niedziela, 14 lutego 2016

Wake up... time to die! [30]








~Z perspektywy Slasha~




    W pewnym sensie byłem chyba typem obserwatora. Może i sprawiałem nieco inne wrażenie, byłem raczej postrzegany jako koleś, który ma wszystkich w dupie i nie interesuje się życiem innych, skoro ma swoje. Jasne, byłem taki. Nie mieszałem się w sprawy innych, nie podejmowałem za nikogo decyzji i nie właziłem innym z brudnymi buciorami w życie. Sam nienawidziłem jak ktoś się niepotrzebnie wtrącał i dyktował mi co mam robić. Na takie zachowanie miałem niemałą alergię. 
Jednak obserwowanie ludzi zza burzy włosów nie miało chyba nic wspólnego z naruszaniem czyjejś prywatności, nie? Swoje oceny zostawiałem w końcu dla siebie.
W przeciwieństwie do mojej dziewczyny.
Tak, tu miejsce na głośne, pełne rezygnacji westchnięcie.
Od początku znajomości z nią wiedziałem, że ma coś, czego ja z pewnością nie mam i co w moim słowniku było raczej wadą, aniżeli zaletą. 
Mianowicie nadmierne przejmowanie się losem innych ludzi. Każdemu trzeba pomóc, każdy ma jakiś problem, któremu koniecznie powinno się zaradzić, każdy potrzebuje wsparcia i ona jest zmuszona wyciągnąć jako pierwsza pomocną dłoń. 
Naiwna, ale w jakimś też stopniu urocza cecha, która w każdym razie czasem mocno mnie irytowała. 
  - Kochanie, nie zbawisz całego świata. - Zwykłem mawiać wywracając przy tym oczami. 
 - Całego może i nie, ale jego małą część na pewno - rzucała poddenerwowanym tonem, co automatycznie informowało mnie, że tego dnia z pewnością sobie nie porucham. Będę musiał za to wysłuchiwać jakie to inni mają problemy i co my (tak, też oczywiście musiałem być w to wciągany) powinniśmy zrobić. Na ogół to ona wymieniała pomysły, ja tylko znudzony przytakiwałem, za co zostawałem ochrzaniany i utwierdzany w przekonaniu, że w ogóle w tym tygodniu sobie nie porucham. 
Co jeszcze potrafiłem zaobserwować u niektórych? A no to, że pewne jednostki nie chcą, a wręcz nienawidzą jak ktoś się wtrąca w ich sprawy, nawet jeśli robi to w dobrej wierze. I za wszelką cenę próbowałem to swojej dziewczynie wytłumaczyć. Ekhm. Jak grochem o ścianę. 
  - Jak ty z nim nie pogadasz, to ja to zrobię! 
Skrzywiłem się na samą myśl o tym. Wolałem zobaczyć ją jeszcze w całości. 
  - Dobra, dobra, już idę. - Jęknąłem i gasząc peta o popielniczkę wstałem z wygodnego fotela, z którego wcale nie miałem ochoty wstawać i ruszyłem do pokoju, do którego tym bardziej nie miałem ochoty iść. 
Po drodze zastanawiałem się czemu ja w ogóle jestem z Camille, skoro będąc singlem żyłoby mi się na pewno prościej. Z drugiej strony kto by mnie wyciągał co trochę z bagna jakim były narkotyki czy alkohol? 
Nie bądź hipokrytą Slash, bez tej jej dobroduszności, która tak cię niby wkurwia, mogłoby cię już na tym świecie nie być. 
  - Kurwa, baby. Z nimi źle, bez nich jeszcze gorzej - mruknąłem pod nosem władowując się do pomieszczenia zwanego... W sumie to nie wiem. Stały tu ze dwa stoły bilardowe, kanapa, barek z alkoholem, parę foteli i niezły sprzęt grający.
W środku zastałem tylko Axla i Izziego, nie miałem pojęcia gdzie wcięło resztę. 
Wparowawszy do środka spotkałem się z ich zdziwionymi minami. No tak, człowiek już nie może gadać sam ze sobą. 
  - A tobie co? Camille ci nie chce dać? - Rudy posłał mi złośliwy uśmiech. I ja miałem z nim rozmawiać? Podnieść na duchu bądź też zachęcić do przeprosin swojej dziewczyny?
Zmarszczyłem brwi i zastanowiłem się jak mógłbym mu się odciąć, ale jedyne co zdołałem wymyślić to:
  - Pieprz się. - Tak, wiem, bardzo oryginalny tekst. 
Axl zerknął na swój zegarek. 
