Julia:
W życiu każdego chyba człowieka bywają chwile, kiedy
wszystko traci dla nas jakikolwiek sens. Szare realia wydają nam się
jeszcze bardziej szare. Marzenia i plany oddalają się z każdą sekundą. Ludzie,
którzy nas otaczają zdają się być w tym momencie zupełnie obcymi osobami,
a my stoimy pośrodku tego marnego przedstawienia i czujemy się całkowicie
niezrozumiani przez cały świat. Nieprzyjemne uczucie, nie? Ale co
mają powiedzieć osoby, które same nawet nie wiedzą czego chcą? Zagubienie bywa
czasem gorsze niż bezradność.
Prościej
mówiąc... Nazywam się Julia, przyleciałam do zasranej Ameryki w celu
rozpoczęcia nowego jakże zajebistego życia, ale wszystkie moje aspiracje poszły
się jebać.
Tylko
czego ty się idiotko spodziewałaś? To, że znajdujesz się w Stanach nie oznacza, że
powinno ci się teraz powodzić. Życie to loteria. Jedni mają szczęście, a
drudzy go nie mają.
Może
trzeba tego szczęścia poszukać? Ale przecież szukałam! Wydawało mi się, że
satysfakcję dają mi narkotyki, alkohol i przelotne znajomości. Źle mi było w
ramionach przystojnego faceta? No dobra... Może i nie pamiętam jak miał na imię i
on też pewnie mnie nie kojarzy, ale... zawsze coś! Ugh, chyba jestem w tym
momencie żałosna.
Ktoś mi
kiedyś powiedział, że szczęście znajduje się czasem bliżej niż nam się wydaje.
Czy więc jest coś na co powinnam zwrócić teraz szczególną uwagę? Hm, ostatnio
widziałam przecenę w moim ulubionym sklepie, ale nie, to chyba nie to.
I tak właśnie spędzałam swój czas od parunastu
godzin, z przerwą na nockę, którą spędziłam w domu Berry. Szwędałam się i
rozmyślałam. Czy coś wymyśliłam? Nie. Łeb mnie jedynie rozbolał.
Zmęczona
usiadłam na pierwszej lepszej ławce i chowając się przed słońcem położyłam
głowę na kolanach. Tak cholernie nic mi się nie chciało... Tak cholernie miałam
wszystkiego dość.
Moje
wzdychania i wewnętrzne narzekanie przerwały dźwięki muzyki. Podniosłam głowę
do góry i rozejrzałam dookoła. W końcu zatrzymałam wzrok na trójce chłopaków,
którzy stali nieopodal z gitarami w rękach i wykonywali utwór Beatlesów.
Szybko
wokół nich zebrała się grupka gapiów, z czego większość wrzucała drobniaki do
wystawionego przed nimi futerału.
Nothing you can make that
can't be made,
no one you can save that
can't be saved,
nothing you can do...
But you can learn how to
be you in time,
it's easy.
All you need is love!
Serio? Zaśmiałam się pod
nosem i chowając dłonie w kieszeń
ruszyłam w dalszą drogę. John Lennon z tamtego wokalisty to może i nie
był, ale co w tym wszystkim mi się spodobało? Uśmiechnęłam się. Pierwszy
raz od dłuższego czasu uśmiechnęłam się i to tak szczerze. Czy to zasługa
tej sympatycznej trójki, czy może zerknięcie jednego z nich na moją osobę,
czy ukochana melodia, a może tekst? Nie wiem. Po prostu poczułam się lepiej.
Z
zupełnie odmienionym humorem postanowiłam udać się wreszcie do Hell House.
Kiedyś trzeba, no nie?
Spuściłam
głowę w dół i nucąc coś pod nosem spoglądałam na swoje brudnawe nieco
buty.
-
Julia! Jesteś! - Usłyszałam nagle. Nim zdążyłam się odezwać zostałam mocno
przytulona przez Kamilę, która ledwo mnie przy tym nie udusiła. - Gdzie byłaś?
Wszystko okej? - wypytywała wbijając we mnie zatroskany wzrok.
-
Wszystko okej. Jest jak najbardziej w porządku. - Uśmiechnęłam się do niej
ciepło, czym chyba ją przekonałam, bo odetchnęła z ulgą.
-
W takim razie bardzo się cieszę! Obiecuję, że porozmawiamy jeszcze później, bo
śpieszę się teraz do pracy - powiedziała przejętym głosem.
-
Ty i pośpiech? Od kiedy? - parsknęłam.
-
Czasem trzeba zrobić wyjątek. - Puściła do mnie oczko i pobiegła dalej.
Wzruszyłam tylko delikatnie ramionami i sama zaczęłam dreptać na nowo. Po
kilkunastu minutach znalazłam się pod drzwiami naszego
"królestwa".
Nacisnęłam
na klamkę i już miałam wejść do środka, gdy nagle coś, a może raczej ktoś
gwałtownie na mnie wpadł zderzając się ze mną swoją głową. Syknęłam z bólu i
szybko złapałam się za pulsujące miejsce.
-
Sory... Nic ci nie jest? - zapytał niepewnie Axl i również przystawił dłoń do
swojego czoła. Zamyślona wbiłam wzrok w jego szaro-zielone tęczówki.
Zastanawiałam się czy powiedzieć mu to, czego nie zdążyłam powiedzieć
wczorajszego dnia w klubie. Powiedzieć, że jest chujem, bezczelnym idiotą,
skończonym debilem i pierdolonym gnojem.
Tylko to
by nie miało żadnego sensu. Gdyby tak było to chyba jego zdanie raczej nic by
mnie nie obchodziło, a jest przecież zupełnie na odwrót.
Zranił
mnie, to prawda, ale może miał w tym jakiś cel?
Dlaczego
teraz wstydziłabym się pokazać mu z jakimś kolejnym przypadkowym gościem?
-
Pytałem czy nic ci nie jest. - Odchrząknął, czym wyrwał mnie z lekkiego
transu.
-
Nic mi nie jest, ale następnym razem mógłbyś uważać - rzuciłam chłodno i
zahaczając jeszcze celowo o jego ramię, wyminęłam go i ruszyłam do
salonu.
Na
kanapie tradycyjnie siedział Steven i Slash. Oglądali jakiegoś pornola, ale
było mi to już tak obojętne, że walnęłam się obok nich i chwyciłam za pierwszą
lepszą gazetę. Akurat trafiłam na 'The Rolling Stone Magazine', więc zaczęłam
przeglądać artykuły z zamieszczonymi zdjęciami, które zrobiła Kamila.
