piątek, 29 stycznia 2016

Wake up... time to die! [29]






~Z perspektywy Axla~

   
  - Skąd miałaś jebaną heroinę? - Wysyczałem od razu jak tylko blondynka otworzyła oczy. Na początku wyglądała jakby nie miała pojęcia o czym mówię i milcząc przyglądała mi się z przestrachem. Szkoda, że nie widziała naszego wczorajszego strachu wywołanego z jej kurwa powodu. - Pytam się kurwa skąd! - Warknąłem już znacznie głośniej i odchodząc od parapetu, o który się opierałem podszedłem bliżej łóżka.
Julie drgnęła nieznacznie i posyłając mi krótkie spojrzenie zerwała się nagle i pobiegła w stronę łazienki. Zanim zdążyłem do niej doskoczyć drzwi były już zamknięte na klucz. Walnąłem w nie z całej siły z pięści i przekląłem siarczyście.
  - Otwieraj!
  - Nie, zostaw mnie w spokoju... - Usłyszałem w odpowiedzi załamujący się głos. Złapałem się za głowę. Co ona do kurwy nędzy odpierdala?
  - Już jedne drzwi wczoraj przez ciebie poleciały, co, te też mamy wyważać? - Rzuciłem złowrogo. - Natychmiast je otwórz! - Krzyknąłem po chwili ciszy i tym razem w nie kopnąłem.
  - Co to za jebany hałas? - Usłyszałem za sobą głos McKagana.
  - Właśnie? - Odwróciwszy się do tyłu zobaczyłem jak zza niego wyłania się drobna sylwetka Camille. Dziewczyna z dziwnie wkurzoną miną zmierzyła mnie wzrokiem.
Co, to niby moja wina, że ta wariatka zamknęła się w kiblu?
 - Dobre pytanie! - Uśmiechnąłem się ironicznie i pokręciłem z politowaniem głową. - Może wam uda się ją zrozumieć, bo ja cholera, nawet nie próbuję - wymamrotałem odpalając nerwowo fajkę. Następnie rozwaliłem się wygodnie w fotelu i zacząłem obserwować poczynania tej dwójki.
  - Julie, wszystko w porządku? Co jest, hm? - Zapytał łagodnym tonem Duff kładąc dłoń na drzwiach. Parsknąłem cicho. Powinien najlepiej przed nimi uklęknąć.
 - Wyjdź na chwilę, co? - Odezwała się do mnie Cam. Zrobiłem wielkie oczy i zakrztusiłem się nieco dymem.
  - Ja? A z jakiej racji?
  - Z takiej, że chcemy z nią pogadać na osobności.
 - No to śmiało, bierzcie koleżankę i idźcie sobie gdzieś w trójkę - rzuciłem unosząc złośliwie jeden kącik ust do góry. Szatynka zmarszczyła mocno brwi. - Dobra, kurwa, idę.
Co miałem lepszego do roboty? To przedstawienie było naprawdę żałosne.
Zadałem tylko jedno proste pytanie, na które zamiast mi odpowiedzieć, moja dziewczyna wolała się przede mną schować. Wydawało mi się, że wiek przedszkolny miała już za sobą. 
Ktoś mógłby się przyczepić, że byłem wobec niej za ostry. Ale nie potrafiłem, wręcz nie mogłem zachowywać się inaczej. To była poważna sprawa i nie chciałem jej potraktować luźną pogadanką i spokojnym wytłumaczeniem jej, że to co robi jest złe. Przecież doskonale to wiedziała. Byłem tylko ciekaw czy po wczorajszym wydarzeniu wyciągnęła jakieś wnioski. Obawiałem się, że nie.
     Przez całą tą sytuację cały dzień chodziłem skwaszony. A chyba każdy wie jak wygląda "skwaszenie" w przypadku Axla Rose, nie? Ale spokojnie, niczego nie zdemolowałem, nie wdałem się w żadną bójkę, no nic z tych rzeczy. Włóczyłem się jedynie po mieście, parę godzin przesiedziałem w barze. Wypiłem kilka piw, odprawiłem chamsko trochę osób, które poprosiło mnie o autograf, bez późniejszego poczucia winy. Do stolika pozwoliłem dosiąść się tylko jednej prostytutce, bo miała fajne cycki i mogłem sobie na nie perfidnie spoglądać, a ona nie robiła o to problemu. Ba, ona nie robiła żadnych problemów.
Czy to był powód, dla którego postanowiłem wsadzić w nią swojego fiuta? Nie była nikim, o kogo musiałem się martwić, którego uczucia musiałem brać pod uwagę, z kim musiałem obchodzić się z szacunkiem. Była kimś, z kim mogłem zrobić co tylko żywnie mi się podobało.
W kwestii seksu z przypadkowymi dziewczynami nie poczuwałem się do żadnych większych wyrzutów sumienia. Nie hamowałem się, bo i po co? Chciałem zwyczajnie odreagować.
Przecież nie robiłem tego na złość mojej dziewczynie, robiłem to, bo taką miałem cholera zachciankę. Ponadto posuwając inne byłem wewnętrznie spokojny, że nikt ani nic mnie nie ogranicza, mogłem robić co tylko zechcę i nie wyobrażałem sobie, że mogłoby być inaczej. Byłem za młody i za przystojny, żeby odmawiać chętnym laskom.
A Julie? Julie nie musiała o niczym wiedzieć.
  - O cholera... - Westchnęła głośno, kiedy skończyłem ją dymać. - Normalnie to żądałabym od ciebie kasy, ale jesteś pieprzonym rockmanem, w dodatku niezłym. - Zaśmiała się pod nosem.
  - Wystarczy, że nie będziesz się chwaliła, że cię wyruchałem. - Puściłem do niej oczko i zasunąłem rozporek.
  - A to czemu? - Uniosła w zapytaniu jedną brew do góry.
  - Bo... Takie informacje szybko się roznoszą, nie? A niekoniecznie bym tego chciał. - Wzruszyłem ramionami i nie czekając na jej odpowiedź wyszedłem z kibla.