  - O dwunastej w południe? Co prawda żaden mi to wyczyn, ale na panienki wolę chodzić wieczorem.
No przecież mówiłem, że nie ma sensu przeprowadzać z nim pogadanki, dlaczego nikt mnie nie słucha? 
Mam go teraz zgnoić za jego zachowanie? Co ja, jego matka? 
Jeśli facet myśli fiutem, a nie sercem, to znaczy, że raczej wszystko z nim w porządku. Może to ja potrzebuję pomocy?
  - Zgrywasz się czy tak szybko dałeś sobie spokój? - Odezwał się Izzy, za co mogłem mu być chyba wdzięczny. Miałem nadzieję, że odwali robotę za mnie. 
Z twarzy Rudego znikł cwaniacki uśmieszek. Zaczął przyglądać się uważnie brunetowi, w międzyczasie zgniatał w dłoni puszkę po coli, co nie tylko męczyło moje uszy, a nadawało całej sytuacji... Grozy? 
Sęk w tym, że zrobiło się dość niekomfortowo i nie wiem jak Stradlin, ale ja miałem wrażenie, że panicz Rose zaraz wybuchnie, a to tylko cisza przed burzą. 
  - Jest na odwrót. - Zaczął niezbyt dla nas zrozumiale. Co na odwrót? - Bez nich źle, a z nimi jeszcze gorzej. - Dokończył dość ironicznym tonem i zgniecioną już puszkę wyrzucił przez otwarte na oścież okno. 
  - Co za debil rzuca śmieciami z okien! - Dało się usłyszeć wrzask jakiejś pani w podeszłym wieku. Spojrzeliśmy się po sobie i parsknęliśmy śmiechem. 
  - Czyli co? Kończysz z nią? Jakoś trudno mi w to uwierzyć. - Ponowił temat Izzy. Wokalista udał obojętnego i wzruszając niedbale ramionami wyciągnął z kieszeni paczkę Marlboro. 
  - Nie ukrywam, łatwiej się dyma groupies pod jej nieobecność. - Zarechotał, ale nas ze Stradlinem zbytnio to nie rozbawiło. Ta, oboje byliśmy widać chorzy. Ewentualnie Rose był w tym momencie żałosny i albo zgrywał twardziela, albo rzeczywiście nim był. Jego złożona osobowość nie pozwalała mi tego jednoznacznie stwierdzić. 
  - A w ogóle co was to kurwa interesuje?! - No, wreszcie był chłopak w stu procentach sobą. 
  - Mnie nic a nic. Bardziej moją dziewczynę. No wiesz...
  - Damska solidarność? - Uniósł jedną brew do góry. Skinąłem głową. 
- Jedyna rzecz jaka mnie w pewnym stopniu martwi to to, czy po powrocie do LA nie zastanę w swoim mieszkaniu trupa. Zapach rozkładającej się ćpunki będzie ciężki do wywietrzenia. - Westchnął wypuszczając z ust dym. Spojrzałem na niego jak na idiotę. 
  - Co ty pierdolisz? - Izzy po raz kolejny tego dnia nieświadomie mnie wyręczył. Odpowiadało mi to, bo nie miałem ochoty na potyczki z Axlem, wolałem mieć do końca trasy święty spokój. A zaobserwowałem (ha, obserwator jak nic), że Stradlin jako jedyny z nas wszystkich mógł być w stosunku do Rudego szczery do bólu i nigdy mu się za to jakoś bardziej nie oberwało. Kwestia respektu jakim wokalista darzył rytmicznego czy może wieloletnia przyjaźń? A może to i to? - Nie zgrywaj większego dupka, bo to zaczyna być naprawdę idiotyczne. - Dodał po paru minutach niezręcznej (jednak nie dla Izziego) ciszy i spojrzawszy jeszcze na Rudego z pewnego rodzaju pogardą wyszedł z pomieszczenia zostawiając mnie z nim samego. Świetnie
  - Pójdę na te panienki, parę godzin w tą czy we w tę... - wymamrotał. Dobrze wiedział, że jego przyjaciel miał rację i nie za bardzo było mu to na rękę. Musiał więc wybrnąć jakoś z tej sytuacji, ale jak dla mnie, szło mu to dość nieudolnie. - Zaproponowałbym ci, żebyś poszedł ze mną, ale... - Tu kpiący uśmieszek. - Zapomniałem, że jesteś wiernym chłopcem. - Poklepał mnie po ramieniu i ruszył w stronę drzwi. 
  - I wcale mi z tego powodu nie jest wstyd, wręcz przeciwnie- odpowiedziałem i podszedłszy do niego również poklepałem go po ramieniu, wprawiając go w kolejne zakłopotanie. Dwie "porażki" za jednym razem?
Szykowały się ciche dni... 










