poniedziałek, 18 lipca 2016

Wake up... time to die! [36]







~Z perspektywy Izziego~


     - Pierdolę, zaraz wsiadam w pieprzony samolot i lecę do Nowego Jorku - burknąłem spoglądając ni to z zazdrością, ni to z rozbawieniem na Duffa, a raczej jego wykrzywioną w ekstazie minę. Sukinsyn siedział rozwalony na klubowej kanapie, a pod stolikiem jakaś laleczka odstawiała blow job, na które bądź co bądź sam miałem cholerną ochotę. Dla jasności! Nie miałem na myśli tego, że marzyło mi się ciągnięcie druta. Marzyło mi się, żeby ktoś ciągnął mojego.
Rany, Izzy, robisz się prostacki i zboczony jak cała ta banda.
Wszystko przez tą pieprzoną, łóżkową abstynencję! Jestem tylko facetem, nie?
  - Co, bzykać ci się chce? - Duff pokiwał znacząco brwiami, po czym parsknął kpiącym śmiechem, który poprzedziło głośne westchnięcie.
  - Ktoś mnie wołał? - Usłyszałem za sobą znajomy, nieco piskliwy głos i zanim zdążyłem się odwrócić jego właścicielka władowała mi się na kolana.
  - Spierdalaj, Betsy. - Zaśmiałem się spychając ją z siebie, na co ta wzruszywszy ramionami usiadła sobie na Adlerze. Ten nie protestował.
    Betsy lubiłem posuwać kilka lat wcześniej, kiedy nie miałem jeszcze żadnych poważniejszych zobowiązań wobec innej dziewczyny. W sumie to wszyscy lubiliśmy ją posuwać. Nawet tego samego dnia. Tego samego wieczoru.
Cóż, dziewczyna prawie w ogóle się nie męczyła, sama wołała o więcej, to co mieliśmy jej odmawiać?
Jedyną wadą tej jej... otwartości, że tak to nazwijmy, był fakt, że wszyscy w tamtym czasie musieliśmy zmagać się z chorobami wenerycznymi, które Betsy i jej równie łatwe koleżanki z pewnością roznosiły.
Mówi się trudno.
 - Co ty, gej? - Rzuciła w moją stronę nawijając sobie kosmyk włosów Popcorna na palec.
 - Skarbie, przy jego rozporku może majstrować tylko jedna dziewczyna. - Wytłumaczył jej, w międzyczasie wkładając dłoń pod jej sukienkę.
 - Ach, rozumiem. - Udała przejętą, po czym wybuchła podobnym śmiechem co McKagan przed minutą. - Biedaczek udupiony. - Dodała sztucznie smutnym głosem i zerknęła na mnie z politowaniem.
  - A to niby czemu? - Zapytał Slash, który dopiero co wrócił z kibla i zjawił się koło naszego stolika.
 - Bo musi zachowywać wstrzemięźliwość. - Zachichotała, na co ja przewróciłem oczami.
  - On też, i co? - Kiwnąłem na gitarzystę, który nie za bardzo wiedząc o co nam tak właściwie chodzi, machnął tylko dłonią i usiadł na swoim wcześniejszym miejscu.
  - Chłopcy... Dziewczyny nie ściany, można je przesunąć. - Zatrzepotała rzęsami i jakby chcąc poprzeć swój argument, odpięła parę guzików jej i tak mocno dopasowanej sukienki, ażeby ukazać nam swój sporej wielkości biust. - Duszno tu.
 - Tak, tak - prychnąłem, po czym wymieniwszy się z Hudsonem porozumiewawczym spojrzeniem, zaczęliśmy olewać tą małą zołzę. Było to jednak dość ciężkie zadanie, biorąc pod uwagę fakt, że po chwili zaczęła jebać się ze Stevenem - tu, przy nas.
Czułem się jak w pieprzonej komunie hipisowskiej.
  - Zaraz chyba wrócę do domu - wybełkotał gitarzysta. - Albo i nie.
Posłałem mu pytające spojrzenie.
  - Nie wiem czy moja będzie chciała mi dać, różnie to ostatnio bywa.
Czyżby? Przedwczoraj nie mogłem przez was spać, bo macie kurwa pokój nade mną.
 - Oho, Rudy ma miesiączkę. - Czknął. Powędrowałem wzrokiem w kierunku drzwi i zauważyłem, że w naszą stronę rzeczywiście zbliża się humorzasta rudowłosa, z wypisanym "ja pierdolę, kurwa mać" na twarzy. Hej, ale czy to nowość?
 - Jest i mój ulubiony! - Pisnęła Betsy po skończeniu zabawy z perkusistą i poprawiwszy swoją miniówę doskoczyła do Rose'a. Axl z uwieszoną na jego ramieniu panienką przyklapnął sobie obok mnie i zawoławszy kelnerkę, zamówił... butelkę wódki.
  -   Aż tak? - Parsknąłem.
  - Wkurwiłem się - wymamrotał zdenerwowany.
 - To ja pomogę ci się odprężyć. - O swojej obecności dała znać nasza kochana Betsy.
 - Co się znowu stało? - Zapytałem ignorując dziewczynę. Rose też był teraz za bardzo pochłonięty swoim nastrojem albo jego przyczyną, żeby zwracać na nią uwagę.
 - A szkoda kurwa gadać - odparł krótko i zaraz zaciągał się nerwowo odpalonym dopiero szlugiem.
