~Z perspektywy Camille~
Krople Danielsa strużkami spływały po moim brzuchu. Zagryzłam mocniej wargę i odchyliłam głowę do tyłu. Hudson jeździł swoim językiem w górę i dół, co trochę wylewając na mnie trunek. Podobała mi się ta gra wstępna, nie powiem.
Wplotłam palce w jego loki i przyciągnęłam jego twarz bliżej swojego ciała. Jego dłonie powędrowały na mój biust, a mój oddech mimowolnie przyspieszył.
- Och, Slash - Jęknęłam czując na sobie cały jego ciężar, kiedy nagle...
- O kurwa, widzę, że przeszkadzam. - Usłyszeliśmy głupkowaty śmiech, którego tak cholernie nienawidziłam. Doprowadzał mnie do wymiotów. Tak samo jak jego widok. Jak widok każdego pieprzonego technicznego mieszkającego w tym domu.
- Zejdź ze mnie - warknęłam na swojego chłopaka i przeklinając jeszcze pod nosem szybko zarzuciłam na siebie koszulkę.
- Skoro widzisz, że przeszkadzasz to co tu jeszcze robisz kretynie?! - Slash najwidoczniej wkurwił się jeszcze bardziej niż ja. Miałam wrażenie, że zaraz rzuci się na tego spaślaka i udusi go gołymi rękami. Sama chętnie bym to zrobiła, ale nie miałam ochoty w ogóle dotykać tego przepoconego kolesia.
Według innych byłam spokojną, sympatyczną dziewczyną. Ba, każdy z domowników mówił, że ten dom beze mnie byłby już ruiną. Na każdy taki komentarz uśmiechałam się pobłażliwie i jak ten piesek kiwałam głową. Nie chciałam się z nikim kłócić i nie lubiłam być dla innych niemiła. To by kłóciło się z moją naturą. Wszystkie bluzgi i obelgi latały tylko w mojej głowie. Czułabym się fatalnie wiedząc, że sprawiłam komuś przykrość. A fakt, że wszyscy mnie lubili i byłam ciągle otaczana przez znajomych w pewnym stopniu mi pochlebiała. Czułam jednak, że obecnie tańczę na granicy zachowywania ciętych uwag dla siebie, a rzucaniem ich ludziom prosto w twarz. Nie chciałam jej przekroczyć. Ja byłam po prostu ku niej ciągle popychana.
Według innych byłam spokojną, sympatyczną dziewczyną. Ba, każdy z domowników mówił, że ten dom beze mnie byłby już ruiną. Na każdy taki komentarz uśmiechałam się pobłażliwie i jak ten piesek kiwałam głową. Nie chciałam się z nikim kłócić i nie lubiłam być dla innych niemiła. To by kłóciło się z moją naturą. Wszystkie bluzgi i obelgi latały tylko w mojej głowie. Czułabym się fatalnie wiedząc, że sprawiłam komuś przykrość. A fakt, że wszyscy mnie lubili i byłam ciągle otaczana przez znajomych w pewnym stopniu mi pochlebiała. Czułam jednak, że obecnie tańczę na granicy zachowywania ciętych uwag dla siebie, a rzucaniem ich ludziom prosto w twarz. Nie chciałam jej przekroczyć. Ja byłam po prostu ku niej ciągle popychana.
Zacisnęłam mocno szczękę chcąc zapanować nad złością, po czym powoli podniosłam wzrok na Jake'a. Ten jakby nieco zmieszany podrapał się po swojej łysawej głowie i posłał mi przepraszający uśmiech.
- Chciałem tylko spytać czy zrobisz może coś do jedzenia? Wszyscy są głodni. - Oddychaj Camille, oddychaj... - Ale zawsze możemy zamówić pizze. - Wzruszył ramionami i westchnął głośno, jakby to miało wywrzeć na mnie jakiekolwiek politowanie. Czyli co? Powinnam była wskoczyć w fartuszek i z szerokim uśmiechem na buzi zbiec do kuchni? A może jeszcze pójść zrobić zakupy, hm?
- Pytałem się co tu jeszcze kurwa robisz?! - O swojej obecności ponownie dał znać gitarzysta. Techniczny jednak kompletnie go zignorował i cały czas wpatrywał się we mnie.
- Zamówcie pizze - odpowiedziałam krótko i chwytając jeszcze z fotela za pierwszy lepszy sweter wyszłam z pokoju. Następnie zbiegłam ze schodów i nie zwracając uwagi na zaczepki siedzących w salonie kolesi wyszłam jak najszybciej z tego pieprzonego miejsca.