~Z perspektywy Julie~


       Camille i Duff stali nade mną ze skrzyżowanymi rękoma i minami żądającymi wyjaśnień. Cóż, nie dziwiłam im się. Mimo wszystko zachowywałam się jak mała, uparta dziewczynka, która przełykając co chwila ślinę zapierała się w sobie i postanowiła milczeć. Kwestia wstydu.


  - Julie, na litość boską! Powiedz coś wreszcie! - Moja przyjaciółka była chyba na skraju wytrzymałości. McKagan w przeciwieństwie do niej stał całkowicie spokojny. Domyślałam się jakie miał o mnie zdanie i za jaką głupią idiotkę mnie miał, ale nie ukrywam, zrobiło mi się cieplej na sercu, kiedy posłał mi delikatny uśmiech. Nie obdarzył mnie nim w końcu od dłuższego czasu.
Odwzajemniłam go i biorąc głęboki oddech wydobyłam z siebie parę słów.
  - Wiedziałam, że coś macie...
  - Kto? - Camille zmarszczyła ostro brwi. Było mi jej żal, bo naiwnie wierzyła, że taki Hudson z pewnością jest już czysty. Nie twierdzę, że nadal ćpał na potęgę, od pewnego czasu naprawdę się powstrzymywał. Lecz wiadomym było, że Gunsi czy ich kumple z ekipy posiadali swoje zapasy, a wśród nich można było znaleźć i heroinę.
  - No kto? My - odparł Duff zerkając na czubki swoich butów.
Szatynka gotowa chyba wybuchnąć, ostatecznie złapała się tylko za głowę i próbowała uspokoić.
 - Dobra, faktycznie nie będę robić z siebie głupiej - mruknęła po czasie. Przybrałam przepraszający wyraz twarzy.
  - Zabrałam podczas jednej z imprez działkę i schowałam ją, tak na czarną godzinę. - Spuściłam wzrok w dół.
 - Co masz na myśli mówiąc 'czarna godzina'? - Zapytała jakby z przestrachem Cam, co z lekka mnie zdziwiło. Odpowiedź wydawała mi się być oczywista.
  - No wiesz, to chujostwo ma jeszcze nade mną kontrolę, poczułam chęć dania sobie w żyłę i dałam.
  - Z jakiegoś konkretnego powodu?
Rany, co ona taka podejrzliwa?
  - No... Nie. Jedyny powód to chyba brak silnej woli - rzuciłam głosem pełnym pogardy dla samej siebie. Pocieszało mnie to, że potrafiłam przyznać się do uzależnienia. To znaczyło, że chyba nie było ze mną jeszcze tak źle.
  - Julie, czy ty aby na pewno mówisz nam prawdę?
Huh?
  - Tak, dlaczego miałabym niby kłamać? - Spytałam z nutą zirytowania.
Camille i Duff wymienili się porozumiewawczym spojrzeniem.
  - O co chodzi? Co to za przesłuchanie? - Warknęłam.
Doprawdy coraz bardziej czułam się jak małe dziecko.
  - Wiem o tym, że ten rudy palant cię bije. - Wypaliła nagle, na co momentalnie zrzedła mi mina. Otrząsnęłam się jednak szybko i skierowałam mordercze spojrzenie na blondyna. Miał to zostawić dla siebie! - Nie patrz tak na niego, sama się wczoraj wygadałaś. - Dodała po chwili. 
  - I co, uwierzyłaś? Byłam naćpana. - Parsknęłam i postukałam się palcem po czole. Musiałam się z tego jakoś wykręcić.
Kpiący śmiech basisty i jego teatralne wywrócenie oczami skutecznie mi to utrudniało. Palant!
  - Nie wierzę, ty go bronisz. - Szatynka pokręciła z niedowierzaniem głową.
  - Wcale nie! - Krzyknęłam podnosząc się na równe nogi. - Nic takiego nie miało i nie ma miejsca! On mnie nie bije, powaliło cię?!
  - Nie pogrążaj się, mała.
Spierdalaj, McKagan...
  - Julie ty się go boisz, prawda?
Poczułam dziwne ukłucie w sercu. To był jeden z moich najczulszych punktów. Chciałam być postrzegana jako ktoś, kto niczego i nikogo się nie boi. A już na pewno nie swojego chłopaka! Dawna ja od razu by go rzuciła nie zostawiając na nim suchej nitki. Niestety obecna ja była miękką pizdą, która jednocześnie kochała i nienawidziła.
Już kiedy Duff dowiedział się o mojej sytuacji z Rose'm, było mi okropnie niekomfortowo. Nie ukrywajmy, laski, które pozwalają traktować się jak śmieci przez swoich facetów, ale nadal tkwią z nimi w związku są postrzegane jako kompletne idiotki.
Teraz miała wiedzieć jeszcze o tym moja przyjaciółka? Cudownie!
  - Nie boję. Jakbym się bała, to bym z nim już nie była, logiczne. - Skłamałam.
  - Ale to prawda, że cię zlał?
  - Och, przestań! Pokłóciliśmy się raz ostro i daliśmy sobie po mordzie. OBOJE. Też mu nieraz przylałam, a nie powinnam, tak? - Rzuciłam ostro.
  - Czyli to było jednorazowe? - Upewniała się.
Oczywiście, że nie.
  - Oczywiście, że tak!
  - Okej, w takim razie... Chyba odpuszczę sobie wygarnięcie mu tego i owego. Mam nadzieję, że ty już to zrobiłaś.
  - No ba! I naprawdę, nie chcę żeby żadne z was wtrącało się w nasze sprawy. Jesteśmy dorośli, tak? Postanowiliśmy o tej głupiej sprzeczce nikomu nie mówić i byłabym wściekła, a Axl byłby wściekły na mnie, jeślibyście wyskoczyli do niego z pretensjami, rozumiemy się?
Przyjaciółka przytaknęła głową.
  - Duff...
