucnęła natychmiast przy swoim pożal-się-Boże mężu i spojrzała na mnie z wyrzutem. Zabolało. Dała mi jasno do zrozumienia, że nigdy nie będę dla niej na pierwszym miejscu. Zawsze będzie po stronie faceta, który źle traktuje i ją, i jej dzieci. Dlatego czasem nienawidzę kobiet. Nie rozumiem ich... Są pojebane.
     Bailey z pomocą matki podniósł się powoli z podłogi i zawiesił w powietrzu skierowany w moją stronę palec.
  - Zabieraj swoje rzeczy i tą twoją kurwę i wynoś się z tego domu, nie masz tu więcej wstępu... - wycedził, a we mnie wezbrała kolejna fala gniewu. Julie na jego słowa była w takim szoku, że nawet nie wiedziała jak mu się odgryźć, co przecież miała w zwyczaju robić. Postanowiłem ją jednak w tym wyręczyć i zamachnąłem się na niego z pięścią po raz kolejny.
Oddał mi, ale to nie miało najmniejszego znaczenia. Bał się mnie i ten fakt cholernie mi się podobał.
   - Pakujemy się - rzuciłem do blondynki i pociągnąłem ją na górę do mojego pokoju. Ach, przepraszam, ja już nie mam tu pokoju! Wielka strata...
     Pakowaliśmy się w pośpiechu, czyt. wciskaliśmy do walizek wszystko jak leci i wręcz zbiegliśmy ze schodów, kierując się następnie do drzwi.
Dziewczynie kazałem zajęć miejsce w samochodzie, a sam zacząłem pakować nasze rzeczy do bagażnika. Kiedy miałem go już zamykać poczułem jak ktoś dotyka mojego ramienia. Odwróciłem się i zobaczyłem zapłakaną twarz siostry. Przytuliłem ją do siebie z całej siły i zacząłem gładzić delikatnie jej włosy.
  - Wynajmę wam jakieś mieszkanie w LA, wyrwiecie się stąd, obiecuję... - Uspokajałem ją.
   - Wiesz, że nie musisz. - Pociągnęła nosem i oderwawszy się ode mnie wbiła we mnie smutne spojrzenie.
   - Muszę. I chcę. - Uśmiechnąłem się do niej delikatnie i pocałowałem ją w policzek. - Nie dajcie sobą pomiatać, Amy, dobrze?
Siostra przytaknęła krótko głową i jeszcze raz mocno mnie uścisnęła.
   - Jedźcie ostrożnie. - Dodała na odchodne i podeszła do stojącego przy werandzie Stuarta. Machnąłem do niego ręką, na co odpowiedział mi tym samym. Byłem na niego w pewnym stopniu zły, ale też nie mogłem go za to wszystko winić. Doskonale wiedziałem jak wyglądało wychowanie Stephena i jak ten człowiek potrafił niszczyć psychikę... Gardziłem nim.
 - Wypierdalamy stąd - oznajmiłem zajmując miejsce za kierownicą i wystawiwszy jeszcze środkowy palec w kierunku Bailey'a stojącego w oknie, odjechałem stąd z piskiem opon.