Nie wnikałem, bo raz, że wyciąganie na siłę informacji z Axla było co najmniej samobójczym zachowaniem, a dwa? Guzik mnie to tak naprawdę obchodziło. Z doświadczenia wiedziałem, że to co wydawało mi się błahe, wręcz głupie - dla niego stanowiło podstawę do zrobienia afery i szumu na całe miasto.
 - O kurwa... - Duff już tu powoli schodził.
- A jemu co? - Skrzywił się Rudy, ale zajrzawszy pod stolik odpowiedział sobie na swoje pytanie sam.
 - Mogę zrobić ci to samo... - Zamruczała, tak, Betsy. Panienka nie dawała widać za wygraną.
  - Najgorsze jest to, że chcąc nie chcąc zawsze to ty wychodzisz na tego złego! - Kontynuował. Widocznie komuś tu się zebrało na żale. Okej, wolałem już chyba słuchać jego użalania się niż patrzeć na roznegliżowane laski, które przecież na skinięcie mojego małego paluszka mogłyby mi zrobić dobrze. Jezu, Izzy, skończ już.
Pokiwałem głową dając przyjacielowi do zrozumienia, że świetnie go rozumiem. Na dobrą sprawę nie rozumiałem, ale nie chciałem żeby poczuł się lekceważony. - A to kurwa ona jest zła. Sama się doigrała... - mamrotał teraz to już chyba raczej sam do siebie.
  - Czyli przez najbliższy tydzień będziecie na siebie warczeć, a potem pogodzicie się w łóżku. - Podsumowałem i upiłem łyk swojego drinka.
 - Nie, bo kazałem jej wypierdalać - fuknął, dość oschłym głosem. Wszyscy (nawet Duff, który całe swoje skupienie poświęcił przecież tej pannie spod stołu) zerknęliśmy na niego zdziwieni. W tym negatywnym sensie.
 - Nie przesadzasz trochę? - Ośmielił się wtrącić Steven.
 - Jasne, że nie! Dobrze lasce powiedział! - Betsy... serio?
 - Zamknij ryj lafiryndo i idź poszukać fagasów przy innym stole, bo już mi działasz na nerwy - odezwał się nagle Slash. Panienka musiała mu chyba sprzedać w przeszłości niezłe wszy, bo chłopak rzeczywiście jej nie trawił.
    Betsy jak to Betsy, udała, że go nie słyszy i mieliła jęzorem dalej, stale próbując namówić Rudego na numerek. Również podirytowany jej gadką miałem ochotę krzyknąć do Axla, żeby ją w końcu wyruchał, ale stwierdziłem, że pewnie nie będą chcieli pofatygować się do kibli i zrobią to tutaj, a tego bym już nie zniósł, o nie.
    Slash i Betsy coś tam się jeszcze przekomarzali, jednak nie zwracałem na nich większej uwagi, bo zauważyłem przy barze pewną znajomą postać.
Na nieszczęście nie była ona sama, a z kimś płci przeciwnej, co jeszcze bardziej wprawiło mnie w niezadowolenie, ale i zakłopotanie.
  - Cholera, patrz... - Kopnąłem Duffa pod stołem w nogę (laska od blow job zrobiła już co swoje i gdzieś się ulotniła), po czym kiwnąłem głową w kierunku tych dwóch osób. Blondyn odwrócił głowę we wskazanym przeze mnie kierunku i po ogarnięciu sytuacji sam przeklął pod nosem.
Przy barze siedział bowiem zdaje nam się cichy obiekt westchnień Adlera, czyli niejaka Nathalie, która z tego co mi było wiadomo została panienką do towarzystwa w nocnym klubie. Nasz pałkarz co prawda zarzekał się, że drobna brunetka już go nie interesuje, ale my mieliśmy nieco odmienne zdanie. Przebywaliśmy ze sobą już dobre trzy lata i w jakimś stopniu każde z nas umiało czytać  sobie w myślach. A myśli Popcorna jeśli nie skupiały się w danym momencie na alkoholu, zielsku, seksie czy muzyce, krążyły bezapelacyjnie wokół tej małej.
Niestety nie działało to widać w dwie strony, bo sądząc po jej spojrzeniu, stale skierowanym na twarz jej rozmówcy i drobnym uśmieszku - jej myśli krążyły akurat wokół innego osobnika niż Steven. I poniekąd było mi go nawet trochę żal.
   Korzystając z okazji, że Adler jeszcze ich nie zauważył, postanowiliśmy szybko zadziałać. Duff zaproponował pójście do innego klubu, ja objąwszy Popcorna ramieniem i tym samym odwróciwszy go tyłem do tamtej dwójki odpowiedziałem, że to świetny pomysł, a Slash - choć tego nie było w planie, zawtórował mi, bo miał już dość towarzystwa Betsy. Axlowi było o dziwo wszystko jedno.
    Dopiliśmy więc szybko resztki naszych trunków i ruszyliśmy do wyjścia, zostawiając przy barze Nathalie i jakiegoś fagasa w spokoju. Reakcja Popcorna na ich widok mogłaby im go bowiem zaburzyć...


