Julia:
Obudziłam się dość wcześnie i bardzo zdziwił mnie fakt, że leżę na materacu, kiedy z tego co pamiętam zasnęłam przy stole w kuchni. Coś mi się nie zgadzało.
Podciągnęłam się na łokciach i rozejrzałam po pokoju. Na kanapie w trójkę spali Slash, Duff i Steven, a pod kanapą leżał rudzielec. Nie wierzyłam. Czyżby pan Rose ustąpił mi miejsca? Uśmiechnęłam się sama do siebie, ale uznałam, że trzeba wstać, bo jak się obudzi będę musiała mu podziękować czy coś, a jakoś nie miałam na to ochoty. Nie po tym co mi powiedział. Ten człowiek był dla mnie trochę pojebany. Jego humorki były nie do zniesienia. Fakt, też nie należę do najnormalniejszych, ale ze mną się chyba da wytrzymać.
W końcu zdałam sobie sprawę, że wraz z Kamilą jesteśmy na Sunset Strip już trzeci dzień i wypadałoby znaleźć sobie wreszcie pracę. Poszłam więc do sypialni i od razu parsknęłam śmiechem. Kamila leżała na ziemi, a Stradlin rozłożył się na całym łóżku i z błogim uśmiechem mamrotał coś pod nosem.
Podeszłam do przyjaciółki i lekko ją szturchnęłam.
- Hej, wstawaj, trzeba poszukać pracy! - krzyknęłam.
- Co? Jakiej tacy? - odparła nieprzytomnym głosem. - Moja ręka... - syknęła.
- Pracy! No nie dziwię się, że cię coś boli skoro leżysz na podłodze - zadrwiłam.
Kamila przetarła oczy i zaczęła się podnosić.
- Dobra... To wyruszamy na poszukiwania pracy powiadasz?
- No tak. Ubieraj się, a ja zrobię nam kawę.
- Okej - mruknęła i zaczęła czołgać się do swojej torby.
Poszłam do kuchni i włączyłam czajnik.
- Co robisz? - Usłyszałam nagle za sobą i z lekkiego przestrachu upuściłam na ziemię łyżeczkę. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam Slasha.
- Spokojnie. Wiem, że z rana nie wyglądam korzystnie. - Zaśmiał się i podnosząc ją, podał mi z powrotem.
- Wystraszyłeś mnie. Robię kawę, chcesz też? - zaproponowałam. Chłopak tylko przytaknął głową, po czym zaczął szperać w lodówce. Ja czekając natomiast, aż woda w czajniku się zagotuje usiadłam sobie przy stole i zaczęłam przeglądać pierwsze lepsze czasopismo. Chwilę potem zjawiła się przy nas Kamila. Ubrana w czarną, krótką sukienkę. Jej rozpuszczone włosy, które dziś były wyjątkowo proste, układały się teraz idealnie. Krótko mówiąc wyglądała jak niezła sztuka. Mulat odwrócił się i na widok szatynki wymsknęło mu się ciche 'o kurwa'.
- Coś nie tak? - spytała zmieszana marszcząc uroczo brwi.
- Nie, nie, po prostu ładnie dziś wyglądasz. - Tu zmierzył ją wzrokiem i uśmiechnął się do niej. - Oczywiście zawsze ładnie wyglądasz, ale teraz widzę cię w takiej... innej odsłonie - dodał szybko, drapiąc się nerwowo po włochatej łepetynie.
- Dobra, skończ Slash - zaśmiała się.
Słooooooodko. Mogę już puścić pawia?
- Zrobiłaś tą kawę? - spytała. Wstałam leniwie z krzesełka i zalałam trzy kubki.
- Slash, a ty tak na prawdę to... Nie nazywasz się chyba Slash, nie? - spytała nagle Kamila z wyraźnym zaciekawieniem.
- Nie, nazywam się Saul. Saul Hudson. Slash to taka ksywka, którą dostałem jeszcze
w dzieciństwie.
- A chłopaki, też posługują się innymi imionami? - Podchwyciłam temat.
- Tak, wszyscy, oprócz Stevena. Duff ma naprawdę na imię Michael, Izzy to Jeffrey, no a Axl to William.
- William? - Parsknęłam pod nosem. Takie eleganckie imię, a tak się marnuje...
- No tak - Saul spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nevemind. Idę się wystroić. W końcu żeby znaleźć pracę trzeba się dobrze prezentować, prawda Camille? - mruknęłam z przekąsem mierząc ją wzrokiem, a ta uśmiechnęła się sztucznie. Dopiłam jeszcze swoją kawę i poleciałam się ubrać.
Założyłam czarne, obcisłe spodnie, czerwone szpilki i koszulkę z logo The Rolling Stones. Włosy upięłam w koka, pomalowałam rzęsy, a na usta nałożyłam czerwono-krwistą szminkę. Kiedy byłam już gotowa udałam się z powrotem do kuchni. Wszyscy już powstawali i siedzieli teraz porozwalani na kanapie.