~Z perspektywy Camille~ 


  - I co? Porozmawiałeś z nim? - Doskoczyłam do Saula, jak tylko znalazł się z powrotem w naszym pokoju. 
 - Trochę - rzucił. Cholera, jak mnie to denerwowało. Brak jakiegokolwiek zaangażowania z jego strony w sprawy, które dla mnie były sprawami istotnymi, doprowadzał mnie do obłędu. - Nie przejmuj się, przecież takie kłótnie to u nich norma. - Dodał ziewając, po czym walnął się na łóżko. Skrzyżowałam ręce na piersiach i posłałam mu mordercze spojrzenie, którego nawet nie dostrzegł, bo wlepił wzrok w telewizor. 
  - Ugh! - Wydałam z siebie dźwięk niezadowolenia, na który ten przybrał tylko pobłażliwą minę. Jeszcze czego!
  - Na jakiego chuja chcesz żyć życiem innych? To jest ich sprawa, nie nasza. Przestań się tym zadręczać i choć tutaj. - Kiwnął głową na miejsce obok siebie i uśmiechnął się do mnie w TEN sposób. Jeśli naprawdę myślał, że przestanę myśleć o swojej przyjaciółce, która w akcie załamania mogła zrobić lub być w trakcie robienia jakiegoś głupstwa i jak gdyby nigdy nic zacznę uprawiać z nim seks to się grubo mylił. 
  - Świnia! - Fuknęłam i odwróciwszy się na pięcie wyszłam szybko z naszego pokoju, wcześniej oczywiście trzaskając drzwiami. 
Nie namyślając się długo poleciałam do pokoju Stradlinów, chciałam skorzystać u nich z telefonu i zadzwonić do blondynki. Miałam cholernie złe przeczucia. Byłam pewna, że nie odbierze albo usłyszę w słuchawce jej niemrawy głos, wskazujący na... Wiadomo na co. Dziewczyna była uzależniona od narkotyków, tu nie było co bagatelizować! Przeklinałam na siebie w myślach, że nie wróciłam z nią do LA, ale to wszystko działo się tak szybko, że zanim zdążyłam wykonać jakiś konkretny ruch, ona wsiadała już do taksówki podając kierowcy adres lotniska.
Po prostu podeszła do mnie rano przy śniadaniu z walizką w dłoni i powiedziała, że wraca. Prawie się wtedy zakrztusiłam.
  - Czemu, co się stało?!
  - Tak będzie lepiej - odparła z krzywym uśmiechem, który sugerował tylko jedno - Axl.
 - Poczekaj! Spakuję się i polecę z tobą, nie zostawię cię samej! - Podniosłam się gwałtownie z krzesełka, ale Julie kazała usiąść mi z powrotem.
 - Dam sobie radę, spokojnie. A ty tu zostań, jesteś tu szczęśliwa i plułabym sobie w brodę zabierając cię od tego. - Westchnęła i przytuliwszy mnie jeszcze na pożegnanie, zerwała się do wyjścia. Wybiegłam za nią z nadzieją, że może uda mi się namówić, co ja gadam, zmusić ją do pozostania w trasie, ale tak jak mówiłam wcześniej... Wskoczyła do taksówki i tyle ją widziano.
A ja? Zamiast kupić bilet do Los Angeles kiedy znajdowaliśmy się na lotnisku, obrałam jednak kierunek Kanada i wraz z innymi wpakowałam swój tyłek do samolotu lecącego do Vancouver. Postawa godna prawdziwej przyjaciółki.
  - Hej, mogę od was zadzwonić? - Spytałam wchodząc do ich pokoju.
 - Jasne - odparła Berry i kiwnęła głową na telefon znajdujący się na jednej z szafek. Doskoczyłam do niego i wykręcając znany mi już na pamięć numer czekałam jak na szpilkach, żeby ją usłyszeć. Jeden sygnał, drugi... Trzeci, czwarty, cholera, piąty!
  - Halo, halo?
 - E... Julie? - Rzuciłam zmieszana. Głos ten bowiem ani trochę nie przypominał mi głosu dziewczyny.
  - Kurwa, już trzeci raz wzięto mnie za babę!
Po drugiej stronie dało się słyszeć jakieś śmiechy i krzyki.
  - Czy ja brzmię jak kobieta?
 - No... - Podrapałam się po głowie spotykając się ze zdziwionym spojrzeniem Berry. Sama byłam cholera zdziwiona. - Nie, nie bardzo. Można wiedzieć z kim mówię?
  - Nazywam się Bach... Sebastian Bach. Hej, chłopaki, nie brzmiałem jak pieprzony Bond?! - Krzyk pełen podekscytowania zmusił mnie do odsunięcia słuchawki od ucha.
  - Raczej jak moja babcia.
  - Spierdalaj!
  - Sam spierdalaj. I daj mi tą słuchawkę. Halo? Jest tam kto?
  - Yhm... tak... - Odchrząknęłam. - Czy mogę rozmawiać z Julie?
  - Nie.
No tego już za wiele.
  - Jak to nie?! - Zaczęłam oburzona.
  - Właśnie bierze prysznic.
Złapałam się za głowę. Czy ktoś mógłby mi to wyjaśnić?
  - Mam jej coś przekazać?
 - Nie - prychnęłam. - Albo właściwie to tak. Jak już wyjdzie spod tego... prysznica, ma natychmiast oddzwonić - warknęłam i zdenerwowana rzuciłam słuchawką.
Czyli że co? Ja się o nią zadręczam i martwię, a ona w tym czasie sprowadza do siebie towarzystwo i beztrosko bierze sobie prysznic? Może zaraz się okaże, że urządza tam orgie? 
W pewnym momencie zadałam sobie kluczowe pytanie:
Czy mnie to w ogóle powinno interesować?