     








~Z perspektywy Camille~


        Zabawne, że w momencie gdy człowiek wreszcie zaczyna widzieć w sobie przemianę, gratuluje sobie wytrwałości i jest pewien, że nigdy więcej nie powróci do wcześniejszych nawyków, nagle ni stąd, ni zowąd dochodzi do sytuacji, w której nie idzie postąpić inaczej jak... jak to się robiło zawsze. Dociera do nas, że w gruncie rzeczy żadni z nas twardziele, bo tak było w moim przypadku, a miękkie serducho i wrażliwość w stosunku do innych ludzi to cechy wrodzone - słabości, z którymi chyba nawet nie warto walczyć. Walka równałaby się bowiem wyrzutom sumienia i ciągłemu poczuciu, że może jednak powinniśmy postąpić inaczej i... Chyba nie o to w tym wszystkim chodzi, prawda?
Jason i Lauren - miałam ich gdzieś. Ich problemy nie mogły być moimi problemami, co wmawiałam sobie do upartego aż wreszcie nadszedł dzień, kiedy poszłam do pracy i na błagalne spojrzenie Browna odpowiedziałam oschłym 'nie mam dziś czasu'.
Sukces.
Slash? Przez ostatnie dwa tygodnie kłóciłam się z nim o jego wierne fanki, które miały niewyobrażalny tupecik. Saul uważał oczywiście, że jak zwykle przesadzam i powinnam wreszcie przestać się nimi przejmować. I proszę, pewnego dnia przestałam się kompletnie przejmować. Jakaż była moja satysfakcja, kiedy to role się odwróciły i teraz to on chodził przejęty tym, że ja się nie przejmuję!
Sukces.
Inaczej było w przypadku mojej przyjaciółki, którą powoli chciałam przestać tak nazywać, bo co to za przyjaciółka, która nie raczy się do ciebie odezwać, ma cię najwyraźniej w głębokim poważaniu, a moje uwagi wynikające z troski o nią tylko ją denerwowały? Powiedziałabym żadna. Zapomniałam o niej. Teoretycznie. Byłam skłonna stwierdzić, że przy najbliższym spotkaniu z nią, o ile do takiego miałoby w ogóle dojść, będę zimną suką i nie wykażę za krzty zainteresowania jej życiem. 
I tutaj powinnam była wspomnieć o kolejnym sukcesie, ale wszystko szlag trafił, gdy w moje ramiona wpadła ledwo trzymająca się na nogach blondynka, z podbitym okiem i pijanym uśmiechem, który przypominał raczej grymas, taki jaki maluje się na twarzy przed wybuchnięciem płaczem.
Nie byłam w stanie być na nią zła. Nawet trochę. Byłam za to wściekła na tego, kto zrobił jej krzywdę. Ba, chciałam wyrządzić mu jeszcze większą.
- Chodź... usiądziemy... - złapałam ją pod ramię i podreptałam z nią na kanapę, na którą ta szybko opadła. - Przyniosę ci wody.
- Chyba wódy. - Parsknęła, ale zaraz przestała się śmiać i marszcząc brwi złapała się za głowę.
- Wódy to ty już masz dość - rzuciłam. - Kto ci to zrobił? – Zapytałam, mimo że chyba znałam odpowiedź, po czym przykucnęłam obok przyjaciółki i przyłożyłam do jej oka zimny lód. Blondynka zacisnęła usta w wąską linię i przymknęła na chwilę oczy. Miejsce na jej skórze dopiero miało robić się sine. Na razie było przekrwione, co oznaczało, że oberwała dość niedawno.
- Czy to pytanie retoryczne? – Zaśmiała się sztucznie.
Owszem... To było pytanie retoryczne, choć wolałabym, żeby takim nie było. Nie chciało mi się wierzyć, że on może jej to robić. Z drugiej zaś strony wiem, że nie kłamała. Ani ona, ani Duff, który nawet wcześniej niż ja domyślił się prawdy.
Okej, Axl był nieprzewidywalny, wpadał czasem w okropne furie i zachowywał się jakby nie był sobą, ale… Właśnie, ale co? Skoro zamieniał się w nieokrzesanego furiata, to nie był zdolny do bicia swojej dziewczyny? Nieważne jak bardzo ten fakt mi się nie podobał, prawda pozostawała prawdą. Mój przyjaciel bił moją przyjaciółkę. Czy w takiej sytuacji mogłam więc nazywać go swoim przyjacielem? Paradoksalnie... Chyba tak.
