~Z perspektywy Axla~
- Skąd miałaś jebaną heroinę? - Wysyczałem od razu jak tylko blondynka otworzyła oczy. Na początku wyglądała jakby nie miała pojęcia o czym mówię i milcząc przyglądała mi się z przestrachem. Szkoda, że nie widziała naszego wczorajszego strachu wywołanego z jej kurwa powodu. - Pytam się kurwa skąd! - Warknąłem już znacznie głośniej i odchodząc od parapetu, o który się opierałem podszedłem bliżej łóżka.
Julie drgnęła nieznacznie i posyłając mi krótkie spojrzenie zerwała się nagle i pobiegła w stronę łazienki. Zanim zdążyłem do niej doskoczyć drzwi były już zamknięte na klucz. Walnąłem w nie z całej siły z pięści i przekląłem siarczyście.
- Otwieraj!
- Nie, zostaw mnie w spokoju... - Usłyszałem w odpowiedzi załamujący się głos. Złapałem się za głowę. Co ona do kurwy nędzy odpierdala?
- Już jedne drzwi wczoraj przez ciebie poleciały, co, te też mamy wyważać? - Rzuciłem złowrogo. - Natychmiast je otwórz! - Krzyknąłem po chwili ciszy i tym razem w nie kopnąłem.
- Co to za jebany hałas? - Usłyszałem za sobą głos McKagana.
- Właśnie? - Odwróciwszy się do tyłu zobaczyłem jak zza niego wyłania się drobna sylwetka Camille. Dziewczyna z dziwnie wkurzoną miną zmierzyła mnie wzrokiem.
Co, to niby moja wina, że ta wariatka zamknęła się w kiblu?
- Dobre pytanie! - Uśmiechnąłem się ironicznie i pokręciłem z politowaniem głową. - Może wam uda się ją zrozumieć, bo ja cholera, nawet nie próbuję - wymamrotałem odpalając nerwowo fajkę. Następnie rozwaliłem się wygodnie w fotelu i zacząłem obserwować poczynania tej dwójki.
- Julie, wszystko w porządku? Co jest, hm? - Zapytał łagodnym tonem Duff kładąc dłoń na drzwiach. Parsknąłem cicho. Powinien najlepiej przed nimi uklęknąć.
- Wyjdź na chwilę, co? - Odezwała się do mnie Cam. Zrobiłem wielkie oczy i zakrztusiłem się nieco dymem.
- Ja? A z jakiej racji?
- Z takiej, że chcemy z nią pogadać na osobności.
- No to śmiało, bierzcie koleżankę i idźcie sobie gdzieś w trójkę - rzuciłem unosząc złośliwie jeden kącik ust do góry. Szatynka zmarszczyła mocno brwi. - Dobra, kurwa, idę.
Co miałem lepszego do roboty? To przedstawienie było naprawdę żałosne.
Zadałem tylko jedno proste pytanie, na które zamiast mi odpowiedzieć, moja dziewczyna wolała się przede mną schować. Wydawało mi się, że wiek przedszkolny miała już za sobą.
Ktoś mógłby się przyczepić, że byłem wobec niej za ostry. Ale nie potrafiłem, wręcz nie mogłem zachowywać się inaczej. To była poważna sprawa i nie chciałem jej potraktować luźną pogadanką i spokojnym wytłumaczeniem jej, że to co robi jest złe. Przecież doskonale to wiedziała. Byłem tylko ciekaw czy po wczorajszym wydarzeniu wyciągnęła jakieś wnioski. Obawiałem się, że nie.
Przez całą tą sytuację cały dzień chodziłem skwaszony. A chyba każdy wie jak wygląda "skwaszenie" w przypadku Axla Rose, nie? Ale spokojnie, niczego nie zdemolowałem, nie wdałem się w żadną bójkę, no nic z tych rzeczy. Włóczyłem się jedynie po mieście, parę godzin przesiedziałem w barze. Wypiłem kilka piw, odprawiłem chamsko trochę osób, które poprosiło mnie o autograf, bez późniejszego poczucia winy. Do stolika pozwoliłem dosiąść się tylko jednej prostytutce, bo miała fajne cycki i mogłem sobie na nie perfidnie spoglądać, a ona nie robiła o to problemu. Ba, ona nie robiła żadnych problemów.
Czy to był powód, dla którego postanowiłem wsadzić w nią swojego fiuta? Nie była nikim, o kogo musiałem się martwić, którego uczucia musiałem brać pod uwagę, z kim musiałem obchodzić się z szacunkiem. Była kimś, z kim mogłem zrobić co tylko żywnie mi się podobało.