Gdy mnie zobaczyli zrobili wielkie oczy, a Duff zagwizdał.
- A co ty zamierzasz podbijać o... - Tu spojrzał na zegarek. - Dziesiątej rano? - zapytał zaciekawiony McKagan.
- Burdel jest już czynny... - mruknął pod nosem Rose, co mimo wszystko zdołałam usłyszeć. Wzięłam jednak trzy głębokie oddechy i postanowiłam zignorować jego uwagę.
- Idziemy z Camille na poszukiwania pracy. W końcu trzeba zacząć zarabiać kasę... No i musimy się porozglądać za jakąś kwaterką. Nie będziemy was przecież wiecznie truć naszą obecnością. - Spojrzałam wymownie na rudego, ale chyba zbytnio się nie przejął.
- O nie, nie zgadzamy się. Macie zostać. Kto nam będzie gotował? Możecie u nas mieszkać jak długo chcecie. Co nie? - Steven zwrócił się do reszty przejętym głosem, na co ci przytaknęli głowami.
- Pomyślimy nad tym, ale teraz już zmykamy, bo tak czy siak musiałybyśmy dołożyć się do czynszu.
...
- Rainbow Bar and Grill. Wchodzimy?
- Mhm - rzuciła Kamila i wepchnęła mnie do środka.
- Przepraszam, czy możemy pogadać z szefową? - spytałyśmy pierwszej lepszej kelnerki.
- Tak, już wołam.
Po chwili dziewczyna wróciła do nas z wysoką blondynką, może w wieku czterdziestu lat.
- O co chodzi? - zapytała konkretnie.
- Czy nie szuka może pani kogoś do pracy? - spytałam.
- A no przydałoby się parę tancerek.
- A kelnerki nie wchodzą w grę? - dodałam z nadzieją w głosie. Nie chciałam tańczyć na rurze przed stadem napalonych, pijanych oblechów.
- Nie, mamy komplet. To co, decydujecie się? - Spojrzałyśmy się na siebie, ale widziałam, że Kamili też ten pomysł nie przypadł do gustu.
- Wstrzymamy się.. ale dziękujemy.
- Proszę.
Niezniechęcone ruszyłyśmy do innych klubów, ale jak się później okazało - nikt nie szukał kelnerek. W końcu zrezygnowane weszłyśmy do sklepu muzycznego, o tak, z nudów.
Łażąc między półkami z kasetami udało nam się podsłyszeć niezbyt przyjemną konwersację dwóch gości.
- Znowu się spóźniłeś! Do tego jesteś pijany!
- Ale szefuniu...
- Zamknij się jak mówię. Klienci są z ciebie niezadowoleni. Nie chcę takiego pracownika dłużej w moim sklepie. Zwalniam cię!
- No ale...
- Wynocha! - Mężczyzna wyrzucił chłopaka za drzwi, a zauważając nasze zdziwione spojrzenia, zdał sobie chyba sprawę, że zrobił zamieszanie. - Przepraszam - odchrząknął.
- Nie, nie... Nic się nie stało - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
- A nie szuka pan kogoś na jego miejsce? Na przykład dwóch młodych, w dodatku pracowitych dziewczyn? - odezwała się bez żadnego skrępowania Kamila. Posłałam przyjaciółce zaskoczone spojrzenie. Facet poszedł w moje ślady, ale moja przyjaciółka nic sobie z tego nie robiąc w dalszym ciągu się do niego szczerzyła.
- Może szukam... Ale czy dwóch?
- Nam we dwójkę pracuje się lepiej! Nie zawiedzie się pan na nas! Przysięgamy!
- Jakieś kwalifikacje?
- Będąc na studiach miałyśmy okazję dorabiać sobie w różnych sklepach.
Osobiście znam się całkiem dobrze na instrumentach, szczególnie jeśli chodzi o gitary. Poza tym obie mamy wyśmienity gust muzyczny! - zaręczyła szatynka.
Facet przejechał kilkakrotnie dłonią po brodzie i zaczął mamrotać coś pod nosem.
- Możemy spróbować. Kiedy byście chciały zacząć?
- Możemy nawet teraz! - rzuciłam podekscytowana.
- W takim razie wprowadzę was trochę w ten biznes.
Niski mężczyzna przy kości o imieniu Bob przedstawił nam regulamin, zapoznał trochę z instrumentami, a na koniec dał koszulki z nazwą sklepu. Zaskoczone takim obrotem sprawy, mogłyśmy... Zaczynać pracę.
A może raczej próbną pracę. Szef ustawił się za kasą i bacznie nas obserwował.