~*~


    
  - Dziewczyno, przestań się wreszcie przejmować! - Z zamyślenia wyrwał mnie głos Berry. Potrząsnęłam krótko głową i posłałam jej z lekka karcące spojrzenie.
  - Nie przejmuję się! - Rzuciłam pretensjonalnym tonem. Starałam się wierzyć w swoje słowa, choć miałam lekkie obawy, że mijają się one z prawdą.
Brunetka uniosła jeden kącik ust do góry i pokiwała pobłażliwie głową.
  - Od dziesięciu minut wpatrujesz się tępo w tą bluzkę. W tym czasie zdążyłabyś chwycić za pięć innych i już dawno siedziałabyś w przymierzalni! - Naskoczyła na mnie, lecz zakładam, że w dobrych intencjach. - Ale jeśli nie jesteś w stanie tego zrobić, to proszę cię bardzo... - Tu przerwała na chwilę i rozglądając się uważnie po sklepie zaczęła sięgać po różne wieszaki. - Trzymaj - Wepchnęła mi je w ręce i popchnęła w stronę przymierzalni. Westchnęłam cicho i już nic się nie odzywając zaczęłam robić to, co robią normalne kobiety w sklepie z ubraniami. Na dobrą sprawę dawno nie byłam na takich zakupach, a parę nowych ciuszków mogło mi się w sumie przydać. Tym bardziej, że były całkiem niezłe.
      Byłam w trakcie przymierzania już trzeciej spódniczki i... szóstej? Ta, chyba szóstej bluzki, gdy nagle podsunięto mi pod nos wieszak z... Bardzo, ekhm, nieprzyzwoitą bielizną.
  - Berry...
  - O nie, nie, nie, kochana. Nie wypuszczę cię stąd dopóki nie pokażesz mi się w tym cacku.
Zerknęłam jeszcze raz na owe cacko. Czarny koronkowy stanik, wykrojone majteczki i seksowny gorset tego samego koloru. Cóż, typowo erotyczna bielizna.
  - Skarbie, pohamuj fantazje i przynieś mi lepiej mniejszy rozmiar tej pierwszej koszulki - odparłam znudzona. W momencie zasłonka została całkowicie rozsunięta, a ja spotkałam się ze zdenerwowaną miną koleżanki.
  - Mniejszy to ja ci mogę co najwyżej ten gorset przynieść - mruknęła tupiąc nerwowo nogą. Zaraz jednak na jej buzię wstąpił szatański uśmiech, a w oczach pojawiła się dziwna iskierka. - W sumie powinnam przynieść ci taki od razu, lepiej podkreśli cycki!
  - Nie, Berry, stój! - Chwyciłam rozentuzjazmowaną brunetkę za rękę i posłałam jej litościwie spojrzenie. - Na co mi taka bielizna?
  - No jak to na co? - Pokiwała wymownie brwiami. - Jestem pewna, że Slash będzie zachwycony!
  - Ala ja nie będę - wymamrotałam.
 - Och, nie byłabym tego taka pewna. Słuchaj, masz świetną figurę, jestem przekonana, że w tym wdzianku będziesz seksowniejsza niż niejedna modelka! Sama się sobie spodobasz! Mówię poważnie. Wiesz jak mi samoocena wzrasta w tego typu bieliźnie?
  - Berry... - Wyszeptałam chcąc dać jej do zrozumienia, że mówi ciut za głośno i wiele osób, w tym mężczyzn, patrzy się w naszą właśnie stronę. Brunetka jednak nie wzruszona kontynuowała swoją przemowę.
  - A żebyś widziała minę Stradlina! Ślini się jak pies. - Zaśmiała się. - W takim czymś. - Tu pomachała mi bielizną przed twarzą. - Możesz okręcić sobie faceta wokół małego paluszka. Ba, mało tego. Im to jak najbardziej pasuje. Bezbronni, podnieceni...
  - Berry, litości! Nie chcę już tego słuchać! - Przerwałam jej, choć chcąc nie chcąc musiałam parsknąć śmiechem. Dziewczyna wyszczerzyła się do mnie i zanim zdążyłam się zorientować, ta już podmieniła wieszaki i podała mi mniejszy rozmiar.
  - Nie chcę się wtrącać. - Odchrząknął jakiś facet, którego żonka przebierała się chyba obok, a on już od parunastu minut koczował pod jej przymierzalnią. - Ale popieram pani koleżankę. - Dodał znacznie ciszej i puścił mi oczko.
 - No widzisz! - Rzuciła zadowolona i tym razem szybko zarzuciła zasłonę. Zerknęłam jeszcze raz na bieliznę i stwierdziłam, że cholera, jest rzeczywiście zajebiście seksowna.
      Ze sklepu wyszłam z trzema wielkimi torbami, w których znajdowało się parę koszulek, skórzana spódnica, nowa kurtka dżinsowa i... Tak, kupiłam to "cacko". Mało tego, dałam namówić się jeszcze na kabaretki.
  - Boję się pomyśleć co ty mi wciśniesz przy następnych zakupach - mruknęłam spoglądając kątem oka na widocznie dumną z siebie brunetkę.
Musiałam przyznać, że naprawdę uwielbiałam tą laskę i cieszyłam się, że była z nami w trasie. Cieszyłam się, że w ogóle udało jej się zejść ze Stradlinem. Może i nie łączyła mnie z nią tak duża więź jak z Julie, ale traktowałam ją jak siostrę, z którą można pogadać na każdy temat. I doprawdy nie wiem jak wytrzymałabym na tej trasie bez jej obecności. Przebywanie z samymi facetami, nie licząc tych tępych panienek, które wiecznie się koło nich kręciły i z którymi nie dało  się przeprowadzić żadnej sensownej rozmowy, byłoby dla mnie zbyt dużym wyzwaniem.
 - To jak, kiedy zaprezentujesz się w tym Hudsonowi? - Szturchnęła mnie łokciem w bok.
  - Na pewno nie dzisiaj. Nie zasłużył.
 - Dobrze, podoba mi się to. - Zaczęła rozbawiona. - Trzeba być stanowczą!
W rzeczy samej. Najpierw go opieprzyłam, a teraz miałabym wyskoczyć przed nim w seksownym wdzianku, automatycznie zachęcając go do... zabawy? Myślę, że mógłby mieć ciekawą minę.
  - Tylko nie każ mu czekać za długo. 
     










