~Z perspektywy Camille~
Czwartkowe wieczory spędzane na oglądaniu filmów, słuchaniu muzyki i oczywiście piciu najtańszych Nightrainów stało się pewnego rodzaju tradycją. Wyganialiśmy wtedy technicznych do klubów, znajomych po prostu odprawialiśmy gdzie indziej i w domu zostawała tylko nasza przebojowa siódemka. I pies. Tak, Eddie nadal żył.
Strach przed tym, że nasze relacje się rozluźnią minął już dawno. Axl z Julie wpadali dość często, moja praca też nie zabierała mi wolnego czasu, więc można powiedzieć, że było po staremu.
Dzisiejsza popijawa zapowiadała się tak samo jak zwykle. No prawie. Izzy nadal siedział w Nowym Jorku, ale jego usprawiedliwieniem była Berry i nikt się nie czepiał.
Steven wypożyczył jakiś ponoć zajebisty film (do czego miałam wątpliwości), Rose i McKagan przynieśli ze sklepu alkohol, a my z blondynką pokusiłyśmy się nawet o zrobienie czegoś do jedzenia. Pizza jest okej, ale ile można?
Po rozłożeniu wszystkiego na stolik i rozsadzeniu wygodnie naszych tyłków na kanapie pozostało nam tylko jedno... Czekać na Hudsona.
- A dawno wyszedł? - Spytała przyjaciółka, na co odparłam smętnie, że zniknął już rano. Dla jasności, zegar wskazywał dwudziestą trzecią.
Miałam nadzieję, że chłopak nie zapomniał o dzisiejszym wieczorze, ale jeśli moje przypuszczenia co do tego, czym się dzisiaj zajmował były trafne, to...
- Zacznijmy bez niego - rzuciłam. Adler posłusznie włączył film, każdy chwycił za swoją butelkę i seans można było uznać za rozpoczęty.
Tutaj uwaga - źle oceniłam gust Popcorna. Film był rzeczywiście zajebisty i nie było to porno. I pewnie wciągnął by mnie bardziej gdyby nie fakt, że cały czas myślałam o tym dupku. Co jeśli leżał gdzieś pod ścianą i zdychał?
- Ja pierdolę - mruknęłam pod nosem i przetarłam dłonią czoło. Nawet się nie zorientowałam, że już od paru dobrych minut nerwowo przebierałam nogami.
- Wszystko w porządku? - Julie położyła dłoń na moim ramieniu i zerknęła na mnie zmartwiona.
- Tak... - odpowiedziałam, co oczywiście mijało się z prawdą i postanowiłam z powrotem skupić się na filmie. Szkoda tylko, że zaraz pojawił się w nim ćpuński wątek, więc mój humor zjebał się całkowicie.
Już miałam zamiar iść do kuchni po jakieś tabletki uspokajające (które ostatnimi czasy często gościły w moim żołądku), kiedy usłyszeliśmy przeraźliwy pisk opon tuż przed naszym domem. Duff, który siedział najbliżej okna szybko przez nie wyjrzał, ale było zbyt ciemno żeby cokolwiek zobaczyć, dlatego zerwaliśmy się na równe nogi i wybiegliśmy na zewnątrz.
Nikłe światło ulicznej lampy pozwoliło nam dostrzec jakiś sportowy wózek, który przyrżnął pięknie o drzewo, tym samym zostawiając spore wgniecenie w karoserii.
- Uuu... - Chłopcy jęknęli równo i rozpoczęły się komentarze na temat owej bryki. Mnie interesowało jednak coś innego. Przecież ktoś tam do cholery musiał w środku być. Zrobiłam parę kroków do przodu, ale w tym samym momencie drzwiczki się otworzyły i na zewnątrz wytoczył się...
- Nikki?!