-
Saul, kupiłeś wężowi terrarium? - zapytałam po chwili nie odrywając wzroku od
magazynu.
-
Tak, tak - mruknął obojętnie. Film chyba dobiegał końca sądząc po coraz
głośniejszych jękach jakiejś laski, więc postanowiłam być taka dobra i im nie
przeszkadzać. Kiedy wnętrze wypełnił przeraźliwy pisk chłopcy zaśmiali się
równo
i
wymieniając parę uwag wyłączyli telewizor. Jezu, z kim ja żyję?
-
Julie... - zaczął nagle Hudson siadając obok mnie. Steven w tym samym momencie
wymamrotał pod nosem, że wychodzi, więc zostaliśmy z gitarzystą sami.
-
No?
-
Mam takie pytanie. - Zawahał się, po czym odgarnął z czoła swoje loki. - Czy...
Camille nie wspominała ci może coś o swoim szefie?
-
Nie. A coś się stało? - zapytałam zaciekawiona i odłożyłam gazetę na bok.
Chłopak dziwnie pocierał dłońmi i kręcił głową na wszystkie strony, jakby
zastanawiając się co by tu teraz powiedzieć.
-
Raz jak poszedłem po nią do pracy to wyszła z tym fagasem, no i... Widziałem
jak się kurwa na nią patrzy. Rzucał jakimiś dennymi komplemencikami i próbował
ją rozśmieszyć - prychnął zaciskając chyba nieświadomie pięści.
-
Czyli wszystko już wiadomo. - Zaśmiałam się, a ten spojrzał na mnie ze
zdziwieniem. - Jesteś zazdrosny.
-
Co? Wcale nie jestem zazdrosny. Po prostu widzę, że on się do niej przystawia i
chciałbym wiedzieć czy on jej może rzeczywiście imponuje. Dlatego zapytałem. -
A ja jestem taka głupia, żeby nie wyczuć twojej zazdrości, Saul? Wasz gatunek
to bardzo prosty mechanizm, do którego nie potrzeba instrukcji. No ale dobra.
Nie będę nadszarpywać twojej męskiej dumy. Dzień dobroci, nie?
-
Nic mi nie mówiła. Ale jeśli chcesz to ją podpytam - zaproponowałam.
-
Ym no... zapytaj. Tylko ani słowa, że ja cię o to prosiłem, dobra?
-
Spokojnie, nic nie powiem. - Uśmiechnęłam się do niego, po czym udałam się do
kuchni. Żołądek już od dłuższego czasu dawał mi o sobie znać, więc czas
najwyższy zapchać go jakimiś kanapkami.
-
Julie...
-
Z czym? - Westchnęłam głośno.
-
Szynka, ser i salami!
Duff:
Spoglądałem jak Lucy z błogim uśmiechem śpi wtulona w poduszkę i
głaskałem ją co trochę po blond włosach. Zawsze w takich momentach wydawało mi
się, że to taka bezbronna kruszynka, którą powinienem chronić przed całym światem.
Prawda jest jednak taka, że ta dziewczyna sama sobie świetnie radzi. Ba, swoim
charakterem sprawia, że to ja, dwumetrowy facet, czuję się czasem przy niej jak
bezradne dziecko.
Gdy
zauważyłem, że Lu mruczy coś pod nosem i podnosi powoli swoje powieki
przybliżyłem się do jej ust i cmoknąłem je krótko.
-
Cześć. - Wyszczerzyłem się szeroko, a ta ujęła moją twarz w dłonie i również
musnęła moje wargi.
-
Kawy? - zaproponowałem, choć i tak znałem odpowiedź. Swoją drogą cieszę się, że
Lucy pozwala mi tak często u siebie zostawać i czuć się jak u siebie. Większy
komfort niż w Hell House, you know.
-
Z mlekiem! - dodała, a ja poczłapałem do jej kuchni i wstawiłem wodę.
W lodówce
nawet udało mi się znaleźć dżem truskawkowy, więc postanowiłem zrobić mojej
dziewczynie śniadanie. Kurwa, nie wierzę, czemu ja robię się taki ciotowaty?
Nie zastanawiając się jednak nad odpowiedzią, a może raczej odganiając to
pytanie ze swojej głowy zacząłem robić kanapki.
Gotowe
jedzenie położyłem na talerzu i ruszyłem z powrotem do sypialni, prawie potykając
się o zwinięty dywan, ale... uratowałem sytuację!
-
Śniadanko dla mojej królewny. - Westchnąłem i z uśmiechem podałem jej moje
arcydzieło. Blondynka posłała mi całusa i chwyciła za kubek z parującym
napojem.
-
No, no. Jeśli tak wyglądałby każdy poranek to nie miałabym nic przeciwko żebyś
się do mnie wprowadził - mruknęła i spojrzała na mnie zadowolona.
Kurwa.
Chyba włącza mi się panika.
-
Nie żartuj sobie, bo jeszcze wezmę to na poważnie. - Zaśmiałem się
nerwowo.
-
Ale ja mówię jak najbardziej poważnie. Sam chciałeś jakichś zmian w naszym
związku, no nie?
Mimo
wszystko nie chodziło mi o to, żeby robić ci codziennie rano śniadanie, być na
każde twoje zawołanie i tak dalej, skarbie.
Ja wiem,
może macie mnie teraz za idiotę, ale zamieszkanie z dziewczyną to dla mnie
za dużo. Przynajmniej na tę chwilę. Jest dobrze jak jest. Rudera ma swój
klimat!
Zdezorientowany
błądziłem wzrokiem po suficie, co raczej nie umknęło uwadze blondynki, bo
odchrząknęła cicho.
-
Okej, rozumiem... Wrócimy do tej rozmowy kiedy indziej - wymamrotała i
wzięła kolejny łyk kawy.
-
No wiesz... Nagrywamy teraz... Jeszcze dopisujemy jakieś kawałki... Wolałbym
być na miejscu, ze wszystkimi. - Próbowałem się jakoś wytłumaczyć.
-
Przecież mówię, że rozumiem! - Wywróciła oczami i zaczęła teraz spoglądać w
szybę.
-
Będę się już zbierał. Chcę sprawdzić czy Julie wróciła - odezwałem się w
końcu i wstałem z łóżka.
-
A może ja chcę żebyś został? - Oho, zaczyna się.
-
Nie mogę.