~Z perspektywy Stevena~


        Kolejne nowe miasto, kolejny nowy bar, kolejne nowe dziewczyny - to było motto, jeśli w ogóle te słowa można nazwać mottem, mojego przyjaciela i stwierdzić muszę, że zaczęło mi się ono chyba udzielać. Już nie marudziłem jak wcześniej gardząc przy tym pierwszymi lepszymi panienkami, nie, nie. Steven Adler wrócił do gry i był gotów wydymać całe miasto! No, rzecz jasna pomijając część reprezentowaną przez płeć męską. Czyli jakieś pół miasta. Tak, byłem gotów wydymać pół miasta.
A moje wcześniejsze zachowanie? Duff, jeden z moich najinteligentniejszych kumpli, wszystko mi wytłumaczył. To była po prostu chwila niedyspozycji i słabości, spowodowanej głupim zauroczeniem, do którego pod żadnym pozorem nie mogłem się przyznawać. McKagan powiedział mi, że facet nie ma prawa się zakochiwać jak głupia nastolatka. A jak już to zrobi (tak, jemu też się to zdarzyło), ma jak najszybciej wyzbyć się wszelkich uczuć i wrócić do normy - czyli do bycia typowym gościem z typowymi potrzebami. W końcu to budziło szacunek i poważanie wśród innych kolesi i co według mnie najważniejsze - wabiło panienki.
  - Wiesz, Steven... Takie chwile słabości to tak naprawdę zdarzają się każdemu... Nawet tym najlepszym - wybełkotał basista trzymając w dłoni dwudziesty już kieliszek wódki.
  - Nawet tobie? - Zapytałem pełen zaskoczenia.
 - Nawet mi. - Przytaknął, a ja z wrażenia oparłem i tak opadającą już głowę o rękę. - Ale mam na to świetny sposób. - Dodał i przed zdradzeniem mi go, wypił to co miał do wypicia. - Trzeba oddawać się samym przyjemnościom.
     Od dłuższego czasu nic innego nie robiliśmy. Piliśmy, pieprzyliśmy, wdawaliśmy się w bójki z lokalnymi fagasami. Tak, to też sprawiało nam przyjemność. Szczególnie, że zwykle wychodziliśmy z owych bójek zwycięsko. No... Może nie wtedy gdy na naszą dwójkę przypadała cała ich banda. Ale! Wtedy zawsze udawało nam się uciec. Uznajmy to za sukces.
W każdym razie wyparowały ze mnie wszelkie uczucia względem panny Nathalie i odtąd była dla mnie jedynie głupią gówniarą, która postanowiła najwyraźniej spaprać sobie życie.
Istniała też możliwość, że od dłuższego czasu nie trzeźwiałem, stąd też wydawało mi się, że dziewczyna nic już dla mnie nie znaczy a było na odwrót, ale teraz i tak nie miałem szans przekonać się jak to naprawdę z tym jest.
  - Polej bracie. - Duff nadstawił kieliszka, a ja posłusznie napełniłem go czystą.
  - Wiesz, jak zobaczyłem cię pierwszy raz, to za zwrócenie się do mnie 'bracie', obiłbym ci chyba mordę. - Zacząłem. Zaciekawiony McKagan kazał mi kontynuować. - Cholera, wyglądałeś jak jebany pedał! No wiesz, te kolorowe pasemka i ten dziwny płaszcz... - Na samo wspomnienie delikatnie się skrzywiłem.
  - Te, a myślisz, że ja jak cię pierwszy raz zobaczyłem, to nie miałem o tobie podobnego zdania?
Wytrzeszczyłem oczy.
  - Że niby ja? Gej? - Postukałem się palcem po czole.