Natychmiast zaczęłam biec w jego kierunku, ale stanęłam jak wryta zauważając po chwili Slasha. Normalnie rzuciłabym się w jego stronę i z przerażeniem zaczęłabym wypytywać czy nic mu nie jest. Ale oni byli kompletnie naprani i się do kurwy nędzy śmiali. Szli chwiejnym krokiem w moją stronę i się śmiali!
- Pojebało was?! - Krzyknęłam kiedy ci znaleźli się już obok mnie i z przygłupimi minami, od których chciało mi się rzygać zaczęli pierdolić coś od rzeczy.
- Cześć słonko! - Sixx wyszczerzył się i wyciągnął ręce do przodu w celu przytulenia mnie, ale szybko go od siebie odepchnęłam. Zagadka rozwiązana. To z nim teraz trzymał się Hudson, tak? Zajebiście! Znalazł sobie przyjaciela od siedmiu boleści.
- Ale co tak ostro? - Zarechotał, na co dałam mu z płaskiej w twarz. Nie wiem co mną kierowało. Nie, jednak wiem. Cholerna złość. Ba, wściekłość! Myślałam, że się tam zaraz popłaczę.
- Zostaw... Są nawaleni. - Westchnął Duff i przyciągnął mnie do siebie.
- Nowość, nie? - Spojrzałam na niego z ironicznym uśmieszkiem. Blondyn posłał mi zasmucone spojrzenie, a ja złapałam się tylko za głowę i ruszyłam z powrotem do domu. A Julie zaraz za mną.
- Uspokój się... - Powtarzała w kółko, ale jej słowa były tak bezsensowne, że wolałam już nawet nic nie mówić. Miałam być spokojna, tak? Człowiek, na którym mi cholernie zależało, z którym wiązałam tyle planów na przyszłość postanowił właśnie zrujnować sobie życie na moich oczach i ja miałam być spokojna? Nosz kurwa!
- Nie, nie będę spokojna! - Wybuchłam i kiwnęłam głową w kierunku drzwi, które otworzyły się przed sekundą. Duff podtrzymywał Hudsona, a Steven basistę Crue. Axl... Axl wszedł na końcu i trzasnąwszy drzwiami posłał dwójce raczej niezbyt przyjemne spojrzenie. - Byłabyś na moim miejscu spokojna?! Jakby to on. - Tu wskazałam na Rudego. - Dzień w dzień faszerował się jakimś gównem i miał na wszystko wyjebane?! On do kurwy nędzy wychodzi rano, wraca w nocy, jest wiecznie na haju i nawet nie mogę z nim porozmawiać! - Czułam jak powoli się rozklejam.
- Może nie mów o mnie w trzeciej osobie... - Spod burzy ciemnych loków doszedł mnie jakiś pomruk.
- O, proszę. To ty w ogóle kontaktujesz? - Rzuciłam z sarkazmem, na co ten machnął tylko ręką.
- Histeryczka...
- Tak! Zrób ze mnie jeszcze idiotkę! Może mi jeszcze powiedz, że niepotrzebnie się przejmuję, co?!
- Mówię ci to za każdym razem - odparł uśmiechając się przy tym drwiąco. Zacisnęłam z całej siły szczękę, ażeby nie wybuchnąć płaczem, ale czułam, że jestem już u kresu wytrzymałości.
- Skarby wy moje, na co te nerwy? - Wtrącił się Nikki i chwytając za butelkę ze stołu wcisnął mi ją w dłoń. Natychmiast cisnęłam nią o ścianę.
- Sixx, wypierdalaj do domu - warknął Axl. Chyba wyczuł, że towarzystwo Sixxa wyprowadzało mnie z równowagi wystarczająco. I się nie mylił.
- Na nogach? A w życiu, zapomnij. Śpię dziś tutaj - rzucił beztrosko, ale szybko zmienił zdanie, kiedy Rose razem z McKaganem (ten jako jedyny był tu od bruneta wyższy) chwycili go za kołnierz kurtki i zaczęli mu wrzucać, że jak zaraz stąd nie pójdzie to obiją mu mordę. Nie miałam zamiaru go bronić. Mimo, że zawsze darzyłam basistę wielką sympatią teraz czułam do niego nienawiść. Stracił moje zaufanie. I szacunek.