-
No jasne. Julie ważniejsza - rzuciła z ironią myśląc chyba, że nie zdołam jej
wyczuć. Lekko poddenerwowany odwróciłem się z powrotem w jej stronę ze
skrzyżowanymi rękoma. - No co się tak gapisz? Idź już lepiej do niej.
-
O co ci znowu chodzi? To moja przyjaciółka. Mam chyba prawo się o nią martwić,
nie?
-
Przyjaciółka ważniejsza od dziewczyny? Coś podobnego... - Mała, irytujesz mnie
do cholery. - Ja nie wiem czemu ty tak cały czas koło niej skaczesz. To
twoja młodsza siostra czy jak? Sama sobie da radę - prychnęła i wciąż wbijała
we mnie swój pewny siebie wzrok.
-
Zazdrość? - Jeden zero dla mnie! Wkurwiłem ją. Zna się te czułe punkty kobiet.
-
Wiesz co? Idź już - warknęła i wskazała palcem na drzwi.
-
Ja ciebie też. - Zaśmiałem się i cmoknąłem ustami, za co oberwało mi się
poduszką w głowę, Zarzuciłem jeszcze swoje nieco cuchnące kowbojki na nogi i
wyszedłem z jej mieszkania.
Dlaczego
ona się tak jej czepia? W końcu Lucy nie wie o tym, że kiedyś coś czułem do
Julie. Domyśla się tego? Ale niby jak? Przecież... Ach, koniec myślenia. I
tak mi to nie wychodzi.
Tak czy
siak pół godziny potem znajdowałem się już w Hell House.
Odetchnąłem
z ulgą widząc Julie, która siedząc razem z Hudsonem przy stoliku wpierniczała
kanapkę.
-
Jesteś. - Uśmiechnąłem się do niej, co ta szybko odwzajemniła.
-
A co wy się tak o mnie martwicie, hm? Jestem dużą dziewczynką. - Wyszczerzyła
się i podchodząc do mnie stanęła na palcach.
-
Ogromną - mruknąłem czochrając ją po włosach, po czym przytuliłem do siebie. -
Przejdziemy się? - zaproponowałem, na co ta delikatnie przytaknęła głową.
Czułem, że coś ją gnębi, a zawsze kiedy to ja miałem problem mogłem na nią
liczyć, więc i ja chciałem wyciągnąć do niej pomocną dłoń.
Założyła
jeszcze tylko szybko swoje buty i wyszliśmy z Hell House.
Jako, że
dziewczyna stwierdziła, że ma dość parku, ruszyliśmy w stronę miasta.
-
Co on ci wczoraj powiedział? - wypaliłem w końcu nie ukrywając
zdenerwowania.
Ta ruda
pała może być chamska w stosunku do mnie, ale nie do niej.
-
Prawdę, Duffy. Powiedział prawdę - mruknęła wzruszając ramionami.
-
W chuju mam taką prawdę. Sprawił ci przykrość - warknąłem.
Julie
jednak dała mi do zrozumienia, że nie chce rozmawiać na ten temat, więc przez
dłuższy czas po prostu szliśmy w milczeniu.
-
Słuchaj - zaczęła nagle. - Chciałabym, żebyś poszedł jutro ze mną w pewne
miejsce...
-
No okej, a gdzie?
Blondynka
spuściła głowę w dół i spojrzała się na mnie jakby ze smutkiem
w oczach.
Później zaczęła dzielić się ze mną swoimi planami, a mi z każdym jej słowem
robiło się coraz bardziej przykro. Czułem, że wszystko zaczyna się
nieodwracalnie zmieniać. I nie chodziło mi tylko o nią. Miałem też na myśli
zespół. Spełnia się nasze największe marzenie, wkraczamy w nowy etap. Otwiera
się dla nas ścieżka do sławy, świetnie, ale czy znajdziemy jeszcze czas na to,
żeby usiąść wspólnie na tej skrzypiącej, dziurawej kanapie i razem się
schlać?
Slash
ostatnio pieprzył mi o tym, że chciałby zatrzymać czas, ale wtedy go nie
rozumiałem. Teraz chyba zacząłem pojmować o co mu chodziło.
-
Julie, ale dlaczego? Nie rób tego, proszę - jęknąłem z niezadowoleniem.
-
To tylko drobna zmiana. Przecież będzie tak jak dawniej. - Uśmiechnęła się
pocieszająco, ale ja tylko zaprzeczyłem szybko głową. - To co, pójdziesz ze
mną?
Kamila:
Jestem już spóźniona dwie minuty. Zajebiście, zajebiście...
Do tego
zaliczam każde czerwone światło na pasach. Idealnie, idealnie...
Już
wyobrażam sobie Lauren, która drze na mnie tą swoją jadaczkę i ochrzania mnie
za to, że jestem nieodpowiedzialna i niczego nie traktuję poważnie. Tyle że ja traktuję! Tylko no... Okazać tego nie umiem. A może po prostu zainwestuję w
budzik?
Tak czy siak
potykając się pięć razy o krawężnik, wpadając prawie pod samochód i potrącając
w biegu jakąś staruszkę dotarłam wreszcie pod nasz biurowiec, gdzie miałam
spotkać się z moją współpracownicą.
- Cholera
jasna. Nie ma jej - mruknęłam sama do siebie i zaczęłam rozglądać się w każdą
możliwą stronę. Na początku byłam pewna, że Lauren po
prostu się na mnie wkurwiła i poszła tam sama, co wywołało u mnie drżenie
każdej kończyny mojego ciała, ale nagle moje wątpliwości momentalnie zostały rozwiane.
Zauważyłam bowiem szatynkę, która w biegu zakładając swojego buta pędziła
w moim kierunku z krzywym wyrazem twarzy.
- Budzik
się zepsuł - wymamrotała na powitanie, a ja uważałam żeby nie parsknąć
śmiechem.
- Szminka
ci się rozmazała. - Wskazałam palcem, a ta gwałtownie zaczęła się wycierać,
wyciągając po chwili lusterko. Na pierwszy rzut oka było widać, że kobieta
jest zażenowana i najchętniej zapadła by się pod ziemię, nie wiedzieć w
sumie czemu.
- Lauren,
spokojnie. Każdemu się zdarza. - Puściłam do niej oczko, na co ta z
początku zaskoczona, uśmiechnęła się w końcu nieśmiało. Poziom sympatii do mnie
wzrósł z zera na jeden? No, no, nieźle.