  - Jesteś dorosła, wiesz co robisz. - Uśmiechnął się z lekka ironicznie.
 - Właśnie. Tymczasem przepraszam was, ale idę się gdzieś przejść, świeże powietrze dobrze mi zrobi - odparłam i wyprzedzając ich pytanie, dodałam, że wolę wyjść sama. Musiałam bowiem przemyśleć sobie parę spraw na spokojnie.
       Wyszedłszy z hotelu zobaczyłam nieopodal znajomą, rudą czuprynę. Jej właściciel siedział na oparciu ławki i zaciągał się co trochę papierosem. Przez wzrok wbity w bliżej nieokreślony punkt wyglądał jakby był nieobecny, dlatego dopiero gdy przysiadłam sobie obok niego, ten się ocknął.
Wyciągnęłam z jego dłoni fajkę i sama wzięłam parę buchów. Chłopak nic nie mówił, w porównaniu do dzisiejszego poranka sprawiał wrażenie nadzwyczaj spokojnego. Na szczęście.
  - Zgarnęłam Brownstone'a od was. - Zaczęłam. Rudy nic nie odpowiadał. - Tego dnia rzeczywiście przesadziłam i z alkoholem, i z dragami, nie myślałam racjonalnie. - Ciągnęłam. Powoli zaczął denerwować mnie jednak fakt, że nadal nic nie mówił. - Nic nie powiesz?
Axl wzruszył niedbale ramionami.
  - Dobrze, że nie kupiłaś działki od pierwszego lepszego dealera.
  - Aż tak nieodpowiedzialna to nie jestem.
  - Aż.
Poczułam jak na moje policzki wstępuje gorąc. 
  - Mam nauczkę... Naprawdę.
  - Zawsze się tak mówi. A później chcąc nie chcąc znowu sięga się po to gówno. Powiedz. - Tu odwrócił głowę w moją stronę. - Czemu jak namawiałem cię na dwutygodniowy odlot, zaręczyłaś, że z rzuceniem tego nie będzie problemu? Okej, nie twierdzę, że to tylko twoja wina, wiedziałem, że byłaś już uzależniona i nie powinienem wyskakiwać z takim pomysłem, ale... Kurwa. Nie wiem już co o tym wszystkim myśleć. - Spuścił głowę w dół i zaczął gapić się na czubki swoich butów. - Może jakbyś wtedy nie dawała w żyłę, to o wczorajszej akcji nie byłoby mowy.
  - Hej, nie ma co gdybać. - Położyłam dłoń na jego ramieniu.
W pewnym momencie poczułam jak jego ciało zaczyna delikatnie drżeć. Zaskoczona uniosłam jego podbródek do góry, żeby zaraz potem dostrzec uciekający, ale wyraźnie zaszklony wzrok. I nie wiem czy ten widok bardziej mnie rozczulił czy zabolał. - Axl, no co ty... Przestań, bo sama się zaraz rozkleję. - Pociągnęłam nosem.
  - Bo widzisz kurwa... Straciłem już tyle bliskich mi osób przez jebaną heroinę, że na samą myśl o... Nie wyobrażam sobie, żebyś trafiła na tę listę. A wczoraj jak zobaczyłem cię na tych kafelkach to byłem pewien, że tak będzie. Oni też się nie zapowiadali z początku na potencjalne ofiary tego gówna. Jak byli na twoim, że tak powiem, etapie to nic z tym nie robiłem. Jasne, rzucałem jakimiś tekstami w stylu 'może trochę przystopuj?', ale nie przejmowałem się nimi zbytnio, myślałem, że to przejściowe. Sami zapewniali, że z tym kończą. Guzik prawda! Brnęli w to coraz głębiej i po nie tak długim odstępie czasu zostawałem zapraszany na ich pogrzeby. Dlatego jestem dla ciebie taki ostry. Wydaje mi się, że tylko w ten sposób zmuszę cię do przestania. Zobaczysz, będziesz jeszcze chciała wziąć. Teraz mówisz, że nie, ale jutro, pojutrze... To kurwa wraca. A przecież jesteś silna, tak? Silna i uparta. Nie daj się temu, proszę cię. - Ostatnie słowa wyszeptał wręcz błagalnie. Patrzyłam na niego jak zahipnotyzowana.
Jego wypowiedź naprawdę mnie poruszyła, przestraszyła, ale co najważniejsze dała kopa. Do działania.
Oprzytomniałam dopiero wtedy, gdy chłopak pocałował mnie czule w usta. Otarłam kilka łez, które mimowolnie spłynęły po moich policzkach i przytuliłam się do niego z całej siły. On również objął mnie mocno w talii i co trochę głaskał moje włosy. Za żadne skarby nie chciałam go teraz puszczać.
  - Dobra była?
  - Słucham?
Odsunął się ode mnie zdezorientowany.
No cóż. Podczas uścisku nie dane mi było wdychać jego zapachu, który zresztą bardzo lubiłam.
  - No ta kurwa. Dobra była? - Pytałam spokojnym tonem.
  - Jaka znowu kurwa?
Kochanie, może ty powinieneś był zostać aktorem? Świetnie udajesz.
 - No, drogie perfumy to to nie są. Raczej te z najniższej półki. Luksusowa pani to chyba nie była, nie?
Rose zrobił się na twarzy czerwony.
  - Posłuchaj...
 - Nie, to ty posłuchaj. - Przerwałam mu. - Jutro wracam do domu, pieprzę tą trasę, w ogóle nie powinno mnie tu być. To jest twoja bajka i ty tu odgrywasz pierwsze skrzypce. Moje miejsce jest w LA.
  - Twoje miejsce jest przy mnie - powiedział stanowczo.
Zaśmiałam się.
  - Właśnie mi to udowodniłeś - wymamrotałam i pokazując mu jeszcze środkowy palec odwróciłam się na pięcie.
Czyli co, powrót do punktu wyjścia? 
Powinnam była się już do tego przyzwyczaić.  