Na szczęście zdałyśmy "egzamin". Dla każdego klienta byłyśmy uprzejme i ogółem szło nam dobrze. Szef powiedział, że jesteśmy oficjalnie zatrudnione i dał nam kartkę z grafikiem. Miałyśmy pracować razem o tych samych godzinach. Podziękowałyśmy mu i wyszłyśmy ze sklepu gdzieś przed dwudziestą... Kiedy byłyśmy już poza sklepem zaczęłyśmy się drzeć ze szczęścia. Co tam, że ludzie się na nas gapili. Nie sądziłam, że ten dzień tak dobrze się potoczy. Wróciłyśmy do domu i pochwaliłyśmy się chłopakom.
- No to trzeba to uczcić! - zawołał Duff i już po chwili wszyscy popijaliśmy... Nightrainy, a cóż innego.
Kamila:
Na piciu skończyć się jednak nie miało... Izzy przyniósł dwie paczuszki z białym proszkiem i już po chwili każdy z nas wciągał po kresce. Przyznam, że to nie była moja pierwsza przygoda z narkotykami. Razem z Julią trochę brałyśmy w czasach studenckich, ale uzależnione nie byłyśmy, to znaczy nie ja. Julia przechodziła trudny czas, ale miała to już sobą.
Duff włączył kasetę Aerosmith i zaczęły się tańce. Dość chwiejne, ale zawsze coś. Było zabawnie, nawet bardzo. W końcu jednak zmęczeni opadliśmy na kanapę i podłogę, po czym zaczęło się gadanie. Chłopaki opowiadali coś o swoim zespole, o swoich planach na przyszłość i takie tam.
Później słuchaliśmy Stevena, który pieprzył o swoich intrygach miłosnych. To było dość... komiczne.
Nagle jednak pijany już McKagan spytał bezpośrednio blondynki:
- Ej, a co to za historia z twojej przeszłości o jakimś chłopaku? Camille coś wspominała.
Julia spojrzała się na mnie zdenerwowana, a ja tylko mruknęłam ciche 'przepraszam'. Wszyscy skierowali na nią swój wzrok.
- Nie ma o czym mówić. Gówniarskie zauroczenie - prychnęła jakby z kpiną i spuściła głowę w dół.
- No opowiedz - Duff dalej nalegał.
- Dobra, opowiedz im, a ja idę spać, głowa mnie boli. Dobranoc wszystkim - rzuciła i poszła do sypialni. Myślę, że po prostu nie chciała być przy tej rozmowie. Nie dziwiłam jej się, to było dla niej niekomfortowe i nie lubiła do tego wracać.
- To opowiesz? - spytał mnie blondyn.
- No okej. - Wzięłam jeszcze łyka Nightraina i zaczęłam: - Na pierwszym roku studiów...
- Studiowałyście? - przerwał mi Saul.
- Tak, anglistykę. No więc... Na pierwszym roku studiów Julie zaczęła spotykać się z pewnym kolesiem. Nazywał się Adam. Był dość... znany. Jako cholernie przystojny cwaniak. Zmieniał dziewczyny jak rękawiczki. No i wziął sobie pewnego razu na cel moją blondi. Oczywiście ostrzegałam ją przed nim, ale ta była po uszy zakochana. Zaczęli chodzić razem na imprezy, a potem nawet ze sobą pomieszkiwać. - Tu uśmiechnęłam się krzywo. - Adam zaczął wciągać ją w narkotyki i alkohol. Nie mogłam jej poznać. Aniołkiem nigdy nie była, ale zachowywała się w tamtym momencie okropnie. Zaczęła zawalać szkołę. Po miesiącu razem coś wynajęli i musiała zacząć zarabiać na czynsz. Pracowała w klubie i jakimś sklepie, musiała bowiem skombinować sporo kasy, bo Adam nic nie płacił. Wmawiał jej, że prowadzi jakieś interesy i że niedługo dostanie kasę, ale nic takiego się nie stało. Kiedyś Julie spóźniła się na bardzo ważny egzamin, w dodatku przyszła na niego gdy była jeszcze pod wpływem narkotyków, profesor wyrzucił ją z sali i trafiła do dziekana. Dał jej ostatnią szansę. Po pewnym czasie wyglądała jak... No, źle... Rano wykłady, po południu był czas na naukę, a wieczorem i w nocy pracowała. A Adam, nie robił kompletnie nic. Pewnego razu wybrałyśmy się obie do klubu i zobaczyłyśmy go jak obściskiwał się z jakąś laską. Kiedy Julie do niego podeszła i zrobiła mu awanturę on tylko zaśmiał jej się w twarz i powiedział, że nigdy jej nie potrzebował, że była jedną z wielu... Załamała się. Była spłukana. Przestała pracować i przestała się uczyć. Liczył się tylko alkohol i zielsko. W końcu ja i kilka znajomych postawiliśmy ją na nogi, ale od tamtego czasu bywa dość nieufna, szczególnie w stosunku do facetów.
- Chujnia - podsumował Duff, a ja tylko mu przytaknęłam.