- Dobra,
jeśli nie chcemy się skompromitować, to musimy już iść - odezwała się
poprawiając swoją i tak idealnie dopasowaną spódnicę, po czym obie ruszyłyśmy w
kierunku budynku, gdzie miał odbyć się krótki wywiad i sesja zdjęciowa z członkami
Aerosmith. Na samą myśl miałam ochotę po raz kolejny odbyć swój taniec szczęścia,
ale... lepiej nie. Całą drogę raczej nic się do siebie nie odzywałyśmy.
Doskonale widziałam jak dziewczyna nerwowo przegląda swoje notatki z
pytaniami, które przygotowała do wywiadu, ale starała się chyba udawać osobę mającą zawsze wszystko pod kontrolą.
- To chyba tutaj. - Zatrzymałam się przy jednym z bardziej nowoczesnych wieżowców i kiwnęłam głową
na drzwi.
- Em... tak, tak - wydukała
i chowając wszystko do swojej czarnej teczki weszła do środka. Wymieniła
jeszcze parę zdań z dosyć miłą sekretarką i po chwili obie wjeżdżałyśmy
windą na najwyższe piętro. Wywiad i sesja miały się bowiem odbyć w ich studiu
nagraniowym.
- Gotowa? - zapytała mnie,
kiedy stałyśmy już przed odpowiednimi drzwiami.
- Chyba tak. - Wypuściłam
głośno powietrze z ust i niepewnie zapukałam do środka.
- Joe, rusz dupę!
- Sam się rusz śmierdzący
leniu.
- Jedyna osoba, która tu
śmierdzi to niestety kurwa ty.
- Jezu, zamknijcie się
już!
Mhm, zapowiada się ciekawie
- pomyślałam i w tym też momencie ciężkie, czarne drzwi otworzył nam jakiś
koleś w zabawnym garniturze. Pewnie ich manager.
- Panie z The Rolling Stone
Magazine? - Przytaknęłyśmy. - Zapraszam. - Uśmiechnął się serdecznie i przepuścił
nas do środka. I właśnie wtedy spełniło się jedno z moich największych
marzeń. Stanęłam jak wryta. Na sobie poczułam pięć spojrzeń. Nieśmiało
odgarnęłam opadające na moje czoło włosy i delikatnie uniosłam kącik ust do góry.
- Mówiłem, że będą ładne.
Stawiacie mi piwo, frajerzy! - odezwał się wyszczerzony Tyler (Tak, TEN Tyler.
O Jezu... O Jezu...) i szybko podniósł się ze skórzanej kanapy, na której
siedział. Nim się zorientowałam ten ucałował już moją dłoń, a za jego
przykładem poszła cała reszta. Trzymajcie mnie ludzie. Zaraz stracę
przytomność.
- To co chłopcy, możemy
przejść do wywiadu? - zapytał jak się później okazało Mark.
- Pewnie - odpowiedział
stale wyluzowany Steven i gestem ręki zaprosił nas na kanapę. Podczas gdy ja
udawałam, że majstruję coś przy aparacie, Lauren szukała w teczce swoich
notatek. W pewnym momencie wszystkie kartki wyleciały jej na ziemię, a ta
strzelając niesamowitego buraczka zaczęła je pośpiesznie zbierać.
- Spokojnie... Nic się nie
dzieje. - Zaśmiał się Hamilton i podał szatynce część notatek.
- Mhm...
dziękuję... - wymamrotała i poprawiła swoje okulary. No dalej dziewczyno! Może
i cię nie lubię, ale wierzę, że dasz radę! - powtarzałam w myślach i wciąż
obdarzałam ją pokrzepiającym uśmiechem, którego jednak nie odwzajemniała. W każdym razie, po kilku
minutach wywiad można było uznać za rozpoczęty.
Pytania
dotyczyły głównie płyty 'Permanent Vacation', której premiera miała
odbyć się już w te wakacje. Stałe docinki Tylera i Perry'ego sprawiały, że co
chwila parskałam śmiechem. Cieszyłam się, że atmosfera jaka panowała na tym
spotkaniu była tak sympatyczna. Stres dzięki temu zmniejszył się kilkakrotnie -
i w moim, i w Lauren przypadku.
Ostatnia
odpowiedź padła może jakieś pół godziny później. No Kamila... Twoja
kolej...
- A teraz
panowie pozwolą zrobić mi kilka zdjęć - rzuciłam, na co ci od razu wstali na
równe nogi i podeszli do jednej ze ścian.
Opanowawszy
swoje drżące dłonie chwyciłam za aparat i ustawiając w nim jeszcze co nieco, wreszcie
mogłam zacząć sesję. Szło mi... mówiąc skromnie, całkiem nieźle. Ale to pewnie
nie moja zasługa, a moich cudownych modeli.
- I jak?
- zapytał Brad, kiedy dałam im znać, że już skończyłam.
-
Świetnie - odpowiedziałam z zadowoleniem przeglądając aparat.
To podoba
mi się chyba najbardziej.
- Czyli
pozostaje nam czekać na następne wydanie magazynu?
- Tak,
tak - odparła tym razem Lauren i podziękowała im za poświęcenie nam czasu.
Chłopcy chórem stwierdzili, że to była czysta przyjemność i naszedł ten
smutny moment, kiedy musieliśmy się już pożegnać.
- Mam
nadzieję, że jeszcze się zobaczymy - powiedział na odchodne Perry, a my
wymieniając się spojrzeniami wyszczerzyłyśmy się do niego. Czyżby pannie Lauren
poprawił się humor?
...
-
Przyznaj się wreszcie, że się stresowałaś! - krzyknęłam przez śmiech i szturchnęłam szatynkę w bok.
- No może
troszeczkę. - Wywróciła oczami i westchnęła głośno. Przeszłyśmy jeszcze kilka
metrów i wreszcie znalazłyśmy się pod naszym biurowcem.
-
Camille! - Usłyszałam nagle i odwracając się ujrzałam machającego mi
Slasha.
- Idź już
do domu. Wytłumaczę Jasonowi, że gdzieś się śpieszyłaś - powiedziała, czym
wywołała u mnie pozytywne zaskoczenie. - Zresztą i tak jesteś jego ulubienicą -
dodała pod nosem, ale nim zdążyłam się odezwać, ta zniknęła już za szklanymi
drzwiami.
- Co tu
robisz? - spytałam podchodząc do gitarzysty i cmoknęłam go w policzek.
-
Przyszedłem po ciebie do pracy. A ty, z kim miałaś dzisiaj sesję? - mruknął
zaciekawiony obejmując mnie w tali.
- Młody
zespół. Pierwszy raz o nich słyszałam... - Machnęłam ręką, po czym pociągnęłam
chłopaka w stronę Hell House. Miałam ochotę na lenistwo przeplatane dobrym
filmem i wielkim pudełkiem pizzy, o taaak.