Byłam zadowolona kiedy jego irytująca osoba zniknęła z mojego pola widzenia. Ale z drugiej strony, co to zmieniało?
Nadal miałam przed sobą obraz nędzy i rozpaczy. Ledwie stojący na nogach. Z siniakami na rękach. Z jebaną obojętnością wymalowaną na twarzy. Ta obojętność bolała mnie zdecydowanie najbardziej. Mogłam znieść naprawdę wiele. Przetrwałabym to jakoś. Poradziłabym sobie z jego uzależnieniem. Gdybym tylko wiedziała, że on chce coś z tym zrobić. Ale on nie chciał. On nawet nie widział w tym problemu! Nie widział albo nie chciał zobaczyć.
- Koniec scenek? - Wypalił bezczelnie. Stałam w miejscu i tylko trzęsłam się jak galareta w dalszym ciągu zaciskając szczękę. Blondynka trzymała mnie za ramiona, chłopaki warczeli na Saula, a ja... Patrzyłam na to wszystko zaszklonym wzrokiem i modliłam się, żeby to był tylko sen.
- Uszczypnij mnie... Uszczypnij... - Szeptałam, a blondynka z przygnębioną miną przytulała mnie coraz mocniej do siebie.
- Jesteście nudni.
I po raz kolejny ścisnęło mnie w środku.
- Dobrze się bawisz, hm? - Spytałam spokojnym już tonem.
- Nie. Ale zaraz będę. - Stwierdził i zaczął kierować się po schodach do góry.
- Slash, wracaj tu! - Zawołał Popcorn, ale panicz MamNaWszystkoWyjebane potraktował go tylko środkowym palcem.
- Przysięgam ci, że jeśli znowu coś w siebie władujesz to z nami koniec - powiedziałam całkowicie poważnym tonem. Chłopak odwrócił się do nas przodem i odgarnąwszy z czoła swoje włosy uniósł jedną brew do góry.
- Żartujesz sobie, nie? - Parsknął.
- Nie. Albo się ogarniesz, albo ja się poddaję! - Jęknęłam unosząc ręce do góry.
- To nie ja mam tutaj problem tylko ty! Czepiasz się mnie kurwa dzień w dzień! Jak ja mam spędzać z tobą czas, co? Już mnie głowa boli od tego twojego wiecznego pierdolenia. Dajże mi żyć, nie jestem twoją własnością.
- Czy ty się w ogóle słyszysz? - Nie dowierzałam.
- A pierdol się - prychnął. I w tym momencie poczułam się jak totalny śmieć. Slash jeszcze nigdy nie odezwał się do mnie w ten sposób. Jeszcze przy wszystkich.
Wyrwałam się z uścisku przyjaciółki i jak najprędzej wyszłam z tego chorego miejsca. I kiedy byłam już na zewnątrz mogłam pozwolić sobie na głośny szloch, który dusiłam w sobie nie przez te paręnaście minut. Nie, właściwie to przez cały pieprzony miesiąc. Jak nie dłużej.
Godzinę później...
Zmęczona ciągłym łażeniem i użeraniem się z natrętnymi typami składającymi mi wiadome propozycje stanęłam w końcu pod ich siedzibą. Nie wiem czy miałam ochotę na ich towarzystwo, ale chyba zbytnio większego wyboru nie miałam. Gdzie miałam niby iść? Kontakt z koleżankami z klubu po moim odejściu z pracy się urwał, a nawet jeśli była jakaś, z którą zdarzało mi się jeszcze od czasu do czasu pogadać to przecież nie znałam jej adresu. Poza nimi? Nie utrzymywałam raczej kontaktu z laskami. Może jakieś tam znajome znajomych Gunsów, które wpadały na imprezy, ale gdzie tu mowa o koleżeństwie, a co dopiero o nocowaniu u nich.