~*~

No, no, od opublikowania poprzedniego rozdziału minęło TYLKO pięć dni.
Brawo ja?
Tak serio to siedzę chora w domu i z nudów postanowiłam co nieco naskrobać.
Zdaję sobie sprawę, że rozdział jest monotematyczny, ale naprawdę nie miałam głowy do tego, żeby jeszcze coś wymyślić.
W następnym rozdziale obiecuję skupić się na innych wątkach,
bo zdaję sobie sprawę, że niektórzy mogą mieć już pewnej parki dość.
W każdym razie byłabym wdzięczna za jakieś komentarze 
i naturalnie dziękuję tym, 
którzy wyrazili swoje zdanie pod ostatnią notką :)


Buzi!


niedziela, 24 stycznia 2016

Wake up... time to die! [28]








~Z perspektywy Julie~


  - No ile mam cię jeszcze namawiać? - Westchnęłam z politowaniem i podałam przyjaciółce zwinięty w rulonik banknot. Szatynka zerknęła niechętnie na usypaną przeze mnie kreskę i zagryzła nerwowo wargę.
Na litość boską, nad czym tu się zastanawiać? Wciągasz i poprawiasz sobie humor, co w tym złego?
  - Wiesz jakie mam podejście do narkotyków. Nie chcę, żeby Slash zorientował się, że coś biorę, bo sama nienawidzę jak ćpa. Jakby to wyglądało? - Prychnęła.
  - Mówimy tu o jebanej kokainie, a nie dawaniu sobie w żyłę.
  - Wiem, ale...
 - Ale daj mi to i już nie pierdol. - Wywróciłam oczami i wyrywając jej rulonik z dłoni sama wciągnęłam do nosa biały proszek. Następnie odchyliłam głowę do tyłu i czekałam, aż biała dama zacznie działać. A długo to na szczęście nie trwało.
Parę minut później poczułam się naprawdę dooobrze. 
  - Przesadzasz ostatnio. - Ochrzaniła mnie.
Położyłam się na łóżku i wbiłam wzrok w sufit, zastanawiając się usilnie czy w moim zachowaniu rzeczywiście było coś niepokojącego.
Hej, przebywanie w tego typu trasie wiązało się ze stałym kontaktem z narkotykami, to było zupełnie normalne. I mimo, że nikt do ich brania mnie nie zmuszał ani nie namawiał, to ja sama nie byłam za bardzo w stanie się przed tym powstrzymywać. Ba, ja naprawdę nie widziałam nic złego w sporadycznym wciąganiu koki czy może już znacznie częstszym popalaniu marihuany. Znakomicie mnie rozluźniały i tyle.
I nikt poza Cam nie robił o to szumu. No, Axl prawdę powiedziawszy nie wiedział, że pozwalam sobie na kokę, mógł się jedynie tego domyślać. Moje zachowanie tłumaczył sobie chyba prędzej spożywaniem napoi wysokoprocentowych, aniżeli narkotyków. Zresztą, sam trzeźwością nie grzeszył, więc nie robił żadnych problemów.
Tutaj dodam, że jeśli przychodził czas koncertu, mój chłopak był w pełni zdyscyplinowany i nigdy nie wchodził na scenę pijany. Wstawiony może i tak, ale pijany nigdy.
Nie powiem, byłam z tego powodu dumna i cieszył mnie fakt, że poza fajkami nie miał kłopotu z żadnymi używkami. Jeśli do naszych burzliwych relacji miałyby jeszcze dojść problemy z uzależnieniem, to chyba o żadnym związku nie byłoby już mowy.
Ewentualnie faszerowałabym się środkami uspokajającymi lub, co bardziej prawdopodobne, wąchałabym kwiatki od spodu.
Tak czy inaczej nasze stosunki się polepszyły i w ciągu całej trasy pokłóciliśmy się może jedynie ze dwa razy. Rzecz jasna o pierdoły. 
Zachowywaliśmy się wobec siebie naprawdę fajnie. Poczułam się nawet jak za dawnych czasów, gdy dopiero zaczynaliśmy ze sobą kręcić. Mam tu na myśli takie staranie się o siebie, wykazywanie dużego zainteresowania drugą osobą. Zaskakiwał mnie fakt, że chłopak zamiast iść z całą resztą do baru wolał pozwiedzać ze mną miasto, w którym akurat się zatrzymywaliśmy.
Ale wracając, bo chyba zaczęłam przynudzać.
Narkotyki traktowałam jak alkohol. Mogły być lub mogło ich nie być. (Ze wskazaniem na być.)
Jeśli była okazja do napicia się, to czemu by się nie napić, tak?
No tak. 
  - Kochana, lepiej się napić - mruknęła akurat Cam. Zaśmiałam się w myślach. - Masz. - Dodała podając mi lampkę wina.
 - Pijcie, pijcie. Za nasz koncert - rzucił Popcorn wchodząc do pomieszczenia i podrzucając swoje pałeczki uśmiechnął się w charakterystyczny dla siebie sposób.
Zapomniałam chyba wspomnieć, że za parę minut Gunsi mieli wejść na scenę, a my dla odmiany zamiast pod nią szaleć, wolałyśmy posiedzieć na backstage'u.
W każdym razie okazja do picia rzeczywiście była.
A skoro tak...
 - No to powodzenia panowie! - Zawołałam i przechyliłam z zadowoleniem kieliszek do góry.