Gdybym wcześniej wiedziała jak to będzie wyglądać, to chyba wolałabym zostać w starym, poczciwym Hell House. Brakowało mi tej ruiny. Na wspomnienie wszystkich zdarzeń jakie miały tam miejsce moje kąciki ust mimowolnie unosiły się do góry. Klepanie biedy było całkiem znośne. Radziliśmy sobie, a w dodatku byliśmy jakoś bardziej ze sobą zżyci. W tym domu, które załatwiła nam wytwórnia czułam się zwyczajnie obco. Za dużo osób z zewnątrz miało do niego dostęp.
Chowając dłonie w kieszenie moich dżinsów podążyłam leniwym krokiem przed siebie. Musiałam odreagować a samotne spacery działały na mnie całkiem kojąco. Parę minut później usłyszałam jednak jak ktoś za mną biegnie. Nie musiałam się odwracać, wiedziałam, że to Saul.
- Cam, zaczekaj! - Dopadł mnie w końcu i zagrodziwszy mi drogę pochwycił w dłonie moją twarz. Wywróciłam oczami, po czym wbiłam w niego zirytowany wzrok. Dobrze wiedział o co tak naprawdę się złościłam. Powtarzałam mu to dzień w dzień, ale widocznie latało mu to koło chuja. - Cam, daj spokój. Po prostu mogliśmy zamknąć drzwi na klucz. - Ach no tak, nie pomyśleliśmy... Nasza wina.
- To by zaczął do nich pukać - odparłam z ironią.
- To byśmy go zignorowali.
- Ta, cudownie jest się dymać, wiedząc, że jakiś typek stoi za drzwiami i tylko czeka żeby nam zacząć truć dupę. A raczej mi truć dupę - fuknęłam i odepchnąwszy go od siebie ruszyłam w dalszą drogę. Hudson oczywiście skakał koło mnie jak ten głupi i wciąż sklecał jakieś bezsensowne zdania. Halo, czy ktoś ma taśmę klejącą? Bo najchętniej zakleiłabym temu panu buzię.
Dwadzieścia minut później, kiedy ja wciąż się do niego nie odzywałam postanowił się wreszcie poddać. Wbił wzrok w czubki swoich trampek i milcząc przyciągnął mnie bliżej siebie.
Okolica, w której się znajdowaliśmy była cudowna. Domek przy domku. Zewsząd zapach grillowanego mięsa i śmiech ludzi, którzy w piękne kalifornijskie wieczory urządzali imprezy w swoich zadbanych ogrodach.
- Spójrz. - Zatrzymałam się w pewnej chwili i kiwnęłam głową na zajebiście piękny dom. - Nie chciałbyś w takim mieszkać?
- Jasne, żebym chciał, ale...
- Tak wiem, zespół. Jesteście jak nieodłączni bracia. Lepiej wam się pracuje kiedy jesteście razem. - Parodiowałam z sarkazmem jego wcześniejsze tłumaczenia.
- To nie tak, ja...
- Ale Slash! Ja się duszę w tej chacie! Gdyby to był jeszcze sam Izzy, Duff i Steven... Ale ci techniczni, ci wasi kolesie... Ich jest z dnia na dzień coraz więcej! Nie mogę po południu usadzić swojej dupy na kanapie, bo zawsze jakiś obcy typek musi na niej głośno chrapać! - Zdenerwowałam się. Musiałam w końcu z siebie wszystko wyrzucić.
- Rozumiem cię, naprawdę, ale...
- Dlaczego nie kupimy jakiegoś mieszkania? Przecież jeśli złożymy się na nie oboje to spokojnie nam starczy. Zobacz jak Julie i Axl sobie żyją. Mogą imprezować z nami w tym syfie, a później wracają do swojego mieszkania, gdzie żaden pieprzony Jake nie będzie im kurwa przeszkadzał! O co chodzi, Slash?! Dlaczego my tak nie możemy?! Powiedz mi w czym tkwi problem! - Podniosłam głos i wbiłam w niego wzrok pełen wyrzutów i rozżalenia.
Chłopak podniósł swój dotąd spuszczony łeb i przełykając ślinę odgarnął swoje niesforne kłaki z czoła.
- Bo ja jestem spłukany... - Mruknął cicho.
- Jak to spłukany? - wytrzeszczyłam oczy. Przez moją głowę momentalnie przeszedł czarny scenariusz, że Saul zadłużył się u jakiegoś dealera.
Hudson chwycił mnie za rękę i skręcając w prawo zaczął mnie prowadzić jakąś ścieżką wgłąb tej dzielnicy. Nie odzywając się posłusznie szłam za nim. W końcu zatrzymaliśmy się przy czymś, co miało być w przyszłości najprawdopodobniej domem. Brak dachu, brak okien... Ale jego wielkość robiła cholerne wrażenie.