Nieraz miałam okazję przekonać się, że Rose to człowiek, który nie odwróci się do ciebie plecami i pomoże ci, nawet jeśli owa pomoc miałaby graniczyć z cudem lub być dla niego kompletnie nieopłacalna. Wystarczyło słowo, a on mógł sprać każdego osobnika, który sprawił ci jakąkolwiek przykrość. W dodatku był świetnym rozmówcą, potrafił słuchać, potrafił i ciekawie opowiadać. Był empatycznym, wrażliwym facetem – tak, pozory mylą. Pod skorupą chojraka kryła się naprawdę normalna, wartościowa osoba.
Dlaczego więc teraz sam kazał mi siebie nienawidzić? A może to po prostu kolejny przypadek,  w którym powinnam odsunąć się na bok, bo to NIE MOJA SPRAWA? Ech, moja, nie moja… Co za różnica, nie mogłam tak tego zostawić. Nie i koniec.
- Jak często cię bije? – Wykorzystując fakt, że dziewczyna jest pijana, a nie od dziś wiadomo, że alkohol to najskuteczniejsza metoda aby wyciągnąć z drugiej osoby wszelkie sekrety, które dusi się w sobie i które nigdy miały nie wyjść na światło dzienne, zadałam to niewygodne pytanie.
- Jak się bardzo zdenerwuje – wybełkotała szybko.
- A jak często się tak… denerwuje? 
Nie powiem - bałam się odpowiedzi.  Rudowłosy z pewnością nie był oazą spokoju. 
Julie zaśmiała się w głos. Śmiech ten okazał się wkrótce jedyną odpowiedzią, jaką miałam otrzymać. No tak, nad czym tu się rozwodzić. Bije jak jest bardzo zdenerwowany, tyle wystarczy. W głowie słyszałam prychnięcie mojej trzeźwej przyjaciółki i pytanie zadane sarkastycznym tonem: "Myślisz, że liczę takie sytuacje?
Może powinnaś, kochana, może powinnaś… Jeden czy dwa razy – to da się jeszcze chyba wybaczyć, ale jeśli ilość takich incydentów przekracza granicę zdrowego rozsądku i bezustannie się powtarza – o nie, to już jest niewybaczalne.
Nie, wróć. Gdyby to Slash podniósł na mnie rękę, zostawiłabym go już po pierwszym takim incydencie. Przecież to jedna z najbardziej upokarzających, ale i absurdalnych rzeczy jakie ukochana osoba może ci zrobić! Mało tego! Jeśli była zdolna zrobić to raz, to nie będzie zdolna tego powtórzyć? Oczywiście, że będzie. Nie wchodzi się do jednej rzeki dwa razy, tak?
Tak czy inaczej moja przyjaciółka wchodziła do tej samej rzeki nie drugi, nie trzeci, pewnie i nie czwarty raz. Sama zresztą kibicowałam tej parze po ich pierwszym, jakże długim zresztą rozstaniu. Sądziłam, że są zwyczajnie dla siebie pisani – jakkolwiek głupio i naiwnie to brzmi. Pomyliłaś się, Cam!                                                                    Pomyliłam, niestety.
- A powiesz mi o co tym razem się tak zdenerwował? I czemu na litość boską jesteś zalana w trupa? – Westchnęłam zerkając na nią z politowaniem, ale i troską. Dawno nie widziałam mojej przyjaciółki w tak kiepskim stanie.
- Muuuszę? – Jęknęła przeciągle, gapiąc się tępo w sufit.
- Nie. Ale wtedy do niego pójdę i sama się dowiem. – Wiedziałam, że będzie to dobry argument, bo Julie zaczęła mówić od razu.
- Pamiętasz tego kolesia… no tego z klubu?                               Huh?
- Byłyśmy wtedy we Florydzie, pfu, na Florydzie. Nie, nie, nie! – Potrząsnęła gwałtownie głową. – Co ja kurwa pieprzę… - No ja właśnie nie wiem, kochana. – W Nowym Jorku! Koleś od zdjęć. Znaczy się nie, nie. Od modelingu. Poszukiwacz modelek. – Zaśmiała się krótko, chyba sama nie wiedząc z jakiego powodu. Koleś od modelingu… Ta, coś tam zaczęło mi świtać. Skinęłam głową.