Godzinę później...






~Z perspektywy Camille~

   
        Nacisnęłam ostatni raz na spust aparatu, by po chwili stwierdzić z zadowoleniem, że wykonałam całkiem niezłą robotę.
Cóż, Berry korzystając z okazji, że znajdowaliśmy się w Nowym Jorku postanowiła pomieszkać trochę u siebie i załatwić parę spraw związanych z uczelnią, a Julie poszła poprawiać makijaż, co miało trwać minutkę, a nie całe wieki. Sięgnęłam więc znudzona po aparat i ustawiając się z boku sceny zrobiłam chłopakom małą sesję, bo czemu by nie?
W trakcie tego zajęcia naszła mnie nawet pewna myśl, którą w nieodległym czasie miałam podzielić się z chłopcami. A raczej zapytać ich o zdanie, bo to oni mieli w tej kwestii najwięcej do powiedzenia.
Mianowicie zastanawiałam się nad... Zmianą pracy.
Osobista fotografka najniebezpieczniejszego zespołu na świecie brzmiała nieźle, prawda?
Tytuł fotografki w Rolling Stone Magazine brzmiał jednak równie dobrze.
W obu przypadkach robiłabym to co kocham, ale chyba z pewną różnicą. Całkiem znaczną zresztą. Robienie sesji tym dzikusom, biorąc pod uwagę fakt, że to ja trzymałabym aparat, a nie ktoś, przed kim może i próbowali by zachować jeszcze resztki kultury, wydawała się szaleństwem. Ale o ile bardziej wolałabym przebywać z nimi niż wiecznie nabuzowaną Laurą i Jasonem, którzy w ostatnim czasie przeżywali chyba kryzys w swoim związku i atmosfera panująca w biurze była dość dziwna i niekomfortowa.
Wszelkie plany na ten temat postanowiłam odłożyć jednak na później.
Teraz miałam urlop i byłam w znakomitej trasie z znakomitymi zespołami.
Nie mówiłam tego Gunsom, ale pokochałam muzykę Ironów i słuchanie ich na żywo było zajebistym doświadczeniem. Szkoda tylko, że mimo tak "bliskiego" kontaktu, nie zamieniłam z nimi ani słowa. Dwa wrogie obozy, you know.
      Odłożyłam aparat na bok i sięgając po kolejny trunek przysiadłam sobie z powrotem na kanapie. Zerknąwszy na zegarek zorientowałam się, że blondynka siedzi już w tym kiblu dobre pół godziny. Tyle czasu pudrowałaby nosek? Moje zdziwienie skłoniło mnie do pójścia po nią.
W pomieszczeniu znajdowały się trzy kabiny z czego tylko jedna była zajęta. Zapukałam do drzwiczek.
  - Julie, jesteś tam? - Rzuciłam. W odpowiedzi usłyszałam jakiś cichy pomruk. - Co jest? - Złapałam za klamkę i zaczęłam nią z początku delikatnie, potem znacznie mocniej szarpać. - Wpuść mnie. - Nakazałam, ale klamka nawet nie drgnęła.
Poczułam jak podskakuje mi ciśnienie. Wzięłam głęboki wdech i starając się być jeszcze jako tako spokojna ponowiłam swoją "prośbę".
  - Julie... Wpuść mnie, słyszysz?
  - Nie dam rady. - Usłyszałam ciche mamrotanie.
 - Co ty tam kurwa robisz? - Głupie pytanie, doskonale wiedziałam. - Tylko kokaina, tak? Cholera, idiotko! - Krzyknęłam zdenerwowana, ale i coraz bardziej wystraszona. - Idę po chłopaków, chyba już zeszli ze sceny. - Zakomunikowałam i już miałam udać się w wiadome miejsce, kiedy blondynka zatrzymała mnie ledwie zrozumiałym 'czekaj'.
  - O co chodzi? - Zapytałam opierając czoło o te nieszczęsne drzwi, za którymi zapewne leżała moja naćpana przyjaciółka.
 - Nie wołaj Axla... Przecież on mi wpierdo... - Zatrzymała się. - Będzie zły.
Stanęłam na baczność i przybrałam z pewnością dziwną minę. Co ona chciała powiedzieć? Wpierdoli jej?
  - Zaraz, jakie do chuja wpierdoli? - Zapytałam tonem domagającym się natychmiastowych wyjaśnień.
Odpowiedzią była głucha cisza. I nie wiedziałam z jakiego powodu. Czy dlatego, że to pytanie ją zmieszało, czy dlatego, że odleciała na dobre... Kurwa mać!
Pobiegłam czym prędzej do garderoby, gdzie tak jak myślałam, byli już chłopcy. Dyskutowali żywo o koncercie, który przed chwilą dali i z tego co udało mi się wychwycić byli z siebie naprawdę zadowoleni. A ja byłam najwyraźniej zmuszona ten dobry humor im popsuć.