  - No wybacz, ale twoja fryzura i ta siateczkowa koszulka, spod której wyłaziły kłęby twoich bujnych włosów wprawiły mnie w niemałe zakłopotanie - rzucił złowrogo. Nasza rozmowa prowadziła do ewidentnej bójki między sobą, ale skończyło się na wypiciu jeszcze jednej kolejki. W dodatku dosiadły się do nas dwie, atrakcyjne Kanadyjki, które bez dwóch zdań chciały, żebyśmy się nimi zaopiekowali. Tylko tego, udawały z początku niedostępne. Ale nie, nie. Nie z nami te numery.
Nie mieliśmy co prawda nic przeciwko rozmowom zapoznawczym, jednak ile można było gadać, prawda? Zapytane przez nas czym się zajmują, zaczęły opowiadać nam o swoich studiach i zaręczam, że po dwudziestu minutach miałem to w głębokim poważaniu. A Duff, sądząc po jego minie, chyba już znacznie wcześniej.
  - Fajnie się gadało, ale może przejdźmy już do konkretów. - Przerwał jednej w pół słowa i potarł dłońmi. Dziewczyny wymieniły się zdziwionym spojrzeniem, który po chwili przeniosły na nas.
  - No wiecie... - Zaśmiałem się nerwowo.
  - No nie wiemy. 
  - Bez owijania w bawełnę, gąski. - Wtrącił się basista.
  - Gąski? 
 - No tak. Dobrze wiemy, że wy macie nasze życie osobiste w dupie i spokojnie, bo my wasze też, więc zamiast się wzajemnie katować tymi nudnymi opowieściami, chodźmy do was albo do nas. Z tym, że nasz hotel jest daleko, uprzedzam. - Dokończył, a sekundę później trzymał się za czerwony policzek.
 - Hej, dziewczyny, to nie miało tak wyjść... - Próbowałem jakoś uratować sytuację. - On nie miał tego na myśli...
  - Właśnie, że miałem - odezwał się, na co ja kopnąłem go pod stołem w nogę.
Panienki skrzyżowały ręce i wbiły we mnie domagające się wyjaśnień spojrzenie. No to z powrotem zacząłem nas tłumaczyć, ale obserwując ich miny uznałem, że jedynie pogarszam sytuację.
  - To może w ramach przeprosin zajmiemy się waszymi potrzebami? - Wyszczerzyłem się krzywo.
Tak siarczystego policzka dawno mi nikt nie wymierzył.
Wróć.
Dwóch siarczystych policzków.
  - Mówiłeś, że Kanadyjki są łatwe! - Warknąłem ciągle trzymając się za miejsce bólu.
 - Bo tak kurwa słyszałem! - Odburknął i kopnął w kamień, który potoczył się parę metrów przed nas. Później to ja go kopnąłem i tak na zmianę. Do samego hotelu.
 - Słyszałeś?! Mówiłeś to tak, jakbyś znał setki Kanadyjek! - Nie zamierzałem kryć swojego zdenerwowania.
  - Jak setki, jak?! Gdzie w Seattle setki Kanadyjek, durniu?!
 - Tylko nie durniu! - Krzyknąłem i podskoczyłem, żeby dać mu w mordę.
Blondyn wybuchnął niepohamowanym śmiechem, bo cholera nie dość, że nie doskoczyłem, to jeszcze się poślizgnąłem i wyjebałem na plecy. Przestał głupio rechotać, kiedy podciąłem mu nogi i sam leżał na chodniku jak długi.
Zaczęliśmy się szamotać, pięści poszły w ruch, ale po paru minutach oboje doszliśmy do wniosku, że to nie ma najmniejszego sensu.
Zakopaliśmy topór wojenny w kolejnym barze.
Tym razem przyjemność skupiała się już tylko na piciu.
  - Żadnych Kanadyjek.
  - Żadnych!