- No. To zadzwoniłam do niego jakiś czas temu i załatwił mi robotę. Chcesz też? Pytał i o ciebie. – Wyszczerzyła się.
- Eee… Do rzeczy, załatwił ci robotę i co? – Dociekałam.
- Ale ja mówię poważnie, zostań modelką!
- Julie, kurwa, na razie nie szukam roboty, mów co z nim. – Ponagliłam ją lekko zirytowana.
Zganiłam się za to w myślach, ale skręcała mnie od środka nie tylko złość na Rudego, ale i… ogromna ciekawość. Co koleś od modelingu mógł mieć z tym wszystkim wspólnego? Chyba nie… Ugh, kolejny raz byłam na siebie zła. Jak mogłam w ogóle pomyśleć o tym, że moja przyjaciółka – szanująca się dziewczyna, mogłaby zdradzić swojego faceta… Chociaż… Dość! Przestałam snuć te zdecydowanie męczące domysły i krzyżując ręce na piersiach, dałam znać swojej przyjaciółce, że czekam na  ciąg dalszy.
- Nie powiem – odparła nagle.
- Dlaczego nie?! – Oburzyłam się.
- Bo nie chcesz zostać modelką.                                                  Złapałam się za głowę. Miałam wrażenie, że prowadzę marną dyskusję z małą, rozkapryszoną dziewczynką, która żeby postawić na swoim zaczęła mnie bynajmniej szantażować.
Uległam. Po części.
- Okej! Przemyślę to…                                                                      Ehe, ja i modeling. Nonsens.
- Obiecujesz? - Uśmiechnęła się dość uroczo. Uroczo, mój Boże… Czy można być uroczą, będąc pijaną w trzy dupy i mając podbite oko?
- Obiecuję. – Westchnęłam i kładąc jedną dłoń na sercu, drugą uniosłam do góry. O tak, w razie jakby się jeszcze czepiała.
- Dobra, to mówię dalej… - wymamrotała, stając się przy tym wyjątkowo posępna. Mimo wszystko musiałam dowiedzieć się prawdy. Nawet jeśli była dla niej przykra i niewygodna. Cholera, jednak w każdym z nas tkwi egoista.
- Lucas, ten koleś znaczy się, załatwił mi jedną sesję, potem kolejne… Nadal mi je załatwia. Wciągnęłam się w to, naprawdę.
- Ale…?
- Właśnie nie ma żadnego ale, Cam. Rozpoczęłam karierę modelki, tyle. Kariera to może za dużo powiedziane. – Zaśmiała się cicho. – Ale chyba powoli idę w dobrym kierunku.
- I o to… o to się zezłościł? – Pytałam nie dowierzając. Przecież to chyba nie sesje pornograficzne, Julie by się na to nigdy nie zgodziła. O co więc tyle szumu? Nie powinien był przypadkiem cieszyć się z jej sukcesu?
- Nie powiedziałam mu o tym, jakoś nie było okazji. – Wzruszyła niedbale ramionami. – I… pech chciał, że dowiedział się o tym nie ode mnie, ale od Lucasa, który przed paroma godzinami do nas przyszedł, żeby powiedzieć mi o kolejnej sesji na jaką mnie umówił. Robił tak już wcześniej, tylko wtedy byliście w trasie… Nie zrozum mnie źle. Nic a nic mnie z nim nie łączy. Nic poza pracą. Ale Axl ma co do tego inne zdanie… Reszty się domyślasz, nie?
Przełknęłam ślinę.
- Jak tylko wyszedł, Axl rzucił się na mnie z mordą… Nie słuchał tego co mówię, krzyczał tylko, że na bank dawałam mu dupy pod jego nieobecność, że… te sesje to załatwia mi właśnie dlatego… bo się z nim puszczam. – Na koniec parsknęła kpiącym śmiechem. - Rozumiesz to? Ma mnie za kurwę… - Tym razem nie wiedziałem co wyraża jej mina – rozbawienie czy rozpacz? Myślę, że coś pomiędzy. A moja reakcja była bynajmniej podobna. Bo co robić w takiej sytuacji? Śmiać się czy płakać?