Pomyślałam sobie jednak, że może rzeczywiście nie warto informować o zaistniałej sytuacji Rudego. Wyminąwszy Hudsona, który był chyba pewien, że chciałam do niego podejść i jak to miałam w zwyczaju rzucić mu się na szyję, ruszyłam w stronę Duffa.
Mało interesowało mnie to, że byli z blondynką skłóceni. Wiedziałam, że tak czy inaczej mi pomoże. A raczej jej.
Chwyciłam go szybko za łokieć i pociągnęłam nerwowo w bok. Blondyn posłał mi zdziwione spojrzenie, zresztą... Nie on jeden. Panienki i reszta ekipy byli w innym pokoju, więc znajdowałam się z piątką facetów w niewielkim pomieszczeniu i ciężko było mówić o jakichś potajemnych pogawędkach. A w gruncie rzeczy taka miała ona być.
Ugh, i co teraz?
Na moje szczęście McKagan chyba się czegoś domyślił i wyszedł z garderoby, a ja za nim.
  - Co jest, mała? - Usłyszałam za sobą głos Slasha.
 - Zaraz wracamy! - Zawołałam na odczepne i dochodząc do basisty wytłumaczyłam mu, że chodzi o Julie. O naćpaną Julie.
  - Gdzie ona jest? - Zapytał poddenerwowanym tonem. Kiwnęłam głowę na łazienkę.
Blondyn bez chwili zawahania ruszył do środka, a ja oczywiście za nim. Powiedziałam mu, że drzwi są zamknięte i chyba jedynym rozwiązaniem będzie wyważenie ich. Na nasze szczęście nie były one nie wiadomo jakiej jakości... Basista poradził sobie z nimi szybciutko.
Opierając wyrwane z zawiasów drzwiczki o ścianę odsłonił mi widok na Julie, która siedziała rozwalona w rogu kabiny z niemrawą miną. Obraz jeszcze nie wyciągniętej z jej żyły strzykawki sprawił, że aż mną zatelepało. Choć widziałam go już wiele razy, nadal strasznie mnie odrzucał.
Duff wyciągnął ją z jej ręki i odłożywszy na bok wziął się za podnoszenie dziewczyny. Wyniósł ją z kabiny i usadowił na podłodze przy umywalkach, żeby chwilę potem zacząć ją ocucać zimną wodą.
  - Co robimy? - Zaczęłam spanikowana.
 - Nie wiem kurwa - odparł przecierając czoło dłonią, po czym przyklęknął przed nią i zaczął delikatnie poklepywać jej policzki. - Nie zasypiaj, słyszysz?
Skutek tego rozkazu był jednak marny. Dziewczyna odlatywała.
 - Muszę wiedzieć ile tego kurwa było. - Przygryzł dolną wargę. Zerknęłam automatycznie na pustą strzykawkę i wzruszyłam delikatnie ramionami.
  - Nie mam pojęcia... Nie wiedziałam, że ją w ogóle ma.
 - Ja pierdolę... - Chłopak zaczął chodzić nerwowo w kółko, usilnie się nad czymś zastanawiając. - Czemu w ogóle nie powiedziałaś o tym Axlowi?
Huh, musiałeś o to spytać?
  - Bo...
I jak na złość w drzwiach pojawił się Rudy.
Omiótł naszą trójkę spojrzeniem i ostatecznie utkwił je na dziewczynie, której ciało zrobiło się wręcz sine.
Momentalnie pobladłam.
Rose chyba też.
  - Co tu się kurwa dzieje? - Wychrypiał wyraźnie zdezorientowany.
Julie uniosła na chwilę powieki do góry ukazując mu przy tym swoje skurczone źrenice. Zerknęłam na niego uważnie, będąc ciekawa jego reakcji. Naprawdę nie miałam pojęcia co myśleć o słowach przyjaciółki. Głupio majaczyła? Czy miała przede mną jakąś tajemnicę i wokalista rzeczywiście podniósł kiedyś na nią rękę? Ale przecież... Okej, kłócili się, nawet często, oboje mieli trudne charaktery, Rose bywał czasem okropnie wybuchowy, ale to był jednak Rose! Chłopak, którego wydawało mi się, że znam bardzo dobrze.
Odczułam pewną ulgę gdy zamiast zauważenia na jego twarzy wkurwienia, zobaczyłam przerażenie i troskę. A jeśli o przerażeniu mowa, byłam na skraju nerwów i czułam, że zaraz sama tam padnę. I chyba nikt się nie zdziwi, jeśli powiem, że zaczęłam pociągać nosem. Oczywiście wiedziałam, że płaczem to ja tam nikomu nie pomogę, ale nie potrafiłam nad tym zapanować, to było dla mnie cholera typowe.