- No bo ja kupiłem nam dom - wymamrotał drapiąc się po głowie.
Stanęłam jak wryta, zamrugałam parokrotnie, po czym odwróciłam twarz w stronę chłopaka. Był jakby zmieszany, zawstydzony. Uciekał wzrokiem gdzie popadnie.
- Saul? - Gitarzysta zerknął na mnie pytająco. - Przepraszam cię... Nie miałam pojęcia.
- Nie mogłaś mieć, to miała być niespodzianka. - Uśmiechnął się głupio. Na jego słowa momentalnie zmiękłam. Patrzyłam na niego z niedowierzaniem, ale i rosnącą miłością. Nie, nie dlatego, że byłam materialistką i zakochałam się w wizji mieszkania w ogromnym domu. Serce waliło mi raczej ze względu na to, że ktoś zrobił coś tak wielkiego z myślą o moim szczęściu. I że ktoś myślał o mnie bardzo poważnie. To nie było mieszkanie, z którego w każdej chwili można się wyprowadzić. To był do jasnej cholery dom.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę. - Odparłam i nie zwlekając ani chwili dłużej wpiłam się w jego miękkie wargi.
- Ale wiesz, że potrzeba jeszcze sporo czasu żebyśmy mogli w nim zamieszkać, nie? - Zapytał kiedy oderwaliśmy się od siebie i oparł swoje czoło o moje. Przytaknęłam delikatnie głową.
- Dołożę się. - Dodałam bez zastanowienia i jeszcze raz zerknęłam na nasze przyszłe gniazdko. Ze szczęścia wybuchłam nagle niepohamowanym śmiechem. Obróciłam się wokół własnej osi i jeszcze raz rzuciłam na Mulata prawie go przy tym dusząc.
Fakt, że w naszej obecnej siedzibie nie będę musiała spędzić wieczności poprawił mi nastrój do tego stopnia, że miałam w dupie Jake'a i całą resztę tych debili. Mogli mnie teraz wszyscy w nią pocałować!
Znakomity nastrój towarzyszył mi całą drogę powrotną i nie odklejałam się od Saula nawet na chwilę. Otwierając drzwi naszego nowego Hell House i wymijając się z pijanym McKaganem nadal tryskałam pozytywną energią. Dopiero widok w środku skutecznie ostudził moje emocje. Albo inaczej - radość zmieniła się w panikę.
- Odsuńcie się! - Krzyknęłam i podbiegając do ściany odepchnęłam do tyłu jakichś dwóch długowłosych chłopaków. To nie był pierwszy raz kiedy Stradlin przeholował z narkotykami. Tyle że za każdym razem bałam się tak samo. A może i bardziej.
Kucnęłam przy chłopaku i odgarnęłam z jego bladej twarzy pasmo tłustych włosów.
- Izzy, idioto, co ty robisz? - Poklepałam go nerwowo po policzkach.
- Izzy, idioto, co ty robisz? - Poklepałam go nerwowo po policzkach.
- Trzeba wyciągnąć strzykawkę - rzucił Hudson i przesuwając mnie nieco w bok wyciągnął z jego ręki igłę. Ja w tym czasie szybko sprawdziłam puls. Wyczuwalny. Odetchnęłam z "ulgą".
- Przenieście go na kanapę... - wymamrotałam, na co chłopcy chwycili bruneta za nogi i ręce, po czym przenieśli go na sofę i przykryli kocem.
Mój poprzedni entuzjazm prysnął. Jak miałam ze spokojem i szczęściem zacząć nowy etap w swoim życiu kiedy wiedziałam, że inni byli obecnie w trakcie targania się na śmierć? Gdy słyszałam jak szefowie wytwórni gadali między sobą o tym, że niedługo któryś z nich na pewno wysiądzie chciało mi się płakać.
Osunęłam się po ścianie na podłogę i ukryłam twarz w dłoniach. Siedziałam tak całą noc, sprawdzając co trochę czy Stradlin oddycha.
~*~
Cześć czołem. Mamy kolejny rozdzialik. Szybkie tempo jak na mnie, nie?
Ale do rzeczy... Wiem doskonale, że na razie nic specjalnego się nie dzieje, że mogłoby być ciekawiej. Ale będzie, I promise. I to już niedługo.
Ale do rzeczy... Wiem doskonale, że na razie nic specjalnego się nie dzieje, że mogłoby być ciekawiej. Ale będzie, I promise. I to już niedługo.
Buzi!