Do Motleyów w życiu bym teraz nie poszła. Do Jasona i Lauren... Nie, też nie. Co prawda zapraszali mnie kiedyś do siebie (a raczej sam Jason), ale z pewnością nie na godzinę pierwszą w nocy.
Zostawali mi tylko oni. Przypuszczałam, że ich życie o tej porze dopiero nabierało tempa, więc...
Wypuściłam na chodnik wypalonego już papierosa, zdeptałam go i biorąc jeszcze głęboki oddech zapukałam do ich drzwi.
- Otwórz!
- Sam otwórz, kurwa.
- No ruszże dupę!
- Spierdalaj!
- Otwarte!
Wywróciłam oczami i nacisnęłam na klamkę. Najpierw wetknęłam do środka głowę, ale widząc, że cała czwórka siedzi rozwalona w salonie weszłam do środka, zrzuciłam z siebie szybko buty i ruszyłam w ich stronę.
- Mogę? - Kiwnęłam głową na butelkę piwa.
- Pewnie - rzucił blondyn ukazując mi przy tym szereg swoich zębów. Bądź co bądź moje kąciki ust ciężko bo ciężko, ale uniosły się nieco do góry. Wyszczerz Hetfielda był zwyczajnie zaraźliwy.
- Co tam mała? Dawno się nie widzieliśmy. - Zagadał Kirk i przyciągając mnie do siebie na kolana zaczął tarmosić po włosach. Zmarszczyłam nos czując zapach gorzałki.
- Wszystko... Do dupy kurwa - odparłam i pociągnęłam sporego łyka z butelki. Już mnie znudziło udawanie jakie to moje życie jest zajebiste i beztroskie. Zajebiste i beztroskie życie to mieli oni. Nawaleni, bez żadnych większych problemów, tu sobie dadzą koncert, tu zorganizują imprezkę, tu się schleją w swoim towarzystwie. Żyć nie umierać.
- A chcesz o tym pogadać czy wręcz przeciwnie? - Wybełkotał Newsted i zerknął na mnie spod opadających powiek.
- Wręcz przeciwnie - mruknęłam bez sekundy zawahania. Lars przyjrzał mi się uważnie, po czym gdzieś sobie polazł. Posłałam Jamesowi pytające spojrzenie, ale ten wzruszył tylko ramionami i przyssał się do ostatniej już butelki na tym stole. Spuściłam głowę w dół i zaczęłam tępo wpatrywać się w lakier na swoich paznokciach.
W pewnym momencie moje myśli skupiły się na Burtonie. Ścisnęło mnie nieprzyjemnie w gardle. Jego mogłam spokojnie nazwać swoim przyjacielem. Jemu bym się chciała wygadać. I mimo, że nie było go już z nami prawie dwa lata, nadal nie mogłam się z tym pogodzić. Pewnie nie tylko ja.
Pamiętam dzień, w którym to wszystko miało miejsce. Informację o ich wypadku usłyszeliśmy bodajże w radiu. 'Basista, Cliff Burton, zginął na miejscu' - usłyszeliśmy i świat na moment się zatrzymał. To był jeden z najgorszych dni w moim życiu.
- Najebiemy cię mała. - Usłyszałam nagle i podnosząc głowę do góry zobaczyłam Ulricha ze zgrzewką wódki na ramieniu. - Co ty na to?
- Jak na lato - bąknęłam pod nosem.
- No ej. Gwarantuję ci, że poczujesz się lepiej.
- Ty jej lepiej nic nie gwarantuj, szczególnie że prochy na ból głowy się nam skończyły - odezwał się gitarzysta, ale mały machnął tylko ręką i zaręczył, że z samego rana poleci do apteki. Tak, już to widzę.
Nie zmieniało to faktu, że na razie nie zadręczałam się kacem, bo i po co, a zamiast tego wstałam z kolan chłopaka, chwyciłam za czystą i usiadłam sobie z nią wygodnie na podłodze.