~*~

Jestem zbyt zmęczona, żeby się tu rozpisywać, także "powiem" tylko tyle:
1) Kolejny rozdział już niedługo, mam teraz dużo wolnego czasu, więc w ciągu dwóch tygodni może uda mi się wrzucić ze dwa/trzy rozdziały.
2) Komentarze mile widziane! Chyba nawet zacznę na nie odpisywać każdemu z osobna, bo są w większości takie... no kochane, że aż głupio mi nie podziękować.
I chyba tyle.


Buzi!

    

20 komentarzy:

  1. Jejku, praktycznie w każdym komentarzu, który pisze wspominam jak wielki masz talent, ale z rozdziału na rozdział Twoje opowiadanie podoba mi się coraz bardziej! Piszesz super, luźnym językiem (ale nie za luźnym XD), bez błędów, masz super fabułę! No nic tylko to czytać i czytać!!!
    Naprawdę cieszę się, że kontynuujesz to opowiadanie i równocześnie szanuję Cię za to bardzo, ponieważ sama probowalam pisać ff i serio jest to cholernie ciężkie! Szacun Julka!
    Ogólnie to super, że znowu pojawił się tu Adler, bo go tu juz brakowalo, a oprócz tego to dalej jest wszystko mega. Nie umiem pisać jakis fantastycznych komentarzy, ale się staram, bo wyobrażam sobie ile wysiłku wkładasz w to, aby powstały te rozdziały, które z chęcią nie tylko ja czytam! Kocham Twojego bloga i pisz go jak najdłużej! Powodzenia Jula, weny, buzi!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniałe!!! No, i ten tego, WIĘCEJ TAKICH NOTEK Z NASZYMI BLONDASKAMI PROSZĘ!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Da się zrobić. Nowe miasto, nowy bar - nowy wątek z blondynami, haha.

      Usuń
  3. Jak zawsze zajebiście cudowne!!!! Nie będę dużo pisać, bo biologia na mnie czeka, a przez Ciebie i tak już za dużo czasu zmarnowalam XD Czekam na więcej <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  4. "Tak, byłem gotów wydymać całe miasto" - uwielbiam cię, a wspólne akcje Stevena i Duffiastego skutecznie odciągnęły mnie od zasadniczego zmartwienia - co ta Julie odwala z Bachem? W sumie Axl święty nie jest, ale to takie... Dziwne. Prędzej bym się spodziewała, że znajdą ją martwą czy coś :-D Mam nadzieję, że to pozostanie między nią a Kamilą, bo nie chciałabym być w jej skórze, kiedy Rudy się dowie�� A najlepiej, jakby Slash, tudzież Izzy, przemówił Rose'owi do rozsądku, bo mi ich szkoda. U Saula i Cam zawsze tak cukierkowo, aż zaczynam tym rzygać. Mogliby się na chwilę zamienić, hm? No ale taki już urok związku Axla i Julki, też by mi się pewnie znudziło. Zaczyna się tu robić masło maślane, a przysięgam, jak zobaczyłam rozdział, byłem pewna, że się nie rozpiszę, bo nie mam ani czasu, ani humoru :-D Twoja notka mnie tak nastroiła. No whatever, na nic nie narzekam, jest ideolo, mam nadzieję, że uda ci się jak najszybciej coś naskrobać, bo ciężko mi będzie przeżyć ten tydzień ze świadomością, że Julie urzęduje w LA z Sebastianem ~~Maja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o Cam i Slasha, to fakt, muszę trochę pokombinować i zniszczyć tę ich sielankę. Sama rzygam XD

      Usuń
  5. Spazmatyczny śmiech w czasie lekcji może nie był adekwatny, ale kto by zwracał na to uwagę. Przybywam, aby zacząć komentować to cudo. Większość rzeczy powiedziałam, inne także się tu pojawiły. Kocham Twoje pomysły, you're my master - it's everything. Więcej przy kolejnym rozdziale, postaram wykrzesać z siebie coś godnego tego cuda. A tymczasem weny, motywacji i zero myśli na temat zaprzestania pisania! O ostatnim wspominam, gdyż zdarza mi się to samej. Także powodzenia i czekam na dalsze losy bohaterów Twojego genialnego opowiadania! :) ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdzial !!!!!
    Juz nie moge sie doczekac nastepnych :)
    Tylko z tego nie rezygnuj pisz do samego konca bo jestem twoja ogromna fanka ❤

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział wspaniały c: Jestem bardzo ciekawa co dalej będzie z Julie i nie mogę się doczekać już następnego *-* mam również nadzieję, że jeszcze będzie kiedyś ten zakochany Duffy, bo trochę za nim tęsknię, ale wszystko, co napiszesz będzie wspaniałe :3 pozdrowionka ^-^