- On jest chorobliwie zazdrosny, Julie… - wydukałam kręcąc w niedowierzaniu głową. Przytaknęła krótko przyznając mi rację.
- Wybiegłam z mieszkania i poszłam do klubu się upić. Nawet nie obchodziło mnie to podbite oko, po prostu musiałam się napić… - mamrotała dalej. – A potem… Pewnie jakbym nie była po paru głębszych to nie odważyłabym się tu przyjść, ale że jestem po paru głębszych… - Spojrzała na mnie zaszklonymi oczami. Jakiś bodziec dał mi do zrozumienia, że powinnam natychmiast do niej podejść i mocno ją przytulić, co też bez żadnych wewnętrznych sprzeciwów uczyniłam. Poczułam jak w moim gardle powstaje ogromna gula, powiększająca się wraz z coraz głośniejszym szlochem Julie. Jej ciało niebezpiecznie drżało w moich ramionach i poczułam jakbym zajmowała się właśnie małą dziewczynką. Tym razem nikt nie zrobił jej na przekór, nikt nie wyrwał jej zabawki i nie chciał wyciągnąć od niej tajemnicy na skalę zjedzonego potajemnie ciastka – tym razem ktoś wyrządził tej dziewczynce ogromną krzywdę, nie tylko fizyczną, ale i psychiczną. A ja, niczym starsza siostra, zastanawiałam się tylko usilnie jak bardzo nadszarpnięta jest jej psychika, jak długo już to znosi, jak często ją to spotyka… Zastanawiałam się też czy nie powinnam teraz, nie zważając na późną porę, iść do tego pieprzonego dupka i nie wymierzyć mu takiego samego, pfu, pięć razy mocniejszego ciosu w tą jego ładną twarzyczkę. I pewnie zdecydowałabym się na ten krok, gdyby nie załamujący się głos mojej przyjaciółki:
- Tak bardzo się cieszę, że jesteś… Nie chciałabym być teraz sama… Strasznie cię przepraszam za moje ostatnie zachowanie, nie doceniałam cię, przepraszam… - Próbowałam ją uciszyć, szarpana tak jak i ona wyrzutami sumienia. – Naprawdę cieszę się, że cię mam…
- Ja też cię przepraszam – odpowiedziałam, sama się przy tym rozklejając i ścisnęłam ją mocniej. Nie skłamię jeśli powiem, że po tym wyznaniu poczułam się sto razy lepiej niż wcześniej. Poczułam zwyczajną ulgę. Miałam ją z powrotem po swojej stronie.
Zapewne gdyby wpadli tu teraz chłopcy, zaczęliby się z nas wyśmiewać. Rechotaliby, że robimy ckliwe scenki i że doskonale wiedzieli, że długo nie będziemy się na siebie gniewać. Pewnie mieliby pieprzoną rację, ale jednak cieszyłam się z faktu, że nie damy im tej satysfakcji. Julie usnęła mi na stojąco i jakieś dziesięć minut później położyłam ją na kanapie, przykrywając następnie kocem.
Dopiero potem do domu wpadła czwórka równie pijanych co blondynka rockmanów, którzy nawet jej nie zauważając powędrowali od razu do swoich pokoi. Został tylko Duff, chyba najbardziej trzeźwy z nich wszystkich, choć trzeźwy to chyba niezbyt odpowiednie słowo. Powiedzmy, że najlepiej z nich kontaktował i ogarniał otaczający go wszechświat.
Zauważywszy na kanapie blondynkę, której twarz odwrócona była akurat w naszym kierunku, przystanął naprzeciw i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
Uśmiechnęłam się krzywo. Nie miałam zamiaru opowiadać mu teraz o wszystkim, czego się dowiedziałam. Nawet nie wiedziałam czy mam do tego prawo – pewnie nie.
Na dobrą sprawę nie musiałam mu nic mówić. McKagan był szczególnie wyczulony na związek Julie z Rose'm. A podbite oko… Pewnie tylko utwierdziło go w przekonaniu, że oni nigdy nie powinni być razem.
- Przecież jakbym wiedział wcześniej, to bym mu dzisiaj zwyczajnie wpierdolił – skomentował, a chwilę później ruszył chwiejnym krokiem do siebie.