~Z perspektywy Izziego~


  - Raczy ktoś otworzyć te zasrane drzwi?! - Krzyknąłem na całą chatę przerywając tym samym grę. Dalsze dobijanie się do nich świadczyło chyba o tym, że nie, nikt nie raczy tego zrobić. No tak. Przecież Hudsonowie nie będą przerywać ostrego seksu (zaręczam, te odgłosy są co najmniej nienormalne) i schodzić na dół, skoro w pokoju niżej siedzi człowiek nie mający nic do roboty. Nieważne, że ten człowiek tutaj tworzy! Pisze nowy utwór. Wymyśla intro. Jemu się z pewnością nudzi i nie ma nic lepszego do roboty jak tylko otwierać drzwi jakiemuś pierdolonemu intruzowi. 
      Odłożyłem zrezygnowany gitarę na bok i szybkim krokiem udałem się w stronę tego pieprzonego hałasu. Otworzyłem gwałtownie drzwi i już miałem rzucić oschłe 'czego', gdy nagle zwalił się na mnie jakiś dwumetrowy debil. Kto do kurwy nędzy...
A, Duff.
 - Znowu się schlałeś? - Warknąłem zrzucając z siebie jego cielsko. Właściwie było to pytanie retoryczne. Kiedy ostatnio basista był trzeźwy? Z ręką na sercu oświadczam, że nie mam pojęcia!
Otrzepałem się szybko i chwilę potem spoglądałem na niego z góry. Tak metaforycznie rzecz biorąc to zawsze to robiłem, ale mniejsza.
McKagan zamiast się podnieść wolał chyba przytulać podłogę. Może szukał w niej wsparcia, kto go tam wie.
   - Zerżnąłem dziś dwie panienki, wiesz?
   - Gratuluję! Szkoda, że mnie to wali.
   - Ale za każdym razem wyobrażałem sobie, że to moja Kelly...
  - Jaka twoja? - Prychnąłem wywracając oczami, co nie za bardzo spodobało się temu tam w dole, bo złapawszy mnie za obie nogi, przewrócił na ziemię i przycisnął do niej, łapiąc mnie z całej siły za kołnierz. Rany, a to miał być taki spokojny wieczór...
Zerknąłem na niego ze znudzeniem i wyczekiwaniem. Jak chciał mi wjebać, to mógł robić to szybciej. Nieskoordynowane ruchy mu to jednak najwyraźniej uniemożliwiały.
 - Właśnie, że... - wysyczał, ale po paru sekundach usilnego zastanawiania się co tu dalej powiedzieć, w końcu mnie puścił. - Masz kurwa rację. - Westchnął i zostawiając mnie w spokoju postanowił wstać. W efekcie runął na podłogę z powrotem.
 - I widzisz do jakiego stanu się doprowadziłeś? - Zacząłem tonem matki, która patrzy z pogardą na swego syna-nieudacznika i biadoli nad jego marnym losem. Oczywiście robiłem sobie z niego jaja, ale McKagan chyba o tym nie wiedział. Rzeczywiście się chłopak przejął.
   - Jestem zerem - stwierdził dość tragicznie i spojrzał gdzieś w dal. Wyglądał jak nastolatek rozważający samobójstwo, po tym jak pokłócił się ze starymi.
   - Nawet mi cię nie żal... - Grałem dalej. Chociaż nie, naprawdę nie ruszały mnie jego problemy. Miałem swoje. Na przykład kłótnia z dziewczyną. Związek na odległość to jednak beznadziejna sprawa, zacząłem powątpiewać czy to w ogóle ma jeszcze jakiś sens. Tym bardziej jeśli dzwonię do niej, żeby zapytać się co u niej słychać, a słuchawkę podnosi jakiś facet. I mimo że przedstawia się jako jej kolega, nie chce mi się w to zwyczajnie wierzyć. No, a że wyraziłem swoje wątpliwości, Berry uznała, że skoro nie mam do niej zaufania, to jak mogę mówić, że ją kocham i bla bla bla. Po tej telefonicznej sprzeczce, to nawet zacząłem rozmyślać, czy aby nie była jej ona na rękę. Może od dłuższego czasu chciała ze mną zerwać tylko szukała dobrego powodu, takiego, który zwalałby winę na mnie? No jasne, nieufny facet gorszy od niewiernej laski, bezapelacyjnie. Cholerne baby.
Wracając! Problemy sercowe Duffa McKagan'a w ogóle mnie nie interesowały. Może dlatego, że powątpiewałem w istnienie tego narządu u wyżej wspomnianego osobnika. Ewentualnie był on razem z mózgiem i żołądkiem wyżarty przez wódę.
   - Idę skoczyć z mostu - oznajmił dramatycznie.
  - To powodzenia, bo najbliższy jest jakieś dwadzieścia minut drogi stąd, a ty nie potrafisz zrobić nawet jednego kroku.
  - A to chuj... - Westchnął i na czworakach doczołgał się do salonu. Zamknąłem drzwi i poszedłem za nim. - Zrobisz mi kawy?
Postukałem się palcem po czole.
   - To może chociaż pomożesz mi przenieść się do pokoju?
Zerknąłem na górę, gdzie znajdował się pokój basisty. Hm... Dwadzieścia stopni do pokonania z uwieszonym na tobie pijanym dryblasem?
   - Nie.
W tym samym momencie na dół zbiegła owinięta w kołdrę Camille. Na widok zalanego w trupa McKagan'a przybrała zmartwioną minę.
  - Boże, biedaku! Znowu jesteś pijany! Poczekaj chwilę! Ubiorę się i pomogę ci się przenieść na łóżko. Izzy, co tak stoisz?! Wstawże wody, trzeba mu zrobić kawy! Zaraz wracam!
Wbiegła z powrotem na górę, a ten kretyn spojrzał na mnie z szyderczym uśmieszkiem.
   - Ja pierdolę... - wymruczałem tylko i wstawiwszy tą pieprzoną wodę, ruszyłem natychmiast do swojego pokoju. Zamknąłem się w nim na klucz, na wszelki wypadek zabarykadowałem drzwi szafą i wróciłem do gry.