  - Cam, co ona jeszcze wzięła? - Z rozmyślań wyrwało mnie pytanie Duffa.
  - Jakie JESZCZE, o co kurwa chodzi? - Domagał się wyjaśnień równie rozemocjonowany Axl, który momentalnie znalazł się przy blondynce. Jęknęłam z bezradności.
   - Heroina. - Wypalił basista kiwając głową na leżącą obok strzykawkę.
   - A wcześniej kokaina, alkohol... - Wydukałam.
 - Co ty mała najlepszego zrobiłaś? - Wymamrotał wokalista przyciągając ją do siebie. Blondynka tym razem nie wydała z siebie już żadnego dźwięku. Jej głowa opadła bezwładnie na kolana Rudego, na którego twarzy zaczęła malować się panika. Głaskał ją cały czas po włosach i błagał ją, żeby "nie robiła sobie żartów”. Nikomu bowiem do śmiechu nie było.
McKagan zachowując jeszcze jako taki spokój przyłożył palec do jej szyi sprawdzając tętno, które na szczęście było wyczuwalne. Jeszcze - przebiegło mi przez myśl.
W pewnym momencie poczułam jak ktoś zamyka w mocnym uścisku moje roztrzęsione ciało. Odwróciłam głowę do tyłu i unosząc ją lekko do góry spojrzałam na Hudsona zapłakanymi oczami. Chłopak odsunął mnie na bok i przechodząc do przodu rzucił po chwili krótkie ‘o kurwa’. Idealne podsumowanie sytuacji.
  - Co robimy? Wzywamy pogotowie? – Zapytał w końcu Duff rozglądając się po wszystkich. Każdy głupio milczał. Doskonale wiedzieliśmy z czym to się wiązało. Z samymi, cholera, problemami. Ale pieprzyć je! Nasza przyjaciółka może tu zaraz zejść! 
Byłam już gotowa biec do jakiegoś telefonu, gdy nagle blondynka poruszyła się nieznacznie i przechylając się gwałtownie w bok zaczęła okropnie wymiotować. Rose chwycił szybko za jej włosy i zaczął je przytrzymywać. 
Może to okropne z mojej strony, ganiłam się za to w myślach, ale uznałam ten widok za całkowicie żałosny. Zastanawiałam się czy na tych brudnych kafelkach rzeczywiście leży moja przyjaciółka czy może zwykła ćpunka. Nie potrafiłam bowiem połączyć jednego z drugim. 
Zaraz po opróżnieniu chyba całego żołądka wybełkotała, że jej zimno, więc wysłałam Slasha po koc i kiedy ten go przyniósł okryłam nim szczelnie dziewczynę.
  - Idźcie po kierowcę – rozkazał Axl biorąc półprzytomną Julie na ręce i wyszedł zaraz za nami z pomieszczenia.
Niedługo potem siedzieliśmy już w samochodzie, którym wieziono nas prosto do hotelu. 
Wraz z Axlem i Julie, która w półleżącej pozycji opierała się o ramię chłopaka, zajmowaliśmy tylne siedzenie. Z przodu obok kierowcy siedział natomiast McKagan, reszta miała dołączyć do nas później. Blondyn co chwila odwracał się do tyłu, zerkał na rozdygotaną dziewczynę, potem zaś na mnie. Posyłaliśmy sobie blade uśmiechy, które miały rację bytu z tego tylko względu, że Julie nie wykorkowała. Poza tym byliśmy przybici całą tą sytuacją, której może i można było uniknąć? Ale jak? 
Nie miałam pojęcia, że sięgnie po pieprzoną heroinę! Skąd ona ją zresztą miała? To mnie ciekawiło!
Westchnęłam głośno i poklepałam ją delikatnie po policzku. Sprawa była zbyt świeża, toteż pilnowaliśmy, żeby Julie pod żadnym pozorem nie zasnęła. Dziewczyna zmarszczyła brwi i skuliła się bardziej. Axl obdarzył ją uważnym spojrzeniem, zaraz potem wbił je jednak z powrotem w szybę i na nowo zaczął rzucać pod nosem wiązankę przekleństw. 
       Znalazłszy się w hotelu, dokładniej mówiąc w pokoju Rose'a i Julie, wokalista oznajmił nam po krótkim czasie, że da sobie radę i będzie lepiej jeśli sobie pójdziemy. Wkurwiło mnie to. Moja przyjaciółka była w opłakanym stanie i miałam zamiar czuwać przy niej całą noc! Wypraszanie nas z pokoju było co najmniej chamskie i nietaktowne. Nie zdążyłam mu tego jednak wygarnąć, bo Duff skinąwszy jedynie głową na znak zgody pociągnął mnie za rękę i wyprowadził na korytarz.