- Jutro
sobota. Może wybierzemy się do kina czy coś? - zaproponował. Już miałam mu
powiedzieć, że z chęcią gdzieś się z nim wybiorę, kiedy nagle przypomniałam
sobie o imprezie dla pracowników, o której wiedziałam już w sumie od dobrego
tygodnia.
- Chciałabym, ale już mam inne plany - stęknęłam spoglądając na niego
przepraszająco.
- A no
tak... Coś wspominałaś - wybąkał pod nosem i spuścił głowę w dół. Zrobiło mi
się go jakoś tak żal. Ostatnio w ogóle nie poświęcam mu czasu, ale nie robiłam tego celowo. Moja praca wymagała ciągłego zaangażowania.
-
Obiecuję, że następny weekend zaplanuję tak, że będziemy mogli go spędzić tylko
i wyłącznie we dwoje - zadeklarowałam z ręką na sercu i przytuliłam się do
niego.
- Trzymam
cię za słowo - zamruczał seksownie i przypierając mnie do ściany jakiejś starej
kamienicy zaczął namiętnie całować. Chrzanić przechodniów...
Axl:
Dobra, skup się człowieku. Coś się z tym słowem musi rymować... Mam!
No geniusz, no - pomyślałem
i z uśmiechem na ryju pokiwałem głową z uznaniem. Nawet nie wiedziałem, że
na plaży tak łatwo o odpowiednią wenę i natchnienie. Chyba że to nie
zasługa ładnego widoku tylko tego winka, które towarzyszy mi już od dobrej
godziny.
Co tu robiłem? Cóż, wziąłem się za
pisanie kawałka, który zacząłem... jakiś rok temu. Nie wiem w sumie dlaczego
tak długo leżał na spodzie szuflady, ale kto by się tym teraz przejmował?
Dzisiaj jednak moje zapiski na nieco pobazgranej już kartce wyglądają zupełnie
inaczej niż wtedy. Nie ma już w nich czułych słówek, przeciwnie. I w sumie...
Tak ma być. Chcę aby ten utwór składał się z dwóch części. Pierwsza ma delikatnie kipieć jadem, ma być ostra, jak i w stu procentach prawdziwa. A
druga... Ma być jakby wiadomością.
Do niej.
Kto wie? Może to ostatnia
szansa na jej odzyskanie? Właściwie nie mam pojęcia jak ona to odbierze.
Interpretacja bywa różna, no nie?
Ale jeśli okaże się to
kompletną klapą, odpuszczę ją sobie. Kiedyś w końcu trzeba.
Gdy świstek papieru był już doszczętnie zapełniony tekstem schowałem go do
kieszeni i wstając na równe nogi otrzepałem się z piasku.
Och, Los Angeles, jak ja cię
kocham... Uśmiechnąłem się pod nosem i rozejrzałem po plaży.
Spierdolenie do tego miasta było zdecydowanie jedną z najlepszych decyzji w
moim życiu. Zanuciłem cicho pierwsze linijki Going To California Zeppelinów i
ruszyłem do najbliższego klubu, w tym przypadku do Rainbow Bar and Grill.
Jak zwykle zająłem miejsce w kącie i odpalając papierosa zacząłem
rozglądać się po wnętrzu.
Nic
nadzwyczajnego. Jedni byli pijani, drudzy naćpani, trzeci uprawiali seks
pod stolikiem, jeszcze inni przy stoliku, kolejni wpatrywali się tępo w swoje
kieliszki, a ci ostatni próbowali znaleźć sobie towarzystwo na dzisiejszą noc.
Cóż, może warto by się w końcu zaliczyć do którejś z tych grup?
- No proszę... Kogo
my tu mamy. - Usłyszałem nad sobą znajomy głos i uniosłem głowę do
góry.
- Michelle? -
Wytrzeszczyłem oczy, po czym dokładnie zmierzyłem ją wzrokiem. Jak zwykle
wysokie szpilki, długie, seksowne nogi, wyzywający strój i ten łobuzerski
uśmiech, który już chyba na stałe będzie malował się na jej ładnej buźce.
- No a kto inny? -
Zaśmiała się dźwięcznie i usiadła na przeciwko mnie.
- Przypomnij mi
słońce... Czy ostatnim razem nie chciałem cię przypadkiem, delikatnie mówiąc...
udusić?
- Skarbie, mnie
wszyscy chcą udusić. - Westchnęła teatralnie i zawołała do kelnerki, żeby ta
przyniosła jej drinka.
- Coś podobnego -
wymamrotałem pod nosem, ale mimo wszystko musiała to usłyszeć, bo zmarszczyła
nieco brwi.
- Co się stało, to
się nie odstanie. A ja osobiście uważam, że przez to półtora roku nieco
dojrzałam - rzuciła dumnie, na co ja z politowaniem pokręciłem głową.
- Michelle dojrzała?
To może i dla mnie jest jeszcze jakaś szansa.
- Ty rudy gnojku raczej
nigdy nie dorośniesz. - Wyszczerzyła się, a ja delikatnie kopnąłem ją w nogę.
- Ty nie w Nowym
Jorku? - spytałem po chwili.
-
Przyleciałam tu tylko na miesiąc - odpowiedziała, a ja kiwnąłem głową w geście
zrozumienia. - Swoją drogą, co taki przystojniak jak ty robi tu sam? -
mruknęła przygryzając wargę.
- Nie podrywaj mnie -
warknąłem, po czym oboje parsknęliśmy śmiechem.
- A tak na serio? -
spytała wbijając we mnie wzrok.
- No widzisz, jeszcze
żadna się dzisiaj mną nie zainteresowała. - Wzruszyłem ramionami robiąc niby to
zasmuconą minę. W środku jednak wcale nie czułem się za dobrze. Blondynka
szybko wyczuła, że moje poczucie humoru jest zwyczajnie sztuczne.
- I tak wiesz, że nie
odpuszczę, więc opowiadaj - powiedziała jak najbardziej poważnie i oparła się
na łokciu. Mam się jej wyżalić? Serio? Serio?
No dobra.
...
-
I wczoraj zwyczajnie nie wytrzymałem. Musiałem jej to powiedzieć - dokończyłem
swoją opowieść i zerknąłem jakby z oczekiwaniem na Young.