- Tylko obiecajcie mi jedno. - Zerknęli na mnie uważnie. - Nie wyruchacie mnie. - Dodałam i mając już dosłownie na wszystko wyjebane pociągnęłam z gwinta.
Czas zacząć stosować zasadę mojego ukochanego.
~*~
Pozwólcie, że już się nie będę tłumaczyć dlaczego tak długo nic nie wstawiałam.
Nie mam nic na obronę, bang.
Aleee, mam dobrą wiadomość.
Kolejny rozdział jest już napisany w całości ;)
Buzi!
Świetne jak zawsze, mimo iż bardzo krótkie :/
OdpowiedzUsuńPrzez długie przerwy czasowe między rozdziałami czytam Welcome To The Sunset Strip po raz enty :D
Ale nadal bardzo mi się podoba.
Uuuu! Jestem pierwsza xD Mam nadzieję, że nie mam w związku z tym jakiegoś obowiązku napisania mega długiego komentarza, bo w sumie to nie mam co napisać. Rozdział jest świetny, jak zwykle :) Uwielbiam twojego bloga i komentuje (od kiedy zaczęłam go czytać) każdy rozdział :) Co do treści Slash nie popisałeś się kurwa... Ogarnij się w końcu!
OdpowiedzUsuńI ostatnia sprawa: LUDZIE KOMENTUJCIE DO CHOLERY JASNEJ! JA CHCĘ ROZDZIAŁ W TEN WEEKEND!!!
Piszę komentarz po raz drugi bo tamten był do bani xD A więc rozdział swietny jak wszystkie, tylko boli mnie zachowanie Slasha mam nadzieje, że sie ogarnie i między nim a Kamilą wszystko bedzie okej :))
OdpowiedzUsuńCzekam na perspektywę Axla, jakoś mi go brakuje :/ A dzisiejszy rozdział przeciętny.
OdpowiedzUsuńKolejny będzie napisany m.in z jego perspektywy ;)
UsuńZajebisty rozdział!
OdpowiedzUsuńKrótki koment, ale zawsze coś.
Pozdrawiam
Nawet nie wiesz jak ja długo czekałam na tą część. :)
OdpowiedzUsuńDobrze napisane, ale no kurde... Tak bardzo nienawidzę Slasha. Nie pojmuję tego, jak mógł się tak zachować w stosunku do Kamili. Szkoda, że nie zauważa, że dziewczyna chce dobrze. A Nikki to kolejna osoba, na której się zawiodłam w tym opowiadaniu.
Chłopcy z Mety - dobrzy kumple, wiedziałam, że do nich pójdzie. ;)
Ogólnie ten rozdział mnie trochę przygnębił, ale to nie zmienia faktu, że mi się podoba.
Czytelnicy, motywujemy Julię!
O jezu..czytam tego bloga od początku jego istnienia i w sumie chyba 2 raz komentuje..nevermind xd
OdpowiedzUsuńW każdym razie nawet nie masz pojęcia jak bardzo denerwujące jest czekanie miesiącami aż pojawi się rozdział, także fajnie że zamierzasz pisać częściej.
No i fajnie by było jakby te rozdziały były dłuższe :D
~Niepamiętamjaksiępodpisywałambonieczytałamnicod6miesięcy
No i zapomniałam dodać że jak zwykle zajebiste rozdziały a teksty Axla mnie powalają xD
UsuńNo ale jakby były dłuższeeeeee te rozdziałyyyyyy ^^
No,no blog jest bardzo ciekawy.
OdpowiedzUsuńWpadne jutro przeczytac rozdzialy,bo dzisiaj juz padam ...
Szkoda ze wczesniej nie odwazylam sie przeczytac twoich tworow.Ale po bohaterach ,juz wydaje sie ciekawe !
Dobra nie zrzędze tutaj dalej.
Ide spac. Dobranoc i do jutro ;).