  - Hej! Nie uważasz, że powinniśmy z nią zostać? - Oburzyłam się. 
  - Przecież już wszystko pod kontrolą - odparł z obojętnością w głosie, która doprawdy mnie zadziwiała. Irytowała też. Ludzie, co z wami?
  - Masz na nią wyjebane? - Postanowiłam się upewnić. Pytanie to nie miało na celu atakowania go czy wzbudzania w nim wyrzutów. Byłam po prostu ciekawa co takiego stało się między dwójką przyjaciół, że stali się dla siebie tak oschli.
  - Chciałbym mieć - prychnął z ironicznym uśmieszkiem wyciągając z kieszeni paczkę fajek. Uniosłam w zapytaniu jedną brew do góry. 
    Ostatecznie znaleźliśmy się w barze, gdzie przy kuflach piwa rozmawialiśmy na różne tematy, niezwiązane jednak w żadnym stopniu z Julie. Unikał ich bowiem jak ognia, co nie było mi ani trochę na rękę. Chciałam bowiem wyciągnąć z niego pewne informacje. Udając, że słucham jego opowieści o swoim pierwszym samochodzie, który koniec końców rozwalił o drzewo, zastanawiałam się usilnie jak naprowadzić rozmowę na ten jeden, konkretny temat. Po paru minutach stwierdziłam jednak, że to nie ma najmniejszego sensu.
Zrobiłam to co zawsze, walnęłam prosto z mostu.
  - Duff, myślisz, że on ją może bić? 
McKagan przerwał swoją gadaninę i przybrał kamienny wyraz twarzy.
  - Kto niby? - Odchrząknął po chwili. Wywróciłam oczami.
  - Przecież wiesz. 
Chłopak odgarnął swoją czuprynę z czoła i odwrócił głowę w bok. 
  - Duff...  - Wycedziłam przez zęby. 
Jego milczenie było odpowiedzią raczej oczywistą. Zamurowało mnie.
  - No ja go chyba kurwa zabiję! - Wrzasnęłam już nieco podpita, czym zwróciłam na siebie uwagę ludzi znajdujących się w pobliżu.
McKagan zaśmiał się pod nosem. 
  - Co w tym cholera zabawnego? - Warknęłam. 
 - Krótko mówiąc... Według niej nic takiego się nie stało. - Wyjaśnił i upił z kufla parę łyków piwa. 
  - Jak to się nic nie stało?!
Basista wzruszył ramionami. 
Jak oparzona wstałam ze swojego miejsca i ruszyłam do ich pokoju. Bałam się, że Axl chciał, żebyśmy stamtąd wyszli właśnie dlatego. Chciał jej po prostu wpieprzyć. 
Na samą myśl o tym zaczęłam iść jeszcze szybciej.
Po drodze układam sobie w głowie zdania, które miałam mu wygłosić. Nie brakowało w nich przekleństw i najgorszych wyzwisk. 
Będąc pod ich drzwiami nie miałam nawet zamiaru pukać, nacisnęłam od razu na klamkę i w bojowym nastroju wpadłam do środka. 
  - Jak mog... - W połowie słowa zamknęłam jednak buzię. Widok jaki tam zastałam raczej nie sprzyjał mojej pogadance. 
Rudy był akurat w trakcie czułego całowania policzka blondynki, która spała wtulona w jego tors.
Chrząknęłam nerwowo, więc chłopak podniósł na mnie zaskoczony wzrok.
  - Przyszłam sprawdzić co z nią... - Wytłumaczyłam.
 - Lepiej, dreszcze ustąpiły - odpowiedział z wyraźną ulgą w głosie. Dziewczyna rzeczywiście leżała spokojnie, a jej miarowy oddech skutecznie mnie uspokoił.
  - No to dobrze... To tego. - Podrapałam się po głowie. - Przyjdę z rana - mruknęłam. Axl odpowiedział mi delikatnym uśmiechem. 
Zdezorientowana ruszyłam do swojego pokoju.
Opadłam na łóżko obok śpiącego już na nim Hudsona i odgarnęłam niesforne spiralki z jego twarzy.
  - I co ja mam o tym wszystkim myśleć, co? - Westchnęłam w sumie sama do siebie i przewróciwszy się na drugi bok rozpoczęłam próby uśnięcia. 
Skończyło się oczywiście na przewracaniu z boku na bok.








~*~


Hej, hej!
Przepraszam za dość długą przerwę, ale miałam dużo rzeczy na głowie i nie mogłam zagospodarować sobie czasu na bloga.
Ale już jestem, rozdział wrzucony. 
Mam nadzieję, że przypadł Wam do gustu i byłabym wdzięczna za pozostawienie po sobie komentarza ;)



Buzi!