- A przecież sam
robisz to samo - odparła jakby z pretensjami i skrzyżowała ręce na piersiach. -
Dziewczyna potrzebowała czasu. Myślisz, że mówiąc ci żebyś dał sobie spokój i
zajął się lepiej dziwkami, naprawdę tego chciała? - prychnęła pukając się
palcem w czoło.
- No skoro tak
powiedziała? - Mózg mi wolniej pracuje, czy jak?
- Tego co kobiety
mówią nie bierze się zawsze na serio, wiesz?
- Jesteście pojebanym
gatunkiem - prychnąłem głośno.
- Nie tak bardzo jak
wy. - Wywróciła oczami i upiła łyk ze swojej szklanki.
- Ty już się tak nie
wymądrzaj tylko powiedz co mogę jeszcze zrobić.
- Na to pytanie musisz
sobie już sam odpowiedzieć. Nie wiem... Może pomyśl jakbyś się czuł i
zachowywał na jej miejscu. Trudno być w związku z kimś, kto już raz zdążył
zdradzić swoją drugą połówkę i to ze zwyczajną dziwką. Axl, bez urazy, ale
czy ty naprawdę potrafiłbyś kochać kogoś sercem a nie kutasem? - Blondynka
wykrzywiła się w niezbyt serdecznym uśmiechu, W środku zrobiło mi się jakoś tak
głupio. - A teraz wybacz, ale dzisiaj nagrywamy pierwszą scenę do filmu z
udziałem kogo? - Uśmiechnęła się cwaniacko i pokiwała wymownie brwiami.
- Będziesz grała w
filmie?
- Przecież wiesz, że
ja zawsze osiągam każdy swój cel. - Odgarnęła swoje platynowe włosy do tyłu. A
gówno prawda, Slasha nie zdobyłaś. No ale dobra, nie powiem tego na głos.
- A kogo grasz? -
zapytałem jeszcze zaciekawiony.
- Yhm no... nieważne.
- Machnęła ręką i puszczając jeszcze do mnie oczko wyszła pośpiesznie z
klubu.
Ciekawa osobowość, nie
powiem, że nie.
Izzy:
Obejmując ramieniem brunetkę wbiłem wzrok w ekran, na którym zaczynała
się ponoć dobra komedia. Wydawałoby się, że tej miłej atmosfery nic nie może
zepsuć. No właśnie... WYDAWAŁOBY SIĘ.
Dźwięk
dzwonka do drzwi.
Berry
idzie otworzyć.
Potem
krótka wymiana zdań z jakimś mężczyzną.
Z
mężczyzną o znajomym głosie...
Szybko
przyciszam telewizor i wytężam słuch.
- Ale
skąd pan ma adres?
- Ee...
to nieistotne. Stradlin jest mi bardzo potrzebny, więc pytam jeszcze raz. Jest
tutaj?
- Cholera
jasna. Do czego potrzebny?
Nie
namyślając się długo szybko podszedłem do drzwi odsuwając tym samym brunetkę do
tyłu. Moja mina mówiła: Co ty tu kurwa robisz?
Śledził
nas? Nie wierzę. Trzeba być naprawdę zdesperowanym ćpunem, żeby... Co ja gadam?
Każdy ćpun jest zdesperowany.
- Izzy -
zaczął, a ja wbiłem w niego wściekły wzrok tym samym dając mu do
zrozumienia, że ma nie poruszać żadnego tematu. - Przejdziemy się kawałek? -
zapytał, ale ja pokiwałem przecząco głową.
- Nie
pomogę ci - odpowiedziałem tylko i już miałem trzasnąć drzwiami, gdy ten szybko
zatrzymał je swoim butem.
- Błagam
- jęknął składając dłonie jak do modlitwy.
- Powie
mi ktoś wreszcie co tu się dzieje?! - Podniosła głos Berry i skrzyżowała ręce na
piersiach. Byłem w czarnej dupie.
-
Jerry... Spadaj stąd. Od jakiegoś czasu już nie handluję. Krótko mówiąc, zmień
dilera - odparłem nadzwyczaj spokojnie i tym razem już bez żadnych przeszkód
zamknąłem drzwi. W środku wcale jednak nie czułem spokoju. Dobrze wiedziałem,
że zaraz nadejdzie burza i... bałem się, że pioruny pierdolną we mnie
dosyć mocno. Zacisnąłem mocno powieki i nabierając powietrza odwróciłem
się w stronę dziewczyny.
- Jesteś
dilerem? - zapytała takim tonem, że po moich plecach dosłownie przeszły ciarki.
-
Byłem.
-
Powiedziałeś, że od jakiegoś czasu nie handlujesz. Czyli od kiedy? - I co ja
miałem jej teraz odpowiedzieć? 'A no wiesz... W sumie wczoraj stwierdziłem, że
chyba czas z tym skończyć' - samobójcą nie jestem. - Odpowiedz. Tylko szczerze
- dodała stanowczo wbijając we mnie wzrok.
- Od...
kilku dni - wydukałem przełykając głośno ślinę. Szczęka Berry zaczęła
niebezpiecznie drgać. Co dziwne w jej oczach wcale nie widziałem złości, a
smutek i żal.
I to było
zdecydowanie gorsze.
- Cały
czas mnie oszukiwałeś - powiedziała łamiącym się głosem, a ja momentalnie
chwyciłem ją za dłoń. Nie zdążyłem nawet jej nic wytłumaczyć, bo ta
odsunęła się ode mnie szybko, po czym zaczęła chodzić po pokoju trzymając
się za głowę. - Przez
cały ten czas od kiedy jesteśmy razem ukrywałeś przede mną fakt, że jesteś
pieprzonym dilerem, tak?
-
Kochanie...
- Tak?!
- Tak -
odpowiedziałem wreszcie i podszedłem do niej. Chciałem ją przytulić, cokolwiek,
ale nie dało rady. Dostałem tylko cudownego plaskacza w ryj.
Nagle
brunetka doskoczyła do wieszaka, na którym znajdowała się moja kurtka i zaczęła
przeszukiwać każdą kieszeń. Nie dziwne więc, że znalazła woreczek z niewielką
ilością kokainy. Niewielką dlatego, że wczoraj zdążyłem już nieco
wciągnąć.
- No już!
Dawaj jakiś banknot, wciągniemy sobie oboje! - Uśmiechnęła się szeroko. - Albo
może masz gdzieś heroinę? Dajmy sobie w żyłę, no już! Będziemy jak Sid i Nancy,
hm? No dawaj, co tak stoisz?! - krzyczała wciąż desperacko się śmiejąc. - Pytam
się na co czekasz?! Naćpajmy się kurwa! Sam będziesz wszystko wciągał? Nie
bądź egoistą, Izzy!