    OdpowiedzUsuń
  8. No wiem wiem późno nawet bardzo ale rozdzialik zacny :) W pełni rozumiem Camille jak bardzo martwi sie o Julie ale blondi sie pozbiera silna z niej baba...ekhm...kobieta miałam na myśli. Hudson nie zasłużył na nagrodę, ale Berry zawsze służy pomocą. Axl dostał by odemnie mocnego kopa w krocze za swoje gówniarskie zachowanie powinien klękać przed Julie na kolanach choć trudno go sobie w tej sytuacji wyobrazić. Duff i Steven najlepszy wątek xD dwaj blondyni są naprawdę zaczepiści. Dużo wysiłku wkładasz w swojego bloga bo to widać jak się starasz by opowiadanie czytało się ze śmiechem oraz można poznać jak wyglądały najlepsze lata Gunsów xD a kiedy włączysz destrukcję i zniszczysz słodkie relacje Slasha i Cam? Żygam tęczą a Adlerkowi życzę powodzenia niech rucha ile mu wlezie tylko niech sie zabezpiecza błagam! Bo nie chcemy tutaj gromadki dzieci (jak narazie)... Weny Julka i czekam na następny
    ~Carrie

    OdpowiedzUsuń
  9. Niesamowicie się cieszę, że dodałaś kolejny rozdział! :D
    A z każdym kolejnym wydaje mi się, że piszesz coraz lepiej (o ile to w ogóle możliwe pisać jeszcze lepiej)
    Naprawdę, chciałabym miec taki talent i takie zaangażowanie! :D
    Widać, że wkładasz w tego bloga mnóstwo serca i wychodzi ci to na dobre :>
    Może wyznam swoją opinię co do bohaterów...
    Axl powinien dostać niezły wpierdol za swoje zachowanie. Zachowuje się jak typowy cham...a on taki nie jest i wszyscy to wiedzą.
    Izzy zachował się naprawdę w porządku karcąc zachowanie rudego. Szkoda tylko, że nic do niego nie dotarło...
    Camille za bardzo wpieprza się w czyjeś sprawy. Ok, rozumiem, że to jej przyjaciółka i w ogóle, ale każdy potrzebuje chwili prywatności i nie należy się tym przejmować :)
    Slash ma rację, tacy ludzie potrafią być irytujący. Chcą dobrze, a i tak wychodzi jak wychodzi.
    Steven i Duff rozjebali system, oni w ogóle żyją w swoim świecie, mają wszystko i wszystkich w dupie...i to jest dobre! :D

    Czekam na kolejny rozdział mając nadzieję, że wywoła u mnie takie emocje jak ten ^.^
    Dużo weny i zaangażowania! :D
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, nie potrafię pisać komentarzy :/ XD

      Usuń
    2. Sranie w banie, potrafisz :v
      Dzięki i również pozdrawiam :)

      Usuń
  10. Świetny blog, nie mogłam się oderwać. <3
    Zapraszam na mojego, chciałabym poznać Twoją opinię: http://psychotherapywithmisunderstood.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja, jak to ja zawsze muszę być opóźniona xd. Uwielbiam Twoje opowiadanie, Twój styl i w ogóle wszystko! Oczywiście nie umiem pisać komentarzy :( Mogę tylko powiedzieć, że czekam na następny rozdział, życzę dużo weny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Zaaajebiste!
    Naprawde czytajac to nie moglam ukryc usmiechu na mojej twarzy! Oczywiscie najlepszy byl Steven z Duffem na koncu, no po prostu bomba! <3 Licze na opis sytuacji kiedy Camilie ubierze seksi bielizne dla pana Hudsona!! ;> Nie wiem, ale Julie mnie denerwuje... Mogli by sie rozstac z Axlem na stale i mysle, ze oboje by mieli lepiej. Byle Julie nie zacpala, ale w sumie odtracila pomoc wszystkich, wiec ma co chciala. Chociaz osoby uzaleznione nie panuja nad tym, to jednak moglaby ogarnac sytuacje. A Camilie ma przestac sie tak przejmowac i skupic na jej zwiazku!
    Super rozdzial, czekam na kolejn! Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę kto tu się pojawił? Moja Joan zaraz lecę do Cb! -twf-

      Usuń
  13. Jestem zła na siebie bo nie raczyłam skomentować twoich ostatnich rozdziałów. świetnie że teraz będą się pojawiały częściej! więc rozdział cudowny.Masz genialne poczucie humoru i tak świetnie to odpisałaś z punktu widzenia naszych blondaskow. ostatnio Julie trochę mnie irytowala dlatego rozdział bez niej był ciekawszy(?).Nevermind. Jak ja kocham Camillie! jej charakter i to jak dogaduje się z Saulem. Berry i Izzy moi kochana para. Sytuacja w przymierzalni była mistrzowska. Wielkie brawa. Kocham Cię. Pozdrawiam. Całusy...Lecę czytać kolejny rozdział -R-

    OdpowiedzUsuń