W kwestii seksu z przypadkowymi dziewczynami nie poczuwałem się do żadnych większych wyrzutów sumienia. Nie hamowałem się, bo i po co? Chciałem zwyczajnie odreagować.
Przecież nie robiłem tego na złość mojej dziewczynie, robiłem to, bo taką miałem cholera zachciankę. Ponadto posuwając inne byłem wewnętrznie spokojny, że nikt ani nic mnie nie ogranicza, mogłem robić co tylko zechcę i nie wyobrażałem sobie, że mogłoby być inaczej. Byłem za młody i za przystojny, żeby odmawiać chętnym laskom.
A Julie? Julie nie musiała o niczym wiedzieć.
- O cholera... - Westchnęła głośno, kiedy skończyłem ją dymać. - Normalnie to żądałabym od ciebie kasy, ale jesteś pieprzonym rockmanem, w dodatku niezłym. - Zaśmiała się pod nosem.
- Wystarczy, że nie będziesz się chwaliła, że cię wyruchałem. - Puściłem do niej oczko i zasunąłem rozporek.
- A to czemu? - Uniosła w zapytaniu jedną brew do góry.
- Bo... Takie informacje szybko się roznoszą, nie? A niekoniecznie bym tego chciał. - Wzruszyłem ramionami i nie czekając na jej odpowiedź wyszedłem z kibla.
~Z perspektywy Julie~
Camille i Duff stali nade mną ze skrzyżowanymi rękoma i minami żądającymi wyjaśnień. Cóż, nie dziwiłam im się. Mimo wszystko zachowywałam się jak mała, uparta dziewczynka, która przełykając co chwila ślinę zapierała się w sobie i postanowiła milczeć. Kwestia wstydu.
- Julie, na litość boską! Powiedz coś wreszcie! - Moja przyjaciółka była chyba na skraju wytrzymałości. McKagan w przeciwieństwie do niej stał całkowicie spokojny. Domyślałam się jakie miał o mnie zdanie i za jaką głupią idiotkę mnie miał, ale nie ukrywam, zrobiło mi się cieplej na sercu, kiedy posłał mi delikatny uśmiech. Nie obdarzył mnie nim w końcu od dłuższego czasu.
Odwzajemniłam go i biorąc głęboki oddech wydobyłam z siebie parę słów.
- Wiedziałam, że coś macie...
- Kto? - Camille zmarszczyła ostro brwi. Było mi jej żal, bo naiwnie wierzyła, że taki Hudson z pewnością jest już czysty. Nie twierdzę, że nadal ćpał na potęgę, od pewnego czasu naprawdę się powstrzymywał. Lecz wiadomym było, że Gunsi czy ich kumple z ekipy posiadali swoje zapasy, a wśród nich można było znaleźć i heroinę.
- No kto? My - odparł Duff zerkając na czubki swoich butów.
Szatynka gotowa chyba wybuchnąć, ostatecznie złapała się tylko za głowę i próbowała uspokoić.
- Dobra, faktycznie nie będę robić z siebie głupiej - mruknęła po czasie. Przybrałam przepraszający wyraz twarzy.
- Zabrałam podczas jednej z imprez działkę i schowałam ją, tak na czarną godzinę. - Spuściłam wzrok w dół.
- Co masz na myśli mówiąc 'czarna godzina'? - Zapytała jakby z przestrachem Cam, co z lekka mnie zdziwiło. Odpowiedź wydawała mi się być oczywista.
- No wiesz, to chujostwo ma jeszcze nade mną kontrolę, poczułam chęć dania sobie w żyłę i dałam.
- Z jakiegoś konkretnego powodu?
Rany, co ona taka podejrzliwa?
- No... Nie. Jedyny powód to chyba brak silnej woli - rzuciłam głosem pełnym pogardy dla samej siebie. Pocieszało mnie to, że potrafiłam przyznać się do uzależnienia. To znaczyło, że chyba nie było ze mną jeszcze tak źle.
- Julie, czy ty aby na pewno mówisz nam prawdę?
Huh?
- Tak, dlaczego miałabym niby kłamać? - Spytałam z nutą zirytowania.
Camille i Duff wymienili się porozumiewawczym spojrzeniem.
- O co chodzi? Co to za przesłuchanie? - Warknęłam.
Doprawdy coraz bardziej czułam się jak małe dziecko.
- Wiem o tym, że ten rudy palant cię bije. - Wypaliła nagle, na co momentalnie zrzedła mi mina. Otrząsnęłam się jednak szybko i skierowałam mordercze spojrzenie na blondyna. Miał to zostawić dla siebie! - Nie patrz tak na niego, sama się wczoraj wygadałaś. - Dodała po chwili.