- Berry,
uspokój się... - Westchnąłem głośno.
- Ale ja
jestem kurwa spokojna! Nie widzisz?! Ciekawe jak ty tam wytrzymałeś w tym
ośrodku, hm? Chyba, że twoi wspaniali kumple ci coś podrzucali? No już, zdradź
mi swój sposób.
To z
pewnością jedne z najgorszych tortur jakie mnie w życiu spotkały. Mam ochotę
wyjść z tego domu i uciec najdalej jak się da, ale wyjdę wtedy na pieprzonego
tchórza i... zwyczajnie ją stracę. A tego nie chcę.
- Gadaj do cholery jasnej! Mowę ci odebrało?! No już, pochwal się! - wrzasnęła ostatni
raz, po czym opadła na podłogę i zaczęła głośno szlochać. -
Próbowałam wszystkiego... Prosiłam, błagałam. Załatwiłam odwyk. Ale ty masz to
wszystko gdzieś! Nie liczą się moje starania, prawda? - wymamrotała przez płacz
wciąż spoglądając na moją twarz. Patrzyłem jak z jej oczu ciekną łzy, jak
jej ciało się trzęsie, jak jej dłonie drgają i... czułem się okropnie. Wyrzuty
sumienia jakie mnie dopadły sprawiły, że gdybym miał teraz przy sobie jakąś
spluwę strzeliłbym sobie w łeb.
- To nie
jest takie proste...
-
Człowieku! Skończ pieprzyć. Gdybyś chciał to byś z tym skończył. Miałeś okazję,
ale ty jej nie chciałeś wykorzystać! Ty nawet nie próbujesz!
- Proszę
kochanie, nie krzycz - uciszałem ją.
-
Naprawdę nie widzisz, że tak cholernie mi na tobie zależy? - załkała. - Kocham
cię i nie chcę cię stracić. Jeśli... jeśli byś... - Jej głos z każdym
słowem coraz bardziej się załamywał. - przedawkował... Ja... Boże kochany... - Ukryła
twarz w dłoniach i wybuchnęła głośnym płaczem. W tym samym momencie coś tam
głęboko we mnie pękło. Opadłem obok niej i przytuliłem ją z całej siły do
siebie. Jej telepiące się ciało znajdowało się teraz w moich
ramionach.
- Jestem
pierdolonym sukinsynem - pomyślałem na głos. Niech wie jakie mam o sobie
zdanie. Niech wie, że wcale nie jestem zadowolony z tego co zrobiłem.
-
Jesteś... Nienawidzę cię - mruknęła, po czym ujęła moją twarz i zaczęła składać
na moich ustach tysiące pocałunków, które czule oddawałem. - Izzy -
zaczęła w przerwie na pocałunki. - Co jeszcze mogę zrobić? Jakiś psycholog?
Znam jednego... - nie dokończyła, gdyż zatkałem jej buzię palcem.
Zmarszczyła delikatnie brwi i spojrzała na mnie pytająco.
- Sam
sobie poradzę - odparłem jak najbardziej poważnym tonem.
- I ja
mam ci w to uwierzyć? Mówiłeś tak setki razy. - Westchnęła robiąc przy tym
zatroskaną minę.
- Ale
teraz może się udać, bo tego chcę.
- A
wcześniej nie chciałeś? - Pociągnęła nosem.
-
Wcześniej, ja... robiłem to głównie ze względu na ciebie. Wcale jednak nie
miałem ochoty rzucać dragów. - Trochę szczerości nie zaszkodzi, nie?
- Zrób to
dla siebie, idioto - mruknęła, po czym ponownie zarzuciła swoje ręce za moją
szyję i wpiła się w moje wargi. Natychmiastowo chwyciłem ją w talii i
przyciągnąłem do siebie tak, że całkowicie przylgnęła swoim ciałem do mojego. A
dalej... możecie się domyślać co było.
http://never-too-young-to-die.blogspot.com/2014/04/31-znajomosci.html
OdpowiedzUsuńZapraszam ;)
http://gunsnrosesdreams.blogspot.com/2014/04/people-have-dreams-rozdzia-12_1972.html Nowy rozdział u mnie.
OdpowiedzUsuńWkrótce przeczytam Twój, narazie spadam :((
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Już Ci to pisałam. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że dodałaś coś nowego!
OdpowiedzUsuńI będę Ci tak truć regularnie ;)
Czyżby Axlowi było żal, że jest uważany za skurwiela roku? Ups. Smuteczek. (PS: on i tak musi być z Julie, zrób coś z tym w końcu :c )
Ciekawi mnie gdzie ta Julie chce iść z Duffem...
Kamila ma sesje z Aerosmith. Ahh zazdroszczę!
Świetny rozdział- jak zawsze :) Nie mogę doczekać się następnego! Życzę dużo weny i pozdrawiam :)
Ja chcę już następny! ;___;
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie jest jak narkotyk, moja własna odmiana heroiny (feels like edward, heh)
w sumie dobrze, że Axl przemówił Julie do rozumu, miał w tym dużo racji, no ale jakim kuźwa prawem on może sobie ruchać kogo popadnie, tylko dlatego, że ma penisa, a biedna Julie nie, bo go nie posiada? ;__;
Michelle. nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że wróciła tylko po to, żeby namieszać. nie lubię jej, jak chyba każdy zresztą. niby się zmieniła, wydoroślała i w ogóle, ale ja jakoś jej nie wierzę.
Fajnie, że Kamila znalazła sobie pracę, miała sesję z Aerosmith i tak dalej, ale błagam, niech znajdzie też czas dla Saula.
Lucy strasznie działa mi na nerwy. Wolałabym Duffa z tą punkówą z Seattle.
Oby Izzy'emu udało się wyjść z nałogu. Ma taką cudowną dziewczynę, która go wspiera, przyjaciół, no jeju. ;--;
Zastanawiam się tylko, gdzie też ta Julie ma zamiar iść z Duffem. mam nadzieję, że nie ma zamiaru wyprowadzać się z Hellhouse. ;___;
rozdział cudowny i zgadzam się z Tobą, że lepiej dodawać krótsze rozdziały, ale częściej, niż długie raz na kilka miesięcy.
well, życzę dużo, dużo weny i pisz coś szybciutko :(
Wybacz mi mała, ale skomentuję jutro ;___;
OdpowiedzUsuńSprawdzian z matmy, mmm. Witam książki ;-:
zajebisty rozdział! mam pytanie czy w twoim opowiadaniu pojawi się jeszcze Nikki Sixx??