Jak cos zapraszam ,do mnie. Jesli masz ochote :).
Pozdrawia ,twoja nowa czytelniczka,Madeline.
Szkoda, że tak krótko. Szkoda mi Camilie, mam nadzieję, że Slash się opanuje. Pozdrawiam i życzę weny :)
OdpowiedzUsuńNie no, mówiłam Ci, że sytuacja Camille jest przesłodzona, ale tutaj przesadziłaś. ( Nie żeby mi się to nie podobało ) Cieszę się, bo wreszcie odczuwam większe emocje związane z tą parą :) Slash mnie wkurwia już kilka poprzednich rozdziałów, ale tutaj przegiął. Bardzo podoba mi się motyw takie pomocnej Żyrafy. Cóż, widzi, co dzieje się między Camille i Saulem. Nikki, ta, pieprzy od rzeczy. Dobrze, że chłopaki się go pozbyli. Tylko wytłumacz mi jak Slash mógł w ogóle tak powiedzieć do Camille? Zrobiło mi się przykro, jak to przeczytałam... W tym wszystkim najgorsze jest to, że Cami naprawdę się martwi, a on nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. Nie ma to jak w największym dole wybrać się do chłopaków z Mety :) Mam tylko nadzieję, że będzie dobrze. :)
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle zajebisty i niezwykle wciągający :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Nie mogę się doczekać dalszych rozdziałów.
OdpowiedzUsuńŚwietnie się rozkręca akcja. :)
Tylko trochę brakuje mi Duffa i jego historii.
Hudson co z tobą nie tak? Masz tak zajebistą laskę przy boku a odwalasz takie akcje. Mam ochotę go udusić. Camille powinna przy mocno przywalić. Tak, żeby w końcu te klepki w głowie się poukładały, bo coś z nimi nie tak. Zdecydowanie. Nikki przegrał co mnie totalnie. Nie cierpię go w tej chwili tak bardzo jak ona. Ugh. Totalny dupek. Mam nadzieję, że tamci też z nią nic nie zrobią, albo że ona nie zrobi czegoś głupiego. Cam wcale na to wszystko nie zasłużyła! Hudson chłopie ogarnij się proszę.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to proszę już wstawić następny!! Chce wiedzieć co jest dalej. Tutaj było troszkę krótko więc my chcemy już następny. Teraz, zaraz już!
Rozdział świetny jak zawsze. Czekam na kolejny :*
Dobra! Z racji tej ze czytam to poraz pierwszy i nie jestem zbytnio ,w temacie co tu sie dzieje.To rozdzial cholernie mi sie spodobal .
OdpowiedzUsuńJest taki hmmm ciekawy... Co do zachowania Nikkiego, to nie ma co komentowac. Sixx ,zawsze byl aroganckim dupkiem . A Slash,coz jest podatny na wplywy roznych alkoholikow. Szkoda tylko nie zalezy na dziewczynie. Nie zarazaj sie tym,ze nie pisze jej iminia ,ale nie ogarniam jeszcze do konca wszystkich. Coz milo tez ze miala gdzie pojsc ... I Metallica milo ja przyjela. I mam nadzieje ze nie wydadarza sie tu jakies sceny lozkowe?!
Oni musze byc grzeczni i pilnowac swoje niesforne parowki !
A Julie,coz taka kochana przyjaciolka..❤❤
Milo sie to czyta. No i to na tyle by bylo. Czekam na kolejny!!I dodawaj go dzisiaj.Komentarzy duzo jest ;).A my czekamy z niecierpliwoscia !
Pozdrawiam Madeline.
Rozdzial ciekawy ale czekam na wiecej Axla !!!!! ;D
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny *-* ( z resztą jak każdy <3)
OdpowiedzUsuńJestem mega ciekawa co się wydarzy dalej ^-^
Czekam na kolejny, mimo że ten przeczytałam 5min temu :3 Wracasz do formy, trzymaj się.
OdpowiedzUsuń