- I co, uwierzyłaś? Byłam naćpana. - Parsknęłam i postukałam się palcem po czole. Musiałam się z tego jakoś wykręcić.
Kpiący śmiech basisty i jego teatralne wywrócenie oczami skutecznie mi to utrudniało. Palant!
- Nie wierzę, ty go bronisz. - Szatynka pokręciła z niedowierzaniem głową.
- Wcale nie! - Krzyknęłam podnosząc się na równe nogi. - Nic takiego nie miało i nie ma miejsca! On mnie nie bije, powaliło cię?!
- Nie pogrążaj się, mała.
Spierdalaj, McKagan...
- Julie ty się go boisz, prawda?
Poczułam dziwne ukłucie w sercu. To był jeden z moich najczulszych punktów. Chciałam być postrzegana jako ktoś, kto niczego i nikogo się nie boi. A już na pewno nie swojego chłopaka! Dawna ja od razu by go rzuciła nie zostawiając na nim suchej nitki. Niestety obecna ja była miękką pizdą, która jednocześnie kochała i nienawidziła.
Już kiedy Duff dowiedział się o mojej sytuacji z Rose'm, było mi okropnie niekomfortowo. Nie ukrywajmy, laski, które pozwalają traktować się jak śmieci przez swoich facetów, ale nadal tkwią z nimi w związku są postrzegane jako kompletne idiotki.
Teraz miała wiedzieć jeszcze o tym moja przyjaciółka? Cudownie!
- Nie boję. Jakbym się bała, to bym z nim już nie była, logiczne. - Skłamałam.
- Ale to prawda, że cię zlał?
- Och, przestań! Pokłóciliśmy się raz ostro i daliśmy sobie po mordzie. OBOJE. Też mu nieraz przylałam, a nie powinnam, tak? - Rzuciłam ostro.
- Czyli to było jednorazowe? - Upewniała się.
Oczywiście, że nie.
- Oczywiście, że tak!
- Okej, w takim razie... Chyba odpuszczę sobie wygarnięcie mu tego i owego. Mam nadzieję, że ty już to zrobiłaś.
- No ba! I naprawdę, nie chcę żeby żadne z was wtrącało się w nasze sprawy. Jesteśmy dorośli, tak? Postanowiliśmy o tej głupiej sprzeczce nikomu nie mówić i byłabym wściekła, a Axl byłby wściekły na mnie, jeślibyście wyskoczyli do niego z pretensjami, rozumiemy się?
Przyjaciółka przytaknęła głową.
- Duff...
- Jesteś dorosła, wiesz co robisz. - Uśmiechnął się z lekka ironicznie.
- Właśnie. Tymczasem przepraszam was, ale idę się gdzieś przejść, świeże powietrze dobrze mi zrobi - odparłam i wyprzedzając ich pytanie, dodałam, że wolę wyjść sama. Musiałam bowiem przemyśleć sobie parę spraw na spokojnie.
Wyszedłszy z hotelu zobaczyłam nieopodal znajomą, rudą czuprynę. Jej właściciel siedział na oparciu ławki i zaciągał się co trochę papierosem. Przez wzrok wbity w bliżej nieokreślony punkt wyglądał jakby był nieobecny, dlatego dopiero gdy przysiadłam sobie obok niego, ten się ocknął.
Wyciągnęłam z jego dłoni fajkę i sama wzięłam parę buchów. Chłopak nic nie mówił, w porównaniu do dzisiejszego poranka sprawiał wrażenie nadzwyczaj spokojnego. Na szczęście.
- Zgarnęłam Brownstone'a od was. - Zaczęłam. Rudy nic nie odpowiadał. - Tego dnia rzeczywiście przesadziłam i z alkoholem, i z dragami, nie myślałam racjonalnie. - Ciągnęłam. Powoli zaczął denerwować mnie jednak fakt, że nadal nic nie mówił. - Nic nie powiesz?
Axl wzruszył niedbale ramionami.
- Dobrze, że nie kupiłaś działki od pierwszego lepszego dealera.
- Aż tak nieodpowiedzialna to nie jestem.
- Aż.
Poczułam jak na moje policzki wstępuje gorąc.
- Mam nauczkę... Naprawdę.
- Zawsze się tak mówi. A później chcąc nie chcąc znowu sięga się po to gówno. Powiedz. - Tu odwrócił głowę w moją stronę. - Czemu jak namawiałem cię na dwutygodniowy odlot, zaręczyłaś, że z rzuceniem tego nie będzie problemu? Okej, nie twierdzę, że to tylko twoja wina, wiedziałem, że byłaś już uzależniona i nie powinienem wyskakiwać z takim pomysłem, ale... Kurwa. Nie wiem już co o tym wszystkim myśleć. - Spuścił głowę w dół i zaczął gapić się na czubki swoich butów. - Może jakbyś wtedy nie dawała w żyłę, to o wczorajszej akcji nie byłoby mowy.