OdpowiedzUsuńJeśli tylko chcesz, to się pojawi ;)
Usuńjak waćpanna może to.... PROSZĘ!!!! :**
UsuńŚwietny rozdział. Z resztą jak zawsze. C:
OdpowiedzUsuńO, Kamila i sesja z Aerosmith. Pięknie! :)
Szczerze mówiąc to mi też Lucy działa na nerwy. Najpierw jest okej, fajna dziewczyna. A potem staje się raptem złośliwą, zazdrosną laską. Cóż...
Strasznie zaciekawiłaś mnie tą prośbą Julie.
Komentarz krótki bo krótki, ale muszę się uczyć i mam teraz tylko chwilkę czasu.
Nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału, o. C: Pozdrawiam! :)
Rozdział jak zwykle shdjhkjdhxbjhxzvkzuysfalsidfb *_________*
OdpowiedzUsuńAkcję potoczyłaś w bardzo interesujący sposób. Cały czas coś się dzieje, za co Cię kocham. Nigdy nie wiadomo co napiszesz w kolejnym rozdziale.
Kocham Cię też za zdjęcia. Mnie nazywałaś miszczem dobierania zdjęć?! POPATRZ NA SIEBIE MAŁA! ;* To z sesji Aerosmith jest genialne.
Swoją drogą, to cholernie zazdroszczę Kamili. Pocieszam się tym, że zobaczę ich na żywo xD Tyle wygrać :')
Dobra, może co nieco o Lucy. Ta laska nieźle działa mi na nerwy. Raz jest spoko, raz jest szmatą. Nie ogarniam tej postaci ;___;
Julka. Ta to mnie zaintrygowała. Co chce od Duffa? Czo? :O Mam nadzieję, że niedługo się dowiem :3
Izzy. Kocham tego drania, mimo że rani naszą Berry. Lepiej niech już nie przesadza. Ile może być tych "ostatnich" szans?
No nic. Wybacz, że komentarz nie ma ładu, ani składu, ale jakoś nie mam weny ;__;
Boże, uwsteczniam się xD
Love,
Chelle
Hej, hej, hej <3
OdpowiedzUsuńMoże zacznę od tego, że nie znoszę dziewczyny Duffa. No jak typowa złośliwa kobieta!! :/ Przecież nie może go trzymać na uwięzi.
A tak wgl, to o co chodzi Julie?? Boję się, bo reakcja McKagana mnie zaniepokoiła...
Czyżby Axl w końcu postanowił się ogarnąć i zawalczyć o swoją ukochaną? <3 To by było bardzo dobre posunięcie. Na razie jest między nimi kiepsko, ale wierzę, że się poprawi.
Fragment z wywiadem z Aerosmith mnie rozbawił. Te teksty chłopaków i zestresowana Lauren xD
No i Izzy! Nareszcie dostał po twarzy za swoje kłamstwa! Dosłownie... ;)) Teraz to już MUSI zerwać wszelki kontakt z dragami, bo jak nie to będzie źle.
Postarałam się na temat każdego wątku napisać chociaż dwa słowa. Ogólnie jest świetnie, chyba o tym wiesz, nie? ;pp
Pozdrawiam :****
Powiem Ci, że oczywiście przeczytałam, ale nie mogę znaleźć ani chwilki, aby odpowiednio skomentować. Ale nie martw się, zrobię to niedługo!
OdpowiedzUsuńTymczasem zapraszam do mnie na nowy :D http://time-just-fades-the-pages.blogspot.com/2014/04/rozdzia-15.html
Strasznie Cię przepraszam, że tak długo musiałaś czekać na mój komentarz.
OdpowiedzUsuńRozdział przecudowny, szczególnie, że dodałaś go po dłuższej przerwie :)))
Moja kochana Julie <3 uwielbiam tą postać, jest taka.. no z taki pazurem XD
I te jej przemyślenia... Ciekawe co z tego wyniknie, ale znając Ciebie, to coś zajebiście intrygującego i niespodziewanego. Właściwie to znając i Ciebie i Julie :P
Kamila? Hm, w jej temacie powiem, że nie podoba mi się szef, który się do niej przystawia. Slash jest zbyt zajebisty, żeby mieć konkurencje, halo! No, ale w sumie kasa, i te hmm, muskuły... Nie no Kami jest mądra, chyba nie zdradzi Hudsona...
I wiesz co? Właściwie to lubię Lauren. Widzę, że nie jest taka zła, i właściwie mogłaby zaprzyjaźnić się z dziewczynami :)))
Także rozdziali cud miód, czekam na więcej.
Hugs, Rocky ;*
Zapraszam na nowy: http://time-just-fades-the-pages.blogspot.com/
UsuńKiedy czytam twojego bloga świat staje poprostu wow czytałam też twój opis mam podobne pragnienie. Twój blog zainspirował mnie do pisania własnego. Dopiero zaczynem i nie marze nawet żebu mój był choć w połowie tak dobry jak twój ale i tak zapraszam
OdpowiedzUsuńhttp://gunserreverythere.blogspot.com/ Naprawde podziwiam i pozdrawiam
:)
http://never-too-young-to-die.blogspot.com/2014/04/32-aa.html
OdpowiedzUsuńCześć. O ile jeszcze wpadasz, to zapraszam na nowy.
zapraszam na nowy C: http://gunsnrosesdreams.blogspot.com/2014/04/people-have-dreams-rozdzia-13.html
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie no nowy rozdział. http://time-just-fades-the-pages.blogspot.com/2014/04/rozdzia-dedykuje-fuck-you-fajnie-ze.html
OdpowiedzUsuńhttp://gunsnrosesdreams.blogspot.com/2014/04/people-have-dreams-rozdzia-14-cz-1.html Nowy rozdział ;))
OdpowiedzUsuńAerosmith o: Jacy podrywacze xd.
OdpowiedzUsuńCzyżby Julka zastanawiała się nad życiem? Oby jej to na dobre wyszło :) Axl zasięga porady Michelle? Dobra zaskoczyło mnie to szczerze mówiąc. Michelle musi mieć w tym jakiś interes
;-;
Lucy dziwnie zazdrości. Ah zapomniałam to kobieta. kobiety w ogóle są dziwne. boze scena z Izzy'm ;__; To było.. no urocze.
A szef kamili ssie .-.
40 na karku, a Perry zapierdala. Heh Siemasz pan, panie Joe tak btw xd
OdpowiedzUsuń