~*~

Jakiś tydzień temu rozważałam napisanie już ostatniego rozdziału, kogoś by się tam uśmierciło i po sprawie. Ale uznałam to za banalne! Poza tym co by nie było fajnie czasem wrócić do pisania. Jak ma się czas i wenę, które ostatnio dość mocno mnie zawodzą. Szczególnie to pierwsze! Także proszę mnie nie winić, bo naprawdę... Nie da się wszystkiego pogodzić. W każdym razie jeszcze trochę tu pobędę i nie planuję kończyć tego opowiadania zbyt szybko. Mam nadzieję, że mogę liczyć jeszcze na jakiekolwiek komentarze, ba, że ktoś w ogóle tu zajrzy, no i co...

Do następnego!


11 komentarzy:

  1. jeju, jak się cieszę że jeszcze nie kończysz! powodzenia w pisaniu następnego rozdziału i wiedz, że ktoś jeszcze na nie czeka

    OdpowiedzUsuń
  2. jestem tu od początku i nie na marne,nadal kocham tego bloga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej jestem tu nowa ale przeczytałam wszystkie opowiadania i są zaje****e!Życzę dużo weny i przedewszystkim CZASU!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Elegancko.. jak zawsze zresztą! U Ciebie rozdziały zawsze są na poziomie. Ostatnio było dosyć spokojnie, tym razem dużo się dzieje i bardzo mi się to podoba. Umiesz zadbać o równowagę w opowiadaniu - raz jest słodko i cukierkowato, innym razem jest spokojnie i melancholijnie (przy okazji niektóre opisy u Ciebie są takie ładne i refleksyjne, nie wiem jak to inaczej nazwać), a jeszcze innym razem jest dynamicznie i wiele się dzieje. Jestem ciekawa, co będzie dalej i co jeszcze tutaj wpleciesz. Życzę dużo weny i jeszcze więcej wolnego czasu! c:

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeju kocham te gify😂 Sorry, musiałam. I fajnie, że jest kolejny rozdział. Weny życzę

    OdpowiedzUsuń
  6. No i jest po tak długiej przerwie wreszcie jest nowy rozdzial, świetnie :) ♥ ciesze sie bardzo bo tesknilam w chuj za tym opowiadaniem. Rozdzial super jak zawsze. Uwielbiam twój sposob pisania, niesamowicie działa na wyobraźnię. Pozdrawiam
    Bad_Janet

    OdpowiedzUsuń
  7. Julka mam pytanie jedziesz na koncert w czerwcu?

    OdpowiedzUsuń
  8. Pytam bo sama jestem ich fanka (Mam na imie Justyna milo mi ��), bardzo chciałabym jechac ale nie sama a mam do zalatwienia bilety pod scena strefa GC EE. To jest moj mail: tinsel@op.pl
    Jesli chcesz to napisz do mnie, podam ci moj nr tel to bysmy sie zgadaly jakos. Milo by bylo Cie poznac :) ja jak mysle o tym koncercie to mi nogi wrecz miekna:) szkoda tylko ze chłopaki nie maja juz po dwadziescia pare lat...

    OdpowiedzUsuń
  9. Czekałam, czekałam i jest. Świetny, jak zawsze! Dziękuję, kochana i nie kończ opowiadania, póki masz wenę. Carla.

    OdpowiedzUsuń
  10. Po prostu kocham Twoje opowiadania.
    Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdzialy!!!!
    Życzę dużo weny i co najważniejsze CZASU ;)

    OdpowiedzUsuń