~*~

Ej sory tak na wstępie za ten dziwny układ tekstu, ale pisałam to w innym programie i tak mi się to skopiowało, peszek.
Jeśli powiem, że się wypaliłam czy coś w ten deseń, to będę nudna, bo takie stwierdzenie już się tu pojawiało i tak czy siak w końcu wracałam tu z nowym rozdziałem, tyle że po "nieco" nagannym czasie. U mnie wrzucanie regularnych postów zwyczajnie się nie sprawdza i musicie mi to wybaczyć albo, jeśli Was to męczy - przestać czytać to opowiadanie.                                   
Komentarze z pretensjami o moje długie przerwy są po prostu bezsensowne, bo nic nimi nie zdziałacie. Nie będę pisać na siłę, to chyba logiczne, nie?
W każdym razie nie musicie martwić się o to, że porzucę tego bloga, bo obiecałam samej sobie, że skończę to opowiadanie choćby miało się palić i walić, ot takie moje postanowienie.
Napisałabym, że teraz sporo czasu spędzę w domu, więc będę miała czas na pisanie, ale... Nie chcę żeby skończyło się tak jak zawsze, więc nic nie obiecuję.
To chyba tyle.
Komentujcie i do następnego.
Buzi!

           



9 komentarzy:

  1. Hej. Dawno u Ciebie nie komentowałam, ale regularnie czytałam. Cały czas sprawdzałam też, czy przypadkiem nie pojawił się nowy post. Nawet nie wiesz, jak się ucieszyłam, gdy go dziś ujrzałam ;-).

    Chyba trochę utknęłam... Dawno nic nigdzie nie komentowałam...

    Uwielbiam Twój styl pisania i każdy rozdział niesamowicie przeżywam. Nie będę wracała do poprzednich postów. Wiedz jednak, że wszystkie są fantastyczne.
    Jeżeli chodzi o ten rozdział, to muszę wręcz wspomnieć o formie, która początkowo irytująca, w perspektywie Camille stała się wręcz urokliwa. Zdecydowanie pasowało to do owej sytuacji. A przechodząc już do treści, to martwią mnie stosunki na linii Julia-Axl. Dlaczego? O ile zawsze wiedziałam, że Rose jest wybuchowy, kłócą się z Julie, ale z pewnością się pogodzą, a same kłótnie intrygowały mnie, to teraz oczekiwałam pewnej stabilizacji w ich życiu. Martwię się o tę parę. Cóż, nie będę jednak gdybać, a po prostu poczekam na ciąg dalszy.
    Jeśli chodzi o Izzyego, to naprawdę uwielbiam jego związek z Beth. Myślę, że bardzo dobrze oddałaś tu takie typowe męskie myślenie o sprawach, bądź co bądź, natury fizjologicznej.
    O! I jeszcze jedna postać, Nathalie. Ciekawią mnie po prostu jej przyszłe relacje ze Stevenem.

    Musisz mi darować ten beznadziejny komentarz, wyszłam z wprawy, choć chyba nigdy nie byłam w tym jakaś super, ale z pewnością było lepiej. :-)

    Jeżeli będziesz miała czas i chęć to zapraszam serdecznie na swojego bloga. Opowiadanie nie jest teraz oszałamiająco duże, ale rozdziały chyba są lepsze.

    Teraz nie pozostaje mi już nic innego jak życzyć Ci dużej ilości weny. :-D
    Do zobaczenia. Ola.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mega się cieszę, że pojawił się nowy rozdział. Jak zwykle zresztą świetny. Co tu dużo pisać? Czekam na kolejny rozdział, a Tobie życzę duuuużo weny i oczywiście miłych wakacji! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Siedzę w jakiejś zabitej dechami dziurze na Krecie i złapałam po kilku dniach internet, a tu niespodzianka! Zaraz znowu będę poza zasięgiem cywilizacji, ale zeskrinowałam cały rozdział, żeby móc na spokojnie przeczytać, a napiszę tylko tyle - nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę! ~~ Maja

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam ❤
    Ja moge czekac i rok na nastepny rozdzial, wazne jest to ze chcesz to wszystko ciagnac do konca :)
    Duzo weny ❤

    OdpowiedzUsuń
  5. Elegancki rozdział, ale u Ciebie rozdziały zawsze są eleganckie, więc no.. Życzę udanych wakacji i tyle, co tu dużo mówić. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Siemaneczko! Rozdział awesome tak jak zawsze jednak czuje nieco niedosyt (również jak zawsze;)) mam nadzieję że przerwa między rozdziałami nie będzie dłuższa niż miesiąc wiadomo że chciałabym kolejne rozdziały jak najszybciej lecz wiem że jest to awykonalne. Uwielbiam charaktery jakie wykreowalas tu Gunsom uważam też że są bardzo zbliżone do oryginału :) a i dziewczyny z opowiadania są świetne przezajebiste ! Śmiem nawet twierdzić że nawet trochę utożsamiam się z Julie. No to do następnego!
    Janet