- Hej, nie ma co gdybać. - Położyłam dłoń na jego ramieniu.
W pewnym momencie poczułam jak jego ciało zaczyna delikatnie drżeć. Zaskoczona uniosłam jego podbródek do góry, żeby zaraz potem dostrzec uciekający, ale wyraźnie zaszklony wzrok. I nie wiem czy ten widok bardziej mnie rozczulił czy zabolał. - Axl, no co ty... Przestań, bo sama się zaraz rozkleję. - Pociągnęłam nosem.
- Bo widzisz kurwa... Straciłem już tyle bliskich mi osób przez jebaną heroinę, że na samą myśl o... Nie wyobrażam sobie, żebyś trafiła na tę listę. A wczoraj jak zobaczyłem cię na tych kafelkach to byłem pewien, że tak będzie. Oni też się nie zapowiadali z początku na potencjalne ofiary tego gówna. Jak byli na twoim, że tak powiem, etapie to nic z tym nie robiłem. Jasne, rzucałem jakimiś tekstami w stylu 'może trochę przystopuj?', ale nie przejmowałem się nimi zbytnio, myślałem, że to przejściowe. Sami zapewniali, że z tym kończą. Guzik prawda! Brnęli w to coraz głębiej i po nie tak długim odstępie czasu zostawałem zapraszany na ich pogrzeby. Dlatego jestem dla ciebie taki ostry. Wydaje mi się, że tylko w ten sposób zmuszę cię do przestania. Zobaczysz, będziesz jeszcze chciała wziąć. Teraz mówisz, że nie, ale jutro, pojutrze... To kurwa wraca. A przecież jesteś silna, tak? Silna i uparta. Nie daj się temu, proszę cię. - Ostatnie słowa wyszeptał wręcz błagalnie. Patrzyłam na niego jak zahipnotyzowana.
Jego wypowiedź naprawdę mnie poruszyła, przestraszyła, ale co najważniejsze dała kopa. Do działania.
Oprzytomniałam dopiero wtedy, gdy chłopak pocałował mnie czule w usta. Otarłam kilka łez, które mimowolnie spłynęły po moich policzkach i przytuliłam się do niego z całej siły. On również objął mnie mocno w talii i co trochę głaskał moje włosy. Za żadne skarby nie chciałam go teraz puszczać.
- Dobra była?
- Słucham?
Odsunął się ode mnie zdezorientowany.
No cóż. Podczas uścisku nie dane mi było wdychać jego zapachu, który zresztą bardzo lubiłam.
- No ta kurwa. Dobra była? - Pytałam spokojnym tonem.
- Jaka znowu kurwa?
Kochanie, może ty powinieneś był zostać aktorem? Świetnie udajesz.
- No, drogie perfumy to to nie są. Raczej te z najniższej półki. Luksusowa pani to chyba nie była, nie?
Rose zrobił się na twarzy czerwony.
- Posłuchaj...
- Nie, to ty posłuchaj. - Przerwałam mu. - Jutro wracam do domu, pieprzę tą trasę, w ogóle nie powinno mnie tu być. To jest twoja bajka i ty tu odgrywasz pierwsze skrzypce. Moje miejsce jest w LA.
- Twoje miejsce jest przy mnie - powiedział stanowczo.
Zaśmiałam się.
- Właśnie mi to udowodniłeś - wymamrotałam i pokazując mu jeszcze środkowy palec odwróciłam się na pięcie.
Czyli co, powrót do punktu wyjścia?
Powinnam była się już do tego przyzwyczaić.
~*~
No, no, od opublikowania poprzedniego rozdziału minęło TYLKO pięć dni.
Brawo ja?
Tak serio to siedzę chora w domu i z nudów postanowiłam co nieco naskrobać.
Zdaję sobie sprawę, że rozdział jest monotematyczny, ale naprawdę nie miałam głowy do tego, żeby jeszcze coś wymyślić.
W następnym rozdziale obiecuję skupić się na innych wątkach,
bo zdaję sobie sprawę, że niektórzy mogą mieć już pewnej parki dość.
bo zdaję sobie sprawę, że niektórzy mogą mieć już pewnej parki dość.
W każdym razie byłabym wdzięczna za jakieś komentarze
i naturalnie dziękuję tym,
którzy wyrazili swoje zdanie pod ostatnią notką :)
i naturalnie dziękuję tym,
którzy wyrazili swoje zdanie pod ostatnią notką :)