    OdpowiedzUsuń
  7. Oczywiście, że nie ma co pisać na siłe. Oczywiście mam nadzieję, że w związku z wolnym czasem rozdział się pojawi, ale pisanie pod presją nic dobrego nie przynosi. Trzeba poczekać na wenę :)
    Szkoda mi tego Stradlina, bo biedny w celibacie teraz żyje haha. Ale jestem też z niego dumna. Brawo Izzy. Chociaż ty nie myślisz tym co masz w spodniach. Duff po ostatnich przeżyciach chyba się musiał trochę odstresować. Czyżby pani pod stołem mu pomogła? Raczej tak. No w sumie...Chciał dobrze, a mu się dostało. Takie to życie jest... Kurde. Duff wydaje mi się być pokrzywdzony, bo oprócz tego, że lubi sobie te laski zaliczać to szanuje dziewczyny, jest dobry i zasługuje w końcu na kogoś kto go nie zdradzi, kto go...pokocha. Romantico haha. Dobrze, że Cam z Julie się pogodziły, bo są przyjaciółkami. Prawdziwymi i nie powinno dochodzić między nimi do takich sytuacji. Rudy...Już myślałam, że z nim dobrze, że się ogarnął i docenił to co ma. Nie. Weź ty się wiewióro puknij w ten pusty łeb. Dobra, to może głupie, że mu nie powiedziała...Mogło to wyglądać podejrzenie, ale mógł ją wysłuchać zamiast robić awanturę i tym bardziej ją uderzyć. Znowu. Cam ma rację, że to takie upokarzające i Julie nie powinna mu wybaczyć za pierwszym razem. A to nie jest rzadka sytuacja. Wręcz przeciwnie. Z jednej strony czuje, że Julie powinna odejść, ale...Oni muszą być razem! Rudy ogarnij się, błagam. No i Steven też jest pokrzywdzony przez to wszystko...Jemu też potrzeba porządnej dziewczyny, a nie.
    Czekam już na nowy, mam nadzieję że będzie szybko. ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Rety, dawno mnie nie było o.o Ale spokojnie, full control, już biorę się za komentowanie!

    Ha, biedny Izzy :p Ale i tak jestem z niego dumna, bo choć celibat daje mu się we znaki, to dzielnie się trzyma. Oby tak dalej!

    Ta sytuacja z Betsy była całkiem zabawna xD Śmiechłam sobie.
    Ugh, nigdy nie trawiłam Pana Rudego (i w realnym życiu, i w ff), a w tym opowiadaniu zdecydowanie dajesz mi powody, by nie lubić go jeszcze bardziej. I lubić nie będę, choćby na uszach stanął. No jak można tak traktować swoją własną dziewczynę, no jak?! Halo, są pewne granice.
    A Slashu dobrze Betsy powiedział! :D

    Kurczę, szkoda mi Adlerka :c Ten typ jest strasznie pechowy. Pamiętam tą sytuację z jakąś panną z Francji, teraz Nathalie... Ech, nie ma on szczęścia, nie ma.

    Przykra sytuacja z Julie, ale szczerze mówiąc, wcale mi nie jest jej szkoda. No bo, kurczę, kto jej każe cały czas być z Rose'em, który robi jej takie rzeczy? Nigdy tego nie zrozumiem. Facet źle Cię traktuje, to odchodzisz, a nie zostajesz, bo przecież "łobuz kocha bardziej" albo "serce nie sługa". 
    A i Axl powinien zluzować. Chyba jego kobieta ma prawo przebywać w towarzystwie innych mężczyzn, prawda? No chyba że — a patrząc na niego to bardzo możliwe — ma zamiar zamknąć ją na cztery spusty i zabronić kontaktu z kimkolwiek z płci przeciwnej. 

    Bardzo utożsamiam się z Camille, bo czytając jej fragmenty mam czasem wrażenie, że czytam o sobie. Mamy podobne przekonania i ja również muszę być tym "głosem rozsądku", gdy moja przyjaciółka zachowuje się podobnie jak Julie.

    I wiesz co? Ja, mimo wszystko, widzę Julie z Duffem :) Chociaż pewnie dalej będzie ciągnął się jej związek z Axlem, to i tak team McKagan!

    A tak na marginesie, mówiłam już, że świetnie wykreowałaś bohaterów? Jeśli nie, to mówię, bo teraz, czytając ten fragment o Julie, miałam taki przebłysk. Wydają się tacy... Prawdziwi. Ludzcy, posiadający wady, popełniający błędy. I tak ma być, bo nikt z nas superbohaterem nie jest. Także wielki plus dla Ciebie :)

    Jejku, chyba bo takiej przerwie wyszłam z wprawy w pisaniu komentarzy ;-; Ale żałuję i postanawiam poprawę!

    No, to chyba tyle.
    Rozdział baaardzo mi się podobał.

    Pozdrawiam cieplutko :*

    OdpowiedzUsuń